Na odcinku religijnym
Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto) • 22 grudnia 2024 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5740
Nie ma rzeczy, ani sytuacji doskonałych. Przeważnie bywa tak, że na jednym odcinku przeważają plusy dodatnie, ale za to na innym – plusy ujemne. Weźmy na przykład Wielce Czcigodnergo pana mecenasa Romana Giertycha. Za czasów pierwszego rządu „dobrej zmiany” był on wicepremierem w vaginecie Jarosława Kaczyńskiego. Stało się to dzięki przewielebnemu ojcu dyrektorowi Tadeuszowi Rydzykowi. Jego bowiem staraniem powstała Liga Polskich Rodzin, dzięki której Wielce Czcigodny Roman Giertych, z osobliwego herszta grupki młodych drapichrustów, czyli Młodzieży Wszechpolskiej, awansował do pierwszej politycznej ligi, jako lider LPR, wicepremier i minister edukacji. Ponieważ z tego awansu nie był zadowolony zarówno Judenrat „Gazety Wyborczej”, jak i bezcenny Izrael, który nawet wystosował do rządu „dobrej zmiany” demarche w tej sprawie, przeciwko Wielce Czcigodnemu Romanu Giertychu młodzież urządzała demonstracje pod hasłem: „Giertych do wora, wór do jeziora!”
Ale stało się, że rząd „dobrej zmiany” został podany do dymisji przez Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego wskutek nieudanej, bezpieczniackiej prowokacji, która miała pogrążyć wicepremiera Andrzeja Leppera. W rezultacie Wielce Czcigodny Roman Giertych przestał być wicepremierem, a poza tym Liga Polskich Rodzin też mu się rozleciała na skutek rażącej niewdzięczności pana mecenasa wobec swego wynalazcy i dobroczyńcy, czyli przewielebnego Ojca Dyrektora. W tej sytuacji Wielce Czcigodny Roman Giertych zaczął chwytać się brzytwy w postaci pana Janusza Kaczmarka, który za sprawą prezydenta Lecha Kaczyńskiego zastąpił w rządzie „dobrej zmiany” na stanowisku ministra spraw wewnętrznych „trzeciego bliźniaka” Ludwika Dorna i urzędował dopóty, dopóki nie został przyłapany, jak o północy, na 40 piętrze hotelu „Marriott” w Warszawie składał meldunek sytuacyjny swemu prawdziwemu zwierzchnikowi, czyli panu Ryszardowi Krauzemu. Czy akurat to zdecydowało, że Wielce Czcigodny Roman Giertych zaczął lansować pana Kaczmarka na premiera rządu, czy też była to chwilowa utrata poczucia rzeczywistości spowodowana politycznym upadkiem – trudno zgadnąć.
Potem Wielce Czcigodny pan mecenas wrócił do praktyki adwokackiej, reprezentując jak nie Księcia-Małżonka, to samego obywatela Tuska Donalda i członków jego rodziny, dostarczając w tym czasie licznych dowodów przechodzenia na jasną stronę Mocy, to znaczy – na stronę Volksdeutsche Partei. Przybierało to również formy widowiskowe, na przykład w postaci kicania w obronie demokracji, czy może już praworządności – bo – jak pamiętamy – Nasza Złota Pani w marcu 2017 roku odpuściła walkę o demokrację w naszym bantustanie na rzecz walki o praworządność, która trwa aż do dnia dzisiejszego. Tak czy owak kicający Wiece Czcigodny pan mecenas, to był widok niezapomniany.
Jednak Judenrat „Gazety Wyborczej” i najtwardsze jądro „towarzycha” w osobie pani filozofowej Środy Magdaleny, zachowywało wobec niego chłodną rezerwę – aż wreszcie obywatel Tusk Donald w 2023 roku wciągnął go – ale nie na członka Volksdeutsche Partei – tylko na listę wyborczą KO, dzięki czemu znowu został Wielce Czcigodnym, chociaż tylko prostym posłem. Ponieważ Książę-Małżonek został rzucony na odcinek dyplomatyczny, obowiązki „dorzynania watahy” przejął Wielce Czcigodny Roman Giertych, stając na czele specjalnego zespołu naganiaczy. Oczywiście uczestnictwo w Sejmie po stronie Volksdeutsche Partei wymagało od Wielce Czcigodnego rozmaitych deklaracji, również światopoglądowych, co stało się przyczyną nieprzyjemnego incydentu. Oto Wielce Czcigodnemu jakiś przedstawiciel reakcyjnego kleru odmówił udzielenia Komunii św. pod pretekstem poparcia zapładniania w szklance. Obiach i to publiczny! Wielce Czcigodny poskarżył się na to męczeństwo Judenratowi, publikując na łamach „GW” stosowną relację. Jak się okazało, był to zaledwie wstęp do spowiedzi, jaką Wielce Czcigodny odbył w Juderacie, wyrażając na łamach „GW” żal za grzechy młodości w postaci „antysemityzmu” i „fanatyzmu”. Czy dzięki tej quasi-sakramentalnej czynności Wielce Czcigodny zostanie uznany za godnego dołączenia do stada autorytetów moralnych, czy będą konieczne jeszcze jakieś inne kroki, np. drobny zabieg chirurgiczny – czas pokaże.
Rozpisałem się na temat Wielce Czcigodnego, chociaż nie on sam jest tu najważniejszy, tylko szerszy problem reakcyjnego kleru i odcinka religijnego. Czy odmowa udzielenia Wielce Czcigodnemu Romanowi Giertychowi Komunii św. pod pretekstem popierania przezeń zapładniania w szklance nie dostarcza przesłanek przemawiających za potrzebą reformy Kościoła, a konkretnie – utworzenia Kościoła św. Judasza, który byłby nie tylko „ubogi”, ale również „otwarty” i „tolerancyjny”? Przemawia za tym okoliczność, że Judenrat „GW” już dawno lansował temat Judasza, omawiając stosowną „ewangelię”. Ale nie tylko to za tym przemawia. Oto w vaginecie Donalda Tuska narasta napięcie na tle wybryku ministra nauki pana Wieczorka, który dopuścił się myślozbrodni w postaci ujawnienia nazwiska „sygnalistki”, co to wybrała się z donosem akurat do niego. Ponieważ „sygnaliści” w naszym i tak już wystarczająco nieszczęśliwym kraju zostają objęci specjalnym, ustawowym statusem ochronnym, sytuacja dojrzała do symetrycznego zabezpieczenia ich interesów na odcinku religijnym. Chodzi o to, że każda grupa zawodowa, czy nawet środowisko ma swojego patrona – z wyjątkiem właśnie donosicieli, czyli „sygnalistów” i konfidentów.
Tak się szczęśliwie składa, że znakomitym kandydatem na patrona tych środowisk jest właśnie Judasz – ale żeby wszystko trzymało się kupy, a pozory były zachowane, niezbędne wydaje się powołanie przez Judenrat, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oraz stare kiejkuty Kościoła Otwartego pod wezwaniem właśnie św. Judasza. Ten Kościół, przyciągając do siebie księży-patriotów, mógłby najsampierw nawiązać dialog z judaizmem, a korzystając z pośrednictwa „judaizmu” – znormalizować stosunki z Kościołem Rzymskim, który – jak się wydaje – też przechodzi rozmaite metamorfozy, więc wszystko – jak powiadają gigtowcy – „gra i koliduje”. W takiej sytuacji nie byłoby już żadnych teologicznych powodów, dla których przedstawiciel reakcyjnego kleru miałby odmówić Wielce Czcigodnemu Romanowi Giertychowi Komunii św. I wreszcie argument sytuacyjny.
Oto Judenrat, piórem red. Wojciecha Czuchnowskiego sugeruje, że pan Marcin Romanowski, skazany przez niezawisły sąd na areszt wydobywczy, ukrywa się, jak nie na Węgrzech, to w jakimś klasztorze w Polsce. Czy nie jest to przypadkiem padgatowka do nalotu Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na wszystkie klasztory? Jeśli nawet w żadnym z nich pan Romanowski się nie ukrywa, to naloty ABW na klasztory, łącznie z penetracją pomieszczeń klauzurowych, dostarczyłby Judenratowi, nie mówiąc już o panu mecenasie Nowaku, mnóstwa tematów do smakowitych demaskatorskich reportaży i poczytnych książek, sprzyjając jednocześnie pomyślnej niwelacji terenu pod budowę Generalnego Gubernatorstwa.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).