NIE DALI SIĘ KOMUNISTOM, ZABIŁ ICH ARCHIWISTA
Krzysztof Baliński
Cieszyliśmy się, że będziemy mieć prezydenta, który nie będzie „sługą narodu ukraińskiego”. Mieliśmy nadzieję, że zerwie ze ślepym filosemityzmem i że nie zatrudni w swej Kancelarii patałachów tak, jak jego żałosny poprzednik. Ale po tym, gdy ogłosił, kto będzie szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, takiej nadziei już mamy mniej. Uzasadniając wybór Sławomira Cenckiewicza, prezydent-elekt ogłosił: „To wybitny intelektualista, akademik i autor wielu książek dotyczących działalności komunistycznych oraz sowieckich służb specjalnych”.
Tu wyjaśnienie: Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego odpowiada za doradztwo w zakresie bezpieczeństwa i obronności państwa. Opracowuje analizy i rekomendacje dotyczące zagrożeń, polityki militarnej oraz sytuacji strategicznej. Choć nie dowodzi wojskiem, pełni kluczową rolę – wspiera zwierzchnika Sił Zbrojnych. A jakie kompetencje w tym zakresie ma archiwista. Gdzie je nabył? Będąc pełnomocnikiem Antka Macierewicza ds. reformy archiwów wojskowych? Badając historię opozycji antykomunistycznej w PRL? Sporządzania raportów dotyczących polityki militarnej oraz sytuacji strategicznej nauczył się kompilując biografię Lecha Kaczyńskiego i pracując na pół etatu w Archiwum MSZ?
W tym kontekście przypomnijmy, że ministrami obrony, odpowiedzialnymi za tragiczny stan polskiej armii byli historycy: Bronisław Komorowski, Antek Macierewicz i Mariusz Błaszczak (nie mówiąc o lekarzu psychiatrze Klichu, socjologu Parysie, posiadaczu dyplomu bakałarza filozofii Radku oraz lekarzu pediatrze Kosiniaku-Kamyszu). Nie zapomnijmy też, że „historykiem” jest Donald Tusk. Przytoczmy też słowa profesora historii Gerarda Labudy: „Odsetek idiotów wśród profesorów jest taki sam jak wśród woźniców”.
Gdy w lutym 2021 r. kierowanie wrocławskim oddziałem IPN powierzono Tomaszowi Greniuchowi, protestowali nie tylko Żydzi. Udział w nagonce wziął Sławomir Cenckiewicz. Nominację określił: „Tragedia”. Sekundował mu Piotr Cywiński: „[…] mamy do czynienia z ideologiem ONR-u, człowiekiem, który pisał manifesty, pisał zeszyty szkoleniowe ONR-u, on wychowywał całe roczniki ONR-owców”. W nagonce wzięła także udział „Wyborcza”. Krótko mówiąc, Cenckiewicz triumfował, a zza winkla rechotał Michnik. Nawiasem mówiąc Cenckiewicz nie zabrał głosu, gdy wicepremier w rządzie PiS mianował do Rady Muzeum Polin Ryszarda Sznepfa, którego ojciec, wraz z NKWD, polował na żołnierzy niezłomnych a jako funkcjonariusz Informacji Wojskowej przesłuchiwał, torturował i mordował, którego matka – funkcjonariuszka MBP zwalczała podziemie niepodległościowe, a wujek Oswald był sędzią, który wydawał wyroki śmierci na polskich patriotów, w tym ONR-owców.
A jakąż zbrodnię popełnił Greniuch? Nie był wnukiem funkcjonariusza UB. Nie był synem NKWD-zisty. W tym miejscu kilka porządkujących uwag: Chłopcy z ONR nie bili Żydów, ale żydokomunę. W przedwojennej Polsce faszystami byli syjoniści rewizjoniści (których wodza Ben Gurion nazywał „Włodzimierzem Hitlerem”). Członkowie 50-tysięcznego narodowo-radykalnego Bejtaru pozdrawiali się salutem rzymskim i uważali, że antysemityzm Hitlera jest pożądany, bo skłania Żydów do emigracji do Palestyny. Kierownictwo ONR osadził w Berezie Kartuskiej patron partii, do której doszlusował Cenckiewicz – Józef Piłsudski. Greniuch zajmował się przywracaniem prawdy o polskich patriotach i jego los był ostrzeżeniem dla historyków pokroju Cenckiewicza, czym mogą się zajmować, a czym nie.
Przymilając się naukowemu Sanhedrynowi, Cenckiewicz zatrwożył się „narastającą negatywną kampanią przeciwko Polsce o wydźwięku międzynarodowym”. Nie przyszło mu jednak do łba, że kampanii takiej można było dać odpór przy pomocy archiwów, w których szpera: Poprzez ujawnienie rodowodów tych, którzy nami rządzą; Poprzez pokazanie, że nieprzerwane oskarżanie Polaków o antysemityzm służy zamazaniu zbrodni, których dopuścili się na polskich patriotach; Poprzez przypominanie, że żydokomuna to potomkowie zbrodniarzy, którzy wytępili na uniwersytetach przedwojenną profesurę a na wykłady chodzili z naganami, bo „grozili im zewsząd polscy faszyści”; Poprzez uświadomienie, że to Stalin nakazał, aby agentura Kominternu na całym świecie zwalczała Polaków pod hasłem „walki z faszyzmem”.
No i poprzez przypominanie, że Żydzi mieli haniebny udział w zagładzie własnego narodu, że mieli żydowską policję, która w ręce Niemców wydała oprócz 50 000 Żydów, 6 000 Polaków, którzy ukrywali Żydów i ponad 1500 księży, którzy Żydom pomagali. Dlaczego nie przypomniał przy pomocy archiwów, że w Informacji Wojskowej, która popełniała najcięższe zbrodnie, funkcjonariuszami byli wyłącznie NKWD-ziści pochodzenia żydowskiego?
Narzędzie do szerzenia wiedzy o żydokomunie miał, gdy przejął Centralne Archiwum Wojskowe. Tymczasem szperał w nim w pojedynkę, skutecznie utrudniając innym dostęp do nich, a jego głównym „znaleziskiem” była teczki mające udowodnić antysemityzm Jaruzelskiego i antysemitów „prześladujących” żydowskich generałów w marcu ‘68. Cenckiewicz nie nadrobił też zaniechań z lustracją i dekomunizacją, która nie objęła tych, którzy mieli dziadków w MBP i KPP. Polsce lustracja jest potrzebna, ale nie podpowiadana przez Michnika i nie z pytaniem, gdzie kto był, tylko co robił, czy sądził w kapturowych sądach, czy torturował! Tymczasem pociągnięcia dekomunizacyjne Cenckiewicza i jego promotorów objęły jedynie Polaków z PZPR walczących z żydokomuną.
Archiwa Informacji Wojskowej były najpilniej strzeżoną tajemnicą nie tylko w PRL. Ale także dzisiejsi nadzorcy tych archiwów dbają o to, aby nie zostały rzetelnie zbadane, a jeśli już je wykorzystują, to głównie przeciw ludziom o poglądach narodowo-katolickich i do akcji antypolskich. To samo dotyczy IPN, który powołany po to, aby badać zbrodnie na narodzie polskim, zajął się w pierwszym rzędzie „zbrodniami Polaków na narodzie żydowskim”. Potwierdził to A. Kwaśniewski: „IPN celująco zdał najważniejszy w swojej historii egzamin w sprawie Jedwabnego. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, co byłoby, gdyby takiej instytucji wówczas zabrakło”.
Stalin władzę w Polsce powierzył etnicznym mniejszościom, aby w miejsce wyniszczonych polskich elit stanowili trzon nowej „polskiej” inteligencji. Wiemy, że w 1956 roku 16 tysiącom obywateli ZSRR („obywateli”, a nie Rosjanom!) działającym w wojsku, milicji i bezpiece wydano polskie dowody osobiste wystawione na nazwiska Polaków zaginionych w czasie wojny. Dziś dzieci i wnuki tych ludzi rządzą Polską, zostają ministrami, zdobywają profesorskie tytuły. Często zadajemy sobie pytania, dlaczego Polakom nie udało się wyłonić własnych elit? Odpowiedź jest w archiwach. Gdy znaleziono 20 tysięcy kart ewidencyjnych „żołnierzy Armii Czerwonej, oddelegowanych do służby w Ludowym Wojsku Polskim”, Cenckiewicz szczycił się „unikatowym znaleziskiem” i zapowiedział ujawnienie kartoteki. Ale na zapowiedzi się skończyło. Dlaczego? Może dlatego, że były w niej nazwiska polityków z obu partii? A może i nazwisko dziadka dyrektora archiwum?
Mieczysław Cenckiewicz działał w Komunistycznym Związku Młodzieży Polski. Po wojnie znalazł się, jako oficer śledczy, w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Za „wydajną pracę” był awansowany. MBP było instytucją żydokomunistyczną i pikanterii dodaje, że po zdemaskowaniu dziadka, najgłośniej rechotała żydokomuna. „Setna rocznica urodzin Mieczysława Cenckiewicza. Kim był dziadek prześladowcy Wałęsy?” – pytał Jacek Rostowski. „Cenckiewicz walczy z grzechem. Co robił z Polakami dziadek nadwornego historyka PiS?” – to tytuł „Wyborczej”. „Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Chociaż Cenckiewicza trudno zaliczyć do tego pięknego gatunku. Sądząc po jego obyczajach, bliżej mu do hieny. Przebrany za rycerza z wypraw krzyżowych walił przeciwników na odlew. No i doczekał się tego samego. Do przypomnienia, że dziadek Sławomira, był ‘zbrodniarzem i kanalią, trudniącą się torturowaniem i zabijaniem ludzi za poglądy’. Nie oceniamy ludzi po życiorysach rodziny. Ale dla Cenckiewicza robimy wyjątek” – kpił postkomunistyczny „Przegląd”. Odezwał się też Radek Sikorski: „Fakt, iż miał dziadka w UB, go napędza. On chce się uwiarygodnić w swoim środowisku, więc nikomu nie da się prześcignąć w radykalizmie”.
A dodać trzeba, że Radek coś na ten temat wie, bo jego wujek był majorem KBW, bo przy wjeździe do swego dworku umieścił napis „Strefa zdekomunizowana”, bo w MSZ otoczył się żydokomuną. No i tak, jak Cenckiewicz ma problemy ze zdrowiem psychicznym. I jeszcze jedno – to nie Cenckiewicz ujawnił teczkę dziadka. Sam przyznał: „Moi koledzy z IPN zapytali, czy miałem w rodzinie kogoś takiego jak Mieczysław Cenckiewicz”.
Dlaczego tak się zachował? Odezwały się w nim geny po dziadku umoczonym po uszy w antypolskim szambie? Chciał doszlusować do nowej elity nazwanej przez S. Michalkiewicza „szlachtą jerozolimską”? Wydawało mu się, że już jest jej członkiem. Doszedł do konkluzji, że aby doszlusować do nowej elity jest tylko jedna droga – dać się obrzezać? Tymczasem wykonał posługę szabesgoja, czyli – jak podaje Wikipedia – ubogiego chrześcijanina służącego za niewielkie wynagrodzenie do wykonywania czynności, które są zakazane Żydom podczas szabatu, jak rozpalenie pieca i… zmiana świec w chanuce. I jeszcze jedno – w 2005 r. Cenckiewicz nie pozwolił, by metropolitą warszawskim został ktoś, kto rozszyfrował rodowód polskich elit – wziął, obok Lecha Kaczyńskiego, B’nai B’rith i „Gazety Polskiej”, udział w akcji utrącenia abpa Stanisława Wielgusa.
7 listopada 2011 r. Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego nadał Sławomirowi Cenckiewiczowi tytuł doktora habilitowanego. Za rozprawę habilitacyjną posłużyła broszura o Annie Walentynowicz. Dopuszczenie do kolokwium habilitacyjnego to nie łatwa sprawa – wymaga zgody kontrolujących polską naukę cadyków. Centralną rolę w procesie habilitacyjnym odgrywa „komisja habilitacyjna”, której członków powołuje Rada Doskonałości Naukowej, której (jak mówi ustawa) „skład i przewodniczący jest starannie dobierany”. I tu pytanie: Czy prożydowskie wyczyny Cenckiewicza nie są spłatą zobowiązań podjętych wobec żydokomuny za dopuszczenie do kolokwium habilitacyjnego?
Cenckiewicz poparł tzw. Deklarację szesnastu zarzucającą, że G. Braun „szerzy wrogość w relacjach chrześcijańsko-żydowskich”. We jej wstępie czytamy: „Chrystus obchodził święto Chanuki”. Tymczasem w Ewangelii mamy: „Jezus przechadzał się w świątyni (…) Żydzi porwali za kamienie, aby Go ukamienować”. Uczestnictwo w święcie Chanuka jest dla katolików grzechem śmiertelnym. Uczył o tym św. Tomasz i mówił Benedykt XIV (w encyklice Ex quo): „Obrzędy Prawa Mojżeszowego zostały zniesione przez przyjście Chrystusa i nie mogą być dłużej przestrzegane bez grzechu, po ogłoszeniu Ewangelii”.
I jeszcze jedno – ci, którzy zapalali świeczki to członkowie sekty, którzy swojego ostatniego przywódcę uważają za „mesjasza”, a to oznacza, że udział katolików w takich obrządkach to łamanie pierwszego przykazania. Jeden z sygnatariuszy listu, były marszałek Sejmu Marek Jurek egzegezy Pisma Świętego dokonał w oparciu o skrypty uczelniane swej córki, studiującej judaistykę na UW. A skąd wiedzę na ten temat czerpał archiwista Cenckiewicz? Jakie miał w tej materii kompetencje? Może tłumaczy to opinia o nim kolegów archiwistów, że to pyszałek i bufon?
W innej części listu mamy: „Obchodzenie uroczystości zasługuje na szacunek. Tymczasem, Braun nie sprzeciwił się obrządkom w żydowskiej świątyni, ale imprezie politycznej, której zamysłem jest demonstracja potęgi sekty Chabad Lubawicz i pokazanie, kto tam rządzi i pisze ustawy. Nie przypadkiem też świece zapalili w czasie obrad Sejmu – centrum władzy ustawodawczej, w dniu expose premiera, co badaczowi tajnych służb powinno dawać do myślenia. I jeszcze jedno: Chanuka upamiętnia wyrżnięcie Greków i zhellenizowanych Żydów, i to tak, jakby kazać Rosjanom fetować na Kremlu „Cud nad Wisłą”.
Cenckiewicz zlustrował Witolda Kieżuna. W pełnym łgarstw paszkwilu oskarżył profesora o współpracę z PRL-owską bezpieką. Kim był (zmarł 12 czerwca 2021 w wieku 99 lat) prof. Kieżun? To żołnierz Armii Krajowej, bohater Powstania Warszawskiego, odznaczony osobiście przez gen. Bora Komorowskiego Orderem Virtuti Militari (z okazji 70. rocznicy Powstania Poczta Polska wprowadziła do obiegu znaczki z podobizną profesora). Aresztowany i przesłuchiwany przez NKWD w katowni na Montelupich. Zesłany do sowieckiego łagru na pustyni Kara-kum. Do kraju powrócił, ale wprost do lochów UB. Po 1970 roku pracował naukowo na polskich uczelniach i w PAN. Po 1980 wykładał w Filadelfii i Montrealu, pracował w Burundi, najpierw z ramienia ONZ, gdzie pomagał w tworzeniu administracji, później, jako przedstawiciel Kanady.
Przytoczmy, dla przykładu, kilka próbek lustracyjnej pisaniny Cenckiewicza: „To członek PRL-owskiego establishmentu, bo nie włączał się w jakikolwiek nurt opozycji w latach 70.”. O współpracy Kieżuna z SB świadczy fakt, że „będąc jeszcze studentem został praktykantem w NBP”. Miarą korzystania profesora z przywilejów ludzi władzy była „nieskrępowana możliwość podróżowania po świecie”, a koronnym dowodem, że zwiedził kilka krajów arabskich, afrykańskich oraz Czechosłowację i Bułgarię.
Kieżun bardzo przeżył paszkwil, przeszedł nerwowe załamanie, miał myśli samobójcze. Sukces w „zdemaskowaniu” agenta miał także swoją cenę dla Cenckiewicza. Odcięli się od niego przyjaciele. Byli współpracownicy zarzucali mu manipulowanie faktami. „Zajmuję się tą sprawą kilkanaście lat zawodowo, ale tak złego i tendencyjnego tekstu jeszcze nie widziałem (…) zawiera mnóstwo błędów rzeczowych, Kieżunowi przypisuje się czyny i myśli, które nie miały z nim nic wspólnego. Moim zdaniem to celowo zaplanowane działanie” – krytykował dr Piotr Gontarczyk, niegdyś bliski przyjaciel Cenckiewicza i współautor książki o Wałęsie.
Ale na tym nie koniec. W paszkwilu pisze: „Sprawa prof. Kieżuna to jedna z odsłon rywalizacji ‘Chamów’ z ‘Żydami’, sprawa pułapki zastawionej na szczerych patriotów przez reżyserów z KGB i GRU”. Tymczasem korzenie konfliktów polsko-żydowskich sięgają końca XVIII wieku i pierwszych lat po rozbiorach polski, zwłaszcza po przesiedleniu „Litwaków” na ziemie Kongresówki, że konflikty te odcisnęły trwałe piętno na polskiej kulturze i polityce zarówno w kraju jak i na emigracji i wokół nich ogniskowała się w znacznym stopniu myśl prominentnych przedstawicieli różnych nurtów politycznych.
W świetle tego, pisanie o rywalizacji „Chamów” i „Żydów” w kontekście dzisiejszych sporów i pułapce zastawionej przez służby sowieckie na tych, którzy kontynuują politykę obozu narodowego, trąci nie tylko prymitywną propagandą, ale debilizmem naukowym. Krótko mówiąc, to nie była „zastawiona pułapka”, to był „Cham” Cenckiewicz wkupiający się w łaski „Żydów” w rozprawie z niewygodnym „Chamem”.
Ale to nie wszystko. Przy okazji zabrał się za prof. Wiesława Chrzanowskiego, też uczestnika Powstania Warszawskiego, który działalność rozpoczął w Młodzież Wielkiej Polski, był współtwórcą konspiracyjnej organizacji Młodzież Wszechpolska, walczył w szeregach Narodowej Organizacji Wojskowej a po wojnie działał w konspiracyjnym Stronnictwie Narodowym i Związku Akademickim Młodzież Wszechpolska. W 1948 r. został aresztowany przez UB i skazany na karę 8 lat pozbawienia wolności (gdy w 1991 r. został ministrem sprawiedliwości, urzędował w gmachu, w którego lochach był przesłuchiwany przez UB). W 1992 magister historii Antek Macierewicz umieścił Chrzanowskiego na swej liście. Sąd lustracyjny prawomocnie orzekł, że Chrzanowski nie był agentem SB. Gdy w roku 2012 odszedł, informacją o nagłej śmierci kolegi, Kieżun opatrzył słowami: „Nie dał się komunistom, zabili go koledzy w Niepodległej Polsce”.
Znany jest z udziału w wielu prożydowskich akcjach i żydowskich machinacjach medialnych. Jako członek Kolegium IPN sprzeciwiał się ekshumacji w Jedwabnem, bo „sprowadzi na Polskę katastrofę” (a „Jedwabne” to kamień węgielny całej antypolskiej propagandy, i wykazanie kłamstw Grossa obaliłoby moralną podstawę roszczeń majątkowych za rzekomy udział Polaków w holokauście). Sprzeciwiał się nowelizacji ustawy o IPN. Jest też autorem proizraelskich wypowiedzi. Komentując zabójstwo irańskiego generała stwierdził: „Polska powinna spoglądać na doświadczenia braci Żydów”. Gdy doszło do izraelskiego ataku na ambasadę Iranu w Damaszku, skacząc z radości pod sufit wpisał na X: „I dobrze. Bronimy się przed Iranem”. Odnosząc się do nagrania pokazującego izraelską obronę usiłującą przechwycić irańskie rakiety, napisał: „Izraelu, broń się skutecznie i obroń się!”. Sęk w tym, że Iran jedynie odpowiedział na atak Izraela i że to Izrael był agresorem.
Reasumując: przyszły doradca Prezydenta RP ds. bezpieczeństwa kibicuje Izraelowi. A to dla Polski i Polaków może oznaczać dużo, bo Izrael zagraża bezpieczeństwu Polski poprzez swe roszczenia materialne, a obywatele Izraela ustawili się w rekordowych kolejkach po polskie paszporty, które przyznaje… prezydent RP. Jeszcze inny przykład: Skrytykował film „Legiony”. Scenę, w której ortodoksyjni Żydzi odwracają się od legionistów, uznał za skandaliczną, wypaczającą relacje polsko-żydowskie i określił jako „tandetę z domieszką antysemityzmu”.
Wywodzi się z kręgów narodowych. Był powiązany z duszpasterstwem Bractwa św. Piusa X i redagował pismo lefebrystów „Zawsze Wierni”. Był wykładowcą szkoły ojca Rydzyka (która, według „Wyborczej”, jest „uczelnią szkolącą prawicowych, ultrakatolickich fanatyków”). Ale to także wychowanek Antka Macierewicza i tym samym na sprawy lustracji patrzy okiem i z temperamentem trockisty. Nie tylko omija szerokim łukiem teczki Żydów (tak, jak Antek teczkę Geremka), ale skupia się na Polakach i to tych o poglądach narodowych i czynnie uczestniczy w akcjach utrącania takich ludzi. Innymi słowy – dziadzio Cenckiewicz, jako funkcjonariusz UB więził i torturował narodowców a dziś wnusio, jako „resortowe dziecię” kontynuuje rodzinne tradycje i gnoi prześladowanych przez dziadka.
W Polsce nie tylko politycy, ale i profesorowie historii przeszyci są strachem. Są przekonani, że Żydzi rządzą Polską, a pomagają im w tym rozlokowane w bazach amerykańskie wojska, gotowe do pacyfikacji tubylców sprzeciwiających się Żydom. Wierzą, że Ameryką rządzi niepodzielnie lobby żydowskie, a Trump wykonuje rozkazy Netanjahu. Wyznają doktrynę Kaczyńskiego: Zagraża nam Putin. Przed nim może nas obronić tylko Ameryka. W Waszyngtonie rządzi lobby żydowskie i jak nie będziemy Żydom posłuszni to Trump zostawi nas na pastwę Putina.
I tu pytanie: Czy dbanie o bezpieczeństwo państwa w wykonaniu nowego szef BBN nie będzie polegać na podszeptach, że należy czapkować Żydom, że nic przeciw Żydom, nic bez Żydów, a wszystko z Żydami, że w Belwederze trzeba obchodzić Chanukę?
Nie załamujmy rąk. Mogło być gorzej. Szefem BBN mógł zostać Antek M. Liczmy na to, że Karol Nawrocki powstrzyma rozpad Państwa Polskiego. Chociaż i tu pamiętamy, że katastrofa zaczęła się o wiele wcześniej, że ci z PO nazywają nas „faszystami”, a ci z PiS nazywali nas „ruskimi onucami”, że Tusk zaordynował nam wystawę „Nasi chłopcy w Wehrmachcie”, a Duda ekspozycję przyrównującą zburzenie kilku chałup w Mariupolu do zniszczenia Warszawy, że Instytut Pileckiego promuje ojca Sznepfa, a za PiS promował martyrologię Żydów, czyli tych, którzy Pileckiego zamordowali. Idzie nowe i od 6 sierpnia będzie lepiej. Z tym, że zanim będzie lepiej, będzie dużo, dużo gorzej.
Krzysztof Baliński