ZASTRZELONY ZA ANTYSEMITYZM

ZASTRZELONY ZA ANTYSEMITYZM

Krzysztof Baliński

To był mord! To była klasyczna zbrodnia wojenna, dokonana z premedytacją. Wytłumaczenie jest proste: Główny cel to sterroryzowanie organizacji humanitarnych, blokada wszelkiej pomocy dla mieszkańców Strefy Gazy, zmuszenie Palestyńczyków do opuszczenia swych ziem, i tym samym „ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej”. Izrael zabił 33 tysiące Palestyńczyków, wśród których 20 tysięcy to dzieci. Zginęło 200 pracowników i wolontariuszy organizacji humanitarnych. Śmiercią głodowa zagrożonych jest 300 tysięcy mieszkańców Gazy. Krótko mówiąc, to pełzające ludobójstwo, które ma swoją nazwę – zbrodnia wojenna.

Po wypowiedziach ambasadora Izraela, rozpętała się burza. I choć żądania wydalenia go z Polski były powszechne, MSZ zrobiło to, co było do przewidzenia, czyli nic. Powód wydalenia go z Polski jednak był i jest. Z każdego słowa, gestu, wpisu w Internecie tego nominat skrajnie antypolskiego rządu Izraela przebijała bezbrzeżna pogarda wobec Polaków. Obsztorcował wicemarszałka Sejmu, zrównał mord na wolontariuszu ze zgaszeniem chanukowych świeczek, kłamał o antysemickich napisach „na co drugim budynku” w Łodzi.

Dlaczego doszło do akredytowania Jakowa Liwnego w Polsce? Tu przypomnijmy: w dyplomacji istnieje procedura zwana agrément. To wstępna zgoda państwa na przyjęcie określonej osoby w charakterze szefa misji dyplomatycznej obcego państwa. Przy czym państwo przyjmujące ma swobodę udzielenia bądź odmowy udzielenia agrément, i co więcej – w przypadku odmowy nie ma obowiązku jej uzasadnienia. Powody mogą wiązać się z osobą samego kandydata, na przykład z tym, że negatywnie wypowiadał się o kraju, w którym miałby być akredytowany.

Kto mu agrément udzielił? Polski MSZ, mimo że doskonale znało profil inkryminowanego. Dlaczego? Bo musiało, bo nie miało w tej sprawie nic do powiedzenia, bo pojawiła się pilna potrzeba nadzorowania ewakuacji posowieckich Żydów z Ukrainy (i to nie do Izraela, ale do Polski i nie na koszt Izraela, ale polskiego podatnika).

MSZ od lat ma poważny problem ze służeniem polskim interesom. Zgodziło się na to, aby Niemcy przysyłali nam na ambasadora wnuka adiutanta Hitlera, Ukraińcy wielbiciela Bandery, a Żydzi polakożercę. Pozwoliło na to, aby ambasador Niemiec montował spisek dla obalenia rządu, ambasador USA recenzował i pouczał ministrów, ambasador Ukrainy dyktował treść ustaw w polskim Sejmie, a ambasador Izraela bił rekordy żydowskiej chucpy.

Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą

Najbardziej symptomatyczna była pierwsza reakcja polityków. Niemrawa, obliczona na jak najszybsze „wygaszenie” sprawy. Duda zamieścił wpis o jakiejś „tragedii”, bez nazwania sprawców. Tu przypomnijmy jego haniebnie zachowanie w sprawie polskiej wolontariuszki Caritas, zamordowanej przez Izrael podczas bombardowania kościoła katolickiego w Gazie, i równoczesną troskę o los przebywającego w niewoli Alexa Dancyga. Wody w usta nabrał marszałek Sejmu, który jeszcze niedawno chciał „wgniatać Putina w ziemię”. Jego patron, poseł Michał Kobosko, który po zgaszeniu świeczek chanukowych nazwał „terrorystą” Grzegorza Brauna, odżegnał się od nazwania terrorystą izraelskiego żołdaka, który dokonał egzekucji na Polaku. O odpowiedzialności Izraela za śmierć Polaka nie powiedział nic Radek Sikorski. Przekazał jedynie kondolencje rodzinie wolontariusza, „który zginął podczas nalotu w Strefie Gazy”. I on był jedyną osobę, którą można było rozgrzeszyć. Bo na krytykę Izraela nie pozwala mu żydowska połowica, dzięki której media amerykańskie już go tytułują „minister Radek Applebaum”.

Za to reakcja Jakowa Liwnego była mocna. Jego kuriozalne oświadczenie było tak wiele mówiące, że warto przytoczyć je w całości:

Skrajna prawica i lewica w Polsce oskarżają Izrael o umyślne morderstwo we wczorajszym ataku, w skutek którego śmierć ponieśli członkowie organizacji humanitarnej, w tym obywatel Polski. Wicemarszałek Sejmu i lider Konfederacji Krzysztof Bosak twierdzi, że Izrael popełnia „zbrodnie wojenne” i terroryzuje organizacje humanitarne, aby zagłodzić Palestyńczyków. To ten sam Bosak, który do dziś nie zgodził się potępić masakry dokonanej przez Hamas 7 października i którego partyjny kolega, prawicowy ekstremista, zgasił gaśnicą chanukową menorę, którą zapaliliśmy w parlamencie w Warszawie. Wniosek: antysemici zawsze pozostaną antysemitami, a Izrael pozostanie demokratycznym Państwem Żydowskim, które walczy o swoje prawo do istnienia. Również dla dobra całego świata zachodniego”. Innymi słowy: Obywatel Polski został zastrzelony za antysemityzm.

Kto jest antysemitą?

Sięgnął tylko do przećwiczonego i skutecznego modus operandi. Kuriozalnych, wprost groteskowych definicji antysemityzm mają co niemiara. Antysemityzmem jest nie tylko upominanie się o zabitego Polaka, ale także hasło „Bóg, honor, ojczyzna” wznoszone przez uczestników Marszu Niepodległości. O antysemityzm można oskarżyć autora ironicznej wypowiedzi o wierszu noblistki, za wspomnienie Dmowskiego, za polemikę z Michnikiem, za użycie wyrazu „Żyd”, ale i też za pominięcie słowa „Żyd”, za krytyczne wyrażanie się o bandytach z UB i za pogląd, że nie w marcu 1968, lecz w latach 40. i 50. ubiegłego wieku była kulminacja terroru i zbrodni. Antysemitą możesz zostać, jeżeli twój dziadek nie był w KPP, a wujek w MBP.

Podczas debaty w Muzeum Polin, żydowski uczony stwierdził, że mówienie o skorumpowanych sitwach u władzy jest antysemickie. Wypowiedź premiera, że przy obsadzie stanowiska przewodniczącego Rady Oświęcimskiej będzie kierował się „polską wrażliwością”, rozsierdziła Barbarę Engelking-Boni (tą, dla której śmierć Żyda to „metafizyka”, a Polaka to „kwestia biologiczna”). Wg „Haaretz”, w zdecydowanej większości pomoc, której udzieliła Żydom chociażby rodzina Ulmów „nie była podyktowana altruizmem, ale chciwością polskich antysemitów”. Gdy na podorędziu nie ma „przestępstw z nienawiści”, pojawia się dr Bilewicz, z naukową tezą o istnieniu „antysemityzmu wtórnego”: „Kto się wypiera, kto neguje swoją odpowiedzialność za wiekowe prześladowania Żydów i za ich prześladowania najnowsze, kto zaprzecza, że jest winny i że jest antysemitą – ten jest antysemitą wtórnym”.

Kto jest antysemitą, a kto nie jest, tego wyraźnie nigdy się nie mówi. Potencjalnie jest nim każdy. Ponieważ wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, definicję antysemityzmu rozciągają tak szeroko, by można było pod nią podciągnąć wszystko, a nalepkę „antysemita” przykleić każdemu, kto krytykuje poczynania Żydów i kto zagraża ich interesom. „Żydów w Polsce nie ma, a antysemityzm jest” – tym stwierdzeniem rozpoczyna się każda żydowska wypowiedź. „Żydzi z Polski wyjechali, antysemici pozostali” – tak oznajmia szwedzki „Dagens Nyheter”. Tymczasem na co dzień i na każdym kroku doświadczamy intensywnej obecności Żydów w polityce i tematów żydowskich w mediach. Gdyby tą miarą mierzyć ich liczbę w Polsce, to można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z milionową, ruchliwą, ofensywną, dającą w sposób niezwykle agresywny, pozbawiony jakiejkolwiek delikatności odczuć swą wrogość i manifestującą swą nienawiść wobec Polaków, potężną mniejszością.

Po 1989 r. w relacjach żydowsko-polskich doszło do licznych prowokacji – prowokacji tak prymitywnych, że oczywistym było, iż chodziło o wywołanie antysemickich nastrojów, że wypowiedzi Michnika, Geremka, Urbana, że usunięcie krzyża z Oświęcimia, że prowokacje „artystyczne” Andy Rottenberg oraz udział Żydów uratowanych przez Polaków w antypolskich kampaniach miały oczywisty zamiar budzenia w Polakach niechęci do Żydów. To działalność „Wyborczej”, jej ataki na Polaków, ich tradycje i w ogóle na państwo polskie jest największym generatorem postaw antysemickich. A akurat tej gazety społeczność żydowska nie uznaje za antysemicką. To jednak nie zaniedbanie, to świadome i przemyślane podejście. I jeszcze jedno – gdyby nie było wyczarowanego przez nich antysemityzmu, musieliby wziąć się za jakąś uczciwą robotę, co byłoby dla nich prawdziwą tragedią, wszak z akcji polowania na „antysemitów” czerpią ogromne zyski.

W takim modus operandi Żydów wspomagają politycy z Polski. Przykłady z ostatnich dni: Gdy Grzegorz Braun skrytykował exposé premiera, Tusk ripostował tylko jednym argumentem – wypomniał Braunowi… antysemityzm. Gdy podczas przesłuchań w sejmowej komisji jeden z posłów zapytał Jarosława Kaczyńskiego, czy ma świadomość, że informacje zdobywane przez system Pegasus znalazły się w Izraelu i tym samym w Moskwie, został oskarżony o… antysemityzm. Przy czym sponsorowanie antypolonizmu jest wielowymiarowe. Bo jest nim dawanie milionów na „badania nad antysemityzmem. Bo jest nim sprzeciw wobec wznowienia ekshumacji w Jedwabnem. Bo jest nim eliminacja z życia publicznego osób, które tę dywersję wobec Polski i Polaków demaskują. „Antysemityzm prowadzi wprost do Auschwitz” – zawołał Dawid Warszawski, a prokuratora, który nie dość gorliwie ściga antysemitów oskarżył, że „podpisuje się pod Zagładą”. Czy są V kolumną? Nie zawsze. Niektórzy robią to tytułem okupu, żeby Żydzi nie nazwali ich antysemitami.

Walczą z „antysemityzmem Polaków” i deklarują jego całkowitą eliminację. Ale Żydów to nie cieszy! Dlaczego? Bo antysemityzm Polaków jest im potrzebny, bo w zaklinaniach polskich polityków widzą tylko jeden pożytek – przyznanie, że antysemityzm w Polsce istnieje, że jest poważnym zjawiskiem, że Polacy mają nieczyste sumienie i tylko błagają o najniższy wymiar kary. Żydzi nie potrzebują też filosemitów, bo tych, i to wyjątkowo namolnych, mają dużo, nawet w nadmiarze. Potrzebują antysemitów, którzy grillowani, wypłacą im 65 miliardów. Nie potrzebują też prezydenta, który epatuje żoną o semickim nazwisku, ale ministra finansów, najlepiej antysemitę, który przyniesie im w zębach czek na 65 miliardów.

Skupili się na zachowaniu ambasadora. Wmówili Polakom, że jest jedyną przyczyną burdy. Ograniczyli debatę do tego, czy wydalić go z Polski. Tymczasem w Polsce nie powinien był w ogóle się znaleźć, po wydaleniu z Tel Awiwu dwa lata temu ambasadora RP. Skądinąd nie tylko skrajnego filosemitę, ale i Semitę, co tylko potwierdza, że wydalenie było wymierzone w Polskę, a nie w jego osobę. Liwne nie powinien znaleźć się w Polsce także dlatego, że podziela słowa Icchaka Szamira – „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”, że to ruski żyd patrzący na Polskę przez okulary Putina. I uznanie go za persona non grata powinno być tylko symbolicznym gestem, wyrażającym dezaprobatę wobec polityki Izraela.

Uprzedzenia Liwnego wobec Polaków to dalece nie wszystko, bo nie wypowiada własnych opinii, ale postępuje zgodnie z instrukcjami swego ministerstwa. A to oznacza, że z premedytacją do Warszawy przysłali patologicznego polonofoba. Nawiasem mówiąc, to obecny przełożony ambasadora, Israel Katz przypominał słowa Icchaka Szamira o Polakach, którzy „wyssali antysemityzm z mlekiem matki” i dodał: Nigdy wam (Polakom) nie wybaczymy! Wszystko to oznacza jedno: Izrael nie chce dobrych stosunków z Polską, i z pełną premedytacją wywołuje, pod byle pretekstem, konflikty. Widzi w Polsce chłopca do bicia, bo bez tego „rozsypuje” się cała „religia i przemysł Holokaustu”, której istotnym elementem jest „antysemityzm Polaków” i „współudział” w zagładzie. I akurat tu ambasador Liwne swą misję wypełnia wzorowo.

Gdzie jest polski MSZ?

Strategii nie było. Były za to nerwowe, chaotyczne, nieskoordynowane ruchy i wypowiedzi. Wszystkie, by przypadkiem nie narazić się złoczyńcom. Wszystkie dla wkupienia się w ich łaski. Jedyna „przykrość”, jaka Liwnego spotkała to wezwanie do MSZ, gdzie wręczono mu jakąś notę (podobno protestacyjną) i gdzie wydukał (też podobno) słowa „przepraszam”, bez sprecyzowania, za co (może za spóźnienie?). Na jaw wyszła nędza polskiej dyplomacji, która à priori zadekretowała, że Izrael to nasz „strategiczny sojusznik”, która wspiera Izrael na forach międzynarodowych i jest jego bezkrytycznym ambasadorem w UE, która rozdaje polskie paszporty Izraelczykom w tempie kilku tysięcy rocznie, która uznała Izrael za „przyczółek naszej cywilizacji”.

To MSZ wykoncypował, że jeśli wesprzemy Izrael w jego walce z arabskim otoczeniem, to w usłużnym dialogu uzyskamy status sojusznika i przyjaciela. To w MSZ wypichcili tezę, że „Izrael pomoże nam w walce z procederem cedowania zbrodni niemieckich na polskie ofiary” i udzieli pomocy w uzyskaniu odszkodowań od Niemców. Mrzonki wzmacniało naiwne założenie, że antypolonizm skupia się w lewicowych środowiskach żydowskich w USA, a w Izraelu rządzi zbratany z nami Netanjahu. Polityki takiej nie zmienili, gdy okazało się, że to gra pozorów, że opinia publiczna w Izraelu ma twarz Jana Tomasza Grossa, że to państwo rządzone przez jawnie polakożerczą ekipę, w którym nikt Polaków nie lubi, że „sojusznik” poprzez próby wyłudzenia 65 miliardów stwarza śmiertelne zagrożenie dla finansów publicznych Polski, że żądaniami, aby polskie ustawy były z nim konsultowane, zagraża suwerenności Polski, że narusza jej bezpieczeństwo, bo kuma się z Putinem.

Gdzie jest polski MSZ? Takie pytanie ciśnie się na usta, gdy po raz kolejny jesteśmy poniżani. Wyjaśnienie może być dwojakie: albo mamy do czynienia z V kolumną, albo z idiotami niezdolnymi do rozpoznania najprymitywniejszej intrygi. Skoro co kilka lat sytuacja się powtarza, to dlaczego MSZ nie jest na nią przygotowany? Dlaczego do łbów pracujących w nim urzędasów nie dociera, że to taktyka negocjacyjna Żydów, że Izrael nie tylko nie dąży do ułożenia stosunków, ale szuka zwady, że przypisywanie Polakom miana „wspólników Holokaustu” to wyłącznie środek nacisku i instrument w negocjacjach biznesowych, a awantury są tylko przykrywką w batalii o restytucję mienia pożydowskiego?

Zamiast dyplomacji mieliśmy tchórzliwy bełkot i łajzy, którym, gdy pierwszy lepszy Żyd zmarszczy czoło, uginają się nogi i chowają po kątach. Zamiast mężów stanu mieliśmy notorycznie przegrywające miernoty, którzy nie walczą o polskie interesy, ale o „certyfikat koszerności” wystawiany przez media żydowskie w Ameryce. A może w tym wszystkim chodzi o coś innego? Mówił o tym starożytny chiński strateg: „Kiedy walczysz za granicą, używaj lokalnych przewodników […] korzystaj ze współpracy istot najpodlejszych i najbardziej odrażających”. Co do „certyfikatu” (drugiej po „Polska to panna stara, brzydka i bez posagu” oficjalnej doktryny polskiej dyplomacji) – wszystko zaczęło się od podszeptów Ludwika Dorna (niegdyś prawej ręki prezesa PiS): „W światowych grach dyplomatycznych i wobec siły bardzo wpływowego lobby żydowskiego naszemu krajowi potrzebny jest ‘certyfikat koszerności’ ze strony Izraela, a tego nikt w polityce nie wydaje za darmo”.

Podsumujmy: Sekwencja wydarzeń zawsze taka sama, ikrajobraz po bitwie taki sam: Po stronie Polski: kapitulacja, bez najmniejszej nawet próby obrony, obłaskawianie agresorów, ich usprawiedliwianie oraz pacyfikowanie głosów krytyki. Po stronie Izraela: odrzucanie jakiegokolwiek kompromisu, maksymalne podgrzewanie konflikt i upokarzanie Polski oraz coraz większa zuchwałość. Zamiast odwagi potulność i tchórzliwe merdanie ogonkiem. Zamiast twardej riposty, „kontratak” z podkulonym ogonem i oblizywanie się, gdy walili w pysk na odlew. Zamiast głośno mówić – przejrzeliśmy wasze plany, nadal się uśmiechają, nadal powtarzają mantrę o „RP przyjaciół”, i odbudują relacje poprzez wyrafinowaną grę dyplomatyczną – wypłacenie kilkudziesięciu milionów na kolejny cmentarz żydowski, a polski rząd uda się in corpore do Jerozolimy, i weźmie (też in corpore) udział w ceremonii zapalenia świec chanukowych w Sejmie (tym razem z udziałem wicemarszałka Bosaka).

Izraelowi wolno wszystko. Nie przeprosi za mord na Damianie Sobolu, ale zażąda przeprosin za Grzegorza Brauna. Izrael nie wypłaci odszkodowanie dla rodziny zamordowanego, ale Polska wypłaci odszkodowanie dla rodzin ofiar Holokaustu, z dopiskiem – „zamordowanym przez polskich antysemitów”. No i raz jeszcze przeprosi za Jedwabne, za marzec ‘68, za „polskie obozy”. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – ambasador Izraela otworzył Polakom oczy na to, kto jest kim w Polsce.

Krzysztof Baliński

IMPERIUM SOROSA U WŁADZY. Baliński

IMPERIUM SOROSA U WŁADZY

Krzysztof Baliński

Proces cały koordynowałaFundacja Batorego – zdradził Adam Bodnar po zamachu na Trybunał Konstytucyjny.

Imperium Sorosa doszło do władzy w Polsce, a to najgorszy omen, jaki Węgier może sobie wyobrazić” – to Orban po zmianie rządów w Warszawie i po oficjalnym dołączeniu Polski do koalicji państw członkowskich UE, których celem jest zaduszenie Węgier pod pretekstem „przywrócenia praworządności”.

Cześć i chwała bohaterom” – krzyczeli – tak, jak podczas uroczystości honorujących Żołnierzy Wyklętych – aktywiści PiS po wyjściu z aresztu po kilkudniowej odsiadce Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Nakaz kochania Kamińskiego, branie go na sztandary PiS i uporczywe przy nim stanie jest dziwne z jednego powodu: To Kamiński w znacznej mierze przyczynił się do wyborczej porażki PiS i to dzięki takim jak on mamy Tuska przy władzy.

Ale po kolei:

Fundację Batorego kontroluje i finansuje żydowski spekulant George Soros. Czyli Bodnar nieopatrznie przyznał, że rząd Tuska jest sterowany z zagranicy. Przyznał też, skąd wyrastają mu nogi, bo jego kariera nabrała tempa, kiedy został absolwentem założonego i finansowanego przez Sorosa Central European University w Budapeszcie, gdzie prowadzono hodowlę lewackich autorytetów, do budowy nowego świata bez państw i narodów. Kolejnym etapem w jego karierze była wiceprezesura w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, organizacji też powiązanej finansowo z Sorosem.

A co do Kamińskiego – jego poselski mandat został wygaszony po skazaniu prawomocnym wyrokiem w związku z udziałem w tzw.aferze gruntowej z 2007 roku, kiedy to Kamiński, wówczas szef CBA, zamiast ścigać aferzystów, zabrał się za Andrzeja Leppera, podrzucając koalicjantowi w rządzie świnię z odrolnieniem biedniackiej działki na Mazurach, co doprowadziło do rozpadu koalicji (a także do śmierci Leppera z rąk „seryjnego samobójcy”) i stworzyło pretekst do oddania władzy Tuskowi.

Bezpośredni związek z tym ma to, że bracia Kaczyńscy bywali częstymi gośćmi w Fundacji Batorego. 14 lutego 2005 r. Jarosław gościł tam z wykładem O naprawie Rzeczypospolitej. Oto jego fragment:

„W 2002 r. radykałowie otrzymali w wyborach przeszło 30 procent. […] Jeżeli w Polsce dojdzie do sytuacji, w której połączą swoje siły, nie w jakiejś rewolucji, nie w wystąpieniach ulicznych, w wielkich strajkach, tylko przy urnie wyborczej, to będziemy mieli rządy Samoobrony […] Podkreślam raz jeszcze: istnieje niebezpieczeństwo zdobycia władzy w Polsce przez radykałów”. Co się zatem kryło za stworzeniem po wyborach, to jest po wykładzie, koalicji PiS-LPR-Samoobrona? Czy celem nie było zniszczenie „radykałów”?

I tak, PiS zagospodarował elektorat narodowo-katolicki, a PO lewicowo-liberalny, a cała rozgrywka dokonywała się w ramach jednego obozu ideologicznego, którego celem było – nie dopuścić za wszelką cenę do powstania realnego bytu politycznego, który mógłby stanowić alternatywę dla ludzi o poglądach katolicko-narodowych. Nie dziwiło zatem, że w czasie walki „na śmierć i życie” z opozycją, bracia Kaczyńscy skupiali swoje działania i gry służb na Samoobronie (i LPR). I wreszcie, dlaczego bracia Kaczyńscy oddali władzę mając 280 głosów w Sejmie, gdy wszystkie sondaże wskazywały, że w ewentualnych wyborach wygra PO? Czy nie mają zatem racji ci, którzy uważają, że przygotowania do oddania władzy zaczęły się w momencie wypowiedzenia cytowanych słów w Fundacji Batorego?

To był klasyczny przykład funkcjonowania nieformalnego układu PO-PiS, kiedy spór między „zaprzańcami” a „szczerymi patriotami” nie toczy się o interes narodowy, ale o to, kto lepiej będzie rządził Polakami w interesie kosmopolitycznego układu. Układu, który powstał po spisku w Magdalence, gdzie Kiszczak i jego konfidenci opijali pakt z żydokomuną, sprzedany Polakom w propagandowym cyrku przy okrągłym stole. Obecny system polityczny polegający na tym, że Fundacja Batorego (czyli finansujący ją żydowski grandziarz Soros) decyduje o tym, kto może być prezydentem a kto premierem, jest mutacją tamtego spisku, a polityczne spory i kłótnie toczą się tylko o to, kto ma „pierwszeństwo dziobania” i jakiekolwiek działania, które mogłyby zagrozić interesom spiskowców, były i są wszelkimi sposobami, bezpardonowo torpedowane. I świetnie to widać, kiedy oba pozornie wrogie ugrupowania, nie przestając atakować siebie nawzajem, pokazują, że nie mogą bez siebie żyć.

Świetnie to było też widać, kiedy wmawiając nam, że poza nimi nic nie istnieje, zgodnie okładały wspólnego dla nich wroga – tych, którzy sprzeciwiali się reżimowi sanitarnemu i tych, którzy zadawali niewygodne pytania o szczepionkach. I czy nie to jest powodem, że Tusk absorbuje opinię publiczną komisją śledczą ds. wyborów kopertowych, która niepotrzebnie wydała 76 mln, a nie bierze się za rozliczenie 140 miliardów wydanych na tarczę antycovidową, za wykończenie polskich biznesów przez pandemiczny lockdown, za tzw. Polski Ład, który przyniósł upadek setek tysięcy małych i średnich firm, za cios w polskie rolnictwo, najpierw przez „5 dla zwierząt”, a później przez niekontrolowany handel (i przemyt) zbożem z Ukrainy oraz za wygenerowanie gigantycznego długu publicznego?

W sprawach zasadniczych, w polityce względem Ukrainy polegającej na bezwarunkowym oddawaniu wszystkiego, w zielonym ładzie i w polityce energetycznej rząd Tuska trzyma twardo kurs rządu Morawieckiego. Innymi słowy – umowna władza i umowna opozycja maszerują osobno, a nawet pozorują waśnie między sobą, ale gdy dochodzi do forsowania spraw naprawdę poważnych, czyli takich, na których zależy Wielkiemu Bratu, stają się zwartą sitwą uderzającą razem we frajerów.

Układ świetnie widać na przykładzie prezydenta i premiera, niegdyś członków tej samej partii – Unii Wolności. Przypomnijmy: W 1993 roku  Geremek i Tusk powołali ugrupowanie, które z inicjatywy szefa Fundacji Batorego, Aleksandra Smolara przybrało nazwę Unia Wolności, a zastępcą przewodniczącego został Tusk. Przez 5 lat członkiem tej partii był Duda. Opuścił ją dopiero w chwili jej rozkładu, przyłączając się do PiS w momencie triumfu partii w 2005 r. A zatem, 10 maja 2015 r. w II turze wyborów prezydenckich spotkali się dwaj partyjni koledzy i nieważne, kto wówczas wygrał, bo na szczytach władzy wszystko zostało po staremu, a Duda pozostał do szpiku kości człowiekiem Unii Wolności, udowadniając prawdziwość tezy: Człowiek może wyjść z UW, ale UW nigdy z człowieka nie wyjdzie.

O planach zorganizowania przez Sorosa „polskiego Majdanu”, o grożącej Polsce kolorowej rewolucji szeptano od dawna. Przy czym, taka rewolucja nie zawsze ma na celu przewrót polityczny. Często chodzi o zwiększenie kontroli nad rządem już spolegliwym, wymuszenie na nim kolejnych ustępstw i przede wszystkim osłabienie jego narodowego komponentu. Polityków pozbawia się władzy nie tylko dlatego, że nie podobają się globalistom, ale także dlatego że nie są wystarczająco ulegli. Największy sukces Soros odniósł w Albanii. Obecny premier tego kraju i jego otoczenie w całości wywodzi się z fundacji Sorosa, a z politycznego punktu widzenia Albania jest komunistycznym protektoratem Sorosa. A to, że pierwszy kontakt międzynarodowy Bodnar nawiązał z odpowiednikami z Albanii, powiązanymi z albańskimi gangami przemytników ludzi i narkotyków, to już mało znaczący szczegół.

Krótko mówiąc, fundacje Sorosa są wszędzie tam, gdzie trzeba kogoś przy władzy umieścić lub od władzy odsunąć. A polityczne inwestycje Sorosa w Polsce (czyli tam, gdzie właśnie jednych od władzy odsunięto a drugich przy władzy umieszczono) dotyczą wyłącznie żydokomuny i mniejszości narodowych. Dowodem na to jest także to, że wybrany właśnie przez lud pracujący Warszawy na prezydenta miasta, to były stypendysta fundacji Sorosa. I jeszcze jedno – jedni i drudzy wiedzą, że losy dalszej ich kariery ważą się w kręgach Sorosa, a nie wśród wyborców w Polsce.

Co do kombinacji operacyjnej „Lepper” – 12 września, tuż przed zerwaniem koalicji, ni stąd ni zowąd ukazało się oświadczenie żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej. Co w nim było? Ano, że Samoobrona (i LPR) jest antysemicką partią ziejącą nienawiścią do Żydów, że jej szef przejawia antysemickie fobie. W oświadczeniu znalazło się zalecenie: Usunąć z koalicji rządowej. Kilka dni później Jarosław Kaczyński zrywa koalicję, a jego brat ogłasza nowe wybory. Potem lansuje tezę, że rząd obalono, a powodem była walka z korupcją. Tymczasem prawda wyglądała inaczej: PiS posiadało stabilną większość w Sejmie; nikt Kaczyńskiego nie obalał; sam zrezygnował z władzy i sam przekazał ją Tuskowi.

Polityka kadrowa, ściganie antysemitów z natychmiastową egzekucją złapanego były i są identyczne w PiS i w PO. Identyczne jest też podejście do mniejszości, która w Polsce jest po jednej stronie barykady, tej która wspiera lewicowe patologie, gender, aborcję, demoralizację, walkę z kościołem, szkaluje wszystko co polskie, stoi po stronie pasożytujących na Polsce zagranicznych banków. I ucieczkę PiS i PO od wszystkich tematów związanych z aktywnością żydokomuny oraz brak woli oczyszczenia Polski z wpływów tego środowiska, można wytłumaczyć tylko taką okolicznością.

W Polsce nie dzieje się nic, co nie miałoby bezpośredniego lub pośredniego związku z Żydami. Weźmy „Pegasusa”, czyli system totalnej inwigilacji, kupiony przez Mariusza Kamińskiego w Izraelu (do którego trafiają wszystkie informacje zbierane przy inwigilacji). Po zeznaniu Jarosława przed sejmową komisję, media prawicowe rozpływały się w peanach, jak to „świadek” załatwił „członka” na cacy, że nie tylko intelektem, ale i dowcipem przewyższa wszystkich członków komisji razem wziętych. Tymczasem przesłuchanie wyglądała tak:

Zembaczyński: – Czy przeszło Jarosławowi Kaczyńskiemu przez myśl, że kupując program od Izraela udostępnia się dane temu krajowi? Że na końcu mogą po prostu stać Ruscy?

Kaczyński: – Panie członku, mogę panu powiedzieć tak: jakbyśmy kupili od kogoś innego, to nie moglibyśmy mieć takich podejrzeń? Czy pan jest antysemitą? Przykro jest mówić, ale jest pan antysemitą.

Zembaczyński: – Świadkowi się role pomyliły, to ja zadaje pytanie, a świadek odpowiada.

Kaczyński: – I ja odpowiadam, że pan jest antysemitą.

Czyli to „członek” załatwił „świadka” na cacy, przypominając, że za rządów PiS bezpieczeństwo państwa zostało oddane w łapy Mosadu (i to wtedy, gdy Netanjahu prowadził podejrzane gierki i machlojki z Putinem), wymuszając na „świadku” przyznanie się, że jego głównym kryterium oceny Polaków jest podejście do Żydów.

Tu przypomnijmy „zasługi” Kamińskiego w szczuciu na środowiska narodowe, w pacyfikowaniu „ekstremistów i antysemitów” i to, że to on wprowadził system rejestrowania „przestępstw z nienawiści”, czyli przekazał Siemoniakowi i Bodnarowi na złotej tacy narzędzia do rozprawienia się z oponentami. À propos – gdy Kamiński pozwalał stowarzyszeniu Otwarta Rzeczpospolita organizować „Warsztaty dla przełożonych w policji”, w celu „poznawania historii holokaustu, aby móc lepiej zwalczać przestępczość z nienawiści”, ówczesny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar wespół z finansowaną przez Sorosa Helsińską Fundacją Praw Człowieka, szkolenia dla sędziów na temat, jak paraliżować polskie sądownictwo organizował w… Muzeum Polin, które wzniósł za grube miliony wyciągnięte z kieszeni polskiego podatnika Lech Kaczyński. Za komentarz do tego niech służy wpis znanego blogera: Jest pilne zapotrzebowanie na jakiś antysemicki transparent z protestu polskich rolników.

Nad protestami rolników unosi się duch śp. Andrzeja Leppera, który stał się dla tych wydarzeń istotnym punktem odniesienia, a nawet znakiem czasów. „Takich protestów nie było od czasów Leppera” – można przeczytać tu i ówdzie. Wyśmiewany i kreowany za życia na chama z obory nie tylko tryumfuje zza grobu nad swoim oprawcą Mariuszem Kamińskim, tryumfuje też jako ten, którego wysuwał nadzwyczaj trafne i profetyczne diagnozy o nadchodzącym kolonialnym usytuowaniu III RP w Unii Europejskiej.

Protesty obaliły wiele tabu. Pokazały koszty proukraińskiego amoku PiS i KO. Ujawniły antypolską V kolumnę na szczytach władzy, żarliwych obrońców mafijnych interesów ukraińskich oligarchów. Ukazały też smutne i groźne dla Polski prawdy. Rolnicy – 1,5 milionowa potęga, to ludzie, którym nie pozwolono stworzyć żadnej skutecznej organizacji politycznej. Najpierw pozwolili, aby niszczył ich Leszek Balcerowicz. Później przyglądali się bezsilnie dewastacji przedsiębiorstw skupu i przetwórstwa rolno-spożywczego. W kolejnych latach byli świadkiem niszczenia sieci handlu hurtowego i wprowadzania na ich gruzy zagranicznych marketów. Dali się skorumpować przez dopłaty unijne oraz zachęcić przez banki do zadłużania się, czemu sprzyjała kompradorska polityka wszystkich bez wyjątku rządów. Nie zbudowali też własnych elit ani partii politycznych (pomijając krótki epizod z Samoobroną), a PSL zdradziła, stając się partią antychłopską, której elity sympatyzują z globalistami. Przykład – pierwszym, który rzucił projekt powołania unii polsko-ukraińskiej był Kosiniak-Kamysz.

„Miastowym” też nie jest lżej. Bo w Konfederacji „Antysystem” posiada tylko jednego przedstawiciela, który przestrzega przed ukrainizacją, kontestuje obecność Polski w UE. Szli do październikowych wyborców z hasłem: „Wywrócimy im ten stolik”, ale niektórzy członkowie Konfederacja nie tylko stolika nie wywracają, ale wręcz się przy stoliku rozsiedli, raz po raz zachowując się wzorcowo czyli „systemowo”.

Niszczą rolnictwo. Niszczą oświatę. Zgodzili się na przyjmowanie nielegalnych imigrantów. Torpedują wszelkie konkurencyjne dla Niemiec inwestycje. Zrezygnowali z reparacji wojennych. Oddali zagranicy poważną część polskiej suwerenności. Przekształcają Polskę w coś na kształt atrapy państwa, kolonię bez własnej polityki zagranicznej. I robią to z wielką ostentacją. Dlaczego? Bo uznali, że to najlepszy moment, bo patroni PiS zdezerterowali, zdradzili i są pod całkowitą kontrolą Sorosa, bo ogłupieni i zastraszeni Polacy nie są zdolni do żadnego buntu.

Krzysztof Baliński

KAMIŃSKI DO PIERDLA! Krzysztof Baliński.

KAMIŃSKI DO PIERDLA!

Krzysztof Baliński

Putin ante portas. Katastrofa goni katastrofę. A u nas? Kamiński i Wąsik, Wąsik i Kamiński. 24 marca, kilka minut po dziewiątej, doszło do szarpaniny przed wejściem do Sejmu. Funkcjonariusze straży marszałkowskiej zatrzymali grupę posłów PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, którzy próbowali wprowadzić do budynku Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Ich zdjęcia z pełnymi gniewu twarzami oraz wymachującego pięściami Antoniego Macierewicza zapadają w pamięć. Nie tylko dlatego, że stały się przedmiotem drwin. Branie przez PiS na sztandar Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika i uporczywe przy nich stanie jest irracjonalne także z innego powodu: To Kamiński w znacznej mierze przyczynił się do wyborczej porażki PiS.

Mandat Kamińskiego został wygaszony po skazaniu prawomocnym wyrokiem, w związku z udziałem w tzw.aferze gruntowej. Przypomnijmy: W 2007 r. PiS oddał władzę PO. Pretekst stworzył Kamiński, który, zamiast ścigać aferzystów, zabrał się za koalicjanta w rządzie, podrzucając Andrzejowi Lepperowi świnię z odrolnieniem biedniackiej działki na Mazurach.

Z tym że wcześniej, bo 12 września, ni stąd ni zowąd, ukazało się oświadczenie żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej. Co w nim było? Ano, że Samoobrona i LPR są antysemickimi partiami ziejącymi nienawiścią do Żydów, że ich szefowie przejawiają antysemickie fobie. Oświadczenie zawierało zalecenie: usunąć z koalicji rządowej. Kilka dni później Jarosław Kaczyński zrywa koalicję, a jego brat ogłasza nowe wybory. Potem lansuje tezę, że rząd obalono, a powodem była walka z korupcją. Tymczasem prawda wyglądała inaczej: PiS posiadało stabilną większość w Sejmie; nikt Kaczyńskiego nie obalał; sam zrezygnował z władzy. I jeszcze jedno, najważniejsze: po przejęciu władzy Tusk trzymał Kamińskiego w CBA do 13 października 2009 roku!

Jak wyglądała Policja i ABW w 2015 roku, opisywać nie trzeba, bo jej opis („Ch.., dupa i kamieni kupa”) sporządził kumpel Mariusza, Bartłomiej. Kamiński pocieszał: „Na jesieni posprzątamy ten syf”, i zapewniał: „Polskie służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Polakom”. Do cudownego uzdrowienia służb jednak nie doszło, a Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta, na temat reformy służb rzucił myśl: „Izraelski Mosad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”. Taka reforma cieszyć nie mogła. Efektywność pracy służb zależy bowiem od tego, kto w nich pracuje. Służby odcięte od tkanki narodowej kraju działają jak w państwie podbitym. Dlaczego zatem adeptów do pracy w służbach nie szuka się w środowiskach patriotycznych, ale wśród rodzin z antykatolicką czyli żydokomunistyczną tradycją rodzinną, i wśród mniejszości ukraińskiej? Dlaczego kandydat wywodzący się z takich środowisk spokojnie przechodzi procedurę naboru, natomiast uczestnik marszów niepodległości jest postrzegany, jako polityczny ekstremista? Odpowiedzią na te pytanie może być to, że Kamiński deklaruje się jako ateista.

„Reformując” służby nie zaglądał głęboko w metryki podległych mu funkcjonariuszy, nie pytał o nazwiska rodziców i ich stopień pokrewieństwa z Dzierżyńskim albo z Berią. I jasnym staje się, dlaczego w Polsce mamy instytucje kluczowe z punktu widzenia bezpieczeństwa w stanie permanentnego kryzysu, i dlaczego połowa funkcjonariuszy ministrstwa, właśnie przekazanego w ręce Siemoniak i Bodnara, ABW to Ukraińcy. Pamiętajmy też, że polityczne inwestycje Sorosa w Polsce(czyli tam, gdzie właśnie kogoś od władzy odsunięto i przy władzy kogoś umieszczono) dotyczą wyłącznie żydokomunyi mniejszości narodowych i że wcześniej obrabiali nas Kamiński z Wąsikiem, a teraz Bodnar z Siemoniakiem.

Dużo pisano o tym, że po ‘89 wielu funkcjonariuszy MSW przeszło na służbę CIA, BND i Mosadu. Są rozliczne i namacalne dowody świadczące o  roli wywiadu brytyjskiego w karierze Radka Sikorskiego. Dzisiaj trzeba pisać o innym, szkodliwym dla polskiej racji stanu wyczynie Kamińskiego – dopuszczenie do panoszenia się w Polsce bezpieki ukraińskiej. Bo jest rzeczą oczywistą, że Amerykanie i Brytyjczycy wykorzystują ją do modelowania sytuacji wewnętrznej naszego kraju. Jak i rzeczą oczywistą jest, że preferują Ukraińców, bo są bardziej profesjonalni, tańsi i bardziej bezwzględni. Afera z nagraniem z podkarpackiego lupanaru z udziałem b. marszałka Sejmu oraz medal ukraińskiej „Bezpeky” dla redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, to tylko wierzchołek góry lodowej.

W latach 50. kilkunastu tysiącom obywateli ZSRR (obywateli, a nie Rosjan!) służącym w wojsku i MSW wydano polskie dowody osobiste. Gdy CIA pozyskiwała po wojnie do „pracy operacyjnej” na terenie ZSRR zbirów z OUN/UPA, to wciągnęła na listę „swych sukinsynów” także członków UPA, którzy pozostali w PRL. I czy nie dzięki temu tak wielu Ukraińców zrobiło po ‘89 kariery polityczne. I czy czystym przypadkiem jest, że w ABW, MSW, MON etniczny komponent ukraiński jest tak silny?

W listopadzie 2013 r. doszło do podpalenia budki przed ambasadą Rosji i potężnego propagandowego szczucia na środowiska narodowe. Gdy władzę objął PiS nagonka skończyła się, a minister od policji nawiązał nawet współpracę z organizatorami marszu. Jawna wrogość wróciła jednak dwa lata później. Policja, tak defensywna wobec ataków na kościoły, a nawet (jak skrzętnie odnotowała TVN) bijąca bojówkarzom Antify brawo, zmieniła postawę. Jaka była tego tajemnica? Kamiński stracił kontrolę nad policjantami, a Komenda Główna Policji zaczęła wsłuchiwać się w rozkaz Hanny Lis: „Wszystkich do pierdla”? Rząd zaczął powielać narrację poprzedników o „kibolach” i „nacjonalistach”, i mamić Polaków: z pandemią radzimy sobie kiepsko, zdusiliśmy gospodarkę, ale tylko my bronimy was przed zadymiarzami z Marszu Niepodległości. I jeszcze jedno – dla takiej narracji, rząd korzystał z osłony medialnej TVN.

Dlaczego za wrogów obrali narodowców, a nie Antifę i Lempart? Dlatego, że mentorem i wychowawcą (i dawcą genów?) Jarosława Kaczyńskiego był Jan Józef Lipski, przyjaciel mamy z czasów wspólnej pracy w Instytucie Badań Literackich (która przyznała, że jej synowie wychowywali się oraz kształtowali w oparciu o przekonania Lipskiego). 26 września 2006 r. brat Jarosława zawiesił na piersi swego wychowawcy Order Orła Białego. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kawaler tego najwyższego odznaczenia był masonem, który całe swoje życie poświęcił na walkę z katolicyzmem i z ruchem narodowym, a w swych publikacjach obarczał wszystkich Polaków winą za zbyt małą ofiarność w pomaganiu Żydom w czasie okupacji.

Po prowokacji z podpaleniem budki, Palikot pobiegł do ambasadora Rosji z donosem na „grupę bandytów inspirowanych przez środowisko związane z PiS i Radiem Maryja, o skrajnych poglądach narodowo-katolickich” (a Leszek Miller zwrócił się do Tuska o „lustrację środowisk faszyzujących”). Niewiele od petycji Palikota różniła się napaść Mariusza Kamińskiego na organizatorów Marszu, który określił jako „manifestację elementów skrajnych i faszystowskich”. Kilka miesięcy później rosyjskie MSZ opublikowało raport, w którym przypomniało „wielotysięczną demonstrację zorganizowaną przez radykalne ruchy nacjonalistyczne”. I co najciekawsze – oparło się na dorobku „naszego” poszukiwacza faszyzmu, który atak wykonał w iście kominternowskim stylu. Bo w tradycji i nawykach przybyłych do Polski w taborach armii sowieckiej agentów, było donoszenie w ambasadzie ZSRR na polskich „nacjonalistów” i oskarżanie oponentów politycznych o faszyzm. Kamiński nie pamiętał przy tym, jak po taki sam argument sięgali Kiszczak z Geremkiem, dla których happeningi Ligi Republikańskiej miały „znamiona faszystowskich wybryków”. Nie pamiętał też, jak „Wyborcza” oskarżała Ligę o podpalenie synagogi Nożyków, a na celowniku policji politycznej znalazł się on sam.

Na taśmach z „Sowa i Przyjaciele” pojawia się dziwne zdanie Bartłomieja Sienkiewicza: Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie. Bo ja mam poczucie, że jest to wariant OK, World Trade scenario. Krótko mówiąc – Sienkiewicz zmontował coś na kształt podpalenia Reichstagu, jako pretekst do spacyfikowania „ekstremistów i antysemitów”, a idiota Kamiński wykonał brudną propagandową robotę, i to w sposób świadomy. I, co ciekawe, po przejęciu MSW i ABW, intrygi Sienkiewicza nie rozliczył.

W styczniu 2018 r., po emisji reportażu TVN o polskich neonazistach wznoszących toast za Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim, w polskich mediach widzieliśmy więcej swastyk, niż w Niemczech od zakończenia wojny. „Neonaziści świętują Hitlera”, „Polska coraz bardziej brunatna”, „Warszawa europejską stolicą faszyzmu” – tak wyżywali się dziennikarze zza Odry (i zza Wzgórz Golan). Doszło do tego, że w telewizji niemieckiej odbyła się debata o „fali nazizmu w Polsce”. Tym niemniej, na ten temat nie debatował Bundestag. Debatowano za to w Sejmie… z inicjatywy Mariusza Kamińskiego.

W ślad za reportażem rozpętali nagonkę na „polskich neonazistów”, a koordynatorem całej akcji zrobili Mariusza Kamińskiego, który zapowiedział „szybką i stanowczą reakcję państwa wobec propagujących w Polsce faszyzm”. Zapewnił, też, że „zlikwiduje faszyzm i nazistowskie organizacje w Polsce”. I nie tylko zapewnił – z furią przystąpił do akcji, a listy kandydatów do delegalizacji nie ograniczył do nazistów z krzaków pod Wodzisławiem, ale sięgnął do „tych nazioli z Marszu Niepodległości”. Kolejny antypolski strzał oddał, powołując rządowy Zespół ds. przeciwdziałania propagowaniu faszyzmu, czyli do przekonywania międzynarodowej publiki, w tym Niemców: Problem z faszyzmem w Polsce jest tak poważny, że rząd zmuszony był powołać specjalną instytucję do jego zwalczania.

Na lotnisku im. Szopena w Warszawie operują uzbrojeni Izraelczycy. Mają tam swoją policję, oznakowane auta na sygnałach i wydają Polakom polecenia. Towarzyszą też wycieczkom izraelskiej młodzieży. Zasadnym zatem jest pytanie: czy w Polsce mamy do czynienia z policją w policji i tym samym z państwem w państwie? Równie zasadnym jest pytanie: Dlaczego Kamiński (i jego patron) nie uchylił ustawy 1066, która dopuszcza udział obcych formacji zbrojnych w tłumieniu zamieszek w Polsce?

Izrael słynie z tego, że oszukuje swych sojuszników. Dowodem afera Jonathana Pollarda, który przekazywał Mosadowi (i pośrednio Moskwie) najgłębsze tajemnice CIA. Problem w tym, że agenci Mosadu, którzy działali przy Pollardzie, działali także przy Kamińskim. Rafi Eitan, b. szef Mosadu, a wcześniej oficer prowadzący Pollarda pojawił się w resorcie zajmującym się cyfryzacją. Razem z nim pojawił się Yossi Ciechanover, b. dyrektor generalny izraelskiego MSW. Innymi słowy – Kamiński, pod dyktando obu agentów, powierzył klucze do bezpieczeństwa Polski i podpisał porozumienia z Izraelem w sferze bezpieczeństw. I to wtedy, gdy Netanjahu dobijał różnych targów z Putinem. Głupota, czy działania zamierzone?

Inne pytania: Dlaczego Kamiński nic nie zrobił, aby pozbyć się pośrednika w dostawach ropy z Rosji do Polski, spółki należącej do Grigorija Jankelewicza? Dlaczego bezpieczeństwo Polskich Sieci Energetycznych powierzył Mosadowi? Dlaczego dopuścił do tego, żeby biuro Jarosława Kaczyńskiego pozostało przy ulicy Nowogrodzkiej, po sprzedaniu budynku izraelskiej firmie Metropol NH? Jak to możliwe, że partia ma siedzibę w nieruchomości należącej do obcej firmy, gdzie częste wizyty składał koordynator służb specjalnych i gdzieza zamkniętymi drzwiami, na tajnych konwentyklach spotykało się kierownictwo PiS?

Gdy Polska była bita po twarzy, gdy trzeciorzędny dyplomata z drugorzędnego państewka obsobaczał prezydenta i premiera, minister od policji głównego wroga dostrzegł w użytkownikach Twittera i ich „antysemickich” wpisach. Gdy Żydzi walili Polaków w pysk na odlew, Kamiński dywagował o wadach Polaków, o ich „ciężkiej chorobie antysemityzmu”. Gdy potrzebna była odwaga, tchórzliwie merdał ogonkiem. Po rejteradzie z ustawą o IPN pozostał nam w pamięci obraz ministra o buzi zbitego psa, wystraszonego, nieporadnego, budzącego litość i odrazę zarazem. Taki obraz dopełnił prezes PiS – gdy pełnił funkcję wicepremiera ds. bezpieczeństwa, do walki z Lempart i wściekłymi macicami, wezwał na pomoc… Kluby Gazety Polskiej. Suchej nitki nie zostawili na Kamińskim blogerzy: Jest bardzo podobny do Felka Dzierżyńskiego; Uderzające podobieństwo, te ślepia mówią same za siebie.

Widmo faszyzmu krąży nad Europą – takiej uległ obsesji. Do walki z „faszystami” powołał specjalne policyjne zespoły. W ślad za tym posypały się sukcesy. W Białymstoku antyterroryści zatrzymali kibiców terroryzujących mieszkańców miasta zawołaniem „Polska dla Polaków”. ABW wtargnęło do mieszkań uczniaków protestujących przeciw islamizacji Polski. Posadzili w areszcie Brunona K., „osobę motywowaną względami nacjonalistycznymi i ksenofobicznymi”, którego jedynym terrorystycznym czynem było nazwanie Tuska „ryżym bandytą”. Słuchając wypowiedzi człowieka odpowiedzialnego za bezpieczeństwo państwa, można było odnieść wrażenie, że największym i jedynym zagrożeniem dla Polski są antysemici.

Jeszcze innym „sukcesem” było sponiewieranie Wojciecha Olszańskiego, który – gdy na kaliskim rynku palono kartkę – mówił ze sceny: „Nie będzie już nigdy Polak Żydowi niewolnikiem!”, a tłum skandował: „Tu jest Polska, a nie Polin” i śpiewał Rotę. O co zatem oskarżał Olszańskiego? O spalenie symbolu Polin? O śpiewanie Roty? A może Kamińskiego i jego patrona najbardziej ubodło to, że mówiąc o Rosji, atakował sowiecką żydokomunę i, tym samym, jej przedłużenie na gruncie polskim, czyli tych, którzy Polską faktycznie rządzą?

Dopiero z raportu Żydowskiej Agencji Praw Podstawowych dowiedzieliśmy się, że w Polsce wprowadzono system rejestrowania przestępstw z nienawiści, i że jego celem jest zapewnienie MSW pełnego wglądu do przypadków takich przestępstw oraz zbieranie informacji o wszystkich dochodzeniach prowadzonych przez policję. Z raportu wynika, że system zasilany jest danymi z Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego i stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, które „zgłaszają incydenty antysemickie do prokuratury, policji lub innych władz w Polsce”. Nawiasem mówiąc ta ostatnia organizuje, we współpracy z Komendą Główną Policji, „Warsztaty dla przełożonych w policji”. W ich ostatniej odsłonie udział wzięło dwustu najwyższych rangą policjantów, którzy „poznawali historię holokaustu, aby móc lepiej zwalczać przestępczość z nienawiści”.

Lempart ogłosiła powołanie tymczasowego rządu, który „będzie negocjować z rządem warunki jego ustąpienia”. Prezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wezwał do buntu lekarzy i sędziów. Wojnę Polsce wypowiedziała wiceprzewodnicząca Bundestagu. Do zagłodzenia Polski wezwała wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego. Medyczny Judenrat udzielił poparcia dla strajku macic. A Kamiński? W niepojętym zaślepieniu brnął w nakręcaniu spirali oskarżeń wobec antysemitów, ścigając się w tej osobliwej dyscyplinie z TVN i „Wyborczą”. Zamiast wyłapywaniem obcych agentów, zajmował się wyłapywaniem „antysemitów”, atakami na „ruskie onuce” i walką z portalem wRealu24. Ukarał też ojca, który wyprowadził do piaskownicy dzieci po 2-tygodniowej kwarantannie.

Afera wizowa to nie jest afera Piotra Wawrzyka. To jest afera Mariusza Kamińskiego. W MSW spraw wiz „pilnowała” ciągle ta sama ekipa następców Jakuba Bermana, których Kamiński nie kontrolował i nie rozliczał. To oni wydawali rocznie kilka wiz dla Polaków z Kazachstanu i kilkaset tysięcy dla Azjatów. To oni w lutym 2022 wpuścili do Polski bez żadnej kontroli 10 milionów Ukraińców (i 150 tysięcy Azjatów przebywających na Ukrainie). To oni nie uchylili przepchniętej w Sejmie przez poprzednika Kamińskiego ustawy o obywatelstwie, która umożliwia nabywanie polskiego paszportu przez osoby mające przodka z polskim obywatelstwem. A więc także potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukom Romana Szuchewycza.

Na koniec kilka pytań, retorycznych, tj. takich, na które nie dostaje się odpowiedzi:

– Co robić, żeby minister bezpieki był zadaniowany przez Polaków, a nie przez ambasadę Izraela czy Ukrainy?

– Czy nie mszczą się zaniechania pogromcy komunistów z dekomunizacją, ale nie podpowiadaną przez Komintern, nie z pytaniem, gdzie kto był tylko, co robił?

– Dlaczego przyjął „definicję antysemityzmu”, która w sposób oczywisty miała na celu „dorżnięcie watahy”, czyli tych, którym nie podobają się przywileje dla mniejszości?

– Czy nie był urabiany przy pomocy modus operandi, w którym chodzi o nieustanne mielenie tematu antysemityzmu i sprawdzanie, jak daleko można się posunąć w terroryzowaniu Polaków?

– Czy nie wiedział, że prędzej czy później, wezmą się też za niego, i też pokażą w telewizjach, prowadzonego w więziennych klapkach na posterunek prokuratury Bodnara, na oczach polskiej, żydowskiej i ukraińskiej gawiedzi?

– Czy nie wykonał posługi szabesgoja, tj. ubogiego nie-Żyda służącego za niewielkie wynagrodzenie do wykonywania czynności, które są zakazane Żydom, i co tak naprawdę w rządzie Morawieckiego „koordynował”?

To okazja do smutnych podsumowań: Buńczuczne wypowiedzi wobec Polaków i tchórzliwe milczenie wobec obcych. Zamiast walki, przymilanie się do wrogów Polski. Polacy chcieli Sobieskiego spod Wiednia, a dostali Kamińskiego i Morawieckiego, nawołującego: „Wszyscy Polacy jesteśmy biało-czerwoną drużyną”. Tymczasem potrzebne jest hasło Romana Dmowskiego: „Istnieją Polacy i pół-Polacy, a rasa pół-Polaków musi zginąć”. No i hasło: Kamiński do pierdla!

Krzysztof Baliński

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa. Krzysztof Baliński.

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa

Krzysztof Baliński

Niby odszedł, a jest – tak pisali osłupiali komentatorzy. Chodziło o Michała Dworczyka – który 13 października 2022 stracił stanowisko szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a w rządzie pozostał. Gdy Morawiecki w specjalnym rozporządzeniu określił obowiązki nowego ministra bez teki na: „Realizacja zadań w ramach projektów dotyczących udzielenia wsparcia państwom sąsiednim”, stało się jasne, że Dworczyk stanął na czele utworzonego specjalnie dla niego resortu do spraw ukrainizacji Polski. Na zwołanej z tej okazji konferencji, chełpił się: „Czas, w którym pełniłem obowiązki szefa kancelarii obfitował w wiele ważnych zdarzeń i procesów, które do dziś wpływają na naszą rzeczywistość”. I tu nie łgał, bo (oprócz przewodzenia pandemicznej histerii rządu, która kosztowała 200 miliardów oraz zakontraktowania tylu szczepionek, że wystarczały na wyszczepienie stu milionów) to on kierował akcją przesiedlenia kilku milionów Ukraińców i w ciągu pół roku rozdał na ten cel 40 miliardów oraz dwa razy tyle na pomoc dla Ukrainy.

Jeszcze inne wyczyny Mychajło Dworczuka (bo tak się pierwotne, czyli właściwie nazywał) na polu ukrainizacji Polski: W 2022 r. złowieszczo zapowiedział „rząd rozpoczyna pracę nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach mieszkańców”, a nie potomkach Polaków, co jednoznacznie oznacza, że miał zamiar osiedlić w Polsce Ukraińców.

Tak więc, gdy Orbán nadawał obywatelstwo wszystkim Węgrom żyjącym na Ukrainie, Mychajło nadawał obywatelstwo ściąganym do Polski Ukraińcom. Po sprawach kresowych poruszał się jak po prywatnymfolwarku. Zmonopolizował politykę wschodnią, rozdawał kadrowe karty na polskich placówkach konsularnych na Wschodzie. Zasiadał we wszystkich możliwych gremiach zajmujących się Polakami za Granicą. I jeszcze jedno – w Wałbrzychu osiągnął bardzo dobry wynik w ostatnich wyborach do Sejmu.

„Nie mogę już dłużej milczeć. Z miłości do własnej Ojczyzny. Nie mogę udawać, że nie widzę tych hańbiących Polskę działań na granicy polsko-ukraińskiej. Przepraszam Was, drodzy ukraińscy Przyjaciele. To, co się dzieje, nie może być dziełem moich rodaków. Hańba i wstyd. przepraszam walczącą Ukrainę, przepraszam” – takimi szokującymi, pogardliwymi słowami obsobaczyła rolników, którzy przybyli Polsce na odsiecz, Eliza Dzwonkiewicz, konsul generalna RP we Lwowie. Ale to nie wszystko – przywołała wspomnienia ze swojej młodości, gdy dowiedziała się, że podczas powstania warszawskiego Rosjanie nie zgodzili się na lądowanie alianckich samolotów, przewożących pomoc dla Warszawy: Myślałam, że tak haniebnie mogą się zachować tylko ruscy. Byłam wówczas, jako nastolatka, przekonana, że tylko ruscy mogą spokojnie patrzeć, jak inny naród się wykrwawia. Że my, Polacy, nigdy byśmy czegoś podobnego nie zrobili. Podsumujmy zatem: porównała polskich rolników do Sowietów, oskarżyła o zadawanie ciosu w plecy Ukrainie i stwierdził, że nie są prawdziwymi Polakami. Tu przypomnienie – gdy 3 lata temu Ukraina zablokowała tranzyt pociągów towarowych jadących do Polski z Chin, Dzwonkiewicz milczała.

Kim jestkonsul, która „nie może bez obrzydzenia patrzeć na polskich rolników i choć przez jeden dzień być lojalnym funkcjonariuszem państwa polskiego? To bliska współpracowniczka Michała Dworczyka. To absolwentka ukrainistyki i (tak, jak Dworczyk) podyplomowego Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. I tak, jak Dworczyk, wywodzi się z grupy tzw. harcerzy, którzy porobili kariery w strukturach państwa (podharcmistrz , członek Wydziału Wschodniego Naczelnictwa ZHR, kierownik Wydziału Polaków Poza Granicami Kraju). Od 2006 r., wraz z Dworczykiem członek zarządu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. W latach 2010-2016 stała na czele zarządu fundacji Banku Zachodniego WBK, tego samego, którego prezesem był Mateusz Morawiecki. A potem poszło jak z płatka – po objęciu władzy przez PiS została dyrektorem w Narodowym Centrum Kultury, potem tworzyła Fundację Polskiej Grupy Zbrojeniowej, aby w roku 2019 pojawić się w MSZ i (z rekomendacji Dworczyka) wyjechać do Lwowa. I jeszcze jedno – w latach 2002–2005 pracowała w Fundacji Ośrodka KARTA, wówczas gdy przeniknęli do niej Ukraińcy i zniszczyli archiwa dokumentujące zbrodnie UPA na Polakach.

Dlaczego na placówkę, wymagającą najwyższych kompetencji dyplomatycznych, wysłano dyletantkę? Bo posiadła podstawową kwalifikację – była znajomą Dworczyka. Humorystyczne było jej przesłuchanie w sejmowej Komisji ds. Łączności z Polakami za Granicą. Gdy okazało się, że jest absolwentem filologii ukraińskiej i zapytano, dlaczego wybrała takie studia, beztrosko odpowiedziała: aplikowałam na inny kierunek, ale zabrakło mi dwóch punktów. A o Lwowie miała do powiedzenia tylko to, że przed wojną był wielokulturowy, z ludźmi o poczuciu humoru. O innych sprawach i zadaniach konsula musieli przypominać posłowie. A i tak wszyscy zachwycali się, jaką to Rzeczpospolita będzie miała konsul.

Bulwersowała informacja – apologeta banderowców został dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Kijowie. Robert Czyżewski, chwalący się ukraińskimi korzeniami, to wnuk Hryhorija Czyżewskiego, ministra spraw wewnętrznych Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wikipedia pisze: doradca prezydenta RP, członek NZS i Federacji Młodzieży Walczącej, jeden z założycieli Ligi Republikańskiej. Co (poza chwaleniem się ukraińskimi korzeniami) głosił? „Może my, Polacy, powinniśmy zgrzytnąć zębami, niech im ten Bandera stoi, skoro się uparli. Bandera, człowiek, który walczył o wolną Ukrainę, zabijał polskich polityków. Przykro nam, Polakom? No przykro, ale w ostateczności nie on bezpośrednio mordował, ale wydawał rozkazy tak jak Hitler […] Jak się Ukraińcy uparli stawić mu pomniki, to może my powinniśmy odpuścić. Może niech przez polskie gardło przejdzie, że ten cel ukraiński jednak był słuszny. Strona polska również nie jest bez winy, bo reakcja polska w latach 1944/45 była brutalna i również naznaczona akcjami o charakterze zbrodni wojennych”.

Odnosząc się do narastającego sceptycyzmu ws. bezwarunkowego wspierania Ukrainy i postawy „sojusznika za darmo”, przywołał słowa Piotra Skwiecińskiego, dyrektora Instytutu Polskiego w Moskwie: Dla Polski lepiej jest, żeby w Kijowie rządzili nie tylko banderowcy, ale nawet sam Bandera, niż odbudowa imperium. I tak, jakoś dziwnie się składa, że Instytutem w Kijowie kierują wyłącznie Ukraińcy. Przykładem Jerzy Onuch, który wcześniej, w latach 1997-2005 był dyrektorem Centrum George’a Sorosa na rzecz Sztuki Współczesnej w Kijowie. W tym miejscu przypomnijmy, że instytuty są misją dyplomatyczną ministerstwa spraw zagranicznych, a ich zadaniem jest promocja Polski i jej kultury.

Robert Czyżewski to były prezes Fundacji Wolność i Demokracja (z poręczenia Dworczyka, który fundację założył i gra w niej pierwsze skrzypce). Fundacja ma możnych mecenasów: Orlen, KGHM, MSZ. Jak sama się reklamuje, jest organizacją pozarządową działającą w obszarze „pomoc Polakom na Wschodzie”. Jej partnerem jest Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, też zasilana pieniędzmi rządowymi i też mająca statutowy zapis: Niesienie pomocy i wspieranie Polaków zamieszkałych w krajach byłego ZSRR. Okazuje się jednak, że obie zajmują się wyłącznie pomocą dla Ukraińców, że środki finansowe przeznaczane dla Polaków dziwnym trafem trafiają tylko do Ukraińców. Fundacja powołała Wschodni Fundusz Dobroczynności,  w ramach którego prowadzi zbiórkę pieniędzy „na rzecz ofiar wojny w Ukrainie, dla potrzebujących zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy uchodźców oraz osób w potrzebie, które przebywają w Ukrainie”. Na swojej internetowej witrynie epatuje: wyekspediowaniem 100 TIR-ów z pomocą humanitarną dla Ukrainy; ewakuacją 7,2 tys. ukraińskich rodzin z kompleksowym wsparciem rzeczowym i finansowym; pomocą dla kilkunastu ukraińskich szpitali wojskowych.

Ale to nie wszystko – Fundacja szczyci się: „Przy dystrybucji pomocy korzystamy z rozgałęzionej sieci kontaktów z organizacjami polskiej mniejszości narodowej, polskimi szkółkami i parafiami rzymskokatolickimi”. Tak więc, zamiast służyć Polakom na Wschodzie, przerabiają tamtejszych Polaków na sługi narodu ukraińskiego. A zamiast Polakom, pomagają ciemiężycielom Polaków. Nic też dziwnego, że żyjący na Ukrainie Polacy pytają, czy nie powinna nosić nazwę „Fundacja Nękania Polaków na Wschodzie”. Prezesem jej zarządu jest Mikołaj Falkowski (też pupilek Dworczyka, też absolwent Studium Europy Wschodniej), członkiem zarządu Robert Czyżewski i… Eliza Dzwonkiewicz.

Kiedy pojawiła się informacja, że nasz „strategiczny partner” wykonał wiekopomny gest – zezwolił na ekshumację mogił Polaków wymordowanych na Wołyniu, szybko okazało się, że zgoda dotyczy tylko jednej wsi i otrzymał ją nie IPN, czyli instytucja do tego powołana, ale Fundacja Wolność i Demokracja, i że jak nie było, tak nie ma zgody na ekshumację szczątków dzieci, kobiet i starców, leżących w tysiącach dołów śmierci. Okazało się też, że nie chodzi o ekshumację, ale jedynie o propagandowy gest mający na celu wypromowanie związanej z Dworczykiem inkryminowanej Fundacji, umocnienie lobby ukraińskiego w rządzie oraz o przyzwolenie Ukraińcom na wysuwanie kolejnych żądań, „w zamian za Puźniki”.

Do fundacji płynie rzeka rządowych pieniędzy. Tylko w latach 2017-2021 z różnych ministerstw i z Senatu otrzymała 64 mln zł dotacji, w tym tylko w 2021 r. 11 mln z kancelarii premiera, którą kierował… Michał Dworczyk. Jej prezes oficjalnie opisuje się jako „ekspert ds. oświaty na Ukrainie”. Członkiem rady programowej jest Rafał Dzięciołowski (b. działacz NZS i Federacji Młodzieży Walczącej), który jednocześnie pełni funkcję prezesa innej fundacji o identycznym profilu (Solidarności Międzynarodowej). To równocześnie wiceprezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. W radzie fundacji zasiada Tadeusz Płużański, który milczy, że fundusze fundacji, zamiast na pomordowanych na Wschodzie, idą na potomków tych, którzy mordowali Polaków na Wschodzie.

RafałDzięciołowski, członek sitwy wyznającej tezę, że przeszkodą w budowaniu dobrych relacji z sąsiadami są Polacy, wraz z Marią Przełomiec brał udział w bitwie z polskością na Litwie. Nie protestowali, gdy mer Wilna nie zgodził się na odprawianie w wileńskiej katedrze mszy w j. polskim. Tolerowali politykę historyczną Litwy o „zbrodniach polskich okupantów”. Uznali reprezentację Polaków na Litwie za „ruską agenturę”. Sekundowała im ambasador Urszula Doroszewska, współpracowniczka Kuronia (tego od deklaracji: „Ja Polak ze Lwowa dumny jestem z tego, że Lwów jest miastem ukraińskim”). Nawiasem mówiąc, Radek Sikorski nadał Przełomiec odznakę Bene Merito („za działalność wzmacniającą znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”). Takie samo odznaczenie wręczył prezesowi ukraińskiego IPN, gdy placówka ta właśnie zainicjowała program ustanawiania świętami narodowymi rocznic „zwycięstw zbrojnej formacji OUN-UPA nad okupantem polskim”.

W skład Rady Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie wchodzi Ukrainka Bogumiła Berdychowska, niegdyś wodząca rej w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego, od którego zaczęło się to całe nieszczęście. W skład jaczejki sympatyków Bandery w Belwederze wchodził także Paweł Kowal, później zastępca Anny Fotygi w MSZ i eurodeputowany z ramienia PiS (głosował przeciw rezolucji potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem „Bohatera Ukrainy”). Dziś jest posłem KO, dla którego liczy się tylko interes Ukrainy, który ostentacyjnie i bezczelnie reprezentuje ukraiński punkt widzenia. Ta zakała Sejmu na pierwszy rzut oka wydaje się kimś na kształt wioskowego głupka. Tu coś ugotuje, tam wspomni ciotkę z „Gazety Wyborczej” (Helenę Łuczywo). Ale kiedy przyjrzeć mu się bliżej, widzimy obrzydliwą proukraińskość, konsekwencję w antypolskiej podłości i nazwisko, które pojawia się wszędzie tam, gdzie pojawia się interes Ukrainy i naruszany interes Polski.

Najbardziej przeraża to, że Kowal został przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Kreuje więc polską politykę, a konkretnie politykę proukraiński. I nie ważne z ramienia jakiej partii zasiada dziś w Sejmie. Bo zarówno PiS jak i PO, w sprawach Ukrainy przemawiają jednym głosem, manifestując jednomyślność nieznaną od czasów Okrągłego Stołu. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński i prześcigania w deklaracjach o wielkości pomocy, jaką Polska powinna udzielić.

Najmocniej atakowały media pisowskie. „Bulwersujące! Konsul RP we Lwowie gani polskich rolników!” – grzmiał portal wPolityce.pl., ten sam, który Polaków ganiących pomoc dla Ukrainy wyzywał od „ruskich onuc”. Dla ludu pisowskiego Dzwonkiewicz to „platformerski urzędnik i dyplomata”. Rzecz w tym, że z PO ma mało wspólnego, bo konsulem została w październiku 2019. W MSZ spekulują: Zostanie dyscyplinarnie odwołana, bo Radek Sikorski przymierza się do mocnego kadrowego zamieszania na ukraińskich placówkach. Tymczasem to jedna wielka bzdura – Sikorski jej nie odwoła, bo boi się mera Lwowa, bo Dzwonkiewicz dla ukraińskich mediów to bohaterka i „sprawiedliwa Polka”. Ale najtragiczniejsza w tym wszystkim jest świadomość, że nawet jeśli odejdzie ze Lwowa to żadnej pozytywnej zmiany nie będzie. Po prostu, miejsce protegowanej Dworczyka zajmie protegowana Kowala, i będzie Ukraińcom służyła i wchodziła w tyłek tak samo głęboko. Albo jeszcze głębiej.

Miała być „dobra zmiana”. A były dziwne roszady kadrowe. Wydawało się, że rząd PiS wypełni swe wzniosłe deklaracje. Rzeczywistość okazała się inna – los Polaków na Wschodzie złożyli na ołtarzu (lub raczej na stosie) relacji z Ukrainą. Ministrem został Jacek Czaputowicz, a wiceministrem Andrzej Papierz, obaj z anarchistycznej organizacji „Wolność i Pokój”, którzy wraz z Mychajło Dworczukiem dokonywali „finezyjnej” selekcji kadr w placówkach na Wschodzie i wcielali w życie doktrynę – walka o prawa dla mniejszości polskiej to przejaw konfliktowego i archaicznego nacjonalizmu. Zgotowali Polakom piekło, bo w Kijowie ambasadorem zrobili Jana Piekło, który bajdurzył o „epizodzie bratobójczej walki między Ukraińcami a Polakami”. A co do ministra, który Piekło wynalazł, to od ukraińskiego Czaputiwycz, dzieli go ledwie jedna literka. I nic dziwnego, że dziś wtóruje Dzwonkiewicz: „Rolnicy pomagają Rosji. Blokada granicy stawia Polskę po stronie Rosji”.

Po ’89, w MSZ sprawy wzięły w łapy dzieci i wnuki działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, polskie placówki dyplomatyczne na Wschodzie zamieniły się w etniczne enklawy, a ich obsada zajmowała się wszystkim tylko nie sprawami Polski.Geremka, co prawda, już nie ma, ale jego duch ciągle unosi się lub (jak, kto woli) straszy w ponurym gmaszysku MSZ. Kaczyński w ciągu ośmiu lat rządów niczego nie zmienił, nie tylko nie oczyścił MSZ ze złogów po synu rabina, ale dołożył własne w postaci Elizy Dzwonkiewicz. I Radek Sikorski może być mu wdzięczny za to, że przekazał mu MSZ w nienaruszonym stanie, takim, w jakim zostawił je w 2015 roku i że nic nie musi zmieniać.

Czy jest rzeczą normalną, że duża część konsulów na Wschodzie jest – jak mówił kresowy poeta – „nie z Ojczyzny mojej”?

Uderza, że nikt z wypowiadających się na ten temat, czy to ze strony szczeropolskiej (licencja ks. Cz. Bartnika), czy to z obozu kominternowców nie wymienia czynnika etnicznego. Mówi się o wszystkim, nawet o kolorze włosów i o preferencjach seksualnych, a nic o narodowości delikwenta. Równocześnie sitwa, która swymi mackami opanowała państwo wmawia nam, że jednorodność etniczna to anachronizm, a wszelkie rozważania o etnicznych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach”. A wszystko po to, aby nie wyszła na jaw porażająca prawda, kto rozdaje karty w dyplomacji. Temat można też drążyć refleksją: Dwa najwyższe stanowiska w Polsce obsadzają: wnuk żołnierza Wehrmachcie i wnuk bojca UPA. Nie mówiąc o innej, niespotykanej sytuacji – i prezydent i premier rekrutują się z jednej partii, której przewodził niegdyś Bronisław Geremek.

Relacje między Polską i Ukrainą są zafałszowane, bo po stronie polskiej określają je Ukraińcy. Gdy weźmiemy do ręki listę uczestników „dialogu”, to nie sposób doszukać się tam strony polskiej. Dialogują sami z sobą. Z Ukraińcami „ścierają się” krajowi adwokaci ukraińskiego nacjonalizmu. I jasnym stało się, że stosunki polsko-ukraińskie ktoś podmienił na stosunki ukraińsko-ukraińskie. Doszło do tego, że każda ukraińska łajza i uchodźczy żebrak czuje się uprawniony do wtrącania w polskie sprawy, napominania, pouczania, szantażowania, domagania się kolejnych przywilejów. Bronią przy tym zawzięcie monopolu na wszelkie kontakty z Kijowem. Są przy tym niezwykle elastyczni – przedwczoraj byli za partią Geremka, wczoraj za PiS, dziś są frakcją kaszubską. Nie chcą przy tym działać z otwartą przyłbicą. Bo tylko w atmosferze konspiracji możliwa jest sytuacja, że polski konsul we Lwowie podaje się za Ukraińca, a w Warszawie za Polaka.

W co grają polskie rządy? Dlaczego poświęcają polskie interesy na rzecz interesów ukraińskich i popierają żywioły nieprzyjazne Polakom? Dlaczego polskim obywatelem jest dziś łatwiej zostać potomkowi rezuna, niż Polakowi? Czy jest prawdą, że Polacy na Wschodzie są bardziej Polakami niż ci, co rządzą Polską? Dlaczego są dla rządzących kulą u nogi? Czy nie dlatego, że wadzą w „pojednaniu” z potomkami rezunów i przeszkadzają w podejrzanej kombinacji geopolitycznej z Ukropolin? Dla Polaka, po 17 września 1939, ostatnią osobą widzianą przed wywózką w bydlęcym wagonie był ukraiński sąsiad i żydowski funkcjonariusz NKWD. Dziś jest nią „przyjazna” twarz polskiego konsula nakazującego pogodzenie się z pomnikiem Bandery.

Krzysztof Baliński

JUDEJCZYKOWIE FALĄ NA NAS WALĄ.

JUDEJCZYKOWIE FALĄ NA NAS WALĄ

Krzysztof Baliński 2 luty 2023

24 stycznia 2023, w Parlamencie Europejskim odbyło się głosowanie w sprawie wyłączenia lasów z kompetencji krajowych i przeniesienie do wspólnej polityki leśnej. Media rządowe biły na alarm: Berlin chcą położyć łapę na polskich lasach.

1 września 2022, podczas prezentacji raportu o stratach poniesionych przez Polskę podczas wojny Jarosław Kaczyński zadeklarował: „Jeżeli by państwo Izrael było zainteresowane jakimś udziałem w tym przedsięwzięciu, udziałem oczywiście z odpowiednimi skutkami finansowymi w dalszym etapie, to my jesteśmy na tego rodzaju działania, tego rodzaju rozmowy – bo najpierw trzeba o tym rozmawiać – otwarcie”.

23 stycznia 2009, w ujawnionym przez WikiLeaks szyfrogramie, ambasador USA w Warszawie raportował o uzyskanym od marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego i premiera Donalda Tuska zapewnieniu, że pieniądze na pokrycie kosztów restytucji majątków pożydowskich rząd zamierza zdobyć sprzedając państwowe lasy.

Dużo wcześniej żydowski poeta Julian Tuwim utworzył rym „Judejczykowie falą na nas walą”, za który nieźle dostało mu się od Żydów.

Cztery informacje, cztery daty i cztery pytania: Kto podpuścił Kaczyńskiego, żeby właśnie teraz, w takiej formie, bez wystarczającego przemyślenia, bez przygotowania odpowiednich narzędzi, przy wyjątkowo niesprzyjającej koniunkturze, wystąpił do Niemiec o reparacje? Do czego odszkodowania są mu potrzebne, skoro przed wyborami nie zdąży nimi przekupić wyborców? Co jest mniejszym złem: lasy w łapach żydowskich, czy lasy w łapach niemieckich? A może to wszystko na jedno wychodzi?

Odpowiedź nadeszła bardzo szybko. „Times of Israel”, w tekście „W roszczeniach wobec Niemiec Polska domaga się odszkodowań za Żydów zabitych przez Polaków” napisał: „W wykazie 9293 wsi, w których miały miejsce nazistowskie okrucieństwa niemieckie znalazły się wsie, w których miały miejsce polskie pogromy na Żydach, w tym wieś Jedwabne, gdzie ponad 300 Żydów zostało żywcem spalonych przez etnicznych Polaków”. Atak przypuściła też dziennikarka CNN, pytając Dudę: Czy polska pomoc dla Ukrainy nie jest próbą naprawienia krzywd polskich obozów koncentracyjnych? W sprawie głos zabrał Tomasz Gross. Wg niego, 60 procent ofiar to byli Żydzi, obywatele polscy. A więc, jeżeli Polska uzyska reparacje, to tyle procent ma przypaść Żydom! Co mieli na celu, gdy przypomnimy, że akcję wyłudzania odszkodowań od Polski czynnie wspierają od lat, i że żądania zwrotu majątków pożydowskich zawsze wyprzedzają alarmujące raporty o wzroście antysemityzmu w Polsce?

Tymczasem, 10 września 1952, między Izraelem a Niemcami zawarta została w Luksemburgu umowa reparacyjna, w myśl której Niemcy wypłaciły Żydom 90 miliardów dolarów. Po kilku miesiącach Bolesław Bierut (lub raczej rządzący Polską triumwirat Berman-Minc-Bierut) zrzeka się reparacji wojennych od Niemiec. Zbieg okoliczności? Może zadziałały potężne siły nacisku zainteresowane tym, aby to Izrael otrzymał maksymalne odszkodowania kosztem innych poszkodowanych przez III Rzeszę? Może kierował się uczuciami sympatii wobec pochodzącej z Polski żydokomuny, która rządziła Izraelem? Czy rządzący dzisiaj Polską triumwirat Kaczyński-Morawiecki-Duda nie popełni podobnego przestępstwa?

W myśl porozumień luksemburskich odszkodowania nie trafiły do Polski, tj. kraju, którego obywatelami była większość pomordowanych, ale do Izraela, który w czasie holokaustu nie istniał i nie był stroną wojny. Rządzący Polską triumwirat Berman-Minc-Bierut zrzeka się reparacji wojennych od Niemiec i zgadza na uwzględnienie w umowach indemnizacyjnych odszkodowań za mienie pozostawione przez Żydów niemieckich na ziemiach, które po wojnie weszły w skład Państwa Polskiego (2578 nieruchomości o wartości 13 miliardów dolarów). Tymczasem ziemie te, na podstawie ustaleń Wielkiej Trójki w Poczdamie, przeszły pod jurysdykcję Państwa Polskiego bez żadnych odszkodowań. Zasadę naruszono przy zwracaniu mienia gminom wyznaniowym żydowskim (i ciągle narusza, bo proces jest dopiero na półmetku).

I tu pytania: Czy był to zbieg okoliczności? Czy nie chodziło o to, żeby „ulżyć” Niemcom w spłacie odszkodowań dla Żydów? Dlaczego utraty kwot, które za śmierć 3 milionów obywateli polskich przechwycił i przechwytuje nadal Izrael polskie władze w raporcie nie odnotowały?

W II wojnie światowej Polska utraciła 38% majątku narodowego (Francja 1,5%, a Wielka Brytania 0,85%). Tylko straty poniesione przez Warszawę są większe od strat Anglii i Francji razem wziętych. Z odszkodowań dla wszystkich ofiar III Rzeszy Polakom przyznano 2 procent, tj. 1,5 miliarda, a Izraelowi 90 miliardów dolarów. Ponadto Polska nie była bezpośrednim beneficjantem odszkodowań, lecz przysługiwało jej 15 procent reparacji dla Sowietów, którzy reparacjami nie podzielili się, za to kazali „sprzedawać” sobie węgiel za 15% wartości, co oznaczało grabież na 24 miliardy dolarów. Straty w zabitych i pomordowanych, w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców, wyniosły w Polsce 222 obywateli (a 40 w ZSRR). Tymczasem po ‘89, za przyzwoleniem kolejnych ekip przy władzy, podjęto skuteczną akcję zaniżania liczby polskich ofiar i zawyżania ofiar żydowskich. Czy i w tym przypadku nie chodzi o zdejmowanie z Niemców odium zbrodni popełnionych na Narodzie Polskim i tworzenie obrazu, że w okupowanej Polsce zbrodnie popełniono wyłącznie na Żydach, że grabiono wyłącznie majątki żydowskie i że robili to jacyś naziści?

W 2014 r. Polska przystąpiła do wypłacania świadczeń tym, którzy przeżyli holokaust, czyli płacenia odszkodowań za zbrodnie na Żydach, których dopuścili się Niemcy. Funkcjonariusz MSZ uzasadnił to tak: „Do miesięcznych świadczeń kwalifikuje się każdy mieszkający w Izraelu, kto urodził się jako obywatel polski, ucierpiał podczas wojny pod okupacją niemiecką bądź też ukrywał się lub był zmuszony opuścić Polskę lub też urodził się po wojnie w rodzinie, która została zmuszona do opuszczenia Polski, a więc jako dziecko miał udział w ich losach i prześladowaniach. To samo dotyczy małżonka. To samo dotyczy kolejnej okupacji, sowieckiej, do roku 1956”. Utworzono nową kategorię beneficjentów odszkodowań – tych, „którzy doznali szkody na terenach należących do Polski”, czyli każdego przybyłego do Izraela bandyty z UB lub KBW („poszkodowanego” przez żołnierza wyklętego) lub każdego emigranta z Marca ’68, który uciekł przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Doszło do absurdalnej sytuacji – Żyd, który przeżył niemiecką okupację, dzięki ukrywającemu go Polakowi, potem zatrudnił się w zbrodniczym MBP lub bandyckiej Informacji Woskowej, a później uciekł z Polski, dostaje comiesięczne wsparcie od swoich ofiar. Natomiast Polak, który przeżył niemieckie łapanki lub, narażając życie, ukrywał w czasie okupacji Żyda, a po wojnie był torturowany w kazamatach UB, z własnych podatków płaci co miesiąc odszkodowanie temu Żydowi. Kwoty są ogromne. Już w pierwszym roku obowiązywania ustawy ZUS wypłacił ćwierć miliarda. Sprawa jest skandaliczna także z innego powodu – oznacza włączenie się rządu RP do antypolskiej polityki historycznej Żydów i Niemców utrzymującej, że Polacy są współodpowiedzialni za holokaust. A także dlatego, że był to krok na drodze restytucji mienia żydowskiego.

Inna ważna okoliczność: Konrad Adenauer i David Ben-Gurion zawarli tajny układ, zgodnie z którym Niemcy w pełni sfinansowały izraelski program atomowy, w wysokości 5 miliardów dolarów. Ale za tak drogie prezenty trzeba się odwdzięczyć. Dlatego, w ślad za tym, rozpoczęła się akcja ściągania z Niemców odpowiedzialności za holokaust, akcentowania „współsprawstwa” innych narodów, wmanipulowania Polaków w zbrodnię Holokaustu oraz koordynacja niemieckiej i żydowskiej polityki historycznej. Interes Niemiec był jasny – pozbycie się garbu poprzez przerzucenie go na Polaków. Interesem środowisk żydowskich była kasa, czyli grabież mienia Polaków. Stąd zaciekła propaganda, mająca wbić do głów, że – jak ujął to prezydent Komorowski z okazji 70. rocznicy Jedwabnego – „Naród ofiar musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą”. Stąd „polskie obozy zagłady”, film „Pokłosie” i książka Grossa. To proste, jak konstrukcja cepa – Polacy byli „sprawcami” i muszą za to zapłacić odszkodowania! Urobienie opinii zagranicznej to jedno. Drugie, to wpędzenie w kompleks winy samych Polaków tak, by sterroryzowani nie śmieli nawet pisnąć, gdy przyjdzie do wypłacenia miliardów.

Celnie opisał to ks. prof. Waldemar Chrostowski. Bezpośrednio po wojnie paradygmat brzmiał: Niemcy – prześladowcy, Polacy i Żydzi ofiary. Później pojawił się trójkąt: Niemcy – prześladowcy, Żydzi – ofiary, Polacy – świadkowie. O solidarności ofiar nie ma już mowy, rozpoczął się za to spór o „pierwszeństwo w cierpieniu”, w którym eksponowano głównie, a potem wyłącznie martyrologię żydowską, mówiono o absolutnej wyjątkowości zagłady Żydów, mnożąc zarazem pytania o rolę świadków. Pojawiły się też sugestie, że podczas gdy tylko nieliczni Polacy pomagali Żydom, inni byli całkowicie bierni, a jeszcze inni pomagali Niemcom. Tak formował się nowy paradygmat: Niemcy i Polacy – prześladowcy, Żydzi – ofiary. Dziś tę trafną diagnozę można uzupełnić: W miejsce prześladowców wstawiono „Nazistów”, kojarzonych coraz częściej z… Polakami. Gideon Taylor, herszt szajki w „bitwie roszczeniowej żydowsko-polskiej” stwierdził: „W restytucji mienia nie chodzi tylko o pieniądze, ale o opowiedzenie światu na nowo historii II wojny”. To, że Polska jest „jedynym krajem, który nie dokonał żadnej restytucji”, ma związek z „narracją o tym, iż Polacy byli ofiarami II wojny światowej”. Innymi słowy ubolewał, że traktowanie Polaków, jako ofiar wojny utrudnia restytucję mienia.

To z tego wzięło się, że „Times of Israel” przytacza wypowiedź prof. Jana Grabowskiego, autora „naukowego” odkrycia, że Żydom było łatwiej przeżyć w niemieckich obozach zagłady, niż wśród Polaków. Badania Grabowskiego finansują Fundacja Adenauera i Claims Conference,tj. organizacje będącą stroną porozumień luksemburskich, wymuszające na polskim rządzie zwrot mienia pożydowskiego. Ta sama niemiecka fundacja i ta sama roszczeniowa organizacja finansują działalność Forum Dialogu i Otwartej Rzeczpospolitej, które urządzają polowania na polskich antysemitów, czyli tych, którzy sprzeciwiają się grabieży polskiego mienia. Maciej Gdula, znany z oskarżania Polaków o udział w holokauście, powiedział w TVN: „Domaganie się reperacji za zamordowanie 6 milionów polskich obywateli w czasie drugiej wojny światowej to odrażający cynizm polityczny. Śmierć tych ofiar nie ma ceny. Rolą Polski jest pamięć o II wojnie, a nie zarabiać na niej”. Gdula korzysta z pomocy finansowej Fundacji Friedrich-Ebert, która dała mu grant na sfinansowanie raportu socjologicznego. I tu pytanie: To, że „naukowców” finansują Niemcy nie dziwi, ale dlaczego tłustymi naukowymi grantami obsypują paszkwilantów instytucje Państwa Polskiego?

No i wiadomość z ostatniej chwili: Niemcy, po corocznych negocjacjach z Claims Conference, wypłaciły dodatkowe pieniądze dla ocalałych z Holokaustu. Chodzi o 1,2 mld euro. Ale nie to najważniejsze – w imieniu strony żydowskiej, podczas uroczystej gali w berlińskim Muzeum Żydów, pieniądze symbolicznie odebrał Marian Turski, który – przypomnijmy – dopuszczony do głosu podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, ostrzegł: Jeśli Polacy nie będą przymilać się do Żydów, to prędzej czy później doprowadzą do drugiego Auschwitz, a nawet czegoś jeszcze gorszego. À propos, Turski (pierwotnie Mosze Turbowicz) aktywnie działał na pierwszej linii ideologicznego frontu w czasie komunistycznych zbrodni popełnianych na żołnierzach wyklętych. Podpisał też, razem z Lechem Kaczyński, akt erekcyjny pod budowę Muzeum Polin, które stało się symbolem sukcesu i potęgi żydokomuny, czymś w rodzaju gmachu Komitetu Centralnego PPR z czasów Bermana, Minca i Bieruta.

Stało się źle. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – nadarza się okazja, aby podjąć ofensywę w polityce historycznej, aby mówić nieprzerwanie o zbrodniach niemieckie na Polakach, bo czym więcej mówimy o odszkodowaniach od Niemiec, tym mnie Niemcy (i Żydzi) mówią o „polskich obozach”. Przypominać, że odszkodowania dostali tylko Żydzi i to kosztem Polski. Sporządzać listy hańby pokazujące, kto jest za Polską, a kto za Judeopolonią. Uświadamiać, że nie możemy liczyć na rządzący Polską Triumwiratu, bo oni nic nie zrobią, bo to notorycznie przegrywające miernoty sparaliżowane strachem, że nie ma żadnej rządowej instytucji, która broniłaby dobrego imienia Polski, a jest za to multum takich, które skutecznie dbają o złą opinię o Polakach. Mówić o tym, że nie mamy ministerstwa spraw zagranicznych, a tylko jego atrapę. I wreszcie – wypominać, że na wynarodowioną hołotę, dla której na pierwszym miejscu liczy się interes niemiecki i żydowski, głosuje większość populacji. W Polsce nie ma elit zainteresowanych wygraniem bitwy, bo większość staje po stronie wroga, a sam Kaczyński jakikolwiek spór z Żydami traktuje, jako zagrożenie odrodzeniem endeckiej tradycji, której nienawidzi.

Czy, zamiast wzywać Żydów na pomoc, nie lepiej kopiować ich metody? Żydzi nieprzerwanie narzucają światu dogmat o wyjątkowości żydowskiego cierpienia i nie dopuszczają na tym polu do żadnej konkurencji, bowiem status jedynej ofiary wiąże się z namacalnymi korzyściami materialnymi. Dlaczego nie przypominać, że straty Polski w ludziach były nie mniejsze od żydowskich, a w majątku nieporównanie większe oraz że Niemcy wypłacili odszkodowania wszystkim, tylko nie nam? Pamiętać też należy, że Żydzi swój modus operandi z powodzeniem stosują, dzięki wsparciu szerokiej sieci sojuszników. Układajmy więc stosunki ze wszystkimi sąsiadami, zdobywajmy nowych sojuszników, budujmy koalicję światową wokół pamięci o zbrodniach na Polakach. A co do Niemców – zamiast wymuszać na nich dostawę czołgów dla Ukrainy, wymuszajmy, aby 1 Września głosili, że ponoszą wyłączną odpowiedzialność za zbrodnie na Polakach i na Żydach.

Gdy Zełenski przyrównał ofiary Mariupola do Holokaustu, izraelskie media i izraelski rząd nie zostawiły na nim suchej nitki. My robimy dokładnie odwrotnie – nie tylko pozwalamy Ukraińcom na propagandowe wykorzystywanie polskiej martyrologii, ale sami podsuwamy im pomysły. Przykładem przyrównanie zniszczenia Warszawy do zniszczenia kilka chałup w Mariupolu i odkrycia miejsca pochówku w ukraińskimchutorze do Katynia. Taką samą głupotą były wygłoszone z okazji rocznicy Powstania Styczniowego wypowiedzi o Ukraińcach walczących „ramię w ramię” z Polakami, gdy tak naprawdę przeważająca większość powstańców w województwie kijowskim zginęła z rąk ukraińskich chłopów. A z kim walczyli Kozacy? Z carem? No i ten Duda! Po wizycie na cmentarzu Orląt Lwowskich, którzy bronili Lwowa przed Ukraińcami, z miną wiejskiego przygłupa wygłosił zdanie: „Tak, stawaliśmy – nasze trzy narody – w powstaniu styczniowym (..) My wspólnie: Polacy, Litwini i Ukraińcy”. No i złożył kwiaty na grobach ukraińskich żołnierzy, którzy Lwów atakowali. Powstanie Warszawskie, Styczniowe, Katyń, mordy wołyńskie w służbie Ukrainy! To działalność antypolska, to plucie Polakom w twarz, to świadome i z premedytacją fałszowanie historii, to uprawianie historycznego szalbierstwa, którego ofiarą pada dobre imię Polski.

16 maja 2022 r. minister Michał Dworczyk ogłosił: Polacy sfinansują dwa programy pomocowe dla Ukrainy. Dobroczynny dla kobiet-żołnierzy uwolnionych z niewoli rosyjskiej i stałą pomoc dla sierot, które straciły ojców zabitych przez Rosjan. Szczegóły zdradziła wicepremier Ukrainy: „Program ma objąć pomoc materialną, w tym mieszkaniową, ponieważ wiele osób straciło domy”. Ale na tym nie koniec – Mychajło Dworczuk oświadczył: „Sami zadeklarowaliśmy chęć odbudowy obwodu charkowskiego”. Innymi słowy – odbudujemy Charków w ramach polskich reparacji dla Ukraińców. A że nie są to publicystyczne dywagacje, niech świadczy propozycja Szymona Hołowni, innego prominent a pochodzenia ukraińskiego. W rozmowie z PAP, wypowiadając się na temat reparacji od Niemiec, rzekł: „Ja dzisiaj w ramach domagania się reparacji dla Polski domagałbym się uzbrojenia Ukrainy”.  Czy to nie Polska, wykorzystując sprzyjającą koniunkturę, powinna wystąpić do Ukrainy o odszkodowania? Nie tylko za rakietę w Przewodowie, ale za ziemie i lasy wymordowanych Kresowiaków? Zwłaszcza, że Ukraina jest w przededniu wielkiej prywatyzacji, mienie pozostawione przez Polaków wpadnie niechybnie w żydowskie łapy, a wszystko skończy się jak zawsze – Żydzi wyrwą od Ukraińców, co trzeba, a my będziemy się tylko przyglądać.

Mamią nas tym, że wielomiliardowa „pomoc” dla Ukrainy nie narusza interesów Polaków, bo zostanie zrekompensowana wypłatami od Rosjan! Chodzi o postulat Morawieckiego dot. pozyskania kosztów „pomocy” przekazanej oligarchom ukraińskim i kosztów odbudowy ich majątków ze skonfiskowanych rosyjskich rezerw walutowych. W takiej sytuacji nie można wykluczyć, że wkrótce wystąpią z kolejnym pomysłem – dla udobruchania potomków Bandery i Szuchewycza, zwrócą im lasy w Bieszczadach oraz wypłacą rekompensaty i odszkodowania tak, jak w przypadku rent dla Żydów, no bo przecież oni też „doznali szkody na terenach należących do Polski”! A ci, w zamian, gdy Żydzi będą odbierać nam majątki, popilnują Polaków, jak strażnicy obozowi w Sobiborze i Auschwitz. I jeszcze jedno – dla wyszlamowania z Polski pieniędzy, stosują podobne, jeśli nie identyczne co Żydzi modus operandi. Przykładem ambasador Ukrainy w Berlinie, który na zarzut, że Ukraińcy „dokonywali masakr na Polakach”, zrównał Polskę z hitlerowskimi Niemcami i Sowietami. I jeszcze jedno – widzą, jak spolegliwi jesteśmy wobec roszczeń żydowskich. Czy transfery finansowe za wschodnią granicę, czy polityka historyczna polegająca na puszczaniu w niepamięć holokaustu Polaków na Kresach mają ze sobą coś wspólnego? Czy nie chodzi o odszkodowania dla Ukraińców? Czy 1 marca nie usłyszymy, że UPA to tacy polscy żołnierze wyklęci, którzy razem z AK na Wołyniu walczyli z Rosjanami? I czy 1 marca gazeta ukraińska dla Polaków mająca w tytule „Polska” nie urządzi powtórnie marszu żołnierzy wyklętych w barwach ukraińskich?

O ile prawdopodobieństwo uzyskania reparacji od Niemiec jest niewielkie, o tyle oferta Kaczyńskiego to ogromny krok naprzód w uznaniu zasadności żydowskich roszczeń. Istotą machinacji jest bowiem: oficjalne uznanie zasadności roszczeń, a do uzgodnienia pozostaje tylko ich wielkość. Czy intryga Kaczyńskiego nie skończy się tak: Nie dostaniemy reparacji od Niemców, ale wypłacimy reparacje Żydom, w tym odszkodowania za zbrodnie Niemców na Żydach. Nie dostaniemy od Niemców, ale za to Niemcy zaczną domagać się odszkodowań za mienie pozostawione na Ziemiach Odzyskanych, w czym pomogą im Żydzi, dzieląc się zdobytym łupem. To my wypłacimy Ukraińcom odszkodowania, sami zadawalając się poklepywaniem po plecach i pochwałą, że „Polska to mocarstwo humanitarne”.

Zgodzili się na odszkodowania za majątki Żydów niemieckich pozostawione na Ziemiach Odzyskanych; zarzucili ustawę reprywatyzacyjną, która mogła postawić tamę zakusom żydowskim na polskie lasy; znowelizowali ustawę IPN pod dyktando Mosadu, zrejterowali w sporze z Komisją Europejską. Dlaczego nie mieliby ustąpić w kwestii odszkodowań dla Żydów, Niemców, Ukraińców i wielu innych, którzy czekają w kolejce? Czy nie dlatego, że mają zakodowaną w genach skłonność do ustępstw? A może dlatego, że zdradzili, czyli popełnili przestępstwo i powinni być ścigani ze stosownego paragrafu KK?

Krzysztof Baliński

IDIOCI EKONOMICZNI i inni

IDIOCI EKONOMICZNI i inni


Krzysztof Baliński


Andrzej Lepper nazwał kiedyś prezesa NBP „idiotą ekonomicznym”. Ale na taki tytuł zasłużył sobie też Jarosław Kaczyński. Mówiąc o pomocy dla kijowskiego reżimu, ten samorodny talent ekonomiczny rzekł: „Nas stać, bo jesteśmy trzy razy bogatsi od Ukrainy”. Potępił też „niedobrych ludzi” zajmujących się hodowlą zwierząt futerkowych, ogłaszając program „Piątka dla zwierząt”, który – przypomnijmy – miał wprowadzić zakaz hodowli zwierząt futerkowych, uderzał w gałąź polskiego rolnictwa, zapowiadał likwidację całych gospodarstw i godził w eksport, w którym Polska jest potęgą. Ustawa była ideologicznym taranem torującym drogę koryfeuszom neomarksistowskiej rewolucji. No, bo dzisiaj zwierzęta futerkowe, jutro wyroby ze skóry, pojutrze produkcja mięsa. Ale to nie wszystko – przewidywała utworzenie w rządzie… rady ds. zwierząt.
Do takich ekonomicznych idiotyzmów doszlusowała Sylwia Spurek, postulując w PE zakaz wędkarstwa: Jeśli chcemy budować kulturę praw zwierząt, nie możemy stosować taryfy ulgowej dla wędkarstwa. Jej kompetencje podważyli nawet towarzysze partyjni w tym największym w Europie zgromadzeniu idiotów. Wcześniej postulowała zakaz jedzenia mięsa, bo „wszyscy jesteśmy zwierzętami”, i pełny zakaz hodowli zwierząt do 2040 r. Femiweganka, jak sama się nazywa, upomina się o prawa zwierząt pozaludzkich: „Nie ma praw człowieka bez praw zwierząt; nie ma praw zwierząt bez praw człowieka”. Spore poruszenie wywołała też protestem w sprawie braku paszy wegańskiej w unijnych stołówkach.
Swoją drogą warto byłoby poznać nazwisko profesora Uniwersytetu Łódzkiego, przed którymi obroniła rozprawę doktorską. W postulacie nadanie statusu obywatelskiego dla zwierząt nie odstawała w tyle profesor Magdalena Środzina z domu Ciupak, a przy nazwiskach idiotów raz po raz pojawia się profesorski tytuł. Gerard Labuda (też profesor, ale mądrzejszy) zdiagnozował: „Odsetek idiotów wśród profesorów jest taki sam jak wśród woźniców”. I jeszcze co do profesorów – Zbigniew Rau przyznał medal Bene Merito rabinowi Stamblerowi („za działalność wzmacniającą znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”) wówczas, gdy kręgi żydowskie rozsyłały w świat przesłanie o „polskich obozach zagłady”.
Nie ominie cię kariera, kiedy idiota cię popiera
Problemy rolników nie pojawiły się 13 grudnia. Unijny pakiet dla rolnictwa i inne idiotyczne pomysły Zielonego Ładu (nie mówiąc o bezkrytycznym wspieraniu Ukrainy, kosztem polskich interesów gospodarczych) przyjął Morawiecki. Oprócz zboża wwożone są do Polski maliny, a tymczasem, w ramach programów pomocowych, rząd przekazał dotacje na zakładanie plantacji malin na Ukrainie, w tym kompleksowe wsparcie ekspertów, wyposażenie techniczne, 70 tysięcy sadzonek najlepszych odmian maliny i ekologiczne środki ochrony roślin. Przypomnijmy sobie też zbiórki darów żywnościowych dla Ukrainy, organizowane w supermarketach, czyli: Polacy zbierali chrust i zawozili go do lasu. Ale nie tylko zbierali – oni najpierw ten chrust kupowali!
A jak nazwać, jeśli nie idiotą ekonomicznym, ministra wojny, który wysadził w powietrze chińską inwestycję w Łodzi? W styczniu 2017, Agencja Mienia Wojskowego odwołała przetarg na sprzedaż 33-hektarowej działki w Łodzi, na której Chińczycy chcieli stworzyć wielki kolejowy terminal przeładunkowy i centrum logistyczne, jako część połączenia kolejowego Polska-Chiny i bramę pomiędzy Chinami i Europą (na początek tysiąc pociągów rocznie). Łódź straciła kilkuset milionów na rzecz konkurencji z Wiednia, Budapesztu i Bratysławy. To była decyzja Antka Macierewicza, który otwarcie krytykował koncepcję Nowego Jedwabnego Szlaku, bo „miała na celu wyeliminowanie wpływów USA oraz zakładała zlikwidowanie Polski jako niepodległego podmiotu”.
Antek zaangażował się za to w inną inwestycję – zawarł umowę, która zakłada nieodpłatne przekazanie Ukrainie sprzętu bojowego i niebojowego, wojskowego i cywilnego”, czyli wszystkich zasobów Państwa Polskiego. Umowa nie wyznacza górnej granicy pomocy, zawiera postanowienia, które rujnują finanse naszego kraju, pozbawiają suwerenności i pozwalają na przejęcie gospodarki Polski. Pojawia się też podejrzenie, że było to przygotowanie do innej umowy – udostępnienia wszystkich zasobów naszego państwa Izraelowi, na wojnę z Persją.
To prawda, że do 2015 byliśmy na drodze demontażu państwa. To prawda, że rządziła hołota i złodzieje, a Polska była pasem ziemi niczyjej między Niemcami i Rosją. To prawda, że mieliśmy premiera, który latał do Iraku po zapłatę za pomoc w likwidacji tego kraju oraz prezydenta, który nauczał Obamę, jak się robi bigos. To prawda, że dzięki wyborom w 2015, dużo nieszczęść dało się uniknąć. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że PiS widział wroga (a nawet go szukał) gdzie indziej. Byli to przedsiębiorcy otwierający podczas pandemii restauracje i hotele, i byli nimi niewyszczepieni. Wrogiem nie był natomiast Tusk i jego ferajna, którym – co prawda – Jarosław Kaczyński groził „rozliczymy każdą aferę”, ale ani jednej nie rozliczył. Obiecywał też, że „będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”, a mamy… przedmieście Berlina, czyli folksdojcza Tuska. À propos – Victor Orbàn, po spotkaniu z Jarkiem, powiedział kiedyś: „Spędziłem 6 godzin z człowiekiem szalonym”.
W tym miejscu coś nie co o hodowli idiotów. „Ministra” lub „feministra” Barbara Nowacka wygadała się: „Zmniejszymy zakres materiału z przedmiotów, które przez nauczycieli, ekspertów i uczniów są wskazywane jako najbardziej problematyczne. To m.in. fizyka, chemia”. Wg Nowackiej: „sprawa niezwykle ważna to ulżenie uczniom w szkolnych obowiązkach, ponieważ uczniowie są zmęczeni tzw. wiedzą bezużyteczną”. Głupia populacja – takie mają być pokolenia młodych Polaków po ukończeniu szkoły „nowackiej”. Ale nie wiedzą co ich jeszcze czeka: Nauka w klasach 1-3 tylko dla chętnych. Zlikwidowane zostaną matura, egzaminy, klasówki, oceny. Nauczyciele za zadanie pracy domowej będą karani, a ci, którzy nieopatrznie nauczyli się tabliczki mnożenia, eliminowani. Mało tego – Nowacka oznajmiła, że reforma była konsultowana „głównie z młodzieżą”, czyli z Brajankiem z IIc i Izaurą z IIIa.
Szkoła Główna Handlowa przemianowana zostanie wkrótce przemianowana na Nowacka Szkoła Ekonomiczna, w której poszczególne wydziały będą nosiły nazwy pokrywające się z nomenklaturą Bartłomieja Sienkiewicza z jego „H.., dupa i kamieni kupa”. A tabliczka mnożenia przeniesiona zostanie do programu pierwszego roku studiów ekonomicznych. Ale to nie wszystko – w ślad za tym prawa wyborcze otrzymają półgłówki z pierwszej klasy liceum. Bo co ma na celu Szymek Hołownia z podlizywaniem się do niedouczonej młodzieży?
Tu nie chodzi tylko o idiotkę. To są zamierzone działania. Tym jest ktoś zainteresowany. To komuś służy. Gdy Tusk kazał odchudzać programy nauczania, można by, parafrazując tekst starej kabaretowej przyśpiewki, zakładać, że nucił: „Głupi to ja jestem, ale nie aż tak”. Do wyjaśnienia pozostanie tylko, czy odgrywa rolę „pożytecznego idioty” lub jest piątą kolumną. Co do terminu „pożyteczny idiota” – stworzyli go antykomuniści w USA, dla osób działających jako agenci wpływu ZSRR. W KGB zwano takich „gównojadami”. Dlaczego zatem nie zastosować takiego terminu w odniesieniu do marszałka Sejmu, co to ma rabina prowadzącego z Chabad? Jeszcze inna sprawa: oprócz „idiotów pożytecznych” są „bezużyteczni”. Stąd widoczne i przebiegające w atmosferze napięć i sporów próby wymiany jednych na drugich.
Z głowy, czyli z niczego
Gdy słyszy się prezydenta, który strojąc głupawe miny głosi: „To się może w głowie nie mieści, że Polska wysłała taką pomoc – ale faktycznie wysłaliśmy (…) wysłaliśmy prawie że bez zastanowienia” – to musi chodzić o idiotę. W innym miejscu, z miną wiejskiego głupka, wykrzyknął: „Dozbrajanie Ukrainy jest politycznym nakazem chwili i Polska powinna przeznaczyć na ten cel wszystkie środki, nie pytając nikogo o zdanie!”. Gdy dodamy jego słowa: „Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”, skierowane do prezydenta sąsiadującego z Polską mocarstwa, to mamy pełną wykładnię intelektu prezydenta wszystkich Polaków. Innymi słowy – szkodzi Polsce i jeszcze się głupotą chwali. Kto mu tak we łbie zamieszał? Bywalec Pałacu Prezydenckiego rabin Schudrich?
Dudzie w niczym w głupocie nie ustępują nowi zarządcy Polski. „Nie ma rzeczy ważniejszej niż wsparcie dla Ukrainy” – ogłosił w Kijowie Tusk i w ślad za tym, lekką rączką, przekazał 6,8 miliarda. „Putina wgnieciemy w ziemię” – to słowa Szymona Hołowni, formalnie drugiej osoby w państwie, pokazujące, że marszałkiem Sejmu może zostać każdy. Do poziomu cyrku, Sejm w poprzedniej kadencji sprowadziła już Małgorzata Gosiewska, najgłupsza twarz PiS. Rzadko bowiem się zdarza, żeby ktoś taki zaszedł tak wysoko. Jej kariera to: zakończona bardzo wcześnie edukacja gimnazjalna; księgowa w biurze poselskim, ślub z asystentem prezydenta i… wicemarszałek Sejmu, gdzie postanowiła zająć się polityką zagraniczną. I tutaj śmiech się kończył, a zaczynał dramat z jej dyplomatycznym credo: „Nasze poparcie dla Ukrainy jest bezwarunkowe”. No i te wizyty w batalionie „Ajdar”, nawiązującego do tradycji banderowskiej i nazistowskiej, oskarżanego o zbrodnie wojenne. Ale to nie wszystko – Kaczyński zrobił idiotkę szefową struktur partyjnych na Mazowszu.
Tymczasem biznesy ukrzywdzonych oligarchów ukraińskich kwitną. Wartość ich majątków przekroczyła 70 miliardów dolarów. Ihor Kołomojski, rezydujący w Genewie posiadacz paszportu izraelskiego, mówi, że jest ofiarą wojny z Rosją, że poniósł biznesowe straty, i jako demokratyczny oligarcha z utęsknieniem czeka na nowe miliardy. Gabinet Zełenskiego jest dokładnie tym, który zapowiedziała Victoria Nuland na Majdanie (gdy, przy pomocy idiotów z Polski, doprowadziła do przejęcia władzy w Kijowie przez oligarchów): „Fuck the EU”. Z tym że „wydymała” nie Unię, lecz Polskę, czyli polskich idiotów. Nawiasem mówiąc Nuland jest dziś nr 2 w Departamencie Stanu i znowu „dyma” warszawskich idiotów.
Co z wyprawy na Moskwę miała Polska? Z warszawskiej giełdy wyparowało 47 miliardów. Eksport do Rosji załamał się. Przed polskimi firmami pojawiło się widmo bankructwa. Zabrakło refleksji, że sankcje szkodzą bardziej Polsce niż Rosji. Nie przyszło otrzeźwienie, że ustawili się w roli głównego kraju, który walczy o sankcje, a sama Ukraina nie zamierza sankcji egzekwować, a ukraińscy oligarchowie robią w Moskwie wielkie biznesy. Krótko mówiąc, wyszliśmy na świrów, sami pozbawiając się ogromnego atutu i profitów w postaci korzystnego położenia kraju tranzytowego, wyłączając się z sieci drogowych i kolejowych połączeń łączących Europę z całą Azją.
Ale szykują nam inne nieszczęścia. W sytuacji, gdy administracja Bidena wycofuje się z ukraińskiej awantury, wciągnięcie Polski do wojny jest dobrym rozwiązaniem. I czy nie dlatego koalicja idiotów z PO i PiS (koalicja ponad podziałami, które w innych sprawach są nie do przezwyciężenia) zaczęła nawoływać do wojny z Rosją? Otwiera to wiele możliwości także przed Zełenskim i jego oligarchami. Ambasador Ukrainy w Warszawie wytknął, że jego kraj ponosi „najwyższe ofiary dla bezpieczeństwa Polski”. Skoro tak, to najwyższa pora, żeby i Polska poniosła ofiarę. Na przykład wypłacając rekompensaty wdowom i sierotom po pół milionie Ukraińców poległych dla „bezpieczeństwa Polski”, i odbudowując Ukrainę, w tym Muzeum Szuchewycza we Lwowie.
Dlaczego, zamiast trzymać się z daleka od konfliktu, który Polski nie dotyczy, wsadzają palce między drzwi i futrynę? Dlaczego zachowują się, jak ta żaba podkładająca łapkę, kiedy konia kują? Dlaczego nie nachodzi ich refleksja, że Polska niczego nie zyska w oczach świata tak, jak nie zyskała wysyłając żołnierzy do Afganistanu, i co najwyżej była traktowani, jako chłopcy do brudnej roboty? Krótko mówiąc – głupota lub zdrada (albo jedno i drugie?).
Podejrzewaliśmy, że Morawiecki grał Polską, żeby „dorobić się” jakiejś międzynarodowej synekury. Tymczasem pojawia się coraz więcej sygnałów świadczących o tym, że to głupek, który uwierzył w wiatraki, w CO2, w wirusa. I nie przestał w to wierzyć nawet wtedy, gdy ograli go jak dziecko w piaskownicy. A kim, jeśli nie wiejskimi niedouczonymi głupkami była cała ferajna poprzedniego rządu? Za odpowiedź wystarczy głupia, tępa, nalana gęba wicepremiera, przypominająca żula z Wołomina lub komendanta posterunku MO.
Coś musi być „na rzeczy” w przypuszczeniach, że rolą spiskowców z Magdalenki było takie ogłupienie Polaków, żeby, nie daj Boże, nie wybrali sobie jakiegoś mądrego przywódcę. I tylko przyjmując taką hipotezę, decyzje kadrowe Tuska mają sens. Wśród nowych ministrów są bohaterowie afery podsłuchowej, których genialne przemyślenia ujawniły tzw. taśmy kelnerów. Przyglądając się poczynaniom takiego Bartłomieja Sienkiewicza, śmiało można porównać go do kandydującego kiedyś na prezydenta naszego ogłupiałego kraju, Krzysztofa Kononowicza, który za swój program wyborczy obrał: „Żeby nie było niczego”. Co chciał nam powiedzieć Tusk, powierzając ministerstwa takim politykom, w sytuacji gdy to oni sami przyznawali, ze taśmy najbardziej przyczyniły się do przegrania wyborów w 2015 roku?
Klęska urodzaju czyli plaga głupoty
Nakaz zamknięcia kopalni Turów, to problemem niezwykle groźny. To element zmasowanego ataku na infrastrukturę energetyczną Polski. Bo zamknięcie kopalni nie tylko pozbawi prądu cały Dolny Śląsk, ale zlikwiduje 50 tysięcy miejsc pracy. Pierwszą reakcją tubylczej zidiociałej elity było: Zamknąć! Najbardziej jednak przerażało, że przekaz taki padł z ust wicemarszałek Sejmu i niedoszłej prezydent RP. „Kopalnię Turów trzeba wygaszać (…) Jeśli są kary, to trzeba je płacić” – oświadczyła Małgorzata Kidawa-Błońska. Polski rząd musi zgodzić się na zapłacenie Czechom 50 mln euro – przekonywała Małgorzata Tracz, przewodnicząca Partii Zieloni. Jej zdaniem to „zainwestowanie w przyszłość regionu, Czesi chcą wybudować wodociągi, studnie, tak, by zapewnić ludziom w regionie wodę. A węgiel będzie można kupić z czeskich lub niemieckich kopalniach”. I jeszcze coś o Kidawie – kradzież pieniędzy z OFE wyjaśniała tak: To są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z różnych takich działań.
W idiotyzmach ekonomicznych nie ustępuje doktor nauk ekonomicznych Joanna Mucha. O nowym systemie podatkowym mówiła: „projekt bardzo innowacyjnego systemu podatkowego, który będzie dramatycznie prosty (…) natomiast jest on dość skomplikowany, by wyjaśnić, o co chodzi”. Ze sprawy Turowa płynie ważna lekcja – zabójcze dla gospodarki Polski pomysły przychodzą nie tylko od unijnych komisarzy, ale od tubylczych idiotów, którzy każde polecenie z Berlina wykonują jak rozkaz i to z mściwą satysfakcją. Jest jeszcze inna lekcja – wystarczą wybory i „prezydentem wszystkich Polaków” zostanie idiota.
Szefem Orlenu ma zostać Elżbieta Bieńkowska. Na taśmach kelnerów zasłynęła z: „Ale jaja, ale jaja” i „Za 6 tysięcy złotych pracuje tylko idiota albo złodziej”. W tym jednak przypadku idiotka będzie wykorzystana do czegoś poważniejszego – będzie kolejnym posunięciem mającym na celu obniżenie wartości Orlenu. Wcześnie była to ustawa wymuszająca na Orlenie pokrycie kosztów zamrożenia cen energii, na czym Orlen stracił 5,5 miliarda, polska giełda pikowała w dół, a niemiecka zareagowała wzrostami. Mało tego, posłanka PO forsująca tę ustawę, przyznała: „My braliśmy pod uwagę taką konsekwencję”. A czemu ma służyć obniżenie wartości największej polskiej spółki? Łatwiej będzie ją sprzedać Niemcom!
Dodajmy do tego przyjęcie euro, zablokowanie CPK, portu kontenerowego w Świnoujściu i użeglugowienia Odry. Odezwała się też idiotka bankowa Hanna Gronkiewicz Waltz, ekspertka od wszystkiego: „Nigdzie na świecie nie buduje się już wielkich lotnisk, bo się nie opłaca, koniec kropka”. Tu przypomnijmy mądrości ekonomiczne jej sponsora. Na spotkaniu z nowojorskimi biznesmenami Lech Wałęsa radził: Jedźcie do Polski zakładać biznesy, bo tylko na głupocie Polaków można zarobić pieniądze. A tak w ogóle – czy inteligentnym może być ktoś, kto ma w nazwisku człon „wał”?
Posłanka Agnieszka Pomaska rzekła w Radiu Z: „Można powiedzieć, że jeśli chodzi o wybitne osobistości, to mamy w Platformie klęskę urodzaju. Czasem widzimy rywalizację, ale mamy wspólny cel”. I rzeczywiście jest Ewa Kopacz, której przodkowie zabijali kamieniami dinozaury. Jest Wanda Nowicka, według której Bruno Schulz został spalony na stosie. Jest Dariusz Joński, dla którego Powstanie Warszawski wybuchło w 1988 r. i Bronisław Komorowski, który przekonywał, że Korfanty lubił się z Piłsudskim i szkoda, że nie pamiętali o mądrości: Lepiej milczeć i uchodzić za głupca, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Przy innej okazji Pomaska palnęła: „Winniśmy Niemcom wdzięczność. Podzielili się z  Polską dostępem do szczepionki. To dlatego w Niemczech szczepienie nie idzie tak dobrze, jak by mogło”, a wg rzecznika ministra zdrowia, „szczepienia będą obowiązkowe, ale nie przymusowe”. Po takich deklaracjach mówienie, że to idioci staje się obowiązkowe, ale nie przymusowe. W głupocie (szczepionkowej) nie odstawał Szymon Hołownia: „PiS szczepi ludzi na potęgę, bo chce doprowadzić do wcześniejszych wyborów”. A do jakiej kategorii zaliczyć redaktora gazety mającej w tytule „polska”, który palnął: „Polak odmawiający szczepienia jest sowiecką kurwą. A won za Don sowiecka bladź”? Do kategorii „idiotów” czy „kurew”?
Wyrwać Polskę z rąk idiotów
Świat się walił. Larum grali. Na horyzoncie pojawiło się widmo gospodarczej zapaści. Najtęższe umysły świata deliberowały, jak kryzys pokonać. A u nas? Antykryzysową tarczą zasłaniali się tchórzliwie premier po studiach historycznych, minister finansów po technikum ogrodniczym, minister rozwoju po Muzeum PRL-u i odpowiedzialny za budżet i dyscyplinę finansową 28-letni wiceministrem finansów. Co przy tej ostatniej nominacji okazało się decydujące? Koledzy z licealnych czasów zapamiętali, że Piotruś był „wyszczekany” i że był finalistę olimpiady wiedzy o prawach człowieka.
W dzisiejszej Polsce toczy się jedna wielka wojna i mnóstwo potyczek. Fronty krzyżują się, krzyżują się obce wpływy. Na potężne i wyrafinowane naciski wystawiona jest nasza elita polityczna, czołobitna wobec obcych, gardząca polskimi interesami, kupcząca pozycją Polski w świecie, zwyczajnie głupia, składająca się z przypadkowych miernot. W Polsce ma miejsce demolowanie instytucji państwa oraz rabunek Polaków na niespotykaną skalę. I jest duża szansa, że ta „elita” uwinie się z tym do końca roku, a jeśli pomogą jej w tym pożyteczni idioci, to w kilka miesięcy.
Wiemy, kto to robi. Znamy nazwiska idiotów, których szubrawcy dobrali sobie do roboty. Ale pamiętajmy też o idiotach, którzy tych idiotów wybrali. Tu wiadomość z ostatniej chwili: Z sondaży wynika, że gdyby wybory prezydenckie odbyły się dziś, najwyższe poparcie zdobyłby Szymon Hołownia, do drugiej tury wszedłby Mateusz Morawiecki, a Rafał Trzaskowski zajął trzecią lokatę. Innymi słowy, skretynienie Polaków osiągnęło pożądany poziom i można już z nimi zrobić wszystko. Powtórzmy zatem na koniec: Polska nie jest biednym, pustynnym krajem. Polska nie jest nękana przez kataklizmy. Jedynym kataklizmem, jaki gnębi Polskę od lat są idioci przy władzy.
Krzysztof Baliński

Polska czy UkroPolin czyli Polska Palestyną Europy – Krzysztof Baliński

„PIS i PO jednomyślni wobec realizacji interesów kosmopolitycznego układu” – K. Baliński, dyplomata.

ważny wykład , warto poświęcić czas.

O ROK STARSI, O ROK GŁUPSI

O ROK STARSI, O ROK GŁUPSI

Krzysztof Baliński

Jedni marudzili: Dlaczego teraz? Drudzy: Dlaczego tak słabo i dlaczego tak późno? Inni, że użył proszkowej zamiast pianowej i gaśnicę uruchomił za wcześnie. Jeszcze inni, żeby przestał o tym mówić, bo przysłania inne ważniejsze tematy takie, jak wiatraki. A jeden to nawet napisał, że „po Braunowym wyczynie do Warszawy zjechali samiuteńcy szefowie CIA i Mosadu, i wszystko wskazuje na to, że spotkali się z paroma ważnymi tubylcami i wydali im jakieś dyspozycje”. Wszystkich pobiła gazeta redaktora „Spaślaka” (bo spasionego na rządowych reklamach), która posunęła się do oskarżenia, że gasił na polecenie Ruskich (i nic to, że w innej gazecie było zdjęcie, gdy Putina zapalał).

A sprawa ma się tak: Dziś nie ma ważniejszego tematu, niż judaizacja Polski i polskiego Kościoła.

A ci, którzy są innego zdania, odciągają uwagę nie od wiatraków, ale od własnego zaprzaństwa a nawet zdrady. A co do momentu uruchomienia gaśnicy, to miał wyczucie czasu i zrobił to w samą porę. No i w sam raz, bo w pierwszym dniu urzędowania nowego rządu, czyli finalnego etapu likwidacji Polski, bo przebudził naród, który śpi (a jeśli się na chwilę budzi, to tylko po to, żeby zagłosować na swych ciemiężców), bo zobaczył, że istotny sens i przesłanie chanuki to celebrowanie tryumfu talmudystów nad resztą świata. No i zobaczył, że jego apel #StopUkrainizacjiPolski nie działa, że rzuca go na wiatr, że jest głosem wołającego na puszczy.

A może podsumował wyniku wyborów i wyszło mu, że Chabad przejmuje władzę w Polsce? Że jeszcze nigdy nie było ich tylu u władzy. Że jednych podopiecznych Chabadu podmienili inni, że Dworczuka podmienili na Bodnara, Rau na Sikorskiego, a Kuchcińskiego na Kowala. Że wcześniej prześladował go Kamiński z Wąsikiem, a teraz Bodnar z Siemoniakiem. Że dotąd nękała go marszałek Witek (i szczekająca za jej plecami wicemarszałek Gosiewska) a dziś robi to marszałek Hołownia i wicemarszałek Czarzasty. No i zobaczył, że znowumamy prezydenta i premiera z jednego obozu politycznego, z jednej partii, z Unii Wolności, oraz że arbitrem w rozstrzygnięciach wyborczych i kłótniach o władzę, pieniądze i media, a także w sporach między samymi Polakami, są rabini z sekty Chabad. Wszędzie – Chabad. Gdzie nie spojrzysz – Chabad. Czego się nie dotkniesz – Chabad.

A może wyczytał, że Chrystusa zaciekle nienawidzą, że za największych wrogów uważają katolików i że Bóg stworzył świat wyłącznie dla nich, a wszyscy inni to śmiecie, których przeznaczeniem jest służenie Żydom? Może dotarły do niego słowa założyciela sekty „Słowiańskie bydło wypędzimy daleko na północ”, i że przywódca sekty, czczony i uznawany za żydowskiego mesjasza, w swych religijnych traktatach głosił: „Istnieje konflikt dwóch cywilizacji, żydowskiej, wybranej przez Boga, i cywilizacji gojów. Cywilizacja gojów powinna zniknąć z powierzchni ziemi. A pomógł mu szef żydowskiej gminy w Charkowie, który o Chabad powiedział: To nie jest byle jaka sekta, to są ludzie, którzy trzymają pod kontrolą szefów rządów czołowych krajów świata i spotykają się z nimi.

Może dotarło do niego, że do władzy powróciły partie, które w poprzednich rządach nigdy nie odstąpiły od narzuconego Polsce kursu, że to będzie rząd Sług Ukrainy, że w pro-kijowskim amoku będą równie zdeterminowani, ale bardziej skuteczni, że nie mają żadnych recept na odparcie zagrożeń dla Polski, w tym jej przemiany w państwo dwunarodowe, że będą się spierać na tematy zastępcze, że główny wysiłek skupią na trwaniu od wyborów do wyborów i szabrowaniu kolejnych kawałków publicznego mienia.

To wszystko nie wzięło się znikąd, nie pojawiło się nagle, niczym deus ex machina. To ma swoje historyczne tło. To – użyjmy modnego dziś słowa – kamienie milowe na drodze chabadyzacji Polski.

Pierwszym był powrót dowładzy żydokomuny, czyli przekazanie władzy Żydom nastręczonym Jaruzelskiemu przez Davida Rockefellera. Potem było manipulowanie transformacją ustrojową w Polsce. Bo, kto zakładał lub kto przejmował wszystkie partie powstałe w Polsce po 1989? Porozumienie Centrum, partia braci Kaczyńskich działała jak sekta, a przez swych członków nazywana była „zakonem” (co bloger odszyfrował: Jaki to zakon? Jezu-Icki!). KLD założony został przez „wojskówkę”, ale jego liderzy, oprócz oficerów prowadzących, mieli także rabinów prowadzących. Koszerni byli Bielecki i Lewandowski (a Tusk, chociaż tylko figurant, tylko obcoplemieńcem). A kto nadzorował ZChN i kto je rozwalił od środka? Z jednej strony judeochrześcijanin Marek Jurek, a z drugiej latający z chanuką Stefan Niesiołowski. A skąd się wzięła wolta Giertycha z LPR, i czy przypadkiem jest, że dziś jest pełnomocnikiem prawnym Chabad? A gdy już uchowała się jakaś partia czystopolska (licencja ks. Prof. Czesława Bartnika), to była wdeptywana w ziemię, a jej przywódcę mordowano rytualnie. I czy racji nie mają ci, którzy uważają, że Polsce nie można pomóc zakładając partię, bo w jej kierownictwie natychmiast pojawia się dwóch albo trzech Żydów?

Takim kamieniem milowym była grabież majątku Polaków. A kto za nią stał? Kto jest autorem słów: „Jest koszerny interes do zrobienia”, które padły podczas wizyty Rywina u Michnika, i stały się nie tylko mottem procesu grabieży, ale także mottem polsko-żydowskiej Love Story w biznesie i handlu? „Tęsknię za tobą, Żydzie!” – tak wołała przed laty Warszawa z murów swoich kamienic. Ta niby artystyczna prowokacja pod wszystkimi względami ziściła się – Polska stała się mekką izraelskiego biznesu, tysiące Izraelczyków upatrzyło sobie nasz kraj, jako pierwszą ojczyznę i, w rezultacie, nie było żadnej afery i przekrętu, gdzie w cieniu nie kryłby się żydowski geszefciarz.

A kto judaizował polski Kościół? Jeśli nie ta żydowska sekta szczególnie nienawidząca katolików? Kto ustanowił Dzień Judaizmu w Kościele? Biskupi o pseudonimach operacyjnych „Żydziński” i „Pierdolonek”, czyli, jak po zakrystiach mówiono: „agenci żydowscy w Episkopacie”). Kto dokonał mordu rytualnego na arcybiskupie Stanisławie Wielgusie? Kto dopuścił do tego, żeby Polaków ewangelizował, uczył katechizmu, a nawet wygłaszał do nich kazania, takie indywiduum, jak Hołownia? Dlaczego oświadczenie kardynała niczym nie różni się od „Aj, waj” rabina Chabadu. Kto przy beatyfikacji rodziny Ulmów rozpętał akcję wpajania Polakom przekonanie, że prawdziwym bohaterstwem jest poświęcenie swojej rodziny, w tym nawet nienarodzonego dziecka, w imię ratowania Żydów? A kto pozwolił na reaktywację loży B’nai B’rith i powołał Muzeum Polin? Kto jest autorem kłamstwa jedwabińskiego, gdy na polecenie rabinów wstrzymał ekshumację?

Kamieniem milowym były świece chanukowe, które, jako pierwszy, zapalił Aleksander Kwaśniewski, a jako stały zwyczaj wprowadził Lech Kaczyński.. Ten ostatni wziął udział w zapaleniu świec w warszawskiej synagodze, oświadczając przy okazji, że był to „ostatni akcent obchodów 90 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości”. Zwyczaj kultywuje obecna Duda, który ubogacił ceremonię, oświadczając w 15. rocznicę pierwszej Chanuki: „To jest Polin, to jest miejsce dla nas wszystkich”, i dorzucając: „Po tym tysiącu lat trudno powiedzieć, ile każdy z nas ma w sobie krwi żydowskiej, bo ona po prostu jest, płynie w żyłach”. Czy tradycja świętowania Chanuki była wyrazem religijnego pluralizmu, czy raczej objawem poddaństwa? Czy nie była drogowskazem zmian, jakie zajdą w polskim Kościele i w Polsce?

Jeszcze inny kamień milowy (chociaż pomniejszy) to sesja Knesetu na Wawelu. Przy czym w tym przypadku – tak, jak z Chanuką w Sejmie – chodziło o zademonstrowanie, kto w Polsce rządzi. Za rządów PiS na polskiej scenie politycznej pojawili się nowi gracze – Jojne Daniels, od którego na kilometr czuć nie tylko Mosadem ale i Chabad, nałożył jarmułki na głowy lub raczej na łby połowy ministrów. Wystarczy wspomnieć zwierzenia ich rabina: „Morawieckiego, ówczesnego ministra finansów do mojego domu przyprowadził mój przyjaciel Jonny Daniels”. Z knajpianych taśm wiemy, że o tym, kto zostanie premierem polskiego rządu decydował Lejb Fogelman. I od tego czasu możemy mówić, że agenta o pseudonimach „Student” i „Jakub”, przejął od Stasi rabin prowadzący z Chabadu, nadał mu pseudonim „Krzywousty”, i kazał posyłać dzieci do prowadzonej przez Chabad żydowskiej szkoły w Warszawie.

W roku 2012  na rynku podziału łupów „Przedsiębiorstwa Holocaust” pojawiają się nowi gracze, którzy nie chcą bezsilnie przyglądać się, jak inne sekty sprzątają im łup spod nosa. Przy władzy w Warszawie jest sługa narodu niemieckiego, potrzebny jest więc nowe rozdanie i podmienienie go na sługę narodu żydowskiego. W tym celu rabini z Chabad Lubawicz obmyślają sprytny plan – dobijają targu z Jarosławem Kaczyński i inicjują, poprzez zmontowaną przez Mosad aferę znaną jako „afera taśmowa”, koszerny coup d’état. Za pomoc w dorwaniu się do władzy stawiają żądania, i dostają wiele. Mateusz Jakub Morawiecki i Adam Glapiński zaciągają u żydowskich lichwiarzy ogromne kredyty. W zamian oddają w pacht Lasy Państwowe, złoża naturalne, węzły energetyczne i ujęcia wody (a Polsce zostawiają długi). Część zaciągniętych kredytów przejmują podopieczni Chabadu na Ukrainie. Jako dodatkowe zabezpieczenie, uchwalają w Kongresie ustawę 447 i instalują w Warszawie żydowski bank JP Morgan, który transfery nadzoruje i prowadzi buchalterkę. À propos i jako komentarz do innego akapitu: Glapiński to kolejno wiceprzewodniczący PC, współzałożyciel warszawskiego oddziału KLD i członek ZChN.

Wiedział, jak szybko wprowadzany jest w życie projekt Judeopolonii(w jego zaktualizowanej i rozwiniętej wersji – Ukropolin i Niebiańska Jerozolima nad Morzem Czarnym). Wiedział, że to Polacy będą owemu drugiemu Izraelowi, pod pretekstem powojennej odbudowy, wypłacać haracz, co oznacza, że Polska będzie drugą Palestyną, a Polacy podzielą los Palestyńczyków. Wiedział, że zobowiązał się do tego w Kijowie Radek Sikorski-Applebaum. No i wiedział, że Ukraina to zamysł z gruntu germański, a Ukropolin niewiele różni się od niemieckiego projektu Mitteleuropy, i że stojący na czele polskiego rządu agent niemiecki, projekt zrealizuje w podskokach.

Po Okrągłym Stole staliśmy się Rzeczpospolitą Obojga Narodów (polskiego i żydowskiego) i sługami narodu żydowskiego. Po wybuchu wojny staliśmy się Rzeczpospolitą Trojga Narodów (polskiego, żydowskiego i ukraińskiego) i jeszcze sługami narodu ukraińskiego. Ale na tym nie koniec – taki twór ma się składać z żydowskiej elity, z kilkunastu milionów niemających nic do powiedzenia Polaków i z kilku milionów przybyszów z Dzikich Pól, którzy łupionych Polaków będą pilnować. A co do „sług narodu ukraińskiego” to wprowadźmy drobną korektę – chodzi o sługi ukraińskich oligarchów. Bo tak, jak ekipa Okrągłego Stołu skończyła w ramionach Starszych Braci z Izrael, tak Dobra Zmiana skończyła w ramionach żydowskich oligarchów z Ukrainy.

W ich całej miłości do Ukrainy nie chodzi o pułk Azow, nie chodzi też o Rosję, ale o Zełenskiego i oligarchów sowieckiego pochodzenia, żydokomunę powiązaną z oligarchami w Rosji i spowinowaconą z sektą Chabad, których trzeba wspomagać (a nie molestować w sprawie pomników Bandery), z których najbardziej wpływowym jest promotor urzędującego prezydenta – Ihor Kołomojski. Bo gdyby Putin zwyciężył, to zrobiłby z nimi to samo co z Chodorkowskim i Abramowiczem, czyli pozbawił majątków, a nawet życia..

Chcąc za wszelką cenę przypodobać się oligarchom oraz zabłysnąć przy okazji, jako „mocarstwo humanitarne” i prymus w udzielaniu pomocy, kompletnie lekceważyli koszty i konsekwencje dla podstawowych polskich interesów. Nie zwracali uwagi, że to kraj, gdzie kilkudziesięciu złodziei splądrowało 80 procent narodowego majątku, gdzie prezydentem jest podopieczny najpaskudniejszego oligarchy, że otwarcie na oścież granic Polski dla rabusiów jest, jak zaproszenie lisa do kurnika. Tak samo jest z ich podejściem do członkostwa Ukrainy w UE, bo chodzi o członkostwo oligarchów ukraińskich. Z tym samym mamy do czynienia, gdy każą nam wierzyć, że Polakom szczególnie szkodzi sprzedawanie polskich jabłek w Rosji, za to znakomicie ich zdrowie poprawia „techniczne” zboże od ukraińskich oligarchów. Przy czym analizy takie zawdzięczamy Ośrodkowi Studiów Wschodnich (założonemu przez Bartłomieja Sienkiewicza), który analizuje całodobowo sytuację na Wschodzie tak, abyśmy mogli zrozumieć różnice między dobrymi oligarchami na Ukrainie i złymi oligarchami w Rosji.

Ale to nie wszystko – do Polski przenoszą się podopieczni Chabadu (którzy już wcześniej dokonywali akrobacji finansowych w Amber Gold i GetBack) i zabierają się za grabież Polski. I w ten oto mało skomplikowany sposób ukraińscy oligarchowie stają się polskimi oligarchami, a ich nadzorcy z Chabad nadzorcami naszych polityków. Ale to nie wszystko, bo najbogatszy z ukraińskich oligarchów, przejmując biznes po polskim oligarsze wschodniego pochodzenia, kupił kamienicę w Warszawie, tuż pod oknami gabinetu Tuska i Sikorskiego. Czy aby nie po to, żeby pokazać, kto w Polsce rządzi? Po zagnieżdżeniu się na Ukrainie. Po przeniknięciu w struktury państwowe Ukrainy. Po całkowitym przejęciu Ukrainy, oczy Chabadu kierują się w stronę Polski, gdzie próbują wykroić dla siebie nowe żydowskie latyfundium (którego nazwę podpowiedział Duda) – UkroPolin. Bo nie jest tak, jak się niektórym wydaje, że w chanukowych ceremoniach chodzi o obrzędy religijne. Tu chodzi o przejęcie Polski we wszystkich aspektach.

Gdy pojawiła się teoria, że operację Hamasu zaprojektował Kreml, pojawiła się też teoria, że wojnę zainspirowali Żydzi z Chabad. Nieopatrznie wygadał się z tym izraelski minister ds. diaspory: „Ekstremistyczne, skrajnie prawicowe ruchy, przywołując żydowskie pochodzenie Zełenskiego, wykorzystują konflikt rosyjsko-ukraiński dla szerzenia antysemickiej propagandy o żydowskiej odpowiedzialności za wojnę”. Ale do wojny (dodajmy: dziwnej) nie doszło tylko z inspiracji Chabadu. Stoją za nią także nowojorscy neokonserwatyści, a ci – ma się rozumieć zupełnie przypadkiem – to żydki z Galicji, czyli z… Ukropolin.

Jak to jest, że na jeden gwizdek do zapalenia świeczek stawiają się prezydent, marszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie, redaktorzy naczelni gazet i chmara posłów ze wszystkich poróżnionych partii? Jak to jest, że w tej kwestii zapanowała jednomyślność nieznana od czasu Okrągłego Stołu i że w miejsce PRL-owskiego Frontu Jedności Narodu wytworzył się swoisty Front Chanukowy, złożony ze środowisk dotychczas walczących ze sobą na śmierć i życie? Jak to jest, że kard. Grzegorz Ryś oznajmia z miasta Łódź, że jest mu wstyd i przeprasza całą społeczność Żydów w Polsce? Skąd jedność ponad podziałami antychrześcijańskiej sekty żydowskiej, Episkopatu, biblistów z KUL, zwierzchnika Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, prawosławnych i grekokatolickich popów? Dlaczego przyłącza się do niej poseł, który mówił o „opiłowaniu katolików”?

Dlaczego w takt muzyki klezmerskiej kiwa się w Sejmie Teofil Bartoszewski? Czy dlatego, że inspiruje się (tak, jak ojciec) polską jakoby mądrością ludową,: „Bierz, kiedy dają, tańcz, kiedy grają, uciekaj, kiedy gonią, klękaj, kiedy dzwonią”? Jak to jest, że rudy, wredny i mściwy (jak nazwali go dzisiejsi sojusznicy z żydokomuny), słynący z wilczych ślepiów premier, spoglądając łagodnie w oczy dziennikarzom, mógł powiedzieć: „Wobec tak manifestacyjnego zła, reakcja wszystkich bez wyjątku była identyczna, nie widziałem żadnej różnicy między lewą stroną, prawą stroną i centrum, bo wszyscy zareagowali w taki sam sposób”? Kto pociąga za wszystkie sznurki? Kim jest tajemnicza niewidzialna ręka, a raczej macka, która tym steruje? I czy tą ośmiornicą jest ośmioramienny świecznik?

Krzysztof Baliński

[wielka Trójca: Shmuley Boteach, Szalom Ber Stambler, Lejb Fogelman ]

==============================

RŻNĄ GŁUPA a NACHODŹCÓW KUPA

RŻNĄ GŁUPA a NACHODŹCÓW KUPA

Krzysztof Baliński 29 września 2023

Kto w orędziu do narodu mówi o „największej aferze, z jaką mierzyliśmy się w XXI wieku”? – żydowski marszałek polskiego Senatu. Kto najbardziej aferę podgrzewa? – żydowska gazeta dla Polaków. Kto twierdzi, że niechęć wobec imigrantów prowadzi do holocaustu? – Agnieszka Holland. Kto żąda „Wpuśćcie tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później!” – Iwona Hartwich. Dlaczego Jaś Hartman, członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że „w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów”? Dlaczego organ prasowy imigrantów przybyłych w taborach Armii Czerwonej pisze: „Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną, stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum”? Dlaczego redaktor naczelny „Krytyki Politycznej” żąda: „Polska powinna przyjąć nie 3,3, lecz 16 milionów Żydów, ponieważ to Polacy powinni znaleźć się w mniejszości?

To nie tylko skutek niefrasobliwości Angeli Merkel. To perfidny instrument wrogów naszej cywilizacji. Wędrówka ludów, likwidacja granic, mieszanie ras znakomicie przyspieszają upadek państw narodowych. Paul Johnson wyodrębnił cel, jaki judaizm stawia sobie wobec kultury chrześcijańskiej: Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez propagowanie wielokulturowości i masową imigrację. Czy to przypadek, że otwarcia granic i wpuszczenia milionów imigrantów żądają ludzie o imigrancki pochodzeniu i o uchodźczych nazwiskach? Czy to przypadek, że za przyjęciem imigrantów są Michnik i Gross? Czy związku z tym nie ma to, że Joe Biden troszczy się o „integralność terytorialną” Ukrainy, a nie troszczy się o integralność terytorialną południowej granicy USA, przez którą przewalają się imigranci z całego świata, w tempie 250 tysięcy na miesiąc? Czy nie dlatego, że wraz z nim doszli do władzy marksiści pochodzenia żydowskiego, wcielający w życie tezę „granice są rasistowskie”? Czy nie profetyczne było ostrzeżenie Barbary Spectre: „Europa wchodzi w tryb wielokulturowości, a Żydzi będą znienawidzeni, ponieważ zawiadują tym procesem”? No i mamy, co mamy – społeczeństwa wielorasowe w Europie, wzorowane na USA, gdzie Żydzi rządzą, a biali użerają się z kolorowymi.

12 września premier powołał, w miejsce Piotra Wawrzyka, Jarosława Lindenberga, byłego redaktora „Gazety Wyborczej”, brata założyciela tej gazety, wysokiego funkcjonariusza MSZ od 1990 roku. Lindenberg karierę robił za urzędowania wszystkich ministrów. Po „odzyskaniu MSZ” przez PiS został dyrektorem gabinetu Anny Fotygi. Protegowanemu Geremka aura sprzyjała także w czasie „pontyfikatu” A. Kwaśniewskiego. Minister Dariusz Rosati nie tylko zagwarantował Geremkowi, będącemu wówczas formalnie w opozycji, stan posiadania, ale w sprawach kadrowych „jadł mu z ręki”. Przed komisją sejmową przesłuchującą kandydatów na ambasadorów stawali regularnie: jeden kandydat z partii Geremka i jeden z partii Rosatiego, a Geremek mówił: „To piękny dowód istnienia rozumnego układu politycznego”. Premier Oleksy, gdy jego niektórzy, mniej wtajemniczeni i mniej wyrobieni politycznie partyjni koledzy dawali wyraz zdziwieniu takim roszadom, kpił: „Pamiętajcie durnie o okrągłym stole!”.

Tu przypomnijmy: gdy Geremek kompletował swój zespół w MSZ, decydowało obce pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika. Przypomnijmy też, kogo bracia Kaczyńscy zrobili ministrem, gdy w 2005 roku „odzyskali MSZ”. Stefana Mellera, syn agenta Kominternu (a ministrem odpowiedzialnym za sprawy zagraniczne w Kancelarii Premiera Ryszarda Schnepfa, syna funkcjonariusza Informacji Wojskowej). To z tych samych powodów „Gazeta Wyborcza” mogła pozwolić sobie na szczerość, gdy w 2007 władze w MSZ objął Radek Sikorski, że „MSZ tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana jeszcze przez Geremka”. Zapytajmy zatem: Czy w przypadku Lindenberga nie chodzi o uspokajający sygnał, że po 2015 nic się nie zmieniło, że MSZ tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana jeszcze przez Geremka? Czy uchodźcze pochodzenie wielu ministrów w rządzie Morawieckiego nie jest „pięknym dowodem istnienia rozumnego układu politycznego”? I czy to przypadek, że w polskim MSZ polskiego chłopa z Kielc podmienili na Żyda, i że na kozła ofiarnego wyznaczyli figuranta ubeckich i geremkowskich złogów w MSZ, któremu wydawało, że jest wiceministrem? To wszystko to nie przypadek. To żelazna precyzja i logika postępowania w obsadzie kluczowych stanowisk.

Czego można spodziewać się po tej zmianie? Po pierwsze – nie zmianie, bo Lindenberg to stary i sprawdzony funkcjonariusz. Po drugie – jest z nacji handlowej i wizy też sprzeda, tylko więcej i drożej. Po trzecie – jest związany z Klubem Inteligencji Katolickiej, środowiskiem narkotyzującym się oparami chanukowych świec. W jednym z pierwszych numerów „Wyborczej” opublikował bluźnierczą i głupkowatą parodię Mszy Świętej. Ostentacyjne kpiny z katolików zgorszyły nawet „Tygodnik Powszechny”, który zrugał „pana Jarka”. Wkrótce po tym zniknął z gazety brata. Z uwagi na umiarkowany talent publicystyczny? Z potrzeby rzucenia na front dyplomatyczny? W MSZ jego kariera nabrała tempa, a szczególnego rozpędu nadało jej katolickie PiS. Tu inna uwaga: nowy podsekretarza stanu będzie odpowiedzialny nie tylko za wizy, ale także za dyplomację publiczną, czyli obronę dobrego imienia Polski w świecie. Przed oskarżeniami redaktora Michnika?

Podczas kampanii wyborczej mówi się o wszystkim, tylko nie o narodowości polityków. Tymczasem wszyscy zaangażowani w akcję podmiany ludności Polski to imigranci o uchodźczych nazwiskach. Oczywiście z poprzednich fal, kiedy to w ramach powrotu Polaków ze Związku Sowieckiego, wśród „repatriantów” było 65 procent Żydów, niemówiących po polsku, z miejsc tak egzotycznych jak Armenia. A czy przypadkiem jest to, że imigrantów z takim zapałem wpuszcza do Polski „żoliborska grupa rekonstrukcji historycznej sanacji”? Przypomnijmy, że Piłsudski przyznał polskie obywatelstwo 600 tysiącom Żydów, którzy wyemigrowali po I wojnie światowej z Rosji. Tak więc, po 80 latach, wracamy do realiów sanacyjnej II RP, i to bynajmniej nie pod względem terytorium.

Przeraża nie tylko zaplanowany, konsekwentny i skuteczny proces podmiany ludności. Przeraża także proces wyganianie Polaków z Polski. Zapoczątkował go Berman, kontynuował Kiszczak, przyspieszył Mazowiecki i Tusk, a finalizuje Morawiecki, ubogacając „ten kraj” milionami obcych, w dodatku często Polski nienawidzących. Pamiętajmy o systemowej ekspatriacji Polaków w stanie wojennym, o wyrzuceniu z Polski przez „ludzi honoru”, przy przyzwoleniu, a nawet za namową „demokratycznej opozycji”, 2 milionów młodych Polaków. Pamiętajmy, że to za namową Geremka i Michnika, Kiszczak skazał na banicję tysiące działaczy „S”, strasząc śmiercią, wręczając paszporty ze stemplem jednokrotnego przekroczenia granicy. I to, a nie internowanie Macierewicza, było największą zbrodnią.

Do drugiego wielkiego narodowego exodusu doszło po ’89. Liczby porażają – z Polski, uciekając przed „Zieloną Wyspą” Tuska, a potem „Dobrą Zmianą” Morawieckiego, wyemigrowało 4 miliony Polaków. To wielka narodowa katastrofa. Ci wszyscy, których Polska utraciła, mówią to samo: wyjechali,  bo w Polsce nie dało się żyć, bo nie mogli założyć rodziny, bo kredyty mieszkaniowe zżerały  większość dochodów. I tak cofnęliśmy się do epoki pierwszych Piastów, gdy podstawowym towarem eksportowym byli niewolnicy wywożeni z Polski przez żydowskich kupców. W sumie z Polski wygnali 8 milionów Polaków, 20 procent całej populacji. W ciągu 40 lat Polska straciła więcej ludności, niż podczas II wojny światowej.

Katastrofa demograficzna nie pojawiła się z dnia na dzień. Zasadniczą jej przyczyną jest brak mieszkań. Bo to liczba mieszkań wybudowanych w danym roku wyznacza z precyzją liczbę dzieci, jakie urodzą się 5 lat później. Tymczasem po ‘89 zlikwidowano budownictwo społeczne i instytucje wspierające budownictwo mieszkaniowe. Dla młodych Polaków stworzono ścieżkę „dostępu do mieszkania” poprzez kredyt bankowy we frankach, a najwięcej takich kredytów udzielił Bank Zachodni WBK, którym w latach 2007-2015 kierował Mateusz Jakub Morawiecki. W Krajowym Funduszu Odbudowy jest „Zielona energia”, jest „Zielona inteligentna mobilność”, a nie ma nic o mieszkaniach! Innymi słowy – Morawiecki przyszłość Polski przekazał w ręce żydowskich deweloperów i banksterów. Innymi słowy mamy patriotyczno-chrześcijańsko-narodowo-konserwatywny rząd, a politykę demograficzną Sorosa.

To nie jest afera MSZ. To nie jest afera Wawrzyka, to jest afera Mariusza Kamińskiego z wąsikiem. Przy czym chodzi o wiceministra Wąsika Jana, bo gdyby chodziło o kalambur językowy, to napisalibyśmy, z uwagi na chorobę alkoholową inkryminowanego, „afera Mariusza Flaszki Kamińskiego”. Rządy się zmieniają, a w MSW spraw wiz „pilnuje” ciągle ta sama ekipa. Nie ma znaczenia, kto jest u władzy, bo Jakub Berman pozostawił po sobie godnych następców, których nikt nie kontroluje i nikt nie rozlicza. To oni wydają rocznie kilkanaście wiz dla Polaków z Kazachstanu i kilkaset tysięcy dla Azjatów. To oni wpuścili do Polski bez żadnej kontroli 10 milionów Ukraińców i, przy okazji, 150 tysięcy Azjatów przebywających na Ukrainie.

W sierpniu 2012 r. MSW przepchnęło w Sejmie ustawę o obywatelstwie. Jej przepisy dają możliwość nabywania polskiego paszportu przez osoby, które mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukom Romana Szuchewycza. Zgodnie z ustawą, przyznanie obywatelstwa nie jest przywilejem, ale prawem, którego można dochodzić przed sądem. Tak więc, praktycznie każdy, komu przyznano status uchodźcy, po 2 latach spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż prawo jazdy, a polskim obywatelem łatwiej jest dziś zostać Ukraińcowi, niż etnicznemu Polakowi z Ukrainy.

W 2007 r. Sejm uchwalił Ustawę o Karcie Polaka, z myślą o tych, którzy po wojnie zostali za wschodnią granicą lub w miejscach, dokąd trafili w wyniku sowieckich wywózek. Miała poświadczać ich narodowość, przywiązanie do polskiej tradycji i języka, ułatwiać kontakty z ojczyzną. Stanowi jasno i wyraźnie: „Jest to dokument potwierdzający przynależność do Narodu Polskiego”. Tymczasem Kartę przyznają głównie Ukraińcom, których związek z polskością polega na tym, że ich przodkowie mieli obywatelstwo RP. Karta umożliwia jej posiadaczowi od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. „Służby konsularne pracują nad milionem nowych wniosków o wydanie Karty, a zalecania MSZ są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne” – zdradza „Die Welt”.

Powiązany z banderowską partią „Swoboda” portal opisał korupcyjny mechanizm pozyskania Karty. W rezultacie, wśród posiadaczy Karty znalazło się kilkanaście procent takich, którzy oficjalnie deklarują nie polską narodowość i odwołują się do ideologii UPA. Media ukraińskie otwarcie mówią, że za geszeftem kryją się funkcjonariusze polskich konsulatów, czyli – dodajmy od siebie – funkcjonariusze służb specjalnych, bo to one faktycznie i od dekad nadzorują i obsadzają swoimi konsulaty i Departament Konsularny MSZ. W całym procederze macza też palce Michał Dworczyk, herszt lobby ukraińskiego w rządzie, który nie tylko zmonopolizował tematykę współpracy z Ukrainą, ale i rozdaje karty w sprawach personalnych na polskich placówkach na wschodzie. A tak w ogóle – gdy przyjrzymy się ludziom rozdającym na prawo i lewo Kartę Polaka, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie ma.

Co do zausznika premiera – swego czasu nieopatrznie wygadał się, że Rząd pracuje nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską, co jednoznacznie oznacza, że zamierzają masowo osiedlać w Polsce niepolskie nacje. Gdy w lipcu 2022 Grzegorz Braun zwrócił uwagę, że przybysze z Ukrainy będą mogli ubiegać się o prawo stałego pobytu, a wkrótce po tym o obywatelstwo, został oskarżony o antyukraińską fobię i putinizm. Tymczasem Paweł Szefernaker – inny wiceminister pochodzenia uchodźczego poinformował, że Ukraińcy, którzy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji przybyli do Polski, mogą od 1 kwietnia występować o pobyt stały w Polsce. Od tego dnia prawo takie wydawane jest taśmowo. Równie szybko przesiedleńcom przyznają obywatelstwo. A to już prawdziwy milowy krok ku przekształceniu Polski w państwo wieloetniczne.

Dla Tuska – to największy aferzysta XXI wieku. A nic nie mówi o aferach z czasów Radka Sikorskiego, kiedy korupcja i przekręty wizowe były normą, i w których sam brał udział. Dlaczego nie drąży tematu zatrzymania na lotnisku w podkrakowskich Balicach przewodniczącego gminy żydowskiej z ryzą pełnomocnictw in blanco zalegalizowanych przez polski konsulat w Tel Awiwie, które posłużyły do „odzyskania” wielu kamienic, bo sąd nakazał pełnomocnictwa oddać i przeprosić? Dlaczego Tusk i Kaczyński milczą na temat afery z handlem wizami z 2016 r. na placówce w Ankarze, w którą byli zaangażowani oficerowie Agencji Wywiadu? Wszyscy zostali awansowani. Jeden z nich został nawet szefem Agencji Wywiadu, a wszyscy, którzy chcieli sprawę wyjaśnić, zostali usunięci ze służby. 

Dlaczego o sprawach ważnych i istotnych mówi się bardzo mało albo nie mówi się wcale? Dlaczego w kampanii wyborczej pomijają temat imigrantów? Dlaczego nie spierają się na temat wojny w którą możemy być wciągnięci, kosztów pomocy dla Ukrainy, finansów państwa, kontroli nad służbami? Dlaczego Polacy raz po raz dostają po pysku i tylko się oblizują? Co robić, aby nie oszukali nas po raz kolejny, abyśmy nie obudzili się w kraju, który nie jest nasz? Zadajmy pytania: W którym programie wyborczym jest zapowiedź otwarcia granic? Co zrobią, by zachęcić do powrotu Polaków ze Wschodu i powstrzymać eksodus Polaków na Zachód? Żądać odpowiedzi przed wyborami, żeby nie powtórzyła się sytuacja z 2015, kiedy to po kilku tygodniach odkryliśmy, że to nie ci, na których głosowaliśmy.

Słuchajmy też rady abp. Józefa Michalika: „Katolik ma obowiązek głosować na katolika, mason na masona, a żyd na żyda”. No i przywróćmy słowo „ZDRADA”.

Krzysztof Baliński

==========================

UKROPOLIN czyli PIĄTY ROZBIÓR POLSKI

UKROPOLIN czyli PIĄTY ROZBIÓR POLSKI

Krzysztof Baliński

3 listopada 2023 roku Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA), a w ślad za nią żydowskie gazety w USA i w Izraelu doniosły: Stuart Eizenstat, specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu, na „specjalnym” spotkaniu z dziennikarzami prasy żydowskiej oświadczył: Starania na rzecz restytucji mienia potomków tych, którzy przeżyli Holokaust i których mienie zostało skradzione,po masakrach Hamasu z 7 października, nabrały wiatru w żagle […] Tym, którzy mówili, że ‘to już przeszłość’, wydarzenia ubiegłych tygodni uświadomiły, że tak nie jest”.

Obok Eizenstata, na konferencji pojawiła się Ellen Germain, specjalny wysłannik Departamentu Stanu ds. Holokaustu oraz Mark Weitzman, dyrektor operacyjny Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO).

Dnia następnego tenże Departament Stanu wraz z WJRO zwołał spotkanie, które nazwał „restitution meeting (poświęcone restytucji mienia), z przedstawicielami 14 państw, „które dokonują restytucji mienia żydowskiego”. Spotkaniu przewodniczył Stuart Eizenstat, a JTA napisała: Naziści, ich kolaboranci i sojusznicy obrabowali i skonfiskowali setki tysięcy majątków należącego do Żydów podczas i po II wojnie światowej. Starania restytucyjne, które prowadzą USA, a którym początek dał Stuart Eisenstata, doprowadziły do odzyskania tysięcy z nich, w tym wielu cennych dzieł sztuki. Kilka krajów, w tym szczególnie Polska ograniczyła możliwości restytucji mienia żydowskiego. Innymi słowy Eizenstat, ustami JTA, wystawił Polskę na ostrzał tych, którzy z obowiązku spłaty roszczeń żydowskich wywiązują się wzorowo. Na szczególną uwagę zasługuje wystąpienie Stuarta Eizenstata: „Wszyscy dyplomaci biorący udział w tym restitution meeting umieścili swą misję w kontekście 7 Października, i głównie ta data była przedmiotem ich zainteresowania. Najbardziej znaczące było podkreślanie przez wszystkich, że nienawiść wobec Żydów i wobec Izraela nie przeminęła”.

Według obecnej na „restytucyjnym” spotkaniu, Ellen Germain: Zbrodnie Hamasu popełnione 7 października oraz egzekwowanie restytucji, kilkadziesiąt lat po tym, kiedy rabunek mienia miał miejsce, będą rozliczane, nieważne ile to zajmie czasu. […] Podtrzymywanie wartości naszych liberalnych demokracji, tak spostponowanych wydarzeniami ostatnich tygodni, będzie powiązane z oddaniem sprawiedliwości tym, którzy przeżyli Holokaust. Nawet po upływie 80 latach. Nie będzie przedawnienia w rozliczaniu sprawców tych niegodziwych czynów. […] Mimo iż niektóre europejskie narody próbują poddawać rewizji historię Holokaustu, przez podkreślanie, że same były ofiarami, to USA muszą nieprzerwanie przypominać ciemne strony w ich przeszłości”. Ellen Germain zaznaczyła przy tym, że ostatnio odbyła szereg spotkań z liderami państw oddających hołd bohaterom, którzy stawiali opór sowieckim represjom. „Problem jednak w tym, że wielu z nich współpracowało także z nazistami w prześladowaniu Żydów – zaznaczyła na koniec. 

Ellen Germain swój urząd sprawuje od lipca 2021 roku, a jej biuro powołano w 1999 roku, po naciskach Stuarta Eizenstata na administrację Billa Clintona. Biuro sporządza raporty na temat tego, jak państwa sygnatariusze wywiązują się z postanowień Deklaracji Terezińskiej, wzywającej do wypłaty odszkodowań ofiarom Holokaustu i ich spadkobiercom. Biuro współpracuje ściśle z WJRO w wymuszaniu ustaw ułatwiających restytucję. Sama Ellen Germain swoją rolę w tym opisuje tak: Zachęcanie państw do wypłaty odszkodowań rodzinom Żydów pomordowanych i wygnanych podczas Holokaustu. Większość państw wypracowała już zaawansowane mechanizmy restytucji mienia i zmniejszają tym samym potrzebę nacisków ze strony USA. Ale niektóre, w tym Polska, dopiero będą musiały uchwalić stosowne ustawy.

Stuart Eizenstat to nie byle kto. Dziś to tylko specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu, ale w przeszłości zastępca sekretarza skarbu, wysoki urzędnik Białego Domu i reprezentant prezydenta ds. restytucji mienia żydowskiego (w takim charakterze, dorabiając na boku, negocjował z Polską zwrot mienia pożydowskiego z ramienia WJRO i Claims Conference). To on stał na czele delegacji USA na konferencję praską, na której 47 państw przyjęło tzw. Deklarację Terezińską, która z biegiem czasu stała się wiążącym aktem prawa w kwestiach restytucji mienia pożydowskiego, w tym pomysłem na ustawę 447 i podstawą nacisków na Polskę. Dziś Eizenstat jest właścicielem prominentnej waszyngtońskiej kancelarii prawnej oraz członkiem wpływowej organizacji lobbingowej. I wkrótce okazać się może, że to jego kancelaria zajmie się sprawami roszczeń żydowskich wobec Polski.

Holokaustowi roszczeniowcy żądania reparacyjne przekazują najczęściej światu ustami Stuarta Eisenstata. To on jest autorem słów: „Jest rzeczą wysoce niemoralną, że rząd USA nie poparł żydowskich roszczeń wtedy, kiedy Polska przystępowała do NATO i do Unii Europejskiej. To Freedom House, amerykańska organizacja obrony praw człowieka, której wiceprezesem jest Eizenstat, w swoim raporcie uznała, że „rząd Polski osłabia głosy przeciwstawiające się narracji historycznej, która w dużym stopniu pomija udział Polaków w zbrodniach okresu II wojny światowej”. I wreszcie to on wywarł skuteczny nacisk na Szwajcarów, gdy Światowy Kongres Żydów oskarżył banki szwajcarskie o zawłaszczenie miliardów dolarów zdeponowanych jakoby przed lub w czasie wojny na kontach w szwajcarskich bankach przez Żydów, którzy zginęli później w obozach śmierci. Krótko mówiąc, wypowiedź Stuarta Eisenstata nie pojawiła się przypadkowo i, w kontekście ogólnego zamieszania wokół Polski związanego z wojną na Ukrainie i z przewrotem politycznym w Warszawie, źle wróżu Polsce. Zwłaszcza, że metody holokaustowych gangsterów stają się coraz bardziej wymyślne i wyrafinowane.

Dlaczego Eizenstat zabiegł, żeby przyjąć ustawę 447, i dlaczego ta ustawa jest tak niebezpieczna? Bo jest początkiem pewnego przemyślanego planu. Bo stanowi krok ku wszczęciu konkretnych działań przeciwko Polsce. Bo przewiduje coroczny raport sekretarza stanu dla Kongresu o stanie realizacji postanowień Deklaracji Terezińskiej. Bo gdy taki raport trafi do komisji finansów Senatu USA, to będziemy mieli powtórkę z casusu szwajcarskiego, rząd amerykański stanie się stroną w sprawie, odbędą się wysłuchania świadków, dojdzie do nacisków na Polskę, gróźb bojkotem, sankcjami oraz szantażu, że nie sprzedadzą Patriotów w najnowszej wersji.

Przy słowach Eizenstata stygmatyzujących Polskę, JTA dodała link do publikacji z 15 sierpnia 2021 roku, w której czytamy: „Kiedy Andrzej Duda podpisał ustawę ograniczającą roszczenia do holokaustowego mienia, Antony Blinken wyraził duże zaniepokojenie uchwaleniem tego prawa, podobnie jak żydowskie organizacje zajmujące się restytucją mienia, a izraelscy politycy nazwali ustawę antysemicką”. Publikacja cytuje ministra w rządzie izraelskim: „Polska zatwierdziła dzisiaj niemoralne, antysemickie prawo”. Przytacza także słowa izraelskiego premiera: „To ustawa zawstydzająca i haniebna, pogardzająca pamięcią o Holokauście”. Dalej w tekście mamy: W 2018 roku Polska wywołała podobne oburzenie ustawą penalizującą oskarżanie Polaków o zbrodnie z czasów Holokaustu, mimo iż wielu Polaków kolaborowało z Nazistami. Przy czym słowo „Naziści” pisze z dużej litery, czyli tak, jak narodowość. Co do Antony’ego Blinkena to przypomnijmy, że w liście do WJRO, zapewniając że „priorytetem jego działalności będą niezałatwione kwestie restytucji mienia z czasów Holokaustu”, oświadczył: „Jest rzeczą niepokojącą i nie do przyjęcia, że wiele krajów ciągle nie zakończyło prac nad restytucją lub odszkodowaniami za mienie bezprawnie skonfiskowane podczas Holokaustu […] My i nasi oddani szefowie misji zagranicznych będziemy działać, aby pomóc tym państwom w wywiązaniu się ze zobowiązań podjętych w ramach Deklaracji Terezińskiej”.

Dziennikarze Wirtualnej Polski opisali aferą z nielegalnym, masowym zwracaniem majątków Ukraińcom, Łemkom i Rusinom karpackim, w postaci połaci lasów zarządzanych przez Lasy Państwowe (i że 600 hektarów nieruchomości leśnych zwrócone także obywatelom Ukrainy). Państwo Polskie traci wielomilionowy majątek. Zgłaszane roszczenia sięgają miliardów złotych. W dodatku mamy do czynienia z patologicznym mechanizmem, kiedy za jedno wywłaszczenie przyznawane są trzy rekompensaty. Pierwsza – mienie zamienne na Ziemiach Odzyskanych lub kwoty wypłacone w ramach rozliczeń z ZSRR; Druga – zwrot gospodarstw dla tych, którzy powrócili na ojcowiznę po 1956 roku; Trzecia – rekompensata w wyniku decyzji wojewody. W tym miejscu przypomnijmy – na rzecz Ukraińców z terenów Karpat, po dokonaniu tuż po wojnie korekty granic Polski, w ramach wymiany ludności wypłacono Związkowi Sowieckiemu ustaloną sumę tytułem rozliczenia za pozostawione w Polsce mienie. Z kolei wysiedleni w ramach akcji Wisła otrzymywali, w zamian, nieruchomości na Ziemiach Odzyskanych, których wartość zawsze była wyższa od tych z Karpat. Sprawa jest bulwersująca także dlatego, że od września 2021 r. (po aferach związanych z „prywatyzacją warszawską”) obowiązuje nowelizacja Kodeksu postępowania administracyjnego, która uniemożliwia stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnej wydanej kilkadziesiąt lat temu.

Co w tym najbardziej bulwersuje? Złodziejskie praktyki były tolerowano a nawet wspomagane przez polskie urzędy i polskie sądy, a w całą aferę zaangażowani są politycy wszystkich opcji politycznych. W tym Piotr Ćwik, były wojewoda małopolski, obecnie zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP, czyli urzędu polskiego lub raczej urzędu w Polsce najbardziej zukrainizowanego i zbanderyzowanego. Czy to wszystko nie przypomina zwrotu majątku przedwojennych gmin wyznaniowych żydowskich, gdzie skala roszczeń była równie gigantyczna, a przekręty równie chamskie? Czy i tu i tam nie działała V kolumna? Czy racji nie mają leśnicy z Przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, którzy aferę nazwali „PIĄTY ROZBIÓR POLSKI”? Czy racji nie ma poseł Grzegorz Braun, z hasłem „Stop banderyzacji polskich lasów!”? I jeszcze jedno – termin „rozbiór Polski” używali Żydzi z Polski i Żydzi z organizacji roszczeniowych z Nowego Jorku, gdy odzyskiwali mienie przedwojennych gmin wyznaniowych żydowskich, czyli gdy wspólnie rabowali majątek Polaków. Przypomnijmy: W 1996 r. zawarta została potajemnie umowa między przedstawicielami polskich gmin żydowskich oraz WJRO i Światowym Kongresem Żydów dotycząca podziału wyszabrowanego majątku, w stenogramachz negocjacji widnieje zapis: „To teraz dokonamy rozbioru Polski i podzielimy się majątkiem żydowskim. My bierzemy Zachód, a wy Wschód. My Południe, a wy Północ”.

Także środowiska ukraińskie w Polsce, tj. zrzeszeni w Związku Ukraińców lobbyści, konsekwentnie drążą temat odszkodowań za mienie wysiedlonych podczas Akcji „Wisła”. Kilka lat temu Światowy Kongres Ukraińców wystąpił do Polski z żądaniem zwrotu tego mienia, a roszczenia poparła „Gazeta Wyborcza”. Przy czym ukraińskie żądania różnią się od żądań WJRO jedynie skalą nagłośnienia i kwotą roszczeń. I jeszcze jedno – Ukraińcy zobaczyli, jak słabi jesteśmy wobec nacisków żydowskich. Odnotowali też, że Żydzi oskarżają nas o różne niegodziwości, a my dla ich udobruchania, płacimy. I dlatego, dla wyszlamowania z Polski pieniędzy, zaczynają stosować te same metody – tak, jak Eizenstat oskarża Polaków o udział w Holokauście, tak ambasador Ukrainy w Berlinie zrównuje Polskę z hitlerowskimi Niemcami, mówi o „masakrach dokonywanych na Ukraińcach”, i głosi: „Ukraińcy byli uciskani przez Polaków w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić”.

A propos polskich lasów – przypomnijmy, że manipulował przy nich także Donald Tusk. W marcu 2008 r., na spotkaniu z przedstawicielami organizacji żydowskich w Nowym Jorku, obiecał rozwiązanie problemu restytucji mienia żydowskiego poprzez sprzedaż lasów państwowych. 23 stycznia następnego roku, w ujawnionym przez WikiLeaks szyfrogramie, ambasador USA w Warszawie raportował o uzyskanym od premiera (i od marszałka Sejmu) zapewnieniu, że pieniądze na pokrycie kosztów restytucji majątków pożydowskich rząd zamierza zdobyć sprzedając lasy. To także Tusk próbował w Sejmie, w nocy, tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2014 r., dokonać zmiany Konstytucji RP otwierającej drogę do prywatyzacji lasów państwowych. Koalicji PO-PSL zabrakło pięciu głosów. Polskie lasy (i Konstytucję) uratowała tylko determinacja posłów opozycji. Ale niebezpieczeństwa nie zażegnali, bo złodzieje znowu sięgają po nasze lasy – Komisja Europejska podejmuje próby przejęcia kontroli nad polskimi lasami poprzez przeniesienie leśnictwa z kompetencji krajowych do kompetencji Brukseli. A gdy do tego dojdzie, to niemal jedna trzecia terytorium Polski będzie miała charakter eksterytorialny, Niemcy odzyskają przedwojenne ziemie, Żydzi odzyskają majątki i jeszcze utworzą sobie Ukropolin.

Filosemityzm i ukrainofilstwo PiS jest bez zarzutu. Z powodzeniem licytuje się na tym polu z PO. Problem w tym, że ociągało się ze sprzedażą lasów państwowych, podczas gdy wobec tych z PO, z PSL i Hołowni żadnych pozorów utrzymywać nie trzeba. Wystarczy dać im od czasu do czasu pudło z euro, lub stanowisko w spółce skarbu państwa, a zrobią wszystko, co trzeba. Wystarczy też popatrzyć, kto i z czyjej poręki dostał w Warszawie stanowisko premiera, i kto szczególnie był zainteresowany powrotem Tuska do Polski (przypominającym „powrót Lenina do Rosji” zorganizowany przez rząd Bismarcka). I pytanie, jak zachowa się Tusk przy zwrocie mienia żydowskiego i ukraińskiego oraz gdy pojawi się temat restytucji mienia niemieckiego, chociażby w mieście Zopott, jest pytaniem czysto retorycznym. Czy rządzące nami kosmopolityczne ekipy nie konspirują przed Polakami? Odpowiedź brzmi: Tak, zdecydowanie tak.Decyzja już zapadła. Polska zwróci potomkom rezunów lasy w Bieszczadach, a oni, w zamian, gdy Żydzi będą odbierać swe majątki, popilnują Polaków, jak ci strażnicy obozowi w Sobiborze i Auschwitz.

Krzysztof Baliński

============================

=========================

OPERACJA „DANCYG” i OPERACJA „GAŚNICA”

OPERACJI „DANCYG” i OPERACJA „GAŚNICA”

Krzysztof Baliński

Gdy 9 października przystąpiono do ewakuacji obywateli polskich z Izraela. Gdy w szybkim tempie 359 polskich komandosów, wojskowymi samolotami transportowymi wywiozło z Izraela ponad 1500 osób (i gdy media mówiły, że chodziło o polskich turystów i pielgrzymów do Ziemi Świętej), minister Zbigniew Rau oznajmił: „W Izraelu może przebywać nawet kilkanaście tysięcy osób z podwójnym polsko-izraelskim obywatelstwem”.

Gdy 13 listopada przystąpiono do akcji ewakuacji Polaków z bombardowanej przez Izraelczyków Strefy Gazy, polskie media informowały, że przebywający tam polscy obywatele proszą o pomoc: „Wyciągnijcie nas z tego piekła. Polski rząd pomógł ewakuować się Polakom z Izraela. Prosimy o taką samą pomoc dla Polaków w Gazie. Żyjemy w stałym zagrożeniu, niczym sobie na to nie zasłużyliśmy”.

Gdy media doniosły, że „w niewoli Hamasu w Strefie Gazy znajduje się historyk i rzecznik stosunków polsko–izraelskich Alex Dancyg, który ma również polskie obywatelstwo”, minister oświadczył: „Polska domaga się natychmiastowego zwolnienia naszego obywatela”. To jest forma terroryzmu, którą zdecydowanie potępiamy i będę także o tym rozmawiał z ambasadorami Palestyny i Egiptu – dodał. Krótko mówiąc – w sprawie obywatela Izraela zmobilizowano całą polską dyplomację i szybko okazało się, że chodzi nie o ewakuację Polaków, ale o ewakuację Dancyga.

Rząd izraelski zaprezentował grafikę z flagami 28 państw, „których obywatele stali się zakładnikami terrorystów”. Znalazła się na niej i flaga Polski, ale tylko dlatego, że celem było przekonanie, że Hamas zaatakował cały cywilizowany świat. Także media w Polsce przyznały, że polskie obywatelstwo Dancyga jest wątpliwe, a polscy urzędnicy nie znaleźli żadnych dokumentów w tej sprawie. „Sprawa obywatelstwa jest skomplikowana” – przyznał syn Alexa, który w Polsce szukał pomocy w uwolnieniu ojca. „Ale decydujące jest to, co powiedział podczas spotkania ze mną prezydent Andrzej Duda. Że mój ojciec jest takim samym obywatelem Polski jak wszyscy inni. Brakuje tylko formalnego wypełnienia dokumentów, co nastąpi wkrótce. Dla niego mój ojciec jest obywatelem Polski, który został uprowadzony. I chce zrobić wszystko, by pomóc mu się wydostać z niewoli”. „Polska jest szczególnie ważna, tam ma więcej przyjaciół niż w Izraelu – dodał.

Po spotkaniu, ambasador Izraela podziękował prezydentowi „za zaangażowanie i pomoc na rzecz uwolnienia naszych zakładników przetrzymywanych przez Hamas”. Nie omieszkał jednak dorzucić: „Przetaczające się przez różne miasta marsze pro-palestyńskie napełniają smutkiem. Udzielanie wsparcia terrorystom jest totalnym złem. To wyraz głębokiego antysemityzmu”. Na koniec pogroził: „Nie powinno być na świecie miejsca dla ludzi, którzy wspierają mordowanie Żydów”. Innymi słowy – publicznie, przed siedzibą prezydenta RP, wydał wyrok śmierci na uczestników warszawskiego marszu, którzy protestowali przeciw obrzucaniu bombami mieszkańców Gazy, w tym 29 obywateli polskich! A dlaczego użył słowa „naszych”? Ano dlatego, że ambasador Izraela w Warszawie zawsze zabiera głos, jakby był członkiem polskiego rządu.

7 listopada 2023 roku, w synagodze im. Nożyków w Warszawie odbyła się modlitwa żałobna „za ofiary Hamasu”. Poprowadził ją Michael Schudrich (którego media i Duda tytułują – „naczelny rabin Polski”). Udział w ceremonii wziął minister w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski. Na zakończenie odśpiewano hymn państwowy, ale nie Polski, lecz… Izraela, a głos zabrał Yuval Dancyg: Dla mojego taty Polska jest bardziej ojczyzną niż Izrael. I jeszcze jedno – tak, jak po „napadzie Putina na bratnią Ukrainę”, przy wejściu do Senatu RP wywieszono flagę Ukrainy, tak po „napadzie Hamasu na bratni Izrael”, wywieszono flagę Izraela. Podobnego bezeceństwa dopuścili się paulini z Jasnej Góry, którzy podświetlili sanktuarium w Częstochowie na barwy izraelskiej flagi, ignorując, że ci, z którymi się solidaryzują, dokonują ludobójstwa na mieszkańcach Gazy oraz regularnie opluwają i obrzucają kamieniami pielgrzymów z Polski.

I chyba dodawać nie trzeba, że gdy Dancyg już wyląduje w Warszawie na pokładzie prezydenckiego Boeinga, to na płycie lotniska powita go chlebem i solą oraz słowami „Witaj w Polin”, Andrzej Duda w towarzystwie Agaty Kornhauser-Dudy, Jurka Owsiaka i kardynała Rysia z miasta Łódź. A cała akcja ewakuacji Polaków, zakończy się ewakuacją Dancyga. Ale nie tylko o to w tym wszystkim chodzi. Dancyg będzie szpicą w ewakuacji tysięcy Żydów ze stojącej w ogniu Palestyny na terytorium Polin. Będzie początkiem Operacji Dancyg”, takiej odwróconej Operacji Most”.

Tu przypomnijmy: Kryptonim „Most” otrzymała operacja polegająca na przerzucie przez warszawskie lotnisko do Tel Awiwu kilkuset tysięcy sowieckich Żydów. Do udział w przedsięwzięciu zobowiązał się Tadeusz Mazowiecki na spotkaniu z szefem Amerykańskiego Kongresu Żydów. Całą operację sfinansowała spółka „Art-B”, założona przez żydowskich „artystów biznesu” (jak sami się nazwali), którzy wyprowadzili z polskiego systemu bankowego miliardy złotych, a pomysł na rabunek został podsunięty przez Mosad, który dał pierwszy milion na rozkręcenie interesu i który interesu pilnował. Innymi słowy – Izrael przeprowadził sobie repatriację ziomków za pieniądze ukradzione Polakom.

Ale to nie wszystko – w Polsce na Dancyga czeka nie tylko Duda, ale tłusta emerytura. Bo okazuje się, że kraj miodem i mlekiem płynący zapewnia nie tylko „uchodźcom” z Ukrainy, ale i „uchodźcom” z Palestyny, warunki, o których rdzenny Polak może tylko pomarzyć. Otóż 22 listopada 2016 zawarto z Izraelem umowę o zabezpieczeniach społecznych stanowiącą, że emerytury i renty wyliczone w Izraela są wypłacane przez ZUS w Polsce. Umowa długo utrzymywana była w tajemnicy. Opublikowano ją dopiero 5 lat po podpisaniu. A mamy w niej takie smaczki: Emerytury i renty, które Izraelczycy pobierają w Polsce, są wyliczane w Izraelu. Strona polska nie ma prawa weryfikować wiarygodności przedkładanych wniosków emerytalnych. Pobierający świadczenia nie muszą przebywać na terenie Polski.

Co w umowie najbardziej poraża? Zasada wzajemności! Bo, jak wiadomo, to Polacy przenoszą się do Izraela i dostają izraelskie paszporty, a do Izraela wybiera się prof. Barbara Engelking, której w Polsce, z konieczności naukowego opisu „antysemityzmu Polaków”, źle się żyje i chce zamieszkać w kibucu, pod gradem rakiet Hamasu. Izrael dokonuje ponadto starannej selekcji żydowskich imigrantów – nie wpuszcza tych, którzy mogliby obciążyć izraelski system emerytalny. Jaki jest zatem ukryty cel umowy i wielkich nadużyć, które stwarza? To proste: Zachęca do osiedlania się w Polsce. Jest mostem finansowym dla uchodźców z Izraela i dopełnia most powietrzny, którym Mazowiecki przerzucił sowieckich Żydów. Innym słowem – umowę zawarto pod kątem ewakuacji Dancygów z Palestyny.

Urodził się w Polsce. Współpracuje z jerozolimskim Instytutem Jad Waszem. Koordynuje polsko-izraelską wymianę młodzieży. Był kierownikiem kursów dla przewodników wycieczek młodzieży izraelskiej po Polsce. Współtworzył raport na temat obrazu Polski w podręcznikach dla uczniów izraelskich szkół średnich – tak ujawniła „Wyborcza”. Nie doniosła natomiast, jak Jad Waszem nastawia do Polski młodych Żydów, i w jaki sposób Dancyg organizował wycieczki do Polski. A tu włos staje na głowie. Na lekcjach historii dowiadują się, że Polska to ojczyzna antysemityzmu i Zagłady, że Polacy współdziałali w Holokauście, że to zawodowi mordercy Żydów. Przed przyjazdem ostrzegani są, że udają do kraju im wrogiego. Na miejscu wmawiają im, że jedyny sposób na przeżycie to ochrona izraelskich agentów, że oddalenie od grupy to pewna śmierć z rąk polskich nazistów, że nie wolno otwierać okien i drzwi pokoi hotelowych, bo wtargną przez nie antysemici i wymordują wszystkich, jak to robią od setek lat. Co jeszcze przewodnicy mówią? Jeden z nich, pokazując pięścią Pałac Kultury w Warszawie, obiecał: „Za 20 lat to wszystko będzie wasze”.

W połowie czerwca 2020 r., ministerstwo edukacji Izraela zawiesiło wyjazdy edukacyjne uczniów do Polski. Uzasadniło to problemami z bezpieczeństwem (a polskie MSZ, że nie może akceptować towarzyszących żydowskiej młodzieży ochroniarzy uzbrojonych w broń palną). Wiceminister Paweł Jabłoński nie krył radości: „Przywróciliśmy normalność w relacjach, bezpieczeństwo w Polsce zapewnia Polska a w Izraelu Izrael”. Jego szef Zbigniew Rau, ni z gruszki ni z pietruszki, oświadczył: „Wzmacniamy polsko-izraelskie relacje, dla wspólnego bezpieczeństwa”. A co do zawieszenia wycieczek – rzeczywistym tego powodem było uchwalenie przez Sejm ustawy mającej zapobiec przestępstwom wyłudzania mienia, którą w Izraelu oceniono, jako „uniemożliwiającą odzyskiwanie majątków utraconych przez Żydów w czasie II wojny światowej”, którą odpowiednik Rau w rządzie izraelskim uznał za „niemoralne, antysemickie prawo”, a izraelski premier za „zawstydzającą i haniebną, pogardzającą pamięcią o Holokauście”.

A co na to „Nasi”? „Polska zadbała o wzajemność i równowagę. Porozumienie gwarantuje także stronie polskiej możliwość organizacji polskich wizyt edukacyjnych w Izraelu na tych samych zasadach. Oczekujemy od strony izraelskiej podobnej otwartości na wizyty młodzieży polskiej w Izraelu” – ogłosił szef polskiej dyplomacji. Problem jednak w tym, że o wizytach polskiej młodzieży w Izraelu nikt nie słyszał, i oświadczenie należy rozumieć tak: Polska młodzież z „Nigdy Więcej”, z Muzeum Polin i ze szkoły Chabad (do której swoje dzieci posyłał Morawiecki), na koszt polskiego podatnika, w towarzystwie opłacanych przez Polskę ochroniarzy izraelskich, będzie zwiedzać Kneset i Instytut Jad Waszem.

Umowa, której treść ujawniła tylko strona izraelska, przewiduje, że izraelskie wycieczki mają być chronione przez polskie prywatne firmy ochroniarskie, ale… dopuszcza obecność agentów ochrony z Izraela, „po uprzednim tego zgłoszeniu i uzasadnieniu”. Wskazuje, że jej celem jest edukacja młodzieży obu krajów „w zakresie ich wspólnej historii” i zawiera rekomendowaną listę miejsc do zwiedzania. Umowa nie zmieniła nic. Stworzyła za to okazję do antypolskich wystąpień. Wg Jad Waszem, wśród zalecanych do zwiedzania instytucji są muzea poświęcone „żołnierzom wyklętym, którzy dopuszczali się mordów na Żydach”, a ekspozycje w rekomendowanych miejscach „ignorują udokumentowane aspekty udziału Polaków w mordowaniu Żydów”. Przedmiotem krytyki stało się nawet Muzeum Rodziny Ulmów w Markowej.

Po ceremonii podpisania porozumienia, izraelski minister pogroził Polakom: „Nigdy więcej antysemityzmu, nigdy więcej dyskryminacji innych ludzi, nigdy więcej chęci anihilacji Żydów na świecie. Musimy pamiętać, do czego może doprowadzić nienawiść, rasizm i antysemityzm”. Powiedział też, że jego kraj wspierał „Solidarność” i aspiracje Polaków do wolności w okresie reżimu komunistycznego. I rzeczywiście – CIA, poszukując kontaktów z opozycją w Polsce, zwróciła się do Mosadu. Także Ronald Reagan ujawnił, że miliony dolarów przekazał „opozycji demokratycznej” za pomocą siatki Mosadu. Wg Krzysztofa Wyszkowskiego, Amerykanie z CIA do dostarczenia pieniędzy wykorzystali siatkę agenturalną Mosadu w „S”, co spowodowało, że pieniądze docierały głównie do jednej frakcji opozycji i to było widać gołym okiem – ci dofinansowani za pośrednictwem Mosadu odróżniali się od polskiej biedoty. Do niecnych podejrzeń, że tak było, skłania też nadanie honorowego obywatelstwa Polski byłemu szefowi Mosadu Meirowi Daganowi. I nie jest wykluczone, że pewnego dnia szef Mosadu zostanie nie tylko honorowym”, ale Pierwszym Obywatelem Rzeczypospolitej.

Przyznanie obywatelstwo Dancygowi wpisało się w niezwykle sprawnie przebiegającą akcję rozdawania polskich paszportów Żydom, którzy uciekli z Polski w marcu ‘68. Rąbek tajemnicy uchylił Radek Sikorski, oświadczając w Senacie: Proponujemy nowość, a mianowicie to, aby w miejsce pojęcia Polonia i Polacy za granicą zacząć konsekwentnie stosować nowe pojęcie „diaspora polska” czy „diaspora narodowa”. Gdy zapytano go, o co mu chodzi, wyjaśnił: By być częścią „diaspory polskiej” nie trzeba mieć polskich korzeni. Naszym oddziaływaniem chcemy objąć wszystkich tych, którzy mają sentyment do Polski lub mają związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej. Diaspora polska to wszyscy, którzy Polsce dobrze życzą”. Uściślił też, że dotychczas stosowane określenie „Polonia” było zbyt „plemienne” i „wyznaniowe”, i nawiązał do „żyjącej w USA b. wpływowej, potężnej w mediach diaspory, która dysponuje potężnymi środkami, potrafi wpłynąć na politykę wobec Izraela”.Pochwalił się też osiągnięciami na niwie osiedlania w Polsce tej „potężnej diaspory”. Ja uważam – i wiem, że w marginalnej prasie to, co w tej chwili mówię, będzie odsądzone od czci i wiary, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w USA – to to jest dobrze, a nie źle.

Paszporty „marcowym Żydom” nie rozdawał tylko Sikorski. Akcję rozruszał Aleksander Kwaśniewski, a tempa nabrała za Lecha Kaczyńskiego, który obywatelstwo przywrócił 15 300 „ofiarom polskiego antysemityzmu”, w tym osobiście i ostentacyjnie synom Oskara Szyji Karlinera, szefa stalinowskiego Zarządu Najwyższego Sądu Wojskowego, z którego udziałem ferowane były wszystkie wyroki śmierci na polskich patriotach, i który doprowadził do takiego opanowania stanowisk w tym zarządzie przez oficerów żydowskiego pochodzenia, że instytucję nazywano „Naczelnym Rabinatem Wojska Polskiego”.

Z nie mniejszą werwą akcję kontynuował rząd Tuska. W lutym 2008, w odpowiedzi na list otwarty Gołdy Tencer, minister Grzegorz Schetyna zadeklarował, że podlegli mu wojewodowie będą potwierdzać obywatelstwo „szybko i bardzo szybko”, a procedura ma być „wręcz błyskawiczna”. A co do Tuska to przypomnijmy, że w tym samym czasie zapowiedział wielki powrót Polaków z emigracji. Ale nie do końca był szczery, bo miał na myśli „Polaków”, którym jego minister rozdawał paszporty in blanco, czyli „Polonię Sikorskiego” z Tel Awiwu. Innym, żywym (chociaż wyglądającym jak wyschnięty trup) tego przykładem jest Lejb Fogelman. Z „Polonii Sikorskiego” rekrutują się też Michael Schudrich i Szalom Dow Ber Stambler, bohaterowie chanukowych ceremonii w Sejmie.

Szewach Weiss mówił o „ciemnych chmurach nad Izraelem”. Hamas zadał cios „najlepszej armii świata”. A Izraelczycy? Uciekają z pola walki, rozglądają się za bezpiecznym schronieniem i wiele wskazuje na to, że wybrali Polskę. „Trwająca dziś operacja przerzutu Żydów była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w Warszawie” – mówił Szmul Szpak z Agencji Żydowskiej. Ale cyferki się nie zgadzają, bo zamiast 200 tysięcy, na lotnisko Ben Gurion pod Tel Awiwem dotarło 35 tysięcy, co może oznaczać tylko jedno – w Warszawie zostali (wyselekcjonowani jak na Umschlagplatz przez Policję Żydowską) starzy, tłuści, niedołężni, nienadający się do służby w wojsku i policji. Potwierdził to Duda, który podczas obchodów Chanuki w Belwederze, „za przyjęcie w Polsce imigrantów” podziękował… Żydom. I czy to właśnie nie było zapowiedzią Operacji Dancyg”, takiej odwróconej operacji Most”, sfinansowanej pieniędzmi ukradzionymi Polakom?

Cały świat dziwił się,że w Polsce odbyła się na Wawelu wyjazdowa sesja Knesetu. Cały świat dziwił się, że w polskim parlamencie odprawiane są żydowskie obrządki religijne. Cały świat dziwił się, że jedynym zmartwieniem polskiego prezydenta jest los Dancyga. Tylko Polacy się nie dziwili. A może Polski jużnie ma, a Polacy jeszcze o tym nie wiedzą? A może spełniła się obietnica izraelskiego przewodnika, że za 20 lat to wszystko będzie ich? A może rabini z Chabad Lubawicz już przejęli kontrolę nad Polską, i nie spotkało się to z jakimkolwiek sprzeciwem na arenie międzynarodowej?A może jest jeszcze o co walczyć, i panaceum na Operację Dancyg jest Operacja Gaśnica”? A może ratunkiem jest to, że na gaśnicę – w przeciwieństwie do broni palnej – pozwolenie Policji nie jest wymagane?

Krzysztof Baliński

=================================

mail:

Alex Dancyg – Urodził się w Warszawie jako drugie dziecko Niny (Nychy) i Marcina (Mordechaja) Dancygów. … Jego ojciec, Marcin Dancyg, był stalinowskim sędzią wojskowym. W 1957 roku Alex Dancyg wyjechał wraz z rodzicami do Izraela. Był członkiem młodzieżowej organizacji Ha-Szomer Ha-Cair.
wiecej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Alex_Dancyg

=================================

mail:

Zamieszczone przez pana moje ostatnie dwa artykuły zostały zamieszczone na portalu arabskim (syryjskim) w języku oryginału oraz w języku arabskim i angielskim:

https://almustshar.sy/archives/11382

https://almustshar.sy/archives/11450

Z poważaniem

Krzysztof Baliński

JAK ŻYDOWSKA JEST TA WOJNA?

JAK ŻYDOWSKA JEST TA WOJNA?

Krzysztof Baliński 29 sierpień 2023

Jak zwykle z pomocą przychodzi komunistyczna gazeta wydawana od 1897 roku w Nowym Jorku dla żydowskich imigrantów z Europy Wschodniej. 28 lipca  „Forward”, w tekście Larry Cohler-Essesa pisze: Paul Massaro, wysoki funkcjonariusz Komisji Helsińskiej występując w Kongresie z gloryfikującą Banderę opaską na ramieniu, pochwalił się otrzymaną od Brygady Azow flagą, na której widniał Wolfsangel (wilczy hak), oficjalny emblemat dywizji Waffen SS. Tu dodajmy, że Komisja Helsińska to założona i kierowana przez Żydów organizacja „obrony praw człowieka”. Dalej Cohler-Esses pisze: Tolerancja wobec skrajnie prawicowych uczestników wojny z rosyjskim agresorom osiągnęła w mediach żydowskich poziom nie notowany od lat 30-tych. Ukraina wyniosła do rangi bohaterów postaci o faszystowskich korzeniach, a sojusznicy Ukrainy, w tym tak zwykle wyczuleni na antysemityzm żydowscy liderzy, w większości milczą.

Z członkami Brygady Azow spotkało się dotychczas 13 kongresmenów, mimo iż w 2018 r. Kongres zakazał finansowania tej formacji, z uwagi na jej ekstremistyczne korzenie. W czerwcu delegacja Azowców spotkała się z liderami Human Rights Watch, mimo że ta w 2015 r. potwierdziła „wiele informacji o bezprawnym więzieniu i stosowaniu tortur przez bojowców Brygady”. Gdy Azowców fetował na Uniwersytecie Stanforda prof. Francis Fukuyama, na ekranie za nim pojawiły się insygnia Wolfsangel. Nie przeszkodziło mu to w oświadczeniu dla mediów, że „uznaje ich za bohaterów”. Rzecznik prasowy Brygady, Dmytro Kozacki zamieścił w sieci selfie, gdy w podkoszulku z insygniami Waffen SS przyrządza ozdobioną swastyką potrawę przypominającą czulent. Na innym selfie wdział podkoszulek z nadrukiem „1488”, czyli liczbą, którą organizacje żydowskie klasyfikują, jako symbol białych suprematystów. Tenże Kozacki polubił tweet z graffiti z symbolem SS i napisem „Śmierć żydkom”. Niewiele wcześniej, jeden z bojowców Azow odgrażał się publicznie (z kałasznikowem na ramieniu): „Będę walczył z Żydami i Rosjanami na śmierć i życie, dopóki krew płynie w moich żyłach”. Cohler-Esses przypomina, że Brygadę powołał neonazista Andrij Bilecki, autor manifestu głoszącego, że przesłaniem Ukrainy jest „przewodzić Białym Ludziom na całym świecie w ostatecznej krucjacie przeciw podludziom, na czele których stoją Semici”.

Cohler-Esses konkluduje: To wszystko uwiarygadnia narrację Putina o tym, że Ukraina jest państwem nazistowskim, a jej armia faszystowska. Innego zdania jest Andrew Srulevitch, z Ligi Antydefamacyjnej: „Nie dołączajmy do rosyjskiej propagandy, która ma na celu pomniejszenie amerykańskiego poparcia politycznego dla Ukrainy, tylko dlatego, że kilku facetów nosi na przedramieniu jakieś opaski. Zagrożenie, które obecnie stwarza skrajna prawica jest nieistotne”. Tymczasem, w 2019 r. ADL uznała Brygadę Azow (wówczas pułk) za „ekstremistyczne ugrupowanie i milicję, które cieszą się uznaniem neonazistów na Ukrainie oraz białych suprematystów na świecie”, a jeszcze w tydzień po rosyjskiej inwazji brygada miała „wyraźne powiązania neonazistowskie”. Gdy na rządowym ukraińskim profilu pojawiło się zdjęcie ukraińskiego żołnierza z noszoną przez SS opaską Totenkopf, Srulevitch zareagował: „Mimo iż niektórzy Ukraińcy używają symboli nazistowskich i mimo ich podziwu dla Brygady Azow oraz Bandery, nie obawiam się, że kraj przejmą antysemici. W wyborach, w których zwyciężył Zełenski, jako pierwszy w tym kraju żydowski prezydent, blok skrajnie prawicowy zdobył 2 procent głosów”. Mało tego, Srulevitch pozwolił sobie na przepowiednię: Ukraina ma teraz wielu bohaterów, którzy walczyli z Rosją, a nie mordowali Żydów, przede wszystkim prezydenta Zełenskiego”.

Deborah E. Lipstadt, specjalny wysłannik Joe Biden ds. monitorowania i zwalczania antysemityzmu, w ogóle nie zabrała głosu. Ira Forman, jej poprzednik na tym stanowisku był zdania: „Każda administracja ma różne, czasami konfliktowe priorytety. Najważniejszym jest zagrożenie dla Żydów. Ja uważam, że Żydzi ukraińscy nie uważają skrajnych prawicowców za tych, którzy popełniają najwięcej antysemickich incydentów, bo te są dziełem Rosjan i sympatyzujących z Rosjanami, którzy chcą przypiąć faszystowską łatkę rządowi Ukrainy”. Inaczej zareagował publicysta „The Atlantic”, któremu Ukraińcy też wymordowali członków rodziny: Przerobiliśmy to już kiedyś. Gdy amerykańscy Żydzi popierali ruchy antykomunistyczne we Wschodniej Europie, wiedzieli doskonale, że ludzie, o wolność których walczyliśmy, mają bardzo brzydkie kartoteki. Robiliśmy to jednak z praktycznych powodów.

David Fishman z Centralnej Jesziwy Nowego Jorku zauważa: „Jest coś zadziwiającego -aktywiści ultra nacjonalistycznej prawicy nie biorą na celownik Żydów. Nie ma dowodów wskazujących na to, że wśród ukraińskich neonazistów są antysemici. To jest coś w rodzaju subkultury młodzieżowej, która kładzie nacisk na agresję, nienawiść, przemoc, i takie właśnie znaczenie mają dla nich symbole nazistowskie. Ich głównym wrogiem są dzisiaj Rosjanie, w tym Rosjanie żyjący na Ukrainie, a na drugim miejscu Murzyni i Cyganie”. Tu przypomnijmy, że gdy premierem Ukrainy został Grojsman, Fishman powiedział: „Jego żydowskie pochodzenie nie odegrało żadnej roli, bo na Ukrainie antysemityzm nie jest tak powszechny jak w Polsce, gdzie Żydzi często kojarzeni są z komunizmem. W niepodległej Ukrainie antysemityzm został zmarginalizowany i znaczącym jest, że nikt nie sprzeciwiał się, aby premierem został Żyd”.

1 stycznia Rada Najwyższa Ukrainy upamiętniła rocznicę urodzin Stepana Bandery. Przypomniała też jego wypowiedź, że „całkowite i ostateczne zwycięstwo ukraińskiego nacjonalizmu nastąpi wtedy, gdy Rosja przestanie istnieć” oraz deklarację:  „Przesłanie Stepana Bandery jest dobrze znane naczelnemu dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy Walerijowi Załużnemu” (którego gabinet zdobi popiersie Bandery). Gdy dwa lata temu w Kijowie z tej samej okazji przeszedł marsz, potępił go ambasador Izraela, ale wody w usta nabrał ambasador Polski. Milczał strachliwie polski Sejm, polski Senat i polski IPN. Milczała „Gazeta Polska” i „Gazeta Wyborcza”.

A był to marsz neonazistów ku czci dywizji SS Galizien, która składała się z ukraińskich ochotników, podlegała Waffen SS i spaliła żywcem tysiące polskich kobiet i dzieci w Hucie Pieniackiej. Milczał także Biały Dom, a rzecznik Departament Stanu ograniczył się do komunikatu: „Odrzucamy rosyjską kampanię dezinformacyjną, która łączy poparcie dla ukraińskiej suwerenności z poparciem dla neonazistowskich i faszystowskich ideologii”.

Mimo świadomości, iż ofiarami UPA było kilkadziesiąt tysięcy jej ziomków, dyspensę ukraińskiemu nacjonalizmowi udzieliła Anne Applebaum. „Ukraina potrzebuje więcej, a nie mniej nacjonalizmu” – głosiła. Banderowców zaczęli wybielać też redaktorzy żydowskiej gazety dla Polaków. Okazało się, że dla „Wyborczej” antysemici i naziści mogą być dobrzy i źli, a nacjonalizm nie jest zły, jeśli nie jest nacjonalizmem polskim, a jeśli jest antypolski, to wspaniale.

Applebaum Anne

—————————-

Przypomnijmy – Majdan został wywołany przez lobby żydowskie w Waszyngtonie, a czynny udział w puczu wzięła Victoria Nuland vel Nudelman, dziś prawa ręka Antony’ego Blinkena. Zabierając się do zmiany reżimu w Kijowie, nie zwracała uwagi na to, że na Majdanie wznoszono transparenty sławiące sprawców okropieństw wymierzonych w jej ziomków, że demokratycznie wybranego prezydenta obalają neonazistowskie oddziały szturmowe, którym przewodzi wnuk osławionego mordercy Żydów. Musiała się też nieźle napocić, gdy pod oknami ambasady USA banderowcy wyśpiewywali: „Smert moskowsko-żidiwskij komunie”. Innymi słowy – Żydzi obalili Wiktora Janukowycza, mimo że w lutym 2010 r. z ulgą przyjęli jego zwycięstwo, bo anulował dekret swego poprzednika nadający pośmiertnie zbrodniarzowi wojennemu odpowiedzialnemu za śmierć tysięcy Żydów tytułu bohatera, zezwolił na zwoływanie w Kijowie wojskowych parad, na których wznoszono okrzyki „Bij żyda”, a obowiązkową lekturą zrobił poemat „Hajdamacy”, w którym Taras Szewczenko wzywa do mordowania Żydów, i w którym przeczytać można, że Żyd to „świnia i parch”.

Nuland Victoria

—————

Krytyczne podejście środowisk żydowskich skończyło się, jak rękę odjął, gdy premierem został Wołodymyr Grojsman. Te same media i ci sami rabini podkreślać zaczęli nagle, że w niepodległej Ukrainie antysemityzm został zmarginalizowany. „Wołodymyr Grojsman przeszedł do historii, jest pierwszym żydowskim premierem Ukrainy, dotychczas mocno tkwiącym w psyche Żydów jako kraj antysemitów i pogromów i jest jedynym Żydem zajmującym tak prominentne stanowisko w Europie Wschodniej”. Autor tych słów, działający w Wiedniu ekspert od skrajnej prawicy podkreślał, że żydowskie pochodzenie Grojsmana nie odegrało roli, bo na Ukrainie antysemityzm nie jest tak powszechny jak w Polsce, gdzie Żydzi często kojarzeni są z komunizmem. „Nie mogę sobie wyobrazić kogoś takiego na stanowisku premiera w Warszawie. Tam byłby olbrzymi sprzeciw.

Doszły do tego inne, niesłychane dotąd wypowiedzi. Gdy parlament ukraiński uczcił chwilą ciszy Symona Petlurę, który wymordował 50 tysięcy Żydów, naczelny rabin Ukrainy Josef Zissels (niegdyś czołowy pogromca ukraińskich nacjonalistów i autor wypowiedzi w Kongresie, że „większość Żydów uznaje Banderę i ukraińskich nacjonalistów za odpowiedzialnych za dziesiątki pogromów”) oświadczył: „Zajmowanie się tym tematem prowadzi do niepotrzebnego stygmatyzowania Ukraińców. Mianowanie na premiera ukraińskiego Żyda jest dowodem na to, że antysemityzmu na Ukrainie nie ma”. Ale na tym nie poprzestał: „Żydzi też wyrządzili Ukraińcom straszne rzeczy. ZSRR prześladowała Ukraińców, a Żydzi byli częścią sowieckiego aparatu przemocy i było całkiem naturalne, że gdy nadarzyła się okazja wzięli na nich rewanż. Nikt na Ukrainie nie chwali nacjonalistów, dlatego że mordowali Żydów, ale dlatego że walczyli o niepodległą Ukrainę”.

Doszło do unikalnego w skali świata fenomenu – Ukraiński Kongres Żydów poświadczył, że na Ukrainie nie ma antysemityzmu. I tak, z dnia na dzień, w propagandzie za Oceanem i za Wzgórzami Golan zaczął dominować wątek: Ukraina to najbardziej przyjazne Żydom miejsce na ziem. Jakąkolwiek wzmiankę o zbrodniach UPA na Żydach kontrowano argumentem, że Ukraina ma żydowskiego prezydenta i że to Rosja jest kolebką antysemityzmu i rajem neonazistów, a oskarżenia o gloryfikowanie kolaborantów Hitlera odrzucano jako kłamstwa Moskwy, posługując się przy tym sloganem „Lepsza Ukraina banderowska niż sowiecka”.

Kult Bandery rozwija się w najlepsze. Kolaborantów Hitlera wybiela i wspiera światowe żydostwo. To prawdziwa semantyczna rewolucja – naziści są akceptowani przez Żydów, jeśli akceptują rządy żydowskiego komika, osadzonego w pałacu prezydenckim przez żydowskiego oligarchę, który w poprzednim wcieleniu nie stronił od występów w rosyjskiej telewizji, gdzie świetnie bawił się z Wladimirem Rudolfowiczem Sołowiowem, naczelnym wojennym propagandystą Kremla,  też pochodzenia żydowskiego. A czy przypadkiem jest, że Jewgienij Prigożyn, który z taką zawziętością walczył z Brygadą Azow, ma ojca Żyda i ojczyma też Żyda, i że ulubionymi oligarchami Putina są bracia Rottenbergowie?

W USA od dziesięcioleci funkcjonuje formacja polityczna, przez siebie zwana neokonserwatywną. To grupa skrajnie proizraelskich polityków żydowskiego pochodzenia, w prostej etnicznej i ideologicznej linii wywodzących się z bandy Trockiego, którą Stalin przegnał na Zachód. Wszyscy pochodzą ze Wschodniej Europy i wszyscy odziedziczyli po przodkach ambicje „robienia porządków” w krajach swego pochodzenia. Kręcą się w Białym Domu, zasiadają w Kongresie, zarządzają wielkimi bankami, kształcą studentów, pisują dla tamtejszych gazet wyborczych, no i brylują na dyplomatycznych salonach, bo dziś bastionem, w którym okopali się najbardziej jest Departament Stanu. Duplikatem neokonserwatystów w Polsce są działacze PiS, których marzeniem od zawsze są Stany Zjednoczone na ścieżce wojennej z Rosją. Z trockistowskimi neokonserwatystami powiązany jest Antoni Macierewicz, też trockista, który pielgrzymuje do nich regularnie. I tu pytanie: Czy nie na polecenie owych „Żydków z Galicji” podpisał 2 grudnia 2016 roku tajne porozumienie, w którym Polska zobowiązała się do nieodpłatnego udostępnienia Ukrainie wszystkich swoich zasobów?

Victoria Nuland to żona Roberta Kagana, którego nazwisko swojsko brzmi w kontekście Łazara Kaganowicza, współpracownika Stalina, architekta Hołodomoru. Kevin MacDonald pisał: „Wielu nieżydowskich bolszewików pochodziło z nierosyjskich grup etnicznych lub miało Żydówki za żony. Rewolucja bolszewicka miała wyraźne ostrze etniczne, co miało katastrofalne skutki dla Rosjan i innych grup etnicznych, które nie weszły w struktury władzy, kiedy Żydzi mieli do wyrównania własne rachunki etniczne. Terror bolszewicki i masowe mordy w wielu przypadkach motywowane były zemstą na ludach historycznie antyżydowskich, a Żydzi wstępowali w tak wielkiej liczbie do sił bezpieczeństwa, aby zemścić się za prześladowania z czasów caratu”. MacDonald cytuje Moshe Kahana: „W trakcie kampanii przeciwko chłopom na Ukrainie Kaganowicz czerpał niemal perwersyjną rozkosz z faktu, że był panem życia i śmierci Kozaków. Doskonale pamiętał, ile zarówno on, jak i rodzina wycierpieli z rąk tych ludzi […] Teraz wszyscy za to zapłacą – mężczyźni, kobiety, dzieci. Bez różnicy. To przecież kość z kości i krew z krwi. Temu poświęci życie. Nigdy nie wybaczy ani nigdy nie zapomni”. Żydowski historyk nie ukrywa, że motywem do zbrodni była chęć rewanżu za okres upokorzenia Żydów w carskiej Rosji, a Trocki, patron Kaganowicza był fetowany przez światowe żydostwo, jako „mściciel, żydowskich upokorzeń z czasów caratu, niosący ogień i rzeź swym słowiańskim wrogom”.

Korzystna koniunktura międzynarodowa kończy się nieubłaganie. Geopolityczne młyny mielą na drobne. Ukraina zostaje drugim Izraelem w Europie, a Polska drugą Palestyną. A my? My wiemy, że jest wojna, ale nie wiemy, kto strzela. Zamiast strategii, chaotycznie miotamy się od ściany do ściany z bełkotliwym zaklęciem „Nie ma suwerenności Polski bez suwerenności Ukrainy”. Wdajemy się w gierki, których nie rozumiemy i w których jesteśmy pionkami.

Na koniec pytanie: Jak żydowska jest ta wojna?

– Czy nie jest w interesie osiadłych w Nowym Jorku skomunizowanych „żydków z Galicji”?

– Czy u podłoża miłości do Ukrainy nie leży to, że w USA od dekad rządzi żydokomuna pochodząca z polskich Kresów?

– Czy w tej miłości nie chodzi o oligarchów, z których tylko jeden na 130 ma nieżydowskie pochodzenie?

– Dlaczego nacjonalista żydowski stał się nacjonalistą ukraińskim, wybaczył banderowcom unicestwienie swoich ziomków, i nawet żydowskim niedobitkom na Ukrainie nie pozwala powiedzieć na Banderę złego słowa?

– Dlaczego żydobanderowców na Ukrainie broni żydokomuna z „Gazety Wyborczej”, a osłonę medialną zapewnia im „Gazeta Polska”?

– Dlaczego Duda licytuje się z Zełenskim, kto ma większe względy u Chabad Lubawicz, a Morawiecki, kto ma więcej ciotek w Izraelu?

Marsz Pułku Azow
=========================================

ZAMIAST POLAKOM – MORDERCOM POLAKÓW

ZAMIAST POLAKOM – MORDERCOM POLAKÓW

Krzysztof Baliński

Wokół rocznicy apogeum ludobójstwa Ukraińców na Polakach działy się rzeczy zadziwiające. Wyglądały na paniczne ruchy obozu władzy wywołane najpewniej przez sondaże pokazujące, że bierność w tej sprawie zagraża wynikom PiS w wyborach oraz postawą sporej części społeczeństwa, coraz wyraźniej zniecierpliwionego ukraińską butą i nieustępliwością, którą w kilku krótkich słowach wyraził Drobowycz z ukraińskiego IPN, że nie będzie żadnej zgodny na ekshumację ofiar, dopóki Polska wcześniej nie odbuduje na swoim terytorium wszystkich pomników UPA. W ramach nieudolnie, naprędce, na chybcika skleconej akcji, premier odwiedził wieś Puźniki, gdzie w sposób upokarzający dla pomordowanych Polaków „uczcił” ofiary dwoma kijami, stawiając w szczerym polu zbity z gałęzi krzyż.

Kiedy pojawiła się informacja, że nasz „strategiczny partner” wykonał wiekopomny gest – zezwolił na poszukiwania, ekshumację i upamiętnienia mogił Polaków zamordowanych przez UPA na terenie Ukrainy, szybko okazało się, że zgoda dotyczy tylko jednej wsi i otrzymał ją nie IPN, czyli instytucja do tego powołana, ale Fundacja Wolność i Demokracja (WiD), i że jak nie było, tak nie ma zgody na ekshumację szczątków dzieci, kobiet i starców, ofiar ukraińskich rezunów leżących w tysiącach dołów śmierci. Okazało się też, że nie chodzi o ekshumację, bo groby pomordowanych w Puźnikach są od dawna znane, ale jedynie o wypromowanie Fundacji Wolność i Demokracja.

Okazało się też, że Fundacja, która ma w statucie pomoc Polakom na Wschodzie”, zajmuje się wyłącznie pomocą Ukraińcom na Wschodzie. Na swojej internetowej witrynie epatuje, a nawet szczyci się: wyekspediowaniem na Ukrainę blisko 100 „TIR-ów” z pomocą humanitarną dla Ukrainy, ewakuacją 7,2 tys. ukraińskich rodzin z kompleksowym wsparciem rzeczowym i finansowym, pomocą dla kilkunastu ukraińskich szpitali wojskowych oraz opracowaniem i dystrybucją „Biznesowego ABC dla uchodźców z Ukrainy”. Okazało się też, że druga fundacja, też zasilana pieniędzmi rządowymi i też mająca w statucie „pomoc Polakom na Wschodzie”, powołała Wschodni Fundusz Dobroczynności,  w ramach którego prowadzi zbiórkę pieniędzy „na rzecz ofiar wojny w Ukrainie, dla potrzebujących przebywających zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy, uchodźców przebywających w Polsce oraz osób w potrzebie, które przebywają w Ukrainie”. Ale to nie wszystko – Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, bo taką nadała sobie nazwę, na swojej witrynie internetowej szczyci się: „Przy dystrybucji pomocy korzystamy z rozgałęzionej sieci kontaktów z organizacjami polskiej mniejszości narodowej, polskimi szkółkami i parafiami rzymskokatolickimi”. Tak więc, zamiast służyć Polakom na Wschodzie przerabia tamtejszych Polaków na sługi narodu ukraińskiego.

Do fundacji WiD płynie rzeka rządowych pieniędzy. Tylko w latach 2017-2021 z ministerstwa edukacji, spraw zagranicznych, kultury i z Senatu otrzymała 64 mln zł dotacji. W roku 2021 r. najwięcej, bo blisko 11 mln przekazała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, na której czele stał wówczas Michał Dworczyk. Założyciel fundacji, zausznik i najbliższy współpracownika premiera utrzymuje, że po uzyskaniu mandatu poselskiego, zrezygnował z funkcji prezesa zarządu Fundacji i obecnie nie ma wpływu na jej działania. To jednak nie do końca prawda. Bo zgodnie ze statutem, to jemu przysługuje prawo powoływania i odwoływania członków rady fundacji, którzy później decydują o wyborze jej władz. Z fundacją od lat związana jest również żona Mychajło Dworczuka (bo jego pierwotne nazwisko brzmi tak) Agnieszka. Do zarządu, jako wiceprezes, dołączył Maciej Dancewicz, wcześniej naczelnik wydziału w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który zasiadał w komisji ekspertów rozpatrujących wnioski fundacji ubiegających się o dofinansowanie. Członkiem rady programowej WiD jest Rafał Dzięciołowski, pełniący jednocześnie funkcję prezesa Fundacji Solidarności Międzynarodowej, która w latach 2017-2021 wsparła działalność WiD kwotą 2,5 mln zł. Dzięciołowski to również członek rady innej fundacji – „Niezależne Media”, założonej przez Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, ukraińskiej gazety dla Polaków, też futrowanej olbrzymimi pieniędzmi rządowymi. W radzie WiD zasiada Zofia Romaszewska, której córka to prezes telewizji Biełsat finansowo wspomaganej przez „WiD”. I tu zapytać należy: Czy to nie jest gigantyczny konflikt interesów, jawna niegospodarność groszem publicznym, i czy nie powinien tego zbadać instytucje, które zajmują się legalnością wydatkowania pieniędzy publicznych takie, jak NIK, prokuratura i CBA?

Trzeba też zapytać: Dlaczego zgodę na ekshumację lub raczej jej atrapę otrzymała pozarządowa fundacja związana z Dworczykiem, czyli powiązana z lobby ukraińskim w rządzie, a nie dostał jej publiczny IPN? Czy nie chodziło o jednorazowy gest, który miała być wykorzystany propagandowo w celu umocnienia lobby ukraińskiego w rządzie? Czy nie chodziło o obniżenie rangi IPN, a nawet wyeliminowania z prac badawczo-ekshumacyjnych, prof. Krzysztof Szwagrzyka oraz Leona Popka, którzy dotychczas się tym zajmowali? Czy nie chodziło o przyzwolenie Ukraińcom na wysuwanie kolejnych żądań, „w zamian za Puźniki”?

20 lipca ambasador Ukrainy stwierdził, że prace trwające w Puźnikach świadczą, że na Ukrainie nie ma całkowitego zakazu prowadzenia poszukiwań i ekshumacji szczątków Polaków, ofiar rzezi wołyńskiej. Według niego, prace zaczęły się w 2019 roku, ale zostały zakłócone najpierw przez pandemię COVID-19, a potem przez rosyjską inwazję i że „nawet w takich warunkach Ukraina wydała zgodę” na prowadzenie poszukiwań w Puźnikach. Wasyl Zwarycz uznał też, że znaczny postęp nastąpił już w kwestii pojednania: „Koncentrujemy nasze wysiłki i czynimy to konsekwentnie na uczczeniu pamięci niewinnych ofiar Wołyńskiej Tragedii” (tak nazwał ludobójstwo Polaków na Wołyniu!). I…, na tym samym wydechu, zażądał, aby Polska odnowiła pomnik ku czci OUN-UPA na górze Monastyrz, czyli nagrobek upamiętniający bojowców OUN-UPA, którzy mordowali Polaków. Tu przypomnijmy, że na rzecz odnowienia tego pomnika od dawna działa też Fundacja Wolność i Demokracja, co potwierdził szef ukraińskiego IPN w wywiadzie dla „Naszego Słowa”.

Czy nie chodziło o wykorzystanie teatralnego gestu premiera w Puźnikach, dla wzmocnienia tezy, że Kijów zezwolił na ekshumacje? Czy nie chodziło o stworzenie ukraińskim mediom okazji do podania, że premier Polski odwiedził „miejsce zbrodni dokonanej przez Sowietów”? Dnia 8 lipca 2023, czyli w dniu wbicia przez Morawieckiego krzyża z patyków na skraju lasu w nieistniejącej już wsi Puźniki, ukraiński portal „Suspilne Nowyny” cytuje historyka twierdzącego, że UPA zaatakowała „wieś – centrum polsko-bolszewickiej agresji”, z powodu żołnierzy AK i współpracujących z sowietami Polaków”. Portal pisze, że według doniesień ukraińskiego podziemia w Puźnikach działał oddział polskiego podziemia nacjonalistycznego, a przyczyną zniszczenia wsi była „działalność jednostki zbrojnej AK, która z nadejściem władzy radzieckiej na teren naszego obwodu automatycznie przekształciła się w tak zwany ‘istribitielnyj batalion’, które formowano pod egidą NKWD”. Krótko mówiąc, Fundacja WiD, która w swoim statucie ma „promowanie wiedzy o antykomunistycznym podziemiu w Polsce”, wypromowała ukraińską narrację o AK. A co w tym było najbardziej pikantne? O tym, że w Puźnikach Ukraińcy zamordowali bagnetami, nożami i siekierami kobiety, dzieci i starców, a nie „istribitielnyj batalion” milczał zasiadający w radzie WiD, znany z publikacji o Polakach zamordowanych na Wschodzie, Tadeusz Płużański. Tak, jak milczał, że fundusze fundacji, zamiast na pomordowanych na Wschodzie idą na tych, którzy mordowali Polaków na Wschodzie.

Mateusz Morawiecki pojechał na Ukrainę, nazwał rzeź wołyńską ludobójstwem, i wcale nie wywołał tymi słowami kryzysu w relacjach Warszawy z Kijowem, Ukraińcy nie wypowiedzieli umowy z 2 grudnia 2016 roku o bezpłatnym udostępnieniu Ukrainie wszystkich zasobów państwa polskiego i nie zerwali przyjaźni, jaka rozkwitła między Polakami i Ukraińcami „wobec tragedii, jakiej doświadcza Ukraina”. Nie uraził też przeżywających wojenną traumę ukraińskich przesiedleńców, których „Polska tak gościnnie przyjęła”. Dlaczego? Bo to była zasłona dymna, pozorowane działanie, wyreżyserowane przedstawienie, kamuflaż potajemnie uzgodniony z Zełenskim i skoordynowany z ambasadorem Ukrainy. Bo chodziło o naprawienie wyjątkowo prostackiej wypowiedzi Dudy o „bieganiu z widłami”, o spacyfikowanie coraz silniejszych nastrojów antyukraińskich w Polsce, o pozwolenie Ukraińcom, by, „w zamian za Puźniki”, mogli wysuwać inne żądania.

Gdy minister finansów nieopatrznie ujawniła, że Polska wydała na pomoc Ukrainie 50 miliardów złotych, z pomocą pospieszył ambasador Ukrainy, informując, że od chwili rosyjskiej agresji Polska udzieliła Ukrainie pomocy tylko w wysokości 3,4 mld dolarów, tj. 14 mld zł. Czemu jeszcze służyła prymitywna teatralna inscenizacja Kijowa i Warszawy? Stworzeniu premierowi okazji do głoszenia: „Zawsze będziemy bronić dobrego imienia Polski, jej bezpieczeństwa, a interes żadnego innego państwa nigdy nie będzie stał ponad interesem Rzeczypospolitej. Prezydenckiemu ministrowi do wygłoszenia: „To, co najważniejsze dziś, to obrona interesu polskiego rolnika”. Ministrowi edukacji i nauki popisania się bon motem: „Politycy z Ukrainy muszą wiedzieć, że jesteśmy sojusznikami, ale nie frajerami”. Wiceszefowi MSZ-u, to jest resortu, którego rzecznik przyznał, że „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”, do złożenia deklaracji: „My kierujemy się polityką polskiego interesu narodowego. Wspieramy Ukrainę w takim zakresie, jaki jest w polskim interesie narodowym”.

Ten ostatni nieopatrznie wygadał się jednak: „Podchodzimy z wyrozumiałością do emocji, jakie przeżywają Ukraińcy będący obiektem barbarzyńskiej agresji. Emocje bywają jednak złym doradcą, i nie pomagają w osiąganiu dyplomatycznych celów, np. w staraniach o zwiększenie skali i form pomocy”. Sekundował mu Przemysław Czarnek: My pomagamy, pomagaliśmy i pomagać będziemy, bo to jest w interesie narodu polskiego (…) Nam jest potrzebna niepodległa Ukraina i dlatego w naszym interesie i każdego Polaka jest pomagać”. Intrygę ostatecznie zdemaskował minister Kułeba, oznajmiając: „Strona ukraińska ma bardzo spokojny stosunek do jakichś wewnętrznych politycznych procesów w Polsce. To ich sprawa. Zdajemy sobie sprawę z tego, że mają swoje procesy, swoje interesy. Ale także ten kryzys minie, wszystko się ułoży, bo żywotne interesy Ukrainy i Polski są całkowicie jednakowe. Kiedy mówię żywotne, to są to naprawdę sprawy życia i śmierci państwa”.

Na nasilenie żądań zwiększenia pomocy nie musieliśmy długo czekać. Jeszcze tego samego dnia minister oświaty przekazał „subwencję oświatową” dla ukraińskich uczniów w wysokości 200 mln zł., a minister cyfryzacji przekazał ukraińskiemu ministrowi cyfryzacji 500 akumulatorów Tesla o wartości 25 mln zł., „dzięki którym nauczyciele będą prowadzić lekcje, a Ukraińcy pozostaną w kontakcie”. Ponieważ o hojności Polaków polski Żyd poinformował ukraińskiego Żyda 1 sierpnia, bloger zapytał: PiS dał te akumulatory w podzięce za Rzeź Woli? Czy z jakiej to okazji? Zabrali się też do przygotowania opinii publicznej, że chociaż walczyli jak lwy, będą musieli ustąpić Ukrainie w eksporcie zboża, bo Nec Hercules contra plures, bo presja Komisji Europejskiej, bo nie podoba się to administracji USA, bo będą ukraiński retorsje w postaci embarga na produkty drobiowe z Polski.

Duda, Morawiecki, Kaczyński – wszyscy wzięli udział w tym przestępczym dziele. Podzielili między sobą role. Grali po tamtej stronie. Przy czym nie była to tylko zmowa. Było gorzej – Duda zniechęcał Zełenskiego do wydania zgody na ekshumacje, bo to kłóciłoby się z całą jego wizją ukrainizacji Polski i burzyło całą misternie utkaną żydowsko-amerykańską intrygę z powołaniem UkroPolin. Zwykle coś utajnia się przed wrogami. W tym przypadku nie chodziło jednak o Ruskich, Szwabów czy totalną opozycję, lecz o zwykłych Polaków, w tym towarzyszy partyjnych z PiS. I tu pytanie: Jeśli rządzący dogadują się za kulisami, to czy nie jest to spisek, czyli przestępstwo?

Nie będzie przeprosin. Nie będzie zgody na ekshumację. Rządzące Ukrainą oligarchiczne i hajdamacki klany nie ustąpią, bo w międzyczasie zbudowali silną żydobanderowską tożsamość Ukrainy. Wiedzą przy tym, że patron zza Wielkiej Wody nie zgadza się na polską martyrologię, gdyż monopol na tym polu przysługuje tylko Żydom. Wiedzą też, że amerykańscy Żydzi wybaczyli banderowcom unicestwienie ukraińskich Żydów, bo są znakomitym materiałem dla potrzeb dywersji wobec Rosji, i nawet żydowskim niedobitkom na Ukrainie nie pozwalają powiedzieć na Banderę złego słowa.

Sprawdzą się wszystkie złowieszcze prognozy. „Strona polska” zgodzi się na wszystko: Na zbudowanie 100 pomników Bandery w miejscach wskazanych przez ambasadora Ukrainy (nie wyłączając miejsca obok pomnika Lecha Kaczyńskiego na Placu Piłsudskiego). Na wyasygnowanie 100 mln zł w celu renowacji pomników UPA. Na zalanie Polski 100 milionami ton ukraińskiego zboża. Na bezzwrotną 100-milionową pożyczkę, którą – dla udobruchania rezunów – Duda osobiście zawiezie do Kijowa. Na restytucję mienia poukraińskiego w Bieszczadach. Na wypłacanie 100 euro miesięcznego świadczenia 100 tysiącom Ukraińców wysiedlonych z Bieszczad w wyniku Akcji Wisła. Na przeszkolenie 100 tysięcy funkcjonariuszy Policji i prokuratury w ramach „Treningu przeciwdziałania przestępstwom z nienawiści wobec Ukraińców i uchodźców”.

Nad Wisłą niewiele się zmieni. Polska będzie dalej wspierać Ukrainę, aż do „wyzwolenia wszystkich okupowanych terytoriów” czyli po wsze czasy, za darmo i bez jakichkolwiek zobowiązań ze strony obdarowanych. Dalej będzie utrzymywać tabuny ukraińskich „uchodźców” z Dzikich Pól. Dalej będzie realizować, zamiast polskiej, ukraińską rację stanu. A lud pracujący miast i wsi Podkarpacia dalej będzie głosował na PiS.

Żydowski faszyzm na przełomie wieków

Żydowski faszyzm na przełomie wieków

Krzysztof Baliński

Włodzimierz Żabotyński na spotkaniu przywódców Betaru w Warszawie (w pierwszym rzędzie pierwszy z prawej). Pierwszy z lewej Menachem Begin /Wikipedia/

Tak, to prawda. W przedwojennej Polsce byli faszyści, ale nie byli nimi Polacy lecz… Żydzi. Faszystami nie byli członkowie ONR (bo oni jeśli bili, to nie Żydów, a żydokomunę), ale zaczadzeni Mussolinim syjoniści rewizjoniści, którzy o swym wodzu Włodzimierzu Żabotyńskim mówili z podziwem „żydowski faszysta”, a którego pierwszy prezydent Izraela Ben Gurion nazywał „Włodzimierz Hitler”. Członkowie 50-tysięcznego narodowo-radykalnego Bejtaru pozdrawiali się salutem rzymskim. Także tradycje terrorystyczne są wśród Żydów bardzo żywe. Co więcej – Izrael, z uwagi na bogatą kartotekę terroryzmu, jest uznawany za twórcę nowoczesnego terroryzmu. Przykładów aktów terroru wymierzonych w przeciwników Izraela i nie tylko jest mnóstwo. Przytoczmy jeden: 4 listopada 1995 roku żydowski prawicowy ekstremista zabił w Tel Awiwie Icchaka Rabina, premiera Izraela i laureata Pokojowej Nagrody Nobla (za porozumienie z Palestyńczykami).

Generał Anders w swych pamiętnikach zapisał: „W Palestynie zaczęły się tłumne dezercje żołnierzy żydowskiego pochodzenia, co spowodowało znaczne luki w oddziałach. Dowódcy armii brytyjskiej domagali się poszukiwania dezerterów. Ani jeden dezerter nie został przez nas aresztowany, ponieważ nie chciałem mieć pod dowództwem żołnierzy, którzy bić się nie chcą”. Tym niemniej uprzedził Brytyjczyków, że mogą mieć z nimi kłopoty. I rzeczywiście – dezerterzy zasilili oddziały miejscowych żydowskich sabotażystów i terrorystów walczących nie tyle z Arabami, co z żołnierzami brytyjskimi, posługując się przy tym zdobytymi w tajemniczy sposób autentycznymi polskimi dokumentami wojskowymi. Jeden z dezerterów, Mieczysław Biegun, który według prawa wojennego powinien był stanąć przed plutonem egzekucyjnym, został Menachemem Beginem i autentycznym terrorystą – stanął na czele organizacji Irgun, która wysadziła hotel „King David” w Jerozolimie, zabijając 91 osób, w tym 28 Brytyjczyków. Innymi słowy zamordował oficerów brytyjskiej armii, której częścią był korpus Andersa. Był mordercą bezwzględnym. To głównie kierowane przez niego bojówki dokonały makabrycznej rzezi ludności arabskiej, głównie kobiet i dzieci w wiosce Deir el-Jasin. Nawiasem mówiąc pochodzący z Polski pierwszy premier Izraela Ben Gurion publicznie obarczył Begina odpowiedzialnością za masakrę i nazwał „Menachemem Hitlerem”.

Żydowskie organizacje terrorystyczne wzmocnione, a nawet kierowane przez dezerterów z Armii Andersa w brutalny i bestialski sposób dokonywały szeroko zakrojonych czystek etnicznych na terenie Palestyny. Ich strategia polegała na terrorze, mordowaniu miejscowej ludności, sianiu paniki i wymuszeniu na tubylcach ucieczki. Dla oczyszczenia terenu z miejscowej ludności arabskiej, terroryści z Irgun stosowali ślepy i dziki terror, bez ostrzeżenia rzucali bomby na targowiska arabskie i na ludzi czekających na przystankach autobusowych, dokonywali zbrojnych wypadów na osiedla arabskie, mordując miejscową ludność. Podczas jednego z wypadów wyłapali kobiety w zaawansowanej ciąży, przywiązali je łańcuchami do jeepów i włóczyli przez ulice innej arabskiej wioski przy akompaniamencie dzikich wrzasków, serii z karabinów maszynowych i wybuchów granatów. Nic dziwnego, że po takich barbarzyńskich ekscesach bezbronna ludność arabska wpadała w panikę i uciekała.

Za inny przykład żydowskiego barbarzyństwa i okrucieństwa „ludzi od Andersa” może posłużyć masowy mord dokonany w październiku 1948 r. na ludności Al-Dawajma. Jeden z żydowskich świadków masakry zdał relacje: Mordowano wszystkich, którzy ukazali się na celowniku: mężczyzn, kobiety, dzieci i starców. Nikogo nie oszczędzano. Dzieci mordowano, roztrzaskując ich główki kijami. Złapane stare kobiety umieszczono w jednym z domów, który wysadzono w powietrze. Jeden z członków organizacji, które dokonały mordu, chwalił się, że zgwałcił młodą dziewczynę a potem ją zastrzelił. Złapaną młodą kobietę z niemowlęciem na ręku zaciągnęli do sprzątania placu, gdzie „bohaterowie” żydowscy mieli spożyć posiłek. Po dwóch dniach zastrzelili ją i niemowlę. Przypomnijmy, że Żydów, którzy w Palestynie zdezerterowali z Armii Andersa razem z tak potrzebną Polakom bronią i amunicją, wcześniej powyciągano z sowieckich gułagów, zamiast ginących tam z głodu polskich dzieci.

Begin, na swój sposób, odwdzięczył się Andersowi za podejście do dezerterów – w maju 1979 r., w wywiadzie dla telewizji holenderskiej powiedział: „Spośród 30 milionów Polaków, może stu pomagało Żydom. To 10 tysięcy katolickich księży w Polsce nie uratowało żadnego żydowskiego życia […] nigdy nie pojadę do Polski”. Mimo to Lech Kaczyński, podczas swej wizyty w Izraelu spotkał się z „byłymi żołnierzami Armii Andersa”, a Jarosław Kaczyński kraj o takich tradycjach nazwał „przyczółkiem naszej cywilizacji na Bliskim Wschodzie”. Gdy w kontekście udziału prezydenta Włoch w Marszu Żywych w Auschwitz prasa włoska pisała campo di sterminio polacco” (polski obóz zagłady), nie protestowała ambasador RP w Rzymie Anna Maria Anders, córka generała. Nie przypomniała też, że wśród faszystów Mussoliniego i w jego najbliższym otoczeniu było bardzo wielu Żydów.

W Izraelu złodzieje torują bandytom drogę do władzy”; „Porażające zwycięstwo ekstremistów”; „Rasiści ministrami”; „Faszyści tryumfują”; „W Izraelu utworzyli rząd składający się z rasistów i byłych skazańców” – tyle prasa żydowska dla Żydów i prasa żydowska dla gojów. Przywódca amerykańskiego judaizmu reformowanego, rabin Rick Jacobs o ministrze resortu bezpieczeństwa w nowym rządzie mówi „Wódz Ku Klux Klanu prokuratorem generalnym”. Chodzi o Itmara Ben-Gwir, który zasłynął z żądań: zaprowadzenia w kraju etnicznej segregacji, aneksji okupowanych terytoriów palestyńskich, deportacji wszystkich Arabów oraz nawoływań do aktów terroru. Mówił też o ministrze sprawiedliwości, kiedyś aresztowanym za szykowanie zamachu terrorystycznego, który żąda, aby Izrael stał się państwem teokratycznym rządzonym przez Torę.

W ostatnich wyborach ekstremistyczna prawica odniosła porażające zwycięstwo – sojusznikiem Netanjahu jest faszyzująca koalicja trzech marginalnych dotąd partyjek – homofobiczna, fundamentalistyczna i ultranacjonalistyczna. Po ogłoszeniu przez koalicję projektu ustaw zmierzających do zwiększenia kontroli rządu nad Sądem Najwyższym, w Izraela doszło do największych demonstracji w historii tego państwa – na ulice wyszło ponad 600 tys. ludzi; izraelska federacja związków zawodowych Histadrut ogłosiła strajk generalny; na kilkanaście godzin stanął cały kraj, nikt nie pracował, w szkołach nie było lekcji, z lotnisk nie startowały samoloty. Powiewali izraelskimi i tęczowymi flagami. Tańczyli w rytm muzyki techno, krzycząc: „Lo, lo, lo, hafaszizm lo javo!” (Nie, nie, nie, faszyzm nie przejdzie!). Nad tłumem górował plakat „Demokracja albo rebelia”. Demonstrujący oskarżają rząd, że dąży do władzy absolutnej, do religijnej autokracji, że chce likwidować podstawowe prawa, w tym mniejszości seksualnych, decydować o tym, kto jest, a kto nie jest Żydem i wykluczać z żydowskiej wspólnoty każdego, kto nie jest wystarczająco ortodoksyjny.

„Konstytucja” – pod takim hasłem odbywały się marsze Marty Lempart. Napis taki widniał na przepoconym podkoszulku Lecha Wałęsy. Tymczasem Izrael w ogóle nie ma konstytucji, bo jego obywatele nie mogą porozumieć się, co do podstawowych zasad funkcjonowania państwa. Religijna mniejszość nie godzi się na zasadę świeckości państwa, która pozbawiłaby ją kontroli nad stanem cywilnym, a więc ślubami, rozwodami, pochówkami. Świecka i ateistyczna syjonistyczna większość nie chce zgodzić się na określenie Izraela, jako państwa wszystkich obywateli, bo zniosłoby to uprzywilejowanie Żydów, a nawet groziło utratą prawa do niekoszernego jedzenia czy korzystania z samochodu w szabat.

Jakaś dziewczyna wymachiwała transparentem: „Kryminaliści nie będą wybierać sędziów”. Była to aluzja do tego, że przywódcy dwóch koalicyjnych partii byli w przeszłości zatrzymywani przez policję za akty terroryzmu, a przywódca partii Strażnicy Tory, odsiedział wyrok za łapówkarstwo i był skazany za oszustwo podatkowe. Była to też aluzja do Netanjahu przeciwko, któremu toczą się trzy procesy o korupcję i nadużycia władzy. Na bakier z prawem jest minister bezpieczeństwa publicznego, skazany za propagowanie rasizmu i podżeganie do terroryzmu oraz minister sprawiedliwości za szykowanie zamachu terrorystycznego. Z tym że kryminaliści w izraelskich władzach to nic nowego: do więzienia trafili były prezydent Mosze Kacaw i były premier Ehud Olmert. W przypadku pierwszego chodziło o gwałty na współpracowniczkach. W przypadku drugiego o branie łapówek.

Według byłego szefa wywiadu wojskowego gen. Tamira Haymana: reforma sądownictwa osłabiła w skrajnym stopniu narodowe bezpieczeństwo, wewnętrzną spoistość kraju oraz naraziła zdolności operacyjne armii na szwank. Według gen. Amosa Giladi: „Wrogowie Izraela przecierają oczy ze zdumienia i pytają: Czy ten kraj postanowił popełnić samobójstwo. Giladi użył takich słów jak „przewrót” i „zmiana reżimu” dotychczas zastrzeżonych dla Libii, gdzie, „z troski o demokrację na Bliskim Wschodzie”, zdewastowano kraj i obalono Kaddafiego. Wg publicysty „Jediot Acharonot”: Izrael znalazł się w punkcie zwrotnym – albo prawicowy rząd wycofa się z reformy albo kraj pogrąży się w chaosie. To Netanjahu jest największym zagrożeniem dla Izraela. Jesteśmy blisko wojny domowej. Społeczeństwo jest głęboko podzielone, a policja, armia, służby specjalne rozdarte pomiędzy lojalnością wobec rządu i Sądu Najwyższego.

W kwietniu żydowska Liga Antydefamacyjna opublikowała raport, w którym przyrównano ministra bezpieczeństwa narodowego Izraela i lidera ultranacjonalistycznej partii Żydowska Siła do europejskich faszystów. „Do rządu weszli uczniowie rasistowskiego rabina Meira Kahane, autora nazistowskiej legislacji Knesetu” – czytamy w raporcie. „Izraelskie rządy były zawsze powściągliwe i ostrożne w kontaktach z europejskimi partiami o faszystowskich korzeniach, a zatem izraelskie partie o podobnych korzeniach nie mogą oczekiwać innego traktowania przez obce rządy. Skazili publiczny dyskurs rasistowskimi wypowiedziami, co w każdej demokracji oznacza natychmiastowy koniec kariery politycznej. Należy stwierdzić rzecz oczywistą – rasizm jest rasizmem, a żydowski rasizm jest tak samo godny ubolewania jak jego inne formy i nigdy nie powinien być wybaczony” – napisano w raporcie. Co się stało? Amerykańscy żydzi są przerażeni, że na jaw wyszedł skrzętnie ukrywany sekret: większość Żydów w Izraelu to rasiści i faszyści czystej wody, którzy ex definitione powinni być obiektem zainteresowania ADL, „żyjącego” ze zwalczania rasizmu i antysemityzmu.

O Polsce słyszy się niemal na każdym kroku. Demonstranci skandują: „Jariw Lewin, kan ze lo Polin” (Panie Lewin, to nie Polska). Lewin to minister sprawiedliwości, który firmuje reformę sądownictwa. O demokracji gardłują: „Widzieliśmy, co się stało w Polsce i na Węgrzech. Rządy tych krajów korzystają z jednego podręcznika autorytaryzmu”. Tego samego słownictwa wobec Polski używa Parlament Europejski i Anne Applebaum i wszyscy Żydzi w Polsce uwijają się jak w ukropie, by wraz z ambasadą USA i Muzeum Polin dokonać „zmiany reżimu” w Polsce, i osadzić u władzy ludzi, którzy w pełni i szybko zaspokoją żydowskie roszczenia majątkowe. Wg szefa roszczeniowców Gideona Taylora, Polska odmawiając uregulowania kwestii zwrotu mienia pożydowskiego de facto „łamie prawa człowieka” i „bez nacisków i sankcji na Polskę rozwiązanie problemu zwrotu mienia żydowskiego nie jest możliwe”.

Nie tylko w mediach żydowskiej dla Żydów, ale i mediach żydowskich dla Polaków, pada słowo „zagrożenie demokracji w Izraelu”, wcześniej zarezerwowane dla krajów takich, jak Polska. Czy w takiej sytuacji nie powinniśmy wykorzystać osłabionej pozycji przetargowej Izraela? Czy nie powinniśmy użyć argumentu, że reforma sądownictwa Izraela jest faszystowska i zafundować Żydom „arabską wiosnę”, która w założeniu miała szerzyć demokrację na całym Bliskim Wschodzie? Czy nie powinniśmy postulować w ONZ lub w Parlamencie Europejskim wysłania do Izraela błękitnych hełmów dla zaprowadzenia demokratycznych porządków?

Skóra cierpnie na myśl, co będzie z nami, gdy zrealizują pomysł z Judeopolonią…

Jak to zwykle w stosunkach z Żydami, robimy dokładnie odwrotnie – śpieszymy Izraelowi z pomocą. Przykład pierwszy z brzegu – przedstawiciele UE w Tel Awiwie niemal jednomyślnie postanowili odwołać obchody tzw. Dnia Europy, aby nie dać platformy „komuś, kogo poglądy są sprzeczne z wartościami europejskimi”. Chodziło o Ben Gvira, który w imieniu rządu Izraela miał wygłosić na imprezie przemówienie. Przeciw była tylko Polska. Partia Kaczyńskiego nie tylko nie dąży do jakiejkolwiek zmiany asymetrycznych i patologicznych relacji polsko-żydowskich, ale swoją polityką zachęca Żydów do poniżania Polski. Niedawno, na żądanie Tel Awiwu, przyjęliśmy ambasadora Izraela w osobie urodzonego w Moskwie „litwaka”, który po zakończeniu ewakuacji ukraińskich Żydów (nie do Izraela, ale do… Polski) wkrótce wystąpi z kolejnym postulatem – udział polskiego żołnierza w wojnie perskiej i bezpłatne udostępnienie Izraelowi na ten cel wszystkich zasobów naszego państwa. Szantażując przy tym (wraz z ambasadorem USA i Muzeum Polin): „Bo jak nie to przegracie wybory”.

Przed wojną spekulowano, jak współżyliby Żydzi z innym narodem, gdyby mieli własne państwo. Dzisiaj nie musimy spekulować. W Izraelu już trzecie pokolenie Palestyńczyków doświadcza koszmaru tego współżycia, i skóra cierpnie na myśl, co będzie z nami, gdy zrealizują pomysł z Judeopolonią. Przykład z ostatnich dni – osadnicy izraelscy dokonali pogromu palestyńskiego miasteczka Huwara, paląc dwieście domów. Pamiętajmy też, że podczas batalii medialnej z Izraelem, w kontekście nowelizacji ustawy o IPN, Izraelczycy zrobili z nami to samo, tylko bez rakiet.

A na sam koniec – nie cieszmy się z perspektywy, że Arabowie i Persowie zepchną ten faszystowski ludek do morza, bo wszystko skończy się jak zawsze: Dudzie strzeli do łba pomysł przyjęcia w Polsce żydowskich uchodźców, głównie sowieckich Żydów. Weźmiemy na utrzymanie (oprócz kilku milionów Ukraińców) kolejny naród. Zostaniemy sługami kolejnego narodu i „mocarstwem humanitarnym” nie tylko w Europie, ale i na Bliskim Wschodzie. A przy okazji kolejnych kilka milionów uchodźców z Polski ucieknie do Londynu.

Krzysztof Baliński

/bibula.com/ tytuł oryginalny: Wódz Ku-Klux-Klanu Prokuratorem Generalnym Izraela

tytuł na stronie: redakcja/ekspedyt.org/

MOWA NIENAWIŚCI. […rządzących w Polsce wobec Polski]

MOWA NIENAWIŚCI. […Rządzących w Polsce wobec Polski. md]

Krzysztof Baliński 10 grudzień 2022

Ostatnie dni obfitują w deklaracje rządzących na temat tego, co jeszcze zrobią dla Ukrainy. Właściwie nie ma dnia bez zapowiedzi olbrzymich wydatków. 3 maja, na Placu Zamkowym w Warszawie, przyznając, że polityka sankcji wobec Rosji prowadzi do problemów gospodarczych, inflacji i że życie staje się droższe i trudniejsze, Andrzej Duda oświadczył: „Musimy to przetrwać, dzięki temu zbuduje się braterstwo między naszymi narodami i więzi sąsiedzkie”. Wcześniej zdradził, że „czeka na telefon prezydenta Zełenskiego i wykonuje jego życzenia”. Potwierdziła to szefowa jego kancelarii Grażyna Bandych: „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi”. W tyle (za Bandych) nie odstawał Jarosław Kaczyński. Odnosząc się do braku pomocy UE na utrzymanie „uchodźców”, rzekł: Nas stać, bo jesteśmy trzy razy bogatsi od Ukrainy i nie będziemy chodzić po prośbie”.

„Skoro UE nie chce pożyczyć nam pieniędzy z KPO, to o wielki kredyt powinniśmy zwrócić się do Stanów Zjednoczonych i Kanady” – z takim pomysłem, na łamach portalu „wPolityce”, wystąpił Dariusz Matuszak. I wszystko pięknie, gdyby nie słowa: „Byłyby to pieniądze na pomoc dla Ukrainy”. Nienawistne wobec Polaków było też poprzednie zdanie, gdy oskarża Brukselę, ale nie dlatego, że krzywdzi Polskę, ale że krzywdzi… Ukrainę. Na pytanie, gdzie pieniądze znaleźć, podpowiada: „Powinniśmy powiedzieć Amerykanom: pożyczcie nam pieniądze na pomoc dla Ukrainy. To koszty wojny u naszych braci sprawiły, że potrzebujemy pieniędzy. Niech pożyczenie Polsce pieniędzy na pomoc Ukrainie, na pokonanie Rosji, będzie moralnym wyzwaniem dla Białego Domu, Kongresu i samych Amerykanów. Każdego centa z tej pożyczki przeznaczymy na pomoc Ukrainie”. Co do Kanady radzi: „Chodzi o to, by pożyczenie nam pieniędzy na pomoc Ukrainie,  stało się dla Kanady moralnym wyzwaniem. W Kanadzie mieszka 1,5 miliona Ukraińców. Dodajmy do tego 1,5 miliona kanadyjskiej Polonii. W USA jest ponad 900 tysięcy Ukraińców i między 6, a 10 milionów osób polskiego pochodzenia. Ukraiński rząd pomoże nam zmobilizować swych rodaków w Kandzie i USA. My powinniśmy zwrócić się do Polonii. Trzeba sprawić, by Stany Zjednoczone i Kanada musiały ze sobą konkurować w tym szczytnym dziele”. „My nie przestaniemy pomagać naszym braciom Ukraińcom. Wydamy na to każde pieniądze, bo nie chodzi tylko o moralne zobowiązanie wobec nich, ale też o polską rację stanu”- wzmocnił argument.

Gdy swe wyznanie wiary zakończył: „Za naszą granicą toczy się ludobójcza wojna, wobec narodu, który mimo wielu przeszłych tragedii, jest nam szczególnie kulturowo i historycznie bliski”, posypały się wulgaryzmy i inwektywy: „Bliskich nam ludzi”. Chyba tobie żłobie. Ci ‘bliscy ludzie’ czczą zwyrodnialca, którego cieszyło wyłupywanie oczu polskim dzieciom, wykrajanie na żywca płodów polskim ciężarnym kobietom, niemowlęta nabijane na sztachety, dziewczyny gwałcone na śmierć, chłopaki cięci piłami, obdzierani ze skóry i rozrywani końmi, starcy paleni żywcem. I nie pisz nic gnoju o Katyniu, bo Rosjanie przeprosili odtajnili dokumenty, sfinansowali budowę cmentarza, a w 2010 Putin złożył wieniec. A Ukraińcy nie pozwalają nam nawet na ekshumacje pomordowanych z dołów śmierci. No i przypomnę ci cymbale jeszcze, że w Katyniu strzelało w głowę Polakom ukraińscy i żydowscy kaci. Kim jest Dariusz Matuszak? To były szef gabinetu Mateusza Morawieckiego.

Idioci czy V kolumna? Głupota czy wyrachowanie i antypolska prowokacja? Może i to i to, ale na pewno dowód na to, z jaką swołoczą mamy do czynienia, i jak nas ta swołocz nienawidzi. Co, oprócz miłości do banderowców, ich łączy? Mowa nienawiści do Polaków. Co prawda w żadnym z obowiązujących w Polsce przepisów nie ma definicji mowy nienawiści, ale mowa jest  o penalizacji znieważenia narodu.

„Polska opowiada się za ekspresową ścieżką członkostwa Ukrainy w UE. Status kandydata powinien być udzielony natychmiast, a rozmowy o członkostwie rozpoczęte niezwłocznie. Ukraina ma mieć też dostęp do środków z UE na odbudowę. To się Ukrainie należy” – powiedział prezydent RP. Wcześniej, szef kancelarii premiera postulował: „Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. A chodziło o 76 miliardów euro. „Na pewno nie będziemy blokować decyzji wspierających walkę z rosyjską agresją.

Na pewno nie zgodzimy się na decyzje sprzeczne z polską racją stanu” – to z kolei mowa nienawiści wygłoszona przez Szymona Szynkowskiego vel Sęka, ministra ds. UE, odnosząca się do wpisu Sebastiana Kalety z Solidarnej Polski, który podpowiadał, że Polska ma w ręku dwa weta: w sprawie podatku korporacyjnego (korzystnego dla Francji i Niemiec) i nowelizacji budżetu UE zakładającej zwiększenie polskiej składki o 1,5 mld euro na spłatę Funduszu Odbudowy (którego nie otrzymaliśmy). Sęk odniósł się także do wpisu poseł Marii Kurowskiej, rekomendującej premierowi, aby użył weta: „Musimy bronić interesu własnego kraju, jak zrobiły to Węgry”. „Nie jest to prawda Pani Poseł. Decyzja nie dotyczy podwyższenia składki na KPO, ale pomocy makro finansowej dla Ukrainy – ripostował minister Sęk. Sęk w tym, że KPO nie miał pomagać Ukraińcom, ale polskim przedsiębiorcom. Co do Orbàna, to przypomnijmy, że sprzeciwiając się zaciągnięciu przez UE wspólnej pożyczki na pomoc Ukrainie ogłosił, że „interesuje go wyłącznie interes i bezpieczeństwo Węgier” i że ,, nie popiera przekształcenie UE w unię kredytową”.

Apogeum mowy nienawiści były niewątpliwie słowa rzecznika MSZ: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”. Ale co tam ryży rzecznik! Jego przełożony Paweł Jabłoński wygłosił inne nienawistne słowa: „Nikt dziś na Ukrainie nie ma wątpliwości, że Polska udzieli Ukrainie wszelkiej pomocy, jaka będzie niezbędna”. Obaj nie zapytali Polaków o zdanie i nie po raz pierwszy ujawnili, że inne państwa i msz-ety reprezentują. Sekundowali im pomniejsi twórcy mowy nienawiści wobec Polaków. „Mamy na utrzymaniu drugi naród” – na antenie polskieradio24 dwa razy, z dumą powiedział poseł PiS. „Wszystko, co mamy Ukrainie oddamy” – na antenie TVP Gdański rzucił hasło poseł PO.

26 listopada Mateusz Jakub Morawiecki wziął w Kijowie udział w konferencji „Zboże z Ukrainy”, i „na dzień dobry” zadeklarował, że Polska przeznaczy 20 milionów dolarów na wsparcie eksportu ukraińskiego zboża. W tymże Kijowie minister Anna Moskwa ogłosiła: „Z polskich rezerw, w ramach pomocy przekażemy dla armii ukraińskiej 25 tysięcy ton benzyny o wartości 200 mln zł (oprócz przekazanych wcześniej 760 cysternami i 12 składami pociągów 50 tysięcy ton oleju napędowego. Pochwaliła się przy tym, że prowadzone są prace mające na celu zwiększenie przepustowości polsko-ukraińskiej granicy, bo „tak dobrej współpracy pomiędzy polskimi i ukraińskimi spółkami paliwowymi jeszcze nie było”. Dorzuciła też nienawistną deklarację: „Polska jest gotowa zapewnić Ukrainie ciągłość dostaw energetycznych. Derusyfikacja dostaw jest naszym stałym wyzwaniem”. Sekundował jej Arkadiusz Mularczyk, dla którego „nie ważne, ile zapłacimy za gaz, byleby nie był to rosyjski gaz”. I rzeczywiście, Norwegom płacimy tysiąc dolarów za tysiąc metrów sześciennych (Rosjanom przed wojną 185 dolarów), skroplony gaz kupujemy za Oceanem po cenie czterokrotnie wyższej niż konsument amerykański, a na same dopłaty do zamrożenia cen gazu rząd przeznaczył w budżecie 30 miliardów złotych.

Polska wysyła na Ukrainę darmowe paliwo, udziela miliardowych bezzwrotnych kredytów, skupuje za miliardy bezwartościową hrywnę, a od stycznia do września zamknęło się w Polsce 140 tysięcy firm, a 250 tysięcy zawiesiło działalność. Bojkot surowców z Rosji to nie tylko cios w polską gospodarkę, to także zablokowanie pomostu handlowego Wchód-Zachód i utrata profitów wynikających z tranzytowego położenia Polski. Gdy własnymi rękami (i rękami Ukraińców, którzy w maju zablokowali wjazd osiemdziesięciu polskich składów kolejowych z towarami z Chin) przerwaliśmy Jedwabny Szlak, na Wołyniu powstał „Szlak chwały bojowej UPA”, w miejscach gdzie doszło do masowych zbrodni na Polakach. W tym samym czasie pod ścianą stanęły tysiące polskich firm, które prowadziły interesy na Białorusi, Ukrainie i w Rosji. Straciły nie tylko kontrakty, lecz także aktywa, towary, nieruchomości, samochody. Ile takich firm jest? Nikt w rządzie nie wie, bo tym akurat się nie interesuje.

Feniks ST to ukraińska firma przeniesiona z Charkowa do Radomia – informuje serwis Echo Dnia. Firma, która zajmuje się produkcją gadżetów, drobnego sprzętu z metalu i akcesoriów kosmetycznych niedługo zacznie instalować się w nowej hali. W przeniesieniu firmy pomagali przedstawiciele władz Radomia. Feniks ST zatrudniał w Charkowie 1600 osób. W Radomiu zatrudnia 250 przede wszystkim Ukraińców, ale będzie ich więcej. Sprowadzane maszyny z Ukrainy ustawiano pod dachem remontowanej właśnie na koszt Agencji Rozwoju Przemysłu hali po byłych Zakładach Maszyn do Szycia ‘Łucznik’. Ukraińcy zajmą łącznie 7,5 tysiąca metrów kwadratowych hal produkcyjnych oraz 1,5 tysiąca metra kwadratowego powierzchni biurowych w wyremontowanym budynku biurowym, a także w nowym, dopiero zbudowanym biurowcu. Koszt modernizacji i przebudowy budynków wchodzących w skład dawnej fabryki maszyn do szycia wyniósł ponad 25 milionów złotych.

Rozpoczęła się wielka rozgrywka o podziałów łupów z funduszów odbudowy Ukrainy. Z wielu stron słychać rojenia na temat intratnego udziału Polski, który miałby dla naszej gospodarki ożywczy, wręcz zbawienny wpływ. Tymczasem kilka dni temu podpisano w Kijowie Memorandum of Understanding pomiędzy Ministerstwem Finansów Ukrainy a należącą do Rockefellerów spółką inwestycyjną Blackrock (ws. doradztwa w przyciąganiu kapitału dla odbudowy i wsparcia ukraińskiej gospodarki), co oznacza de facto wyprzedaż Ukrainy, jak i oznacza to, że nowi właściciele Ukrainy nie tylko nie odwzajemnią się preferencjami dla polskiego biznesu, ale zażądają, aby Polska dołoży swoje pieniądze do tego geszeftu.

Podczas ostatniego Kongresu Samorządów prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz wygłosił mowę: „To moment na utworzenie Unii Polsko-Ukraińskiej (które wzmocnił słowami: „trudna historia obu narodów straciła znaczenie w obliczu konieczności zjednoczenia”). Była to nie tylko mową nienawiści szefa chłopskiej partii wobec polskiego rolnika, ale i antypolska prowokacja. Do nienawistnego, antychłopskiego pomysłu dołączył Marek Sawicki, postulując, aby państwo wyremontowało 200 tysięcy pustych chłopskich chałup i przekazało je uchodźcom. A czy mową nienawiści nie jest nawoływanie do członkostwa Ukrainy w UE, która zniszczy nasze rolnictwo i będzie śmiertelnym konkurentem naszych rolników? Przypomnijmy też, że nie kto inny, jak Kosiniak-Kamysz domagał się pełnego lockdownu gospodarki. No i przypomnijmy, że Morawiecki, w ramach wspierania polskich sadowników, obniżył VAT na cytrusy z Izraela, a podwyższył na produkty z polskich owoców, i że polski bloger ocenił to słowami: Tak wsłuCHUJe się w głosy polskich rolników.

Polska to lider w UE jeśli chodzi o koszt obsługi długu publicznego.KE szacuje, że koszty jego obsługi wyniosą nie 66 mld zł, jak twierdzi polski rząd, a ponad 105 mld, bo dodatkowe miliardy to obsługa długu pozabudżetowego, co oznacza, że będą 3,5-krotnie wyższe niż w 2020 roku, i że więcej pieniędzy włożymy do portfeli międzynarodowych lichwiarzy, niż na utrzymanie armii. Tegoroczne potrzeby pożyczkowe rząd prognozował na 222 miliardów. Dzisiaj już wiadomo, że przez 100 miliardów wydatków związanych z uchodźcami prawdopodobnie sięgną 400 miliardów. Do tego dochodzi 422 mld zadłużenia pozabudżetowego, bo rząd Morawieckiego prowadzi „podwójną księgowość” – jedną na użytek UE, drugą na użytek wewnętrzny i poza kontrolą Sejmu jest dziś de facto drugi budżet Polski, wykorzystywany głównie na pomoc Ukrainie. Zamiast ciąć wydatki, rząd je zwiększa, głównie na Ukrainę i na ukraińskich uchodźców, co oznacza, że Polska stoi już przed realną perspektywą bankructwa państwa. Dochodzi do tego drenująca portfele Polaków inflacja, która w latach 2022-2024 skumulowana wyniesie 40 procent. Jakby tego było mało, rządowy GUS i rządowi politycy podbijają sztucznie koniunkturę, wmawiając, że dzięki napływowi uchodźców „konsumpcja się nie załamała”. Innymi słowy – czym więcej Ukraińcy konsumują na nasz koszt, tym lepsza koniunktura gospodarcza Polski i gdyby pojawiło się ich w Polsce jeszcze z 10 milionów, to będziemy mieli prawdziwy boom gospodarczy.

Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii opublikował ranking krajów wspierających Ukrainę. Wynika z niego, że Polska jest na drugim miejscu, zaraz po USA, a w relacji do PKB na pierwszym. Przy czym 1/10 to pomoc humanitarna, a reszta finansowa. I tak: w lutym rząd przyznał Ukrainie 1 mld euro kredytu (czyli darowizny); w marcu NBP udzielił pomocy bankom ukraińskim w wysokości 4,5 miliarda zł, wykupując bezwartościowe hrywny; we wrześniu zaciągnął w EBR 700 milionów euro kredytu na sfinansowanie pomocy dla uchodźców.

Rząd Polski, jak wiadomo kraju miodem i mlekiem płynącego, prowadzi rabunkową gospodarkę finansową, przeznacza 22 procent budżetu na pomoc dla Ukrainy, dzieli się z nią PKB, zbroi jej armię i na uchodźców przeznacza więcej niż na cały budżet obronny (a polskiemu ministrowi obrony myli się kraj, za którego bezpieczeństwo odpowiada). Polska to kraj na progu bankructwa, z 2 bilionami długów, z 2 milionami obywateli żyje w skrajnym ubóstwie, z 2 milionami młodych wygnanych za chlebem, z opieką zdrowotną w rozpaczliwym stanie. To równocześnie państwo przypisujące sobie rolę herolda pomocy dla innego państwa, oddające do jego dyspozycji wszystkie zasoby gospodarcze, wprowadzające do systemu edukacji i zdrowia 3 miliony obcoplemieńców, którzy odbierają Polakom mieszkania, pracę, szkolne ławki, łóżka szpitalne. To państwo, które przez 7 lat nie zrobiło dla Polaków tyle co przez kilka tygodni dla Ukraińców.

I jak nazwać taki rząd? Okupacyjny? Łupieżczy? Jak te hordy tatarsko-mongolskie, które wdarły się na teren I RP z Dzikich Pól pustosząc kraj?

Jeśli ktoś sądzi, że polityka polska oderwana jest od wszelkiej logiki, nie myli się. Mylą się jednak ci, którzy sądzą, że już osiągnęliśmy dno. Ostatnie miesiące przynoszą decyzji wręcz absurdalnie sprzecznych z fundamentalnymi interesami Polski. I nie przychodzi przy tym otrzeźwienie, że wychodzimy na świrów, że wybiegamy przed szereg, że Polska jest jedynym krajem, który wprowadza pełne sankcje. Zadajmy sobie zatem fundamentalne pytanie: W imię czego państwo realizuje politykę zagraniczną? Wbrew bajdurzeniom rządowych propagandystów naszemu bezpieczeństwu nikt nie zagraża, i kanonem polskiego interesu narodowego oraz podstawowym celem polityki zagranicznej nie powinno być bezpieczeństwo militarne, lecz ekonomiczne, a każde posunięcie na niwie dyplomacji oceniane pod kątem, czy przyczynia się do rozwoju gospodarczego, czy tworzy nowe miejsca pracy, czy pomaga w ekspansji na rynkach zagranicznych, czy stwarza możliwości importu tanich surowców.

Politykom państwa, które na tej wojnie traci najwięcej, nie szczędzi komplementów ambasador państwa, które na tej wojnie robi największy interes. Wg Marka Brzezińskiego „Polska jest uważana za humanitarne supermocarstwo, jestem dumny, że jestem ambasadorem USA w mocarstwie humanitarnym”. Dużo stracili także ci, którzy nie widzieli zadowolonej gęby Morawieckiego, gdy premier Finlandii powiedziała: Polska robi więcej, niż powinna, by wesprzeć Ukrainę, w tym pomagając uchodźcom i pomagając innym we wsparciu. Tymczasem wszystkie państwa kierują się w stosunkach międzynarodowych własnym interesem, definiują go i bronią. Wszyscy dbają o własny los, a my przejmujemy się obcym narodem. Wszyscy mają własna narrację. Tylko nie my. My za motto polityki zagranicznej obraliśmy sobie „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”. Polska, poza poklepywaniem po plecach i tytułem „mocarstwa humanitarnego”, nie dostała nic. O pomocy gospodarczej – żadnych konkretów. Z problemem uchodźców – radźcie sobie sami. Gwarancje bezpieczeństwa – werbalne. Dozbrojenie armii – owszem, ale pod warunkiem, że za amerykańską broń zapłacimy, i to po cenach dwukrotnie wyższych niż przed wojną.

Wszystko zaczęło się wraz z rekonstrukcją rządu. Przypomnijmy, że Kaczyński, którego nowy premier był osobistym „wynalazkiem”, tłumaczył: „Nasza droga naprawy RP, dobrej zmiany, czasem ze względu na okoliczności jest kręta”. No i od krętacza dostaliśmy krętacza, czyli żydowski czulent zamiast polskiego schabowego. Jeśli to kogoś nie przekonuje, to niech sobie przypomni, który członek rządu wypowiedział nienawistne słowa,że Polacy będą zapierdalać za miskę ryżu? A który, że Ukraińcy będą przyszłą elitą Polski? No i jak z dziurawego wora, posypały się sukcesy: podczas szczytu UE w grudniu 2020 zrezygnował z weta w sprawie „mechanizmu praworządności”, wyraził zgodę na Zielony Ład, podpisał rujnujące dla polskiej gospodarki „cele klimatyczne”, zgodził się na „pieniądze za praworządność” i z Brukseli wrócił niczym nieszczęsny Chamberlain z Monachium, wymachując świstkiem papieru z okrzykiem: „Przywiozłem wam pokój i 750 miliardów”. Nałożyły się na to sukcesy w kraju: Polski Ład, kowidowe szaleństwo, druk 300 mld na różne „tarcze” i 200 tysięcy nadmiarowych zgonów.

Kto zrobił Morawieckiego premierem? Kto naprawdę rządzi Polską? Dyletant czy gra po drugiej stronie? A może głupi i naiwny? A może tchórz? A może arogant nienawidzący Polaków? W co z nami gra? Czy jest w tym jakieś drugie dno? Dlaczego agendę podyktowała mu „Wyborcza”, kamuflując to wyciem o Polsce kupującej „krwawy węgiel” z Rosji i wrzaskiem o wyprowadzaniu Polski z Europy? O czym świadczy schemat postępowania: po etapie prężenia muskułów kapitulacja na całej linii; po długiej pyskówce i krótkim starciu cicha rejterada? Pojawia się też pytanie: Dlaczego ta władza wpycha nas w wojnę? Czy nie dlatego, że tylko wojna może ukryć gospodarczą katastrofę oraz uchronić Morawieckiego i jego wspólników w tym łajdackim procederze przed Trybunałem Stanu? I wreszcie pytanie: Czy Morawiecki i stojący za nim mali, zastraszeni, przegrani, oszukani, podatni na szantaż ludzie do czegoś się jeszcze nadają? Kto tumani, podbechtuje Polaków, że jesteśmy mocarstwem humanitarnym?

Co robić, gdy polska klasa polityczna jest wyjątkowo jednomyślna w proukraińskim amoku, a drobne różnice wynikają jedynie z licytowania się, kto da Ukraińcom więcej? Pozbycie się zdrajców nie wchodzi w rachubę. Nie ma też koniunktury na odbudowanie elity zdolnej do prowadzenia suwerennej polityki. Pozostaje sporządzanie listy hańby z nazwiskami tych, którzy przyczyniają się do ruiny Polski i przywrócenie do obiegu słowa „zdrada”. No i pozostaje jeszcze jedno – Cud nad Wisłą.

Krzysztof Baliński

==========================

mail:

Moje wytłumaczenie jest proste: taka jest natura KUNDLI wykonujących Reset w Polsce (Reset na Polsce).

Wiedzą, że kary nie będzie (zapomnieli, że przed Bogiem odpowiedzą za wszystko).

Próbujemy wprowadzać program “MOCAMI CHRYSTUSA ODNOWIĆ POLSKĘ”. 
Idzie jak po grudzie.
Króluj nam Chryste, w Polsce i wszędzie!

JK

TO JEST POLIN, czyli murzyn zrobił swoje i murzyn może odejść.

Skąd tyle pogardy wobec pro-żydowskiego fanatyka? Dlaczego obili go medialnym kijem?

„Przedstawiciel nacjonalistycznego i autorytarnego reżimu” – tak w tekście „Na forum w Malmoe nie ma miejsca dla polskiego ministra kultury”, największy szwedzki dziennik „Dagens Nyheter”, opisał Piotra Glińskiego. Chodziło o udział ministra w Międzynarodowym Forum Pamięci o Holokauście. „To ironiczne i smutne, że przedstawiciel reżimu, który tak metodycznie poświęca się wypaczaniu obrazu Holokaustu, uczestniczy w konferencji poświęconej zwalczaniu antysemityzmu” – wyżywała się gazeta. Przypomnijmy – na Forum, zapewniając o „zrealizowaniu przez Polskę wielu zobowiązań”, Gliński wymienił: Muzeum Getta, nowe muzea w Sobiborze, Treblince, Gross-Rosen i Płaszowie, 100 mln dolarów na dotacje dla żydowskich instytucji kultury, 25 milionów dolarów na cmentarz żydowski i 41 milionów dolarów na produkcje filmowe. Wspomniał też, że polska policja realizuje „Program zwalczania przestępstw z nienawiści” dla funkcjonariuszy organów ochrony porządku publicznego, i że dotychczas szkolenia te ukończyło ponad 100 tysięcy policjantów. Jan Grabowski, autor artykułu, to uczony zatrudniony w Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN, pod szyldem której, z półmilionowego grantu przyznanego przez rząd, w którym Gliński pełni funkcję wicepremiera, wydał książkę „Dalej jest noc”. W książce zawarł skrajnie antypolskie aberracje: o 200 tysiącach Żydów zabitych przez Polaków, o tym, że pomoc, której udzieliła Żydom chociażby rodzina Ulmów w zdecydowanej większości nie była podyktowana altruizmem, ale chciwością oraz o tym, że z przechowywania Żydów Polacy uczynili sobie źródło utrzymania. W związku z tekstem w „Dagens Nyheter”, u tamtejszego rzecznika ds. mediów interwencję podjęła ambasador RP w Sztokholmie.

Problem w tym, że jest nim Kacper Opitz, były redaktor gazety, której redaktorem naczelnym jest od 2013 Peter Wolodarski, syn marcowego emigranta Aleksandra Wołodarskiego. Problem także w tym, że ambasadorem „wszystkich Polaków” w Sztokholmie jest Joanna Hofman i że na łamach „szwedzkiej” gazety inny marcowy emigrant Aleksander Perski, kilka dni po tym, gdy został odznaczonego przez Bronisława Komorowskiego Orderem Polonia Restituta za dokonania Marca ’68, obwieścił: „Żydzi z Polski wyjechali, antysemici pozostali”. No i mieliśmy przećwiczony schemat działania: Filosemicki pachołek przymila się Żydom. Żyd prasowy oskarża go o antysemityzm. Żyd dyplomatyczny wysyła protest, którego nie zamieszcza żydowska gazeta (a jeśli zamieszcza, to petitem na dwudziestej stronie wśród ogłoszeń o koszernych jatkach).

Dla przypodobania się Żydom, deklarują całkowitą eliminację antysemityzmu Polaków, ale Żydów to nie cieszy. Dlaczego? Bo antysemityzm jest im potrzebny, bo widzą w nim interes. To nie przypadek, że różnymi metodami, ustawicznie i świadomie budzą niechęć do siebie, i że największym rozsadnikiem antysemityzmu w Polsce jest Wyborcza”. To nie przypadek, że dochodzi do licznych prowokacji, tak prymitywnych, że oczywistym jest, iż chodzi o świadome budzenie niechęci do Żydów, wywołanie antysemickich nastrojów i… oskarżanie Polaków o antysemityzm. I tak machina napędza się sama, interes się kręci, prześladowani przez antysemitów z Polski nie uciekają, bo nikt na świecie nierobom nie zapewnia tak obficie zapełnionego koryta, jak Gliński.

Co do Marca ’68, to przypomnijmy, że na obchody jego rocznic, na koncerty, wystawy, spektakle teatralne, konferencje naukowe, festiwale filmów o tematyce żydowskiej Gliński wydaje każdego roku miliony. Rocznice marca ’68 to dla żydowskich mediów okazja do wypominania Polakom nikczemnych czynów, „kluczowego dowodu na odwieczny, zoologiczny, polski antysemityzm”. Pewni siebie, przekonani, że w „tym kraju” już wszystko należy do nich, każą obdzielać się polskimi orderami. Ale na tym nie poprzestają – jedne z nich, na łamach „Jerusalem Post”, napisał: „Warszawa musi uchwalić odpowiednie ustawy przewidujące pełne odszkodowanie i zwrot skradzionego mienia”. No, bo marcowi weterani twierdzą, że z Polski nie tylko ich „wypędzono”, ale „pozbawiono majątków” (chociaż prawdą jest, że wypędzono, ale… z partii i bezpieki). Ale to nie wszystko. W Malmoe sekretarz stanu USA Antony Blinken, przyłączył się do Grabowskiego: „Zagrożenia związane z Holokaustem nie są jedynie problemem przeszłości. Antysemityzm nasila się w wielu częściach świata. W zeszłym tygodniu wandale zdewastowali część obozu koncentracyjnego Auschwitz w Polsce”.

Skąd tyle pogardy wobec prożydowskiego fanatyka? Dlaczego obili go medialnym kijem? Dlaczego, czym więcej buduje żydowskich muzeów, tym bardziej jest poniewierany i pomiatany? Nie łudźmy się, rejwach wszczęli, dlatego że chodzi o kolejne miliony, na kolejny cmentarz i na kolejne muzeum. Oczywista jest bowiem prawda, że z biznesu polowanie na antysemitów zrobili sobie stałe zajęcie, z którego czerpią ogromne zyski. Intratny biznes zrobili sobie także z opowiadania po świecie o polskich antysemitach i z obnoszenia się z miną ofiary antysemitów. Stąd modus operandi kiedy Gliński płaci, oskarżenia nabierają jeszcze większego rozmachu, a antysemicka gęba jest mu doklejana bez względu na to, ile płaci. A gdy przestanie być ministrem, powiedzą mu: Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść.

Inny dziwny i szokujący przypadek.

W marcu 2016 prezydent RP otrzymał petycję obywatelską żądającą odebrania Janowi Tomaszowi Grossowi Orderu Zasługi RP, którym uhonorowany został przez Aleksandra Kwaśniewskiego na wniosek Bronisława Geremka. Medalu Duda nie odebrał. Potępił za to tych, którzy tego żądali. Gross natomiast odwdzięczył się na łamach „Die Welt”: „W czasie wojny z  rąk Polaków zginęło więcej Żydów niż Niemców”, a rabin Friedmana wrzeszczał przed nowojorskim konsulatem: „Polski antysemityzm jest tak żyzny jak ziemia w Kansas, na której uprawia się pszenicę, i tylko dlatego obozy zagłady, w których zabijano Żydów, powstały w Polsce”.

W dniach 21-22 lutego 2019 w Sali Collège de France odbyła się sfinansowana przez PAN, czyli przez instytucję w całości utrzymywaną z budżetu, międzynarodowe sympozjum naukowe „Nowa polska szkoła historii Holokaustu”. Udział w nim wziął „profesor” Gross (no i „profesorowie” Grabowski i Leociak) i ukąsił rękę, która go karmi: „PiS jest spadkobiercą Narodowej Demokracji. Ideologia PiS znajduje się pomiędzy tradycyjnym nacjonalizmem Dmowskiego i ONR” (a Leociak ogłosił: Polacy chcą wykopać szczątki Żydów z grobów i włożyć tam kamienie”). Ale mało tego – francuska uczelnia, która gościła konferencję, złożyła doniesienie do prokuratury, bo ze strony osób przysłuchujących się prelegentom „padły wypowiedzi o treściach antysemickich”. Francuska minister szkolnictwa uznała natomiast, że „konferencja została zakłócona w zorganizowany sposób i że ta seria zakłóceń była wspierana przez państwo polskie”. Przypomnijmy też, że podczas rejterady rządu przy nowelizacji ustawy o IPN, profesor Jacek Czaputowicz stwierdził: „Profesor Gross jest naukowcem i ustawa go nie dotyczy. Jest swoboda prowadzenia badań naukowych i profesor Gross ma prawo do swoich poglądów”.

Lubią mówić o antysemityzmie Polaków. Ale szczególnie lubią, gdy robi to polski profesor, odznaczony orderem przez polskiego prezydenta, podczas sponsorowanych przez Polskę międzynarodowych konferencji. Tymczasem wystarczyłoby odebrać Grossowi order. Wystarczyłoby wznowić ekshumację w Jedwabnem, bo oparta na tym kłamstwie machinacja ległaby w gruzach. Wystarczyłoby przypomnieć światu, kto witał wkraczających do Jedwabnego bolszewików. Sami wtedy zreflektowaliby się, że lepiej nie kłamać, bo straty mogą mieć większe niż zyski.

Duda boi się, by nie doklejono mu antysemickiej gęby. Tyle tylko, że gęba taka jest mu doklejana bez względu na to, co robi lub czego nie robi. Żydzi nie potrzebują, bowiem prezydenta, który podczas ceremonii zapalania chanukowych świec otacza się ministrami żydowskiego pochodzenia i zapowiada, że antysemitów dusić będzie własnymi rękami. Potrzebują osobnika, który zadośćuczyni ich roszczeniom. Tragizm takich postaw doświadczył Lech Kaczyński, który wobec diaspory żydowskiej poszedł na wszelkie ustępstwa, a ta go porzuciła. Dowód – w zamieszczonej na stronie Muzeum Polin informacji nie ma słowa o tym, że to on je powołał. Jest za to mowa o tym, że patronat nad tworzeniem muzeum objął Aleksander Kwaśniewski. I jeszcze jedno – na pogrzebie Lecha nie było nikogo z Izraela, a na pogrzebie Szymona Peresa byli wszyscy (w tym Duda).

Mijają lata. Gross nadal pręży pierś z orderem i nadal „odwdzięcza się”. „Polacy wybrali PiS nie dlatego, że dostali 500+ czy dodatkową emeryturę, ale dlatego, że w większości są endekami. Kamieniem węgielnym takiego światopoglądu jest antysemityzm. To, że w Polsce nie ma Żydów, nie ma nic do rzeczy. Wystarczy systematycznie stosować zasadę Dmowskiego, że ‘wszystko w kraju jest żydowskie, za wyjątkiem Narodowej Demokracji’ i znaleźć nośne słowo, które to ‘wszystko’ (co PiS-em nie jest) odpowiednio nazwać: gorszy sort, łże-elity, postkomuna, resortowe dzieci, element animalny, zdradzieckie mordy czy pieniądze Sorosa” – poczęstował Dudę porcją antypolskiego jadu. I szybko dorzucił: „Kolejna fiksacja propagandowa PiS – o zagrożeniach polskiej rodziny i cnoty narodowej przez LGBT ­- też jest zakorzeniona w antysemickim kanonie wyobrażenia o Żydach jako rozsadnikach demoralizacji i właścicieli burdeli prostytuujących chrześcijańskie kobiety”. Dużo w tym kontekście dają do myślenia wywody dr. hab. Piotra Foreckiego, który w rozmowie z Onetem postawił naukową tezę: „Polscy nacjonaliści cieszą się sympatią, uznaniem i wsparciem ze strony władz państwowych. Antysemityzm został objęty państwowym mecenatem. W wielu punktach treści głoszone przez te wszystkie organizacje nacjonalistyczne są podzielane przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Sekundował mu Przemysław Witkowski (reklamujący się, jako „badacz ekstremizmów politycznych”) na portalu „Krytyka Polityczna”: „Marsz Niepodległości był spokojny. I właśnie to powinno nas martwić”. Dlaczego? Ano dlatego, że świadczy o „wrogim przejęciu PiS-u przez narodowców, skutkującym syntezą ‘neosanacji’ z ‘neoendecją’ i kolonizowaniu obozu władzy przez narodowców”.

Wydawało się, że nic bardziej absurdalnego nie da się powiedzieć. Ale to nie głupota, nie błąd systemu, to umyślne działania. Chodzi o wmówienie naczelnikowi PiS, że dla wygrania wyborów musi jeszcze więcej zrobić dla Żydów. Bo jeśli nie, to postaramy się, żeby wybory przegrał. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się, aby Kaczyński w czymś podpadł Żydom. Jego filosemityzm jest bez zarzutu. Problem w tym, że jego elektorat i zaplecze partyjne nie godzą się na sprzedaż lasów państwowych, podczas gdy opozycyjnym macherom wystarczy obiecać przywrócenie do władz, a ci w podskokach wypłacą 65 miliardów. I jeszcze jedno – Żydzi wielokrotnie pokazali, że filosemitami gardzą, szczególnie tymi, którzy próbują wkupić się w ich łaski umizgami, potulnością i tchórzliwym merdaniem ogonkiem.

„Należy do ścisłego grona naszych najlepszych dyplomatów na świecie. Dokonał odkrycia ważnej karty historii polskiej służby dyplomatycznej, odkrywając istnienie i znaczenie tzw. grupy Ładosia, czyli grupy dyplomatów działających na terenie Szwajcarii, ze wsparciem tymczasowego rządu na uchodźstwie w  Londynie, którzy uratowali, co najmniej 800 Żydów przed zagładą dzięki wydawaniu fałszywych paszportów” – słyszeliśmy w Sejmie. Od siebie dodajmy, że to strona polska, a nie izraelska zakupiła za 400 tysięcy dolarów należącą do jednego z ocalałych kolekcję archiwalną dokumentującą akcję. Po zakończeniu misji w Szwajcarii, „najlepszy dyplomata na świecie” Jakub Kumoch, bo to o nim mowa, wziął udział w Polsko-Izraelskiej Konferencji Spraw Zagranicznych, na której prof. Jehuda Bauer z Jad Waszem odwdzięczył się Kumochowi: „Polskie upamiętnienie Holokaustu nie usuwa faktu, że Polacy mordowali Żydów”, a „neobolszewicki rząd w Polsce prześladuje swoich przyjaciół takich jak prof. Grabowski”. Wkrótce potem Jad Waszem, na zlecenie izraelskiego ministerstwa spraw zagranicznych, zaprezentował w siedzibie stanowego parlamentu w Brisbane wystawę „Beyond Duty”, honorującą dyplomatów ratujących Żydów podczas II wojny. Problem w tym, że zabrakło na niej Aleksandra Ładosia. Ale to nie wszystko – 10.11.2021 izraelski instytut państwowy Jad Waszem opublikował lakoniczny komunikat, że nie przyzna tytułu Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata Polakowi Aleksandrowi Ładosiowi. Polskiej opinii publicznej komunikat przekazał Jakub Kumoch, w międzyczasie awansowany na szefa Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta RP (chyba za „odkrycia ważnej karty historii polskiej służby dyplomatycznej”).

Uderza  naiwność naszych najlepszych dyplomatów na świecie, przekonanie, że to brak wiedzy, że wystarczy Żydom przypomnieć, kto ich ratował. W tym wszystkim nie chodzi jednak o ignorancję. Nie chodzi też o uprzedzenia do Polaków i antypolskie obsesje. Chodzi wyłącznie o to, że Żydzi  nie chcą uznać narracji, że w przypadkach akcji Ładosia, chodziło o systemowe działania polskiego rządu na uchodźstwie.

26 listopada, we wsi Treblinka, odsłonięto pomnik upamiętniający kolejarza Jana Maletkę zamordowanego przez Niemców, gdy próbował podać wodę Żydom transportowanym do obozu zagłady w Treblince. Uroczystość, która miała niemal państwowy charakter, rozpoczęła się mszą koncelebrowaną przez biskupa, a skończyła modlitwą rabina. Pomnik odsłoniła wiceminister Magdalena Gawin. Jeszcze tego samego dnia do sprawy odniósł się prof. Jan Grabowski: „Wiem, że niektórzy z Was już za dużo słyszeli o kampanii Instytutu Pileckiego na rzecz wypaczania historii Holokaustu. Dziś przeszli samych siebie! Postawili pomnik ku czci Polaków zabitych za ratowanie Żydów na dworcu kolejowym Treblinka. W dziesiątkach zeznań żydowskich i polskich czytamy o Polakach sprzedających wodę Żydom przewożonym pociągami śmierci do Treblinki. Ceny były wygórowane. Diamenty, złoto, pieniądze. Część z tych Polaków została zastrzelona przez Ukraińców pilnujących pociągów. Osławiona pani Magdalena Gawin, polska minister kultury, odpowiedzialna za Instytut Pileckiego, odsłoniła dziś pomnik Polaka zastrzelonego „za podanie wody do pociągów śmierci”. Treblinka to jedno z ostatnich miejsc żydowskiej pamięci, żydowskiego cierpienia. Zawłaszczenie tej przestrzeni ze względu na polską narrację narodową jest aktem strasznym i niewybaczalnym. Wstyd pani Gawin, wstyd Instytut Pileckiego. Niech się wstydzą wszyscy, którzy dołączają do chóru wypaczeń i negacji Holokaustu”. Kilka dni później żydowska loża B’nai B’rith opublikowała na łamach „Gazety Wyborczej” list otwarty: Polska polityka historyczna sięgnęła granic obrzydliwości. Tym razem w wykonaniu wiceministry kultury Magdaleny Gawin, która odsłoniła w Treblince – uwaga, w Treblince! – pomnik Polaków ratujących Żydów. Magdalenie Gawin, jej szefowi Piotrowi Glińskiemu, oraz nadszefowi obojga, pragniemy przypomnieć, że w obozie zagłady w Treblince zagazowano nas ok. 900 tys., a udział Polaków na rampie polegał głównie na sprzedawaniu wody za dolary, złoto i brylanty”. Zanim Polska zacznie stawiać pomniki dla Polaków na cmentarzach żydowskich, musi sobie przypomnieć o Żydach zamordowanych przy udziale Polaków” – czytamy w liście loży.

Ile trzeba mówić i pisać, aby do pustych łbów dotarło, że dla Żydów pamięć o Polakach ratujących Żydów stanowi konkurencję dla pamięci o ofiarach Holokaustu, którą nie zamierzają się dzielić, że szaleństwo wznoszenia na każdym kroku pomników tych, co ratowali Żydów przedstawiają, jako przyznanie się, że Polacy nie tylko mordowali, ale i ratowali”, i że daje Żydom okazję do mówienia: Sprawiedliwych było za mało, ratowali za późno, brali za to pieniądze, to była zasłona dymna mająca ukryć działalność szmalcowników? Dlaczego nagradzają antypolskich uczonych?

Amerykańska historyk Eliyana Adler odmówiła przyjęcia przyznanej przez Instytut Pileckiego nagrody w wysokości 19 tysięcy dolarów, bo „Instytut i polskie instytucje tłumią prace historyków, którzy starają się pokazać złożone i w istocie tragiczne aspekty wojennej przeszłości Polski”. Tego samego dnia Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA) doniosła: Rządowe polskie instytucje były oskarżane prze historyków o wybielanie, jak kraj traktował Żydów podczas Holokaustu i jak niektórzy Polacy skorzystali na różne sposoby na śmierci swych sąsiadów”. Wg JTA, nagrodzona książka skupia się na 200 tysiącach żydowskich uchodźcach z Polski, którzy po 1940 roku trafili do ZSRR, żyli tam w trudnych warunkach, ciężko pracowali na trzaskającym mrozie, ale będąc poza zasięgiem Nazistów uniknęli losu milionów swych współwyznawców ginących w Holokauście”. Instytutu Pileckiego tak pisze o swej misji: Upamiętnia Polaków zamordowanych za niesienie pomocy potrzebującym Żydom. Honoruje osoby, które niosły pomoc obywatelom polskim i Polakom o innej przynależności państwowej. O samej nagrodzie pisze: Trafia do autorów najlepszych książek historycznych na temat historii Polski w XX wieku. I tu pytanie, które z tych kryteriów spełnia książka o sowieckich Żydach? A może chodziło o to, że po wojnie wrócili do Polski w taborach Armii Czerwonej, a znaczna ich część zatrudniła się w UB i w Informacji Wojskowej? I jeszcze jedno – cała ta radosna działalność Instytutu Pileckiego przypomina działalność IPN, który powołany po to, aby badać zbrodnie na narodzie polskim, zajmuje się w pierwszym rzędzie „zbrodnią Polaków na narodzie żydowskim” oraz teczkami antysemitów prześladujących żydowskich generałów w marcu ’68? A tak w ogóle, w jakim celu Instytut Pileckiego został powołany skoro jego zadania wykonuje już IPN?

Dlaczego dają miliony uczonym od polskiego antysemityzmu? Tytułem okupu, żeby i ich samych nie nazwali antysemitami. Bo Żydzi nalepkę antysemita przyklejają każdemu, kto zagraża ich finansowym interesom. Obowiązujące w polsko-żydowskich relacjach zasady gry są bezlitosne, nie przewidują żadnej taryfy ulgowej, żadnej linii granicznej po osiągnięciu, której będą czuli się bezpiecznie. Sekwencja wydarzeń ewidentnie pokazuje, że Żydzi nie chcą żadnego kompromisu, że ich świadomie przyjętym celem jest maksymalne podgrzewanie konfliktu i maksymalne upokarzanie Polski.

Po 6 latach rządów PiS jest okazja do smutnych podsumowań. Zamiast walczyć z antypolską hołotą, przymilają się do niej. Zamiast demaskować wrogów Polski, wchodzą z nimi w szemrane geszefty. Mamy też elektorat PiS, który raz po raz dostaje w pysk i tylko się oblizuje. Mamy MSZ i tchórzliwych dyplomatów, zabiegających o „certyfikat koszerności”. Mamy Ministerstwo Kultury i jego „narodowe” instytuty ścigające się o rządowe pieniądze i transferujące te pieniądze do środowisk żydowskich. Tymczasem nie jest potrzebny żaden Instytut Pileckiego, ale garstka odważnych ludzi odróżniających polskie interesy od tych podpowiadanych przez zagranicę. Sprawa „zoologicznego, polskiego antysemityzmu” nie zniknie. Będzie raz po raz wytaczana. I czas najwyższy przystąpić do kontrataku, skończyć z opluwania Polaków za państwowe pieniądze, brać za mordę szubrawców i publikować ich nazwiska. Jeśli chcą wojny, to niech ją mają.

Krzysztof Baliński