Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5220 27 lipca 2022
Gdyby nie kryzys energetyczny, w związku z którym okazało się, że nasz nieszczęśliwy kraj, który na węglu siedzi, nie ma zapasów węgla, to wszystko byłoby w jak najlepszym porządku.
Bo za to na Ukrainę w czerwcu przybyła z Ameryki cudowna broń, dzięki której Ukraina tym razem już na pewno odniesie ostateczne zwycięstwo, a potem założy z Polską unię o nazwie „Ukropolin” – bo tak się chyba będzie nazywała ta Rzeczpospolita Trojga Narodów – dzięki której ukraińskie długi wojenne zostaną spłacone w mig, a z tego, co zostanie, zrealizowane będą roszczenia, przewidziane w ustawie nr 447. W zamian za to wreszcie zrealizuje się odwieczne marzenie o Polsce od morza do morza – co prawda w sposób trochę podobny, do realizacji konstytucyjnych postulatów Klubu Posłów Żydowskich w czasie dyskutowania konstytucji „marcowej”.
Jak pamiętamy, domagali się oni, by zwarte skupiska ludności żydowskiej w miastach i miasteczkach, miały charakter eksterytorialny. To nie przeszło i konstytucja „marcowa” z 1921 roku utrzymała unitarny charakter państwa – aż dopiero Niemcy w czasie okupacji wyszli temu oczekiwaniu naprzeciw – niestety po swojemu – ale getta rzeczywiście nie podlegały władzom polskim, tylko bezpośrednio Niemcom, więc miały status quasi-eksterytorialny.
Ale nie ma rzeczy doskonałych, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy nie ma co grymasić, tylko zadowolić się tym, co dają. Nawet Komisji Europejskiej po rozpoczęciu remontu gazociągu Nord Stream 1 zmiękła rura i skasowała sankcje w sprawie tranzytu do obwodu królewieckiego przez Litwę, a nawet zadeklarowała, że tak naprawdę, to żadnych sankcji nie było.
Jak widzimy, wszystko zmierza ku lepszemu, a w tej sytuacji nic nie powinno mącić nam pogodnego, kanikularnego nastroju – jak to w sezonie ogórkowym, kiedy nawet niezależne media rzucają się na każdą nowinę, jaką da się w tym stanie letniej nirwany wycisnąć.
I tak na przykład w głównych wydaniach dzienników, zarówno w telewizji rządowej, jak i w stacjach nierządnych, roztrząsana była sprawa transferu pana Roberta Lewandowskiego z jednej drużyny piłkarskiej do drugiej. Pewnym usprawiedliwieniem skupiania przez niezależne media głównego nurtu zainteresowania na tej sprawie jest okoliczność, że transferowi towarzyszą duże pieniądze, a te zawsze ekscytują ludzi, zwłaszcza takich, którzy ich nie mają.
Ale w przypadku innych sensacji tło finansowe raczej nie występuje. Na przykład portal internetowy „Onet” od tygodnia rajcuje swoich czytelników napięciami między panem Fabijańskim, a osobą zwaną „Rafalalą”. Ta osoba legitymuje się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Nina Kukawska”, ale starsi ludzie powiadają, że kiedyś była zwyczajnym „Rafałem” i nawet – w odróżnieniu od osoby legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko „Anna Grodzka” – nie przechwala się, że w Bangkoku wyharatała sobie męskie klejnoty. Wieść gminna głosi nawet, że niczego ta osoba sobie nie wyharatała – co wyjaśnia przyczyny częstych awantur z jej udziałem, na przykład – z kierowniczką jednego z butików odzieżowych w galerii ”Klif”, która „zahaczyła” o osobę wychodzącą z damskiej toalety. Osoba ta zwróciła się do niej w następujących słowach: „Kurwa, czy mam ci zajebać?” i podobno jeszcze w innych. Wskazywałoby to, iż w organizmie tej osoby testosteron, o którym tak przejmująco śpiewała pani Katarzyna Szczot, używająca pretensjonalnego pseudonimu „Kayah”, aż się gotuje.
Warto przypomnieć, że testosteron decyduje o płci męskiej, podczas gdy w przypadku dziewczynek jego nadmierna obecność prowadzi do obojnactwa rzekomego żeńskiego. To by rzucało snop światła na rozmaite „transpłciowości”, które wydają się po prostu rodzajem kalectwa, spowodowanego nieprawidłowym poziomem hormonów w organizmie. Lekarze może by te przypadłości leczyli, ale nie mają na to odwagi w obliczu ofensywy psychologów i „aktywistów” politycznej poprawności, którzy pewnych przypadłości zabraniają leczyć. Jeśli chodzi o „aktywistów”, to wykonują oni zadanie pomnażania szeregów proletariatu zastępczego, podczas gdy psychologowie mają swoje widoki.
Ilustruje to anegdotka o psychiatrze, psychologu i ich pacjencie. Otóż ten pacjent bez powodu moczył się w nocy. Psychiatra próbował go z tego wyleczyć, ale bez powodzenia. Zniechęcony pacjent poszedł do psychologa. I stało się, że psychiatra spotkał się z tym psychologiem i od słowa do słowa zgadali się o tym pacjencie. – I jak ci z nim idzie – zapytał psychologa psychiatra – a on na to: znakomicie. – To co, nie moczy się już w nocy? – Moczy się, a jakże – ale teraz jest z tego dumny.
Okazuje się, że w dzisiejszych czasach można być dumnym dosłownie ze wszystkiego, toteż nie będziemy już dociekali, w jaki właściwie sposób pan Fabijański romansował z osobą nazywaną „Rafalala”.
Jednym z powodów dla którego warto w takich sprawach zachować powściągliwość, jest pozew, jaki przeciwko koledze Rafałowi Ziemkiewiczowi wytoczył przed niezawisły sąd Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Poszło o to, że kolega Ziemkiewicz dał wyraz wątpliwościom, czy atak nożownika na „nieheteronormatywnego” (to takie słowa teraz są!) mężczyznę w śródmieściu Warszawy był aby na pewno autentyczny, czy też chodziło o wykreowanie incydentu, by potem eksploatować go i medialnie i prawnie.
Ten Ośrodek założony został przez pana Rafała Gawła, który dostał wyrok za oszustwa i wyłudzenia, po czym zwiał do Norwegii, gdzie załatwił sobie azyl. Toteż teraz „sygnaliści” Ośrodka są już ostrożniejsi i kombinują inaczej; niczego na własną rękę nie wyłudzają, tylko zawsze próbują za pośrednictwem niezawisłego sądu. Ale żeby mieć z czym do niezawisłego sądu przyjść, to muszą się uwijać i wykrywać możliwie najwięcej rasistów i ksenofobów, których można by potem szlamować z pieniędzy w tak zwanym „majestacie prawa”. Ale skąd dzisiaj wziąć autentycznego rasistę, albo ksenofoba? To nie jest sprawa łatwa, więc jeśli trafi się posucha, to trzeba ruszyć głową i tyłkiem i zwyczajnie sprokurować incydent, który potem rozdmucha na przykład „Gazeta Wyborcza”, albo w ostateczności – „OKO-Press” – i już można iść do niezawisłego sądu po szmalec. Kolega Ziemkiewicz buńczucznie twierdzi, że się tym pozwem nie przejmuje, bo – jak go zapewnił mecenas – jego oskarżyciele nie mają na nic dowodów.
Ale od kiedy to niezawisłemu sądowi potrzebne są jakieś dowody? Toteż na miejscu kol. Ziemkiewicza nie byłbym taki pewny, zwłaszcza, gdyby sprawa trafiła w szpony sędziego nierządnego. Ten wziąłby pod uwagę, że kol. Ziemkiewicz współpracuje z telewizją „Republika” i to by mu wystarczyło, żeby przysolić pozwanemu na przykład 150 tysięcy złotych plus koszty. Mecenas tego Kol. Ziemkiewiczowie nie powie, bo niby dlaczego miałby go zniechęcać – najwyżej po wszystkim zakomunikuje mu: wygrał pan sprawę, trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć.