O mnichach i mniszkach, którzy potajemnie habity zrzucić chcieli O proboszczu strofowanym przez usta opętanej
Andrzej Sarwa
Pewien proboszcz miał zatarg z zakonnicami zamieszkującymi klasztor znajdujący się na terenie jego parafii, a chodziło o sprawy majątkowe. Kapłan ten taki był zajadły w swej nienawiści do owych zakonnic, że nawet słyszeć nie chciał o ustąpieniu, czy jakiejkolwiek ugodzie. W klasztorze owym zakonnice trzymały pewną opętaną przez demona, świecką kobietę, za którą się modliły, umartwiały, i aby mogła być uwolnioną od złych mocy, każdej niedzieli przyprowadzały ją do parafialnego kościoła, iżby tam przyjmowała Komunię św. Pewnego razu nasz proboszcz, mają serce szczególnie przepełnione niechęcią do zakonnic, jął odprawiać Mszę. Gdy przyszedł czas rozdawania Ciała Pańskiego, podprowadzono do stopni ołtarza także i ową opętaną, aby mogła komunikować. Ale wówczas stało się coś, co wzbudziło grozę w zebranych wiernych: Oto demon jął ciskać ciałem opętanej i chropowatym, przerażającym głosem ryczeć i wykrzykiwać: - O, ty najmizerniejszy z mizernych człowieczynko! Podły, występny kapłanie! serce masz przepełnione jadem chciwości i nienawiści i czynisz publiczne zgorszenie! Jak śmiałeś, grzeszniku, przestąpić progi tej świątyni?! Jak śmiałeś, świętokradco, przeistaczać chleb w Ciało?! I opętana z ogromną siłą opierała się przed przyjęciem komunii z rąk owego księdza. Uległa dopiero wówczas, gdy egzorcyzmami i modlitwami została do tego zmuszona. (Libro de viris illustribus Ordinis Cisterciens wg.:Tamże, s. 110.). O opętaniu możnego pana, który chciał wrócić do świata Pewien młody człowiek, pochodzący z Azji Mniejszej, szlachetnie urodzony, mający urodziwą żonę i maleńkiego synka, gdy został mianowany w Egipcie dygnitarzem państwowym, wyjechawszy do owego kraju, chętnie nawiedzał chatki pustelników i wiódł z nimi rozmowy o życiu doskonałym. W końcu doszedł do przekonania, iż winien porzucić świat, rodzinę, a żyjąc w umartwieniu na pustyni, starać się osiągnąć świętość. Jak postanowił, tak też i uczynił. Rychło stał się wzorem dla innych - srodze pościł i na różne sposoby umartwiał swe ciało. Tak upłynęły mu cztery lata. I wówczas naszła go myśl - podszepnięta przez złego ducha - iż zabiegając o własne zbawienie, porzucił rodzinę, którą przecież miał się opiekować. Bił się sam ze sobą nie wiedząc co począć. W końcu jednak porzucił pustelnię i udał się w powrotną drogę do domu. Pierwszej nocy, szukając gdzie by się móc przespać, trafił na klasztor, kędy mu udzielono gościny. Skoro wyznał kim jest i co zamierza uczynić, tak mnisi, jak i sam opat, odwodził go od tego, nakłaniając, by powrócił na pustynię. On jednak był stateczny w swym postanowieniu. Dlatego też, skoro świt, udał się był w dalszą drogę. Ledwo jednak klasztor zniknął mu z oczu, w jego ciało wstąpił demon. Ogarnięty szałem, krwawą pianę toczył z ust i kąsał własne ciało. Gdy bracia z pobliskiego klasztoru dowiedzieli się, co mu się przytrafiło, pochwycili go i powiązali łańcuchami, bowiem taką miał siłę, że i kilku najtęższych mężczyzn nie mogło go utrzymać. Przez dwa lata ów pustelnik w tak opłakanym znajdował się stanie, i dopiero po tym czasie, na skutek modłów, postów i egzorcyzmów, jakie nad nim odprawiano, został uwolniony od czarta. (Severus Sulpit: Dial: 1. cap: 15, wg.: Tamże, s. 43 – 44.). O mnichach i mniszkach, którzy potajemnie habity zrzucić chcieli Pewien mnich, w sam dzień św. Andrzeja, począł drżeć, mdleć, pokazując że strasznie cierpi. Gdy bracia spostrzegli, iż się z nim coś niedobrego dzieje, przybliżywszy się do niego zobaczyli jak pada na ziemię i ujrzeli go leżącego na wznak i miotającego się w konwulsjach, a jego twarz przybrała przerażający grymas. Na polecenie św. Grzegorza zaniesiono go przed ołtarz św. Andrzeja, gdzie go położywszy, jęli odmawiać modlitwy i egzorcyzmy. Po niejakim czasie ów przyszedł do siebie i wyznał co następuje: Od dłuższego już czasu umyślił potajemnie habit zrzucić, klasztor opuścić i wrócić do świata. Gdy już ostatecznie zdecydował, iż tak właśnie uczyni, naraz spostrzegł nieznajomego starca, który go poszczuł strasznym czarnym psem, a ten chciał go pożreć. Wtedy też dostrzegł braci zakonnych, jak się do owego starca za nim wstawili i dopiero ów psa odwołał, a sam mnich wrócił do przytomności. (Ex vita S. Gregorij lib: 1, nu. 12, wg.: Tamże, s. 43 – 44.). Toż samo dzieło opowiada o innym mnichu, który także chciał uciec z klasztoru św. Grzegorza. Ale gdy tylko o tym pomyślał i chciał wejść do Oratorium, natychmiast szatan na niego napadał i dręczył go niemiłosiernie. Na każdym innym miejscu zaś dawał mu spokój. Widząc św. Grzegorza wraz z towarzyszami, że źle się dzieje z owym mnichem, wypytując go, nakłonił iż wyznał prawdę o zamyśle ucieczki z klasztoru. Wówczas święty zarządził trzy dni modłów w intencji niedoszłego zbiega i demon opuścił go raz na zawsze. (Ibidem num: 13, wg.: Tamże, s. 45 – 46.). *** ''Pisze Jan Luiratus. Przyszliśmy - prawi - do Klasztoru Trzebieńców, ja i brat mój Sofroniusz. I powiedział nam opat Mikołaj, tego klasztoru kapłan, mówiąc: W krainie mojej (bo był z Licji) jest klasztor panieński, których [zakonnic] jest około czterdziestu. W tym tedy klasztorze pięć panien się zmówiło, żeby w nocy z klasztoru uciekły i za mąż szły. Nocy tedy jednej, gdy drugie spały, naradziły się między sobą, jakby szat swych dostawszy uciekły. A zaraz wszystkie one pięć od szatanów opętanymi się stały, i tak nigdy już potem z klasztoru nie wyszły, ale wyspowiadawszy się z grzechów swoich, dziękowały Panu Bogu, mówiąc: Dziękujemy wielkiemu darów Bożych dawcy, który to karanie na nas dopuścił, żeby dusze nasze nie zginęły.'' (Prac: Spirut: cap: 35, wg.: Tamże, s. 52.). O opętanym dziecku Św. Grzegorz opowiedział był swego czasu taką historię: Laurenty, ojciec klasztoru w mieście Spoleto, w podeszłym wieku już będąc, wędrował w sprawach klasztoru. Ponieważ noc go zaskoczyła w drodze, zwrócił się z prośbą o nocleg do mniszek zamieszkujących pewien klasztor. Widząc starego, zmęczonego człowieka, chętnie się na to zgodziły. Skoro go ugościły jak mogły i pokazały mu miejsce gdzie miał spać, zapytały, czyby się nie zgodził, iżby spało z nim w jednej celi pewne dziecko które od niejakiego czasu mieszkało w ich klasztorze, a które szatan srodze męczył każdej nocy. O. Laurenty nic nie miał przeciw temu i razem z owym dzieckiem udał się na spoczynek. Skoro świt, zakonnice ciekawe, jak podróżnemu upłynęła noc, jęły go wypytywać, szczególnie interesując się, jak zachowywało się dziecko. Gdy Laurenty odparł, że normalnie, i że spokojnie spało, zaczęły go błagać, by je zabrał ze sobą, bo w jego obecności zły duch najwidoczniej nie ma do opętanego przystępu. Zgodził się starzec na to i przywiódł dziecko do swego macierzystego klasztoru, gdzie żyło spokojnie, nie trapione przez demona. Laurenty ze zdrowia dziecka niezmiernie się cieszył i któregoś dnia, niebacznie, takie oto wyrzekł słowa: - Diabeł sobie grę czynił z owymi siostrami. Ale gdy do sług Bożych przyszło, tedy chłopięcia już tknąć nie śmie. Ledwo dopowiedział tych słów, a natychmiast, w obecności wszystkich braci, szatan w potworny sposób jął dręczyć ciało dziecka. Ujrzawszy to starzec, zrozumiał swój błąd i grzech pychy, po czym nakazał absolutny post i modły całego zgromadzenia, póki diabeł nie ustąpi. I tak też się stało. W końcu Bóg wysłuchał ich próśb, a dziecko uwolnione zostało i nigdy już więcej szatan go nie nękał. (Gregorius Dialog. lib: 3. cap: 33, wg.: Tamże, s. 80.). ========================
opowieści o szatańskim zniewoleniu
z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał
Andrzej Sarwa
* * *
Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:
wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl
Wydawnictwo Armoryka Marta Elżbieta Sarwa
w postaci e-booka:
i audiobooka: