20.08.2022 Stanisław Michalkiewicz https://prawy.pl/121671-stanislaw-michalkiewicz-o-trupach-w-szafie-felieton/
Od 1990 roku mijają już 32 lata, a my nadal nie wiemy, czego w archiwach MSW, szukała tzw. “komisja Michnika” – czy to znalazła, a jeśli tak, to jaki zrobiła z tego użytek. Bo jakiś użytek chyba zrobiła.
Jak dowiedziałem się kiedyś od mojego Honorable Correspondant, podczas kontroli w archiwum MSW natrafiono na teczkę Bronisława Geremka. To znaczy nie tyle na teczkę, co na jej okładki – bo poza nimi nic w teczce nie było.
Tymczasem, skoro była teczka, to musiała coś zawierać, ot choćby kartkę z zapisanym zdaniem: “Zatrzymany podczas obchodu dworca” – jaką podczas chruszczowowskiej “odwilży” znalazł nieszczęśnik, któremu udało sie przeżyć 25 lat łagru, na jaki został skazany z powodu tego zatrzymania, a co w “Archipelagu GUŁ-ag” opisał Aleksander Sołżenicyn.
Najwyraźniej zawartość teczki Bronisława Gremka została przez kogoś usunięta. Przez kogo – nie wiadomo – ale w tej sytuacji podejrzenia muszą kierować się również w stronę “komisji Michnika”, która nie tylko przez kilka miesięcy buszowała w archiwum MSW, ale w dodatku, wbrew obowiązującym tam procedurom, nie pozostawiła żadnych śladów swojej obecności, ani też nie złożyła sprawozdania.
Warto dodać, że ta “komisja” w skład której wchodził co najmniej jeden tajny współpracownik SB, penetrowała archiwa MSW u progu sławnej transformacji ustrojowej, kiedy to rekrutowano korpus zbawców ojczyzny i kompletowano korpus autorytetów moralnych. Dla pełnego obrazu musimy jeszcze dodać, że o ile Służba Bezpieczeństwa, której szef, generał Mirosław Milewski, został w maju 1985 roku zdymisjonowany ze wszystkich stanowisk partyjnych i państwowych, a sama SB została na przełomie lat 80-tych i 90-tych poddana tzw. “weryfikacji”, w następstwie której wyrzuceni ze służby ubecy stali się najtwardszym jądrem przestępczości zorganizowanej, to wywiad wojskowy, który transformację ustrojową przeprowadzał pod nadzorem Daniela Frieda i Władimira Kriuczkowa, przeszedł ją w szyku zwartym i pod nazwą “Wojskowych Służb Informacyjnych”, przez 16 last działał oficjalnie już w “wolnej Polsce”, werbując korpus nowych konfidentów i plasując ich w kluczowych segmentach nie tylko państwa, ale i życia publicznego.
Żeby postawić kropkę nad “i”, trzeba dodać, że konfidenci SB, którzy zostali przejęci przez Urząd Ochrony Państwa, albo przez Wojskowe Służby Informacyjne, nigdy nie zostali ujawnieni – może z wyjątkiem dwóch przypadków. Jeden miał miejsce 4 czerwca 1992 roku, kiedy to szef Klubu Parlamentarnego KL-D Jan Krzystof Bielecki, zwoławszy posiedzenie klubu, zjawił się z zalakowanymi kopertami i powiedział: nie otwierałem, ale który był – niech wstanie. Wstało trzech – ale jeden – jak się okazało – niepotrzebnie, bo już był konfidentem UOP i w kopercie fiszki z jego nazwiskiem nie było.
Drugim znanym mi przypadkiem jest pewien lubelski profesor, którego pełnych akt o znanych mi sygnaturach nie mogłem dostać w lubelskim IPN z uwagi na ich “wypożyczenie”, ale potem wpadła mi w ręce sporządzona przez SB lista konfidentów z ulicy Narutowicza i przyległych w Lublinie, gdzie przeczytałem nazwisko, adres i pseudonim owego profesora, który – jak się okazało jeszcze później – został przejęty przez “nowe” służby. [Oj, znałem go dobrze… Kł.. MD]
Ale to raczej przypadki wyjątkowe, które potwierdzają regułę, że konfidenci są przez swoich oficerów prowadzących chronieni przed dekonspiracją, dzięki czemu bezpieczniacy mogą ręcznie sterować nie tylko całym państwem, ale również całym życiem publicznym. Konfidenci ci bowiem zostali starannie uplasowani w takich miejscach, gdzie różne pomysły przybierają postać prawa – a więc w konstytucyjnych organach państwa, w miejscach, gdzie kontroluje się kluczowe segmenty gospodarki, z sektorem finansowym na czele, w miejscach, gdzie decyduje się o śledztwach – komu zrywamy paznokcie, a komu nie, w miejscach, gdzie wydaje się wyroki; kogo wtrącamy do lochu, albo puszczamy z torbami, a kogo puszczamy wolno i wreszcie w miejscach, gdzie kształtowane są masowe nastroje, a więc w mediach, przemyśle rozrywkowym i środowiskach opiniotwórczych.
Ci konfidenci też wiedzą, komu zawdzięczają swoje wyniesienie, pozycję materialną i społeczny prestiż, toteż są dyspozycyjni i zdyscyplinowani. Jeśli dodamy to tego, że w początkach transformacji ustrojowej założyciele obecnych ubeckich dynastii, które stanowią trzon tak zwanych “służb”, poprzewerbowywali się do naszych nowych sojuszników, a te zależności reprodukują się w kolejnych owych dynastii pokoleniach, to lepiej rozumiemy przyczyny, dla których na przykład tak wielka część środowiska sędziowskiego wmontowuje się w wojnę hybrydową, jaką od 2016 roku Niemcy prowadzą przeciwko Polsce – tym razem z wykorzystaniem pretekstu praworządności. Tak byłoby nawet wtedy, gdyby ABW nie przeprowadziła w swoim czasie operacji “Temida”, której celem był werbunek konfidentów właśnie w środowisku sędziowskim.
Jeśli chodzi o środowiska opiniotwórcze, to zdumiewająca była zwłaszcza postawa wielu dostojników Kościoła, którzy nie tylko bagatelizowali przypadki tajnej współpracy duchownych z SB i nie wyciągali z tego powodu żadnych konsekwencji, ale w dodatku wyrażali życzenie, by bezpieczniackie archiwa zostały “zabetonowane”.
Przypomina to postawę Pani, Która Zabiła Pana z ballady Mickiewicza “Lilie”: “Ach, pójdę aż do piekła byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła!” Trudno w tej sytuacji się dziwić, że to milczące przyzwolenie na jedno łajdactwo, zostało przez wielu odczytane, jako przyzwolenie na kolejne łajdactwa, pod pretekstem których wrogowie Kościoła prowadzą dziś przeciwko niemu nieustającą kampanię.
Te wszystkie wspomnienia odżyły po przeczytaniu swego rodzaju odezwy, jaką skierował przewielebny ojciec Ludwik Wiśniewski OP do Naczelnika Państwa. Wskazuje on – zresztą całkowicie słusznie – że kierowana przez Jacka Kurskiego rządowa telewizja zatruwa “Duszę Narodu”. To prawda – ale nie cała. Cała prawda bowiem wygląda tak, że “Duszę Narodu” z jednej strony zatruwa telewizja rządowa, ale z drugiej strony – również telewizja nierządna, żydowska telewizja dla Polaków, czyli TVN.
Tymczasem przewielebny ojciec Wiśniewski sprawia wrażenie, jakby tego nie dostrzegał, niczym mąż, który zastał żonę w sytuacji wskazującej na zdradę małżeńską. Z trzaskiem otwiera kolejne drzwi w poszukiwaniu gacha, za każdym razem komunikując głośno: “tu go nie ma!” Wreszcie otwiera szafę, a tam stoi gach [goły md] z rewolwerem w ręku. “I tu go nie ma!” – krzyczy mąż zatrzaskując drzwi szafy.
Przewielebny Ojciec Ludwik Wiśniewski za pierwszej komuny był znany ze swej opozycyjnej postawy. Byłoby przykro, gdyby miało się okazać, że w swojej szafie ma trupa, który zmusza go do wybiórczej troski o “Duszę Narodu”.