[z książki Vladimira Volkoff, „Kroniki anielskie”, dwunasta nowela, Wyd. KKK]
Kiedy Richter (nazwijmy go tak – był to jeden z jego niezliczonych pseudonimów: IIjin, Starik, Frei, Pietrow, Mayer, Jordanow, Miiller, Tulin, Peterburżec i wiele innych [my znamy go pod skywą LENIN – md), a więc, kiedy Richter stanął przed nami, zaparło nam nasz anielski dech. Stał tak – krępy, kiwając się na przykrótkich nogach, z dłońmi wetkniętymi pod pachy i łokciami wystawionymi na zewnątrz niczym płetwy, zupełnie nie zbity z pantałyku, a my wiedzieliśmy, że to jest właśnie człowiek, który uczynił na świecie najwięcej zła, ale z jego postaci biła taka energia, że to my prawie mieliśmy poczucie winy.
[…]
Za życia Richter wynalazł obozy koncentracyjne, usunął domniemanie niewinności z procesu karnego, systematycznie zarządzał masowe egzekucje, podejrzenie uznawał za dowód, domagał sie bezustannego nasilania represji, głodził lud [..]
– No, dobrze – rzekł Zehanpwju – wierzył w przymus i zniewolenie. Nie on jeden. Muszą istnieć jakieś okoliczności łagodzące. Z pewnością sądził, że ma do wykonania jakąś wielką misję, a u ludzi tak już jest, że nie da się zrobić omleta, nie rozbijając jajek.
– W jego przypadku – odparł Munkar – nie było omleta. Za to całe mnóstwo rozbitych jajek.
Spytany o zdanie, Anioł Stróż przyznał, że w tym przypadku trudno nawet mówić o pomyśle na omlet.
Richter, który był ignorantem zarówno w dziedzinie filozofii, jak i ekonomii politycznej, zaadaptował doktrynę starego, brodatego satanisty, całkiem zresztą nieaktualną w nowych strukturach społecznych, wyłącznie po to, żeby stała się siłą napędową rewolucji, która była dla niego celem samym w sobie. Cytował swoich mistrzów jak niepodważalne autorytety, ale wybierając jedynie to, co mu akurat pasowało. Jego ulubione hasło – “dyktatura proletariatu” – było jedynie pretekstem do rewolucji. Nawiasem mówiąc, w jego dziełach słowo “proletariat” zawsze pojawia się w dopełniaczu i nigdy nie jest podmiotem, co pokazuje, że w ludowych masach widział raczej środek niż cel. Tak naprawdę, Richter nie wierzył, że zwycięży i nie był przygotowany do rządzenia. Ale gdy się znalazł na szczycie, jego celem stało się utrzymanie na nim. “To nie moja wina” – zakończył Anioł Stróż.
– Mimo wszystko, zelektryfikował wieś – zauważył Zehanpurju.
– Elektryfikacja zaczęła się już za cara – odpalił Munkar, który skrupulatnie przestudiował dossier. – I czy nie jest prawdą – dorzucił – że pod koniec życia Richter miał kilka wylewów krwi do mózgu i stał się umysłowo niepełnosprawny (miał kłopoty z mnożeniem), a mimo to nie wypuścił z rąk władzy i nadal uparcie rządził milionami ludzi?
– To prawda – przyznał Anioł Stróż – ale to nie moja wina.
————–
[str. 282 md]
Minęło kilka tysiącleci – sam nie wiem, ile. Świat zbliżał się do końca. Co jakiś czas Anioł Stróż schodził na dół, do piekła, żeby nieśmiało spytać Richtera, czy nadal uparcie odrzuca miłość, a Richter niezmiennie odpowiadał: – Tak, nie chcę o niej słyszeć.
Tu trzeba-zaznaczyć, że piekło nie wygląda tak, jak je sobie ludzie wyobrażają, a dantejscy potępieni, którzy wyrywają sobie kawałki ciała lub pożerają swe mózgi, należą raczej do rzadkości. Kotły z wrzącą smołą też zdarzają się niezbyt często. Najokrutniejszą torturą jest absolutna nieobecność Boga (żyjący też jej niekiedy doświadczają, tyle że na Ziemi nie jest ona absolutna). Na Richterze jednak zdawała się ona nie robić zbytniego wrażenia i Diabeł, rozpoznając w nim kolegę po fachu, traktował go nad wyraz uprzejmie. Skutek? Podobnie jak śmiertelne ciało Richtera nie zostało przez jego wyznawców powierzone ziemi, ale zabalsamowane i w postaci bożka-truposza złożone w trumnie z kuloodpornych szyb w porfirowym mauzoleum, tak samo jego nieśmiertelna dusza przebywała zamknięta w Pałacu Nieodkupionej Winy – wiecznej replice doczesnego grobu.
A koniec świata zbliżał się nieubłaganie.
Aniołowie zajęci byli oddzielaniem dobrego ziarna od plew i składaniem tego pierwszego w Spichlerzach Bytu oraz wrzucaniem tych drugich w otchłań. Dusze, które skazane zostały niegdyś na oczyszczający ogień, opuszczały go jedna po drugiej i niczym bańki mydlane wzlatywały ku niebu, żeby tam cieszyć się wreszcie widokiem nieskończenie dobrego Boskiego Oblicza. Wkrótce na dole zostało już tylko kilku najbardziej zatwardziałych przestępców, ale i ci, wyznawszy swe winy, doczekali się przebaczenia i z wdzięcznością odnaleźli swoje miejsce w niebie. Dawną ziemię zastąpiła nowa ziemia, dawne niebo – nowe niebo, Jerozolima niebieska o jaspisowych murach i złotych domach, fundamentach z drogich kamieni i dwunastu bramach z pereł, zeszła z firmamentu, wystrojona niczym oblubienica dla swego oblubieńca. Krótko mówiąc, nadszedł czas, by położyć kres obecnemu eonowi, zamykając piekło. Ale nie można było tego zrobić, dopóki przebywał tam ostatni człowiek – Richter. Jego Anioł Stróż miał się do niego udać i wyciągnąć go stamtąd za wszelką cenę. Już nie wymagano od Richtera, żeby się nawrócił, byle tylko opuścił to miejsce i całkiem za darmo poszedł się cieszyć Bożą chwałą.
W Pałacu Nieodkupionej Winy Richter, ubrany w garnitur ze sztucznym gorsem, leżał na materacu z czerwonego jedwabiu, z jedną ręką na piersi, a drugą wzdłuż ciała.
– A, jesteś, głupku – rzekł z głębi swej przezroczystej trumny. – Dawno już nie miałem nieprzyjemności cię widzieć. No co, gamoniu? O czym znowu będziesz mi truł?
– Przybywam, aby cię poinformować – odparł anioł dyplomatycznie – że czas zmazuje wszystkie winy, nawet zbrodnię Orestesa, nawet twoją. Człowiek, istota skończona, nie jest w stanie grzeszyć w nieskończoność. Zatem musi być i koniec dla jego kary. Możesz uznać, że ci wybaczono. Chodź, dołącz swą radość do radości całego stworzenia. Na ziemi nie ma już zła, jagnię i lew spoczywają obok siebie, a wszystko lśni Bożym światłem.
– Te ludowe rozrywki – odrzekł Richter – zawsze mnie nudziły. Mam w nosie twoje karnawałowe światełka. Półmrok, który tu panuje, bardzo mi odpowiada. A co do Boskiego wybaczenia to uważam, że twój Bóg jest impertynentem, skoro śmie mi wybaczać wbrew mojej woli.
– Nic nie rozumiesz – upierał się anioł. – Tam, w górze, jesteśmy szczęśliwi – i ludzie, i anioły. Wszyscy się kochamy i śpiewamy wspólnie na Bożą chwałę. Ludzie stali się tacy, jacy byli przed upadkiem. Jeśli stąd wyjdziesz, sam siebie nie poznasz – będziesz dobry i szczęśliwy. Tak, tak, nawet ty, Richter! Powinieneś zobaczyć, jakie kozły fika stary Adam, gdy Izrafel gra na trąbie! Tu już naprawdę nie masz nic do roboty.
– Przeciwnie, mam. Mówię Bogu nie.
Anioł rozzłościł się.
– Wykorzystujesz to, że piekło się ucywilizowało. Chciałbym cię tutaj widzieć w czasach, kiedy diabły przypiekały pięty grzesznikom.
– Och, wtedy z pewnością od razu poprosiłbym o litość, ale czy nie rozumiesz, że właśnie w tym tkwiłoby moje zwycięstwo? Bo jakaś część mojego jestestwa i tak mówiłaby Bogu nie, a ta maleńka cząstka wystarczyłaby za całą moją rację.
Odmowa Richtera została przekazana drogą służbową do Uriela, regenta Słońca i Bożego Płomienia, anioła obecności i archanioła zbawienia. Ten wezwał najpierw Pedaela, anioła wybawienia.
– Idź i wybaw Richtera.
– A jeśli odmówi?
– Jesteś aniołem, mój drogi. Musisz sobie jakoś poradzić.
Richter jednak oznajmił, że nie chce zostać wybawiony, bo nigdzie nie czuje się tak wolny jak tam, gdzie Boga nie ma. Nie rozumieliśmy, jak może być tak uparty i leżeć pokurczony w ciemnościach, gdy świat oświetla słońce prawdy. Pedael nic nie wskórał.
Ponieważ takie podejście wydało się Urielowi skrajnie głupie, […]
[Resztę mogą państwo przeczytać kupując tę książkę, lub – wersja dla oszczędnych – poczekać trochę, to już chyba niedługo, sami się przekonacie o wyniku.. MD]