Panie Prezydencie,
żadnych ukłonów w stronę liberalizmu!
Niech rządzi jedna zasada:
pełna wierność Bogu i Kościołowi
Paweł Chmielewski prezydencie-zadnych-uklonow-w-strone-liberalizmu-pelna-wiernosc-bogu-i-kosciolowi

(PAP/Marcin Obara )
Karol Nawrocki został prezydentem w ogromnej mierze dzięki głosom tych, którzy kategorycznie odrzucają lewicową agendę rewolucyjną. Jego zwycięstwa nie byłoby bez mocnego zaangażowania konserwatywnych katolików – i bez wyraźnego ustawienia się Rafała Trzaskowskiego w roli eksponenta ideologii aborcyjnej i tęczowej. To powinno mieć swoje poważne konsekwencje. Karol Nawrocki jest wezwany do prezydentury wiernej wobec Boga i Kościoła świętego.
Karol Nawrocki zadeklarował w kampanii wyborczej bardzo wyraźnie: jest za ochroną życia ludzkiego od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Odrzucił jakiekolwiek możliwości ułatwiania zabijania dzieci nienarodzonych.
Więcej, sprzeciwił się też bluźnierczej procedurze in vitro. W debacie z Rafałem Trzaskowskim, na oczach milionów Polaków, zapytany przez swojego przeciwnika o in vitro powiedział, że nie będzie wspierać tego barbarzyństwa.
Tak powiedział – i wygrał. To jasny znak, że Polacy są w stanie zaakceptować prezydenta, który w jasny sposób odrzuca zamach na ludzkie życie. Nie trzeba popierać ani aborcji, ani nawet in vitro by odnieść w Polsce sukces polityczny. Wręcz przeciwnie, można oba te zbrodnicze rozwiązania otwarcie skrytykować i zasłużyć na sympatię polskich obywateli.
Do tego trzeba oczywiście dodać odrzucenie przez Karola Nawrockiego ideologii LGBT, krytykę Zielonego Ładu czy „Piątki dla zwierząt”. Kandydat popierany przez PiS w swoich wystąpieniach potrafił się odcinać od tych lewicowych błędów – i wygrał.
Płynie z tego zarówno ważna lekcja, jak i konkretne zobowiązanie.
Prawica w Polsce nie musi podążać drogą zachodnioeuropejskiej chadecji. Frakcja PiS, która od dłuższego czasu uśmiecha się do liberalnej zgnilizny moralnej, powinna albo stracić na znaczeniu – albo po prostu uzdrowić własne stanowisko. Chodzi o takich ludzi, jak Mateusz Morawiecki, który nie tylko firmował ugodową politykę europejską, ale który twierdził też, że w 2023 roku PiS przegrało z powodu ochrony życia – i który w tym samym roku głosował za haniebną ustawą o finansowaniu in vitro z budżetu, podpisaną później przez prezydenta Andrzeja Dudę. Trzeba sobie uświadomić, że polityka skłaniania głowy przed antykatolicką rewolucją jest polityką nie tylko moralnie błędną – bo to dla wielu działaczy partyjnych nie ma pewnie większego znaczenia – ale po prostu nieskuteczną. Większość Polaków nie jest zainteresowana zwiększeniem swobody zabijania chorych dzieci albo możliwością mrożenia ludzkich zarodków. Ludzie chcą po prostu wolnej Ojczyzny, niezależnej od dyktatu lewicowych ośrodków zewnętrznych – a to oznacza Ojczyznę zbudowaną na naturalnym porządku. Taki porządek daje wyłącznie Kościół katolicki – dlatego prawica w Polsce musi przyjąć właśnie naukę katolicką za wykładnię tego, co dozwolone, a co zakazane, bez żadnych zawahań. Oby tak się rzeczywiście stało i także w kampanii parlamentarnej 2027 roku nie było w ugrupowaniach prawicowych ludzi, którzy będą łączyć patriotyzm z aborcjonizmem.
Polacy wybrali Karola Nawrockiego, żeby powstrzymać pogorszenie spraw w kraju, które byłoby oczywiste po zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego. Nowy prezydent nie może jednak zadowalać się utrzymaniem status quo, które odziedziczył po Andrzeju Dudzie. Powinien aktywnie bronić prawa do życia od początku do naturalnej śmierci. Dotyczy to dziś kilku bardzo konkretnych spraw.
Po pierwsze, powinien podjąć próbę zatrzymania mordowania dzieci nienarodzonych na zaświadczenie od psychiatry. Prezydent jest strażnikiem ładu konstytucyjnego, a obecna praktyka – zainicjowana przez resort zdrowia pod koniec rządów PiS, a znacząco rozbudowana za rządów KO – w oczywisty sposób w ten ład godzi. Jest nieprawdopodobne, by Karol Nawrocki mógł doprowadzić do całkowitego zakazu aborcji w Polsce; może jednak wymuszać na rządzie Donalda Tuska odejście od linii, którą przyjęto po niesławnej konferencji prasowej Donalda Tuska, Adama Bodnara i Izabeli Leszczyny, kiedy zapowiedziano niemal całkowitą bezkarność dla tych, którzy w imię ideologii aborcyjnej będą łamać prawo i dzieci uśmiercać. Oprócz zabijania dzieci zastrzykiem w serce, jak czyni to Gizela Jagielska w Oleśnicy, tuż pod Sejmem funkcjonuje od kilku miesięcy punkt aborcyjny. Władze państwa odmówiły zajęcia się tym miejscem i pozwalają mu swobodnie działać. Karol Nawrocki powinien podjąć wszelkie starania, by ta obrzydliwość została jak najszybciej zamknięta. W wolnej Polsce nie ma miejsca na działalność ludzi, którzy – tuż pod Sejmem! – z pogwałceniem prawa Bożego i stanowionego pomagają uśmiercać małych Polaków.
Nowy prezydent powinien zająć się również kwestią in vitro. Niestety, w związku z fatalną decyzją Andrzeja Dudy z grudnia 2024 roku, ta procedura jest finansowana z budżetu publicznego. Karol Nawrocki zapowiedział w kampanii wyborczej, że nie będzie z tym walczyć, jakkolwiek nie zamierza in vitro również wspierać. Do walki nie ma też dziś szczególnych narzędzi – ale może uczynić temat in vitro ważnym elementem rozmów, które będzie prowadzić z politykami prawicy, przygotowującymi Polskę do wyborów w roku 2027. Jeżeli uda się wówczas odsunąć Koalicję Obywatelską od władzy, prezydent Nawrocki powinien stać się liderem, który razem z nową prawicową większością uporządkuje sprawę tzw. sztucznego zapłodnienia, po prostu raz na zawsze kończąc z jakimkolwiek państwowym wsparciem dla tego procederu. Nie może dopuścić, by w tej sprawie dominujący stał się głos lewoskrętnej części PiS – albo też powinien skutecznie tę część namówić do porzucenia dotychczasowego stanowiska.
Wreszcie Karol Nawrocki powinien bezwzględnie stać na straży polskiej suwerenności. Prezydent Andrzej Duda starał się to robić, ale – nie da się ukryć – kilkukrotnie występował z bardzo złymi inicjatywami. To przede wszystkim propozycja wpisania członkostwa Polski w Unii Europejskiej do konstytucji. Rzecz była PR-owo zrozumiała w kontekście ówczesnych ataków na PiS, oskarżane o chęć nagłego wyprowadzenia Polski z UE, niemniej jednak jej realizacja miałaby po prostu fatalne konsekwencje. Karol Nawrocki nie może pozwalać sobie na takie błędy: został wybrany przez „suwerenistów” po to, żeby Polska pod jego rządami nie straciła nic z samowładzy, ba, żeby – w miarę możliwości – jeszcze jej zakres poszerzyła.
To samo dotyczy Ukrainy. Andrzej Duda realizował politykę zdecydowanego wsparcia tego państwa. Nie chcę oceniać słuszności tej linii, bo kwestia dotyczy wielu szczegółowych spraw, dla których właściwej oceny potrzeba byłoby mieć dostęp do znacznie bardziej wiarygodnych źródeł niż te, które dostępne są publicznie. Można jednak obiektywnie stwierdzić, że od strony symbolicznej w polityce ustępującego prezydenta wątek zespolenia polskiego interesu z interesem ukraińskim wybrzmiał zbyt mocno. To w odbiorze publicznym zaciemniło nieco podstawową przecież prawdę: żadne państwa nie mają tożsamego interesu, w tym Polska i Ukraina. Karol Nawrocki deklarował, że będzie wobec Kijowa bardziej krytyczny, niż jego poprzednik. Dziś to już oczywiście dalece łatwiejsze, niż w 2022 roku – ale można mieć nadzieję, że nowemu prezydentowi będzie w ogóle przyświecać zasada bardziej dobitnego akcentowania prymatu polskiego interesu narodowego.
Słowem, od Karola Nawrockiego trzeba oczekiwać tylko jednego: pełnienia urzędu prezydenta RP w duchu autentycznej prawicy, bez żadnych ukłonów w stronę świata liberalnego. Może to za dwa lata pomóc w sukcesie konserwatystów w wyborach parlamentarnych, a przede wszystkim – pozwoli nowemu prezydentowi sprawować władzę z honorem nie tylko w oczach opinii publicznej, ale przede wszystkim w obliczu samego Boga. Pan Bóg, któremu Karol Nawrocki chce służyć – jak sam deklarował – jest Bogiem prawdy, a nie zgniłego kompromisu.
Paweł Chmielewski