Panie Ratuj, Panie Przybądź, historia z 1930 roku: „Widzę, że Święty Józef nie pozwolił mi zginąć marnie”.

Panie Ratuj, Panie Przybądź, historia z 1930 roku: „Widzę, że Święty Józef nie pozwolił mi zginąć marnie”.

2023-12-12 eschatologia/widze-ze-swiety-jozef-nie-pozwolil-mi-zginac-marnie

Ksiądz wyszedł sprawdzić kto go woła, okazało się jednak, że nikogo tam nie było. Za drugim razem było podobnie. Dopiero za trzecim razem postać ta weszła do środka, a był to starszy wiekiem mężczyzna, który chwycił leżącego księdza a następnie wyrzuca go z łóżka i mówi do niego surowym głosem: „natychmiast idź pod wskazany adres, bo ten człowiek umiera”. Po tych słowach tajemnicza postać znikła, a ksiądz Adam bez zbędnego zwlekania, natychmiast udał się pod wskazany adres.

Szanowni Państwo, czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad swoją śmiercią? Wiem, że Macie świadomość tego, że umrzecie, albowiem każdy kiedyś umrze, jednak powstaje pytanie zasadnicze a brzmi ono: „czy macie Wy i ja także, świadomość na poważnie tego, że kiedyś w końcu umrzemy?” Życie jest po to aby żyć, aby czynić dobro, aby dawać świadectwo prawdzie, aby poznawać Boga, pogłębiać wiarę, szerzyć nadzieję i dobre słowo. To jednak nie zmienia, faktu, że świadomość własnej śmierci także powinna w nas być rozeznana.

Czasem bywa tak, że nie warto pewnych kwestii zostawiać na sam koniec. I tak jest w przypadku śmierci, otóż mówienie w stylu: „nad śmiercią będę myślał gdy będę na progu życia i śmierci”, jest co najmniej nieodpowiedzialne. Otóż skąd możemy mieć pewność, że śmierć nie przyjdzie na nas nagle? Lub czy aby nie zagubimy się tak poważnie na drodze naszego życia, że w chwili śmierci zapomnimy o Bogu, zapomnimy zawołać: „Panie ratuj, Panie Przybądź”.

Dziś chcemy podzielić się z Wami, pewną historią opartą na faktach. Historią która jest niezwykła ze względu na „nadprzyrodzoną interwencję”. W roku 1930 ksiądz Adam Sikora pracował jako Wikariusz parafii w Borysławiu.

Pewnego razu gdy ksiądz Adam położył się już do swojego łóżka i zasnął, ktoś nagle zapukał do zamkniętej okiennicy. W konsekwencji tego ksiądz obudził się i usłyszał głos, będący ponagleniem: „proszę zaraz iść do chorego, który dogorywa w bloku przy ulicy Sobieskiego numer 50, na drugim piętrze”.

Ksiądz wyszedł sprawdzić kto go woła, okazało się jednak, że nikogo tam nie było. Za drugim razem było podobnie. Dopiero za trzecim razem postać ta weszła do środka, a był to starszy wiekiem mężczyzna, który chwycił leżącego księdza a następnie wyrzuca go z łóżka i mówi do niego surowym głosem: „natychmiast idź pod wskazany adres, bo ten człowiek umiera”. Po tych słowach tajemnicza postać znikła, a ksiądz Adam bez zbędnego zwlekania, natychmiast udał się pod wskazany adres.

W pierwszej kolejności jednak udał się prosto do kościoła aby wziąć Najświętszy Sakrament i święte oleje, po czym poszedł na ulicę Sobieskiego. Bardzo szybko okazało się, że osoba, która mieszka pod tym adresem jest niewierząca, a był to lekarz. W drzwiach do mieszkania ukazała się żona chorego i pyta zdziwiona: „Kto księdza sprowadza tutaj o tej porze? Ani mąż ani ja, nie prosiliśmy o to, oboje jesteśmy niewierzący. Zbyteczna fatyga księdza”.

Ksiądz Adam odpowiedział, że wezwał go do chorego jakiś stary mężczyzna. Żona chorego zaskoczona tą historią, zdecydowała się wprowadzić księdza do pokoju chorego, który zadaje pytanie: „kto księdza do mnie sprowadził”? Na to Adam Sikora relacjonuje przebieg potrójnego wezwania, przez jakiegoś starszego mężczyznę z siwą brodą, który dosłownie wyrzucił go z łóżka i nakazał spieszyć pod podany adres.

Lekarz na to zamyślił się i polecił żonie aby ta z sąsiedniego pokoju przyniosła pewien obraz. Ksiądz Adam natychmiast rozpoznał, że to właśnie ta postać z obrazu go wezwała tutaj. Wówczas lekarz rozrzewnionym głosem opowiedział jak to jego matka, ten obraz przedstawiający Świętego Józefa, przekazała mu wraz z modlitwą zapisaną na kartce. Modlitwą do Świętego Józefa o szczęśliwą śmierć i nakazała mu aby tę modlitwę odmawiał przez całe swoje życie.

Chory powiedział również, że chociaż stracił wiarę, to jednak wraz ze swoją żoną, aby dotrzymać dane słowo matce, odmawiał tę modlitwę, po czym konkludował: „Teraz widzę, że Święty Józef nie pozwolił mi zginąć marnie. Proszę mnie wyspowiadać i pojednać z Bogiem”. Po spowiedzi przyjął pobożnie Komunię Świętą, jako Boski pokarm na drogę wieczności oraz sakrament namaszczenia świętym olejem.

Po wszystkim ksiądz Adam wyszedł. Nie zdążył jednak nawet dojść do windy jak nadbiegła żona chorego i płacząc zawołała: „Księże mój mąż kona!” Wrócił więc kapłan aby odmówić modlitwę za konającego. Powyższą historię opowiedział sam ksiądz Adam Sikora, na spotkaniu księży Diecezji Przemyskiej w roku 1954.