Po ataku niedźwiedzia w Bieszczadach. Eko-aktywista zakłócił spokój misia, sprawdzając, czy nikt nie zakłóca spokoju.

Po ataku niedźwiedzia w Bieszczadach. Eko-aktywista zakłócił spokój, sprawdzając, czy nikt nie zakłóca spokoju.

14.11.2023 po-ataku-niedzwiedzia-ekoaktywista-zaklocal-spokoj-sprawdzajac-czy-nikt-nie-zakloca-spokoju

Niedźwiedź. Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay

Osobą zaatakowaną przez niedźwiedzia w Bieszczadach jest ekoaktywista, który w swoim mniemaniu sprawdzał, czy leśnicy nie zakłócają spokoju zwierzęcia. Tymczasem sam zakłócił spokój niedźwiedzia i teraz z licznymi obrażeniami leży w szpitalu.

Do ataku niedźwiedzia doszło w okolicach dawnej wsi Hulskie w Bieszczadach 12 listopada. Początkowo w eter poszedł komunikat, że zaatakowany został turysta.

Akcja ratunkowa trwała trzy godziny, a uczestniczyli w niej licznie GOPR-owcy i strażacy. Ze względu na trudny teren do poszkodowanego nie można było dojechać ani quadem, ani wózkiem transportowym. Ranny mężczyzna był niesiony na rękach.

54-letni mężczyzna trafił do szpitala. – Odniósł rany szarpane i kąsane twarzoczaszki, a także ramienia oraz pleców. Został chirurgicznie zaopatrzony. Jest przytomny i w logicznym kontakcie. Rokowania są dobre – mówiła Aneta Zwarig ze szpitala w Krośnie.

Atak niedźwiedzia. To aktywiści zakłócili spokój zwierzęcia

Nowe informacje na temat incydentu z niedźwiedziem przekazało Nadleśnictwo Lutowiska. Okazało się, że spokój niedźwiedzia zakłócił aktywista, który pojawił się tam, by sprawdzić, czy spokój niedźwiedzia nie jest zakłócany. To nie jest żart.

Jak wyjaśniają leśnicy, w okolicy gawry od maja prowadzono prace hodowlane, ale nie zbliżano się do samej gawry. To jednak nie podobało się aktywistom. Słali oni różne pisma o konieczności utworzenia strefy ochronnej wokół miejsca gawrowania niedźwiedzia.

Nadleśnictwo Lutowiska prace wstrzymało wraz z końcem października. „Powieszono fotopułapkę, która miała monitorować okolicę gawry” – czytamy.

Trwała procedura tworzenia wspomnianej strefy, o czym -zdaniem leśników – aktywiści doskonale wiedzieli. Mimo to postanowili pojawić się w tym miejscu, by sprawdzić, czy leśników tam nie ma. Zapuścili się za daleko. Wtedy niedźwiedź zaatakował.

„Niestety, w niedzielny wieczór 12 listopada naruszyli spokój gawrującego zwierza, prowokując dramatyczną sytuację, której stali się uczestnikami. Podkreślam fakt, że skoro sami składali wniosek o utworzenie strefy, winni zachować reguły, jakie wynikają z tej sytuacji” – pisze Nadleśnictwo Lutowiska.

Aktywista Łukasz Synowiecki z Inicjatywy Dzikie Karpaty, który towarzyszył poszkodowanemu koledze, a więc także naruszył reguły i zakłócił spokój niedźwiedzia, portalowi nowiny24.pl przesłał oświadczenie. Można je skrócić następująco: aktywiści chcieli dobrze, ale popełnili błąd.

„Niestety, nie dochowaliśmy należytego bezpieczeństwa i stąd atak niedźwiedzia. Bogatsi o to trudne doświadczenie, prosimy jeszcze raz – potraktujmy sprawę ochrony niedźwiedzi na poważnie. Nie wchodźmy im w drogę, twórzmy strefy ochronne w miejscach ich bytowania do których nie będą wchodzić ludzie, w tym ani leśnicy ani aktywiści, edukujmy o zagrożeniu” – oto fragment oświadczenia Synowieckiego.