Po co badać Układ Słoneczny? Niezrealizowane plany. Z Turbacza 3
Wspomnienia kosmicznego marzyciela.
Mirosław Dakowski, październik 2023
Zdecydowałem się i poszedłem w wieku lat 16 na studia fizyki, mniej chyba dla samej fizyki, a więcej, by wynaleźć silnik jonowy… i polecieć na księżyce Saturna.
Koniec lat 50 i początek 60-tych zeszłego wieku to okres gdy fizycy, odkrywcy in spe, bardzo wiązali swoje nadzieje z rozwojem energetyki jądrowej i jądrowych napędów. Czytaliśmy wtedy, że moc rakiet związana jest z trzecią potęgą prędkości wylatującej z dyszy materii. Dlatego myślałem wtedy o stworzeniu silnika jonowego, w którym jony wylatujące miały mieć prędkość porównywalną z 1/5 czy 1/3 prędkości światła. Mój kolega, prawie przyjaciel Eryk już na początku naszej pracy w Instytucie Badań Jądrowych zastanawiał się nad możliwością stworzenia lasera gamma. To miało prowadzić do silnika fotonowego, niezbędnego w dalekich lotach.
Ja rozważałem budowę paraboloidalnego zwierciadła na bazie magnesów nadprzewodnikowych do wysyłania ściśle równoległej, czyli nie rozbieżnej wiązki fragmentów rozszczepienia. W tym celu konieczny był miniaturowy akcelerator liniowy [protonów lub alfa] do bezpiecznego produkowania rozszczepienia, bez niebezpieczeństwa efektu lawinowego istniejącego w zwykłych reaktorach.
Profesor Andrzej Sołtan, któremu o tych marzeniach mówiłem, stwierdził sarkastycznie, ale dobrotliwie, przyzwalająco, że to możliwe, ale konieczna jest wzrost intensywności wiązek akceleratora mniej więcej 10 do 12 rzędów wielkości. Na przykładzie miniaturyzacji elektroniki widzimy, że nie była to mrzonka.
W latach 60-tych zeszłego wieku realnym wydawało się, że pierwszy lot na Marsa może nastąpić w końcu XX. Dopiero gwałtowne wstrzymanie programów kosmicznych w USA i w sowietach na początku lat 70 uczyniły nierealnymi te marzenia i perspektywy.
Energię do napędzania silników rakiet planowaliśmy uzyskać z rozszczepienia lub syntezy cząstek alfa z protonów. To ostatnie czyli energia syntezy, mówiono nam, młodym fizykom, że jest już bardzo blisko. Tymczasem później, około 20 lat temu mówiono kwaśno, że więcej uczonych w Holandii żyje z badań nad rakiem niż ludzi na raka umiera.
Podobnie wyglądały, jak się obecnie okazuje, badania nad syntezą lekkich jąder czyli fuzji.
2 do 3 lat przed lotem Hermaszewskiego uznałem, że władzom sowieckim ze względów propagandowych potrzebny będzie kosmonauta z krajów satelickich. Ponieważ nasz bliski znajomy, pianista i kompozytor Piotr Perkowski przyjaźnił się z generałem Jaruzelskim, przez niego przekazałem generałowi propozycję [propozal] lotów w przestrzeń okołoziemską w celu poszukiwania pierwiastków superciężkich. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze czy istnieją bardzo długożyciowe superciężkie pierwiastki [to znaczy o Z od 110 do 126]. Proponowałem więc poszukiwania z kosmosu przy pomocy emulsji jądrowych oraz nowych wtedy, rewelacyjnych, a przez nas rozwijanych, detektorów krzemowych. Mieliśmy już wtedy „teleskop” do pomiaru tak energii, jak i Z oraz A cząstek.
Ponieważ pisałem do wojskowego, podkreśliłem sprawę wielkiej ilości neutronów [krotności] oczekiwanej dla superciężkich tak teoretycznie, jak i z ekstrapolacji pomiarów dla pierwiastków poza-fermowych [Z>100]. Superciężkie powinny mieć krotność ok. 10-13, w porównaniu do ok. 2.5 dla Pu i U. To bardzo istotne dla miniaturyzacji ew. przyszłych pocisków jądrowych z superciężkich. Dla dział? Nie pomogło…
Z obecnej perspektywy widzimy, że przy pomocy różnych wariantów syntezy ciężkich pierwiastków [U+Kr itp .. ] można uzyskać jednie krótko-życiowe izotopy superciężkich, a do środka „wyspy stabilności” brakuje jeszcze kilkunastu, może dwudziestu kilku neutronów, których nie wiadomo, skąd wziąć. Może uda się ją uzyskać doświadczalnie, ale nie będą to czasy życia milionów lat, może jednak np. pojedynczych lat?
Niestety wtedy moja kandydatura została odrzucona z powodu – jak prywatnie powiedziano – mojego katolicyzmu. Po paru latach poleciał członek partii.
Dla mnie w marzeniach podróż na księżyce, na przykład Saturna, miała wtedy znaczenie głównie turystyczne. Istotne jednak było, jak skrócić takie loty do minimum. Chciałem to uzyskać przy pomocy wynalezienia silników jonowych o ogromnej mocy.
Równie istotne było zagadnienie, jak zbudować osłonę przed promieniowaniem kosmicznym, oraz jak, już tam na miejscu zbudować mieszkania, laboratoria na tyle w cieniu czy w głębi skal, by promieniowanie kosmiczne przestało zagrażać zdrowiu ludzi.
W latach 70 szukaliśmy pierwiastków superciężkich wszędzie: W złocie PRL-u [mogłem mieć do dyspozycji całe złoto Mennicy], eka-złota [Z=110] szukaliśmy w kosmosie, w skałach przywiezionych przez NASA z Księżyca.
Stworzyliśmy zespoły międzynarodowe pod wspólną nazwą Lunatic Azylum [spontanicznie! jeszcze wtedy było to możliwe!]. Oceniliśmy wiek dostarczonych nam skał księżycowych, niektórych, wybranych, na ponad 3,5 miliarda lat. Ja szukałem tam śladów rozszczepienia na trzy fragmenty, które by świadczyły że pochodzą one z pierwiastków superciężkich. Żadnych rewelacji jednak nie znaleźliśmy.
Tych skał było kilkadziesiąt kilogramów, z pewnością z Księżyca, bo koledzy mineralodzy stwierdzali ich całkowitą inność od skał ziemskich i od meteorów.
Są krytyczne analizy wskazujące na realne, nie domniemane sprzeczności w zdjęciach z pierwszych wypraw na Księżyc. Mogą jednak dotyczyć wypraw Apolla 11 czy 12. Może te zdjęcia i filmiki rzeczywiście były zrobione w studio na Ziemi, zapewne przez reżysera „Odysei kosmicznej” Stanley’a Kubricka.
Jednak my, badacze różnych specjalności [geochronologia, krystalografia, mineralogia, rozszczepienie, biologowie – którzy szukali bakterii] w skałach księżycowych, pracowaliśmy na skałach z wypraw Apolla 15 do 18, na pewno autentycznych.
Ja szukałem tam śladów [traków] rozszczepienia super ciężkich. Ślady te powinny mieć kształty nie pałeczek, jak w rozszczepieniu podwójnym, lecz litery Y, bo według teorii rozszczepienia, oraz według ekstrapolacji z badań pierwiastków ponad fermem [Z= 100], w okolicy pierwiastków o Z równym 114 do 120, powinno być dużo rozszczepień na trzy porównywalne fragmenty. Piękne były kryształy oliwinu księżycowego, ale śladów pierwiastków superciężkich nie znalazłem.
Po paru latach nasze Lunatic Asylum rozpadło się, równie spontaniczne jak powstało.
Byli tam zdolni ludzie z wielu specjalności, wspólnie więc napisaliśmy list – memoriał do NASA dotyczący lotów międzyplanetarnych, czyli poza sferę Ziemi, a nawet poza Marsa.
Pisaliśmy, że do dalszych lotów nie należy startować z Ziemi. Należy najpierw zbudować przestrzeń życiową pod skałami na Księżycu, by pozbyć się niebezpiecznego promieniowania kosmicznego. I tam, z surowców księżycowych, budować statki do startu z orbity księżycowej, dopóki nie będzie dobrego silnika jonowego czy fotonowego.
A i tak, tymi dwoma rodzajami napędu nie można przecież startować z Ziemi, tylko z próżni, z orbity. Ileż byłoby zniszczenia, gdyby takie rakiety startowały z Ziemi!
Były wyliczenia, że start z orbity księżycowej pozwoli zmniejszyć 10 do 30 razy ilość paliwa, bo uniknie się tak oporów powietrza w atmosferze, jak i strat energii na oderwanie od grawitacji ziemskiej. Rakieta z orbity Księżyca będzie mogła lecieć szybciej i przenieść na Marsa większą masę pożyteczną.
Niestety wtedy nagle oba mocarstwa wyhamowały swoje programy kosmiczne. A obecnie programy te rozproszone są między konkurujące państwa i firmy.
Zamiast wspólnego wysiłku w kierunku poznania Układu Słonecznego, „międzynarodowy Planista [pederasta?}” buduje religię synkretyczną, Zielony Ład, totalitarną medycynę itp, czyli antycywilizację.
Nie chcą pamiętać o losie Wieży Babel, nawet na niej wzoruje się w swej stolicy.