Powrót komuny
Izabela BRODACKA
Komuno wróć. Obecnie często słyszę to hasło. Najczęściej wypowiadane żartobliwie, z dystansem. W ten sposób ludzie w swym mniemaniu światli wyrażają nie tyle tęsknotę za dobrodziejstwami komuny co niezadowolenie z naszej ułomnej pseudo-demokracji.
A swoją drogą – choć stan państwa za czasów tak zwanej komuny był beznadziejny jednak pewne rzeczy były niemożliwe.
Nie byłoby na przykład możliwe aby słynny doktor Koperta zajmował wysokie stanowisko państwowe. i to zarówno za rządów tak zwanej „dobrej zmiany” jak i obecnej, „złej zmiany”.
[dla młodzieży: google wskazują, że to prof. Tomasz Grodzki. był czymś – tam w parlamencie; kwitnie dalej md]
Nie byłoby możliwe wyrzucenie z mieszkania komunalnego na bruk wielodzietnej rodziny pod pretekstem, że dochód na głowę w tej rodzinie przekracza o parę groszy wyznaczoną kwotę.
Nie byłoby możliwe odbieranie dzieci z domu rodzinnego za nieład w mieszkaniu czy muszki owocówki w kuchni.
Komuniści nie byli aż tak głupi jak ministrowie obecnego rządu. Moi rozmówcy posługujący się persyflażem dla podkreślenia swej przynależności do światłej części ludzkości nie widzą i nie rozumieją chyba tego, że komuna już wróciła i to dosłownie, w swej najgorszej postaci. Dowodów na to nie brakuje.
Fala obraźliwych pomówień wobec demokratycznie wybranego prezydenta pana Karola Nawrockiego przypomina jak za czasów komuny Władysław Gomułka, którego inteligencja określana była przez żartownisiów jako jedna czwarta nogi stołowej, w słynnym przemówieniu sejmowym ośmielił się nazwać Janusza Szpotańskiego, autora wspaniałych tekstów, obnażających intelektualną i moralną nędzę systemu, „ człowiekiem o moralności alfonsa”.
Inny znaczący przykład. Jak się dowiedzieliśmy obrońca polskich granic Robert Bąkiewicz otrzymał decyzją sądu zakaz zbliżania się do granicy polsko niemieckiej na odległość poniżej kilometra. I tak łaskawie go potraktowali.
Moja ciocia miała po wojnie zakaz zbliżania się do swego dworku na odległość mniejszą niż 50 kilometrów. To samo dotyczyło wielu byłych ziemian. Pewna właścicielka majątku na Pomorzu odzyskała pamiątki rodzinne i zdjęcia tylko dzięki oficjalistom, których ten zakaz nie dotyczył, więc wynosili co się tylko dało i uczciwie oddawali właścicielce.
Idiotyzm zakazu zbliżana się przez Bąkiewicza do granicy z Niemcami obnaża fakt, że mieszkając w Polsce czyli w strefie Schengen Bąkiewicz ma prawo swobodnie przekraczać tę granicę kiedy tylko zechce. W jaki sposób zatem Bąkiewicz miałby realizować swoje unijne prawa? A może jest już extra legem ( wyjęty spod prawa) i każdy może go bezkarnie zastrzelić jak Clinta Eastwooda odtwarzającego rolę bohatera słynnego, amerykańskiego westernu z 1976 roku nakręconego na podstawie powieści Forresta Cartera o tytule właśnie: „Wyjęty spod prawa”.
A gdyby odwoływać się do tradycji Polski szlacheckiej powinniśmy zapytać – jak ciężkie przestępstwa popełnił Bąkiewicz, że dotknęła go infamia?
Tak się jednak składa, że ustrojem Polski jest podobno demokracja liberalna, system, w którym wyjęcie spod prawa jest z założenia niemożliwe. Wniosek jest prosty- to co spotyka Bąkiewicza to czyste bezprawie. Jak za komuny pod której rządami jak to zauważył Orwell w „Folwarku zwierzęcym”- „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych”.
Wyróżniającą cechą komuny była nowomowa, zmiana sensu słów między innymi przez dodawanie do jakiegoś słowa przymiotnika, który całkowicie zmieniał jego znaczenie. Na przykład „demokracja ludowa” czy „demokracja socjalistyczna” nie miały nic wspólnego z prawdziwą demokracją. Jak żartobliwie mówiono – demokracja ludowa czy socjalistyczna miały tyle wspólnego z demokracją co ma krzesło elektryczne ze zwykłym krzesłem. Demokracja socjalistyczna był to okrutny komunistyczny reżim mordujący i torturujący ludzi uważnych za wrogów klasowych. Obecnie zamiast demokracji, której definicja i charakterystyka jest przecież od wieków znana mamy „demokrację walczącą”.
Reżim Tuska wręcz odruchowo włazi – jak widać – w komunistyczne walonki.
Kolejną niezwykle charakterystyczną cechą reżimu komunistycznego było instrumentalne traktowanie prawa. Prawo służyło jako młot na czarownice, jako narzędzie walki ze znienawidzonymi przez komunistów przedstawicielami klas wyższych i duchowieństwa. Naginanie prawa, rozprawy odbywające się w więziennej celi przed samą egzekucją, produkowanie dyspozycyjnych sędziów w słynnej „duraczówce” czyli Wyższej Szkole Prawniczej imienia Teodora Duracza w Warszawie to najistotniejsze cechy systemu prawnego Polski Ludowej. Duraczówka była to stalinowska szkoła prawnicza działająca w latach 1948- 1953, powołana zarządzeniem ówczesnego ministra sprawiedliwości i dająca po dwuletnich studiach uprawnienia sędziowskie oraz prokuratorskie zaufanym systemu komunistycznego. Do duraczówki przyjmowano z polecenia PZPR osoby posiadające średnie wykształcenie choć to ostatnie kryterium na ogół nie było spełnione.
Obecnie nie brakuje nam dyspozycyjnych sędziów i prokuratorów, a instytucje też są powoływane zarządzeniami a nie ustawami sejmowymi. Najistotniejszą cechą reżimu komunistycznego była bezwzględna walka z instytucją Kościoła Katolickiego i jej przedstawicielami. 22 września 1953 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie ogłosił wyrok, skazujący bp. Czesława Kaczmarka, ordynariusza diecezji kieleckiej, na 12 lat więzienia. Biskup, podobnie jak ksiądz Olszewski był torturowany w więzieniu i zmuszany do obciążających go i innych zeznań. Również podobnie jak obecnie przeciwko niewinnemu biskupowi wystąpili liczni przedstawiciele elit artystycznych. Miedzy innymi Tadeusz Mazowiecki we „Wrocławskim Tygodniku Katolickim” przekonywał: „ku tej szkodliwej działalności kierowały ks. bp. Kaczmarka i współoskarżonych poglądy prowadzące do utożsamiania wiary ze wsteczną postawą społeczną, a dobra Kościoła z trwałością i interesem ustroju kapitalistycznego”.
Reakcją społeczeństwa na zakłamany i opresyjny system polityczny był dowcip choć opowiadanie dowcipów było penalizowane jak obecnie ma być penalizowana „mowa nienawiści” czyli niezwykle trafne Memy mówiące więcej niż tysiąc słów.