Wystrugani ze zgniłego banana.

Wystrugani ze zgniłego banana.

Izabela BRODACKA

Od dawna panuje przeświadczenie, że do polityki dobierani są ludzie na zasadzie selekcji negatywnej. Jest to zjawisko przede wszystkim z pogranicza socjologii, psychologii oraz ekonomii. Podobnie było z zawodem nauczyciela za czasów PRL. Do zawodu nauczyciela wchodziło się – jak twierdzono – poprzez selekcję negatywną gdyż pensje nauczycieli były tak niskie, a praca tak wyczerpująca, że kto mógł uciekał od tego zajęcia. Poza tym na wydziałach przyrodniczych obok specjalności teoretycznej i doświadczalnej istniała sekcja ogólna, którą wybierali z konieczności najsłabsi studenci. Przy pewnych staraniach mogli oni stać się w przyszłości dobrymi nauczycielami choć – zgodnie z przeświadczeniem ogółu – bez cienia talentu czyli tej iskry bożej, dzięki której nadawaliby się do uprawiania nauki.

Zawód naukowca cieszył się wówczas dużym społecznym poważaniem i dawał szanse na wyrwanie się z szarego socjalistycznego świata, wyjazdów a nawet przeniesienia się na upragniony Zachód. Zawód nauczyciela był na dole listy społecznego prestiżu choć dla wielu nauczycieli z powołania było to zapewne krzywdzące. Podobnie było w szkołach muzycznych i konserwatoriach. Osoby bez prawdziwego talentu muzycznego, które tam przypadkiem trafiły z konieczności uczyły potem w szkołach i ogniskach muzycznych.

Zawód polityka nie cieszy się obecnie społecznym prestiżem pomimo związanych z nim przywilejów. Jak mawiał Bismarck „ludzie nie powinni wiedzieć jak się robi kiełbasę i jak się uprawia politykę”.

I faktycznie jeżeli młody człowiek mówi, że chciałby zostać zawodowym politykiem odbierane jest to podobnie jak deklaracja, że chciałby pracować w rzeźni. Polityka traktowana jest jako brudna i niemoralna gra, w której udziału przyzwoity człowiek powinien unikać.

Osobnym problemem jest celowy dobór kadr do polityki. Polityk, który okrzepł w swoim zawodzie otacza się na ogół ludźmi wiernymi ale miernymi. Nie będzie przecież ryzykował, że ktoś okaże się od niego lepszy i zdystansuje go w hierarchii partyjnej.

Podobne zjawisko może występować również w innych dziedzinach ludzkiej działalności. W nauce – gdy znany i uznany naukowiec eliminuje kandydatów na asystenta potencjalnie od niego lepszych, w medycynie – gdy to samo robi ordynator, czy w wydawnictwie albo w teatrze.

Wprowadzenie systemu grantów niewiele w polskiej nauce zmieniło na lepsze, a nawet sytuację nauki paradoksalnie pogorszyło. Przyznawanie grantów nie ma wbrew pozorom nic wspólnego z realną oceną osiągnięć danego naukowca, jest to gra oparta na wymianie wzajemnych usług, najważniejszym celem placówki naukowej jest utrzymanie się na powierzchni w sensie ekonomicznym, a deklarowanie woli poszukiwania prawdy w czasach ponowoczesnych stało się wręcz humorystyczne.

Trudno sobie jednak wyobrazić, że do instytutów naukowych i innych placówek badawczych celowo przyjmowałoby się ludzi najgłupszych, najbardziej niemoralnych i sprzedajnych. Sprzedajność naukowców realizuje się poprzez ich podporządkowanie obowiązującym ideologicznym paradygmatom – wbrew ich prywatnym poglądom i co gorsza wbrew faktom. Żaden czynny naukowiec nie odważy się obecnie negować paradygmatu globalnego ocieplenia, co najwyżej będzie się wykręcał od jednoznacznych wypowiedzi.

Podobnie żaden lekarz, który nie chce narazić się na wykluczenie z zawodu, nie wypowiada się publicznie na temat ryzyka związanego ze szczepionkami przeciwko Covid-19. W najlepszym przypadku prywatnie odradza je pacjentom.

Tymczasem nasza klasa polityczna robi wrażenie celowo rekrutowanej przy użyciu selekcji negatywnej to znaczy celowego wyboru najgłupszych, najbardziej niemoralnych i sprzedajnych. Warto spróbować to wytłumaczyć bez użycia teorii spiskowych. Wprawdzie posłów na Sejm czy europosłów wybierają jak wiadomo obywatele, wybierają ich jednak spośród ludzi już wybranych, w ramach preselekcji, jaką jest tworzenie partyjnych list.

Człowiek, który ma dobry zawód, albo prawdziwą życiową pasję nigdy nie zgodzi się tracić czasu na noszenie teczki za partyjnym liderem niezależnie od tego jaką partię ten lider reprezentuje i jakie poglądy aktualnie głosi. Zawód polityka wybierają więc najczęściej ludzie mierni, który widzą w nim jedyną szansę na urządzenie się w życiu. Brak jest również związanych z polityką wielkich osobowości – ludzi, którzy mają własną wizję rozwoju kraju. Ci których przedstawia się jako wielkie osobowości czy postacie historyczne zostali najczęściej wykreowani, czyli jak mówi Stanisław Michalkiewicz wystrugani z banana. Dodam, że ze zgniłego banana.

Kreuje się ich lansuje, napompowuje ich żałosne ego tylko po to aby zdobyli pozycję społeczną i mogli służyć czyimś interesom grupowym. Pół biedy jeżeli jest to tylko interes jakiejś frakcji politycznej czy nawet przestępczej grupy interesu. O wiele gorzej gdy za judaszowe srebrniki politycy służą wrogom naszego kraju czy strukturom wobec kraju nadrzędnym, w których nasz kraj jest obszarem do zagospodarowania a jego obywatele jeszcze mniej liczącymi się pionkami, florą i fauną tego obszaru. Dziwne natomiast jest, że obywatele, którzy przeżyli czasy realnego socjalizmu i umieli sobie poradzić z jego orwellowskim językiem, dają się obecnie nabierać na tak prymitywne zabiegi socjotechniczne.

Nie do pojęcia dla mnie jest w jaki sposób Wałęsa, prymitywny cwaniak, postać wręcz humorystyczna, mógł zostać wykreowany na opatrznościowego męża stanu. Tym bardziej nie do pojęcia jest dlaczego ujawnienie, że był on zwykłym tanim donosicielem nie zmieniło w oczach wielu oceny jego postaci.

Nie do pojęcia jest również jak można poważnie traktować kłamliwego Pinokia skompromitowanego wieloma aferami, choćby dementi rządu Kataru w sprawie rzekomego zakupu stoczni, aferą hazardową, czy aferą Amber Gold. 35 lat prania mózgów w rzekomo wolnej Polsce bardziej zaszkodziło jak widać stanowi społecznej świadomości niż 70 lat komunistycznej propagandy za czasów realnego socjalizmu.

Można powiedzieć, że straciliśmy jako zbiorowość instynkt samozachowawczy.

Solidarność a ruch hipisowski

Solidarność a ruch hipisowski

Izabela BRODACKA

Co ma wspólnego ideologia hipisów z ideologią solidarnościową? To, że zarówno Solidarność jak i ruch hipisowski – twierdzę – zostały zainstalowane w Polsce przez służby.

Nie ma się o co obrażać, powszechnie wiadomo, że kraje satelickie sowieckiej Rosji upadały pod ciężarem głupoty własnego systemu, a klasa rządząca chciała pierestrojki przeprowadzanej w taki sposób, żeby nie tylko nic nie stracić lecz zachować wpływy oraz zyskać pieniądze i przejąć – jak to nazywał Marks – środki produkcji.

Charakterystyczne jest, że zarówno w Solidarności jak i w ruchu hipisowskim spotkały się odgórne tajne inicjatywy z autentycznym dążeniem społeczeństwa. Inaczej nie udałoby się zgromadzić w Solidarności 10 milionów członków, w tym wielu uciekinierów z PZPR. Nawet zatwardziali partyjnicy też chcieli zmiany sytemu, chcieli zostać kapitalistami, chcieli zastąpić swoje zależne od łaski akurat rządzącego kacyka przywileje – autentycznym bogactwem i przywilejami dziedzicznymi.

Dużo wcześniej – młodzi ludzie mieli dosyć peerelowskiej biedy i szarzyzny, chcieli kolorowo się ubierać i kolorowo żyć, chcieli popróbować narkotyków o których wyśpiewywali songi ich idole na przemycanych albo kupowanych w Peweksie płytach. Bliskie ich sercu były ideały wolnej miłości, a szczególnie im się podobała propozycja uprawiania miłości zamiast prowadzenia wojen.

Dla komunistycznej władzy natomiast dobry był i pożądany każdy sposób rozbrojenia młodzieży i odciągnięcia jej od polityki. Oddolna inicjatywa młodzieży spotkała się więc z perfidnym, dalekosiężnym planem komunistycznych służb. Dowodów na to, że komunistyczne służby wbrew pozorom sprzyjały rozwojowi ruchu hipisów w Polsce, oraz że niektóre komuny były pod opieką komunistycznych władz jest wiele. Jedną z takich ewidentnie tolerowanych a może nawet koncesjonowanych i „ prowadzonych” przez władze komun była organizacja niejakiego Proroka.

Prorok uważany za pierwszego i najwybitniejszego z polskich założycieli ruchu hipisów to pochodzący z podkrakowskiej wsi Józef Pyrz, malarz i rzeźbiarz po roku w zakopiańskiej szkole Kenara, oraz student filozofii na ATK. Rozpoczął on swoją misję latem 1967 r. w Mielnie, natomiast Idee hipisowskie wcielał w życie w komunie zorganizowanej w willi przy ul. Cyganeczki w Warszawie. Ta komuna była pewnego rodzaju wzorcem. Zasadą był brak zasad. Mieszkańcy komuny i ich goście sypiali na dwóch ogromnych własnoręcznie uszytych materacach. Niektórzy jej mieszkańcy pracowali ale zarobki szły do wspólnej kasy. Do szafy w korytarzu każdy wrzucał ubranie, w którym przyszedł z miasta, i wyjmował to, co mu się podobało. Według podobnych zasad funkcjonowały inne komuny czy pseudo komuny w Polsce.

Podobny styl prezentowała na przykład wspólnota tworząca teatr funkcjonujący przy Zakładach Azotowych w Puławach . Oni jednak, choć mieli podobno jak komuna Pyrza wspólne ubrania i pieniądze, skupieni byli na swojej artystycznej misji, a nie na realizacji narkotycznych, kolorowych snów.

Wracając do Proroka. Tylko ktoś bardzo naiwny mógłby uwierzyć, że bez parasola ochronnego ze strony służb można było przetrzymywać 60 osób w jakimś mieszkaniu czy willi. W PRL wystarczyło żeby w naszym mieszkaniu pojawił się kuzyn z innego miasta aby natychmiast odwiedził nas dzielnicowy. Po przyjeździe na wczasy na wieś, aby nie narazić się na kolegium, wszyscy pędzili zameldować się u sołtysa.

Jeszcze mniej prawdopodobna jest powielana w licznych hagiograficznych opisach wersja udziału komuny Proroka w inwazji wojsk sprzymierzonych na Czechosłowację. Jak pisze w swoim naiwnym tekście Grzegorz Łyś: <<Oprócz dywizji pancernych i zmechanizowanych LWP u schyłku lata pamiętnego roku 1968 ciągnęły na południe, ku granicy z Czechosłowacją, także gromady młodych ludzi w koszulach w psychodeliczne kwiaty. Przywódca polskich hipisów „Prorok” i jego najbliżsi uczniowie zabrali się na zlot w Dusznikach-Zdroju wojskową ciężarówką. Zrządzeniem losu zlot miał się rozpocząć w dniu, w którym wojska Układu Warszawskiego wkroczyły do Czechosłowacji, by zdławić praską wiosnę. Od rana nad Dusznikami huczały ciężkie wojskowe transportowce, a na przygranicznych drogach dudniły czołgi. I oto, w tej właśnie chwili, wśród spanikowanych kuracjuszy pojawił się w parku zdrojowym Prorok– w białej narzutce na głowie i z naręczem kwiatów w ręku – by głosić wszem i wobec: „make love, not war.”>>

Zrządzeniem losu zabrali się wojskową ciężarówką” – naiwność tej relacji przekracza granice idiotyzmu. Wojska udającego się na akcję nie zatrzymaliby na szosie żaden autostopowicz czy autostopowiczka, nawet Miss Polonia, a co dopiero stado 60 hipisów. Udział komuny Proroka musiał być dokładnie zaplanowaną operacyjną grą, której celem było odwrócenie uwagi opinii publicznej od inwazji na Czechosłowację. Dlatego tak uprzejmie wiozła hipisów do Dusznik wojskowa ciężarówka, a potem zapewniono im posiłki i kwaterę w schronisku Pod Muflonem. Powstanie wzorcowej komuny Proroka było częścią planu rozbrajania polskiej młodzieży. Najlepszy dowodem tego jest fakt, że Prorokowi i jego ludziom udzielał przez pewien czas schronienia klub ZMS na warszawskiej Starówce.

Ruch hipisów powstał w styczniu 1967 roku podczas festiwalu o nazwie The World’s First Human Be-in w dzielnicy Haight-Ashbury w San Francisco. Tego dnia naukowiec z Harvardu Timothy Leary ogłosił ostateczny zmierzch starych amerykańskich bogów, pieniądza i pracy oraz początek nowej religii miłości i wolności opartej na buddyzmie zen. Jej sakramentem było LSD. Idee te były kontynuacją koncepcji wyrażanych w imieniu pokolenia beatników przez Allena Ginsberga i Michaela McClure. Pomimo szalejącej w Polsce cenzury idee owe gorliwie i skrupulatnie rozpowszechniał tygodnik Forum. Dziewczyny i chłopcy szyli sobie kolorowe stroje, a zamiast LSD musiał im wystarczyć rozpuszczalnik tri. Wojowali z władzą i z kościołem.

W latach osiemdziesiątych Pyrzowi pozwolono emigrować do Francji gdzie lansował się – to też typowe – jako gorliwy katolik.

Opiekuńcze państwo, czyli kij na psa

Opiekuńcze państwo, czyli kij na psa

Izabela BRODACKA

Prokurator Wyszyński mawiał: „dajcie człowieka a paragraf się znajdzie”. Przysłowie mówi: „zawsze się znajdzie kij na psa”.

Unia Europejska a także polskie tubylcze władze w fałszywej trosce o nasz byt i nasze zdrowie wprowadzają kolejne podatki i ograniczenia. W Warszawie do końca czerwca mają trwać konsultacje społeczne dotyczące zakazu sprzedaży alkoholu w nocy. Zgodnie z przepisami, rada gminy może wprowadzić ograniczenie nocnej sprzedaży alkoholu dla całego miasta lub jedynie jego części. Ograniczenie może objąć maksymalnie okres od godz. 22:00 do godz. 6:00 i ma dotyczyć tylko sklepów oraz stacji benzynowych. Nocny zakaz nie będzie obowiązywał punktów gastronomicznych. Dotychczas z takiego rozwiązania skorzystało około 10% gmin w Polsce.

Argumenty zwolenników tego rozwiązania wydają się być słuszne. Zakaz nocnej sprzedaży alkoholu, czyli częściowa prohibicja, statystycznie rzecz biorąc zmniejszy ilość wypitego rocznie alkoholu na głowę obywatela RP (wliczając noworodki). Być może zmniejszy liczbę wypadków komunikacyjnych spowodowanych przez pijanych kierowców. Zmniejszy liczbę nocnych awantur rodzinnych. Zwolennicy prohibicji zapominają jednak o konsekwencjach wprowadzenia prohibicji w Stanach Zjednoczonych. Prohibicja w Stanach Zjednoczonych trwała od 1919 do 1933 roku. Poprawkę do amerykańskiej konstytucji wprowadzającą prohibicję nazwano „szlachetnym eksperymentem”. Historycy uważają, że wprowadzenie prohibicji stało się przyczyną powstania czy okrzepnięcia w USA struktur gangsterskich. Tak czy owak – na pewno sprzyjało gangsterstwu poprzez prowokowanie organizacji nielegalnej produkcji alkoholu, przemytu tego alkoholu z innych krajów, oraz nielegalnej jego dystrybucji. Każdy zakaz generuje przestępstwa czy wykroczenia związane z przekraczaniem tego zakazu, daje również władzom przysłowiowy „ kij na psa” czyli możliwość prześladowania niewygodnych osób poprzez uruchomienie procedur prawnych związanych z przekroczeniem zakazu. Staje się łatwym źródłem korupcji władz.

Spróbuję to wyjaśnić na następującym przykładzie. Kiedy uczyłam w liceum, ściąganie traktowane było jako bardzo poważne wykroczenie. Przyłapanie na ściąganiu owocowało nie tylko niezaliczeniem konkretnej klasówki, mogło się stać przyczyną niezaliczenia przedmiotu, a nawet relegowania ucznia za szkoły. Sprawy ściągających były godzinami wałkowane na sesjach. Postanowiłam zlikwidować przestępstwo likwidując zakaz.

Oświadczyłam uczniom, że na klasówkach można mieć na ławkach wszystko – podręczniki, zeszyty, tablice, własne notatki. Pierwszą klasówkę musieliśmy wspólną decyzją wyrzucić do kosza. Zdezorientowani uczniowie grzebali bezmyślnie w zeszytach zamiast zabrać się do rozwiązywania zadań. Kolejne klasówki trwały 45 minut, uczniowie otrzymywali do rozwiązania trzy zadania. Pierwsze zadanie było łatwe, oparte na zadaniach przerobionych w klasie, a pełne rozwiązanie tego zadania dawało najniższą ocenę pozytywną. Wtedy było to 3 czyli dostateczny, obecnie byłoby to 2 czyli ocena dopuszczająca. Drugie zadanie było trudniejsze i za rozwiązanie dwóch zadań otrzymywało się ocenę dobrą czyli 4. Trzecie zadanie było zdecydowanie trudne i za bezbłędne rozwiązanie wszystkich trzech zadań uczeń dostawał ocenę bardzo dobrą czyli 5. Kolejność zadań była stała i uczniowie wiedzieli co ich czeka.

Najwyższą ocenę czyli 5+ dostawał uczeń, który błysnął inwencją. Zdarzało mi się, że rozwiązywałam jakieś zadanie w wyuczony toporny sposób, a błyskotliwy i zapewne leniwy uczeń rozwiązywał je inną, krótszą i bardziej elegancką metodą. Nie tylko go publicznie chwaliłam i przyznawałam, że nie przyszła mi nawet do głowy ta lepsza metoda lecz często, ku satysfakcji delikwenta, zapisywałam sobie rozwiązanie aby o nim nie zapomnieć.

Od drugiej klasówki problem oszustw przy ściąganiu przestał istnieć. Uczniowie zrezygnowali również z bezmyślnego grzebania w zeszytach, sięgali do notatek tylko w uzasadnionym przypadku. Likwidując zakaz – zlikwidowałam przestępstwo. W pewnym sensie byłam prekursorem wprowadzonych potem zmian w regulaminie matur, to znaczy prawa do korzystania w czasie egzaminu z tablic ze wzorami.

Nie tylko bezsensowny lecz nawet pozornie sensowny zakaz – twierdzę – generuje przestępstwo. Był moment, gdy w trosce o zdrowie dzieci zakazywano używania w szkolnych stołówkach soli. Dzieci przemycały sól w ubraniach, skrycie dosalały potrawy, nauczyciele tępili sól jak groźny narkotyk. Była to po prostu parodia.

Zwolennicy legalizacji marihuany twierdzą słusznie że jej legalizacja zlikwidowałaby cały przestępczy przemysł jej dystrybucji. Z drugiej strony legalizacja na przykład dopalaczy nie jest możliwa ze względu na zagrożenie śmiercią osób spożywających te substancje.

Nie podejmuję się rozstrzygać nawet polemicznie tych wszystkich złożonych sytuacji. Dyskusje na te tematy to najczęściej tak zwane „dyskusje akademickie” czyli nierozstrzygalne bicie piany.

Charakterystyczne dla współczesnego totalitaryzmu, który ukrywa się pod hasłem opiekuńczości państwa jest fakt, że w ramach legislacyjnej laksacji mnoży się przepisy regulujące drobne aspekty życia obywateli, ich dietę, sposób ogrzewania przez nich mieszkań, sposób spędzania czasu, dopuszczalny sposób poruszania się, natomiast liberalizuje się podstawową zasadę życia społecznego jaką jest ochrona życia. Troszcząc się aby dzieci nie jadły zbyt dużo soli, żeby ich rodzice nie spożywali alkoholu, nie tylko się dopuszcza lecz nawet wpisuje – jak we Francji – do konstytucji prawo do zabijania najmłodszych z nich, zupełnie bezbronnych.

Trzeba rozumieć, że ta fałszywa troska o nasz dobrostan daje władzy narzędzia do prześladowania nas, do odbierania nam dzieci, do narzucania nam obyczajów i sposobów postępowania. To never ending story. Można na przykład walcząc z otyłością Polaków wprowadzić podatek od otyłości. Osoby o BMI (body mass index) przekraczającym określoną wartość płacą podatek. Należy sobie uświadomić, że podobne regulacje służą wyłącznie obezwładnianiu społeczeństwa.

Totalitaryzm powrócił…

Totalitaryzm powraca

Izabela BRODACKA

Francja wpisała prawo do aborcji do konstytucji. Realnie grozi nam wpisanie prawa do aborcji do „karty praw podstawowych”. Znaczenie tych faktów jest ogromne i chyba nie doceniane. Jak świat światem kobiety dokonywały aborcji podobnie jak świat światem ludzie mordowali się nawzajem, okradali, oszukiwali i prześladowali. Zawsze było to zło, banalne zło. Wydawało by się zatem, że nic nie różni mordowania Żydów przez Niemców (hitlerowców, faszystów, czy jak kto chce – nazistów) od niezliczonych morderstw w historii ludzkości. A jednak różni! Mordowanie Żydów było ludobójstwem.

Z ludobójstwem mamy do czynienia gdy na podstawie pewnej wyróżniającej cechy wyklucza się jakąś grupę ludzi ze wspólnoty ludzkiej, wyjmuje się ich spod prawa. W przypadku Żydów tą wykluczającą cechą było pochodzenie etniczne.

W przypadku nienarodzonych dzieci jest nią wyłącznie fakt przebywania w łonie matki. Nie jest nią nawet niezdolność dziecka do samodzielnego życia bo w USA dozwolona była w niektórych Stanach tak zwana „późna aborcja” podczas której zdolne do samodzielnego życia dziecko zabijało się wstrzykując trującą substancję do macicy matki.

Zabijanie Żydów w hitlerowskich Niemczech było na mocy ustaw norymberskich obywatelskim obowiązkiem, a ścigani przez hitlerowskie prawo byli ci, którzy się z mordowaniem Żydów nie godzili.

Wpisanie prawa do aborcji do konstytucji czyni z zabijania nienarodzonych dzieci niezbywalne prawo człowieka takie jak – paradoksalnie- prawo człowieka do życia.

Ścigani przez sądy będą i już są- również w Polsce – ci, którzy się temu holokaustowi nienarodzonych przeciwstawiają. Nie bez przyczyny po II Wojnie Światowej proces niemieckich morderców odbywał się właśnie w Norymberdze, a niektórzy z nich zawiśli pokazowo na szubienicy.

Holokaust nienarodzonych też doczeka się – mam nadzieję – swojej Norymbergi. Stalinizm nie miał swojej Norymbergi i dlatego odradza się w konwulsjach jak odrastają obcięte głowy nie dobitego smoka. Nie chodzi tu wbrew pozorom o samych komunistów, ani o ich progeniturę roszczącą sobie prawa do dziedzicznych przywilejów. Stalinizmem nazywam tu każdą formę narzucania ludziom przemocą jakiejś utopii – wszystko jedno czy będzie to sprawiedliwość społeczna czy zielony ład.

Utopia to koncepcja wydumana, z pozorami słuszności czy nawet szlachetności, lecz nie do zrealizowania bez terroru i ludobójstwa. Zupełnie drugorzędną sprawą jest fakt, że twórcy i realizatorzy tych utopii nie stosują się sami do wyznawanych zasad. Komuniści, w tym polscy, lubowali się w niedostępnych dla społeczeństwa luksusach, w brylowaniu w domach wczasowych (domach pracy tfurczej, ortografia celowa ) utworzonych w zrabowanych dworach i pałacach oraz kawiorze kupowanym w sklepach za żółtymi firankami. Jak mówiono : „ naród pijał koniak ustami swoich przedstawicieli”.

Te wszystkie, ludzkie słabości można by im darować gdyby nie fakt, że ich następcy, ich mutanci, znowu chcą terroryzować ludzi, ograniczać ich wolność przekonań, swobodę wychowywania według tych przekonań dzieci, ograniczać wolność ekonomiczną i swobodę poruszania się. Postulatorzy „ zielonego ładu”, który jest przecież współczesną formą totalitaryzmu planują zamkniecie ludzi w „piętnastominutowych gettach”, zakazanie im poruszania się samochodami, na które tych ludzi stać, oraz drastyczne ograniczenie liczby dozwolonych podróży samolotem, podczas gdy sami latają tam i z powrotem odrzutowcami na nikomu nie potrzebne spotkania i konferencje. Chcą zrujnować obywateli cenami energii, pozbawić przez zbrodnicze regulacje prawne własności mieszkań i domów.

Z marksizmem łączy ich zarówno dogmatyzm propagowanych bredni jak i zapał w niszczeniu wszelkich form swobodnej działalności ludzkiej, niszczeniu życia człowieka. Komunizm zawalił się pod ciężarem własnej nieudolności. Pochłonął jednak miliony niewinnych ofiar. Zielony ład też się zawali lecz nieuchronnie kosztem ofiar, których przypuszczalną liczbę trudno obecnie oszacować. Redukcja CO2 – równie fikcyjny i bezsensowny cel jak światowe rządy proletariatu może doprowadzić do „Wielkiego Głodu” nie tylko w Europie lecz na całym świecie.

CO2 jest gazem życia, jest podstawowym surowcem asymilacji, a asymilacja roślin pierwszym etapem łańcucha pokarmowego czego nie rozumieją sprzedajni jak za czasów komunizmu uczeni. Młodzi aktywiści ekologiczni, nazywający sami siebie „ostatnim pokoleniem” płonącej rzekomo planety przyklejają się w Warszawie do asfaltu aby zablokować ruch samochodowy.

To następna cecha wspólna ekologizmu z komunizmem. Komunistyczni młodociani aktywiści, hunwejbini z czerwonego harcerstwa Kuronia jeździli rozkułaczać polskich chłopów kradnąc im ziarno siewne i zapasy żywności. Opisuje to Anna Bojarska w powieści z kluczem pod tytułem „ Czego nauczył mnie August”. Bez tych pożytecznych idiotów, (a może były to zwykłe młodociane szuje), sowietyzm byłby w Polsce trudniejszy do zainstalowania. Wracając do CO2 – jak stwierdzono wzrost poziomu dwutlenku węgla w atmosferze przyczynił się do znacznego ożywienia roślinności na dużych obszarach świata, w tym w regionie Sahelu. Jak pokazują badania, w ciągu ostatnich 20 lat odnotowano tam o 14% większy przyrost roślinności, co przyniosło wymierne korzyści dla lokalnej bioróżnorodności i produkcji żywności.

Ale cóż to obchodzi ideologów zielonego ładu, którzy chcą nas zagłodzić i karmić owadami. Zakaz stosowania paliw kopalnych może doprowadzić również do „Wielkiego Chłodu”. Ludzie będą umierać z wychłodzenia. Przymiotem wykluczającym, wyjmującym spod prawa, takim jak żydowskie pochodzenie w hitlerowskich Niemczech czy delikatne ręce w Kambodży Pol Pota jest jak widać obecnie samo człowieczeństwo.

P.S. Związek Radziecki jako pierwszy kraj na świecie zalegalizował w 1920 roku aborcję za sprawą komisarz ludowej do spraw społecznych Aleksandry Kołłontaj. Wprawdzie Stalin uchylił na wiele lat to prawo w 1936 roku ale tylko dlatego, że potrzebne mu było mięso armatnie do czynnej walki o pokój, którą miał zamiar dalej prowadzić.

Powszechne wywłaszczenie. Kataster, „dyrektywa budynkowa”…

Powszechne wywłaszczenie. Kataster, „dyrektywa budynkowa”…

Izabela Brodacka

W Polsce kilkakrotnie usiłowano wprowadzić podatek katastralny czyli podatek od wartości nieruchomości. Projektanci tego podatku nie ukrywali swoich intencji. Starzy ludzie – twierdzili- zajmują należące do nich domy i mieszkania o dużym, zbędnym dla nich metrażu. Jeżeli nie będzie ich stać na opłacenie podatku katastralnego będą zmuszeni te domy i mieszkania sprzedać. Z prawa popytu i podaży wynika, że ceny nieruchomości spadną i staną się one dostępne dla młodych rodzin wielodzietnych. Taka była oficjalna – oczywiście kłamliwa – wykładnia tego projektu.

Tak naprawdę beneficjentów Okrągłego Stołu czyli stalinowską grupę interesu drażniło, że niektóre należące do obywateli domy i mieszkania wymknęły im się z rąk. Ich przejęcie miało im zagwarantować wprowadzenie podatku katastralnego. Głosząc na użytek transformacji „święte prawo własności” tak naprawdę zamierzali pozbawić szerokie masy resztek tej własności.

Trzeba pamiętać, że wszelkie struktury totalitarne zawsze miały na celu pozbawienie ludzi własności i sprowadzenie ich- jak twierdzili dla ich własnego dobra- do roli łatwo sterowalnego bydła roboczego. Komuniści mieli to w programie i konsekwentnie realizowali przez długie lata swego panowania. W ZSRR udało im się to przeprowadzić skutecznie, natomiast w Polsce nie udało im się odebrać ziemi chłopom choć udało im się oskubać do gojej skóry (to nie literówka, tak żartobliwie mówił mój ojciec) ziemiaństwo i arystokrację.

To samo mają na celu obecni totalitaryści i wcale tego nie ukrywają. „ Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy bo wszystkie twoje potrzeby będą zaspokojone”. Koncepcje „miasta piętnastominutowego” przypominają dawne utopie takie choćby jak falanster. „Miasto piętnastominutowe to obszar, którego nie będziesz musiał opuścić aby zaspokoić wszystkie swoje potrzeby i załatwić wszystkie swoje sprawy”- głoszą hasła reklamujące tę utopię naiwnym. Początkowo, dla zachęty mówi się, że obywatel nie będzie miał potrzeby opuszczania swojej zagrody czyli obszaru, którego skrajne punkty można osiągnąć maszerując przez kwadrans niezbyt szybkim krokiem. Okazałoby się, że nie ma prawa go opuszczać, a władza zadba o jego dobrostan tak jak dba się o dobrostan bydła. Komuniści posługiwali się w realizacji swego terroru hasłem sprawiedliwości społecznej. Obecni totalitaryści walczą o dobro planety, której rzekomo grozi samospalenie jak pijakowi z opowieści Zoli. To zupełnie obojętne jakim hasłem posługuje się totalitaryzm. Jego celem jest zawsze zniewolenie człowieka.

Tak zwana „dyrektywa budynkowa” UE ma dokładnie ten sam ukryty cel jaki miało wprowadzenie podatku katastralnego. Tym celem jest pozbawienie ludzi własności mieszkań i domów. Jeżeli prawo nakaże modernizację wszystkich budynków tak, żeby były one zero-emisyjne ( cokolwiek to miałoby znaczyć) większości ludzi nie będzie stać na taką modernizację. Co gorsza kryteria totalitarystów spod znaku Zielonego Ładu nieustannie się zmieniają.

Ludzie nakłaniani do zamiany pieców węglowych na ogrzewanie gazowe, którzy w tę zamianę zainwestowali dowiadują się teraz, że gaz już też nie jest w porządku. Teraz trzeba zakładać pompy cieplne i ogrzewanie elektryczne. Każdy pretekst jest dobry do rabunku. Ludzie będą zmuszeni brać na te przebudowy kredyty pod zastaw nieruchomości. Nie będąc w stanie tych kredytów spłacać będą musieli dom czy mieszkanie sprzedać co spowoduje, że na rynku pojawi się wiele nieruchomości będących łatwym łupem dla rodzimych oligarchów. Oczywiście banki też będą przejmować nieruchomości za długi i sprzedawać z licytacji, często ustawionej, wybranym osobom.

Zadziałają wszelkie mechanizmy wywłaszczania społeczeństwa, których nie udało się uruchomić poprzez wprowadzenie podatku katastralnego. W zwalczaniu podatku katastralnego mam swoją znaczącą rolę więc mam prawo tym się przechwalać. Kiedy projekty wprowadzenia tego podatku były już mocno zaawansowane, a dyskutowana była tylko jego stopa, w mediach panowało na ten temat całkowite milczenie. Obowiązywała omerta. To milczenie udało mi się przerwać tylko dzięki ojcu Rydzykowi. Przez dłuższy czas pozwalał mi na antenie Radia Maryja poruszać w ramach „Rozmów Niedokończonych” różne ważne problemy społeczne, bez żadnej z jego strony cenzury. Pierwsza audycja na temat podatku katastralnego trwała do późnych godzin nocnych, jak pamiętam chyba do 3 nad ranem. Dzwoniło wiele osób z różnych krajów uzupełniając podane przeze mnie informacje i wnioski. Szczerze mówiąc dopiero po tej audycji stałam się ekspertem w sprawie podatku katastralnego.

Audycja przerwała omertę. W prasie zaroiło się od artykułów lepiej czy gorzej omawiających tę problematykę, pisałam o podatku katastralnym w „Naszym Dzienniku” oraz w „Ładnym Domu”, z którym to pismem wówczas współpracowałam. Umieściliśmy obliczenia symulacyjne, z których wynikało ile musiałby płacić miesięcznie tego podatku właściciel małego domku jednorodzinnego w Warszawie czy Krakowie. Nikogo z pracujących nie byłoby na to stać nie wspominając nawet o emerytach. Pomimo, że powstały rejestry katastralne nieruchomości, projekt upadł. Władze nie odważyły się prowokować buntu społecznego. Ku mojej prawdziwej satysfakcji premier Olszewski wioząc mnie kiedyś samochodem na jakieś seminarium, zacytował co mówiono na ten temat w Ministerstwie Skarbu. Jak powiedział, ktoś z ministerstwa zapytał go czy wie „kim jest to wstrętne babsko, które utrąciło taki wspaniały projekt?” Dodam, że rozmówca pana Olszewskiego zamiast terminu „utrąciło” użył terminu powszechnie znanego, choć bardziej wulgarnego, który Olszewski ku mojej radości zacytował dosłownie.

Innym sposobem przejmowania nieruchomości przez oligarchiczne grupy interesu było złodziejstwo niesłusznie zwane dziką reprywatyzacją. Okradani byli prawdziwi właściciele, a poszkodowani wyrzucani na bruk lokatorzy. Proceder ten firmowała, a także brała w nim osobiście udział Hanna Gronkiewicz Waltz.

„Pakt budynkowy” to kolejne bandyckie działanie mieszkaniowych rabusiów.

Jak w kalejdoskopie

Jak w kalejdoskopie

Izabela BRODACKA

Wiele osób zdumiewa zmienność poglądów, a przede wszystkim zmienność wyrażanych publicznie przez Donalda Tuska opinii. Tusk wydaje się nie liczyć z faktem, że pomimo przetrzepania i zniszczenia zasobów telewizyjnych istnieją nagrania jego licznych całkowicie sprzecznych z obecnymi wypowiedzi.

Nie tak dawno Tusk twierdził na przykład, że atakujący naszą wschodnią granicę przybysze z różnych egzotycznych krajów to biedni ludzie, kobiety i dzieci, którym należy się pomoc. Obecnie obiecuje skuteczną obronę polskich granic przed tymi nieproszonymi gośćmi, którzy okazują się w jego narracji być młodymi agresywnymi mężczyznami żądnymi zasiłków i zagrażającymi bezpieczeństwu społeczeństwa polskiego.

Kilka lat temu oskarżał o antyrosyjskość Jarosława Kaczyńskiego natomiast sam postulował przyjacielskie stosunki z Rosją „taką jaka jest”. Obecnie chce zorganizować komisję, której celem miałby być badanie rosyjskich wpływów w Polsce. Swoim wypowiedziom i ujawnionym w serialu „Reset” obciążającym dokumentom przeciwstawia całkowicie gołosłowne oskarżenia o prorosyjskość pod adresem Konfederacji i PiS.

Nie warto przytaczać innych całkowicie sprzecznych wypowiedzi tego człowieka. Przede wszystkim jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Tusk miał godnego siebie prekursora w Wałęsie z jego słynnym: „jestem za, a nawet przeciw”. Poza tym Tusk miał godnych siebie prekursorów również w elitach władzy PRL.

Poglądy partyjnych aparatczyków też zmieniały się i ewoluowały. W spektrum tych zmiennych poglądów znalazło się odchylenie prawicowe, za które Władysław Gomułka wylądował nawet w pudle. Znalazł się filosemityzm, bo jak wiadomo żona Gomułki była Żydówką, a chyba żonę trochę kiedyś lubił. Przy kolejnym obrocie areny politycznej, w 1968 roku, Gomułka okazał się groźnym antysemitą uczestniczącym – przynajmniej werbalnie – w prześladowaniu Żydów i wygrażającym na wiecach polskim syjonistom. Natomiast Edward Ochab podobno często mawiał: „co Oni zrobili z tym krajem” jakby nie należał do Onych i w tej robocie nigdy nie uczestniczył. Córki Ochaba brylowały w opozycyjnych salonach i przechowywały (też podobno) w tapczanie ojca najbardziej tajne dokumenty. Oczywiście były to salony opozycji kontraktowej inaczej zwanej kawiorową, która przeprowadziła kontrakt Okrągłego Stołu w interesie partyjniaków zorientowanych skąd wieje wiatr historii tudzież we własnym nie tyle opozycyjnym, co zupełnie prywatnym interesie. Ideowi komuniści ku zdumieniu szarych zjadaczy chleba okazywali się w czasie transformacji ustrojowej być odwiecznymi, wiernymi zwolennikami kapitalizmu i liberalizmu gospodarczego, wręcz leseferyzmu.

Wróćmy jednak do chwili obecnej. Koalicja 13 grudnia, która głosowała przeciwko zbudowaniu na granicy zapory i zarzucała poprzedniej władzy bezzasadne wydanie na tą inwestycję 1,5 miliarda złotych twierdzi teraz, że wydano zbyt mało. Nowa władza chce budować skuteczne umocnienia za 10 miliardów. Pikanterii tej zmianie frontu dodaje fakt, że skuteczna zapora ma się składać przede wszystkim z mokradeł i bagien. Jak żartowano w czasach PRL- „Droga do socjalizmu prowadzi przez Moczary i Bagna z Gomułką, Motyką i Kociołkiem.” Słabo zorientowanym przypominamy, że Moczar, Bagno, Motyka i Kociołek byli to komunistyczni aparatczycy.

Minister Obrony Narodowej Kosiniak Kamysz twierdzi, że Tarcza Wschód złożona z bagien i moczarów to inwestycja priorytetowa, a jej ocena jest jak powiedział „zerojedynkowa” Zapomniał, że Platforma prawie w 100% głosowała przeciwko budowie tej zapory. Wstrzymał się od głosu poseł Marcin Kierwiński ale za to nie klaskał – jak twierdzi – na filmie Agnieszki Holland. Sama Agnieszka Holland choć nie odszczekała kłamliwych insynuacji zawartych w filmie „ Zielona granica” , choć walczyła o to, żeby było tak, jak było wydaje się zmieniać stosunek do Tuska. „ Spodziewałabym się po nim innego języka” stwierdziła w rozmowie z Żakowskim. „Co z was za katolicy, macie krew na rękach” wrzeszczała na granicy jakaś nieznana mi zupełnie aktorka, a poseł Franciszek Sterczewski biegał z reklamówką z kanapkami dla „nachodźców”.

Wszyscy Oni przed wyborami pospiesznie zmieniają albo przynajmniej łagodzą swoje zdanie. Marszałek Hołownia zmienił zdanie w sprawie budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego czyli CPK zwanego przez dowcipnisiów „ Co Polacy Kombinują?”. CPK miał być przejawem gigantomanii poprzedniego rządu, miał być marnowaniem pieniędzy, a jego budowa powodowała wywłaszczanie ludzi z ziemi. Faktycznie nic takiego nie miało miejsca.

Prawdziwie wielką zmianę zapowiedziała wicemarszałek Niedziela. Odtąd będzie można wchodzić do Sejmu z psami. Oczywiście zaszczepionymi, oznakowanymi i w kagańcu. Pani Niedziela ogłaszając tę rewolucyjną zmianę w polityce państwa zapomniała, że swego czasu swobodnie łaziła po Sejmie suka Saba marszałka Dorna, a prześmieszne inwokacje do niej wygłaszał dotknięty chorobą filipińską Kwaśniewski. [Młodzi , nieoczytani pytają mnie, co to, więc wyjaśniam: był jak często, pijany w 3D; tym razem na Filipinach. md]

Posłanka Agnieszka Dominika Pomaska potwornie gorszyła się dotacjami rzędu 3 miliardów złotych na media publiczne za czasu rządów PiS. „Zapewniam, że z tym skończymy, że te pieniądze pójdą na leczenie nowotworów” – grzmiała. Obecny rząd dofinansował przejęte nota bene w bandycki sposób media publiczne kwotą 3,5 miliarda złotych. W ramach poprawy opieki nad ludźmi starymi likwiduje się dodatkowe emerytury, w ramach poprawy dostępu do mieszkań, które są jak twierdził Tusk prawem a nie towarem spowodowano, że ceny tych mieszkań poszybowały w górę, podobnie rosną ceny paliwa, a ceny energii powalą nas na kolana dopiero po wyborach. Wbrew zapewnieniom Tuska podpisany został pakt relokacyjny, a za każdego „nachodźcę”, którego nie przyjmiemy albo który ucieknie z naszego kraju będziemy płacić karę. W tej kwestii Tuska bezceremonialnie i niesolidarnie sypnął premier Francji Gabriel Attal.

Zdumieni tymi zmieniającymi się jak w kalejdoskopie obrazami nie rozumieją jaka jest podstawowa zasada, czyli принцип kalejdoskopu. Obrazki zmieniają się za każdym obrotem ale szkiełka pozostają te same.

=========================

MD: Gabriel Attal, jest pierwszym otwarcie homoseksualnym premierem Francji, ulubieńcem Macrona, też pedała.

Gdzie tu sens gdzie logika?

Gdzie tu sens gdzie tu logika?

Izabela Brodacka

W trosce o bezpieczeństwo dzieci, szkoły mają obecnie obowiązek żądać od każdej zatrudnionej osoby zaświadczenia, że nie figuruje ona w rejestrze pedofili. Dotyczy to również osób zupełnie przypadkowych i jednorazowych akcji. Na przykład szkoła zaprasza sokolnika aby dzieci mogły poznać tresowane przez niego ptaki. Dzieci to bardzo lubią, zabawa jest pouczająca, jednak większość indagowanych w tej sprawie treserów ptaków ma pełen portfel zamówień i nie ma najmniejszego zamiaru tracić czasu na załatwianie podobnych bezsensownych zaświadczeń. Bezsensownych, bo rejestr pedofili obejmuje tylko osoby już skazane za przestępstwa przeciwko dzieciom. Poza tym pokaz ptaków odbywa się w obecności nauczycieli, a często również rodziców i ewentualny ptasznik pedofil nie miałby najmniejszych szans aby zrealizować swoje podstępne plany.

Szkoły zatrudniające woźne, kucharki a nawet konserwatorów sprzętu (których przecież mógłby po prostu ktoś pilnować), toną więc pod zalewem papierków, sekretarki uginają się pod ciężarem biurokratycznych zadań narzuconych im przez pozorną troskę ustawodawcy o bezpieczeństwo dzieci, podczas gdy dokładnie w tym samym momencie (nie)rząd Donalda Tuska podejmuje decyzję o wprowadzeniu w polskich szkołach lekcji “edukacji seksualnej” opartej o standardy opracowane w Niemczech, a ukryte pod nazwą nowego przedmiotu “Edukacja zdrowotna”.
Autorem podstawy programowej tego przedmiotu, oraz koordynatorem zespołu odpowiedzialnego za stworzenie tej podstawy, ma być seksuolog Zbigniew Izdebski, współpracownik Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) odpowiedzialnej razem z rządem Niemiec za “Standardy Edukacji Seksualnej” przewidujące uczenie dzieci masturbacji oraz wyrażania zgody na seks.

Izdebski od 2010 roku jest współpracownikiem czy nawet ekspertem Instytutu Kinseya, którego twórca przeprowadzał pedofilskie eksperymenty na dzieciach oraz uczniem polskiego seksuologa, Andrzeja Jaczewskiego, popierającego wprost legalizację seksu dorosłych z dziećmi.

Według standardów WHO udział w lekcjach seksu jest przymusowy, a za odmowę udziału w nich dzieci, grozi odmawiającym rodzicom nie tylko grzywna czy więzienie lecz nawet ( jak w Niemczech) odebranie dzieci i pozbawienie praw rodzicielskich.

W Polsce prześladuje się ludzi również za mówienie o zagrożeniach związanych z „edukacją seksualną”.  Na rok ograniczenia wolności został skazany prezes Fundacji Obrony Życia Mariusz Dzierżawski, a kierowca tej fundacji Jan Bienias został skazany na 30 000 kary za organizację akcji “Stop pedofilii”. Przeciwko Fundacji toczy się obecnie ponad 130 procesów sądowych.

Wedle Standardów WHO i BZgA (Bundeszentrale für gesundheitliche Aufklärung ) już czterolatki należy uczyć o masturbacji, u dzieci w wieku 6-9 lat należy rozwijać rozumienie pojęcia „akceptowalny seks” oraz przekazywać im informacje na temat „praw seksualnych dzieci”, a nieco starsze dzieci mają posiadać „umiejętności negocjowania i komunikowania się w celu uprawiania bezpiecznego i przyjemnego seksu.” 

WHO jest agencją należącą do Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) , która już jakiś czas temu wydała raport mówiący o tym, że państwa powinny szukać prawnych możliwości legalizacji współżycia między dorosłymi a nieletnimi, o ile tylko nieletni „zgodzą się” na takie współżycie.  
Alfred Kinsey kilkadziesiąt lat temu badał „przeżycia seksualne” niemowląt w wieku od 4 miesiąca życia zlecając pedofilom stymulację seksualną tych dzieci. W oparciu o “badania” Kinseya przeszkolono w USA oraz Europie Zachodniej tysiące tzw. “edukatorów seksualnych”, którzy następnie ruszyli do szkół, aby “edukować” dzieci, spełniając w ten sposób żądania aktywistów LGBT od dawna domagających się objęcia wszystkich dzieci “edukacją seksualną”. 

Wyczerpująco piszą o tym w książce „ Kinsey – Seks i oszustwo” wydanej w 2002 roku przez wydawnictwo „Antyk” Marcina Dybowskiego jej autorzy – Judith Reisman oraz Edward Eichel. Miałam okazję tłumaczyć tę książkę, a właściwie poprawiać jej tłumaczenie. Pamiętam, że wiele osób twierdziło, że te aberracje nigdy nas nie dotkną. Tymczasem na Zachodzie, a szczególnie w Niemczech, gdzie już kilkadziesiąt lat temu wdrożono Standardy WHO i BZgA edukacja seksualna obejmuje nauczanie masturbacji już od przedszkola, zachęcanie dzieci do rozwiązłości seksualnej i oglądania pornografii, namawianie do aktów homoseksualnych, promocję aborcji, oraz naukę wyrażania zgody na seks, w domyśle również z dorosłymi. Jak pisał w swoich pracach mistrz Zbigniewa Izdebskiego Andrzej Jaczewski:  
„Znane są opisy etnografów, z których wynika, że dorośli w szczepach pierwotnej kultury masturbowali dzieci ku ich zadowoleniu.” Logika, a właściwie brak logiki tego przekazu jest porażający.

Znane są przecież również opisy etnografów, z których wynika, że Inkowie składali bogom ofiary z dzieci, w rytuale dziękczynnym zwanym „capacocha”. Czy oznacza to, że mamy prawo, a może nawet obowiązek reaktywować te rytuały?

Można traktować onanizm dziecięcy jako nieszkodliwe stadium rozwojowe, a onanizm więzienny jako nieszkodliwą dewiację wynikłą z braku możliwości naturalnych kontaktów seksualnych. Jednak uczenie dzieci onanizmu ma dokładnie taki sam sens jaki miałoby uczenie ich dłubania w nosie, puszczania bąków lub nie kontrolowanego wypróżniania się. Cywilizowanie dziecka sprowadza się przecież do nauczenia go panowania nad własną fizjologią. I wręcz przeciwnie- nakłanianie do masturbacji opóźnia rozwój dziecka, cofa je do stadium przed-cywilizacyjnego, do kierowania się wyłącznie odruchami, do zachowywania się jak głupi pies, który z upodobaniem lecz bez najmniejszego sensu kopuluje nogę od stołu. I à propos – obecnie propaguje się, fundowanie sobie „psiecka” zamiast dziecka. Psiecko w roli dziecka, seks międzypokoleniowy, seks międzygatunkowy i jednocześnie kontrolowanie orientacji seksualnej sprzątaczek w rzekomej trosce o najmłodszych. To całkowity brak logiki, który ma na celu odebranie ludziom umiejętności oceny rzeczywistości.

Liber idiotorum III – a „Liber Chamorum”, „Liber Lizusorum”

Liber idiotorum III

Izabela Brodacka

Tytuł moich rozważań zapożyczyłam z dzieła Waleriana Nekandy Trepki „Liber Chamorum” zachowanego w rękopisie pochodzącym z 1626 roku. Mój dowcip językowy nie jest jednak oryginalny.

W 1991 roku Stefan Kobierzycki wydał Liber Lizusorum”. Jest to zbiór cytatów z wypowiedzi przywiezionej na sowieckich tankach elity władzy, która okrzepła jako samozwańcza elita intelektualna oraz – co gorsza – elita opozycji. Pozwolę sobie podać za panem Kobierzyckim wiersz i wypowiedź dwójki ludzi uważnych przecież, w późniejszych czasach za przedstawicieli elity naukowej i kulturalnej. Wszystkie inne cytaty są w tym samym stylu albo jeszcze gorsze. Pokrywa je mgła celowego zapomnienia.

———————-

Jerzy Ficowski 5.03.53.

Jeśli tak bardzo boli dziś

Świat bez Jego oddechu przeraził nas ciszą

to po to, aby jutro Stalinowską myśl

wcielać sercem pewniejszym od najtrwalszych przysiąg”

„Nowa Kultura” rok 1953 Nr 11

———————–

Leszek Kołakowski

znaczna część literatury krytycznej obozu katolickiego (..) w atakach na materializm tkwiła na tym samym straganowym poziomie, który wśród polskich krytyków materializmu i marksizmu reprezentują choćby ks. Pastuszka i ks. Piwowarczyk.” Myśl Filozoficzna 1953. Nr2

——————————–

Pozostałe zebrane przez Stefana Kobierzyckiego cytaty to wiersze Wisławy Szymborskiej, Tadeusza Różewicza, wypowiedzi Zygmunta Baumana czy Andrzeja Drawicza.

Czy ci ludzie nie rozumieli jakie szkody przynoszą społeczeństwu polskiemu instalując w nim stalinizm? Jeżeli nie rozumieli – byli idiotami, choć samozwańczo przypisywali sobie rolę elity intelektualnej, a potem rolę jedynej opozycji. Jeżeli rozumieli, a pomimo to popierali, współuczestniczyli w zbrodniach stalinizmu. Tertium non datur – innej możliwości nie ma. Sądzę, że mniej obciążające jest uznanie ich ex post za idiotów niż za stalinowców. Podobnie mniej obciążające jest dla współczesnych szkodników traktowanie ich jako idiotów niż jako zdrajców.

Marcin Święcicki krytykował CPK z punktu widzenia warszawskiego pasażera. Otóż – jak oświadczył – Warszawiacy musieliby dojeżdżać do CPK taksówkami co oznaczałoby, że dopłacą do podróży około 2 miliardów złotych. Mamy rozumieć, że tyle dopłaciliby wszyscy podróżujący Warszawiacy w ciągu roku, gdyż jeżdżą na lotniska wyłącznie taksówkami. To hipoteza nie poparta faktami. Ja na przykład, jak większość pasażerów, jeżdżę na Okęcie autobusem 175 a do Modlina z Dworca Centralnego w Warszawie specjalnym pociągiem. Ale kto zabroni bogatemu jechać taksówką z Warszawy nawet do Paryża?

Marcin Święcicki ma bardzo pracowity życiorys. Sekretarz KC PZPR, minister współpracy z zagranicą w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, poseł licznych kadencji Sejmu, działacz Klubu Inteligencji Katolickiej, stypendysta Uniwersytetu Harvarda, dyrektor ośrodka analitycznego w Kijowie, prezydent miasta Warszawy, przewodniczący Komitetu Budowy Muzeum Historii Żydów Polskich. Święcicki troszczył się jak wiadomo o historię kultury żydowskiej w Polsce.

Nie wiem czy pan Święcicki pamięta swoje relacje z niejakimi Mętlewiczami i swoje u nich wizyty przy ulicy Odyńca. Kusi mnie żeby mu te wizyty przypomnieć poświęcając temu specjalny tekst. Pan Tomasz Mętlewicz, zapewne w ramach troski o kulturę żydowską, wyłożył sobie wjazd do garażu macewami z żydowskich cmentarzy. Mój ojciec, choć nie był wielkim filosemitą zagroził Mętlowiczowi zredukowaniem uzębienia jeżeli nie zmieni tego wjazdu do garażu. Mętlewicz łaskawie przełożył macewy na drugą stronę, tak, że nie było widać, że jeździ po płytach nagrobnych. Sfotografowałam kiedyś pana Mętlewicza przed bramą naszego domu. Wiatr odchylił połę jego płaszcza, pod którą ukrywał menorę.

Proces grupy Mętlewicza ruszył 1.12.1975 roku. Ich proceder trwał ponad 20 lat. Grupa zajmowała się nielegalnym wywozem dzieł sztuki i antyków oraz rozprowadzaniem wśród klientów w Polsce ogromnych ilości przemycanego do kraju złota. Obliczono, że było to w sumie aż 16 ton. Kluczową rolę pełnił parasol ochronny, roztaczany nad uczestnikami procederu przez Służbę Bezpieczeństwa oraz prominentnych polityków. Pisała o tym Monika Luft w książce „Pejzaż z przemytnikiem. Jak wywożono z PRL dzieła sztuki i antyki”. Dodam, że Mętlewicz spokojnie wyjechał wraz z rodziną z kraju.


Marek Balt, europoseł Nowej Lewicy, w programie “Gość Wiadomości” w TVP Info powiedział, że temperatura na Ziemi może w ciągu roku wzrosnąć nawet o 700 st. C. Balt pomnożył po prostu 2 st. C przez 365 dni roku kalendarzowego. Tymczasem według najbardziej pesymistycznych raportów średnia temperatura na ziemi wzrosła od czasów przedindustrialnych nawet nie o 2 st. C lecz o około 1,2 st. C. Do informacji pana Balta.. Temperatura wrzenia wody w warunkach normalnych to 100 st. C. Różne białka mają różne temperatury denaturacji ( ścinania) lecz dla człowieka niebezpieczna jest temperatura już powyżej 41,5 st. C.

W 2022 roku Małgorzata Kidawa- Błońska aby zdyskredytować pomysł odbudowy Pałacu Saskiego stwierdziła: „Wybudowali to Rosjanie jako nasi zaborcy. To nie było nigdy historycznie związane z Polską”. Do wiadomości pani Kidawy – Błońskiej. Historia budowy pałacu sięga połowy XVII wieku a do rozbiorów doszło przeszło 100 lat później. Pierwotnie na miejscu pałacu stał dwór Tobiasza Morsztyna. którego spadkobierca Jan Andrzej Morsztyn na miejscu dworu wybudował po 1661 piętrowy barokowy pałac z czterema wieżami. 

3.011.22 roku Ryszard Petru stwierdził: „Inflacja może osiągnąć 25%” Jak się okazało we wskazanym okresie wynosiła poniżej 6% czyli Petru pomylił się o 19 punktów procentowych. Ponieważ jak pamiętamy Petru ma kłopoty z liczeniem nawet do 6, ta mylna diagnoza nie powinna nikogo dziwić. Jedyne co może dziwić to jak mógł przez całe lata funkcjonować jako doradca Balcerowicza.

Lecz przecież Balcerowicz też się nie popisuje. W rozmowie z dziennikarzem „ Super Expressu” żądał sprywatyzowania „Orlenu” pomimo osiągniętego wówczas przez firmę zysku operacyjnego w wysokości około 34 mld złotych za pierwsze trzy kwartały 2023 roku. Jak widać – jaki pan taki kram.

Liber idiotorum II. Na własne życzenie Trzaskowskiego mamy prawo nazywać go dupiarzem.

Liber idiotorum II

Izabela BRODACKA

  1. Poseł Marcin Józefaciuk wystąpił w Sejmie z następującym przemówieniem :„jak powiedział klasyk religia jest jak pewien męski organ: jest całkiem w porządku gdy ktoś go ma i jest z niego dumny ale jeżeli ktoś wyciąga go na zewnątrz i macha nam przed nosem to już mamy pewien problem”. Nawet stary komuch Czarzasty ocenił tę wypowiedź jednym zdaniem: „marne to było”. Dopytywany przez dziennikarza jaki narząd miał na myśli Józefaciuk oświadczył, że mózg. Czy mamy zatem rozumieć, że Józefaciuk jest dumny ze swego mózgu, lecz przez przyzwoitość powstrzymuje się od publicznego nim machania czy raczej, że myśli tym czym można machać?
  2. Język śląski czyli „ godkę” rekomendowała posłom Ewa Kołodziej, też poseł (poślica?) prezentując im śląskie laleczki beboki . Kiedyś – jak stwierdziła – straszono nimi w celach wychowawczych śląskie dzieci. Jedną z tych kukiełek Ewa Kołodziej publicznie, na sali sejmowej, ofiarowała marszałkowi Hołowni. Ten ostatni minoderyjnie dopytywał się czy jest do kukiełki podobny. Odtąd mamy zatem prawo na własne życzenie Hołowni nazywać go bebokiem, tak jak na własne życzenie Trzaskowskiego mamy prawo nazywać go dupiarzem. Jak pamiętamy sam się tak nazwał i też wydawał się być z tego dumny. Podobnie jak poseł Józefaciuk dumny jest ze swego, zdolnego do ruchu wahadłowego, organu.
  3. 6.05.2024 roku w dniu międzynarodowej konferencji poświęconej problemom bezpieczeństwa Radosław Sikorski raczył oświadczyć: „ Pozwólmy Putinowi zastanawiać się co zrobimy”. Powiedzieć, że „gdy konie kują żaba łapę podstawia” byłoby bardzo łagodnym komentarzem do kolejnej z wypowiedzi Sikorskiego dzięki którym przejdzie do historii – historii głupoty. To nie pierwszy taki wybryk słynnego Radka.

W 2014 roku w rozmowie z ówczesnym ministrem finansów Jackiem Rostowskim Sikorski powiedział: „Polsko -amerykański sojusz to jest nic niewart. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa (…). Bullshit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją, i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy. Problem w Polsce jest taki, że mamy bardzo płytką dumę i niską samoocenę. Taka murzyńskość”.

W 2022 roku Amerykańskie media szeroko pisały o Radosławie Sikorskim, który na Twitterze zasugerował, że za wyciekiem z dwóch gazociągów Nord Stream 2 stoją Amerykanie. “Thank you, USA” – skomentował europoseł PO i wówczas były minister spraw zagranicznych.

W 2014 roku gdy Sikorski wychodził ze spotkania z ukraińskimi opozycjonistami w Kijowie powiedział: „Jeżeli nie podpiszecie porozumienia, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy będziecie martwi”.

Słowa te zostały nagrała kamera brytyjskiej telewizji ITV News Europe. Ostatecznie porozumienie zostało podpisane.

Natomiast w 2007 roku po zwycięskiej dla PO kampanii Sikorski pod adresem PiS skierował następujące słowa: „Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy!”. Te ciepłe słowa są najlepszym dowodem wyjątkowych predyspozycji Sikorskiego do służby w dyplomacji.

  1. Dariusz Joński, pierwsze miejsce na liście kandydatów KO do Parlamentu Europejskiego za datę wybuchu Powstania Warszawskiego uważa rok 1988 a ogłoszenia stanu wojennego -1989

5)Jak napisał Konrad Berkowicz (cytuję):

<Róża Thun właśnie powiedziała w dyskusji ze mną w radiu TOK FM „ jak będą samochody spalinowe zeroemisyjne to będzie można nimi jeździć”. Powtórzyła to dwukrotnie. Rozumiecie z jakimi wariatami mamy do czynienia?>

Europoseł ugrupowania zwanego powszechnie „trzecią nogą” Róża Thun raczyła mu odpowiedzieć: „Czy to takiego wysiłku wymaga Biedaczku zrozumienie, że to nie muszą być elektryki ( co Pan sugeruje) , nikt nie wyznacza technologii, są różne, tylko mają być zero-emisyjne? Jeśli Pan zrobi spalinowy spełniający te wymogi, bo tylko spalinowym chce Pan jeździć, to nikt Panu nie zakaże go wprowadzić na rynek, Powodzenia i miłego weekendu”.

Wiele osób uważa, że słabą stroną obecnych i kolejnych rządów jest fakt, że składają się one wyłącznie z humanistów. O zakupie i podawaniu ludziom szczepionek decydował ekonomista, o energetyce jądrowej decydują psychologowie czy historycy czyli humaniści. Na wydziałach przyrodniczych popularna była kiedyś definicja: „humanista to ten kto w żaden sposób nie może zrozumieć definicji logarytmu”. Tym bardziej nie rozumie fizyki jądrowej, statystyki czy wirusologii. Dosadnie swoją opinię na temat humanizmu sowieckiej władzy wyraził Osip Mandelsztam udręczony zsyłkami, na które skazywano go na osobisty rozkaz Stalina. Napisał: „Я не знал, что мы попали в руки гуманистов” ( Nie wiedziałem, że wpadliśmy w łapy humanistów). Ja jako osoba bardziej prostoduszna, a może wręcz prostacka napiszę wprost: „Я не зналa, что мы попали в руки дураков” ( Nie wiedziałam, że jesteśmy w rękach durniów).

Pan Berkowicz jako człowiek racjonalny zakłada, że osoba mówiąca o zero-emisyjnym samochodzie spalinowym musi być  wariatem. To optymistyczne podejście do tego co się dzieje. Wariat to człowiek chory, należy mu się uwaga i troska, ale nie musimy go słuchać ani mu wierzyć. Nawet jeżeli twierdzi, że jest Chrystusem albo Napoleonem. Niebezpieczny natomiast jest wariat nie rozpoznany, a jeszcze bardziej niebezpieczny jest zwykły głupek. Głupek za kierownicą, głupek przy frezarce, głupek w kabinie dźwigu i – co najgorsze – głupek przy władzy. Zwykły głupek, który źle rozmieści kontenery w ładowni samolotu może spowodować jego katastrofę i śmierć setek osób. Zwykły głupek, który dla żartu przestawi zwrotnicę tramwajową może spowodować niebezpieczne w skutkach zderzenie pojazdów. Zwykły głupek, który ma władzę może spowodować nieobliczalne, a czasem nieodwracalne szkody. Praktycznie nieodwracalne jest na przykład zlikwidowanie kopalni przez jej zalanie wodą. Nieodwracalne jest skażenie radioaktywne po eksplozji w elektrowni atomowej. Nieodwracalne dla jednostki jest poddanie się operacji zmiany płci.

Strzeżmy się idiotów.

Dyktatura ciemniaków czyli liber idiotorum

Dyktatura ciemniaków czyli liber idiotorum

Izabela Brodacka

„Liber generationis plebeanorum” czyli „Księga rodów plebejskich”, zwana „Liber Chamorum”, to dzieło Waleriana Nekandy Trepki zachowane w rękopisie pochodzącym z 1626 roku. Wydane drukiem po raz pierwszy w 1963. Księga ma na celu ośmieszenie fałszywej szlachty czyli podszywających się pod cudze nazwiska i herby samozwańców. Wyliczono alfabetycznie 2534 nazwisk osób bezpodstawnie przypisujących sobie przynależność do stanu szlacheckiego. Poczet ten otwiera Abramowicz, furman z Biecza, a zamyka Żyznański szewc z Chęcin. Dzieło Trepki poza kompromitowaniem samozwańczych, rzekomych arystokratów i ziemian ma spore walory literackie.

Furman z Biecza ( swoją drogą to piękne miasteczko w Beskidzie Niskim) miał pełne prawo do swojej plebejskiej godności i powinien w tej kwestii brać przykład z dumnych tatrzańskich górali. Ośmieszał się jednak przypisując sobie arystokratyczne pochodzenie. Podobnie szewc z Chęcin. Nie bez przyczyny mawiało się w Polsce: „ pilnuj szewcze kopyta” co oznacza: „ rób to co potrafisz i nie podszywaj się bez sensu pod cudze herby”.

Po wdrożeniu w Polsce sowieckiego ładu nasi walczący o demokrację socjalistyczną notable i wysławiający ten ład literaci jak jeden mąż powinni być wpisani do współczesnej im „Liber Chamorum”. Nie dlatego, że nie mieli arystokratycznego pochodzenia lecz dlatego, że upodobali sobie cudze mieszkania, cudze dwory i pałace, cudze meble i fortepiany. Zadawali szyku w tak zwanych „domach pracy twórczej”- w będącym własnością Radziwiłłów Nieborowie, w należących do Potulickich Oborach a nawet w zamku Niedzicy gdzie utworzono dom pracy twórczej historyków sztuki. Zajmowali ukradzione przez dekret Bieruta cudze wielopokojowe mieszkania podczas gdy prawowici właściciele tych mieszkań gnieździli się w suterynach. Egalitaryzm komunistycznych notabli od początku był tylko pretekstem do rabunku, a ich „twórczość” (częściej twórczość ich żon) sposobem usankcjonowania tego rabunku. Któż dziś pamięta te wszystkie „ Pamiątki z celulozy” i podobne im socrealistyczne brednie. Kto chciałby zachwycać się obrazem Aleksandra Kobzdeja pod tytułem: „ Podaj cegłę”.

Wśród „demokratów” wkrótce zapanowała moda na doszukiwanie się arystokratycznych czy ziemiańskich przodków i popisywanie się serwisami i sztućcami przydzielonymi im przez władze czyli przez ich kumpli z komunistycznych jaczejek. Wiele obrazów zrabowanych w pałacach i dworach, podobno w celu umieszczenia ich w Muzeum Narodowym, zostało oddanych komunistycznym notablom w depozyt, a księga depozytów dziwnym trafem zaginęła. Wprawdzie przy rekrutacji na studia dzieci komuchów powoływały się na plebejskie pochodzenie ich rodziców, lecz w sytuacjach towarzyskich starały się o tym szybko zapomnieć.

Nie ma w tym nic niezwykłego. Podobno w USA liczba osób twierdzących że są potomkami osadników, którzy 16 września 1620 roku, przybyli do Ameryki na małym kupieckim galeonie „Mayflower” sięga obecnie kilkunastu milionów, a podróżników było tylko około stu. Potrzeba podszywania się jest jak widać ponadczasowa.

W naszych trudnych czasach podszywanie się pod arystokrację jest już właściwie passé, ważniejsze, bo przynoszące większe szkody społeczeństwu jest podszywanie się idiotów pod ludzi rozumu.

Czas więc na współczesną „Liber idiotorum”

  1. Paulina Henning- Kloska minister klimatu i środowiska powiedziała : „ energię będziemy produkować z prądu”. Ustawę o wiatrakach musiał pisać jej lobbysta i musiał jej pilnować na sali sejmowej, żeby się nie zbłaźniła referując  tę ustawę.
  2. Ewę Kopacz warto zacytować dosłownie: „Przypomnę strasznie dawne czasy. Wtedy, kiedy jeszcze były dinozaury, a ludzie nie mieli jeszcze żadnych strzelb, nie mieli broni nowoczesnej, która pozwoliłaby im je zabić. Wie pani, co robili? Rzucali kamieniami w tego dinozaura. Wiadomo, że od jednego rzucenia tym kamieniem na pewno dinozaur nie padł. Ale jeśli przez miesiąc, dwa miesiące rzucali tymi kamieniami, to go na tyle osłabili, że mogli go pokonać” – mówiła Ewa Kopacz w programie “Fakty Opinie”. Pomyliła się o 60 milionów lat gdyż dinozaury wyginęły około 60 milionów lat przed pojawieniem się człowieka.
  3. Urszula Zielińska zadeklarowała szybką redukcję emisji CO2 o 90%. Raczej nie umie liczyć procentów. [Ona to oświadczyła w Unii Europejskiej, w imieniu Polski]
  4. W czasie swojej kariery politycznej Ryszard Petru, zasłynął licznymi wpadkami i przejęzyczeniami.

O sędzim Igorze Tulei Petru powiedział “sędzia Stuleja”. Mówił również o dokonywaniu aborcji w “12-20 miesiącu ciąży. Zresztą oba pojęcia “ciąży” i “aborcji” też zdarzało mu się traktować jako synonimy, gdy w rozmowie z dziennikarzami opowiadał o “ograniczeniu możliwości dokonywania ciąży”. Kilka lat temu podczas konferencji prasowej mówiąc o systemie edukacji ówczesny lider „Nowoczesnej” oznajmił przed kamerami: „Po świętach, przypomnę, jest sześciu króli”.

  1. Józefaciuk dyrektor szkoły, nauczyciel, poseł na Sejm, nie zna i nie potrafi się nauczyć od dziennikarzy zasad trójpodziału władzy. Kilka razy stwierdził w czasie wywiadu, że władzę wykonawczą sprawuje Sejm.
  2. Katarzyna Kotula, minister do spraw równości, życzy nam na Wielkanoc „widzialności transpłciowości”.
  3. Anna Orawiec, nota bene lekarz położnik, podczas debaty prowadzonej przez Roberta Mazurka odpowiadając na pytanie jednego z widzów stwierdza: „Z punktu widzenia biologii pasożytnictwo to jest sytuacja, w której jedna oso.. jeden organizm zabiera od drugiego i nie daje nic w zamian. I ciąża w pewien sposób jest taką sytuacją, ponieważ płód nie odżywia w żaden sposób kobiety. Więc jest pasożytem, ale większość kobiet jednak na to pasożytnictwo się decyduje i jest szczęśliwe z tego pasożyta, który jest w środku”.
  4. „Skoro natura nie zrobiła tego przekopu, to wydaje mi się, że to nie ma sensu. Gdyby natura chciała, żeby był tam przekop, to by był” – stwierdziła Małgorzata Kidawa-Błońska w rozmowie z dziennikarzem programu śledczego Anity Gargas na temat przekopu Mierzei Wiślanej.

Gdyby natura chciała, żeby oni wszyscy mieli rozum to by mieli.

Wallenrodyczność czyli wallenrodyzm

Wallenrodyczność czyli wallenrodyzm

Izabela BRODACKA

Część groźnie kryminogennych ustaw tworzy się czy podpisuje ze zwykłej głupoty czyli z nieumiejętności przewidywania jakie będą ich konsekwencje. Dobrym przykładem jest ustawa o zwierzętach, którą rodzono w bólach i w męce natychmiast po tym jak w Polsce zdaniem Szczepkowskiej skończył się komunizm (a tak naprawdę nigdy się nie skończył).

Wersja tej ustawy, którą recenzowałam pochodziła bodajże z 1997 roku. Duża część przepisów tej ustawy została uchylona lub zmieniona po wejściu do UE więc nie ma sensu obecnie z nimi polemizować. Traktuję je wyłącznie jako przykład głupoty ówczesnego ustawodawcy. Niewielki pocieszenie, że obecni ustawodawcy wydają się być jeszcze głupsi. Otóż większość prawdziwych znawców zwierząt, albo ludzi po prostu myślących, godziła się na różne paragrafy tej ustawy o zwierzętach uważając, że nikt podobnych nonsensów nie będzie stosował i że będą to przepisy całkowicie martwe.

Na przykład zgodnie z tą ustawą należało w każdym instytucie naukowym, wykorzystującym do badań zwierzęta, utworzyć specjalną komisję etyki, która przydzielałaby zwierzęta doświadczalne poszczególnym pracowniom. Komisje złożone były na ogół z pracowników administracji, sprzątaczek i portierów bo nikt z prawdziwych naukowców nie chciał brać udziału w tej kompromitującej hucpie. W rękach tych sprzątaczek były zatem losy wielu bardzo istotnych projektów badawczych. Innym martwym przepisem, był w tej samej ustawie zapis, że koń w żadnych okolicznościach nie może iść galopem z ładunkiem. Zapomniano przy tym (albo głupie i sentymentalne paniusie forsujące tę ustawę nie wiedziały o tym), że próby dzielności koni zimnokrwistych polegają właśnie na przepędzeniu konia z ładunkiem galopem. Jest to jednorazowa krótka akcja i służy wyłącznie selekcji hodowlanej, podobnie jak wyścigi konne są jedyną formą selekcji koni gorącokrwistych. Hodowcy i specjaliści pocieszali się, że będzie to ustawa martwa.

Nie ma ustaw do końca martwych – każdy idiotyzm można wykorzystać jako przysłowiowy kij na psa. Gdy zachodzi potrzeba uruchamia się taki pozornie martwy przepis. Wiele hodowców ogierów zimnokrwistych zrezygnowało z hodowli nie mogąc przeprowadzić legalnie selekcji i udokumentować odpowiednim protokołem. Zgoda na wprowadzenie ustawy o zwierzętach była wówczas poważnym błędem. Równie bezsensowne było wprowadzenie listy agresywnych ras psów i wymóg aby prawo do posiadania psa tej rasy było uwarunkowane pozytywnym wynikiem badania psychiatrycznego kandydata na właściciela. Intencje stworzenia tego przepisu były zapewne dobre. Chodziło o uchronienie ludzi, a przede wszystkim dzieci, przed pogryzieniami przez groźne psy. Jednak jak wiedzą wszyscy znawcy, psy najgroźniejszych ras potrafią być potulne wobec ludzi jak baranki, bo ich zachowanie zależy przede wszystkim od wychowania. Natomiast za najcięższe pogryzienia najczęściej odpowiadają mieszańce groźnych ras czyli w świetle prawa zwykłe kundle, których właściciele nie podlegają kontroli.

Sytuacje uzdrowić mogłoby wyłącznie egzekwowanie odpowiedzialności karnej a przede wszystkim finansowej, właściciela psa (niezależnie od jego rasy) wobec osób poszkodowanych. Właściciel groźnego psa mając perspektywę wypłacenia poszkodowanym ogromnego odszkodowania sam zastanowiłby się jak uchronić postronne osoby od kontaktu z jego zwierzęciem. Zupełnym nonsensem jest przy tym nadmierna troska prawa o przestępców. Jeżeli po podwórzu biega zły pies na łańcuchu prowadzonym po drucie tak aby w jego zasięgu był nie tylko dom lecz również zbudowania gospodarcze, na furtce umieszczone jest stosowne ostrzeżenie, a zamknięcie furtki uniemożliwia wejście dzieciom i analfabetom ktoś, kto pomimo tego wszedł, nie powinien być chroniony przez prawo. Właściciele domów oddalonych od wsi, a przede wszystkim starsi ludzie, muszą mieć możliwość obrony przed bandytami i złodziejami.

Rządy „ dobrej zmiany” zniechęciły do siebie elektorat wiejski równie jak poprzednia bezsensowną ustawą zwaną potocznie „ piątką dla zwierząt”. Jesteśmy ogniwem łańcucha pokarmowego i pretensje o to możemy kierować tylko do Natury albo do Stwórcy. Wyeliminowanie łańcucha pokarmowego jest zupełnie niemożliwe, zakaz spożywania mięsa mogą postulować tylko ludzie całkowicie oderwani od rzeczywistości, więc wybiórczy zakaz hodowli i uboju zwierząt futerkowych nie miał najmniejszego sensu.

Podobnie nie wolno podpisywać żadnych międzynarodowych ustaleń i konwencji których prawdziwe znaczenie i dalekosiężne konsekwencje nie są do końca jasne, albo się je lekceważy. Mateusz Morawiecki nie powinien i nie miał prawa podpisywać FIT for 55 czyli tych wszystkich konwencji klimatycznych. Nie powinniśmy się godzić na uzależnienie wypłat z KPO od spełnienia narzucanych nam warunków, tak zwanych „ kamieni” milowych. Morawiecki miał prawo weta lecz z niego nie skorzystał. To wszystko zrobił na własną odpowiedzialność wbrew stanowisku Suwerennej Polski. Patryk Jaki w rozmowie w radiu RMF FM sformułował to expressis verbis. W tej samej rozmowie Patryk Jaki podał jednak następującą definicję polityki: „ polityka to sztuka robienia tego co możliwe”. I und hier ist der Hund begraben (i tu jest pies pogrzebany) – jak mówią nasi sąsiedzi.

Za komuny każdy z kolejnych polskich Wallenrodów szczerze uważał,że podporządkowując się sowieckiemu totalitaryzmowi jest w stanie coś uratować, zrobić coś dobrego dla kraju. Nie mówię tu oczywiście o cynicznych karierowiczach i oportunistach, którzy wyłącznie dla kariery sprzeniewierzali się nawet własnym poglądom. Patryk Jaki stwierdził, że gdyby jego partia sprzeciwiła się stanowisku Morawieckiego- „ byłoby jeszcze gorzej“. Tymczasem pomimo poddaniu sie premierowi, aby nie dopuścić do rozłamu, sprawili, że – jak mówią młodzi ludzie – jest najgorzej. Tusk wygrał. Honorowe zwycięstwo PiS okazało się zwycięstwem pyrrusowym. Został przyjęty pakt o relokacji imigrantów.

Bo parafrazując Słowackiego: „Wallenrodyczność czyli wallenrodyzm wprowadził pewien do głupoty metodyzm”.

Totalitaryzm wiecznie żywy. Zielona mutacja.

Izabela Brodacka

Francja wpisała prawo do aborcji do konstytucji. Realnie grozi nam wpisanie „prawa do aborcji” do karty praw podstawowych. Znaczenie tych faktów jest ogromne i chyba nie doceniane. Jak świat światem kobiety dokonywały aborcji podobnie jak świat światem ludzie mordowali się nawzajem, okradali, oszukiwali i prześladowali. Zawsze było to zło, banalne zło. Wydawało by się zatem, że nic nie różni mordowania Żydów przez Niemców ( hitlerowców, faszystów, czy jak kto chce – nazistów) od niezliczonych morderstw w historii ludzkości. A jednak różni! Mordowanie Żydów było ludobójstwem.

Z ludobójstwem mamy do czynienia gdy na podstawie pewnej cechy wyklucza się jakąś grupę ludzi ze wspólnoty ludzkiej, wyjmuje się ich spod prawa. W przypadku Żydów tą wykluczającą cechą było pochodzenie etniczne. W przypadku nienarodzonych dzieci jest nią wyłącznie fakt przebywania w łonie matki. Nie jest nią nawet niezdolność dziecka do samodzielnego życia bo w USA dozwolona była w niektórych Stanach tak zwana „późna aborcja” podczas której zdolne do samodzielnego życia dziecko zabijało się wstrzykując trującą substancję do macicy matki. Zabijanie Żydów w hitlerowskich Niemczech nie było morderstwem, przestępstwem, usprawiedliwionym zabójstwem czy tragiczną konsekwencją wojny. Zabijanie Żydów było na mocy ustaw norymberskich obywatelskim obowiązkiem, a ścigani przez hitlerowskie prawo byli ci, którzy się z mordowaniem Żydów nie godzili. Wpisanie prawa do aborcji do konstytucji czyni z zabijania nienarodzonych dzieci niezbywalne prawo człowieka takie jak – paradoksalnie – prawo człowieka do życia. Ścigani przez sądy będą i już są ci, którzy się temu holokaustowi nienarodzonych przeciwstawiają. Nie bez przyczyny po II Wojnie Światowej proces niemieckich morderców odbywał się właśnie w Norymberdze, a niektórzy z nich zawiśli pokazowo na szubienicy.

Holokaust nienarodzonych też doczeka się – mam nadzieję – swojej Norymbergi. Stalinizm nie miał swojej Norymbergi i dlatego odradza się w konwulsjach jak odrastają obcięte głowy nie dobitego smoka. Nie chodzi tu wbrew pozorom o samych komunistów, ani o ich progeniturę roszczącą sobie prawa do dziedzicznych przywilejów. Stalinizmem nazywam tu każdą formę narzucania ludziom przemocą jakiejś utopii – wszystko jedno czy będzie to sprawiedliwość społeczna czy zielony ład. Utopia to koncepcja wydumana, z pozorami słuszności czy nawet szlachetności, lecz nie do zrealizowania bez terroru i ludobójstwa.

Zupełnie drugorzędną sprawą jest fakt, że twórcy i realizatorzy tych utopii nie stosują się sami do wyznawanych zasad. Komuniści, w tym polscy, lubowali się w niedostępnych dla społeczeństwa luksusach, w brylowaniu w domach wczasowych (domach pracy tfurczej, ortografia celowa ) utworzonych w zrabowanych dworach i pałacach oraz kawiorze kupowanym w sklepach za żółtymi firankami. Jak mówiono : „ naród pijał koniak ustami swoich przedstawicieli”.

Te wszystkie, ludzkie przecież, słabości można by im darować gdyby nie fakt, że ich następcy, ich mutanci znowu chcą terroryzować ludzi, ograniczać ich wolność przekonań, swobodę wychowywania według tych przekonań dzieci, ograniczać wolność ekonomiczną i swobodę poruszania się. Postulatorzy „ zielonego ładu”, który jest przecież współczesną formą marksizmu planują zamkniecie ludzi w „piętnastominutowych gettach”, zakazanie im poruszania się samochodami na które tych ludzi stać, oraz drastyczne ograniczenie liczby dozwolonych podróży samolotem, podczas gdy sami latają tam i z powrotem odrzutowcami na nikomu nie potrzebne spotkania i konferencje. Chcą zrujnować obywateli cenami energii, pozbawić przez zbrodnicze regulacje prawne własności mieszkań i domów.

Z marksizmem łączy ich zarówno dogmatyzm propagowanych bredni jak i zapał w niszczeniu wszelkich form swobodnej działalności ludzkiej, niszczeniu życia człowieka. Komunizm zawalił się pod ciężarem własnej nieudolności. Pochłonął jednak miliony niewinnych ofiar. Zielony ład też się zawali lecz nieuchronnie kosztem ofiar, których przypuszczalną liczbę trudno obecnie oszacować. Redukcja CO2 – równie fikcyjny i bezsensowny cel jak światowe rządy proletariatu może doprowadzić do „Wielkiego Głodu” nie tylko w Europie lecz na całym świecie. CO2 jest gazem życia, jest podstawowym surowcem asymilacji, a asymilacja roślin pierwszym etapem łańcucha pokarmowego. Powinien to rozumieć najgłupszy uczeń szkoły podstawowej ale nie rozumieją sprzedajni jak za czasów komunizmu uczeni. Do asymilacji potrzebne są wyłącznie chlorofil, światło słoneczne oraz CO2. I pomyśleć, że istnieją idioci, którzy chcieli zasłaniać słońce aby przeciwdziałać rzekomemu globalnemu ociepleniu.

Młodzi aktywiści ekologiczni, nazywający sami siebie „ostatnim pokoleniem” rzekomo płonącej planety przyklejają się w Warszawie do asfaltu aby zablokować ruch samochodowy. To następna cecha wspólna ekologizmu z komunizmem. Komunistyczni młodociani aktywiści, hunwejbini z czerwonego harcerstwa Kuronia jeździli rozkułaczać polskich chłopów rabując im ziarno siewne i zapasy żywności. Opisuje to Anna Bojarska w powieści z kluczem pod tytułem „ Czego nauczył mnie August”. Bez tych pożytecznych idiotów, (a może były to zwykłe młodociane szuje), sowietyzm byłby w Polsce trudniejszy do zainstalowania.

Wracając do CO2 – jak stwierdzono wzrost poziomu dwutlenku węgla w atmosferze przyczynił się do znacznego ożywienia roślinności na dużych obszarach świata, w tym w regionie Sahelu. Jak pokazują badania, w ciągu ostatnich 20 lat odnotowano tam o 14% większy wzrost roślinności, co przyniosło wymierne korzyści dla lokalnej bioróżnorodności i produkcji żywności. Ale cóż to obchodzi ideologów zielonego ładu, którzy chcą nas zagłodzić i karmić owadami. Zakaz stosowania paliw kopalnych może doprowadzić również do „Wielkiego Chłodu”. Ludzie będą umierać z wychłodzenia.

Przymiotem wykluczającym, wyjmującym spod prawa takim jak żydowskie pochodzenie w hitlerowskich Niemczech czy delikatne ręce w Kambodży Pol Pota jest jak widać samo człowieczeństwo.

=====================================

mail:

Pani Izabela Brodacka jest widocznie za młoda, i nie wie, że

w stalinowskim ZSRR obowiązywał zakaz aborcji (1936-54), czyli praktycznie do śmierci J. Stalina 

======================

IB:

P.S . Związek Radziecki jako pierwszy kraj na świecie zalegalizował w 1920 roku aborcję za sprawą komisarz ludowej do spraw społecznych Aleksandry Kołłontaj. Uważała ona, że w ten sposób wyeliminuje w Kraju Rad burżuazyjną obyczajowość . Wprawdzie Stalin uchylił na wiele lat to prawo w 1936 roku ale tylko dlatego, że potrzebne mu było mięso armatnie do czynnej walki o pokój, którą miał zamiar prowadzić czy kontynuować, a nie dlatego przecież, że troszczył się o prawo do życia nienarodzonych.  

Piękno zdeptane, kult brzydoty

Piękno zdeptane, kult brzydoty

Izabela Brodacka

Otrzymałam bardzo ciekawą książkę pana Janusza Szewczaka pod tytułem: „ Piękno zdeptane, kult brzydoty” wydaną w 2023 roku przez wydawnictwo „Biały Kruk”. Niedawno odbyła się promocja tej książki. Książka jest bogato ilustrowana i solidnie udokumentowana. Przedmiotem rozważań autora jest dominujący we wszystkich dziedzinach współczesnego życia kult brzydoty. Udało mu się ująć i pokazać na licznych ilustracjach to co niepokoi wielu ludzi, odrzuca ich od galerii malarstwa i sztuk teatralnych, czasami śmieszy lecz częściej budzi przerażenie. Jest tym nie sama brzydota, lecz jej kult. Pozwolę sobie do rozważań autora dorzucić własne obserwacje.

Współpracownik pani Magdy Gessler powiedział mi kiedyś, że prywatnie jest to osoba ciepła, kulturalna, życzliwa ludziom. Jej agresywny sposób zachowywania się w programie „Kuchenne rewolucje”- rzucanie talerzami, poniżanie obsługi i właścicieli wizytowanych restauracji i gospód, wyszukiwanie brudów w szafkach, jest wymuszane przez reżysera programu. Nie oglądam oczywiście podobnych głupot ale czasem czekając na film trafiałam na reklamę programu „Królowa przetrwania”. Występujące w reklamie, zaangażowane do tego programu dziewczyny wyglądały koszmarnie. Skrzeczały i wrzeszczały z wytrzeszczonymi oczami skacząc w kucki rozkraczone jak jakieś upiorne ropuchy. Zapewne na co dzień są to miłe i ładne dziewczyny a takie zachowanie wymuszał na nich format czyli formuła programu. Nigdy również nie zapomnę odcinka programu, który obejrzałam wiele lat temu. Dla niewielkiej nagrody – było to o ile pamiętam 1000 albo 1500 złotych- uczestnik programu musiał wykonać każde wymyślone przez prowadzącego zadanie. W odcinku, który obejrzałam ładna blondynka zgodziła się jeść zupę pomidorową jak pies z miski stojącej na chodniku. Gdy wstała z kolan ze łzami w oczach, z posklejanymi i ociekającymi zupą włosami, rozbawiony prowadzący pogratulował jej odwagi.

Znajomi pracujący w telewizji mówili mi, że taką formułę licznych podobnych programów wymusza przeświadczenie, że podnoszą one oglądalność, bo ludzie lubią oglądać cudze poniżenie. Coś w tym musi być, bo jak inaczej wytłumaczyć popularne obecnie umieszczanie przez nastolatków w sieci filmików ośmieszających i poniżających ich kolegów. Rozwój techniki komputerowej ułatwił praktycznie bezkarne prześladowanie bliźnich.

Psycholog, twórca analizy transakcyjnej, Eric Berne w wydanej w 1964 roku książce pod tytułem: „Games People Play: The Psychology of Human Relationships” , a w Polsce pod tytułem: „W co grają ludzie. Psychologia stosunków międzyludzkich” stwierdza, że istnieją ludzie, którzy czują się wtedy lepiej gdy inni czują się gorzej. Ludzie ci podejmują różne gry, w których wypłatą jest ich satysfakcja odczuwana gdy udało im się popsuć komuś humor, postawić go w niezręcznej sytuacji, upokorzyć. Generalnie -gdy ten ktoś poczuł się gorzej. Coraz częściej myślę, że ludzie właściwie dzielą się na dwie grupy- tych którzy czują się gorzej gdy ktoś inny czuje się gorzej i tych którzy czują się wówczas lepiej.

Dla zrozumienia o czym mówi Berne przytoczę jedną z opisywanych przez niego gier. Otóż gość wyciera sobie buty naszą firanką. Jeżeli zwrócimy mu ostro uwagę naruszamy głęboko w nas wdrukowaną zasadę przyznającą gościowi wyjątkowe prawa, więc czujemy się źle. Jeżeli będziemy udawać, że nie zauważyliśmy wybryku gościa, albo zwrócimy mu uwagę zbyt miękko gość posuwa się dalej w swoich prowokacjach doprowadzając do otwartego konfliktu, w którym zawsze jesteśmy przegrani. Jeżeli potraktujemy gościa tak jak na to zasłużył okazujemy się być małostkowi i nieuprzejmi. Jeżeli nie potrafimy go zdyscyplinować – przegraliśmy rytuał dominacji.

Rytuały dominacji dzielimy ze światem zwierzęcym. Osoby nie znające zwierząt nie rozumieją dlaczego obcy duży pies kładzie im głowę na kolanach i warczy gdy próbują się wyzwolić od tych rzekomych czułości. Pies w ten sposób je dominuje. Podobnie gdy koń kładzie ci głowę na ramieniu nie musi to – choć może – być zwykłym przejawem sympatii. Niedzielni jeźdźcy są zdumieni gdy koń trzymając głowę na ich ramieniu nie pozwala im wyjść z boksu a potem przyciska ich do ściany. Wbrew wszelkim poprawnościowym bredniom trzeba konia ostro skarcić, najlepiej trzepnąć, gdyż eskalacja rytuału dominacji może się stać dla jeźdźca niebezpieczna.

Jak pisze Łysiak w swojej książce „ Stulecie kłamców” kiedyś przed rozkoszowaniem się brzydotą chroniły ludzi bariery społeczne. Przy czym wbrew pozorom brzydota nie jest bynajmniej związana z biedą. Góralskie chaty jakie można jeszcze obejrzeć w wysoko położonej osadzie Studzionki w Ochotnicy Górnej są piękniejsze niż uważna powszechnie i mylnie za architekturę góralską chałupa o wielospadowym dachu wzorowana na witkiewiczowskiej „Willi pod Jedlami”. Uboga góralska chałupa przypominała łemkowską chyżę. Połowę budynku zajmowali kiedyś ludzie, drugą bydło, a strych mógł służyć za stodołę. Takie budynki można było obejrzeć jeszcze w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku w rodzinnej wsi Juliana Przybosia Gwoźnicy. Taka chałupa stała jeszcze do niedawna w przysiółku Kołodzieje w Ochotnicy Dolnej choć służyła wyłącznie jako szopa.

We wsi zapanowały imitacje „Willi pod Jedlami” budowane według typowych projektów. Wyasfaltowano wszystkie kamieniste drogi prowadzące do wysoko położonych osad. Nie ma w tym nic dziwnego ani złego. Ludzie chcą korzystać ze zdobyczy cywilizacji, chcą dojeżdżać do swego domu samochodem a nie drabiniastym wozem i pięknoduchowskie załamywanie rąk nad utratą dawnego wyglądu wsi jest po prostu śmieszne. Jeżeli komuś marzy się kurna chata niech sobie taką chatę kupi i spędza w niej wakacje.

Panu Szewczakowi nie chodzi wcale o powrót do skansenu kulturowego. Jest świadom tego i pisze o tym, że kanony piękna zmieniają się. Niepokoi go kult brzydoty, to rozkoszowanie się, wręcz nasładzanie się (rusycyzm celowy i na miejscu) brzydotą, które jest – jego i moim zdaniem – wskaźnikiem stanu umysłu i ducha współczesnego człowieka.

Śmierć – na życzenie – z NFZ-u. Cywilizacja śmierci III

Śmierć – na życzenie – z NFZ-u. Cywilizacja śmierci III

Izabela Brodacka

„Niemal połowa oddziałów położniczych w Polsce przyjmuje mniej niż dwa porody dziennie”, wynika z analizy opublikowanej przez „Dziennik Gazetę Prawną”. Biorąc pod uwagę, że według wytycznych Ministerstwa Zdrowia „optymalna liczba porodów”, to 600 rocznie, najprawdopodobniej część oddziałów położniczych zostanie zamknięta jako nierentowna.

„Gazeta Prawna” opisuje również nową strategię ministerstwa zdrowia w sprawie znieczulenia przy porodzie. Znieczulenie ma być dostępne wszędzie. W tych miejscach, w których co najmniej 10 procent kobiet skorzysta ze znieczulenia przy porodzie naturalnym wycena porodu będzie wyższa. Stawka ma wzrastać proporcjonalnie do liczby znieczuleń. To teoretycznie ma zachęcić większe szpitale do przyjmowania rodzących.

Może to doprowadzić jednak do zamknięcia mniejszych porodówek, których nie stać na opłacanie etatu anestezjologa i dla których znieczulenia są zbyt drogie. Przy jednym porodzie dziennie pieniądze z NFZ nie wystarczą na utrzymywanie w gotowości personelu.

Logika tego wszystkiego jest następująca. Obecne władze forsują ze wszystkich sił aborcję na żądanie. Logicznie spójna z tym jest likwidacja oddziałów położniczych. Oznacza to pogłębiającą się katastrofę demograficzną. Nie będzie komu pracować na wypracowane emerytury starzejącego się społeczeństwa.

„Zaradzi” temu wprowadzenie eutanazji. Już nie tylko na żądanie lecz na przykład zaleconej przez sąd lub nawet przez trzyosobową komisję, która uzna, że komfort życia starego czy chorego człowieka jest zbyt niski aby pozwolić mu nadal żyć, należy więc go dla jego własnego dobra uśpić, realizując w ten sposób plan depopulacji globu.

Ktoś jednak musi pracować na nieustannie rosnącą liczebnie klasę próżniaczą. Ma temu zaradzić sprowadzanie „najeźdźców” czyli przyjętych w ramach relokacji przybyszy z krajów afrykańskich oraz z ogarniętej wojną Ukrainy. Lecz oni na ogół nie mają zamiaru pracować natomiast chcą korzystać z przywilejów socjalnych wypracowanych przez społeczność danego kraju, w tym przypadku Polski. To na nich trzeba będzie pracować biorąc pod uwagę fakt, że masowo będą uzyskiwać prawa do emerytury nie wypracowanej w Polsce oraz korzystać z przywilejów wprowadzonych po to w Polsce aby zapobiec katastrofie demograficznej. W ten sposób koło się zamyka.

Czy klasa rządząca czyli klasa w Polsce wyjątkowo próżniacza zaoszczędzi na zamykaniu oddziałów położniczych? W ekonomii i w socjologii stosuje się tak zwany rachunek ciągniony ale to raczej zbyt skomplikowane dla naszych (p)osłów. Dobrym przykładem jest sprawa leczenia kilkanaście lat temu tak zwanej stopy cukrzycowej ( aktualnych danych nie znam). Otóż większość szpitali decydowała się wówczas „leczyć” chorego, a raczej zapobiegać gangrenie przez amputację części jego stopy gdyż amputacja kosztowała wówczas szpital czyli społeczeństwo 3000 złotych natomiast leczenie zachowawcze kosztowało powyżej 12000. Lekarze decydujący się na obcięcie pacjentowi stopy czy nawet całej nogi wydawali się nie rozmieć, że generują w ten sposób o wiele większe koszty społeczne. Inwalida staje się niezdolny do pracy, przysługuje mu dożywotnia renta i droga przecież proteza, rana po amputacji wymaga na ogół dalszego pielęgnowania i wizyt u specjalistów, protezę trzeba naprawiać i zmieniać. To wszystko obciąża ZUS oraz NFZ czyli nas podatników.

Pikanterii temu rachunkowi ciągnionemu dodaje fakt, że ubezpieczenie zdrowotne jest przecież przymusowe. Każdy z nas – szczególnie ludzie starsi – wydał na to ubezpieczenie ogromną sumę. I właśnie tych starszych ludzi najczęściej poddaje się eutanazji po polsku czyli eutanazji przez zaniechanie.

Epidemia covid19 – prawdziwa czy fałszywa- pozwoliła zrealizować w sporym zakresie światowy plan depopulacji powodując w Polsce jak wiadomo przeszło 200 000 (albo więcej) tak zwanych nadmiarowych zgonów. Byli to pacjenci, którym pod pretekstem pandemii odmówiono operacji ratującej życie, na przykład operacji usunięcia rozlanego wyrostka robaczkowego, czy operacji onkologicznej, albo opóźniano termin tej operacji tak długo, że pacjent jej nie doczekał. Byli to pacjenci wymagający na ogół długiej i kosztownej opieki i w dodatku już nie czynni zawodowo czyli generujący obciążające społeczeństwo koszty natomiast nie przynoszący zysków. Argument, że ci kłopotliwi pacjenci zapłacili z nawiązką za swoje leczenie zbierając składkę zdrowotną jako część przymusowego ubezpieczenia i że gdyby im choćby część tej składki zwrócić byłoby ich stać na opłacenie sobie kuracji w prywatnej placówce trafia wyłącznie do różnych liberałów pokroju Korwina-Mikke i pozwala im snuć przez długie lata utopijne wizje idealnego społeczeństwa liberalnego, w świecie zachodnim całkowicie passé.

Cywilizacja śmierci II

Cywilizacja śmierci II

Izabela Brodacka

Francja jest pierwszym państwem na świecie, które wpisało do konstytucji prawo do aborcji, czyli zabijania nienarodzonych dzieci do 14 tygodnia życia. Wprawdzie nie pojawia się w tym zapisie słowo „prawo”, lecz „gwarantowana wolność” i nie ma mowy o zabijaniu, lecz o wyborze, ale przecież to tylko eufemizmy. 780 członków obu izb parlamentu zagłosowało za zabijaniem dzieci. Towarzyszy temu entuzjazm w mediach. Od dawna różne zboczenia podniesiono w tym kraju do rangi cnoty. Przez upodobanie do zboczeń upadł kiedyś Rzym, upadła starożytna Grecja, a obecnie upada cała Europa. Francja stojąc nad przepaścią zrobiła duży krok do przodu.

Jak zwykle proponuję państwu eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że do konstytucji jakiegoś kraju wpisano prawo do wyboru czy chcemy zabić uciążliwego psa sąsiadów, który przeszkadza nam nieustannym szczekaniem. Kodeks dopuszcza jak wiadomo prawo do obrony własnej gdy ktoś czy coś zagraża naszemu życiu lub zdrowiu, lecz nienarodzone dziecko, podobnie jak pies na łańcuchu nikomu nie zagraża tylko przeszkadza. Pojawienie się dziecka może przeszkadzać matce zmieniając jej tryb życia. Zabicie cudzego psa tylko dlatego, że szczeka wydaje nam się odrażające, a wpisanie tego prawa do konstytucji byłoby absurdalne, obrażające konstytucję i cały porządek prawny. Tym bardziej karygodne wydaje się być zabicie nie cudzego lecz własnego psa tylko dlatego, że nam przeszkadza. Osobą, która dopuści się takiego czynu zajmie się bez wątpienia prokurator, szczególnie gdy ten czyn został dokonany w okrutny sposób.

Jak jest zatem możliwe, że zabicie własnego dziecka z wyjątkowym okrucieństwem, bo przez pocięcie go żywcem na kawałki, może być uznane za czyn neutralny moralnie, niezbywalne prawo kobiety, które jest gwarantowane specjalnym zapisem w konstytucji? Jak ludzie mogą w to uwierzyć i to popierać?

Jak zawsze wszystko zaczyna się od zabiegów semantycznych. Wmawia się ludziom, że zabijane w łonie matki dziecko to nie człowiek, to płód, zlepek komórek, zygota. Jak zwykle w tym podejściu refleksję zastępuje sztywna procedura. Jeżeli można zabić dziecko do 12 tygodnia jego życia, to dlaczego nie można przesunąć terminu tego morderstwa o jeden dzień? Jeżeli do 12 tygodni plus jeden dzień to dlaczego nie plus dwa dni? I tak ad infinitum.

Terminy prekluzyjne i zawite nie mogą odnosić się do człowieka, mają sens tylko w odniesieniu do rzeczy martwych. Umowa najmu mieszkania wygasa w ostatnim dniu zapisanym w tej umowie. Prawo człowieka do życia nie może wygasać w jakimś prekluzyjnym czy zawitym terminie. Między innymi dlatego zniesiono w większości krajów karę śmierci.

Podobnym zabiegiem semantycznym sankcjonującym zbrodnię jaką jest pobieranie narządów od żywego jeszcze człowieka jest definicja śmierci mózgowej. W oczach lekarzy taki człowiek jest martwy i można go żywcem rozebrać na części zamienne. Nie trafia do nich argument, że muszą tego rzekomo martwego człowieka przed pobraniem narządów znieczulać, a przede wszystkim argument, że polskiemu profesorowi Janowi Talarowi udało się przywrócić do normalnego życia przeszło 1000 osób ze stwierdzoną śmiercią mózgową czyli śmiercią pnia mózgu.

Gdyby udokumentowano nawet tylko jeden taki przypadek należałoby definicję śmierci mózgowej uznać za niewłaściwą. Takim żywym dowodem jest Agnieszka Terlecka, którą po upadku z konia ojciec siłą wyrwał z rąk oprawców nie tyle w białych co w gumowych rękawiczkach i oddał pod opiekę doktora Talara. Dziewczyna żyje, skończyła studia, wyszła za mąż i urodziła zdrowe dziecko. To wszystko zreferował jej ojciec, pan Terlecki podczas konferencji poświęconej transplantologii, w której brałam udział. Obecni na sali przedstawiciele niezwykle silnego lobby transplantologicznego nie byli w stanie temu zaprzeczyć. Jest to lobby faktycznie niezwykle silne, bo związane z ogromnymi dochodami.

Do reklamowania społeczeństwu zgody na pobranie narządów używa się osób znanych i tak wybitnych intelektualnie jak Krystyna Janda. Głosiła ona hasło : „podziel się narządami” jakby można się było podzielić na przykład sercem (na marginesie – nowe władze powinny wpisać do polskiej Konstytucji prawo, że Krystyna Janda ma do końca życia grać wyłącznie role amantek, a prawnie zakazane jest proponowanie jej ról staruszek i czarownic.)

Natomiast profesor Talar za swe wybitne osiągnięcia został wynagrodzony rocznym zakazem wykonywania zawodu lekarza.

Państwo chińskie jak wiele totalitarnych państw handluje narządami pobranymi od więźniów skazanych na śmierć. Natomiast w Polsce jak w wielu innych rzekomo cywilizowanych krajach stosuje się definicję śmierci mózgowej czyli morduje ludzi, których być może udałoby się uratować. Vox populi nazywa wiejskich motocyklistów „dawcami”. Nie tylko dlatego, że jeżdżą nieostrożnie, lecz przede wszystkim dlatego, że jak głosi wieść gminna ( czyli vox populi) nikt ich nie ratuje, bo są z góry przeznaczeni do rozbioru na części zamienne. Wiadomo, że niezamożnych rodzin nie będzie stać na wytaczanie spraw sądowych lekarzom. Żadne statystyki nie ujmują podobnych przypadków. Podobnie znacząca jest ciemna liczba młodych osób, których nikt poza rodziną i fundacją Itaka nie szuka i które nigdy – żywe lub martwe -nie zostały odnalezione.

W medycynie współczesnej zdrowy rozsądek, uczciwość, moralność, empatię, a nawet przysięgę Hipokratesa zastąpiły procedury. Najlepszym tego dowodem jest fakt odwołania z dnia na dzień pandemii covid-19 gdy ze względu na wojnę na Ukrainie zaplanowano wpuścić do Polski miliony nie przebadanych ludzi. Tak jakby groźny koronawirus czytał zarządzenia i okólniki oraz stosował się do procedur.

Zawód lekarza z zawodu zaufania stał się zawodem kompletnego braku zaufania. W Holandii starsi ludzie boją się, że gdy zgłoszą się do lekarza czy do szpitala, przypadkowa komisja zadecyduje, że ich standard życia jest rażąco niski i dla ich własnego dobra należy ich poddać eutanazji czyli uśpić jak psa. Tyle, że oni wcale nie chcą umierać.

Zapanowała cywilizacja śmierci.

Atrapy demokracji czyli jak zostałam piratem

Atrapy demokracji czyli jak zostałam piratem

Izabela Brodacka

Od dawna z przykrością obserwuję pracowników zarządu oczyszczania miasta którzy gołymi rękami wygrzebują śmiecie z betonowych koszy przy skwerku na rogu Poznańskiej i Wspólnej w Warszawie. Ktoś nie pomyślał żeby te kosze miały metalową wkładkę umożliwiającą wyjęcie i przesypanie śmieci bez fizycznego kontaktu z nimi. Jeżeli pracownicy używają nawet gumowych rękawiczek nie chronią one przed skaleczeniem rozbitym szkłem, które przecież wrzuca się do kosza ( no bo gdzie?). Takie skaleczenie grozi gangreną . Próbowałam uczulić na tę sprawę urzędniczkę gminy Śródmieście ale odpowiedziała że nie będzie ze mną o tym rozmawiać bo nie mam w tej sprawie interesu prawnego. Nie zrozumiałam więc objaśniła, że gdybym była sprzątaczką (a czemu nie?), skaleczyła rękę szkłem, dostała gangreny i obcięto mi tą rękę to miałabym wówczas interes prawny. Gdybym natomiast wiedziona troską o anonimowych dla mnie pracowników zakładu oczyszczania miasta na własny koszt zainstalowała w betonowych koszach metalowe wkłady zostałyby one tego samego dnia wywiezione na śmietnik. Tak jak regularnie wywozi  się na śmietnik poidła dla ptaków, które dobre dusze umieszczają na rzeczonym skwerku. Nikogo nie obchodzą cierpienia ptaków w upalne dni. Troska o braci mniejszych realizowana jest w Polsce przez posłanką Jachirę wygłaszającą  brednie na temat gwałconych krów. Ta sama gmina kazała wywieźć karmnik dla ptaków, który umieściliśmy na trawniku naszego wewnętrznego podwórka wielkomiejskiej kamienicy, a gdy posadziłam koło śmietnika drzewko, to gdy podrosło zostało wycięte. Otrzymałam z gminy pismo, że są zobowiązani likwidować pirackie (sic!) nasadzenia. W ten oto sposób zostałam piratem. Nie powinnam się temu dziwić. Gdy w liceum, w którym pracowałam zorganizowaliśmy z kolegami (bezpłatne oczywiście) kursy przygotowawcze do egzaminów wstępnych na wyższe uczelnie, jedyną troską dyrektora było jak tę inicjatywę utrącić. Odmówiono nam udostępnienia klas na zajęcia więc przenieśliśmy spotkania do prywatnych domów. Ja na przykład prowadziłam lekcje na tarasie domu, w którym mieszkałam a dzieciaki dostawały kanapki i herbatę. Dyrektor szalał. „ Co panią obchodzą ich egzaminy i studia, niech idą na płatne korepetycje czy jakieś kursy”-wrzeszczał. 

Ta sama gmina Śródmieście zawraca głowę ludziom tak zwanym funduszem partycypacyjnym. Przeznacza się niewielką sumę żeby pozwolić obywatelom decydować w niezwykle istotnej dla nich sprawie na co wydać te pieniądze. Na przykład czy obywatele chcą na klombie posadzić bratki czy stokrotki. Albo czy chcą wydać pieniądze na ścieżki rowerowe czy na sadzenie drzew. W sprawie bratków miałabym być może interes prawny gdybym w tym głosowaniu uczestniczyła. Nigdy jednak nie uczestniczę w żadnych fikcjach bo tak jak nie lubię piwa bezalkoholowego i wyrobów czekoladopodobnych tak nie interesują mnie atrapy i namiastki demokracji. 

Jest wiele podobnych sytuacji. Na przykład zwracałam się kiedyś do prokuratury w sprawie chorej starszej bezradnej osoby bezczelnie okradzionej przez sprytnego hodowcę koni. Pomimo ewidentnych dowodów przestępstwa prokuratura przysłała mi zupełnie bezsensowne pismo umarzające postepowanie. W piśmie tym stwierdzono, że to ja rzekomo niekorzystnie rozporządziłam swoim mieniem pod wpływem porad oszusta. Widać było, że wpisano mechanicznie moje nazwisko do szablonu umorzenia dochodzenia nawet nie zapoznając się z moim pismem oraz dowodami. 

Zauważmy że w telewizji umieszcza się płatne reklamy nawołujące do interweniowania w sprawach pokrzywdzonych dzieci czy osób starszych i bezradnych. To tylko gra pozorów. W praktyce prawie każda interwencja kończy się tak jak w opisanym wyżej przypadku.

Swego czasu propagowano hasło: „myśl globalnie- działaj lokalnie”. Hasło to miało moim zdaniem znaczyć: „ myśl sobie co chcesz bo i tak, choć teoretycznie jesteś suwerenem, praktycznie nie masz wpływu na politykę i bieg wydarzeń, a zajmij się dokarmianiem kotków na podwórku”. Okazuje się, że dokarmianie kotków też jest poza naszym zasięgiem. Pewnego dnia na podwórku pojawił się sprowadzony przez administrację łowca z pętlą polujący na koty. Wprawdzie łowca został przez nas przepędzony lecz obrażone koty wyniosły się na inne podwórka. Teraz po naszym podwórku paradują szczury. 

Powiedzmy, że ktoś z dobrego serca dokarmia zaniedbane dzieci sąsiadów. Może narazić się na poważne przykrości. Nie ma na to zgody Sanepidu, nie ma badań, a każda taka bezinteresowna  inicjatywa jest właściwie bardzo podejrzana. Przecież  gdyby dobroczyńca miał rozum i odpowiednie koneksje założyłby fundację, wyciągał dotacje z budżetu, zatrudniał w fundacji znajomych i rodzinę i brylował w telewizjach. Natomiast gdyby ktoś z dobrego serca douczał matematyki czy angielskiego te same zaniedbane dzieci sąsiadów mógłby narazić się na podobne perypetie jakie miał masztalerz z pewnej stadniny, który kupował kolegom z pracy bułki na śniadanie. Okazało się, że choć koledzy nie płacili za tę usługę powinni odprowadzać podatek od „nienależnej” korzyści, którą uzyskali. 

Powiedzmy, że ktoś ma pomysł jak usprawnić działanie jakiejś instytucji i chciałby tym pomysłem się bezinteresownie podzielić. Nikt nie zechce go nawet wysłuchać. Pewien znajomy profesor uniwersytecki antyszambrował w różnych instytucjach w sprawie reformy programu matematyki. Delegowano do rozmów z nim jakieś urzędniczki, które co chwila patrzyły na zegarek. Zniechęcił się trwale do działania pro bono. Ja też mam swoją maleńką idée fixe. Jestem przekonana, że powinno się w Polsce prowadzić hodowlę i tresurę psów rasy bloodhound dla poszukiwań osób zaginionych. Psy tej rasy mają wielokrotnie lepszy węch od owczarków niemieckich czy labradorów, poza tym potrafią odróżnić zwłoki od osób żyjących i to zasygnalizować. Sprowadza się je w razie potrzeby z Niemiec płacąc za to ogromne sumy. Naprawdę znam się na psach ale co z tego. Nikt nie będzie słuchał pirata, czyli osoby nieuprawnionej instytucjonalnie do przekazywania wiedzy. 

Oprawcy trzymają się mocno

Oprawcy trzymają się mocno. Izabela BRODACKA

W tych dniach Wydawnictwo “Te Deum” udostępniło moje tłumaczenie z języka angielskiego książki chińskiej autorki Rose Hu pod tytułem: „Radość w cierpieniu. Z Chrystusem w chińskich więzieniach” Pomimo wręcz religianckiego tonu tej pracy, pomimo, że autorka była związana z bractwem Piusa X czyli z tak zwanymi Lefebrystami co dla wielu katolików głównego nurtu może być przeszkodą w odbiorze uważam, że pozycja ta jest niezwykle interesująca i godna uwagi.

Jestem świadoma, że niniejszym prezentuję nepotyzm, kryptoreklamę, jawną reklamę i autoreklamę. Oprócz tego można mi zarzucić brak szacunku do wyroków sądów rodzinnych, nie sprzątanie po psie oraz niestaranne segregowanie śmieci czyli siedem grzechów głównych społeczeństwa obywatelskiego. Moja odpowiedź jest prosta. Jak to mówią Francuzi „Je m’en fiche royalement”. W tłumaczeniu dosłownym: „ Gwiżdżę na to po królewsku”. W tłumaczeniu bardziej eleganckim: „ Nic mnie to nie obchodzi” W tłumaczeniu uwzględniającym specyfikę polskich powiedzonek: „ Mam to w nosie kościotrupie”. ( przez grzeczność popsułam rym).

Gwiżdżę na społeczeństwo obywatelskie modelu Poppera ( czytaj Sorosa) i jego zasady. Społeczeństwo, w którym cnotą jest płacenie podatków, zbieranie psich kup i segregowanie śmieci, a grzechem patriotyzm. Społeczeństwo, które jako zbrodnię traktuje wymierzenie dziecku klapsa, a które uważa mordowanie dzieci nienarodzonych za niezbywalne prawo kobiety. Zasady współczesnego społeczeństwa obywatelskiego są pozbawione elementarnej logiki, są po prostu głupie. Psia kupka rozkłada się na trawniku w ciągu tygodnia. Plastikowa torebka wraz z kupką przetrwa 200 lat.

Podobnie bezsensowne są koncepcje zielonego ładu, walki z emisją CO2 i inne idiotyzmy współczesnego zielonego totalitaryzmu.

Wracając do książki Rose Hu. Temat komunistycznych prześladowań katolików w Chinach nie jest w Polsce zbyt dobrze znany. Autorka tych wspomnień spędziła w więzieniach, aresztach i chińskich obozach pracy łącznie 28 lat. W potwornych warunkach urągających elementarnej godności ludzkiej. Aresztowania, przesłuchania, głód, zimno – te formy represji łatwo sobie wyobrazić. Można jednak poniewierać człowiekiem w jeszcze inny, po chińsku wymyślny i okrutny sposób. Na przykład reglamentując dostęp do ubikacji, a właściwie do kubła, który stojąc po środku ogromnej sali zajętej przez śpiących pokotem na ziemi więźniów spełniał rolę toalety.

Szczególnie przejęły mnie opisy specjalnych zebrań podczas których koledzy i przyjaciele oskarżonego o jakieś przestępstwo przeciwko komunizmowi poddawali go ostrej krytyce. Jak pisze Rose Hu jej najbliższe koleżanki z katolickiej szkoły wykrzykiwały: „ Rose Hu Jesteś podła, jesteś zdrajcą , nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego”. Podobne seanse nienawiści odbywały się w czasach stalinowskich w Polsce. Nazywało się to potocznie „ rozrabianiem” kogoś. Ofiara była wskazywana przez POP (podstawową organizację partyjną) lub przez dyrekcję. Zdarzało się jednak, że prześladowania inicjował jakiś głupi, podły czy zazdrosny kolega. Podobnie odbywało się to w fabrykach, placówkach naukowych oraz w redakcjach. Niczego nie spodziewający się delikwent stwierdzał pewnego dnia, że ludzie nie odpowiadają na jego pozdrowienia, a nawet unikają z nim kontaktu wzrokowego. Rozeszło się już, że to on właśnie będzie „rozrabiany”. Za chwilę zwoływano zebranie partyjne, na którym obecność była przymusowa również dla bezpartyjnych. Jakiś gorliwiec przedstawiał kolektywowi zarzuty wobec „rozrabianego”, potem koledzy surowo go potępiali, na koniec oczekiwano od niego złożenia samokrytyki.

Moja ciotka pracowała po wojnie w redakcji „ Czytelnika”. Ponieważ miała za sobą przedwojenne studia dziennikarskie, a poza tym znała biegle kilka języków przyjęto ją do pracy pomimo niewłaściwego pochodzenia społecznego, bo ktoś musiał przecież poprawiać kardynalne błędy językowe popełniane przez różnych Putramentów i innych podobnie wybitnych pisarzy okresu socrealizmu. Ciotki nie było stać na okulary więc chcąc nie chcąc czytała rękopisy posługując się srebrnym lorgnon – jednym z nielicznych przedmiotów pochodzących z jej poprzedniego życia. Ktoś skojarzył nieszczęsne lorgnon z pochodzeniem klasowym więc nie spodziewająca się niczego ciotka została wzorcowo „rozrobiona” przez miłych kolegów. Ostatecznie jej nie wyrzucono bo nikt w tej redakcji nie operował poprawną polszczyzną. Jedni znali tylko rosyjski, inni nie znali chyba żadnego języka. Być może z wyjątkiem współpracującego z wydawnictwem Iwaszkiewicza, który jak wiadomo prezentował w każdej dziedzinie życia dwie twarze. Chętnie bawił się w ziemianina w Stawisku, posiadłości darowanej Annie Iwaszkiewicz przez jej ojca Lilpopa, lecz nie zaniedbał również wstąpienia 6 marca 1953 do Ogólnonarodowego Komitetu Uczczenia Pamięci Józefa Stalina Nie gardził również komunistycznymi przywilejami i zaszczytami. Stalinowcy tolerowali jego ziemiaństwo czy raczej podszywanie się pod ziemiaństwo w posiadłości córki Lilpopa. Wydawali mu w dużych nakładach powieści, w tym powieść pod tytułem „Sława i chwała” nazywaną powszechnie i raczej słusznie „Sława i chała”. W sprawie mojej ciotki Iwaszkiewicz wstrzymał się podobno od głosu co i tak graniczyło wówczas z bohaterstwem. Inni pisarze brylujący po wielu latach w różnych komitetach obrony robotników flekowali ją równo i solidarnie.

Wspomnienia Rose Hu dowodzą, że prześladowanie człowieka ma w istocie podobne motywy i formy niezależnie od szerokości geograficznej, koloru skóry, a nawet epoki. Dowodzą również, że zawsze znajdą się gorliwcy gotowi poprzeć każdą zbrodniczą ideologię. Przez oportunizm, w dobrej wierze czyli przez zwykłą głupotę –jak powiadają – groźniejszą od faszyzmu. Znajdą się również zawsze gorliwi wykonawcy, którzy nigdy nie poczują się winni, bo przecież tylko wykonywali rozkazy.

Obecnie prześladuje nas zielony ład. Nie należy jednak się poddawać. Przetrwaliśmy totalitaryzm brunatny, przetrzymaliśmy czerwony, przetrwamy i zielony.

Arki Noego? Bo czasy są niebezpieczne.

Arki Noego? Bo czasy są niebezpieczne.

Izabela Brodacka 8 marca 2023

Jeffrey Epstein znany jest w Polsce ze skandalu obyczajowego, który wywołało ujawnienie informacji o procederze wykorzystywania seksualnego przez niego dzieci, oraz o osobistościach światowych uczestniczących na jego zaproszenie w tych orgiach. Przez dłuższy czas było to tak zwaną ściśle strzeżoną, publiczną tajemnicą.

Umykał fakt udziału Epsteina w planowaniu różnych wydarzeń światowych. Przede wszystkim umknął fakt zbudowania przez Epsteina i innych możnych tego świata specjalnych schronów, w których mogliby przeczekać wojnę jądrową.

To nic nowego. Przez całe lata zimnej wojny Polska przygotowywała się na atak jądrowy. Schrony przeciwjądrowe posiadały różne instytucje państwowe, w tym szkoły. W podziemiach Liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie, za pancernymi drzwiami, był też ogromny schron, który na szczęście służył tylko jako palarnia dla niesfornej młodzieży. Były też schrony prywatne. Komunistyczny aparatczyk, niejaki Ignacy Loga- Sowiński mieszkający w Warszawie przy ulicy Szarotki przechwalał się sąsiadom, a nawet przypadkowym przechodniom schronem, który wybudował sobie w ogródku z zapasami wody i żywności – jeżeli dobrze pamiętam- na dwa lata.

Natomiast w Szwajcarii przepisy nakazywały swego czasu budowanie schronów przeciwatomowych przy każdym domu. Można zauważyć, że możni i zbrodniarze tego świata wyjątkowo troszczą się o swoje bezpieczeństwo i jednostkowe przetrwanie. Do tych zbrodniarzy należał Adolf Hitler. Führerbunker czyli bunkier wodza to nazwa dwóch potężnych schronów umieszczonych pod Kancelarią Starej Rzeszy w Berlinie. Znany i wielokrotnie opisywany jest również kompleks bunkrów, schronów i baraków w mazurskim lesie koło Kętrzyna zwany Wilczym Szańcem (Wolfsschanze).Zwiedzający go widzą jak bardzo dbał o swoje bezpieczeństwo człowiek, który bez najmniejszych skrupułów nakazywał mordować kobiety i dzieci. Wbrew rewizjonistyczny tendencjom współczesnej niemieckiej polityki historycznej, w oficjalnym niemieckim podręczniku „ Historia i wydarzenia” (Geschichte und Geschehen ) przeznaczonym dla dzieci i młodzieży, w rozdziale opisującym prowadzoną przez Hitlera wojnę eksterminacyjną (Vernichtungskrieg) przytoczone jest expressis verbis jego przemówienie: „ dałem moim szwadronom śmierci rozkaz bezlitosnego wysyłania na śmierć mężczyzn, kobiet i dzieci polskiego pochodzenia i języka”.

Obecnie świat jest w stanie pełzającej wojny. Obok wojny na Ukrainie oraz konfliktu Izraela z Hamasem od lat trwa światowa wojna hybrydowa. I pomyśleć, że w tej sytuacji Koalicja 13 grudnia chce redukować liczebność polskiej armii. Nie jest do końca jasne jak obecnie wygląda w Polsce zabezpieczenie ludności cywilnej. Wprawdzie komendant główny Państwowej Straży Pożarnej generał brygady Andrzej Bartkowiak oraz wiceminister MSWiA Maciej Wąsik przedstawili w kwietniu „raport o stanie schronów” budzi on jednak sporo wątpliwości. Zgodnie z raportem zinwentaryzowano 234 735 obiektów budowlanych podzielonych na trzy kategorie: schrony, ukrycia i miejsca doraźnego schronienia. Według raportu w przypadku zagrożenia może się w nich schronić ponad 49 mln osób czyli więcej niż liczy populacja Polski Jednak schronów doliczono się ledwie 1903 (dla 300 tys. osób), a ukryć (też zaliczanych do budowli ochronnych) – 8719.

Wynika stąd, że w tych miejscach mogłoby się ukryć tylko około 1,5 mln osób. Strażacy dodali bowiem do schronów i ukryć 224 113 tak zwanych „miejsc doraźnego schronienia”. Do tej kategorii wliczyli piwnice i garaże w budynkach spółdzielczych, urzędach, obiektach samorządowych i budynkach należących do różnych podmiotów gospodarczych oraz szkoły i kościoły. MSWiA operuje wyliczeniami z 2021 roku, poza tym nie jest zbadany i określony stan tych budynków. Przeważająca ich część jest niestety w bardzo złym stanie technicznym. Nie ma w nich działających agregatów filtrowentylacyjnych, zbiorników na wodę oraz sanitariatów.

W kwestii zapewnienia schronień dla ludności na wypadek wojny państwa Europy można podzielić na cztery kategorie. Do pierwszej należą Dania i Szwecja, które zapewniają – przynajmniej teoretycznie – schronienie całej ludności. Do drugiej Słowacja która realizuje takie inwestycje w sposób ograniczony. Do trzeciej Czechy i Węgry gdzie takie budownictwo jest realizowane głównie przez prywatnych właścicieli. Do czwartej kategorii zalicza się w raporcie MSWiA Polskę i Niemcy jako kraje, które zrezygnowały z programu budownictwa ochronnego i co najwyżej konserwują istniejące zasoby. Jednak samorządy od wielu lat nie dostają na utrzymanie takich obiektów pieniędzy z budżetu państwa.

W naszej kulturze mocno zakorzeniony jest archetyp Arki Noego. Budujący schrony dla siebie i dla tych, których uważają za elitę kraju czy nawet elitę całego świata nie kierują się wyłącznie zrozumiałym przecież instynktem samozachowawczym. Ich groźne dla nas wszystkich myślenie ma jako istotny składnik rojenia o wychowaniu nowej rasy człowieka, którego gatunkowe przetrwanie chcą w ten sposób zapewnić. W pozornej sprzeczności z tymi rojeniami o Arce Noego jest sprowokowanie współczesnej wędrówki ludów i przywileje socjalne dla współczesnych Hunów.

Nikt nie jest chyba tak głupi, żeby nie rozumieć, że przywileje socjalne dla nielegalnych imigrantów zwiększają ich liczbę w europejskich krajach i prowokują przestępcze struktury czerpiące zyski z przywożenia tych ludzi. Niemcy osiągnęły już stan nasycenia przybyszami uniemożliwiający zapewnienie im locum. Dlatego przeforsowano pakt o relokacji nielegalnych imigrantów. Francja zawiesza przywileje socjalne dla imigrantów takie jak zasiłki i bezpłatne leczenie. Brakuje dla przybyszy nawet tymczasowego schronienia.

Nie jest jasne jak wygląda w Polsce zabezpieczenie mieszkań dla masowej imigracji na którą przystał rząd. W pierwszym zrywie szlachetnej dobroczynności uciekinierom z Ukrainy ofiarowywały mieszkania prywatne osoby. To się już skończyło. A czasy są niebezpieczne. Należy liczyć się z koniecznością zapewnienia schronienia milionom ludzi.

Dziwaczna statystyka

Dziwaczna statystyka

Izabela Brodacka

W mediach społecznościowych od pewnego czasu roi się od oskarżeń studentów kierowanych pod adresem ich wykładowców. Na przykład studentki wydziału pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego rok temu oskarżyły o mobbing jedną z wykładających tam pań. Podobno zwracała się do nich per „ idiotko”, szykanowała i poniżała. Władze uczelni nie dopatrzyły się jednak mobbingu. Mobbing jest zresztą niełatwo udowodnić. Pracujące w pewnej warszawskiej korporacji damy witały każde wejście ich koleżanki do pokoju otwieraniem szeroko okien. Doprowadziły ją do nerwicy wegetatywnej. W sądzie inspiratorka prześladowań przedstawiła zaświadczenie lekarskie, że ma astmę i wymaga stałej wentylacji. Sąd sprawę umorzył.

Wśród studenckich zarzutów bywają sprawy, które trafiają do prokuratora. W czerwcu 2019 roku na terenie Wojskowej Akademii Technicznej w  Warszawie doszło do tragicznego wydarzenia. Cywilni wykładowcy zorganizowali dla studentów zaliczenie zajęć sportowych polegające na marszobiegu w mundurze, z 5-kilogramowym obciążeniem, przy bezwietrznej pogodzie oraz temperaturze 27 stopni Celsjusza. Widać wuefiści oglądali zbyt wiele filmów amerykańskich. Jeden ze studentów po prostu zmarł, a sprawą zajęła się prokuratura.

Studenci Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu w 2023 roku nagłośnili problem molestowania, seksizmu, dyskryminacji, nadużyć i stosowania na tej uczelni wobec studentów przemocy. Podobne zjawiska występowały podobno również w Akademii Teatralnej w Warszawie. Jeden z profesorów tej uczelni został oskarżony o przemoc psychiczną oraz prowadzenie zajęć pod wpływem alkoholu. Do molestowania i przemocy miało również dochodzić w łódzkiej szkole filmowej, Akademii Sztuki w Szczecinie oraz Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Studentki oskarżyły reżysera o przymuszanie do nagości i „molestowanie bez dotykania”. W czasach kiedy komplement można uznać za formę molestowania o takie oskarżenia jest wyjątkowo łatwo. Uczelnie artystyczne jak widać są wyjątkowo podatne na takie incydenty. Albo pracownicy tych uczelni są wyjątkowo wrażliwi na urodę dziewcząt.

Przed kilkoma laty Niezależne Zrzeszenie Studentów opublikowało raport na temat mobbingu na wyższych uczelniach w Polsce. 45% ankietowanych nie zetknęło się ze zjawiskiem mobbingu, pozostali albo padli ofiarą prześladowania (32 %), albo byli jego świadkami lub znali nękanych studentów. Wśród form mobbingu najczęściej wymieniano wywoływanie strachu, poniżanie, nieprzyzwoite komentarze, ale zdarzały się tez pojedyncze przypadki przemocy fizycznej. Tylko co piąty student zdecydował się na zgłoszenie tego co go spotkało. Pozostali bali się represji.

Ten medal ma oczywiście dwie strony. Studenci podobnie jak i uczniowie bywają bezczelni, roszczeniowi i kłamliwi. Łatwość oskarżenia kogoś o molestowanie seksualne spowodowała, że przezorni wykładowcy egzaminują zawsze przy drzwiach otwartych albo przy świadkach. Nauczyciel nie ma prawa skutecznie wyrzucić bezczelnego ucznia z klasy. Obrażany, a nawet atakowany fizycznie, może tylko wezwać policję i to właśnie zalecają nauczycielom dyrekcje szkół. Poniewierany przez lata nauczyciel ma tylko jeden sposób wypłaty czyli zemsty. Może uparcie obniżać oceny, nie zaliczać klasówek, nie dopuścić ucznia do matury, zepsuć mu średnią.

Na to rzadko kto z uczciwych nauczycieli się zdecyduje, dlatego masowo odchodzą z zawodu. Nauczyciel nie może nawet na ucznia nakrzyczeć, ani szczerze się wypowiedzieć na temat jego umiejętności czy zdolności, bo to jest traktowane jako przemoc słowna. To samo dotyczy nauczycieli akademickich. Drugą stroną medalu są błędy popełniane przez wykładowców i nauczycieli oraz ich brak talentu dydaktycznego. Wielu wybitnych naukowców nie ma za grosz zdolności dydaktycznych. Powiem paradoksalnie – być może ludziom mniej utalentowanym czy słabszym intelektualnie łatwiej jest zidentyfikować się z kiepskim uczniem i rozumieć, że trzeba mu wszystko przystępnie wytłumaczyć.

Osobnym problemem jest rzetelność i racjonalność ocen.

Mam przed sobą autentyczny diagram słupkowy wyników egzaminu z matematyki na pewnej polskiej uczelni technicznej. Dodam, że studenci tej uczelni wypowiadają się bardzo dobrze na temat wykładowcy, twierdzą, że jest sympatyczny, kulturalny i życzliwy. Nie wchodzi więc w grę żadna forma mobbingu. Egzamin pisało około 220 osób więc jest to próba dość liczna. Co można zatem wyczytać z tej statystyki?

Większość przyrodniczych zjawisk losowych ma rozkład zbliżony do normalnego. Jest to i powinna być charakterystyczna krzywa dzwonowa. Jej maksimum odpowiada wartości średniej. Jeżeli ta wartość różni się od średniej właściwej dla większej populacji oznacza to, że próba jest obciążona.

Gdyby w pewnej badanej grupie chłopców najwięcej osób miało wzrost około 2 metrów byłoby jasne, że są to na przykład koszykarze. Gdyby w badanej grupie dorosłych dziewcząt najwięcej osób ważyło poniżej 50 kilogramów byłoby jasne, że są to modelki albo dżokejki.

Jeżeli jak widać na diagramie, 57% studentów otrzymało ocenę niedostateczną, czyli nie zdało egzaminu, a tylko 1% ocenę dostateczną, przy czym 14% studentów otrzymało piątki, coś jest zdecydowanie nie tak. Pierwszą hipotezę, że większość studentów to idioci należy odrzucić, bo żeby dostać się na uczelnię techniczną musieli oni zdać maturę z matematyki na odpowiednim poziomie. Druga hipoteza, że profesor beznadziejnie wykłada jest sprzeczna z wypowiedziami samych studentów, którzy bardzo go lubią i cenią. Trzecia hipoteza, że studenci zupełnie się nie uczą nadaje się do sprawdzenia lecz jest również sprzeczna z ich zeznaniami.

Najbardziej prawdopodobne jest, że wymagania egzaminacyjne z matematyki są źle postawione, że są nieadekwatne do poziomu studentów, do poziomu wykładu, do poziomu ćwiczeń czy do wszystkich tych czynników jednocześnie. Dziwi mnie tylko, że dobry i sympatyczny skądinąd wykładowca, w dodatku matematyk, nie zwrócił na to uwagi, że nie zdziwiła go ta statystyka, że nie próbował wytłumaczyć sobie i podopiecznym tego efektu.

„Gazeta Wyborcza” czyli „Правда”

„Gazeta Wyborcza” czyli „Правда”

Izabela Brodacka

Reporterzy »Gazety Wyborczej« przedstawiają w cyklu „Państwu już dziękujemy” osoby przeznaczone zdaniem redakcji do zwolnienia z pracy czy z pełnionych funkcji. „Kogoś na naszej liście brakuje? Prosimy o kontakt ”. Ten sam nagłówek we wszystkich lokalnych wydaniach „Gazety Wyborczej” z 21 października 2023 r. zwiastuje wkroczenie „GW” w rolę instytucji, która przygotowuje listy nazwisk ludzi do zwolnień, zachęca do ich piętnowania i do donosicielstwa. Twórca i redaktor tej gazety Michnik chcąc zdyskredytować jakieś wydarzenie albo jakąś postać używa frazy: „marzec mi się przypomina”. Publikowanie list osób przeznaczonych do zwolnienia i nakłanianie czytelników do przysyłania własnych kandydatów do prześladowań jakoś nie kojarzy się słynnemu Adamowi z klasyką komunistycznych czystek.

Dodajmy, że marzec też był przecież czysto komunistyczną czystką (gra słów celowa). Walczyły ze sobą dwie frakcje komunistycznego gangu. Według terminologii Jedlickiego Chamy I Żydy. Bardziej elegancko Natolińczycy i Puławianie. Klasyka czystek komunistycznych to jednak raczej czasy stalinowskie w ZSRR gdy NKWD przychodziło aresztować człowieka z egzemplarzem „ Prawdy” w ręku gdyż artykuł w „ Prawdzie” traktowany był jako bezsporny dowód jego winy. „Gazeta Wyborcza” weszła zatem w buty sowieckiej „Prawdy”. Sprawdza się na niej treść biblijnego przysłowia: „Wraca pies do wymiocin swoich, oraz: Umyta świnia znów się tarza w błocie” ( Biblia Warszawska) Jak podaje Wojskowe Biuro Historyczne 19 kwietnia 1943 r. sowiecki dziennik „Prawda” opublikował artykuł zatytułowany „Polscy pomocnicy Hitlera”, w którym oskarżył Polaków o kolaborację z Niemcami. Co nam to przypomina?

W 2010 roku z okazji 65 rocznicy swego powstania redakcja „Tygodnika Powszechnego” przygotowała wydanie specjalne, pod prowokacyjnym tytułem “Żydownik Powszechny”. Wśród autorów, których teksty znalazły się w specjalnym wydaniu, byli Władysław Bartoszewski, kard. Stanisław Dziwisz, Marek Edelman, Jan Tomasz Gross, Czesław Miłosz i Jerzy Turowicz. Nie zabrakło przełomowego tekstu prof. Jana Błońskiego “Biedni Polacy patrzą na getto”, który wywołał międzynarodową dyskusję, a także wyróżnionego nagrodą Grand Press artykułu ks. Stanisława Musiała “Czarne jest czarne”.
“Kto wie, gdzie byśmy dziś byli, gdyby nie artykuł Jerzego Turowicza +Antysemityzm+, napisany w 1957 r.? Jaki byłby stan naszych umysłów bez eseju +Biedni Polacy patrzą na getto+ Jana Błońskiego (1987)? Jak byśmy się bez niego i bez debaty, którą sprowokował, uporali choćby z problemem Jedwabnego? Mało kto zdaje sobie również sprawę, jaki byłby obraz polskiego katolicyzmu bez przełożonego na francuski, a potem na inne języki, artykułu +Czarne jest czarne+ ks. Stanisława Musiała (1997)…” – pyta redaktor „Tygodnika” ks. Boniecki.

Władysław Bartoszewski jak pamiętamy twierdził, że bardziej się bał w czasie okupacji niemieckiej Polaków niż Niemców. Jan Tomasz Gross swoimi rojeniami na temat wydarzeń w Jedwabnem skierował oczy świata na rzekomą kolaborację Polaków z Niemcami w ich planie wyniszczania Żydów. Przełomowy tekst Jana Błońskiego odegrał też znaczącą rolę w konstruowaniu długofalowej polityki historycznej Niemiec, której celem jest zdjęcie z Niemców odpowiedzialności za hekatombę II Wojny Światowej i Holokaust. A przynajmniej rozmycie tej odpowiedzialności przez wskazanie współwinnych.

„Jest takie powiedzenie, które jest bardzo celne w tej chwili i odpowiada rzeczywistości, z jaką mamy do czynienia: trzecie pokolenie UB walczy z trzecim pokoleniem AK. To się niestety tragicznie sprawdza” – stwierdził kilka lat temu historyk Leszek Żebrowski. Teraz możemy doliczyć się być może już nawet czwartego pokolenia UB. Przeciwnikami potomków AK są żyjący jeszcze już nieliczni ubowcy, ich potomkowie, oraz liczni beneficjenci Okrągłego Stołu i ich potomkowie. Jak inaczej można wytłumaczyć niedawne usunięcie pod pretekstem remontu symbolu Polski Walczącej ze ściany w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. Pracownicy Ministerstwa oraz rzecznik prasowy tej instytucji to w większości ludzie młodzi. Dlaczego nienawidzą tego symbolu? “Wydawało się, że znak Polski Walczącej jest dla wszystkich Polaków symbolem świętym” – napisała zdumiona Beata Szydło w mediach społecznościowych.

Charakterystyczna kotwica -symbol Polski walczącej pojawiała się po raz pierwszy na ulicach Warszawy 20 marca 1942 r. Namalował ją prawdopodobnie na werandzie cukierni Lardellego harcmistrz Maciej Aleksy Dawidowski “Alek”. 26 marca 1943 roku Alek brał udział w akcji pod Arsenałem, której celem było odbicie Jana Bytnara „Rudego”. Otrzymał postrzał w brzuch, w wyniku którego zmarł. Kto może nienawidzić opisanych w „ Kamieniach na szaniec” bohaterów czasów okupacji niemieckiej? Komu przeszkadzają prezentowane przez nich wartości?

W kawiarni Parana w Warszawie pracowała kelnerka, która w wyniku postrzału z czasów okupacji miała poważny ubytek w czaszce. Zapytałam ją dlaczego nie stara się o niemieckie odszkodowanie. Odpowiedziała, że gdy wybrała się w tej sprawie do ZBOWiD-u napotkała wśród urzędników człowieka, który przesłuchiwał ją kiedyś w Gestapo. Przerażona wybiegła przed budynek ale ten człowiek poszedł za nią. „ To była wojna, wszyscy cierpieliśmy, po obydwu stronach. Teraz to nie ma znaczenia po której byliśmy stronie” – powiedział filozoficznie. Zrezygnowała raz na zawsze z kontaktów ze ZBOWiD-em. Filozofia życiowa konfidenta Gestapo a zapewne następnie konfidenta UB wydaje się przypominać obecną niemiecką historiozofię. Była wojna, w jej wyniku Polacy coś stracili, Niemcy też stracili część swoich terenów i właściwie to Polacy powinni płacić im odszkodowania i dziękować – jak Sikorski-za cywilizowanie naszego kraju. W kwestii donosów oraz niemieckiego cywilizowania odwołajmy się do Gałczyńskiego:

„Jeśli tak wszystko zacznie chwiać się
w tej biednej Polsce – ładny kwiat!
wtedy rozbiory, panie bracie,
i święta racja: Saisonstaat –
O czym poufnie i bez krzyku
donoszę, panie naczelniku”.