Profiesor, chotia jewrej, choroszyj parień, czełowiek umnyj i bogatyj, no fiksa ma na punkcie baryń

Szpot, z poematu: „Caryca i zwierciadło”

Czto to zmutiła się zierkała

tak czysta zawsze tafla szklana?

Może zbyt mocno ja chuchała,

a może ja niemnożko pjana?

Nu, wsio rawno! Czto by chotieła?…

Może tancować?… Może piać?…

Może kakie igrowe dieła?…

Niet, ja’b chatieła całowat’!

Całować, ale tak szaleńczo,

jak czynią to władczynie Wschodu,

gdy wargi pieszczą się i dręczą,

gdy pożar bucha spośród lodu,

gdy dusza duszy się powierza,

z najgłębszych tajni się spowiada,

a tutaj nagle kły wyszczerza

nienawiść dzika, podła zdrada,

gdy wśród upojnych oszołomień

trzeźwości migną błyskawice,

gdy nagle w lód się zmienia płomień,

kochanka wierna zaś — w carycę!

Da, da, prekrasno ja skazała!

W tym smysł jest i istina cała.

Bo nad upojne wszystkie trunki,

nad koka-kołę, wew-kliko,

o ileż upojniejsze są

słynne Carycy pocałunki!

———————————————-

Pomniu, kak prijechał w Moskwu

de Gaulle, sklierotik i starik,

i ja jewo pocełowała,

on potom prosto dostał tik,

ach, on formalno popał w trans,

on przestał bredzić o belle France

i tolko skuczał u mych stóp:

„Ach, Leonide, ty mienia lub,

dla ciebie cały Zapad broszę,

tylko mnie jeszcze całuj, proszę!”

A potom Pompidou, i Brandt,

a nawet chitryj, miełkij frant,

poet iz Polszy — Iwaszkiewicz,

gdy tolko pili ust mych miód,

wołali, że to istny cud,

kto go nie zaznał, ten nic nie wie.

——————————–

Nagle goryczy kropla spada,

wypełza myśl ohydna: Sadat! —

zimny egipski pederasta,

podstępna, jadowita żmija!

Jak on się w moje wargi wpijał,

jak on udawał podniecenie,

a ruki wsadzał mi w kieszenie!

A kiedy wszystko wyjął, złodziej,

pokazał drzwi na Bliskim Wschodzie.

Ech, job jewo, płaz bez znaczenia!

Bo wszystko się na dobre zmienia

i oto nagle Tricky Dicky,

potężny władca Ameryki,

który pół świata ma u stóp,

po pocałunkach w Waszyngtonie

miłością dziką do mnie płonie

i zaraz chciałby zawrzeć ślub!

—————————————-

Przyjechał tu profiesor w swaty,

chotia jewrej, choroszyj parień,

czełowiek umnyj i bogatyj,

no fiksa ma na punkcie baryń.

Zachodzim w um z Podgornym Kolą

i trudno się nadziwić nam,

czto ciągnie go do naszych dam,

przecież to barachło i chłam!

Możet tam oni takie wolą?

Da, czełowiek eto zagadka!

Profiesor mówił umno, gładko

i mnie łogiczno wywiódł tak,

że dołżen dojść do skutku brak!

Bo choć zamieszki są w Senacie

o jakiś skandał w Watergacie,

że założyli gdzieś podsłuchy,

a wyszły z nich śmierdzące dmuchy

(nie tak kak u nas; ja słuszaju

dokładnie, co się dzieje w kraju),

no Dick i ichnie KGB,

FBI — znaczyt, stłumią je!

„Ach, profiesor — ja mu przerwała —

pal sześć tę waszą Amerikę!

Ty opowiadaj mi o Dickie.

Kak ja go dawno nie widziała!

Czto on diełajet, Dick moj miłyj?

Ach, mów, bo żdat’ już nie mam siły!”

Naliwaj stakan! Po bierieg!

Nie wodka! Koniak! Extra sec!

Ach, Dick! Kogda tiebia ujrzała,

zabiło sierdce: wot, to on!

Ja kak diewuszka młada drżała,

a w gołowie mi krew huczała

kak samyj wielkij Kremla dzwon!

Ja skrywat’ dłużej już nie stanu —

bezumno jestem zakochana

w twych głazach, ustach, blesku lic!

Na liubow’ nie poradzisz nic!

Pamiętasz, kak my zapatrzeni

naprotiw siebia siuda szli,

z ułybkoj ty, ja wzniosłszy brwi?

Ach, Dick, dla siebia my stworzeni!

Ach, Dick, ach, miłyj moj, my dear,

 nasz budiet cełyj ziemskij mir.

Ach, Dick, nasz przyszły sławnyj brak

to jest nie tylko brak z miłości,

to jest z razsudka toże brak,

to budiet szczastie dla ludzkości!

Gdy obie zejdą się półkule,

będziemy mieć już całą pulę,

będziemy mieć już całą włast’

i każdy będzie musiał paść

przed taką parą na kolana!

Czy to Moskwa, czy to Fłorida,

czy Łondon to, czy Mozambik —

wszędzie carstwujet Leonida,

wszędzie władajet Tricky Dick!

To budziet naszej właści szlagier,

że cały świat się zmieni w łagier.

Rabotat’ budut kornie raby,

skończą się strejki i rozruchy,

gdzie stąpisz, wszędzie są podsłuchy,

gdzie spojrzysz, wszędzie widzisz kraty.

Patrz, jak korzystnie świat się zmienia:

Niegry bieleją z przerażenia,

a Żydki zamykają domy,

bo przeczuwają już pogromy.

Butne dotychczas kongriesmieny

pokornie pójdą tiepier w pleny!

Egipski pedryl aż się spłaszczy,

ja budu szczała mu do paszczy

i tak szutiła: „Nu, Anwar,

wied’ u was na pustynie żar,

ja tiepier’ tobie go ugaszę!

Nielzia mi było dmuchać w kaszę!”

Ach, Dick, kak czudnyj budiet mir!

Wieczne wesele, wiecznyj pir!

Parady, bale i ochota!

Ja budu bezprestanno pjana

i wieczno w tobie zakochana!