Przyczyną kryzysu ojcostwa jest odejście od Boga

Dr Jacek Pulikowski: Przyczyną kryzysu ojcostwa jest odejście od Boga

przyczyna-kryzysu-ojcostwa-jest-odejscie-od-boga

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Niestety człowiekowi wmówiono, że jest kreatorem i sam może stanowić kim jest, co jest dla niego dobre a co złe, co mu da szczęście. I ustala… że jest innej płci, niż jest obiektywnie, że dobrem a nawet prawem człowieka jest zabicie dziecka przez matkę, albo zabicie „niepotrzebnych” rodziców, że szczęście można zdobyć przez zażywanie przyjemności (hedonizm), lub/i przez spełnienie swoich egoistycznych planów bez Boga i bez miłości (indywidualizm i samorealizacja). Takie myślenie wyprowadza człowieka na manowce i daje ułudę szczęścia ludziom obiektywnie głęboko nieszczęśliwym (bo bezbożnym i wynaturzonym). W naturę człowieka jest wpisana tęsknota do Boga… – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Jacek Pulikowski.

Panie Doktorze, kiedy obserwujemy to, co dzieje się w naszym kraju możemy powiedzieć, że widoczny jest kryzys nie tylko kobiecości, ale też – męskości. A może nawet bardziej – kryzys tożsamości?

Myślę, że ponad tym wszystkim jest kryzys człowieczeństwa. Kim jest człowiek? Dla mnie człowiek jest stworzeniem posiadającym ciało, wymiar psychiczny i duchowy. Jako stworzenia jesteśmy obiektywnie jacyś. Mamy zadania względem Stwórcy, względem siebie samego i względem innych. Mamy to odkryć, zaakceptować i żyć w czystości (ekologicznie) według pomysłu Stwórcy. Nasza natura jest najprecyzyjniej opisana przez Dekalog, więc życie w zgodzie z nim gwarantuje pełnię szczęścia na ziemi i w wieczności.

Wiemy o tym, ale kto z nas myśli o wieczności…

Niestety człowiekowi wmówiono, że jest kreatorem i sam może stanowić kim jest, co jest dla niego dobre a co złe, co mu da szczęście. I ustala… że jest innej płci, niż jest obiektywnie, że dobrem a nawet prawem człowieka jest zabicie dziecka przez matkę, albo zabicie „niepotrzebnych” rodziców, że szczęście można zdobyć przez zażywanie przyjemności (hedonizm), lub/i przez spełnienie swoich egoistycznych planów bez Boga i bez miłości (indywidualizm i samorealizacja). Takie myślenie wyprowadza człowieka na manowce i daje ułudę szczęścia ludziom obiektywnie głęboko nieszczęśliwym (bo bezbożnym i wynaturzonym). W naturę człowieka jest wpisana tęsknota do Boga (wszystkie znane ludy w historii świata wzdychały do jakoś rozumianej istoty wyższej) i do miłości z człowiekiem (św. Paweł powie: choćbym wszystko posiadł a miłości bym nie miał byłbym jak cymbał brzmiący). Dziś mamy całe rzesze celebrytów „cymbałów”, którzy z pogardą odrzucili Boga i wręcz chełpią się tym, że od nikogo nie są zależni, nikomu nie służą… czyli żyją bez miłości. W moim najgłębszym przekonaniu ludzie żyjący bez Boga i bez miłości uciekają od własnej natury i tym samym obiektywnie nie są szczęśliwymi, niezależnie od tego co myślą o sobie i swoim rzekomym szczęściu.

W to wszystko wpisuje się kryzys kobiecości objawiający się ucieczką od macierzyństwa i walką ze swym naturalnym obrońcą mężczyzną. Im bardziej żona wygra tę walkę tym jest… bardziej przegrana. Przegrana bo nie dość, że traci naturalnego opiekuna, ale przyczynia się do jego wycofania się z drogi rozwoju, czy mówiąc wprost do jego degradacji. Tak mąż, który nie podejmuje funkcji mu przynależnych wchodzi na ścieżkę uwstecznienia, degradacji a czasem wprost degeneracji. Smutne, ale nierzadkie.

Kobiety uciekają od macierzyństwa, mężczyźni od odpowiedzialności?

Mężczyźni uciekają od ojcowania, którego najważniejszym przejawem oprócz miłości (rozumianej jako służba) jest branie odpowiedzialności za powierzonych sobie (w rodzinie: za żonę i dzieci). Ucieczka to owocuje wspomnianą degradacją mężczyzny.

Kim jest mężczyzna?

Człowiekiem, który może stać się ojcem i pełnić przynależne temu funkcje: opiekuna, obrońcy, żywiciela i przewodnika. (Piszę o tym szerzej w książce Warto być ojcem, IW Jerozolima, Poznań.)

Dziś dowiadujemy się od ludzi, m.in. ze świata polityki, że mężczyzna może mieć okres, a nawet – podobno – urodzić dziecko. Jak Pan reaguje na tego typu newsy?

Ze smutkiem nad… nierozumnością i zarazem pychą człowieka „kreatora”, mówiąc wprost nad głupotą ludzką.

Czym dzisiaj jest męskość? Czego dziś wymaga się od mężczyzn?

Wczoraj dzisiaj i jutro prawdziwa męskość jest i zawsze będzie, potencjalnym ojcostwem. Pytanie czego się dziś wymaga od mężczyzn jest nieprecyzyjne. Stwórca odwiecznie wymaga miłości i odpowiedzialności mężczyzny za siebie i powierzonych sobie osób. Jan Paweł II w Adhortacji Apostolskiej Familiaris Consortio (Watykan 1981) określił wzorzec męskości przez funkcje jakie powinien wypełniać mąż i ojciec: Odpowiedzialność za życie poczęte, udział w wychowaniu dzieci, praca zawodowa służąca rodzinie i przykład dojrzałej postawy chrześcijańskiej. (Piszę o tym szerzej w książce: Cztery Funkcje mężczyzny, RTCK, Nowy Sącz.)

Problem w tym, że „nowoczesny” świat, który neguje Boga i zarazem naturę człowieka, nie wymaga niczego od mężczyzn pozwalając im być… bawiącymi się chłopcami (Piotruś Pan, Playboy, singielek). Niestety wielu mężczyzn – chłopców tymi drogami podąża.

Pocieszający jest fakt, że mężczyźni w Polsce jakby się obudzili. Chcą być prawdziwymi mężczyznami miłującymi i odpowiedzialnymi za losy rodziny, czy szerzej społeczności, w której żyją. Dowodem na to są rozwijające się wspólnoty mężczyzn, że wspomnę tylko: Wojowników Maryi, Mężczyzn św. Józefa, Bractwo św. Pawła, Żołnierzy Chrystusa, Brygady Różańcowe i wiele, wiele innych… Jest nadzieja.

Dużo się mówi o tym, że jedną z przyczyn kryzysu męskości są relacje matek z synami. Takie relacje, w których synowie są podporządkowani mamusiom w konsekwencji doprowadzą do tego, że ich męskość zostaje złamana wcześniej?

Myślę, że prawdziwą przyczyną kryzysu ojcostwa jest odejście od Boga i jego przykazań oraz niedostateczny udział ojców w wychowaniu dzieci. Najboleśniejszy i tragiczny w skutkach jest brak relacji miłości między ojcem i dziećmi i zanik ojcowskiego autorytetu. Wówczas dzieci już nie chcą być „tak wspaniałe jak tato – bohater”, buntują się i wybierają „własne” drogi często wiodące na manowce.

Próba wejścia matek w rolę ojców kończy się często katastrofalną niedojrzałością synków objawiającą się między innymi nieumiejętnością podejmowania decyzji w oparciu o rozum i wolę, za to z nadmiernym udziałem chwilowych uczuć i odczuć.

Z jakimi wyzwaniami mierzą się współcześni mężczyźni już wiemy, ale wspomniał Pan również o chłopcach…   

„Bawiący się chłopcy”, którzy ulegli wizjom hedonistycznym i indywidualistycznym, z hasłem na ustach „mam prawo do swojego szczęścia” nie podejmują żadnych wyzwań przypisanych do męskości. Koncentrują się na przyjemnościach, realizacji swoich egoistycznych planów rujnując życie i szczęście nie tylko swoje, ale i bliskich osób, głównie rodziny. Gdy taki „chłopiec” wejdzie na jakiś szczebel władzy, to rozmiar szkód jakie wyrządza przybiera wymiar szerszy, społeczny.

Jaka powinna być rola żony w rozwoju ojcostwa swojego męża?

Podstawowym zadaniem kobiety (jako „pomocy potrzebnej”) wobec mężczyzny jest nauczenie mężczyzny miłości. Nauczenie, że człowiek jest ważniejszy od materii. Mężczyzna mający predyspozycje do walki z materią często się nadmiernie w nią angażuje. Zapominając, że „ogarnianie materii” jest jego zadaniem życiowym, ale nie celem życia. Celem życia jest szczęście, które może dać jedynie relacja miłości (z Bogiem i ludźmi). Tak więc kobieta matka, kobieta siostra, kobieta koleżanka, kobieta narzeczona mają uczyć „okolicznych” mężczyzn wchodzenia w relacje miłości. Miłości, która jest bezinteresownym darem z siebie samego. Najłatwiej ta nauka idzie gdy mężczyzna się w kobiecie zakocha… Praktycznie każda żona miała przed ślubem taką szansę, że on zakochany zrobiłby dla niej wszystko. Miała wtedy ogromną moc by nauczyć przyszłego męża miłości, czyli służenia innym ludziom z żoną i dziećmi na czele. Moc tę traci w chwili kiedy, się odda ukochanemu chłopakowi. Gdy ją zdobędzie, ona staje się zakładniczką i już nie pomoże mu we wzroście zdolności do kochania. Szkoda… To czego nie nauczyły męża inne kobiety i ona sama jako narzeczona, pozostaje zadaniem dla żony do końca życia.

Bezbronne poddanie się żony mężowi wymusza na nim wzrost opiekuńczości, miłości i odpowiedzialności. Pod warunkiem, że ma on w sobie choćby odrobinę ludzkiej przyzwoitości, a tylko tacy powinni być akceptowani jako mężowie i ojcowie dla dzieci.

Czym dla Pana jest ojcostwo?

Bycie mężem i ojcem jest sensem mojego życia (mówiąc górnolotnie drogą do zbawienia) i źródłem szczęścia (obok ciągle nieudolnej relacji z Bogiem). Przy czym ojcostwo rozumiem szerzej niż ojcowanie rodzonym dzieciom. Ojcostwo ma wymiar szerszy, społeczny i staram się – jak umiem – te funkcje wypełniać. Między innymi przez wygłaszane konferencje, publikacje ale też przez zaangażowanie w działalność społeczną.

Dziękuję za rozmowę. Marta Dybińska