„Realistyczna” korekta i powrót „zasad westfalskich”. Co zawiera Strategia Bezpieczeństwa Narodowego USA?
Agnieszka Stelmach https://pch24.pl/realistyczna-korekta-i-powrot-zasad-westfalskich-co-zawiera-strategia-bezpieczenstwa-narodowego-usa/

(Oprac. PCh24.pl)
Strategia Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Strategy), którą administracja Donalda Trumpa opublikowała 4 grudnia 2025 r. zrywa z tzw. liberalnym porządkiem międzynarodowym, którego budowniczym i strażnikiem po II wojnie światowej były same Stany Zjednoczone oraz koryguje kurs polityki zagranicznej. Chodzi o to, odbudować siłę wewnętrzną Ameryki, która powinna być zdolna do ograniczenia wpływów mocarstw zagrażających realizacji interesów i ambicji Waszyngtonu w świecie wielobiegunowym. Równocześnie Stany Zjednoczone wypowiadają wojnę dekarbonizacji gospodarki i Zielonemu Ładowi.
Ambicją USA jest „pozostanie najsilniejszym, najbogatszym, najpotężniejszym i najbardziej odnoszącym sukcesy krajem na świecie przez kolejne dekady”.
Już we wstępie dokumentu zaznaczono, że „Strategia to konkretny, realistyczny plan, który wyjaśnia zasadniczy związek między celami a środkami: zaczyna się od dokładnej oceny tego, co jest pożądane i jakie narzędzia są dostępne lub mogą zostać realistycznie stworzone, aby osiągnąć pożądane rezultaty”.
Strategia ustala priorytety i „nie każdy kraj, region, problem czy sprawa – jakkolwiek godna uwagi – może być przedmiotem amerykańskiej strategii”.
Zasadniczym celem Ameryki jest „ochrona podstawowych interesów narodowych”. I to „jest jedyny cel” przedstawionej strategii.
Zdaniem jej autorów, wszystkie poprzednie tego typu dokumenty, jakie pojawiły się od czasu zakończenia zimnej wojny „zawiodły”, dlatego, że były idealistyczne, a nie realistyczne. Zawierały „niejasne banały” i „często błędnie oceniały, czego powinniśmy chcieć”.
Błędnie zakładano, że Ameryka musi pozostać „policjantem świata” i że ma wystarczające zasoby, aby pełnić tę rolę. Ponadto postawiono na dalszy rozwój globalizmu i „tak zwanego wolnego handlu, które wydrążyły klasę średnią i bazę przemysłową, a od niej zależy amerykańska dominacja gospodarcza i militarna”. Nadto „pozwolono sojusznikom i partnerom przerzucić koszty obronności na Amerykanów”, a czasami także „wciągano ich w konflikty i kontrowersje”, kluczowe dla interesów tych państw, ale „peryferyjne lub nieistotne” dla interesów USA. Wreszcie, naciskano na globalny zarząd poprzez sieć instytucji międzynarodowych, „z których niektóre kierują się jawnym antyamerykanizmem, a wiele transnacjonalizmem, jawnie dążąc do zniesienia suwerenności poszczególnych państw”.
Krótko mówiąc, amerykańskie elity dążyły do „fundamentalnie niepożądanego i niemożliwego do osiągnięcia celu” i „podważały w ten sposób środki niezbędne do jego osiągnięcia”, to jest „charakter” narodu amerykańskiego, dzięki któremu możliwe było zbudowanie „potęgi, bogactwa i przyzwoitości” Ameryki.
Stąd konieczna stała się korekta tej polityki, aby „rozpocząć nowy złoty wiek”.
Strategia stawia trzy pytania: 1) Czego powinny chcieć Stany Zjednoczone?; 2) Jakie są dostępne środki, aby to osiągnąć?; oraz 3) Jak można połączyć cele i środki w możliwą do zrealizowania Strategię Bezpieczeństwa Narodowego?
Czego chcą Stany Zjednoczone?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: „Przede wszystkim zależy nam na dalszym przetrwaniu i bezpieczeństwie Stanów Zjednoczonych jako niezależnej, suwerennej republiki, której rząd chroni prawa naturalne obywateli nadane przez Boga i priorytetowo traktuje ich dobrobyt i interesy. Chcemy chronić ten kraj, jego mieszkańców, jego terytorium, jego gospodarkę i jego styl życia przed atakami militarnymi i bezwzględnymi wpływami zagranicznymi, czy to szpiegostwem, drapieżnymi praktykami handlowymi, handlem narkotykami i ludźmi, destrukcyjną propagandą i operacjami wpływu, subwersją kulturową, czy jakimkolwiek innym zagrożeniem dla naszego narodu”.
W dokumencie podkreśla się konieczność zachowania pełnej kontroli nad polityką migracyjną. Amerykanie nie chcą promowanej przez oenzetowskie agendy i UE „uporządkowanej migracji”, lecz „powstrzymania” „destabilizujących przepływów ludności”.
Ponadto pragną zapewnić „odporną infrastrukturę narodową”, która nie tylko przetrzyma klęski żywiołowe, ale także wszelkie ataki i inne „zagrożenia” szkodzące narodowi i gospodarce.
Wreszcie Amerykanie chcą mieć „najpotężniejszą, najskuteczniejszą i najnowocześniejszą armię świata”, by chronić własne interesy i zapobiegać wojnom, a w razie konieczności je toczyć, „wygrywać szybko i zdecydowanie, z jak najmniejszymi stratami”.
Chcą „najsolidniejszego, najbardziej wiarygodnego i najnowocześniejszego na świecie odstraszania nuklearnego, a także obrony przeciwrakietowej nowej generacji – w tym Złotej Kopuły dla amerykańskiej ojczyzny – aby chronić naród amerykański, amerykańskie aktywa za granicą i amerykańskich sojuszników”.
USA chcą także mieć „najsilniejszą, najbardziej dynamiczną, innowacyjną i najnowocześniejszą gospodarkę świata”, która jest „fundamentem amerykańskiego stylu życia”. Styl ten „obiecuje i zapewnia powszechny i szeroki dobrobyt, mobilność społeczną i nagradza za ciężką pracę”.
Bez silnej gospodarki nie ma silnej armii. Ta pierwsza zależy od silnego sektora przemysłowego, a ten można zbudować, dostosowując produkcję do potrzeb przemysłu obronnego.
„Pielęgnowanie amerykańskiej siły przemysłowej musi stać się najwyższym priorytetem krajowej polityki gospodarczej” – zaznaczono w dokumencie.
Jednocześnie, Amerykanie pragną „najsolidniejszego, najbardziej produktywnego i innowacyjnego sektora energetycznego na świecie – takiego, który zdolny jest nie tylko do napędzania amerykańskiego wzrostu gospodarczego, ale także do bycia jednym z wiodących amerykańskich sektorów eksportowych”. I wcale nie porzucają paliw kopalnych, a nawet wypowiedzieli wojnę globalnej dekarbonizacji.
Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o ochronę własności intelektualnej przed kradzieżą z zagranicy.
Autorzy strategii zapowiadają utrzymanie „niezrównanej miękkiej siły” obiecują wywierać pozytywny wpływ na świat, „szanując odmienne religie, kultury i systemy rządzenia innych krajów”. Ale by to móc osiągnąć, konieczne jest zachowanie wiary „w inherentną wielkość i przyzwoitość” Ameryki.
Kolejna rzecz, jakiej pragną stratedzy to „przywrócenie i ożywienie amerykańskiego zdrowia duchowego i kulturowego, bez którego długoterminowe bezpieczeństwo jest niemożliwe”. Dlatego tak ważne jest pielęgnowanie patriotyzmu, docenianie i pamięć o bohaterach itp.
Kraj ma być pozostawiony przyszłym pokoleniom w lepszym stanie, niż go zastano i wszyscy Amerykanie powinni pracować dla wspólnego dobrobytu, tworząc „silne, tradycyjne rodziny, które wychowują zdrowe dzieci”.
W strategii sformułowano oczekiwania względem świata.
Czego Ameryka chce od świata?
Przede wszystkim zwraca się ku półkuli zachodniej, która ma pozostać „w miarę stabilna i wystarczająco dobrze rządzona, aby zapobiegać i zniechęcać do masowej migracji do Stanów Zjednoczonych”. Amerykanie oczekują, że kraje Ameryki Łacińskiej będą współpracować w celu zwalczania handlu narkotykami i innych transnarodowych organizacji przestępczych. Nie dopuszczą do tego, by inne mocarstwa – w domyśle Chiny, ale także Rosja – przejmowały kluczowe aktywa w państwach Ameryki Południowej. To Stany Zjednoczone zamierzają zapewnić sobie w nich „stały dostęp do kluczowych lokalizacji strategicznych”. Po prostu potwierdzono słynną doktrynę Monroe’a pochodzącą z 2 grudnia 1823 r., która ewoluowała na przestrzeni lat i dzisiaj bardziej kojarzona jest z uznaniem półkuli zachodniej za tradycyjną sferę wpływów USA.
Oczekuje się także utrzymania wolnego i otwartego Indo-Pacyfiku, zachowując swobodą żeglugi morskiej na wszystkich kluczowych szlakach, a także utrzymania „bezpiecznych i niezawodnych łańcuchów dostaw i dostępu do kluczowych materiałów”.
Jednocześnie zadeklarowano, że USA nie zrezygnują ze wspierania „sojuszników w zachowaniu wolności i bezpieczeństwa Europy, przywracając jej jednocześnie cywilizacyjną pewność siebie i zachodnią tożsamość”. Ma to o tyle istotne znaczenie, że Waszyngton zadeklarował większą aktywność, jeśli chodzi o obronę obywateli europejskich przed ograniczaniem ich podstawowych wolności, w tym wolności słowa i wyznania.
Zadeklarowano również, że USA nie dopuszczą do dominacji „wrogiego mocarstwa na Bliskim Wschodzie”, w tym nad zasobami surowców energetycznych, ale będą starali się uniknąć „wiecznych wojen”.
Wreszcie kolejny priorytet to uzyskanie przewagi nad resztą świata w zakresie technologii i regulacji odnośnie do sztucznej inteligencji, biotechnologii i komputerów kwantowych.
„To są podstawowe, żywotne interesy narodowe Stanów Zjednoczonych”. To na nich Ameryka się skupi.
Jakie mają środki, by osiągnąć cele?
Są to: elastyczny system polityczny, który można korygować, największa i najbardziej innowacyjna gospodarka świata, dzięki której możliwe jest utrzymanie „dźwigni nad innymi krajami pragnącymi uzyskać dostęp do rynku amerykańskiego”, wiodący system finansowy i rynki kapitałowe, w tym utrzymywanie statusu dolara jako globalnej waluty rezerwowej, najbardziej zaawansowany, innowacyjny i dochodowy sektor technologiczny na świecie (dzięki niemu wzmacniane są globalne wpływy Ameryki i zapewniona jest jakościowa przewaga sił zbrojnych), „najpotężniejsza i najzdolniejsza armia świata”, sieć sojuszy w różnych regionach świata, świetne położenie geograficzne z bogatymi zasobami naturalnymi, brak konkurencyjnych mocarstw fizycznie dominujących na półkuli zachodniej, granice bez ryzyka inwazji militarnej i wielkie mocarstwa oddzielone rozległymi oceanami. Inne atuty to: niezrównana „miękka siła” i wpływy kulturowe, odwaga, siła woli i patriotyzm narodu amerykańskiego, a wraz z nową administracją Donalda Trumpa przywracana jest „kultura kompetencji, wykorzeniając tzw. DEI i inne dyskryminacyjne oraz antykonkurencyjne praktyki, które degradują nasze instytucje i hamują nasz rozwój”. Uwalniane są „ogromne moce produkcyjne energii jako strategiczny priorytet w celu napędzania wzrostu i innowacji oraz wspierania i odbudowy klasy średniej”, a ponadto Ameryka się „reindustrializuje”.
Deklaruje się „przywrócenie wolności gospodarczej obywatelom poprzez historyczne obniżki podatków i działania deregulacyjne, czyniąc ze Stanów Zjednoczonych główne miejsce do prowadzenia działalności gospodarczej i inwestowania kapitału”. Z kolei inwestowanie w nowe technologie i nauki podstawowe ma zapewnić ciągły dobrobyt, przewagę konkurencyjną i dominację militarną Ameryki w przyszłości.
Zasady
Polityka zagraniczna USA ma być pragmatyczna, realistyczna, oparta na zasadach, ale nie „idealistyczna”, muskularna, ale jednocześnie nie „jastrzębia” i powściągliwa, chociaż nie „gołębia”. Ma być po prostu skuteczna.
Stawia się na negocjacje pokojowe i dyplomację, które mają doprowadzić do zakończenia konfliktów i sporów w różnych regionach świata, mogących być potencjalnym zarzewiem nowych wojen globalnych. W tym celu ma być wykorzystywana „niekonwencjonalna dyplomacja, amerykańska potęga militarna i wpływy ekonomiczne”.
Polityka zagraniczna, obronna i wywiadowcza musi opierać się na wąsko – a nie szeroko – określonym interesie narodowym, aby były szanse na realizację celów zasadniczych w zakresie bezpieczeństwa narodowego.
Zgodnie z maksymą osiągania „pokoju przez siłę”, wrogowie i konkurenci mają być odstraszani dzięki utrzymaniu „najsilniejszej gospodarki” na świecie, rozwijaniu „najnowocześniejszych technologii, wzmacnianiu zdrowia kulturowego społeczeństwa i wystawianiu najsprawniejszych na świecie sił zbrojnych”.
Inną istotną zasadą jest „skłonność do nieinterwencjonizmu” – ale nie wykluczenie go – uznając za Deklaracją Niepodległości, że inne narody są uprawnione z racji prawa naturalnego do zachowania odrębnej, a jednocześnie równej pozycji względem innych narodów.
Kolejna zasada to „elastyczny realizm”, który ma zapewnić dobre i pokojowe stosunki handlowe z innymi państwami, bez narzucania własnych zmian społecznych odrębnym kulturowo wspólnotom. Innymi słowy, Amerykanie rezygnują z narzucania własnego modelu demokracji innym krajom, które mogą mieć inne systemy rządów, chociaż nie zrezygnują z „nakłaniania podobnie myślących przyjaciół do przestrzegania wspólnych norm”.
I co chyba najistotniejsze potwierdzono to, co od dawna wiadomo, a co próbowano rozmyć wraz z forsowaniem globalizmu i sfederalizowania całego świata, w którym państwa narodowe przekażą znaczną część kompetencji na rzecz rządów federalnych w regionach, a potem jednego światowego rządu, jak to postulują federaliści związani z Grupą Spinellego, która zawiązała się wiele lat temu w Parlamencie Europejskim.
Otóż uznano prymat państw narodowych. Wskazano, że „Podstawową jednostką polityczną jest i pozostanie państwo narodowe. Jest naturalne i sprawiedliwe, że wszystkie narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu i strzegą swojej suwerenności. Świat funkcjonuje najlepiej, gdy narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu. Stany Zjednoczone będą stawiać własne interesy na pierwszym miejscu i – w stosunkach z innymi narodami – będą zachęcać je do stawiania na pierwszym miejscu również swoich interesów. Opowiadamy się za suwerennymi prawami narodów, przeciwko podważającym suwerenność najazdom najbardziej inwazyjnych organizacji transnarodowych, a także za reformą tych instytucji, aby wspierały, a nie utrudniały suwerenność jednostki i amerykańskie interesy”.
W polityce zagranicznej, obronnej i wywiadowczej istotne jest strzeżenie suwerenności przed zapędami organizacji transnarodowych i międzynarodowych oraz niektórych państw, które dążą do narzucenia cenzury.
Jednocześnie Amerykanie nie pozwolą na „operacje wywierania wpływu” przez obce mocarstwa lub podmioty i lobbing, które miałyby po raz kolejny uwikłać ich w konflikty zagraniczne, a także „cynicznie manipulowałyby” ich systemem imigracyjnym w celu „budowania bloków wyborczych lojalnych wobec zagranicznych interesów” w USA. Ameryka wytyczy własny kurs i będzie sama decydować o swoim losie, bez ingerencji z zewnątrz.
Następną zasadą jest „równowaga sił”, czyli powrót do koncertu mocarstw i budowania porządku w oparciu o zasady westfalskie promowane m.in. przez byłego sekretarza stanu i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Henry Kissingera. Ameryka będzie współpracować z sojusznikami i partnerami, by nie dopuścić do dominacji jakiegokolwiek państwa, które mogłoby zagrozić jej interesom. Celem jest utrzymanie globalnej i regionalnej równowagi sił.
Wreszcie polityka zagraniczna ma służyć pracownikom. Jak najwięcej ludzi ma korzystać z gospodarki dobrobytu.
Amerykanie obiecują także zachowanie sprawiedliwości, co odnoszą do sprawiedliwego handlu, sprawiedliwych sojuszy, jak i sprawiedliwego dzielenia obciążeń związanych ze wspólną obroną.
Dużą wagę przywiązuje się do kompetencji i zasług, które dają przewagę cywilizacyjną, jednoczenie wypowiadając wojnę „radykalnym ideologiom, które dążą do zastąpienia kompetencji i zasług uprzywilejowanym statusem grupowym”. Odniesiono się w ten sposób do „kultury wokeizmu” i szkoleń DEI prowadzonych przez korporacje, uniwersytety i instytucje promujące paradygmat zrównoważonego rozwoju (w tym obowiązek raportowania ESG służący wywłaszczaniu przedsiębiorstw). Zaznaczono, że uleganie tym ideologiom doprowadzi do tego, że „Ameryka stanie się nierozpoznawalna i niezdolna do obrony”.
Priorytety
Za priorytet uznano konieczność zakończenia masowej migracji. Amerykanie wskazują, że „Każdy kraj, który uważa się za suwerenny, ma prawo i obowiązek określić swoją przyszłość. W całej historii suwerenne państwa zabraniały niekontrolowanej migracji i przyznawały obywatelstwo rzadko, i tylko tym cudzoziemcom, którzy również musieli spełnić rygorystyczne kryteria”. Wskazano, że masowa migracja jest po prostu zła. Nie tylko nadwyręża zasoby krajowe, ale przyczynia się do wzrostu przemocy i przestępczości, osłabia spójność społeczną, zaburza rynki pracy i podważa bezpieczeństwo narodowe. Dlatego „era masowej migracji musi się skończyć”. Nie ma niczego istotniejszego dla bezpieczeństwa narodowego, jak zapewnienie bezpieczeństwa granic. „Musimy chronić nasz kraj przed inwazją, nie tylko przed niekontrolowaną migracją, ale także przed zagrożeniami transgranicznymi, takimi jak terroryzm, narkotyki, szpiegostwo i handel ludźmi. Granica kontrolowana wolą narodu amerykańskiego, realizowaną przez jego rząd, jest fundamentalna dla przetrwania Stanów Zjednoczonych jako suwerennej republiki”.
Drugim priorytetem jest „ochrona podstawowych praw i wolności”, „praw naturalnych nadanych przez Boga obywatelom amerykańskim”. Stąd wypowiedziano wojnę polityce poprzedniej administracji Biden-Harris, która – pod pretekstem „ochrony demokracji” i „deradykalizacji” – wykorzystywała swoją władzę do ograniczania praw i wolności obywateli, w szczególności „prawa do wolności słowa, wolności religii i sumienia oraz prawo do wyboru i kierowania wspólnym rządem”. Są to „fundamentalne prawa, których nigdy nie wolno naruszać”. Stany Zjednoczone mają zdecydowanie opowiadać się za ich przestrzeganiem w literze i duchu, wymagając tego także od sojuszników i partnerów, którzy twierdzą, że podzielają te same wartości. „Będziemy sprzeciwiać się elitarnym, antydemokratycznym ograniczeniom podstawowych wolności w Europie, w anglosferze i resztach demokratycznego świata, zwłaszcza wśród naszych sojuszników” – wskazano.
Kolejny priorytet to dzielenie się obciążeniami i przerzucanie kosztów w związku z utrzymaniem równowagi sił w różnych regionach świata. Przypomniano sojusznikom „nowy globalny standard” ustanowiony w ramach „Zobowiązania Haskiego”, a związany z przeznaczaniem przez państwa NATO do 5% PKB na obronność. Ponadto mają one odpowiadać za bezpieczeństwo swoich regionów. „Stany Zjednoczone zorganizują sieć podziału obciążeń, której koordynatorem i podmiotem wspierającym będzie rząd amerykański”.
Zakłada się m.in. korzystniejsze traktowanie w kwestiach handlowych, dzielenie się technologią i sprzedaż broni tym krajom, które dobrowolnie wezmą na siebie większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w swoich regionach i dostosują swoją kontrolę eksportu do amerykańskiej.
Inny priorytet to reorganizacja przez pokój, czyli dążenie do pokojowych porozumień w regionach i krajach peryferyjnych względem bezpośrednich, kluczowych interesów Ameryki, co miałoby sprzyjać zwiększeniu stabilności i wzmocnieniu Ameryki.
Następny priorytet dotyczy zachowania bezpieczeństwa ekonomicznego jako fundamentu bezpieczeństwa narodowego. Stąd nacisk zostanie położony na „zrównoważony handel”, który ma doprowadzić m.in. do redukcji deficytów handlowych, ograniczenia barier dla eksportu, dumpingu i innych antykonkurencyjnych praktyk szkodzących amerykańskiemu przemysłowi i pracownikom. USA muszą także zapewnić sobie dostęp do kluczowych łańcuchów dostaw i materiałów niezbędnych dla obronności lub gospodarki kraju. Agencje wywiadowcze zintensyfikują monitoring kluczowych łańcuchów dostaw i zmapują postęp technologiczny, aby szybko zniwelować powstające luki i zagrożenia dla bezpieczeństwa i dobrobytu Ameryki.
Realizacja priorytetu dotyczącego zachowania bezpieczeństwa ekonomicznego wymaga także reindustrializacji. Amerykanie, którzy jeszcze do niedawna kładli nacisk na usługi mówią teraz, że „Przyszłość należy do producentów”. Dlatego „Stany Zjednoczone zreindustrializują swoją gospodarkę, przeniosą produkcję przemysłową z innego kraju oraz będą zachęcać i przyciągać inwestycje w rodzimą gospodarkę i siłę roboczą, koncentrując się na kluczowych i wschodzących sektorach technologii, które zdefiniują przyszłość”. By to osiągnąć, wykorzystają politykę celną i nowe technologie. Przemysł ma się odrodzić „w każdym zakątku” Stanów Zjednoczonych, aby, podnieść standard życia amerykańskich pracowników i zapewnić na zawsze niezależność od „jakiegokolwiek przeciwnika, obecnego ani potencjalnego, w zakresie kluczowych produktów lub komponentów”.
Ma się odrodzić przemysł zbrojeniowy dostosowany do obecnych warunków panujących na polu walki, jednoczenie produkcja powinna być nisko kosztowa na wielką skalę i dostarczać najwydajniejsze oraz najnowocześniejsze systemy i amunicję, a także relokować łańcuchy dostaw przemysłu zbrojeniowego. Żołnierze mają mieć dostęp do taniej broni, ale także do najwydajniejszych i zaawansowanych systemów do walki z wyrafinowanym wrogiem. Amerykanie nie tylko chcą odbudować swój przemysł zbrojeniowy, ale będą zachęcać do tego także sojuszników i partnerów.
I co niezwykle istotne, Amerykanie chcą zapewnić swoją dominację energetyczną na świecie, jeśli chodzi o produkcję paliw kopalnych i energię jądrową.
Waszyngton wypowiada wojnę dekarbonizacji i oczekuje, że inne kraje będą importować amerykańską energię. To między innymi dzięki temu mają pojawić się dobrze płatne miejsca pracy w Stanach Zjednoczonych, zmniejszyć się obciążenia dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, postępować reindustrializacja, i pozwoli to USA utrzymać przewagę w dziedzinie najnowocześniejszych technologii, takich jak tak zwana sztuczna inteligencja. Dodatkowo eksport surowców pozwoli zacieśnić relacje z sojusznikami, ograniczając wpływy przeciwników i ochroni zdolność USA do obrony swoich wybrzeży, a nadto pozwoli – w razie konieczności – na projekcję siły.
„Odrzucamy katastrofalne ideologie zmiany klimatu i zerowej emisji netto, które tak bardzo zaszkodziły Europie, zagrażają Stanom Zjednoczonym i subsydiują naszych przeciwników”. Szczerze powiedziawszy, to ten fragment strategii ma kolosalne znaczenie dla europejskich decydentów, którzy wbrew logice i instynktowi samozachowawczemu postawili na tak zwany zrównoważony rozwój, starając się jak najszybciej zdekarbonizować się (zdeindustrializować), przyczyniając się nie tylko do drastycznego obniżenia własnego bezpieczeństwa w sytuacji uzależnienia od chińskich surowców i technologii, ale doprowadzając do ruiny coraz większe rzesze mieszkańców kontynentu europejskiego, którzy nie są w stanie udźwignąć kosztów transformacji eko-cyfrowej, generując przy tym wiele nowych problemów społecznych.
Amerykanie zamierzają także zachować dominację w sektorze finansowym, aby móc dalej wywierać nacisk na inne państwa. Zastrzeżono przy tym, że amerykańskiej pozycji lidera „nie można traktować jako pewnik”, a zagraża jej rozwój finansów cyfrowych.
Polityka regionalna
Jeśli chodzi o politykę regionalną, uznano, że Ameryka musi skupić się na priorytetach i dlatego kluczowe jest po pierwsze potwierdzenie i egzekwowanie doktryny Monroe’a, by „przywrócić amerykańską dominację na półkuli zachodniej oraz chronić ojczyznę i dostęp do kluczowych obszarów geograficznych w całym regionie”.
Ameryka nie zgodzi się nie tylko na rozmieszczenie sił wojskowych swoich konkurentów na tym obszarze, co np. robią Chiny i Rosja w Wenezueli, Chiny w Panamie itd., ale nie pozwolą także „konkurentom spoza półkuli” na „posiadanie lub kontrolowanie strategicznie ważnych zasobów na swojej półkuli”. „To trumpowskie uzupełnienie doktryny Monroe’a jest zdroworozsądkowym i skutecznym sposobem na przywrócenie amerykańskiej potęgi i priorytetów, zgodnych z amerykańskimi interesami bezpieczeństwa”.
Polityka na półkuli zachodniej ma polegać na „werbowaniu i ekspansji”, czyli pozyskiwaniu przyjaciół i zwalczaniu migracji, przepływu narkotyków oraz wzmacnianiu stabilność i bezpieczeństwa na lądzie i morzu. Ameryka chce być preferowanym partnerem gospodarczym krajów Ameryki Łacińskiej i partnerem bezpieczeństwa na półkuli zachodniej.
Wszystko to ma pomóc w stworzeniu „znośnej stabilności w regionie”, by powstrzymać nielegalną i destabilizującą migrację, zneutralizować kartele przestępcze i rozwijać lokalne gospodarki. Dlatego kraje podzielające priorytety USA będą nagradzane i wspierane. Podobnie, rząd USA będzie wspierać „partie polityczne i ruchy regionu, które zasadniczo podzielają zasady i strategię amerykańską”.
W strategii jest mowa o „czterech oczywistych rzeczach”, jeśli chodzi o półkulę zachodnią. Dotyczą on dostosowania globalnej obecności wojskowej w celu stawienia czoła pilnym zagrożeniom na półkuli, odpowiedniej obecności Straży Przybrzeżnej i Marynarki Wojennej w celu kontrolowania szlaków morskich i zapobieganiu nielegalnej migracji, ograniczania handlu ludźmi i narkotykami oraz kontrolowania kluczowych szlaków tranzytowych w sytuacjach kryzysowych, a ponadto ukierunkowanego rozmieszczenia sił w celu zabezpieczenia granicy i pokonania karteli, w tym użycie śmiercionośnej siły oraz ustanowienia lub rozszerzenia dostępu do strategicznie ważnych lokalizacji.
Ameryka sięgnie do dyplomacji handlowej, ceł i porozumień handlowych, ale także będzie sprzedawać broń, prowadzić wspólne manewry i dzielić się informacjami wywiadowczymi. Miałaby powstać rozległa sieć powiązań w regionie. Kraje Ameryki Łacińskiej będą zniechęcane do współpracy z Chinami i innymi konkurentami USA. Ma to istotne znaczenie ze względu na bogactwa naturalne, do których chcą sobie zapewnić dostęp Amerykanie. Rada Bezpieczeństwa Narodowego ma nawet natychmiast rozpocząć pracę nad zmapowaniem „strategicznych punktów i zasobów na półkuli zachodniej w celu ich ochrony i wspólnego rozwoju z partnerami regionalnymi”.
Podkreślono, że brak pilnowania dostępu do zachodniej półkuli przed konkurentami w ostatnich dekadach był „strategicznym błędem”, ponieważ dominacja Ameryki na tej pokuli jest „warunkiem bezpieczeństwa i dobrobytu” USA. Dlatego – co zresztą już obserwujemy w polityce administracji Trumpa – Ameryka konsekwentnie będzie starała się wyprzeć „obce” wpływy z portów, instalacji wojskowych i kluczowej infrastruktury, szeroko rozumianych aktywów strategicznych państw Ameryki Łacińskiej.
Chociaż zaznaczają, że będzie to trudne, to jednak liczą, że argumenty ekonomiczne przekonają państwa Ameryki Łacińskiej do zmiany partnera. Tym bardziej, że wiele z nich robi interesy z Chinami czy Rosją nie dlatego, że podobają im się wyznawane przez te kraje ideologie, co raczej z powodu niskich kosztów i mniejszej liczby przeszkód regulacyjnych, ułatwiających wymianę handlową.
Do zmiany decyzji mają przekonać partnerów polityka finansowa i zreformowany system licencjonowania nowych technologii. Ma to przyczynić się do budowania sojuszu państw pod przywództwem Ameryki w kontrze do sojuszu pod przywództwem Chin.
Urzędnicy pracujący w placówkach dyplomatycznych mają zmapować wszystkie szkodliwe wpływy zewnętrzne, wywierając presję i zachęcając kraje Ameryki Łacińskiej do zmiany partnera na USA. Mowa jest m.in., o zaktywizowaniu współpracy z rządami, aby amerykańscy przedsiębiorcy mogli przejmować ważne aktywa i prowadzić kluczowe inwestycje w regionie.
Waszyngton zawalczy o cofnięcie niekorzystnego opodatkowania dla amerykańskich korporacji, podejmie działania, by „wyprzeć zagraniczne firmy budujące infrastrukturę w regionie”.
Indo-Pacyfik kluczem
Jeśli chodzi o Azję, którą uznano za drugi istotny region, to mówi się o sprawowaniu przywództwa z pozycji siły. Stratedzy zauważyli, że globalizacja i otwarcie rynków na chińskie towary sprawiły, iż Chiny wzbogaciły się potężnie i teraz wykorzystują swoje bogactwo oraz władzę.
Tymczasem region Indo-Pacyfiku jest istotny dla całego świata, ponieważ jest „źródłem prawie połowy światowego PKB liczonego w oparciu o parytet siły nabywczej (PPP) i jednej trzeciej w oparciu o nominalny PKB”. Ten udział będzie rósł i dlatego region Indo-Pacyfiku będzie „jednym z kluczowych pól bitew gospodarczych i geopolitycznych następnego stulecia”. „Aby prosperować w kraju, musimy tam skutecznie konkurować – i tak właśnie robimy” – wskazano w strategii.
Ameryka będzie dalej budować sojusze w regionie i wzmacniać partnerstwa, by „w przyszłości przywrócić równowagę w stosunkach gospodarczych z Chinami, nadając priorytet wzajemności i uczciwości”. Handel z Chinami ma być zrównoważony i skoncentrowany na towarach „niewrażliwych”.
Zaznacza się, że jeśli uda się USA utrzymać ścieżkę wzrostu, to stosunki handlowe z Chinami mogą być korzystne dla obu stron i przynieść gospodarkę o wartości 40 bln USD w latach 30. XXI wieku w porównaniu z obecną wartością 30 bilionów dolarów. Stratedzy szacują, że Ameryka mogłaby nawet zachować status wiodącej gospodarki świata. Jednak, musi „zdecydowane i stale skupiać się na odstraszaniu, aby zapobiec wojnie w regionie Indo-Pacyfiku. To połączone podejście może stać się skutecznym mechanizmem, ponieważ silne amerykańskie odstraszanie otwiera przestrzeń dla bardziej zdyscyplinowanych działań gospodarczych, a bardziej zdyscyplinowane działania gospodarcze prowadzą do większych amerykańskich zasobów, które pozwolą utrzymać odstraszanie w perspektywie długoterminowej”.
Waszyngton nie zrezygnuje z walki z subsydiami i wszelkimi nieuczciwymi praktykami handlowymi, które prowadzą do niszczenia miejsc pracy w USA i deindustrializacji. Będą walczyć z kradzieżą własności intelektualnej i szpiegostwem przemysłowym oraz z zagrożeniami dla łańcuchów dostaw, w tym minerałów i pierwiastków ziem rzadkich, eksportem prekursorów fentanylu, które napędzają epidemię opioidów w Ameryce, czy też z operacjami wpływu i innymi formami subwersji kulturowej.
Będą współpracować z sojusznikami i partnerami traktatowymi, by przeciwdziałać drapieżnym praktykom gospodarczym, w szczególności z Indiami, Australią i Japonią. Będą rozwijać technologie wojskowe i podwójnego zastosowania, kładąc nacisk na dziedziny, w których przewaga USA jest największa, to jest na technologie podwodne, kosmiczne i nuklearne, a także inne, które zadecydują o przyszłości potęgi militarnej, takie jak sztuczna inteligencja, komputery kwantowe i systemy autonomiczne. Będą rozwijać zasoby taniej energii.
Zapowiedziano dalszą deregulację sektora technologicznego, który pomaga w zapewnieniu cyberbezpieczeństwa i ochronie infrastruktury krytycznej, a także sektora energetycznego. Chodzi o nowe poszukiwania i eksploatację paliw kopalnych, a także innych surowców naturalnych.
Rząd położy nacisk na dyplomację America First, dążąc do zrównoważenia globalnych relacji handlowych zarówno z Europą, jak i Japonią, Koreą, Australią, Kanadą, Meksykiem i innymi krajami, by doprowadzić do zrównoważenia chińskiej gospodarki.
Amerykanie chcą zawalczyć o dobre relacje handlowe z krajami średnio zamożnymi i uboższymi, wykorzystując aktywa sojuszników, w tym Europy, Japonii, Korei Południowej o wartości 7 bilionów dolarów, a także międzynarodowe instytucje finansowe, w tym wielostronne banki rozwoju na finansowanie infrastruktury w innych państwach.
Przewaga gospodarcza Ameryki i rozwój nowych technologii ma skutecznie odstraszać przed zagrożeniami militarnymi na dużą skalę, ale wskazuje się także, że trzeba zachować równowagę sił konwencjonalnych.
Oko na Tajwan
W strategii istotne miejsce zajmuje Tajwan ze względu na dominację w produkcji półprzewodników i położenie geograficzne, zapewniające „bezpośredni dostęp do Drugiego Łańcucha Wysp i dzielące Azję Północno-Wschodnią i Południowo-Wschodnią na dwa odrębne teatry działań”.
Region ma szczególne znaczenie dla USA, ze względu na to, że „jedna trzecia globalnej żeglugi przepływa rocznie przez Morze Południowochińskie”. Stąd w interesie USA jest odstraszanie od konfliktu o Tajwan. Ameryka nie chce także „żadnej jednostronnej zmiany status quo w Cieśninie Tajwańskiej”. Ewentualna obrona Tajwanu ma się odbywać przy współpracy z sojusznikami. Oczekuje się od państw z „Pierwszego Łańcucha Wysp” lepszego dostępu do portów i innych obiektów, ważnych dla obrony. Amerykanie nie chcą dopuścić do dominacji jakiegokolwiek innego mocarstwa, które mogłoby wprowadzić opłaty za żeglugę na Morzu Południowochińskim lub zamknąć szlak.
Podobnie, jak Europejczycy, również sojusznicy Waszyngtonu z Japonii i Korei Południowej mają zwiększyć wydatki na obronę w celu zbudowania zdolności odstraszających wroga i zapewniania ochrony „Pierwszego Łańcucha Wysp”.
Stratedzy wskazali, że Ameryka także zwiększy swoją obecność wojskową na zachodnim Pacyfiku i będzie nalegać na zwiększenie wydatków na zbrojenia przez Tajwan i Australię.
Co z Europą?
Trzecim istotnym regionem jest Europa i „promowanie europejskiej wielkości”. Zauważając, że nasz kontynent nie tylko przeżywa stagnację gospodarczą, ale co istotne systematycznie „traci udział w globalnym PKB – z 25% w 1990 roku do 14% obecnie – częściowo z powodu krajowych i międzynarodowych regulacji, które podważają kreatywność i pracowitość”, o wiele gorsze jest jednak zagrożenie związane z „wymazaniem cywilizacyjnym”. „Do ważniejszych wyzwań stojących przed Europą należą: działania Unii Europejskiej i innych organizacji międzynarodowych, które podważają wolność polityczną i suwerenność, polityka migracyjna, która przekształca kontynent i wywołuje konflikty, cenzura wolności słowa i tłumienie opozycji politycznej, spadający wskaźnik urodzeń oraz utrata tożsamości narodowych i pewności siebie. Jeśli obecne trendy się utrzymają, kontynent będzie nie do poznania za 20 lat lub mniej”.
Chociaż niektóre kraje europejskie zachowają silną pozycję ekonomiczną i będą miały silną armię, stąd pozostaną „wiarygodnymi sojusznikami” Ameryki, to jednak Waszyngton oczekuje, że „Europa pozostanie europejska, odzyska cywilizacyjną pewność siebie i porzuci nieudane skupienie się na regulacyjnym duszeniu” inicjatywy ludzkiej.
Odnosząc się do braku „pewności siebie”, autorzy strategii zwracają uwagę na relacje z Rosją. „Europejscy sojusznicy cieszą się znaczną przewagą w zakresie twardej siły nad Rosją, niemal pod każdym względem, z wyjątkiem broni jądrowej. W wyniku wojny Rosji na Ukrainie, relacje europejskie z Rosją uległy znacznemu osłabieniu, a wielu Europejczyków postrzega Rosję jako zagrożenie egzystencjalne. Zarządzanie relacjami europejskimi z Rosją będzie wymagało znacznego zaangażowania dyplomatycznego Stanów Zjednoczonych, zarówno w celu przywrócenia warunków strategicznej stabilności na obszarze Eurazji, jak i w celu zmniejszenia ryzyka konfliktu między Rosją a państwami europejskimi” – wskazano.
Ameryka zaznacza, że w jej żywotnym interesie jest jak najszybsze „zakończenia działań wojennych na Ukrainie, aby ustabilizować gospodarki europejskie, zapobiec niezamierzonej eskalacji lub ekspansji wojny oraz przywrócić strategiczną stabilność z Rosją, a także umożliwić odbudowę Ukrainy”, by mogła przetrwać jako samodzielne państwo.
Wojna ta bowiem przyniosła większe uzależnienie Europy od zewnętrznych dostawców. Jako przykład podano niemiecki przemysł chemiczny, który uzależniony jest od chińskich zakładów przetwórczych, wykorzystujących rosyjski gaz. W strategii dodaje się, że europejskie państwa mają „nierealistyczne oczekiwania co do wojny prowadzonej przez niestabilne rządy mniejszościowe, z których wiele depcze podstawowe zasady demokracji, aby stłumić opozycję”.
Europejczycy, chociaż zastrzegają, że pragną pokoju, to jednak nie prowadzą polityki pokojowej, „w dużej mierze z powodu podważania przez te rządy procesów demokratycznych. Ma to strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych właśnie dlatego, że państwa europejskie nie mogą się zreformować, jeśli będą tkwić w kryzysie politycznym”.
Chociaż Europa wciąż pozostaje „strategicznie i kulturowo istotna dla Stanów Zjednoczonych”, to jednak musi się zreformować. „Europejskie sektory, od produkcji, przez technologię, po energię, pozostają jednymi z najsilniejszych na świecie. Europa jest siedzibą najnowocześniejszych badań naukowych i wiodących światowych instytucji kulturalnych”. Ameryka nie może tego zignorować i Europa jest jej potrzebna w realizacji strategii bezpieczeństwa narodowego, ale Waszyngton oczekuje, że europejska polityka zmieni swój kurs.
Ameryka będzie „bronić prawdziwej demokracji, wolności słowa i bezkompromisowego celebrowania indywidualnego charakteru i historii narodów europejskich”. Będzie zachęcać sojuszników do promowania patriotyzmu, odrodzenia duchowego. Pochwalono w strategii „rosnący wpływ patriotycznych partii europejskich”. Waszyngton „pomoże” w korekcie kursu UE w taki sposób, aby nie dopuścić do dominacji na naszym kontynencie innego mocarstwa. „Chcemy współpracować z krajami sprzymierzonymi, które chcą przywrócić swoją dawną świetność” – dodano.
Priorytetem będzie: „przywrócenie warunków stabilności w Europie i strategicznej stabilności z Rosją; umożliwienie Europie stanięcia na własnych nogach i działania jako grupa sprzymierzonych suwerennych państw, w tym poprzez przejęcie głównej odpowiedzialności za własną obronę, bez bycia zdominowanymi przez jakiekolwiek wrogie mocarstwo; kultywowanie oporu wobec obecnej trajektorii Europy w narodach europejskich; otwarcie rynków europejskich na towary i usługi z USA oraz zapewnienie sprawiedliwego traktowania amerykańskich pracowników i przedsiębiorstw; budowanie zdrowych narodów Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej poprzez powiązania handlowe, sprzedaż broni, współpracę polityczną oraz wymianę kulturalną i edukacyjną”. Ponadto USA są przeciwne stałemu rozszerzaniu NATO i będą zachęcać Europę do „zwalczania merkantylistycznej nadwyżki mocy produkcyjnych, kradzieży technologicznej, cybernetycznego szpiegostwa i innych wrogich praktyk gospodarczych”.
Bliski Wschód
Czwarty istotny region to Bliski Wschód, gdzie Ameryka chce przerzucić na inne państwa regionu obciążenia związane z budowaniem pokoju. O ile przez pół wieku amerykańska polityka zagraniczna priorytetowo traktowała ten region ze względu na to, że był najważniejszym dostawcą energii na świecie, a przez to także głównym teatrem rywalizacji supermocarstw, o tyle dzisiaj sytuacja wygląda zgoła odmiennie. „Dostawy energii znacznie się zdywersyfikowały, a Stany Zjednoczone ponownie stały się eksporterem netto energii. Rywalizacja supermocarstw ustąpiła miejsca rywalizacji między mocarstwami, w której Stany Zjednoczone zachowują najbardziej godną pozazdroszczenia pozycję, wzmocnioną przez prezydenta Trumpa, udaną rewitalizację naszych sojuszy w Zatoce Perskiej, z innymi partnerami arabskimi i z Izraelem”.
Chociaż wciąż jest to obszar nękany konfliktami, jednak nie jest to – jak ujęto w dokumencie – aż tak dotkliwe. Iran został znacznie osłabiony przez działania Izraela i operację prezydenta Trumpa „Młot Północy” z czerwca 2025 r. Konflikt izraelsko-palestyński „pozostaje drażliwy, ale dzięki zawieszeniu broni i uwolnieniu zakładników, wynegocjowanym przez prezydenta Trumpa, poczyniono postępy w kierunku trwalszego pokoju”. Waszyngton liczy, że uda się ustabilizować Syrię przy wsparciu ze strony Arabii Saudyjskiej, Izraela i Turcji. Miałaby ona „odzyskać należne jej miejsce jako integralny, pozytywny gracz w regionie”.
Docelowo Bliski Wschód ma być „źródłem i celem międzynarodowych inwestycji”. Nie wykluczono współpracy z partnerami z Bliskiego Wschodu w celu m.in. zabezpieczenia łańcuchów dostaw i wzmocnienia możliwości rozwoju przyjaznych i otwartych rynków w innych częściach świata, takich jak Afryka.
Ameryka zrywa z „błędnym eksperymentem” pouczania narodów, zwłaszcza monarchii Zatoki Perskiej, aby porzuciły swoje tradycje i historyczne formy rządów. Będzie pochwalać reformy, ale nie narzucać.
Kraje Zatoki Perskiej zawsze będą ważne ze względu na dostawy energii i konieczność utrzymania otwartej Cieśniny Ormuz. Zapewniono przy tym, że Ameryka nie zrezygnuje ze zwalczania terroryzmu, który zagrażałby „amerykańskim interesom lub amerykańskiej ojczyźnie” oraz bezpieczeństwu Izraela. Chcą także rozszerzyć Porozumienia Abrahamowe (zawarte z inicjatywy Trumpa za jego I kadencji w celu normalizacji stosunków Izraela z krajami świata muzułmańskiego).
Porządki w Afryce
Podobna polityka ma obowiązywać w Afryce Wschodniej. USA nie zamierzają narzucać porządku liberalnego, ale będą współpracować z krajami takimi, jakimi one są w celu „łagodzenia konfliktów, wspierania wzajemnie korzystnych relacji handlowych i przejścia od paradygmatu pomocy zagranicznej do paradygmatu inwestycji i wzrostu, który pozwoli na wykorzystanie bogatych zasobów naturalnych Afryki i ich ukrytego potencjału gospodarczego”.
Ameryka zachowa czujność wobec odradzającego się terroryzmu w niektórych częściach Afryki, unikając jednocześnie jakiejkolwiek długoterminowej obecności lub zobowiązań militarnych.
Zamiast pomocy humanitarnej Amerykanie obiecują liczne korzyści z rozwoju handlu „kompetentnym, wiarygodnym państwom, które zobowiążą się do otwarcia swoich rynków na towary i usługi z USA”, głownie czyniąc inwestycje w sektor energetyczny i rozwój kluczowych surowców mineralnych. Chodzi o płynny i skroplony gaz, technologie energii jądrowej i nie tylko.
Właściwe to są główne założenia publikowanej wersji Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA, która ma niespełna 30 stron.
***
Komentarze: panika idealistów i radość amerykańskich realistów
W komentarzach płynących z różnych źródeł odnośnie tego dokumentu niezwykle istotnego, komunikującego światu, jakie są priorytety Ameryki w zakresie polityki zagranicznej i obronnej można spotkać się ze spektrum skrajności.
Przykładowo Rebecca Lissner, która pełniła funkcję zastępcy asystenta prezydenta i głównego zastępcy doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego wiceprezydenta w administracji Biden-Harris, obecnie członek Council on Foreign Relations sugeruje, że jest to pierwsza Strategia Bezpieczeństwa Narodowego, która wskazuje, że „Stany Zjednoczone mogą być skłonne do ingerencji za granicą w celu promowania nieliberalnego świata”.
„Błędem byłoby, gdyby sojusznicy lub przeciwnicy czytali Strategię Bezpieczeństwa Narodowego (NSS) prezydenta Donalda Trumpa (…), jako przewodnik po działaniach Waszyngtonu w ciągu najbliższych trzech lat. Jest ona jednak znacząca z innego powodu: pierwsza strategia bezpieczeństwa narodowego MAGA zapowiada nową wizję Stanów Zjednoczonych jako nieliberalnego supermocarstwa. Demokratyczni sojusznicy Stanów Zjednoczonych na całym świecie, a zwłaszcza w Europie, powinni wziąć ją pod uwagę” – radzi, strasząc „wyniesieniem niegdyś marginalnych poglądów do rangi najbardziej autorytatywnego oświadczenia Stanów Zjednoczonych o zamiarach strategicznych”, co jest „oszałamiającym zwycięstwem skrzydła MAGA w Partii Republikańskiej, reprezentowanym głównie przez wiceprezydenta J.D. Vance’a. Stanowi to radykalną zmianę w polityce zagranicznej USA”.
Oburza ją, że ekipa Trumpa zamierza korygować kurs polityczny UE, co ma być „wyraźnym celem amerykańskiej polityki zagranicznej”. Dwie kluczowe frazy tej strategii wszak dotyczą wspierania przez USA „rosnącego wpływu patriotycznych partii europejskich” i priorytetowe „kultywowanie oporu wobec obecnej trajektorii Europy w państwach europejskich”.
Była urzędniczka administracji Bidena, która stawiała na system ograniczania wolności obywatelskich, w tym budowę globalnego mechanizmu cenzury, obawia się zacieśnienia współpracy Waszyngtonu z krajami Trójmorza i Włochami. Dodaje, że MAGA ma „gęstą sieć powiązań z partiami rewizjonistycznymi na europejskiej skrajnej prawicy”. W jej przekonaniu „nowością jest jednak mandat do ingerencji”. Dodaje, że „Strategia i ostatnie decyzje polityczne sugerują, że Trump opracowuje zestaw narzędzi, które pomogą jego nieliberalnym sojusznikom politycznym na całym świecie”.
Niepokoi ją, podobnie jak i wielu innych analityków europejskich, kwestia braku wyartykułowania – co miało miejsce w poprzednich strategiach – państw głównych przeciwników, konkurentów. Zamiast napiętnowania ich, Trump chce z nimi współpracować i ułożyć poprawne relacje handlowe.
Analityk obawia się większej ingerencji zagranicznej USA w celu promowania światopoglądu MAGA w Europie wspieranego przez duże platformy. Poleciła przygotować się obecnym elitom liberalnym na ciężką batalię z globalną koalicją partii nacjonalistycznych. Spodziewa się nawet, że „ten strategiczny zwrot” dokonujący się w polityce zagranicznej USA „prawdopodobnie nie zakończy się wraz z jego (Trumpa) prezydenturą. Wręcz przeciwnie, jego najaktywniejszym orędownikiem w administracji jest Vance, który aspiruje do przejęcia ruchu MAGA. W obliczu ewoluującej roli Stanów Zjednoczonych, sojusznicy i partnerzy powinni rozważyć przyszłość, która odwróci postzimnowojenne dążenie Waszyngtonu do szerzenia demokracji – i zamiast tego wykorzysta znaczną potęgę Stanów Zjednoczonych, aby uczynić świat bezpieczniejszym dla nieliberalizmu” – komentowała.
Niektórzy analitycy, którzy wypowiadali się dla Council on Foreign Relations posunęli się nawet tak daleko, że zachęcili inne państwa do zignorowania amerykańskiej strategii.
Wyraźnie z niej cieszy się Greg Lawson, analityk „National Interest”, który sugeruje, że wygrał „zdroworozsądkowy realizm”.
„Administracja Trumpa słusznie przeorientowała amerykańską politykę zagraniczną na odnowę wewnętrzną, bardziej zrównoważone sojusze i ochronę półkuli. Od prawie dekady niewielka, ale rosnąca grupa analityków argumentuje, że amerykańska polityka zagraniczna potrzebuje gruntownej korekty kursu. Wraz z wczorajszym ujawnieniem Strategii Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Donalda Trumpa, ta szeroko zakrojona korekta kursu jest już na wyciągnięcie ręki i została jasno sformułowana” – wskazał w komentarzu z 5 grudnia.
Lawson uważa, że „Stany Zjednoczone nie mogą i nie powinny popadać w izolacjonizm”, ale „rozpaczliwie potrzebują reorientacji wobec świata takiego, jaki jest naprawdę”. Realistyczne spojrzenie sugeruje, że nie jest możliwe pożądane utrzymanie świata jednobiegunowego. Świat staje się wielobiegunowy i wbrew temu, co twierdzili „przez długi czas zachodni intelektualiści, eksperci polityczni i przywódcy polityczni”, którzy „ślepo wierzyli w wizję końca historii i momentu jednobiegunowego jako sposobu funkcjonowania świata po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku”, dziś już nie ma co „odgrywać roli Atlasa podtrzymującego świat”.
Realistyczna analiza polityki pokazuje, że „Stany Zjednoczone nie mogą już sobie pozwolić na politykę zagraniczną napędzaną ideologicznymi aspiracjami, instytucjonalną bezwładnością lub kojącymi iluzjami jednobiegunowości”. Zamiast idealizmu potrzebny był „realizm na miarę nowej ery rywalizacji – nie karykatura realizmu, która udaje, że Ameryka może się wycofać za oceany, ale realizm oparty na sile materialnej, strategicznej selekcji i beznamiętnym spojrzeniu na to, jak faktycznie działa polityka mocarstw”.
Jest oczywistym dla Lawsona, iż mamy powrót do koncertu mocarstw i polityki równowagi sił.
Chociaż w opinii autora, dokument nie jest doskonały, to „stanowi najważniejszy postęp intelektualny w amerykańskiej strategii globalnej od czasów administracji Nixona”.
Udało się wreszcie określić priorytety. „Chiny stanowią wyzwanie, a Indo-Pacyfik jest priorytetowym teatrem działań”. Autor przypomina, że dokładnie taką wizję przedstawił w swoich analizach, by stworzyć „strategiczne ramy łączące Stany Zjednoczone, Indie, Japonię i (w odpowiednich okolicznościach) Rosję, aby zapobiec powstaniu chińskocentrycznego porządku euroazjatyckiego”.
Drugim istotnym priorytetem jest położenie nacisku na geoekonomię i związaną z tym odbudowę amerykańskiej bazy przemysłowej. Dziś bowiem „globalna konkurencja zmieniła się z czysto militarnej konfrontacji w rywalizację o łańcuchy dostaw, platformy technologiczne i moce produkcyjne”. Strategia łączy „bezpieczeństwo narodowe z polityką przemysłową, odpornością łańcuchów dostaw, zaawansowaną produkcją i przywództwem technologicznym. NSS zasadniczo uznaje, że siła ekonomiczna jest formą siły strategicznej. Nie jest to zmiana retoryczna. To uznanie, że strategia zaczyna się w kraju”.
Ponadto „NSS przyjmuje również niezwykle pragmatyczne podejście do sojuszy”, które nie są nienaruszalne, ale stanowią instrumenty prowadzenia polityki. Nie mają one być „wsparciem moralnym” czy „retorycznym”, lecz „realną siłą”, bez „pasożytowania” na Ameryce i moralizowania. Liczy się trzeźwa ocena sytuacji i realny podział obciążeń, a także wyznaczenie i realizacja realnych celów. Nikt bowiem nie ma nieograniczonych zasobów.
„Co być może najważniejsze, NSS 2025 ogólnie przyjmuje formę realizmu opartego na zdrowym rozsądku, którego od dawna brakowało w amerykańskiej strategii. Dokument nie obiecuje przekształcenia świata na obraz Ameryki. Nie oferuje transcendentnych misji ani krucjat moralnych. Zamiast tego proponuje świat, w którym Stany Zjednoczone realizują swoje interesy poprzez siłę, rozwagę i selektywne zaangażowanie. To również wpisuje się w neo-nixonowskie podejście: gotowość do dyplomatycznego zaangażowania, nawet z trudnymi państwami, do wykorzystywania nacisków zamiast pouczeń i do stawiania rezultatów ponad pozory” – wskazał analityk.
Autor ma zastrzeżenia do tego, że strategia „nie idzie wystarczająco daleko”, jeśli chodzi o politykę wobec Rosji, która musi być „zdystansowana od Chin, aby uniknąć dalszej konsolidacji osi chińsko-rosyjskiej, prawdziwego geopolitycznego koszmaru, który zagraża równowadze sił w Eurazji i na świecie. Takie posunięcie byłoby koncepcyjnie powtórzeniem dyplomacji trójkątnej, którą Nixon i Kissinger tak skutecznie stosowali w latach 70. XX w.”
Powraca próba ugłaskania Rosji, aby nie sprzymierzała się z Pekinem. Koncentracja zaś na półkuli zachodniej (nowe „Trump Corollary” do doktryny Monroe’a) ma pomóc w zwalczaniu problemów wewnętrznych rozsadzających Amerykę, związanych z masowym napływem migrantów i „odwróconą wojną opiumową opartą na fentanylu”, a jednocześnie dąży się do przywrócenia amerykańskiej dominacji na strategicznym „podwórku” USA, zamiast oddawania Chinom kluczowych terytoriów.
Lawosn uważa, że strategia jest „w miarę spójna”, zakłada „odnowienie wewnętrzne” Ameryki i odrzuca „ideologiczne awanturnictwo na rzecz strategicznej powściągliwości”, kładąc nacisk na kształtowanie równowagi sił w regionie Indo-Pacyfiku i ponowną kalibrację sojuszy, w obliczu słabnącej Europy.
„Przez wiele lat analitycy polityki zagranicznej i obronności, działający w duchu America First, słusznie obawiali się, że Stany Zjednoczone dryfują bez strategicznego kompasu, wiedzione nawykami, ideologią i instytucjonalną bezwładnością. NSS 2025 jest sygnałem, że ten dryf może wreszcie dobiegać końca” – ocenia analityk, który podkreśla, że wiele teraz zależy od tego, jak te cele będą realizowane.
Autor wskazał, że z pewnością jest to „po raz pierwszy od pokolenia amerykańska wielka strategia, która opiera się na fundamencie, spójnym intelektualnie, strategicznie realistycznym i zgodnym z rzeczywistym światem geopolitycznym, a nie z wyobraźnią naiwnych idealistów”.
„Ostatecznie NSS to nie tylko dokument programowy. To strategiczna korekta – taka, którą realistyczni analitycy od dawna uznają za konieczną – i której Stany Zjednoczone nie mogą dłużej odwlekać”, konkluduje.
Europejscy analitycy udają najczęściej, że są zaskoczeni takim postawieniem rzeczy przez Amerykanów, widząc potencjalne zarzewie różnych konfliktów. Ubolewają z powodu niejasnego stanowiska wobec agresywnej Rosji i chęci pomagania przez USA „partiom nieliberalnym”.
Zasadnicza zmiana a polskie strategie
Oczywistym jest natomiast, że zasadnicza korekta USA polega na odejściu od polityki klimatycznej i dekarbonizacji świata. Przynajmniej na obecnym etapie wkraczania w coraz bardziej zaciętą rywalizację państw, Amerykanie stawiają na skroplony gaz, na jego eksport i eksploatację paliw kopalnych, które mają przynieść obniżkę cen energii, tak bardzo potrzebną w procesie transformacji cyfrowej. Z dawnej eko-cyfrowej transformacji pozostawiają jedynie cyfrową, w której chcą zachować dominację. W przeciwieństwie do Europy i obecnej ekipy rządzącej w Polsce, która w tym roku przedstawiła dwa kluczowe dokumenty strategiczne: długo oczekiwaną „Koncepcję Rozwoju Kraju 2050” (KRK 2050) i „Strategię Rozwoju Państwa do 2035 r.”
Ten pierwszy dokument miał być zaprezentowany pod koniec 2023 roku, określając ścieżki rozwoju na następne 30 lat. Dokument ostatecznie pojawił się w maju 2024 roku, a Rada Ministrów go zatwierdziła 25 lipca 2025 roku.
Jako „dokument-drogowskaz dla planowania rozwoju państwa mającym dać szeroki kontekst w dłuższej perspektywie czasowej” snuje wyidealizowaną wizję państwa polskiego, jakie pojawi się w 2050 r., koncentrując się na szybszej realizacji założeń polityki klimatycznej UE, dekarbonizacji i zrównoważonym rozwoju, zakładając jeszcze szybsze odchodzenie od paliw kopalnych i bolesną transformację w innych sektorach niż energetyczny, tj. zwłaszcza w transporcie, przemyśle, rolnictwie oraz logistyce i budownictwie, przez co tylko osłabi potencjał polskiego przemysłu.
Podobnie drugi dokument, najnowsza „Strategia Rozwoju Państwa do 2035 r.”, która powstała w związku z dynamicznie rozwijającą się sytuacją na arenie międzynarodowej (kryzys migracyjny, „pandemia Covid-19” i atak Rosji na Ukrainę), zakłada budowę odporności na kryzysy i szybką mobilizację zasobów, ale nie ma alternatywnego scenariusza dotyczącego – już wcześniej przecież obserwowanej – wojnie wypowiedzianej przez USA dekarbonizacji.
W Strategii zaznacza się, że „Dekarbonizacja krajowej i globalnej gospodarki jest niezbędna dla ochrony klimatu, a sprawnie przeprowadzona może być także korzystna dla wzrostu gospodarczego i jakości życia obywateli” (s. 27). Na poparcie tej tezy przywołuje się badania Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, a więc ciała politycznego, który forsuje „konsensus naukowy”, jakoby działalność człowieka przyczyniła się do wzrostu emisji gazów cieplarnianych, tym samym odpowiadając za ocieplenie się klimatu i rzekomo związane z tym ekstremalne zjawiska naturalne takie, jak fale gorąca, susze, pożary, gwałtowne cyklony czy intensywne opady.
Strategia ta przewiduje konsekwentną – aż do bólu – realizację Europejskiego i Polskiego Zielonego Ładu.
Dobrze, że prezydent Nawrocki nie zdecydował się na przyjęcie trzeciego ważnego dokumentu, to jest nowej przedłożonej latem 2025 roku przez rząd Tuska Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, która całkowicie abstrahowała od zwrotu USA.
Dziś kluczowi gracze, chcąc zapewnić sobie jak najlepszą pozycję na arenie międzynarodowej, sięgają do coraz bardziej bezkompromisowych działań, w tym do naruszania granic i suwerenności innych państw. Nie przejmują się, tak jak Polska, transformacją energetyczną, a w okresie zaciekłej rywalizacji uruchamiają potężne złoża paliw kopalnych. Stany Zjednoczone, nasz główny sojusznik, idą jeszcze dalej, kwestionując sens prowadzenia polityki klimatycznej. Nie tylko wycofały się z porozumienia paryskiego w sprawie klimatu z 2015 roku, lecz również wypowiedziały wojnę dekarbonizacji i finansowemu „kartelowi klimatycznemu” narzucającemu firmom zasady raportowania ESG (w tym DEI).
Amerykanie, którzy zbudowali liberalny porządek oparty na demokracji, wolnym handlu i instytucjach wielostronnych, zdając sobie sprawę, że obecnie ponoszą z jego powodu raczej szkody, sami postanowili go zakłócić, kwestionując przy tym jego zasady.
Świat staje się wielobiegunowy. Waszyngton przeciwstawia się chińskiemu modelowi budowania z krajami BRICS „wspólnoty wspólnego przeznaczenia” (Community of Common Destiny). Oferuje alternatywny model pod swoim przywództwem. Wyraźnie przy tym pozostaje na kursie kolizyjnym z unijną wizją rozwoju świata. Ta bowiem koncentruje się na polityce klimatycznej, osiągnięciu zrównoważonego rozwoju, zgodnie z Agendą ONZ i forsowaniu rewolucji w dziedzinie praw człowieka (ekocentryczny paradygmat i rewolucyjna koncepcja praw podstawowych natury degradująca człowieka).
Wydaje się jednak, że zwycięża wizja powrotu do westfalskiego porządku opartego na prymacie państw narodowych i utrzymywaniu równowagi sił w regionach i na świecie, przy czym Amerykanie zdecydowali się na powstrzymywanie dekarbonizacji. Zdają sobie bowiem sprawę, że jako kraj, który dysponuje ogromnymi rezerwami paliw kopalnych, będących źródłem dobrobytu od dziesięcioleci, nie mogą popierać tak zwanej zielonej transformacji energetycznej, sprzyjającej hegemonii Chin. One wszakże dominują w dziedzinie „zielonych technologii”.
Ameryka sama nie ma ani zasobów, ani siły, by zachować dominację na świecie. Musi odbudować swoją potęgę. Sekretarz stanu, Marco Rubio stwierdził, że „nie jest normalne, aby świat miał po prostu jednobiegunową potęgę”. „To była anomalia. Był to efekt zakończenia zimnej wojny, ale ostatecznie trzeba wrócić do punktu, w którym istniał świat wielobiegunowy, wiele wielkich mocarstw w różnych częściach planety. Z tym mierzymy się teraz”. Podobnie widzi to większość opinii publicznej. Z tego też powodu zmieniają się również priorytety Ameryki.
W związku z decentralizacją władzy na arenie międzynarodowej, pojawiają się zarówno szanse, jak i ryzyka dla innych podmiotów państwowych.
Można powiedzieć, że powoli zaczyna ziszczać się postulat byłego sekretarza stanu i obrony USA Henry’ego Kissingera z 2014 r. o przywracaniu ładu globalnego, który uwzględniałby interesy silnych państw narodowych i powrocie do zasad kształtujących porządek westfalski w 1648 roku. Chodzi o zbiór zasad określających „granice dopuszczalnej interwencji” i równowagę sił, która powściągałaby zapędy innych podmiotów politycznych, chcących uzyskać przewagę.
W analizie Kissingera kluczowe dla zachowania porządku na świecie okazują się dwa pojęcia: suwerenność i nieingerencja. Zasada równowagi sił jest natomiast sposobem na zarządzanie systemem międzynarodowym.
Na rok przed swoją śmiercią Kissinger podkreślał, że wciąż państwa narodowe, a nie instytucje ponadnarodowe ani podmioty niepaństwowe, pozostają głównymi graczami na arenie międzynarodowej. Najistotniejsza w sferze polityki międzynarodowej pozostaje rywalizacja państw o wpływy. UE, będąc ponadnarodową strukturą bez granic, jawi się jako utopia. Dlatego, zdaniem Kissingera, „byłoby nierozważne i niebezpieczne oczekiwać, że reszta świata pójdzie w ślady Europy”.
Agnieszka Stelmach