Andrzej Sarwa Diabelskie szyfry. Sekwencja dziejów świata.
Kod roku 17 wydałem pod pseudonimem Onufry Seweryn Krzycki tak więc jeśli ktoś chciałby mieć tę książkę w formie papierowej to jej nie znajdzie pod moim nazwiskiem a jest ona tutaj:
https://ksiegarnia-armoryka.pl/Diabelskie_szyfry_Sekwencja_dziejow_swiata_Kod_roku_17.html
===========================================
Aneks IX. SCHYŁEK Templariuszy.
Po jedenastu miesiącach sporów, przepychanek, podchodów, bardziej i mniej tajnych układów i paktów, walk jawnych i niejawnych, jakie prowadzili zebrani na konklawe w Perugii roku Pańskiego 1304 kardynałowie z dwu zwalczających się frakcji – frankofilów i frankofobów, ostatecznie wybrano papieżem Gaskończyka rodem z Villandraut Raymonda Bertranda de Got, rycerskiego syna, zasiadającego dotychczas na katedrze arcybiskupiej w Bordeaux.
Nowy papież, przybrawszy imię Klemensa V1, w dniu 15 listopada 1305 nie tylko, że nie w Rzymie, lecz w Lyonie, nałożył na skronie tiarę, to bynajmniej nie skierował potem swych kroków ku stolicy chrześcijaństwa, ale pomieszkując czas jakiś wpierw w Bordeaux później zaś w Poitiers, ostatecznie osiadł w Awinionie. Tym samym stał się on nie władcą władców, ale narzędziem w rękach króla Francji Filipa IV Pięknego2, który następcę Księcia Apostołów trzymał na dość krótkiej smyczy.
A wtenczas każdy szczerze zatroskany o dobro wiary świętej katolik, widząc, co to się wydarzyło, nie wątpił, że dla Kościoła łacińskiego nastawał trudny czas. Trudniejszy niż jakikolwiek dotychczas, bo chociaż rozmaicie już na szczytach władzy bywało, to obecne zerwanie z odwieczną tradycją miało wpłynąć na losy całego zachodniego chrześcijaństwa, stokroć bardziej niż cokolwiek wprzódy.
Skończyła się epoka i nastawało nowe…
Król Filip lubił wojować, a to kosztuje. Kiedy napada się na słabszych, rabuje ich do gołej ziemi i goli po samej skórze, to może i taka wojna – przynajmniej na płaszczyźnie materialnej – jest korzystna dla agresora, lecz jeśli toczy się nieustanne walki i praktycznie niewiele z tego wynika, pieniądz topnieje w zastraszającym tempie i skarbiec staje się pusty, to jaka na to rada? Ograbić tego, kto nie będzie miał siły ani odwagi przeciwstawić się grabieżcy. I Filip rabował – kogo się tylko bezkarnie ograbić dało: Lombardczyków, żydów, a nawet księży! W końcu wszakże i te źródła wyschły na tyle, że nie były w stanie zaspokoić królewskich potrzeb. Tymczasem skarb ział pustką niczym Otchłań Praojców.
I wówczas w głowie Filipa wylągł się chytry plan.
Żyła we Francji grupa niesłychanie bogatych ludzi, których majętności były dla monarchy niedostępne. Ludzie ci tworzyli Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, potocznie zwanych templariuszami.
Jednakże prócz przeobfitych zasobów złota, ziemi i innych rozlicznych dóbr ruchomych i nieruchomych mieli niestety i bitną, a zaprawioną w bojach armię, flotę i zamki obronne siecią oplatające całą nieomal Europę, od wybrzeży atlantyckich, od Portugalii i Szkocji na zachodzie, po Opatów i Łuków leżące w Ziemi Sandomierskiej, i hen, aż po Cypr na wschodzie. A ponadto znajdowali się poza zasięgiem Filipa. Niedostępni i nietykalni. Podlegając wyłącznie papieżowi…
I wtedy to w głowie władcy narodził się pewien plan… Właśnie… templariusze formalnie podlegali papieżowi, ale papież przecie, chociaż nieformalnie, jemu, Filipowi, królowi Francji.
A Filip miał nóż na gardle, bo zadłużył się u templariuszy niepomiernie. Tymczasem ani nie było z czego oddać, ani też i ochoty na to. Chciał zatrzymać, co już wziął w formie pożyczek, a i więcej jeszcze, tyle że już bez żadnych kwitów zastawnych – ot, wprost do przepaścistej królewskiej kieszeni.
Prawą ręką władcy i zarazem złym duchem, za którego podszeptem podjął tę brzemienną w późniejszych skutkach decyzję, aby wystąpić przeciw templariuszom, był rycerz Guillaume de Nogaret3. I ten to duet przygotował prawdziwy majstersztyk łajdactwa. A sekundował im i ich wspomagał jeszcze inny zausznik królewski, Enguerrand de Marigny4.
Działając cicho i bez rozgłosu rozkazał król, by w piątek 13 października 1307 roku, pojmać i uwięzić wszystkich członków zakonu, jacy tylko znajdowali się na terenie Francji.
Pod jakimi zarzutami? Och! Było ich niemało! I to najcięższego kalibru! Zarzucono im apostazję, opluwanie krucyfiksu, deptanie go, zapieranie się wiary w Chrystusa Pana, dopuszczanie się rozlicznych świętokradztw, kult Szatana pod postacią koźlogłowego Bafometa, z czym wiązało się uprawianie czarów, kumanie się z Saracenami, oraz oddawanie się pederastii przez wszystkich bez wyjątku członków zakonu.
Bo by dobrać się do ich zasobów, należało znaleźć jakiś rzeczywiście ważkie powody do aresztowania mnichów, tak by i papież, dając Filipowi zgodę na działania przeciw ubogim Rycerzom Świątyni, mógł się usprawiedliwić nie tylko przed opinią publiczną, ale i nie mieć zbyt srogich wyrzutów sumienia, które zapewne i u niego się od czasu do czasu odzywało. Wszak człowiekiem był tylko.
Co prawda ten ostatni grzech, grzech sodomski, miał jakby najmniejszą wagę w oskarżeniu, chociaż bowiem już św. Piotr Damiani5 w swoim traktacie Liber Gomorrhianus, co się tłumaczy jako Księga Gomory, napisanym anno 1051, bezlitośnie chłostał ów, jakże rozpowszechniony pośród duchowieństwa łacińskiego występek, to jakoś mało się tym wśród hierarchii kościelnej przejmowano, a niejednemu duchownemu dostojnikowi wręcz dopomógł on w karierze. Ale przydać templariuszom jedno jeszcze bezeceństwo więcej bynajmniej nie szkodziło. Lista była przez to dłuższa, a krom tego wszeteczeństwo owo, u większości przeciętnych wiernych budziło wyjątkowe obrzydzenie. Propagandowo zatem było to jak najbardziej słuszne.
Po aresztowaniu templariuszy rozpoczęto ich proces, który wlókł się niepomiernie długo, bo aż siedem lat. Co prawda król nie mógł się od razu całkiem legalnie dobrać do skarbów uwięzionych, chociaż uległy konfiskacie, ale i tak był zadowolony, bo – przynajmniej na razie – nie musiał zwracać ogromnych kwot, na które się w zakonie zadłużył, a liczył na to, że i to, co skonfiskował, czy może raczej „zabezpieczył” przed rozgrabieniem i na poczet przyszłych opłat sądowych i rachunków za utrzymywanie uwięzionych, przejdzie na jego własność.
Ostatecznie jednak w 1311 roku, na soborze w Vienne rozpoczął się ostatni akt dramatu templariuszy. Chociaż papież i ojcowie soborowi nie byli do końca chętni, by poddać się sugestiom króla i zlikwidować zakon, ostatecznie jednak w dniu 3 kwietnia 1312 roku w miejscowej katedrze św. Maurycego, mając u boku dwóch monarchów: władcę Francji Filipa IV Pięknego i jego syna, króla Nawarry Ludwika X Kłótnika6, a nie mając dość siły, by uwolnić się z ich kleszczy, bullą Vox in excelso7 ogłosił kasatę zakonu templariuszy, przekazując jego dobra joannitom.
Tym ostatnim wszakże nie udało się przejąć wszystkiego, co się im z mocy tego prawa należało. Znakomita część majątków ubogich rycerzy Świątyni została bowiem zagrabiona przez władców świeckich.
Ostatniego zaś wielkiego mistrza Jacquesa de Molay8 w końcu spalono na stosie w Paryżu w dniu 18 marca 1314, mając nadzieję, że to już koniec całej intrygi. Finału wszelako nikt wówczas nie był zdolny przewidzieć…
Powiada się, co potwierdza tamtoczesny katolicki kronikarz Ferreti Vicentini9 w swoim dziele Historia rerum in Italia gestarum ab anno 1250 ad annum usque 131810, a nie mamy podstaw, aby mu nie wierzyć, że gdy de Molaya ogarniały już płomienie, ten, zapewniając świadków egzekucji o swojej niewinności, zwrócił się do swych oprawców tymi słowy:
– Papieżu Klemensie i królu Filipie! Pozywam was na sąd Boży i zanim rok przeminie, spotkamy się na nim, a tam odpowiecie za swe zbrodnie przed żyjącym i prawdziwym Bogiem, który jest w niebie!
Umierający miał ponoć jeszcze przekląć i cały ród Filipa… Do trzynastego pokolenia…
Legenda?
Któż to wie…
Zapewne legenda…
Prawdą jest natomiast, że zanim upłynął rok, od okrutnego zamordowania de Molaya, król i papież rzeczywiście zmarli.
Klemens V podążył za swą ofiarą nieomal natychmiast, bo wyzionął ducha już w dniu 20 kwietnia 1314 roku, lecz jego śmierć jest owiana mgiełką tajemnicy. Jedni twierdzą, że zmarł na jakąś chorobę, która wyżarła mu wnętrzności, inni, że został otruty mszalnym winem, do którego jakowyś mściwy mnich domieszał jadu, natomiast ciało papieża oczekujące w świątyni na pogrzeb, spalił piorun, który wpadł tam przez okno…
Zapewne przypadek…
Król Filip IV Piękny odszedł z tego świata nieco później, bo 29 listopada 1314 roku. Według jednych na skutek apopleksji, która go dotknęła w czasie polowania, według innych, podobnie jak Klemens, od trucizny…
Zapewne przypadek…
Wreszcie w ciągu czternastu lat od śmierci ostatniego wielkiego mistrza templariuszy wymarli wszyscy męscy potomkowie króla – trzech synów i wnuk: Ludwik X Kłótnik, Jan I Pogrobowiec, Filip V Wysoki i Karol IV Piękny11. Tym samym z rokiem 1328 przestała istnieć główna linia potężnej dynastii Kapetyngów, która władała Francją przez ponad trzy stulecia, a jej miejsce zajęli Walezjusze…
Umierający miał ponoć jeszcze przekląć nie tylko cały ród Filipa… jego samego, synów i wnuki, ale i pozostałych krewnych sukcesorów aż do trzynastego z tych, którzy będą zasiadać na tronie Francji… I to się spełniło. Trzynastym był bowiem Henryk III12, najpierw król Polski, a po ucieczce z Krakowa, król Francji… Ostatni Walezjusz na tronie tegoż królestwa… zmarły bezpotomnie…
Zapewne przypadek…
W tym miejscu koniecznie dodać należy, że jednak nie wszystkich templariuszy wyłapano, a zakon bynajmniej nie został do szczętu starty z powierzchni ziemi. Niektórzy z nich bowiem uniknęli prześladowań, umykając przed aresztowaniem i unosząc ze sobą swoje skarby, swoje archiwa i swoje tajemnice, o których już w tamtych zamierzchłych czasach krążyły legendy…
Część z nich znalazło schronienie w Szkocji, część przeszła do innych zakonów rycerskich – krzyżaków czy joannitów, w Niemczech zaś czy w Polsce bynajmniej nie słychać było o jakichś okrutnych ich prześladowaniach.
Natomiast, w Portugalii, król Dionizy I13 utworzył w roku 1317, dla zagrożonych więzieniem i śmiercią templariuszy, Zakon Rycerzy Pana Naszego Jezusa Chrystusa, który został uznany przez papieża Jana XXII14 bardzo szybko, bo już w marcu 1319 roku.
Także w roku 1317 pośpiesznie powołano do istnienia, w zamku ongiś należącym do templariuszy w miejscowości Montesa, w Walencji, nowy zakon, który już tego samego roku, w dniu 10 czerwca, został zatwierdzony przez papieża, choć faktycznie nie gromadził żadnych ludzi, a pierwszymi członkami, nieomal gwałtem, uczyniono kilku mnichów z innego rycerskiego zakonu Calatrava. Dopiero potem do ich grona dołączyli dawni templariusze… Król Aragonii Jakub II15, w roku 1319, oficjalnie zatwierdził i wziął pod swoją pieczę ów nowy twór, noszący pełną nazwę Rycerski Zakon Najświętszej Maryi Panny z Montesy i Św. Jerzego z Alfamy, w skrócie zwany Rycerzami z Montesy, którego członkami stali się z czasem wszyscy templariusze zamieszkujący ziemie tego władcy.
Zdaje się, że tenże rok 1317 można uznać nie tylko za rok, w którym uratowano sporą, znaczącą część członków zakonu templariuszy, ale i za początek nowej epoki w dziejach świata, albowiem Rycerzami z Montesy byli zarówno Henryk Żeglarz, Ferdynand Magellan, jak i Vasco da Gama…
Wreszcie zaś część ubogich rycerzy Świątyni rozpłynęła się gdzieś w świecie, tak że żaden ślad po nich nie pozostał. Niektórzy pewnie zrzuciwszy zakonne suknie, przetrwali jako osoby świeckie, ale niektórzy mogli wyemigrować do jakichś odległych krain, tym bardziej że – jak głosi legenda – ich potężna flota zniknęła gdzieś, w dali oceanu, unosząc ze sobą nieprzebrane bogactwa…
Być może byli także i tacy, którzy nadal pozostali w Europie nie porzucając zakonu, będąc wiernymi ślubom, przysięgom i jego regule, tyle że działając w ukryciu. A może… może raczej poprzysięgli wieczną nienawiść i zemstę tronowi i ołtarzowi – papieżom i królom?… Może z czasem przeobrazili się w jakąś zupełnie inną, antykościelną organizację, która jednak nigdy nie zapomniała ani o zemście, ani o swoich korzeniach, zamieniając służbę dla Boga na służbę Szatanowi?…
Fantazje?… Domniemania?…
Czy tymi spadkobiercami i kontynuatorami dziedzictwa templariuszy, przynajmniej w części, stali się bracia wolnomularze?…
Domniemania?… Fantazje?…
Pontyfikat Klemensa V, choć nie był zbyt długi, bo trwał zaledwie niespełna lat dziesięć, to okazał się nieszczęśliwy dla Kościoła. Wraz z nim zaczęła się tak zwana awiniońska niewola papieży, która w końcu doprowadziła do Wielkiej Schizmy Zachodniej16, która przygotowała grunt dla Wiklifa, Husa i wreszcie Lutra17 i Reformacji. W Kościele i w Europie całej zaczął się niesłychany zamęt… Dla niepoznaki nazwany Odrodzeniem…
1Bertrand de Got (1260-1314).
21268-1314.
31260-1313.
41260-1315.
51007-1072.
61289-1316.
7Głos na wysokości (łac.).
81243-1314.
9Ferreti Vicentini, właściwie Ferreto dei Ferreti (ok. 1297-1337).
10Historia wydarzeń w Italii od roku 1250 do roku 1318 (łac.).
11Jan I Pogrobowiec (15 listopada 1316-20 listopada 1316), Filip V Wysoki (1293-1322) i Karol IV Piękny (1294-1328).
121551-1589.
13Dinis I de Portugal (1261-1325).
141244-1334.
151291-1327.
16Okres trwający od 1378 do 1417 roku, kiedy w Kościele Zachodu panowało jednocześnie kilku zwalczających się papieży.
17Jan Wiklif – (1329-1384) heretyk angielski, Jan Hus (1370-1415) – heretyk czeski, Marcin Luter (1483-1546) – heretyk niemiecki.
=================================