Andrzej Sarwa Szatan nękał także św. Teresę od Dzieciątka Jezusa: ''Wczoraj wieczór - mówiła /św. Teresa/ do matki Agnieszki od Jezusa - opanowała mnie trwoga, a ciemności wzmogły się. Jakiś głos wrogi mówił do mnie: ''Czy jesteś pewna, że Bóg cię miłuje? Czy przyszedł i to ci powiedział? Zdanie niektórych ludzi nie uczyni cię przed Nim sprawiedliwą.'' (...) W miesiącu sierpniu była /św. Teresa/ przez kilka dni w takim stanie duszy, jakoby od siebie odchodziła, i błagała nas, aby się za nią modlić. Nigdy nie widziałyśmy jej w podobnym stanie duszy. W tym niewypowiedzianym udręczeniu powtarzała co chwila: ''O, gdyby ludzie wiedzieli, jak potrzeba się modlić za konających!'' Pewnej nocy prosiła infirmerkę, by skropiła jej łóżko święconą wodą, mówiąc: ''Szatan jest koło mnie; nie widzę go, ale czuję... dręczy mię, trzyma mnie jakby żelazną ręką, by nie dopuścić najmniejszej ulgi; przysparza mi cierpień, aby mnie przywieść do zwątpienia... A nie mogę się modlić!... Mogę tylko patrzeć na Najśw. Pannę i wymawiać: Jezus! Jakże potrzebna jest modlitwa komplety: ''Procul recedant somnia, et noctium phantasmata! Wybaw nas od widziadeł nocnych!'' ''Dziwne mam uczucie, nie cierpię za siebie, lecz za inną jakąś duszę... a szatan nie chce tego.'' Infirmerka wzruszona, zapaliła gromnicę, a duch ciemności uciekł bezpowrotnie. Jednak nasza siostra /św. Teresa/ zostawała aż do końca w bolesnych trwogach.'' (DZIEJE DUSZY czyli żywot św. Teresy od Dzieciątka Jezus i od Najśw. Oblicza Karmelitanki Bosej przez nią samą skreślony. Listy - Poezje - Cuda, Poznań - Warszawa - Wilno - Lublin 1925, s. 247 – 248). *** Kolejną postacią, o której opowiem w tym rozdziale będzie św. Proboszcz z Ars - Jan Maria Vianney. Żył w wieku XIX i po dziś dzień jest niejako klasycznym przykładem, często przytaczanym w różnych dziełach, nękania przez złego ducha. Był nieuczonym, lecz niezwykle świątobliwym, ascetycznym kapłanem, który za cel życia postawił sobie przyprowadzenie jak największej liczby dusz do Boga. Od momentu objęcia przezeń bardzo zaniedbanej moralnie parafii w Ars, i podjęcia działań, by ją odrodzić do życia w zgodzie z prawem Bożym, począł nękać go demon, którego on na poły żartobliwie nazywał Grappinem. Początkowo nie działał wprost, ale za pośrednictwem oszczerstw i obelg rzucanych na proboszcza przez wrogich mu ludzi, nie widząc jednak żadnego pozytywnego rezultatu takowych działań, jął go osobiście dręczyć. Napaści szatańskie na świętego rozpoczęły się w szóstym roku jego proboszczowania, gdy liczył sobie trzydzieści osiem lat. Demon począł go nawiedzać w nocy i wyłącznie w nocy. W dzień nie miał do niego przystępu. A oto opis niektórych nadnaturalnych zjawisk: Początkowo demon, każdej nocy, tylko szarpał zasłony wokół łóżka, na którym sypiał kapłan. Skoro to jednak nie niepokoiło proboszcza (zjawisko przypisywał harcom szczurów) zły duch posunął się dalej: Następnych nocy dało się słyszeć dobijanie do drzwi i dziwne krzyki rozlegające się we wnętrzu budynku plebani. Tym razem Jan Maria Vianney przypuszczał, że to złodzieje, próbujący go ograbić. Dla tego też powodu poprosił jednego z miejscowych osiłków André Verchére, by spędził noc na plebani i jeśli to rzeczywiście włamywacze kręcą się koło niej, wraz z proboszczem, spróbował ich przegonić. André nie miał nic przeciwko temu. Zaopatrzony w nabitą strzelbę udał się do wyznaczonego mu przez proboszcza pokoju, rozebrał i usiłował zasnąć. Nie było mu to przecież dane. Ledwie minęło kilka chwil od jego udania się na spoczynek, posłyszał okropne, niezwykle silne uderzenia w drzwi wejściowe, które pod ich wpływem całe się trzęsły, a wewnątrz pomieszczenia plebani dało się słyszeć huki i łoskot. Schwyciwszy strzelbę, odważnie pobiegł na poszukiwanie intruza. Nie znalazł jednak nikogo. Tymczasem potworny łoskot, huki i walenie w drzwi trwały nadal. Wówczas gość proboszcza zrozumiał, że z diabłem to sprawa. Gdy demon wreszcie zamilkł, udali się na spoczynek, a następnego dnia, gdy ksiądz go prosił, by znów przyszedł na nocleg, zdecydowanie odmówił. Kolejne dwanaście nocy spędziło na plebani dwóch silnych i odważnych młodych mężczyzn, im jednak demon nie dał się słyszeć. Proboszcz upewnił się - ostatecznie - co do szatańskiego pochodzenia owych zjawisk dopiero wówczas, gdy pewnej zimowej nocy, kiedy spadł świeży śnieg i przysypał cały plac wokół plebani i kościoła, z owego placu dało się słyszeć dźwięki głośnych rozmów i krzyki, jakby wielkiej liczby ludzi, którzy tam się znajdowali. Duchowny natychmiast wyszedł z latarką na dwór - na świeżym śniegu nie było ani jednego śladu. Niepokalana biel pokrywała wszystko wokół. Jak sam relacjonował później, dopiero po tym zdarzeniu począł odczuwać strach. Od tej pory nie miał już ani jednej spokojnej nocy. Każdej dawało się słyszeć mniej lub bardziej nasilone hałasy. Po dłuższym czasie święty doszedł do wniosku, iż w sposób szczególny nasilają się one wówczas, gdy następnego dnia ma do Ars przybyć jakiś zatwardziały grzesznik i tu się nawróci. W miarę upływu czasu proboszcz przestawał się bać. Ot, po prostu, przyzwyczaił się do Grappina. Kiedy ów zaczynał harce żegnał się znakiem krzyża, a z demona kpił i mu urągał. Traktując go jak idiotę. Pewnego razu Grappin, czyli demon nękający św. Proboszcza, powędrował wraz z nim poza Ars, do Saint Trivier, gdzie nocą, na plebani, dał się słyszeć przerażający łoskot i huki dobiegające z sypialni Jana Marii. Byli liczni świadkowie, spośród okolicznego duchowieństwa. Diabeł nękający Proboszcza z Ars dręczył go i na inne sposoby - a to ni stąd, ni zowąd, w postnym posiłku pojawiało się mięso, a to odgrażał mu się i urągał, przemawiając strasznym, grozę budzącym głosem. Wielokroć demon dyszał mu w twarz, bądź przesuwał się po niej jakby pod postacią niewidzialnego szczura. Demon ukazywał mu się również widomie, raz jako potworny, potężny czarny pies o ognistych oczach rozkopujący mogiłę, w której pochowano zmarłego bez sakramentów zatwardziałego grzesznika, a raz pod postacią niezliczonej ilości nietoperzy, które napełniły całą jego sypialnię, to znów pod postacią roju pszczół. Innym razem przed świtem, grudniowego dnia 1826 roku, gdy znajdował się w drodze do sąsiedniej parafii, wokół niego, w powietrzu, jęły się unosić kłęby ognia, a po chwili zdało się, iż drzewa i krzewy po obydwu stronach drogi płoną. Szatan znieważał i plugawił obraz Zwiastowania N.M.P., tak często, że proboszcz musiał go zabrać z plebani i przenieść do kościoła. Hałasy na plebani, bądź przesuwanie się mebli słyszeli i widzieli liczni świadkowie, np. Maria Ricotier, Franciszek Pertinard, Ks. Dionizy Chaland. Również liczne osoby słyszeli głos demona, który wołał: - Vianney, Vianney! Wynoś się stąd! I tak cię dostanę! Demon wielokroć, w nocy, ciągnął łóżko, na którym spoczywał św. Proboszcz, po całym pokoju. A ukoronowaniem prześladowań diabelskich było podpalenie owego łóżka. Na szczęście wówczas, gdy Jana Marii nie było w sypiali, lecz w kościele, gdzie siedział w konfesjonale i od pięciu godzin spowiadał. Pod koniec życia proboszcza napaści szatańskie i dręczenia nocne ustały zupełnie, tak że mógł spokojnie przenieść się do Wieczności. (Ks. Franciszek Truchu, Proboszcz z Ars. Święty Jan Marja Vianney 1786 - 1859. Na podstawie aktów procesu kanonizacyjnego i niewydanych dokumentów. Z francuskiego przełożył ks. dr Piotr Mańkowski Arcybiskup Enejski, brak miejsca wydania, 1932 rok, s. 216 – 231.).
opowieści o szatańskim zniewoleniu
z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał
Andrzej Sarwa
* * *
Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:
wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl
Wydawnictwo Armoryka Marta Elżbieta Sarwa
w postaci e-booka:
i audiobooka: