Polskie BLM bez murzynów i co dalej?

Polskie BLM bez murzynów i co dalej?

Prof. Andrzej Nowak dla Kwartalnika PCh24.pl 

https://pch24.pl/polskie-blm-bez-murzynow-i-co-dalej-prof-andrzej-nowak-dla-kwartalnika-pch24-pl


Na tym etapie to chłopki są uciśnione, także przez prymitywnych chłopów. Ale to nie będzie koniec, bo chłopki także wkrótce znajdą się na ławie oskarżonych. I myślę, że następna książka pani Kuciel-Frydryszak czy kogoś innego, kto pójdzie jej torem, to powinna być historia (i mówię to bez żartów) inwentarza domowego, który jest bezlitośnie mordowany przez te chłopki. Wszystkie te kury, którym ucina się głowę, te wieprzki patroszone na boisku… – mówi profesor Andrzej Nowak w rozmowie z Krystianem Kratiukiem na łamach Kwartalnika PCh24.pl

Myślę, że książka ta, wpisująca się w nurt historii ludowej i jednocześnie w jakiś sposób w narrację feministyczną, zgodnie z poszukiwaniem kolejnych uciśnionych według znanego nam już marksistowskiego schematu, była poniekąd skazana na taki sukces. Ale ja jej osobiście nie czytałem. Założyłem bowiem, że stanowi przedłużenie pewnych negacji właśnie nurtu historii ludowej, a jako że sięgnąłem po inne pozycje tegoż nurtu, tą sobie odpuściłem. Natomiast gorąco polecam Czytelnikom inną książkę autorstwa pani Kuciel-Frydryszak, pod tytułem „Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie”. To jedyna dzisiejsza biografia tej wielkiej polskiej i katolickiej poetki, czytałem z zainteresowaniem.

Wśród innych książek o historii ludowej, o których Pan wspomniał, mamy samą „Historię ludową Polski”, „Chamstwo”, „Śladami Szeli” i wiele innych. Do tego dochodzą dzieła popkultury i teksty w prasie popularnej, wskazującej na odwieczny konflikt między klasą panującą a chłopstwem. To w sposób oczywisty prowadzi do porównania z myślą marksistowską. Ile jest prawdy w tych coraz częściej popularyzowanych obrazach, z których wynika, że szlachta polska traktowała chłopów gorzej nawet niż traktowano niewolników na plantacjach bawełny za oceanem?

Myślę, że co najmniej od XVIII wieku można w historii myśli europejskiej obserwować i doświadczać niestety tej tendencji, której historia ludowa jest tylko kolejnym wcieleniem. Tendencji, w której najważniejszym punkcie, kluczowym punkcie pojawia się nazwisko Karola Marksa, które daje w pewnym sensie nazwę całemu temu kierunkowi, choć on sam jest przecież starszy. Chodzi rzecz jasna o utożsamienie, powiedziałbym, rzeczywistości z walką o władzę, z walką o władzę między ludźmi. Według Marksa, jego naśladowców, ale i niektórych myślicieli przed nim, wszystko, do czego można sprowadzić rzeczywistość to podział na grupy, potem ostatecznie na jednostki, które całość swojego życia realizują rywalizując z innymi.

I do tego sprowadza się całe spojrzenie na nasze życie, to dość przerażające. Marks nadał temu oczywiście wizję klasową, jako klucz do interpretacji całej rzeczywistości. Zafałszowanie tego kierunku polega na tym, że ludzie przez poprzednie stulecia, czyli przed XVIII wiekiem w ogromnej większości nie postrzegali w ten sposób swojego życia, jako życia uciśnionego, życia wewnątrz jakiejś klasy, w której rywalizuje się z innymi klasami.

A w jaki sposób je postrzegali?

Spoglądali na rzeczywistość jako pewien ład naturalny, w którym znajdujemy swoje miejsce, w którym oczywiście raz odczuwamy większe dolegliwości, raz mniejsze wynikające z tego miejsca w ładzie naturalnym. Ale to jest właśnie naturalne, to jest normalne. Natomiast nie kwestionowano całego tego ładu.

W pewnym momencie jednak przychodzą jednak w końcu właśnie myśliciele głoszący, że należy to odrzucić, że należy potraktować to jako zasadniczo niesprawiedliwy układ. I ci, którzy głoszą te hasła, bynajmniej nie wywodzą się z reguły z klas uciśnionych, bynajmniej nie należą do tych, którzy są prześladowani, tylko występują w roli, którą już Platon opisał w swoim państwie.

W roli trutniów…

Otóż to! Trutniów, to znaczy takich osobników, którzy wzywają do buntu, wzywają do podniesienia rebelii, choć nie oni reprezentują tej grupy, która w jakiś sposób byłaby przez rzeczywistość prześladowana czy usytuowana w sposób podporządkowany. I właśnie kolejnym echem takiego nastawienia stała się wywodząca oczywiście z marksistowskiej tradycji wizja nowej historii, jaką zaprezentował Howard Zinn, amerykański historyk marksistowski w swojej „Ludowej historii Stanów Zjednoczonych” (A People’s History of the United States).

Ale co ma z tym wspólnego historia Polski? Przecież wyglądała zupełnie inaczej niż USA!

To co Pan mówi jest logiczne, ale nie o taką logikę tu chodzi. Tu chodzi o logikę, nazwijmy to, małpowania, naśladowania tego, co przychodzi z Zachodu, który wciąż jest postrzegany jako ten lepszy, postępowy. Logikę małpowania tych najbardziej postępowych popłuczyn najmodniejszych w danym momencie ideologii na Zachodzie. I stąd się wzięła historia ludowa w Polsce. Czterdzieści lat po książce Zinna, pan doktor habilitowany a dziś już profesor Adam Leszczyński napisał swoją „Historię Ludową Polski” dokładnie według recepty Zinna.

W samym naśladowaniu nie ma może nic złego. Ważne jest jednak czy naśladuje się wzory, które rzeczywiście mogą pomóc nam zrozumieć rzeczywistość, czy wzory, które służą utrwaleniu fałszywej, nieprawdziwej wizji rzeczywistości.

I jak jest w tej sprawie?

Oczywiście rzeczywistość życia społecznego w I Rzeczpospolitej jest bez porównania bardziej skomplikowana niż prosta jak cep teza, że polscy chłopi byli jak amerykańscy niewolnicy na plantacji. Ta teza, która pojawia się niestety i w książce profesora Leszczyńskiego i dużo ostrzej, bez porównania gorszych od niego książkach pisanych przez ludzi, którzy nic wspólnego z zawodem historyka nie mają. Nie będę nawet wymieniał ich nazwisk.

To ważne, że nie są historykami?

Bardzo ważne dla prawdy. Mowa o rozmaitych tak zwanych antropologach kulturowych, psychologach społecznych, czy socjologach. Podkreślam, nie chodzi teraz o wymienianie tych nazwisk czy ich tytułów. Chodzi o podkreślenie, że ta teza o równości amerykańskiego niewolnika, znanego obrazu z popkultury, i polskiego chłopa jest mocno przez nich werbalizowana, a ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Bam jest to zafałszowanie rzeczywistości, po prostu nieprawda historyczna.

Zwróciła na to uwagę m.in. w recenzji książki Adama Leszczyńskiego badaczka właśnie historii chłopów polskich, Keely Stauter-Halsted, autorka kilku poważnych prac na ten temat. I to jest autorka o zdecydowanie lewicowych poglądach. Upomniała się w swojej recenzji książki Leszczyńskiego właśnie o to by jednak nie zakłamywać rzeczywistości. W Rzeczpospolitej chłopi nie byli własnością swoich Panów, nie byli traktowani jak własność, nie mogli być sprzedawani indywidualnie, nie byli towarem, takim, jakim rzeczywiście byli pojedynczy niewolnicy na amerykańskich plantacjach.

Zwraca na to uwagę również wielu innych rzetelnych badaczy historii chłopstwa w Polsce. Akurat warstwa chłopska, rzecz jasna najliczniejsza w rzeczywistości społecznej Rzeczpospolitej, była bardzo podzielona wewnętrznie. Grupa kmieci, najliczniejsza, licząca 30–40%, a w niektórych momentach historycznych i w niektórych regionach nawet do 50% społeczności chłopskiej, to byli chłopi, którzy dysponowali swoją własnością ruchomą, którzy uprawiali swoją ziemię, którzy po prostu żyli życiem na pewno nie tylko uciśnionym, jak chcieliby tego twórcy historii ludowej.

Była to zatem osobna grupa społeczna, miała swój samorząd, co jest bardzo ważne, w Rzeczpospolitej istniała bowiem samorządność chłopska!

No tego raczej murzyni na plantacjach w USA nie mieli…

Mówię o tym także dlatego, że sam wywodzę się, jak ogromna większość naszego społeczeństwa, w z tej chłopskiej grupy społecznej. Od strony ojca. Bardzo cenię sobie tradycję tej chłopskiej samorządności, jaka we wsi, z której wywodzili się rodzice, dziadkowie, pradziadkowie mojego ojca trwa od co najmniej XVI wieku i jestem dumny z tego, że właśnie jacyś moi praszczurowie zasiadali w tej gminnej radzie już na początku XVIII wieku. A więc to także jest spojrzeniem, o którym warto pamiętać, spojrzeć warto na chłopów jako na część historii polskiej samorządności, polskiej samoorganizacji i zdolności decydowania o sobie w pewnym zakresie, wynikającym właśnie z owego ładu naturalnego, który był akceptowany przez wieki, a który dzisiejsi post-marksiści kwestionują.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że obok książek idących na tej fali historii ludowej, naśladowniczej, oderwanej od rzeczywistości historycznej, pojawiają się rzetelne, współcześnie rzetelne opracowania historii chłopów, różnych ich aspektów w Rzeczpospolitej.

Coś Pan poleci?

Polecę bardzo gorąco świetną książkę Mateusza Wyżgi, „Chłopstwo. Historia bez krawata”. Książkę, która tym się różni od książek badaczy, których wcześniej wymieniałem, że jest pisana przez kogoś, kto jest fachowym historykiem chłopstwa, spędził wiele, wiele lat w archiwach parafialnych i publicznych, studiując wszelkie materiały, jakie zachowały się na temat życia, obyczajów, stosunków społecznych i ekonomicznych chłopstwa w XVI do XVIII wieku w Rzeczpospolitej, zwłaszcza w Małopolsce.

A do tego jest chłopem. To znaczy był wójtem w swojej podkrakowskiej wsi, a więc wie z jakiej grupy się wywodzi i poniekąd w czyim imieniu występuje pisząc tę historię. Gorąco polecam takie rzetelne opracowania historii chłopstwa, zwracając uwagę na całe rozróżnienie wewnętrzne tej warstwy społecznej, jak i na zdolności zdecydowanie wykraczające poza ten schemat przywiązania chłopa do ziemi.

To znaczy?

Na przykład na zdolności poszukiwania przez chłopów swojego miejsca na rynku, poszukiwania zdolności zarobkowych poza tylko folwarkiem, w którym obciążeni byli chłopi oczywiście obowiązkiem pańszczyzny.

To wszystko jest właśnie doskonale opisane w jego pracach wspomnianego Mateusza Wyżgi.

Powstają też opracowania, gdzie bardzo ciekawie opisana jest na przykład kategoria honoru, jak chłopi zachowywali, rozumieli i egzekwowali swoje poczucie honoru, bynajmniej nieraz zarezerwowane tylko dla szlachty. Na ten temat także powstają bardzo ciekawe prace, np. opisujące historię chłopów na Pomorzu. Wymienię jeszcze jednego rzetelnego, niezwykle autora profesora Tomasza Wiślicza z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, który bada religijność chłopską z pozycji nie katolickich, nie religijnych, ale jest po prostu rzetelnym badaczem różnych form religijności. Ale opisuje także kwestie świadomości narodowej chłopów, bardzo ciekawe, bardzo złożone i także nie dające się sprowadzić do prostego jak cep schematu historii ludowej. A więc zachęcam, jeszcze raz, do sięgania do rzetelnych autorów, którzy zajmują się historią chłopstwa współcześnie, a którzy nie naśladują tego ideologicznego schematu, o którym tutaj mówimy. Bo o tej warstwie społecznej rzeczywiście warto czytać (…)

Powyższy tekst jest fragmentem rozmowy z prof. Andrzejem Nowakiem opublikowanej w Kwartalniku PCh24.pl

Kliknij TUTAJ – pobierz Kwartalnik i czytaj więcej

Antybrukselski protest rolników a ukrywana prawda o Wandei 

Antybrukselski protest rolników i zapomniana prawda o Wandei 

Ewa Polak-Pałkiewicz

https://niezalezna.pl/opinie/antybrukselski-protest-rolnikow-i-zapomniana-prawda-o-wandei/519363


Dziś, gdy europejscy rolnicy zmuszeni są demonstrować przeciwko decyzjom Brukseli, zapominamy często, że ludzie, którzy uprawiają własną ziemię, są zawsze (oprócz Kościoła) największym wrogiem rewolucji. Ich protesty bierze się za partykularną obronę własnych interesów. Andrzej M. Cisek w książce „Kłamstwo Bastylii” przypomina, że ci, którzy znają wieś tylko z filmów, przypisują jej mieszkańcom naiwność: „Chłop, w odróżnieniu od tego, co myślą o nim tak zwani ludzie z miasta, jest wielkim indywidualistą i wie dokładnie, czego chce. A chce bardzo niewiele, bo tylko żyć życiem swych przodków. Z własnego doświadczenia wie, że każda interwencja z zewnątrz, każda nowa idea może zagrozić jego istnieniu, odrzuca ją. Nie pozwala sobie dyktować, co ma robić i jak się zachowywać”.

Jeśli utożsamia się inteligencję z gotowością do przyjmowania nowinek, łatwo jest oskarżać chłopów o głupotę, ograniczoność i zatwardziałość. Nazywać tępym uporem trwanie chłopa przy swoich przekonaniach. Nie przyjmować do wiadomości, że jest to obrona przed wykorzenieniem i narzucaniem statusu niewolnika. „Ten tępy upór –  dodaje A.M. Cisek – w odrzucaniu nowego pozwolił przechować tradycje narodowe. Gdyby nie on, to być może zniknęłyby na zawsze takie języki jak czeski, ukraiński czy litewski”.  Upór oznacza u chłopów to, że nie dają się na nic nabrać.

Wandea wyparta z pamięci 

Pierwsze ludobójstwo w czasach nowożytnych dokonane zostało przez jakobinów na francuskich chłopach z prowincji Wandea. Jego celem było „ostateczne rozwiązanie” kwestii obecności na tej ziemi tysięcy ludzi uprawiających własną ziemię, niepoddających się rewolucyjnej indoktrynacji. Powstanie wandejskie, które ogarnęło także mieszczaństwo i część arystokracji, było inspirowane przez lud. Chłopi oczekiwali od „panów” tylko przywództwa militarnego. „Była to insurekcja ludowa, a nie »polityczna« ani nawet »społeczna« – podkreśla Messori – przeciw próbom dechrystianizacji, którą wprowadzała drapieżna mniejszość w stolicy”. Kilkadziesiąt lat wcześniej prowadził tu słynne misje św. Ludwik Maria Grignion de Montfort (Jan Paweł II zapożyczył od niego zawołanie: „Totus Tuus”).

Vittorio Messori przypomina, że wielu katolików, a nawet niektórzy biskupi, zachowało wobec 200-letniej rocznicy rewolucji francuskiej „krępujące milczenie na temat trzech tysięcy zamordowanych księży, wielu zgwałconych zakonnic i setek chłopów poćwiartowanych w tych prowincjach, w których wzniecili powstanie, gdyż nie chcieli zrezygnować ze swojej religii”. Moja znajoma, doktor historii, która odwiedziła lokalny uniwersytet w La Rochelle, nie spotkała tam nikogo, kto by chciał zamienić choćby parę zdań na temat Wandei – wszyscy udawali głuchych. 

Powstanie wandejskie w obronie chrześcijaństwa było pierwszym przypadkiem radykalnego odrzucenia przez prostych ludzi jednej ze współczesnych ideologii. Chłopi odrzucali potem kolejno marksizm i faszyzm.

Bez szemrania natomiast, przypomina Messori, naród francuski „zgodził się na autorytaryzm napoleoński, który zdławił »nieśmiertelne« zasady 1789 roku”.

Zacieranie śladów zbrodni 

W 1986 r. ukazała się książka młodego historyka Reynalda Sechera pt. „Ludobójstwo franko-francuskie: Wandea pomszczona”, która wywołała we Francji głęboką konsternację. Autor usiłował dotrzeć do dokumentacji wydarzeń z lat ­1792–1799 i szybko zorientował się, że publiczne archiwa nie zawierają żadnych dokumentów potwierdzających masakrę wojsk rewolucyjnych na ludności Wandei. W archiwach prywatnych znalazł jednak mapy rządowych geodetów. Wynika z nich, że z 50 tys. domów w Wandei 10 tys. zostało zrównanych z ziemią (20 proc.). Zagładzie uległo całe bydło, uprawy rolne zostały zdewastowane; program eksterminacji opracowany w Paryżu zakładał skazanie na śmierć głodową mieszkańców Wandei, którzy przeżyli, ukrywając się w lasach. „Niech nam nie mówią o humanitaryzmie wobec tych bestii z Wandei, wszyscy zostaną wykończeni”, mówił gen. Carrier do żołnierzy, którym rozkazano mordować wieśniaków. 

Źle uzbrojeni, ale niezwykle zaciekli Wandejczycy walczyli pod sztandarami Najświętszego Serca Jezusa oraz pod tymi, na których widniały burbońskie lilie. Paryż apelował o bezwzględność w „oczyszczaniu ziemi ze złej rasy” – groźnej, bo nie zamierzała zaakceptować Deklaracji praw człowieka. Opisy bezwzględności i okrucieństwa, także wobec kobiet, dzieci i starców, mogą dziś rywalizować z ekscesami najgorszych w historii morderców w rodzaju Stalina i Hitlera.  Reynald Secher użył po raz pierwszy słowa „ludobójstwo” wobec metod rozprawienia się z Wandejczykami, którzy chcieli tylko jednego: by nie zmuszano ich do przyjmowania praw rewolucji. W ciągu niecałych dwóch lat zginęło, a właściwie zostało z premedytacją wymordowanych, 120 tys. Wandejczyków. 

Zorganizowani w oddziały według przynależności do parafii powstańcy wykazywali wyjątkową pomysłowość i refleks. „Oddziały porozumiewały się pomiędzy sobą za pomocą skrzydeł wiatraków ustawionych według przyjętego kodu”, pisze A.M. Cisek. Kobiety były sanitariuszkami i zajmowały się zaopatrzeniem, dzieci były posłańcami i doboszami. Młody domokrążca z gminy Pin, ojciec jedenaściorga dzieci, Jacques Cathelineau, który został wybrany na przywódcę i ogłoszony „generałem armii katolickiej i królewskiej”, okazał się genialnym wodzem. Dowódcy wojskowi hr. Henri de Rochejaquelein i Francois de Charette oraz kilku innych zawodowych oficerów arystokratów dodawali sił walczącym męstwem i brawurą. Powstańcy stoczyli 17 wielkich bitew i 700 mniejszych utarczek. Niestety, przewaga armii republikańskiej skazała Wandeę na klęskę. [no i – gdy mieli szansa na zwycięstwo – rozeszli się do żniw… Jak nasi rycerze po Grunwaldzie. MD]

Uroczyście i radośnie, w rytm „Marsylianki”

Niewyobrażalne okrucieństwo, z jakim armia i tzw. kolumny piekielne obchodziły się z jeńcami, rannymi, kobietami w tej krwawej wojnie francusko-francuskiej, powinno trafić do wszystkich uczciwych podręczników historii, w których nadal pokutuje mit, że podburzane przez księży „ciemne masy” porwały się przeciwko deklarującej nowy humanizm Republice.

Gdy w 1989 r. we Francji obchodzono w Paryżu z wielką pompą 200. rocznicę „matki wszystkich rewolucji”, wśród fajerwerków, pochodów i zabaw pod gołym niebem przedstawiciele arystokracji nałożyli czarne opaski, a „potomkowie wandejskich chłopów pikietowali ulice w proteście przeciwko przesadnej wesołości świętujących tłumów” (Messori). Wymowa tych wydarzeń powinna być wskazówką, w czasie gdy historia staje się terenem manipulacji, pisana jest wciąż na nowo, zwłaszcza w podręcznikach najnowszej generacji.

Wtedy staną się jasne źródło i sens manifestacji rolników z całej Europy, także naszych rodaków, którym „zjednoczona Europa” zamierza odebrać podstawy egzystencji i sprowadzić ich do rzędu niewolników zależnych od kaprysów różnych oszustów, rzekomych speców od klimatu. Polscy rolnicy czują odpowiedzialność nie tylko za ziemię przodków, swoje rodziny, ale także za rodaków. 

Hasło „żywią i bronią” nie jest pustym sloganem; zdekonspirowane plany dotyczące przyszłości Europy i Polski przywracają mu aktualność. Rolnicy, organicznie niezdolni do przyjmowania fałszu, udowadniają, że Platforma z jej szefem rozumie politykę jako bezwzględną walkę z wrogiem, a wroga widzi w Polakach. Tak jak kiedyś przywódcy rewolucji francuskiej widzieli go w Wandejczykach. 

Rolnicy są naturalnym wrogiem każdej rewolucji. Trzeba być sprawiedliwym wobec własnej przeszłości, zdają się mówić chłopskie rodziny, w których domach wiszą święte obrazy, gdzie szanuje się starszych, aborcja jest czymś nie do pomyślenia, a uprawianie ziemi spełnieniem obowiązku wobec Boga i ludzi.