Marko Perković „Thompson” – chorwacki artysta, ale również fenomen artystyczno-społeczny

Piotr Doerre: Geny kamieni

https://pch24.pl/piotr-doerre-geny-kamieni

(Fot: DADO RUVIC / Reuters / Forum)

In principio erat Verbum, et Verbum erat apud Deum, et Deus erat verbum (Na początku było Słowo i Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo) – słowami z Ewangelii według świętego Jana, deklamowanymi silnym, męskim głosem przy wtórze monumentalnej muzyki rozpoczyna swoje koncerty, które gromadzą dziesiątki tysięcy młodych ludzi.

Jako swego emblematu od lat używa krzyża świętego Benedykta ze słowami egzorcyzmu, a w swych piosenkach opowiada o historii ojczyzny i jej wierności Bogu, a przede wszystkim deklaruje silne przywiązanie do religii katolickiej. Znienawidzony przez lewicę i poddany ostracyzmowi przez główne media, mimo to pozostaje najpopularniejszym piosenkarzem w Chorwacji, a jeden z jego utworów pełni funkcję nieformalnego hymnu narodowego, wyśpiewywanego przez kibiców ze łzami w oczach na największych imprezach sportowych.

Marko Perković „Thompson” to nie tylko charyzmatyczny chorwacki artysta, ale również nieposiadający chyba odpowiednika w żadnym innym kraju fenomen artystyczno-społeczny. To bodaj jedyny przykład muzyka rockowego reprezentującego tak wysoki poziom wykonawstwa, a zarazem spójną, zdecydowanie chrześcijańską i patriotyczną tożsamość, budowaną zarówno przez osobistą postawę, jak i konsekwentną twórczość tekściarską oraz wizerunek sceniczny, który jednocześnie cieszy się tak szeroką rzeszą zwolenników zarówno pośród reprezentantów swego własnego pokolenia, jak i najmłodszych słuchaczy. Właśnie trwają przygotowania do rekordowego koncertu – ponoć największego w historii pod względem liczby sprzedanych biletów. Jego organizatorzy spodziewają się na zagrzebskim Hipodromie pół miliona widzów, czyli niemal trzynastu procent mieszkańców Chorwacji!

Żołnierz-poeta

Kariera muzyczna Marka Perkovicia zaczęła się podczas wojny o niepodległość Chorwacji, w której wziął udział będąc dwudziestopięciolatkiem jako członek oddziału ochotniczego sformowanego w rodzinnej miejscowości Čavoglave. O tej maleńkiej wiosce położonej na skalistej ziemi Dalmatyńskiej Zagory i stoczonej w jej obronie bitwie z oddziałami serbskimi świat usłyszał właśnie dzięki pierwszemu wielkiemu przebojowi „Thompsona”, który świeżo założonemu zespołowi ofiarował swój bojowy pseudonim, zyskany dzięki staremu rozklekotanemu pistoletowi maszynowemu z czasów drugiej wojny światowej, jakim przyszło mu walczyć.

Ogarnięta falą patriotycznego wzmożenia cała Chorwacja śpiewała piosenkę Bojna Čavoglave, zaczynającą się od patriotycznego pozdrowienia: Za dom spremni! (Za dom, gotowi!), używanego w latach czterdziestych XX wieku przez ustaszy, co ściągnęło na głowę Perkovicia oskarżenia o szerzenie faszyzmu. Jednak toczący krwawe boje o niepodległość swego kraju Chorwaci nie widzieli niczego zdrożnego w nawiązaniach do tradycji własnego ruchu narodowego z początku wieku.

W roku 1995 Marko wziął jeszcze udział w operacji „Burza”, w ramach której wojska chorwackie odbiły zajmowaną wcześniej przez Serbów Krajinę, a po nastaniu pokoju poświęcił się nagrywaniu z zespołem kolejnych płyt, do których muzyczne inspiracje czerpał z tak różnych źródeł, jak zespoły AC/DC i Nightwish, hercegowińscy wykonawcy folkowi, nawet… szwedzka ABBA.

Przełom w jego karierze stanowiły wydane już w XXI wieku albumy E, moj narode (Ach, mój narodzie) i Bilo jednom u Hrvatskoj (Dawno temu w Chorwacji), które zapewniły mu wielką popularność. Takie przeboje jak Dolazak Hrvata (Przybycie Chorwatów) opowiadający o pradziejach narodu i jego poszukiwaniu własnej ziemi, Kletva Kralja Zvonimira (Klątwa króla Zwonimira) – o niedoszłym krzyżowcu zdradzonym przez współziomków, Duh ratnika (Duch wojownika) – o żołnierzach przelewających krew za Ojczyznę – trafiały w gusta Chorwatów, którzy pragnęli pogłębiać wiedzę o własnej tożsamości, dopiero co odzyskawszy niepodległość.

Z kolei piosenki takie, jak E moj narode (Ach, mój narodzie) – o sytuacji katolickiego narodu gnębionego przez antychrystów i masonów, komunistów, jednych i drugich, czy Moj dida i ja (Mój dziadek i ja) – o przyjaźni wnuka i jego dziadka – prostego i twardego mężczyzny – odpowiadały na zapotrzebowanie wsparcia wartości narodowych i rodzinnych, bezpardonowo atakowanych przez lewicowe elity polityczno-medialne, które w Chorwacji – podobnie jak w innych krajach postkomunistycznych – przejęły kontrolę nad sferą oficjalnej kultury i mediami.

Prawdziwym wyzwaniem dla tych mediów stała się popularność kolejnego przeboju „Thompsona” – Ljepa li si (Jakżeś piękna) – nastrojowej ballady z folkowymi brzmieniami sławiącej urodę… chorwackiego krajobrazu. Ta z pozoru zupełnie banalna, łatwo wpadająca w ucho piosenka przeszłaby zapewne niezauważona, gdyby nie to, że jej tekst pośród krain geograficznych składających się na Chorwację wymienia Herceg-Bośnię, czyli zamieszkałą w większości przez Chorwatów Hercegowinę, wchodzącą w skład federacji Bośni i Hercegowiny. Z tego też powodu utwór został uznany za „nacjonalistyczny” i zakazany w większości stacji radiowych, co jeszcze zwiększyło jego popularność i sprawiło, że prawicowo zorientowani kibice piłkarscy uznali go za swój hymn.

Nie pomogły kolejne zakazy UEFA i innych władz – Ljepa li si do dziś śpiewają tłumy na wszystkich imprezach sportowych, a kiedy w roku 2018 piłkarska reprezentacja Chorwacji zajęła drugie miejsce w mistrzostwach świata i lewicowe władze Zagrzebia nie zezwoliły na oficjalne wykonanie piosenki przez Perkovicia na placu Bana Jelačicia – w centralnym punkcie miasta – sami piłkarze z kapitanem Luką Modriciem na czele zaprosili piosenkarza do swego autobusu i odśpiewali wraz z nim „kontrowersyjny” przebój.

Jeśli jednak ktoś myślał, że popularność „Thompsona” ograniczy się do środowisk prawicowych i kibicowskich, srogo się zawiódł. Nowe utwory, takie jak Ako ne znaš šta je bilo (Jeśli nie wiesz, jak to było) – przywodzący pamięć wojny o niepodległość, czy Oluja (Burza), wydany w trzydziestą rocznicę operacji o tej samej nazwie, śpiewane są jak kraj długi i szeroki przez nastolatków nagrywających filmiki na YouTube, a nawet przez… klapy, czyli męskie zespoły śpiewające a capella tradycyjne pieśni rybackie.

Gwiazda show-bizmesu

Bywając od czasu do czasu w Chorwacji, wielokrotnie miałem okazję doświadczyć fenomenu popularności „Thompsona”, choćby wówczas, gdy zupełnie obcy ludzie pozdrawiali mnie na ulicy, słysząc odtwarzany w moim aucie przebój Geni kameni (Geny kamieni), mówiący o tożsamości zbudowanej na kamienistej chorwackiej ziemi, łączący ostre, niemal heavymetalowe riffy z motywami ludowych pieśni. Albo kiedy pewien sprzedawca w Cavtacie nie chciał ode mnie pieniędzy, widząc, że noszę koszulkę z wizerunkiem Perkovicia, a kelner w zadarskim barze zaoferował mi darmowy napój, bo zanuciłem refren kultowego Bojna Čavoglave.

Kilka lat temu miałem też okazję doświadczyć atmosfery wielotysięcznego koncertu „Thompsona” w niewielkiej wiosce Klinča Sela pod Zagrzebiem, urzeczony widokiem tłumów nastolatków powtarzających za wokalistą słowa refrenu innego jego przeboju: Neću izdat ja Boga nikada (Nigdy nie zdradzę Boga), a podczas Marszu dla Życia w stolicy kraju nie mogłem wyjść ze zdumienia, widząc ponad osiemdziesięcioletnie babcie fotografujące się z Markiem i ze wzruszeniem dziękujące mu za to, co robi dla kraju.

Gdy wreszcie udało mi się spotkać z „Thompsonem” w siedzibie katolickiego Stowarzyszenia „Vigilare” i przeprowadzić z nim wywiad, ogromne wrażenie wywarła na mnie jego skromność, otwartość i pogoda ducha, przy emanującej z niego równocześnie męskiej sile i twardości.

Nic dziwnego – pomyślałem sobie – że ludzie tak za nim przepadają. Każdy chciałby mieć takiego przyjaciela – do tańca, bitki i różańca.

Gdyby Chorwacja nie była niezbyt bogatym, postkomunistycznym krajem na granicy południowej i środkowej Europy, a Chorwaci niewielkim, zaledwie czteromilionowym narodem, o Marku „Thompsonie” Perkoviciu mówiłby cały świat. Gdyby artysta tego formatu pojawił się w Anglii, Francji czy nawet we Włoszech, a na dodatek wykonywał swoje utwory po angielsku czy w innym „zachodnim” języku, to nawet zakładając, że byłby zwalczany przez cały międzynarodowy show-biznes, z pewnością mógłby się cieszyć milionami fanów na całym globie.

Czy jednak „Thompson” mógłby się narodzić pod inną szerokością geograficzną, skoro – jak się wydaje – to właśnie katolicka tożsamość i trudna historia jego ojczyzny, które ukształtowały zarówno jego osobowość, jak i twórczość, decydują o fenomenie jego popularności pośród rodaków?

Piotr Doerre

Tekst został opublikowany w dwumiesięczniku „Polonia Christiana” – nr 105 (lipiec-sierpień 2025)

Aby zamówić numer zadzwoń: +48 12 423 44 23

Najpierw jest obrona Chorwacji, potem przez długi czas nic, potem NATO, a potem inne zobowiązania – mówi prezydent Chorwacji.

Najpierw jest obrona Chorwacji, potem przez długi czas nic, potem NATO, a potem inne zobowiązania – mówi prezydent Chorwacji.

Zełenski w tarapatach! Kolejny kraj ogłasza odmowę Ukrainie

19.10.2022 https://prawy.pl/122546-zelenski-w-tarapatach-kolejny-kraj-oglasza-odmowe-ukrainie/

Najpierw jest obrona Chorwacji, potem przez długi czas nic, potem NATO, a potem inne zobowiązania – mówił prezydent Chorwacji Zoran Milanov, w kontekście możliwych szkoleń żołnierzy ukraińskich w jego kraju.

podział w podejściu do pomocy Ukrainie. Jak podaje “Jutarnij List” Gordan Grlić Radman, minister spraw zagranicznych, miał zapowiedzieć, że jego kraj zgodzi się na szkolenie Ukraińców.

Zupełnie inny głos w sprawie przedstawia jednak prezydent. Jego zdaniem udzielenie zgody mogłoby doprowadzić do sprowadzenia wojny do Chorwacji.

Nie popieram tego pomysłu, ponieważ nie popieram zaangażowania Chorwacji w tę wojnę, większego niż powinno być. Jesteśmy konkretni, zjednoczeni i to wystarczy. Nic więcej. Jako głównodowodzący tego nie pochwalę. Nie słyszałem jeszcze o tej propozycji, ale z góry mówię, że ona mi się nie podoba, bo to sprowadza wojnę do Chorwacji – powiedział Milanović.

Najpierw jest obrona Chorwacji, potem przez długi czas nic, potem NATO, a potem inne zobowiązania – dodał.