Dalsze doskonalenie – postępy

Ten samochód, to cytryna” – pisał Kurt Vonnegut o pewnym samochodzie. W slangu oznaczało to, że to konstrukcja nieudana, pełna usterek, wad i niedoróbek, toteż jedyne, co można z nim zrobić, to nieustannie go naprawiać – oczywiście, jeśli nie brać pod uwagę możliwości oddania go na złom. Ale jakże tu oddawać na złom konstrukcję, w którą konstruktor, a także wszyscy jego kolaboranci, zaangażowali swój prestiż i nadzieje na świetlaną przyszłość? Na żaden „złom” nikt w tych warunkach nie pozwoli, więc nie ma innego wyjścia, jak samochód-cytrynę naprawiać i naprawiać. Takim samochodem-cytryną był ustrój socjalistyczny. Wprawdzie rewolucyjna teoria głosiła, że ten samochód jest lepszy od wszystkich innych, ale co z tego, kiedy nie chciał jeździć i trzeba bo było nieustannie naprawiać? Nazywało się to „dalszym doskonaleniem”, bo jeśli konstrukcja z założenia była doskonała, to nic innego nie można było z nią zrobić – tylko nieustannie dalej ją doskonalić. To doskonalenie pochłaniało wiele energii, czasu i pieniędzy, ale nie można było go przerwać, bo nie tylko Umiłowani Przywódcy, ale również ich pretorianie zaangażowali w nie swój prestiż i nadzieje na świetlaną przyszłość. Ta sytuacja została pięknie opisana w utworze, którego autora już nie pamiętam, a który ukazał się w podziemnym wydawnictwie w połowie lat 80-tych.

Bo trzeba nam wiedzieć, że „dalsze doskonalenie” nie zostało przerwane z chwilą obalenia Edwarda Gierka, o którym właśnie teraz mają w kinach puszczać film, tylko było kontynuowane pod kryptonimem „pierwszego”, a potem, kiedy ten pierwszy wziął w łeb – również „drugiego” etapu „reformy”, czyli – starego, poczciwego „dalszego doskonalenia”.

Wracając do wspomnianego utworu, to jego założeniem było, że żadne rozbiory Polski nie miały miejsca, że wszystko w niezmienionej formie ustrojowej przetrwało do wieku XX. Bohaterem powieści jest subtelny, kulturalny arystokrata, który z racji swego bogactwa nie tylko nie może wycofać się z życia politycznego, ale musi narodowi przewodzić. Warunkiem sine qua non sprawowania tej przewodniej roli jest konieczność utrzymania popularności, która za komuny nazywała się „więzią z masami”. W tym celu nasz subtelny arystokrata musi codziennie upijać się do nieprzytomności, rąbać się na sejmikach, obtańcowywać panienki – co jest przyczyną jego niewymownych cierpień, ale poczucie odpowiedzialności i patriotyzmu każe mu znosić tę udrękę bez skargi.

Myślę, że partyjniacy takich udręk nie przeżywali, przeciwnie – byli raczej w swoim żywiole, a niektórzy – kto wie – może nawet myśleli, że to wszystko naprawdę? I nie wiadomo, do czego by to doprowadziło, gdyby Amerykanie nie dogadali się z Sowietami, by w Europie ustanowić nowy porządek polityczny, który zastąpiłby rozsypujący się porządek jałtański. W ramach stosownych przygotowań, zdecydowano się samochód-cytrynę oddać na złom, ale nie w całości, co to, to nie. Dotychczasowi właściciele wrak rozebrali i każdy wziął sobie, co mu tam pasowało, albo przynajmniej – przypadło w udziale – zgodnie z piosenką Kazimierza Grześkowiaka: ”niech mi chociaż dyferencjał dadzą!” Nazywało się to nie „dalszym doskonaleniem” – bo nie było już czego doskonalić – tylko „uwłaszczeniem nomenklatury”, która w tym celu – jak to dobrotliwie wyjaśnił niedawno legendarnemu panu Frasyniukowi pan Włodzimierz Czarzasty – się z „legendarnymi” dogadała, to znaczy – przekazała zewnętrzne znamiona władzy w postaci ministerstw, gabinetów, samochodów i sekretarek. Interesu jednak pilnował pan prof. Balcerowicz, wokół którego obudowywano kolejne rządy i w którym do dzisiaj zakochany jest Wielce Czcigodny Jan Filip Libicki z Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Przypominam to wszystko, bo właśnie od Nowego Roku złowrogi reżym „dobrej zmiany” wprowadził w życie „Polski Ład”, który – jak się wydaje na podstawie znamion zewnętrznych – ma wszelkie cechy kolejnego samochodu-cytryny. W tym przypadku „dalsze doskonalenie” zaczęło się od samego początku, a co będzie dalej – aż strach pomyśleć. Oczywiście nikt nie pozwoli, by konstrukcję oddać na złom, bo zarówno Umiłowani Przywódcy, jak i rzesze ich kolaborantów nie tylko związali z nią swój prestiż, ale również – nadzieje na świetlaną przyszłość. Stefan Kisielewski mawiał, że najlepiej potrafią naprawić zegarek ci, którzy go zepsuli – ale nie wiem, czy miał rację, przede wszystkim dlatego, że przecież nikt za żadne skarby nie przyzna, że zegarek jest zepsuty. Przeciwnie – w najgorszym wypadku będziemy przekonywani, że wcale nie jest tak źle, bo zegarek, jaki by on tam nie był, co najmniej dwa razy na dobę pokazuje czas prawdziwy, więc nie ma żadnych podstaw, by z góry go przekreślać, jako „zepsuty”. W takiej sytuacji nie ma rady; trzeba będzie „Polski Ład” nieustannie poddawać „dalszemu doskonaleniu”.

Ale dalsze doskonalenie nie może być prowadzone przez byle kogo. Tu musimy przyznać rację Stefanowi Kisielewskiemu, bo rzeczywiście – ci, którzy zegarek zepsuli, być może przynajmniej wiedzą, a przynajmniej domyślają się, co mogli w nim zepsuć. Skoro tak, to nie ma innego wyjścia, jak dalsze doskonalenie powierzyć właśnie im. Dlatego ma chyba rację Konfederacja, kiedy twierdzi, że najtrwalszym skutkiem „Polskiego Ładu” będzie „puchnięcie państwa”, czyli postępująca biurokratyzacja, nie tylko gospodarki, ale całego życia społecznego. Taki rezultat wychodzi naprzeciw ideałowi, jaki w swoim sercu pielęgnuje Naczelnik Państwa, a którym jest przedwojenna sanacja. Biurokratyzacja zaś, jak wiadomo, jest jednym z trzech czynników blokujących narodowy potencjał gospodarczy. Pierwszym jest wadliwy ekonomiczny model państwa w postaci kapitalizmu kompradorskiego, drugim – właśnie biurokratyzacja, a trzecim – niemiecki projekt „Mitteleuropa” z roku 1915, po 90 latach wprowadzony w życie, dzięki Anschlussowi, który – jak pamiętamy, został przeprowadzony 1 maja 2004 roku.

Żeby nasz nieszczęśliwy kraj mógł stanąć na nogi, trzeba by wszystkie te trzy czynniki zlikwidować – ale czy to jest w ogóle możliwe przy zachowaniu procedur demokratycznych? Nie da się ukryć, dobrze to nie wygląda, a skoro tak, to nie ma rady – jesteśmy skazani na dalsze doskonalenie, a jedyne, co się może zmieniać, to model samochodu-cytryny, który będziemy musieli doskonalić.

Stanisław Michalkiewicz 20 stycznia 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5106