„Jam jest Niepokalane Poczęcie, ta która depcze węża”.

„Jam jest Niepokalane Poczęcie, ta która depcze węża”.

M. Dakowski: [przypominam, bo to Rocznica.

W mandorli jest , po uwzględnieniu promieni obciętych później na górze i dole OBRAZU, dokładnie 150 promieni. Więc “propozycja” papieża JPII , by do Różańca dodać “tajemnice światła”, nie ma poparcia Najświętszej Dziewicy.

==============================

„Jam jest Niepokalane Poczęcie, ta która depcze węża”.

„Jam jest Niepokalane Poczęcie, ta która depcze węża”.

Autor: stan orda , 11 lutego 2024

Czyli notka o pierwszym w historii Objawieniu Maryjnym, uznanym przez Kościół Powszechny.

Tekst ten pod tytułem „Morenita” miał swój debiut  w początkach 2009 roku w netowej inicjatywie o nazwie: POLIS  Miasto Pana Cogito (POLIS MPC), która już od dawna nie istnieje. Dlatego co kilka lat prezentowałem go  w jeszcze innych miejscach netu (trzech), w przekonaniu, iż warto go od czasu do czasu przypominać, gdyż w necie wszystko  zostaje natychmiast zatopione przez tsunami tekstów oferujących tzw. bieżączkę.
W zasadzie, poza cyzelowaniem chropowatości stylistyczno-składniowych, czyli kosmetyce, tekst ten nie wymagał w każdorazowej powtórce żadnych merytorycznych przeróbek. A mam do niego sentyment, gdyż nadal uważam, że kompozycyjnie to jeden z moich najlepszych tekstów, których napisałem dotychczas znacznie ponad trzysta. Zdecydowana większość to obszerne notki, przeciętnie o objętości 6-7 stron A-4. Chociaż zdarzały się wyraźnie  dłuższe. I tych ostatnich było wcale niemało. Bywały też i krótsze, ale takich akurat znacznie mniej.

Zatem mały przerywnik w serii ciężkich tekstów „cyklu Jezusowego”.

Nowy świat

W dniu 22 kwietnia AD 1519, w kalendarzu świąt chrześcijańskich wypadał Wielki Piątek poprzedzający święta Zmartwychwstania Pańskiego. Wtedy właśnie Hernán Cortés, płynący statkiem noszącym nazwę „Santa Maria de la Concepcion” (Niepokalane Poczęcie Maryi), którego główny żagiel przyozdobiony był wizerunkiem krzyża o charakterystycznym kształcie, przybił do wybrzeża kontynentu amerykańskiego (w dzisiejszym Meksyku). Okrętowi flagowemu Corteza towarzyszyły trzy karawele i sześć brygantyn. Na okrętach przypłynęło łącznie ok.  530 młodych w większości mężczyzn, pochodzących głównie z Hiszpanii, Genui, Neapolu, Portugalii i Francji. Ponadto w składzie ekspedycji znajdowało się także dwie osoby duchowne z zakonu  franciszkanów, pięćdziesięciu marynarzy, trzydziestu kuszników i dwunastu arkebuźników. A także szesnaście koni oraz spora ilość wielkich psów, jako to chartów irlandzkich (wilczarz) i molosów (mastifo napolitano). Oprócz pokaźnej liczby pancerzy, hełmów, mieczów i lanc, uczestnicy wyprawy dysponowali dziesięcioma arkebuzami, czterema falkonetami i kilkoma bombardami.

Hernán  Cortés wbił krzyż w piasek wybrzeża, następnie franciszkanie odprawili liturgię Mszy świętej, a na jej zakończenie wszyscy uczestnicy wyprawy odmówili różaniec. W miejscu wbicia krzyża w piasek nadmorski zbudowane zostało miasto nazwane Vera Cruz (Prawdziwy Krzyż).

Quetzalcoatl
Dzień 22 kwietnia 1519 roku to wg kalendarza azteckiego dziewiąty dzień wiatru w pierwszym Roku Trzciny.
W 52-letnim cyklu tego kalendarza pierwszy Rok Trzciny poświęcony był bożkowi Quetzalcoatlowi, czyli Upierzonemu (Pierzastemu) Wężowi, który patronował nauce i rzemiosłu, a w tym dniu przypadało poświęcone mu święto. Quetzalcoatl w astrologii azteckiej był symbolizowany przez Wenus, „wieczorną gwiazdę”, znaną wszystkim ludom Ziemi i określaną przez te ludy różnymi nazwami. Być może w czasach dawniejszych kapłani przedazteckich kultów obserwowali jakąś kometę w pobliżu Wenus. Komety o trajektorii przebiegającej w okolicach Słońca ciągną za sobą widowiskowy warkocz gazów ulatniających się z ich zamrożonych frakcji, które pod wpływem ciepła słonecznego nagrzewają się i odparowują. Łatwo skojarzyć widok ogona komety z latającym wężem, co mogło stanowić powód nadania takiej nazwy. W bardzo licznym panteonie bożków azteckich Quetzalcoatl jest istotny o tyle, że postać jego stała się powodem  sporego zamieszania wśród tamtejszych Indian, gdy oni ujrzeli konkwistadorów.  Rodzaj kultu  związanego postacią Quetzalcoatla  znacząco ułatwił zadanie Cortésowi. Powód owego zamieszania został w zasadzie wyjaśniony, toteż możemy w dużym stopniu odtworzyć przyczynę dysonansu poznawczego, który pojawił się u władcy azteckiego Montezumy II, gdy ten dowiedział się o przybyciu Cortésa i jego ludzi. Geneza wspomnianego dysonansu była następująca.

Pod koniec X wieku n.e. w państwie Tolteków (pre-Azteków) urząd najwyższego kapłana w kulcie plemiennego bożka Quetzalcoatla sprawował Topiltzin, który gdy został władcą państwa (król-kapłan – „Ce Acatl”), przyjął imię Topiltzina-Quetzalcoatla. Takie dodanie imienia-wyróżnika było dosyć częstym obyczajem pośród najwyższej rangi kapłanów poszczególnych bóstw, którzy obok własnego imienia przyjmowali imię bożka, którego kult podlegał ich pieczy.

Ce Acatl Topiltzin-Quetzalcoatl miał jasną cerę, był wysokiego wzrostu, czyli wyróżniał się także z powodu swoich cech fizycznych. Ale głównym bóstwem Tolteków był Tezcatlipoca (Dymiące Zwierciadło), bożek ciemności żądający nieustannych krwawych ofiar z ludzi. Król-kapłan chciał zdetronizować wspomniane bóstwo z jego głównej pozycji w dotychczasowym panteonie, co wywołało zaciekły opór elit tolteckiej teokracji, broniących status quo. Konflikt został rozstrzygnięty w ten sposób, że król-kapłan Topiltzin-Quetzalcoatl został najpierw wygnany z Tuli, stolicy państwa Tolteków, a wkrótce potem musiał uciekać coraz to dalej na południe. Znalazł schronienie dopiero na półwyspie Jukatan pośród ludu Maya. Przekaz głosi, że przed udaniem się na wygnanie zapowiedział, iż kiedyś powróci i na powrót obejmie władzę. A w wersjach przekazywanych w ciągu kolejnych pokoleń, przepowiednia dotycząca powrotu króla-kapłana, stała się mitem odnoszonym do postaci samego bożka. Aztekowie, którzy byli szczepem ludu Tolteków, przejęli w spadku praktycznie wszystkie ich wierzenia i obyczaje, czyli również  i ten mit. Znał go więc władca aztecki Montezuma II. Dla Azteków podanie dotyczące powrotu Quetzalcoatla oznaczało coś na kształt paruzji bóstwa. Miał przybyć ze wschodu i właśnie dlatego indiańskie ludy Meksyku powiązały pojawienie się Corteza z powrotem króla-kapłana-boga.

Konkwistadorzy
Hernán Cortés pochodził z okolic maleńkiej miejscowości Medellin, położonej jakieś 60 km na wschód od miasta Merida w dzisiejszej hiszpańskiej prowincja Badajoz. Jednocześnie, mniej więcej, taka odległość dzieliła miejsce jego urodzenia od jednego z trzech najważniejszych hiszpańskich sanktuariów, które położone było u stóp Sierra de Guadalupe, w rejonie Estramadura. Tam w wiosce Guadalupe był kościół franciszkanów, odległy ok. 50 km na wschód od miasteczka Trujillo (obecnie znajdujący się w prowincji Caceres . Kościół ten znany był z posiadania cudownej figurki Madonny z Dzieciątkiem, wyrzeźbionej z ciemnego drewna cedrowego. Według tradycji, figurę Madonny z Dzieciątkiem (o wysokości 50 cm) wyrzeźbił w Jerozolimie Ewangelista Łukasz, biorąc za wzór rzeczywistą postać Maryi. W późniejszych wiekach rzeźba była przechowywana w Konstantynopolu (Cesarstwo Bizantyjskie), skąd pod koniec VI wieku papież Grzegorz I Wielki zabrał ją do Rzymu. Papież podarował figurkę Izydorowi, arcybiskupowi Sewilli, który przywiózł ją do Hiszpanii na początku VII wieku. Do czasów najazdu arabskiego sława wizerunku stała się znana w całym iberyjskim królestwie Wizygotów. Po upadku tego królestwa, (po przegraniu bitwy, stoczonej pod Jerez de la Frontera w lipcu AD 711 z islamskimi wojskami Maurów i Berberów, dowodzonymi przez gubernatora Tangeru kalifa Tarika ibn Zijada i  śmierci poniesionej w tej bitwie przez Roderyka, ostatniego króla wizygockiego), figurkę ukryto w jaskiniach niedaleko obecnego miejsca jej wystawiania. Musiało upłynąć ponad 600 lat do wyparcia Maurów z Półwyspu Iberyjskiego, aby możliwe stało się zbudowanie na tym odludziu sanktuarium i świątyni.

Matka Boża z Guadalupe uważana była za patronkę żeglarzy i konkwistadorów. Gorliwy katolik H. Cortés odwiedzał wielokrotnie  wspomniane sanktuarium (Basilica de Santa Maria de Guadalupe. Guadalupe, wspólnota autonomiczna Estramadura, prowincja Caceres, Hiszpania). Pielgrzymowali do niego także Krzysztof Kolumb, który w lipcu 1496 r. w chrzcielnicy tego sanktuarium ochrzcił pierwszych Indian przywiezionych z Nowego Świata, Francisco Pizarro, zdobywca imperium Inków, Francisco de Orellana, który pierwszy przekroczył Andy i następnie popłynął z biegiem Amazonki, Hernando de Soto – odkrywca Florydy i terenów na wschód od Missisipi aż do dzisiejszego Arkansas oraz bardzo wielu innych sławnych, odważnych i ważnych  ludzi. W czasach współczesnych należy wymienić pośród nich papieża św. Jana Pawła II, który w listopadzie 1982 roku odwiedził to właśnie sanktuarium.

H. Cortés, który był tyleż genialnym, co zdeterminowanym zdobywcą, w ciągu trochę ponad dwóch lat pokonał państwo azteckie oraz walczących po jego stronie indiańskich wasali i sprzymierzeńców, po czym sprowadził pokonanych do statusu niewolników. Aztekowie zamieszkiwali w czasach konkwisty hiszpańskiej tereny obecnego miasta Mexico City i w małych fragmentach ziemie na południe od niego. Liczebność tego ludu raczej na pewno nie przekraczała miliona osób. Plemiona składające się na lud Azteków to grupa językowa nahuatl. Nazwa imperium znanego jako państwo Azteków, pochodzi od plemienia, które w XV wieku zdominowało oraz podbiło i zwasalizowało szczepy Tolteków, Totonaków, Mexów, Chichimeków, Tlaxcateków, Mixteków i Cholulów.

Podbój tego imperium spowodował śmierć dziesiątek tysięcy Indian poległych w walce z hiszpańskimi najeźdźcami. Natomiast wielokrotnie więcej ofiar przyniosły epidemie nieznanych wcześniej chorób w rodzaju gruźlicy, ospy, odry, dżumy, kokluszu, świnki i innych, które przywleczone zostały z przeciwnego brzegu oceanu przez Europejczyków. W kampanii trwającej od 22.04.1519r. do 13.08.1521r., wzięło udział  łącznie ok. 1600 najemnych zabijaków, z czego większość dołączyła już w jej trakcie. Około tysiąca z nich straciło życie, zarówno w walkach z Indianami, a także z powodu ran, chorób, wypadków losowych, etc. Konkwistadorów wspomagały liczne (kilkudziesięciotysięczne) oddziały indiańskie, które wykorzystały okazję, aby wyzwolić się ze statusu wasalnego bądź niewolnego narzuconego im przemocą przez Azteków. Pierwszym sojusznikiem H. Cortésa  został lud Totonaków. Oczywiście, indiańscy alianci Europejczyków nie spodziewali się, że wkrótce wpadną z deszczu pod rynnę.

Nadmierną śmiertelność Indian powodowała także eksterminacja poprzez pracę niewolniczą, a udział w tym miały powszechnie stosowane tortury, którymi wymuszano informacje o najmniejszych bodaj drobinach złota, tak od przedstawicieli arystokracji azteckiej, jak też jej przedstawicieli z innych plemion. Wymieranie całych wiosek powodowało, że pola uprawne nie były obsiewane i nie zbierano z nich kukurydzy. Nie było komu grzebać lub spalać zwłok, które walały się wszędzie, a szybko rozkładając się w gorącym klimacie, powodowały skażenie wody, powietrza i gleby. Głód stał się wśród ludności zjawiskiem codziennym. Mieszkańcy z mniej wyniszczonych i wyludnionych okolic byli zmuszani do prac na rzecz Hiszpanów (np. przy budowie miasta Meksyk na ruinach Tenochtitlan). W celu identyfikacji uciekinierów Indianom wypalano, podobnie jak bydłu, znamiona na skórze.

Tenochtitlan, stolica imperium Azteków, do niedawna jedno z największych i najludniejszych miast świata, którego populacja w czasach świetności liczyła około sto tysięcy mieszkańców, zamieniło się w opustoszałą kupę ruin. Kraj Azteków został zdobyty i podbity militarnie, ale H. Cortés miał ambicję, aby również zdobyć jego lud dla Kościoła i wiary katolickiej. Jednak ambitny cel duchowej konkwisty nie dawał się osiągnąć za pomocą ognia i miecza, dlatego sprowadzono do Meksyku kilkunastu misjonarzy z żebraczego zakonu franciszkanów.

Dwa światy
Dla uzmysłowienia sobie jak bardzo nieprzystające mentalnie i światopoglądowo były wizje świata tubylców oraz europejskich zdobywców, zwłaszcza w kontekście możliwości przyjęcia przez Indian wiary najeźdźców, konieczne jest skrótowe przedstawienie tej z wymienionych wizji, która obowiązywała na terenach podległych Aztekom. Natomiast wizja chrześcijańska nie wymaga prezentacji, gdyż jest znana w stopniu wystarczającym. Na wszelki wypadek doprecyzuję, że w wystarczającym dla potrzeb niniejszej opowieści.

Nikt nie posiadł rozeznania, ile dokładnie bóstw i bożków najrozmaitszej rangi znajdowało się w panteonie azteckim. Można przyjąć, że łącznie z dokooptowanymi bóstwami plemiennymi ludów, które Aztekowie włączali (na ogół siłą) w zakres swojego dominium, było to co najmniej dwieście bóstw głównych i ponad tysiąc sześćset pomniejszych. Sama ilość tych bożków stanowi wystarczającą przyczynę tego, iż raczej nigdy  już nie poznamy zdecydowanej większości tak szczegółów, jak i bogactwa treści odnoszących się doń mitycznych wierzeń. Aztekowie, dokonując podbojów, zniszczyli bezpowrotnie lokalne kulty, które uznawali za konkurencyjne oraz wszelkie ślady z nimi związane. Z kolei w trakcie konkwisty oraz po jej zakończeniu konkwistadorzy i towarzyszący im duchowni równie skrupulatnie niszczyli wszelkie ślady indiańskich wierzeń, będąc dogłębnie przekonanymi, iż stanowią one dzieło Antychrysta. Ale co może zaskakujące, znajdowali ważne powody, aby tak właśnie uważać.

Jeśli nawet niepodobna rozeznać się w szczegółach zagmatwanej mitologii azteckiej, to ogólne zarysy ich wierzeń udało się odtworzyć. Dwoma głównymi bóstwami, którym oddawano kult w azteckiej stolicy były Huitzilopochtli (koliber przybywający z południa) – bóstwo Słońca, światła i życia oraz wspomniany wcześniej Tezcatlipoca – bóstwo Księżyca, ciemności i śmierci. W astrologii azteckiej Księżyc codziennie pokonywał Słońce mordując je, w wyniku czego krew zamordowanego rozlewała się przed zachodem czerwoną łuną po niebie. Warunkiem ponownego wzejścia Słońca i jego powrotu do życia było uzupełnienie krwi, którą Huitzilopochtli musiał w tym celu wypić. Z tego względu musiano mu dostarczać dużo krwi ludzkiej. Zatem główny „motyw przewodni” cywilizacji azteckiej nastawiony był na zapewnienie właściwej ilości wspomnianego pokarmu, gdyż było to warunkiem trwania świata. Czyli poprzez ofiarę z życia ludzi ożywiano bóstwo i podtrzymywano kosmiczny rytm zdarzeń. Stanowiło to dokładne i jaskrawe przeciwieństwo wizji, którą niosło w swoim przesłaniu chrześcijaństwo.

W rozumieniu Azteków ofiary z ludzi były niezbędne dla prawidłowego funkcjonowanie ich „kosmosu”, zaś wymogi tak pojmowanej logiki jego działania powodowały konieczność codziennego składania ofiar z ludzi. Ten krwawy rytuał nazywali Aztekowie składaniem „kwiatów dla bogów”. Dla zapewnienia ciągłości dostaw „surowca” stale organizowali wyprawy wojenne, nie w celu złupienia bogactw, ale dla zdobycia jeńców z przeznaczeniem ich na ofiary. Należało chwytać  i dostarczac jeńców żywych, dlatego  techniki ich ujęcia polegały na ogłuszaniu pałkami lub obezwładnianiu przez schwytanie w sieci.

Przy specjalnych okazjach organizowano masowe zabójstwa. Taką okazją stało się w 1487 r. oddanie do użytku Wielkiej Piramidy w stolicy imperium azteckiego Tenochtitlanie. Na jej szczycie umieszczono dwie świątynie, każdą dla jednego z wymienionych wcześniej głównych bóstw. W czterodniowej orgii ludobójstwa zamordowano kilka tysięcy ludzi. Dla bóstw wcześniej wspomnianych składano ofiary wyłącznie z mężczyzn. Natomiast ofiary z kobiet składano dla bogini Tonantzin, której ośrodek kultu znajdował się na wzgórzu zwanym Tepeyac, położonym na peryferiach Tenochtitlanu. Imię tej bogini w języku nahuatl, ówczesnym lingua franca Mezoameryki,  znaczyło „matka bogów” . Zwano ją również Cihuacoatl (Coatlicue), czyli małżonką węża. Nie zapomniano też o dzieciach, które składano na ofiarę bożkowi deszczu, nazywanemu Tlaloc, a który szczególnie upodobał sobie niemowlęta.

Ofiary przed uśmierceniem odurzano, po czym wprowadzano lub wnoszono na szczyt piramidy, gdzie kapłani obsydianowymi nożami otwierali im klatkę piersiową i wyrywali serce, które jako właściwą ofiarę, wrzucali do specjalnej kamiennej misy przy ołtarzu bożka. Następnie ciała ofiar były strącane po stromych schodkach piramidy, których kąt nachylenia oraz rozmiar był tak dobrany, że spadały na sam dół siłą bezwładu, grawitacji i momentu pędu. Po odcięciu głów, z których budowano gustowne piramidy, resztę zwłok przeznaczano na rytualny posiłek. Po okrzepnięciu Azteków w roli hegemona ludów Doliny Meksyku, czyli od drugiej połowy XV stulecia, na codzienną ofiarę dla krwiożerczych bożków przeznaczano średnio od kilkunastu do kilkudziesięciu istnień ludzkich.

W zarysowanym wyżej kontekście staje się zrozumiałe, że nie mogły przynieść żadnego skutku próby Hiszpanów, aby pobitych i upokorzonych Indian skłonić do wiary w Boga, który przed swoją śmiercią został skatowany, po czym skrwawionego przybito do krzyża, czyli że to Bóg był ofiarą, a nie kimś, komu składano ofiary. Z punktu widzenia Indian religia przyniesiona przez Hiszpanów była jaskrawo absurdalna i zwłaszcza przedstawiciele arystokracji azteckiej odnosili się do niej z nieukrywaną pogardą. Nie pomagało nawet to, że franciszkanie nauczyli się narzecza tubylców, aby łatwiej krzewić pośród nich Ewangelię. Niektórzy z zakonników zdobyli się na wyrwanie sobie siekaczy, aby poprawnie wypowiadać syczące wyrazy języka nahuatl. Wszystko to zdawało się na nic, gdyż mur pogardy, nieufności, niezrozumienia i odmowy wydawał się nie do pokonania. Ale niedługo po upadku władzy Azteków w tym murze pojawiła się  rysa, w wyniku której niebawem  runął.

Tepeyac
Niezbyt daleko od znajdującej się w mieście Tenochtitlan Wielkiej Piramidy, mniej więcej w odległości 10 kilometrów od jej stromych schodów, w wiosce Cuauhtitlan mieszkał chłopiec wywodzący się z plemienia Chichimeków o imieniu Cuauhtlatohuac (Cuauhtlatoatzin), co w narzeczu nahuatl oznaczało: „Ten, Który Mówi Językiem Orłów” (lub „Ten, który mówi jak orzeł”). W roku oddania do użytku Wielkiej Piramidy miał 13 lat. W 1523 r., w kościele wzniesionym na jej ruinach, został ochrzczony i przyjął imię Juan Diego (Jan Jakub). Razem z nim przyjęła chrzest oraz imię Maria Lucia jego żona. Juan Diego miał wówczas 48 lat. W niedzielę 9 grudnia 1531 r. udawał się do parafii w miejscowości Tlatelolco (Obecnie nazwa stacji sieci metro w Mexico City), aby uczestniczyć w liturgii Mszy świętej. Droga wiodła starą groblą prowadzącą do wzgórza Tepeyac. (Tepeyac, obecnie nazwa parku miejskiego w Mexico City – Parque Nacional El Tepeyac).

Na tym wzgórzu, w dniach od 9 do 12 grudnia 1531 r., czterokrotnie, dzień po dniu objawiła się przed Juanem Diego Dziewica Maryja, Matka Boga, jak według jego relacji sama się przedstawiła. Matka Boża prosiła, aby przekazał kapłanom i wiernym, iż jej życzeniem jest, aby w tym miejscu na tym wzgórzu wybudować kościół. A na dowód, iż objawienie nie było skutkiem przywidzenia lub samookłamywania się Juana Diego, któremu biskup diecezji nie chciał dać wiary w treść orędzia, Maryja Panna pozostawiła znak na należącej do Indianina wierzchniej części ubrania, zwanej tilma.
(tilma  –  rodzaj płaszcza, opończy, narzuty wykonanej z włókien agawy, ze szwem pośrodku, który jest zawiązywany na jednym ramieniu).
Podczas czwartego, ostatniego objawienia, Matka Boża poleciła Juanowi Diego narwać świeżo zakwitłych róż, które na tym wzgórzu, będącym królestwem kamieni, kaktusów, cierni i ostów, nigdy przedtem nie rosły, następnie zawinąć je w tilmę i ponownie rozwinąć ją dopiero w obecności biskupa. Siedziba biskupa znajdowała się w mieście Meksyku,  budowanym na miejscu wyburzanego Tenochtitlan. W tamtym czasie obowiązki biskupa pełnił ojciec Juan de Zumarraga, franciszkanin, podobnie jak H. Cortés, pochodzący z Estramadury. Gdy Juan Diego rozwinął tilmę przed biskupem i w obecności kilku innych świadków, oczom obecnych wyłonił się spod kwiatów róży wizerunek przedstawiający postać młodej kobiety o brązowo-oliwkowym obliczu, ze złożonymi do modlitwy rękami, która okryta była od głowy do stóp niebieskim (lub morskiej zieleni) płaszczem o orientalnym wzorze, na którym widoczne były gwiazdy. Wokół kobiecej postaci, stojącej na ramionach indiańskiego chłopca z orlimi skrzydłami, widoczne były otaczające ją złote promienie słoneczne.

Wydarzenie to zostało opisane przez Luysa Lasso de la Vega, kapelana w świątyni pobudowanej na wzgórzu Tepeyac, który opublikował je na podstawie sporządzonej w połowie XVI wieku relacji Indianina Antonia Valeriano. W przekazach dotyczących postaci A. Valeriano istnieje wersja, iż był on bratankiem Montezumy II,  ostatniego króla – kapłana Azteków. Dotychczas nie znaleziono jednoznacznych dowodów na potwierdzenie tej wersji. Oryginał tekstu autorstwa  A. Valeriano nie zachował się, tym samym nie wiadomo na ile wiernie tekst Lasso de la Vegi oddaje jego treść. Lasso de la Vega opublikował swój tekst w języku nahuatl w 1649 r. Relacja ta została zapisana w języku Indian i zaczyna się od słów „Zostanie tu powiedziane”, czyli Nican Mopohua i jest znana właśnie pod takim tytułem.
(Najstarsza kopia tego dzieła znajduje się w Public Library, Rare Books and Manuscripts Department. New York, USA).

Wizerunek
Wizerunek na tilmie jest dzisiaj wystawiony w barokowej bazylice w mieście Meksyk, której budowa została ukończona w 1976 r. (Insigne y Nacional Basilica de la Santissima Maria de Guadalupe – Plaza de las Americas 1, Mexico City). W nowe miejsce wizerunek został przeniesiony ze znajdującej się obok starej i grożącej zawaleniem się świątyni.
Wszystkie dotychczas przeprowadzone badania wizerunku nie dały odpowiedzi, jaką techniką został naniesiony na płótno z agawy, przy czym wykluczono, iż zostało to wykonane  technikami malarskimi. Nie stwierdzono, by do jego wytworzenia użyto farb organicznych lub mineralnych. Ponadto farby syntetyczne zaczęto produkować ok. 300 lat po powstaniu wizerunku. W meksykańskim klimacie płótno z agawy wytrzymuje, co najwyżej, kilkanaście lat, a potem nieuchronnie ulega samoistnej biodegradacji. W przypadku wizerunku zachowuje ono od kilkuset lat swoją strukturę bez żadnych widocznych uszkodzeń i to pomimo wielowiekowego okadzania dymem niezliczonych świec.

Ale nie mniej ważny jest inny znak, będący skutkiem objawień Maryi Panny na wzgórzu Tepeyac. Znakiem tym jest jedyne w dziejach świata nawrócenie się, poprzez przyjęcie chrztu w obrządku katolickim, przez osiem do dziewięciu milionów Indian, które nastąpiło w okresie zaledwie kilku lat po objawieniach. Tych samych Indian, którzy jeszcze kilka lat wcześniej nie marzyli o niczym innym, jak o tym, aby Hiszpanów ugotować w kakao i pożreć. A wszystko to stało się w czasie, gdy na Starym Kontynencie Reformacja oderwała osiem milionów chrześcijan od Rzymu i Matki Bożej i gdy islamscy Turcy odebrali chrześcijaństwu Bałkany.

To jest największy znak i cud związany z objawieniem Dziewicy Maryi na ziemi skrwawionej ludobójstwem, pohańbionej ludożerstwem i eksterminacją. A jego skutkiem jest nie tylko zintegrowanie się  ludów zamieszkujących ziemię meksykańską, czy szerzej Ameryki Środkowej, w jeden naród (indianie, metysi , kreole i biali), ale także objęcie chrześcijaństwem całej Ameryki Południowej, aż po Ziemię Ognistą, gdyż inne ludy tego kontynentu poszły za przykładem Meksyku.

Szczątki H. Cortesa spoczywają w Mexico City w krypcie kościoła pod wezwaniem Jezusa Nazareńskiego (Iglesia de Jesús Nazareno) niedaleko ww. bazyliki w dzielnicy Cuauhtémoc. W 1566 r. szczątki zostały przeniesione z Hiszpanii, w której H. Cortes zmarł).

Znaki
Co  takiego przekonało Indian oglądających na tilmie wizerunek Maryi Panny,  iż uwierzyli, że jest to prawdziwe oblicze Matki Bożej, zgodnie z przekazem głoszonym im w Ewangeliach? Otóż wizerunek zawiera przesłanie w kodzie czytelnym dla Indian tej ziemi i ich kultury, w której żyli na co dzień. Indianie w swojej masie byli analfabetami, natomiast świetnie, bo intuicyjnie, rozumieli język znaków i symboli. Język obrazów. Indianie byli znakomitymi obserwatorami i z największą wnikliwością obserwowali każdy szczegół, który mógł mieć związek z przybyszami z obcego im świata.

I tak, sposób w jaki Maryja ma owinięty purpurowy pas na biodrach wskazuje, iż jest brzemienna. Pas jest bowiem przesunięty powyżej lekko zaokrąglonego łona. U Indian kobiety brzemienne w taki sposób przepasywały opaską biodra. To było oczywiste i zrozumiałe dla każdego Indianina, natomiast nie było takim dla wyrafinowanych  krytyków sztuki, wyedukowanych na zachodnich uniwersytetach. Pod szyją Najświętszej Panny, na wizerunku zapinki naszyjnika, znajduje się znak krzyża, identyczny jak widniejącego na żaglu flagowego statku H. Corteza. Przypomnijmy, iż statek ten nosił imię „Niepokalane Poczęcie Maryi”.

W centrum wizerunku znajduje się czterolistne drzewko. Liście jego oznaczają, że to kwiat jaśminu. W starym azteckim kalendarzu, wyrytym na kamiennym kręgu, dokładnie taki kwiat jaśminu znajduje się w jego centrum, symbolizując Słońce. Dla Indian Słońce było równoznaczne z postacią boga. Na wizerunku postać Maryi odziana jest w gwiaździsty płaszcz. Składają się one na obraz gwiazdozbiorów nieba meksykańskiego z grudnia 1531 roku. Ale obraz możliwy dla odczytania przez Indian. Bo oto brzegi kamiennego kalendarza Azteków okalały dwa węże z gwiazd, tych samych, które zidentyfikowano na wizerunku odbitym na tilmie. Widoczne na połach płaszcza Maryi gwiazdy oznaczały godność królewską postaci, która nosi taki płaszcz. Obraz przedstawia Maryję, okoloną przez promienie słoneczne, które wybiegają spoza jej wizerunku. Dla Indian oznaczało to, iż Maryja jest kimś potężniejszym, niż ich dotychczasowy Bóg-Słońce, czyli Huitzilopochtli, skoro zasłoniła go swoją postacią. Z kolei sierp księżyca pod nogami Maryi wskazywał, iż jest potężniejsza również od bożka Księżyca – Tezcatlipoca, skoro po nim depcze swoimi stopami. Zaś symbolizujący Wenus Quetzalcoatl stał się zaledwie jedną z licznych gwiazd na płaszczu Maryi. Kolejnym znakiem było to, iż postać Maryi ma złożone ręce, czyli jest to postać modląca się do kogoś jeszcze potężniejszego od niej samej. Postać indiańskiego chłopca u stóp Maryji (którego tożsamość podlega różnorodnym interpretacjom) symbolizuje – według Don Mario Rojasa Sancheza, duszpasterza w Cuauhtémoc w parafii Matki Bożej z Góry Karmel (Nuestra Señora del Carmen), najwybitniejszego znawcy wizerunku – Juana Diego, przedstawionego jako dziecka ze skrzydłami orła, szykujące się do lotu. Jego indiańskie imię, które znaczyło „Ten, który mówi jak orzeł” także było dla Indian dowodem, iż relacja Juana Diego jest prawdziwa, bo znalazła potwierdzenie w znanym im i do nich skierowanym kodzie.

Wnioski
I na koniec jeszcze ważne dopełnienie. Otóż słowo „guadalupe” w języku nahuatl nie posiada żadnego sensownego znaczenia. Zatem do jakiego indiańskiego określenia Hiszpanie dopasowali wyżej wymienione słowo? Najbardziej zbliżone w wymowie jest określenie Coatlaxopeuh , wymawiane jak „kotallope”, które oznacza „Pogromczyni Węża” lub „Ta, która depcze węża” (coatl – wąż, llope – deptać po czymś). Juan Diego, opowiadając Hiszpanom o tym jak Madonna przedstawiała mu się w jego języku, wypowiadał nazwę bardzo znajomo brzmiącą w uszach wszystkich Hiszpanów, a już zwłaszcza tych z ziem Estremadury, którzy znali tamtejsze sanktuarium maryjne. I może właśnie dlatego Matka Boża przedstawiła się Juanowi Diego jako:

„Jam jest Niepokalane Poczęcie, ta która depcze węża”.

(kotallope  – guadalupe)

O autorze: stan orda

==============================

M. Dakowski:

W mandorli jest , po uwzględnieniu promieni obciętych później na górze i dole OBRAZU, dokładnie 150 promieni. Więc “propozycja” papieża JPII , by do Różańca dodać “tajemnice światła”, nie ma poparcia Najświętszej Dziewicy.

Tajemnice obrazu Matki Bożej z Guadalupe. Prof. Treppa: naukowo nie da się tego wyjaśnić

Tajemnice obrazu Matki Bożej z Guadalupe. Prof. Treppa: naukowo nie da się tego wyjaśnić

GUADALUPE

Shutterstock | AM113

Iwona Flisikowska – , aktualizacja 09.12.2024 https://pl.aleteia.org/2021/02/06/wszystkie-tajemnice-ikony-matki-bozej-z-guadalupe-prof-treppa-naukowo-nie-da-sie-tego-wyjasnic

Dokładne badania optyczne wizerunku pokazały, że zarys postaci odbijających się w oczach Maryi odzwierciedla sposób odbijania się przedmiotów w ludzkiej żywej źrenicy i na powierzchni rogówki ludzkiego oka. Oczy Matki Bożej z Guadalupe sprawiają wrażenie żywych…

Z perspektywy nauki: nie da się tego wyjaśnić

Aleteia: Jak to możliwe, że ikona meksykańskiej Madonny, która pojawiła się na indiańskiej opończy przetrwała w nienaruszonym stanie kilka wieków?

Prof. dr hab. Zbigniew Treppa*: Indiańska opończa (tilma), na której widnieje obraz Maryi, należąca do pierwszego wyniesionego na ołtarze Indianina, Cuauhtlatoatzina Juana Diego, została utkana ok. 500 lat temu z włókien agawy. Z powodu znikomej trwałości włókien tkanina ta nie powinna była przetrwać kilkudziesięciu lat. Tymczasem oparła się niszczącemu działaniu czasu.

Jest to tym bardziej zastanawiające, zważywszy, że tkanina tilmy nie została nasycona żadnymi środkami konserwującymi zapobiegającymi rozpadowi. Co wiadomo na podstawie badań prowadzonych przez dr. Philipa Callahana z USA.

Tkanina i widniejący na niej obraz oparły się też działaniu czynników zewnętrznych. Np. rozlanych żrących związków chemicznych użytych do konserwacji ramy, w której została umieszczona tilma. A nawet przetrwała zamach bombowy, który zniszczył znajdujący się nieopodal potężny krucyfiks z brązu, posadzkę, marmurowy ołtarz i witraże.

Czyżby zatem tilma oparła się działaniu czasu oraz różnych czynników zewnętrznych ze względu na nadprzyrodzone właściwości obrazu, który w tajemniczy sposób został zakodowany w jej strukturze?

Nauki przyrodnicze nie przyniosą odpowiedzi na to pytanie, ponieważ „zakres poznania naturalnego” – mówiąc słowami bł. ks. Sopoćki – „jest bardzo ograniczony”. Możemy jedynie mówić o fenomenie obrazu, który jest niemożliwy do wyjaśnienia z perspektywy nauk ścisłych.

Nie jest znana np. technika zabarwienia włókien. Barwy obrazu wywołują efekt zbliżony do zjawiska dyfrakcji. Nie są znane również przyczyny powstawania refleksów świetlnych, wywoływanych za pomocą oftalmoskopu w oczach wizerunku Madonny. Dających efekt taki, jak w przypadku badań żywego ludzkiego oka o odpowiednim stopniu wilgotności.

Warte podkreślenia jest to, że takiego efektu nie można wywołać w żadnym innym obrazie wykonanym przez człowieka.

Do podobnych fenomenów należy zaliczyć istnienie wzoru gwiazd na płaszczu Madonny z tilmy. Odzwierciedla on układ konstelacji gwiezdnych widzianych w punkcie czasu i miejsca cudownego ukazania się obrazu, czyli 12 grudnia 1531 roku w mieście Meksyk (Tenochtitlan).

Brak jest także możliwości wyjaśnienia obecności w oczach Madonny odbić postaci będących świadkami cudu. Analizując współcześnie te obrazy, zaskakuje, że zarejestrowane zostały zgodnie ze współczesną wiedzą z dziedziny optyki. Nie była ona jeszcze znana w czasach, kiedy obraz Maryi został ukazany oczom człowieka.

Jeśli nauki przyrodnicze nie mogą przyjść z pomocą w wyjaśnieniu wszystkich zagadkowych właściwości obrazu oraz jego podłoża, co więc można wyjaśnić? Można to wszystko, co należy do istoty cudownych właściwości obrazu. Podobnie jak w przypadku każdego cudu, który w życiu wiary ma jakiś cel do spełnienia.

Również w przypadku ikony z Guadalupe wcale nie jest najważniejszy sposób, w jaki zaistniał obraz czy też to, co o nim mówią pomiary naukowe. Lecz raczej to, co ukrywa on przed nauką.

Podobnie sprawy zdarzają się w życiu codziennym, w którym wcale najważniejsze nie jest to, co daje się zważyć czy zmierzyć, lecz to, co jest istotą jakiejś rzeczy lub zjawiska.

Nie ręką ludzką uczyniony

O obrazie Matki Bożej z Guadalupe, Całunie Turyńskim oraz Chuście z Manoppello, mówi się jako o obrazach nie ręką ludzką uczynionych. Co dokładnie oznacza ten termin?

Nie wiadomo, kiedy chrześcijanie zaczęli posługiwać się terminem acheiropoietos, czyli nie ręką ludzką uczyniony. Źródła historyczne po raz pierwszy pojęcie to odnotowały w związku z odnalezieniem Całunu Chrystusa w murach Edessy w roku 544.

Aby poznać źródłosłów tego pojęcia, należy odwołać się do źródłowych tekstów Nowego Testamentu, gdzie ono występuje. Godne odnotowania jest to, że pojęcie acheiropoietos występuje tam trzykrotnie.

Ewangelista Marek posługuje się zwrotem acheiropoieton/ἀχειροποίητον, gdy przytacza słowa jednego ze świadków z procesu Jezusa przed Sanhedrynem. „Myśmy słyszeli, jak On mówił: Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony” (Mk 14,58).

Świadek ów przytacza słowa samego Jezusa mówiące o zburzeniu świątyni ludzką ręką uczynionej. I odbudowaniu jej, już jako innej, nie ludzką ręką uczynionej, w ciągu trzech dni. Świątynią tą ma być zmartwychwstały Jezus.

Obraz w obrazie

Naukowcy – korzystając ze zdobyczy techniki fotograficznej – stwierdzili, że w źrenicach oczu Maryi są odwzorowane wizerunki kilku osób związanych z objawieniami w Guadalupe. Stwierdza się również, że oczy z tego wizerunku są jakby żywe. Jak to możliwe?

Najbardziej wyraźna do zidentyfikowania jest postać Juana Diego. Odkrycia obrazu w obrazie dokonał w 1929 roku fotograf Antonio Gonzales, który tradycyjną metodą fotograficzną wykonał powiększenia twarzy Maryi.

Gonzales, analizując wykonane fotografie, w prawym oku Madonny zauważył zarys męskiej twarzy, wyglądający jakby był on efektem naturalnej sytuacji odbitej w oku, zgodnie z zasadami optyki.

Sprawa nabrała rozgłosu dopiero 26 lat później, kiedy arcybiskup miasta Meksyk Luis Marie Martinez powołał komisję do zbadania tego fenomenu. Pół roku później dwaj optycy-okuliści (Havier Torroello Buene i Rafael Torifa Lavoignet), podejmując się drobiazgowych badań optycznych, dokonują odkrycia tej samej postaci odbitej w drugim oku Maryi.

Wizerunek postaci ludzkiej widoczny w prawym oku Madonny sprawia wrażenie, jakby powstał w wyniku naturalnego zjawiska optycznego. Rzecz staje się bardziej czytelna, kiedy konfrontujemy odbicia obu oczu. Ujawnia się wówczas asymetryczny sposób usytuowania względem siebie dwóch obrazów odbijających się w oczach Maryi. Asymetryczny i jak się okazuje, również zniekształcony zarys postaci odbijających się w oczach Maryi z Guadalupe, odzwierciedla sposób odbijania się przedmiotów w źrenicy i na powierzchni rogówki ludzkiego oka.

Za pomocą światła emitowanego z oftalmoskopu wywoływany jest refleks świetlny, który przy odpowiednim ustawieniu soczewek umożliwia obserwację dna oka. Na podstawie opisu dr. Lavoigneta wiemy, jak przebiegał proces badawczy źrenic Maryi:

„Jeśli nakierujemy światło oftalmoskopu na źrenicę oka z wizerunku Maryi Panny, ukaże się ten sam refleks świetlny [jak w przypadku normalnego ludzkiego oka]. W następstwie tego odbicia światła źrenica rozświetla się rozproszonym światłem, dając efekt wklęsłego reliefu…

Ten efekt jest niemożliwy do uzyskania na płaskiej oraz nieprzezroczystej powierzchni. Po stwierdzeniu tego faktu przebadałem za pomocą oftalmoskopu różne obrazy wykonane w technice olejnej i akwarelowej oraz ich reprodukcje. Na żadnym z nich, które przedstawiały różnorodne ludzkie postacie, nie można zobaczyć najmniejszych refleksów. Podczas gdy oczy Najświętszej Panny z Guadalupe sprawiają wrażenie żywych”.

Potwierdzają to analizy podobnych przedstawień ikonograficznych. To znaczy takich, które w sposób naturalistyczny próbują odzwierciedlać obraz rzeczywistości odbity w oczach przedstawianych postaci. Nawet u najwybitniejszych mistrzów pędzla, np. u van Eycka czy Dürera nie znajdziemy obrazu, który mógłby równać się z odbiciami w oczach guadalupiańskiej ikony. Nie znajdziemy ich też u Leonarda da Vinci.

Przesłanie Matki Bożej z Guadalupe

Jakie przesłanie dla nas, żyjących w XXI wieku, płynie z fenomenu obrazu Matki Bożej z Guadalupe?

Pierwszym owocem objawień Maryi w Meksyku były masowe nawrócenia Indian na wiarę chrześcijańską. Wcześniej miały miejsce nieliczne akty konwersji, dokonywane dzięki działalności misyjnej franciszkańskich i dominikańskich zakonników.

Masowe nawrócenia Indian były możliwe dzięki pozostawionym przez Maryję czytelnym dla nich znakom, których język znany był im jeszcze z czasów, kiedy wyznawali wielobóstwo. Znaki te odczytali jednak na nowo, zgodnie z zamiarami Maryi. Na przykład czarna szarfa przewiązana na jej sukni oznacza, że spodziewa się dziecka.

Ale okazuje się, że objawienie Maryi zaadresowane było nie tylko do człowieka tamtych czasów. Świadczy o tym m.in. charakter przekazu Madonny zawarty w pozostawionym przez nią wizerunku. Jest to przekaz zapisany za pomocą dwóch systemów znaków.

Jeden z nich jest typowy dla cywilizacji zachodniej, drugi dla Indian z czasów, kiedy Maryja po raz pierwszy objawiła się w Ameryce. Wszystko na to wskazuje, że zgodnie z wolą Bożej Opatrzności obraz Maryi miał przetrwać do dnia dzisiejszego, by przekazać współczesnemu człowiekowi coś bardzo ważnego.

Cały czas zaskakuje aktualność przesłania obrazu z Guadalupe, która potwierdzana jest kolejnymi znakami. Miały one miejsce choćby 12 grudnia 2007 r., kiedy rada miasta Meksyku miała uchwalić ustawę zezwalającą na wykonywanie aborcji. Wtedy to, podczas mszy świętej w intencji ofiar aborcji, obraz Maryi z Guadalupe emanował światłem. Światłem o kształcie ludzkiego embrionu, jaki można obserwować podczas standardowych badań echograficznych.

Zebrany materiał zdjęciowy pozwala traktować to wydarzenie w kategoriach znaku o bardzo czytelnym przesłaniu. Zdjęcie to zostało opublikowane m.in. przez Francuskie Stowarzyszenie Katolickich Pielęgniarek i Lekarzy, które stwierdziło, że to obraz nienarodzonego dziecka.

Przypomnijmy, że guadalupiańska Madonna jest patronką chrześcijańskiego Meksyku, ale także patronką wszystkich działań pro-life na świecie. Życie jest bezcennym darem i to wydaje się być dla naszych czasów najważniejszym przesłaniem płynącym z obrazu Matki Bożej z Guadalupe.

* Prof. dr hab. Zbigniew Treppa – profesor sztuki, wykładowca akademicki. Autor poczytnych książek m.in. „Meksykańska symfonia. Ikona z Guadalupe”, „Fotografia z Manopello. Twarz Zmartwychwstałego”, „Całun Turyński. Fotografia Niewidzialnego” oraz wydanej w tym roku książki: „Fenomen obrazu Miłosierdzia Wcielonego”. Jest autorem wielu wystaw z zakresu fotografii kreacyjnej.

„Jam jest Niepokalane Poczęcie, ta która depcze węża”.

„Jam jest Niepokalane Poczęcie, ta która depcze węża”.

Autor: stan orda , 11 lutego 2024

Czyli notka o pierwszym w historii Objawieniu Maryjnym, uznanym przez Kościół Powszechny.

Tekst ten pod tytułem „Morenita” miał swój debiut  w początkach 2009 roku w netowej inicjatywie o nazwie: POLIS  Miasto Pana Cogito (POLIS MPC), która już od dawna nie istnieje. Dlatego co kilka lat prezentowałem go  w jeszcze innych miejscach netu (trzech), w przekonaniu, iż warto go od czasu do czasu przypominać, gdyż w necie wszystko  zostaje natychmiast zatopione przez tsunami tekstów oferujących tzw. bieżączkę.
W zasadzie, poza cyzelowaniem chropowatości stylistyczno-składniowych, czyli kosmetyce, tekst ten nie wymagał w każdorazowej powtórce żadnych merytorycznych przeróbek. A mam do niego sentyment, gdyż nadal uważam, że kompozycyjnie to jeden z moich najlepszych tekstów, których napisałem dotychczas znacznie ponad trzysta. Zdecydowana większość to obszerne notki, przeciętnie o objętości 6-7 stron A-4. Chociaż zdarzały się wyraźnie  dłuższe. I tych ostatnich było wcale niemało. Bywały też i krótsze, ale takich akurat znacznie mniej.

Zatem mały przerywnik w serii ciężkich tekstów „cyklu Jezusowego”.

Nowy świat

W dniu 22 kwietnia AD 1519, w kalendarzu świąt chrześcijańskich wypadał Wielki Piątek poprzedzający święta Zmartwychwstania Pańskiego. Wtedy właśnie Hernán Cortés, płynący statkiem noszącym nazwę „Santa Maria de la Concepcion” (Niepokalane Poczęcie Maryi), którego główny żagiel przyozdobiony był wizerunkiem krzyża o charakterystycznym kształcie, przybił do wybrzeża kontynentu amerykańskiego (w dzisiejszym Meksyku). Okrętowi flagowemu Corteza towarzyszyły trzy karawele i sześć brygantyn. Na okrętach przypłynęło łącznie ok.  530 młodych w większości mężczyzn, pochodzących głównie z Hiszpanii, Genui, Neapolu, Portugalii i Francji. Ponadto w składzie ekspedycji znajdowało się także dwie osoby duchowne z zakonu  franciszkanów, pięćdziesięciu marynarzy, trzydziestu kuszników i dwunastu arkebuźników. A także szesnaście koni oraz spora ilość wielkich psów, jako to chartów irlandzkich (wilczarz) i molosów (mastifo napolitano). Oprócz pokaźnej liczby pancerzy, hełmów, mieczów i lanc, uczestnicy wyprawy dysponowali dziesięcioma arkebuzami, czterema falkonetami i kilkoma bombardami.

Hernán  Cortés wbił krzyż w piasek wybrzeża, następnie franciszkanie odprawili liturgię Mszy świętej, a na jej zakończenie wszyscy uczestnicy wyprawy odmówili różaniec. W miejscu wbicia krzyża w piasek nadmorski zbudowane zostało miasto nazwane Vera Cruz (Prawdziwy Krzyż).

Quetzalcoatl
Dzień 22 kwietnia 1519 roku to wg kalendarza azteckiego dziewiąty dzień wiatru w pierwszym Roku Trzciny.
W 52-letnim cyklu tego kalendarza pierwszy Rok Trzciny poświęcony był bożkowi Quetzalcoatlowi, czyli Upierzonemu (Pierzastemu) Wężowi, który patronował nauce i rzemiosłu, a w tym dniu przypadało poświęcone mu święto. Quetzalcoatl w astrologii azteckiej był symbolizowany przez Wenus, „wieczorną gwiazdę”, znaną wszystkim ludom Ziemi i określaną przez te ludy różnymi nazwami. Być może w czasach dawniejszych kapłani przedazteckich kultów obserwowali jakąś kometę w pobliżu Wenus. Komety o trajektorii przebiegającej w okolicach Słońca ciągną za sobą widowiskowy warkocz gazów ulatniających się z ich zamrożonych frakcji, które pod wpływem ciepła słonecznego nagrzewają się i odparowują. Łatwo skojarzyć widok ogona komety z latającym wężem, co mogło stanowić powód nadania takiej nazwy. W bardzo licznym panteonie bożków azteckich Quetzalcoatl jest istotny o tyle, że postać jego stała się powodem  sporego zamieszania wśród tamtejszych Indian, gdy oni ujrzeli konkwistadorów.  Rodzaj kultu  związanego postacią Quetzalcoatla  znacząco ułatwił zadanie Cortésowi. Powód owego zamieszania został w zasadzie wyjaśniony, toteż możemy w dużym stopniu odtworzyć przyczynę dysonansu poznawczego, który pojawił się u władcy azteckiego Montezumy II, gdy ten dowiedział się o przybyciu Cortésa i jego ludzi. Geneza wspomnianego dysonansu była następująca.

Pod koniec X wieku n.e. w państwie Tolteków (pre-Azteków) urząd najwyższego kapłana w kulcie plemiennego bożka Quetzalcoatla sprawował Topiltzin, który gdy został władcą państwa (król-kapłan – „Ce Acatl”), przyjął imię Topiltzina-Quetzalcoatla. Takie dodanie imienia-wyróżnika było dosyć częstym obyczajem pośród najwyższej rangi kapłanów poszczególnych bóstw, którzy obok własnego imienia przyjmowali imię bożka, którego kult podlegał ich pieczy.

Ce Acatl Topiltzin-Quetzalcoatl miał jasną cerę, był wysokiego wzrostu, czyli wyróżniał się także z powodu swoich cech fizycznych. Ale głównym bóstwem Tolteków był Tezcatlipoca (Dymiące Zwierciadło), bożek ciemności żądający nieustannych krwawych ofiar z ludzi. Król-kapłan chciał zdetronizować wspomniane bóstwo z jego głównej pozycji w dotychczasowym panteonie, co wywołało zaciekły opór elit tolteckiej teokracji, broniących status quo. Konflikt został rozstrzygnięty w ten sposób, że król-kapłan Topiltzin-Quetzalcoatl został najpierw wygnany z Tuli, stolicy państwa Tolteków, a wkrótce potem musiał uciekać coraz to dalej na południe. Znalazł schronienie dopiero na półwyspie Jukatan pośród ludu Maya. Przekaz głosi, że przed udaniem się na wygnanie zapowiedział, iż kiedyś powróci i na powrót obejmie władzę. A w wersjach przekazywanych w ciągu kolejnych pokoleń, przepowiednia dotycząca powrotu króla-kapłana, stała się mitem odnoszonym do postaci samego bożka. Aztekowie, którzy byli szczepem ludu Tolteków, przejęli w spadku praktycznie wszystkie ich wierzenia i obyczaje, czyli również  i ten mit. Znał go więc władca aztecki Montezuma II. Dla Azteków podanie dotyczące powrotu Quetzalcoatla oznaczało coś na kształt paruzji bóstwa. Miał przybyć ze wschodu i właśnie dlatego indiańskie ludy Meksyku powiązały pojawienie się Corteza z powrotem króla-kapłana-boga.

Konkwistadorzy
Hernán Cortés pochodził z okolic maleńkiej miejscowości Medellin, położonej jakieś 60 km na wschód od miasta Merida w dzisiejszej hiszpańskiej prowincja Badajoz. Jednocześnie, mniej więcej, taka odległość dzieliła miejsce jego urodzenia od jednego z trzech najważniejszych hiszpańskich sanktuariów, które położone było u stóp Sierra de Guadalupe, w rejonie Estramadura. Tam w wiosce Guadalupe był kościół franciszkanów, odległy ok. 50 km na wschód od miasteczka Trujillo (obecnie znajdujący się w prowincji Caceres . Kościół ten znany był z posiadania cudownej figurki Madonny z Dzieciątkiem, wyrzeźbionej z ciemnego drewna cedrowego. Według tradycji, figurę Madonny z Dzieciątkiem (o wysokości 50 cm) wyrzeźbił w Jerozolimie Ewangelista Łukasz, biorąc za wzór rzeczywistą postać Maryi. W późniejszych wiekach rzeźba była przechowywana w Konstantynopolu (Cesarstwo Bizantyjskie), skąd pod koniec VI wieku papież Grzegorz I Wielki zabrał ją do Rzymu. Papież podarował figurkę Izydorowi, arcybiskupowi Sewilli, który przywiózł ją do Hiszpanii na początku VII wieku. Do czasów najazdu arabskiego sława wizerunku stała się znana w całym iberyjskim królestwie Wizygotów. Po upadku tego królestwa, (po przegraniu bitwy, stoczonej pod Jerez de la Frontera w lipcu AD 711 z islamskimi wojskami Maurów i Berberów, dowodzonymi przez gubernatora Tangeru kalifa Tarika ibn Zijada i  śmierci poniesionej w tej bitwie przez Roderyka, ostatniego króla wizygockiego), figurkę ukryto w jaskiniach niedaleko obecnego miejsca jej wystawiania. Musiało upłynąć ponad 600 lat do wyparcia Maurów z Półwyspu Iberyjskiego, aby możliwe stało się zbudowanie na tym odludziu sanktuarium i świątyni.

Matka Boża z Guadalupe uważana była za patronkę żeglarzy i konkwistadorów. Gorliwy katolik H. Cortés odwiedzał wielokrotnie  wspomniane sanktuarium (Basilica de Santa Maria de Guadalupe. Guadalupe, wspólnota autonomiczna Estramadura, prowincja Caceres, Hiszpania). Pielgrzymowali do niego także Krzysztof Kolumb, który w lipcu 1496 r. w chrzcielnicy tego sanktuarium ochrzcił pierwszych Indian przywiezionych z Nowego Świata, Francisco Pizarro, zdobywca imperium Inków, Francisco de Orellana, który pierwszy przekroczył Andy i następnie popłynął z biegiem Amazonki, Hernando de Soto – odkrywca Florydy i terenów na wschód od Missisipi aż do dzisiejszego Arkansas oraz bardzo wielu innych sławnych, odważnych i ważnych  ludzi. W czasach współczesnych należy wymienić pośród nich papieża św. Jana Pawła II, który w listopadzie 1982 roku odwiedził to właśnie sanktuarium.

H. Cortés, który był tyleż genialnym, co zdeterminowanym zdobywcą, w ciągu trochę ponad dwóch lat pokonał państwo azteckie oraz walczących po jego stronie indiańskich wasali i sprzymierzeńców, po czym sprowadził pokonanych do statusu niewolników. Aztekowie zamieszkiwali w czasach konkwisty hiszpańskiej tereny obecnego miasta Mexico City i w małych fragmentach ziemie na południe od niego. Liczebność tego ludu raczej na pewno nie przekraczała miliona osób. Plemiona składające się na lud Azteków to grupa językowa nahuatl. Nazwa imperium znanego jako państwo Azteków, pochodzi od plemienia, które w XV wieku zdominowało oraz podbiło i zwasalizowało szczepy Tolteków, Totonaków, Mexów, Chichimeków, Tlaxcateków, Mixteków i Cholulów.

Podbój tego imperium spowodował śmierć dziesiątek tysięcy Indian poległych w walce z hiszpańskimi najeźdźcami. Natomiast wielokrotnie więcej ofiar przyniosły epidemie nieznanych wcześniej chorób w rodzaju gruźlicy, ospy, odry, dżumy, kokluszu, świnki i innych, które przywleczone zostały z przeciwnego brzegu oceanu przez Europejczyków. W kampanii trwającej od 22.04.1519r. do 13.08.1521r., wzięło udział  łącznie ok. 1600 najemnych zabijaków, z czego większość dołączyła już w jej trakcie. Około tysiąca z nich straciło życie, zarówno w walkach z Indianami, a także z powodu ran, chorób, wypadków losowych, etc. Konkwistadorów wspomagały liczne (kilkudziesięciotysięczne) oddziały indiańskie, które wykorzystały okazję, aby wyzwolić się ze statusu wasalnego bądź niewolnego narzuconego im przemocą przez Azteków. Pierwszym sojusznikiem H. Cortésa  został lud Totonaków. Oczywiście, indiańscy alianci Europejczyków nie spodziewali się, że wkrótce wpadną z deszczu pod rynnę.

Nadmierną śmiertelność Indian powodowała także eksterminacja poprzez pracę niewolniczą, a udział w tym miały powszechnie stosowane tortury, którymi wymuszano informacje o najmniejszych bodaj drobinach złota, tak od przedstawicieli arystokracji azteckiej, jak też jej przedstawicieli z innych plemion. Wymieranie całych wiosek powodowało, że pola uprawne nie były obsiewane i nie zbierano z nich kukurydzy. Nie było komu grzebać lub spalać zwłok, które walały się wszędzie, a szybko rozkładając się w gorącym klimacie, powodowały skażenie wody, powietrza i gleby. Głód stał się wśród ludności zjawiskiem codziennym. Mieszkańcy z mniej wyniszczonych i wyludnionych okolic byli zmuszani do prac na rzecz Hiszpanów (np. przy budowie miasta Meksyk na ruinach Tenochtitlan). W celu identyfikacji uciekinierów Indianom wypalano, podobnie jak bydłu, znamiona na skórze.

Tenochtitlan, stolica imperium Azteków, do niedawna jedno z największych i najludniejszych miast świata, którego populacja w czasach świetności liczyła około sto tysięcy mieszkańców, zamieniło się w opustoszałą kupę ruin. Kraj Azteków został zdobyty i podbity militarnie, ale H. Cortés miał ambicję, aby również zdobyć jego lud dla Kościoła i wiary katolickiej. Jednak ambitny cel duchowej konkwisty nie dawał się osiągnąć za pomocą ognia i miecza, dlatego sprowadzono do Meksyku kilkunastu misjonarzy z żebraczego zakonu franciszkanów.

Dwa światy
Dla uzmysłowienia sobie jak bardzo nieprzystające mentalnie i światopoglądowo były wizje świata tubylców oraz europejskich zdobywców, zwłaszcza w kontekście możliwości przyjęcia przez Indian wiary najeźdźców, konieczne jest skrótowe przedstawienie tej z wymienionych wizji, która obowiązywała na terenach podległych Aztekom. Natomiast wizja chrześcijańska nie wymaga prezentacji, gdyż jest znana w stopniu wystarczającym. Na wszelki wypadek doprecyzuję, że w wystarczającym dla potrzeb niniejszej opowieści.

Nikt nie posiadł rozeznania, ile dokładnie bóstw i bożków najrozmaitszej rangi znajdowało się w panteonie azteckim. Można przyjąć, że łącznie z dokooptowanymi bóstwami plemiennymi ludów, które Aztekowie włączali (na ogół siłą) w zakres swojego dominium, było to co najmniej dwieście bóstw głównych i ponad tysiąc sześćset pomniejszych. Sama ilość tych bożków stanowi wystarczającą przyczynę tego, iż raczej nigdy  już nie poznamy zdecydowanej większości tak szczegółów, jak i bogactwa treści odnoszących się doń mitycznych wierzeń. Aztekowie, dokonując podbojów, zniszczyli bezpowrotnie lokalne kulty, które uznawali za konkurencyjne oraz wszelkie ślady z nimi związane. Z kolei w trakcie konkwisty oraz po jej zakończeniu konkwistadorzy i towarzyszący im duchowni równie skrupulatnie niszczyli wszelkie ślady indiańskich wierzeń, będąc dogłębnie przekonanymi, iż stanowią one dzieło Antychrysta. Ale co może zaskakujące, znajdowali ważne powody, aby tak właśnie uważać.

Jeśli nawet niepodobna rozeznać się w szczegółach zagmatwanej mitologii azteckiej, to ogólne zarysy ich wierzeń udało się odtworzyć. Dwoma głównymi bóstwami, którym oddawano kult w azteckiej stolicy były Huitzilopochtli (koliber przybywający z południa) – bóstwo Słońca, światła i życia oraz wspomniany wcześniej Tezcatlipoca – bóstwo Księżyca, ciemności i śmierci. W astrologii azteckiej Księżyc codziennie pokonywał Słońce mordując je, w wyniku czego krew zamordowanego rozlewała się przed zachodem czerwoną łuną po niebie. Warunkiem ponownego wzejścia Słońca i jego powrotu do życia było uzupełnienie krwi, którą Huitzilopochtli musiał w tym celu wypić. Z tego względu musiano mu dostarczać dużo krwi ludzkiej. Zatem główny „motyw przewodni” cywilizacji azteckiej nastawiony był na zapewnienie właściwej ilości wspomnianego pokarmu, gdyż było to warunkiem trwania świata. Czyli poprzez ofiarę z życia ludzi ożywiano bóstwo i podtrzymywano kosmiczny rytm zdarzeń. Stanowiło to dokładne i jaskrawe przeciwieństwo wizji, którą niosło w swoim przesłaniu chrześcijaństwo.

W rozumieniu Azteków ofiary z ludzi były niezbędne dla prawidłowego funkcjonowanie ich „kosmosu”, zaś wymogi tak pojmowanej logiki jego działania powodowały konieczność codziennego składania ofiar z ludzi. Ten krwawy rytuał nazywali Aztekowie składaniem „kwiatów dla bogów”. Dla zapewnienia ciągłości dostaw „surowca” stale organizowali wyprawy wojenne, nie w celu złupienia bogactw, ale dla zdobycia jeńców z przeznaczeniem ich na ofiary. Należało chwytać  i dostarczac jeńców żywych, dlatego  techniki ich ujęcia polegały na ogłuszaniu pałkami lub obezwładnianiu przez schwytanie w sieci.

Przy specjalnych okazjach organizowano masowe zabójstwa. Taką okazją stało się w 1487 r. oddanie do użytku Wielkiej Piramidy w stolicy imperium azteckiego Tenochtitlanie. Na jej szczycie umieszczono dwie świątynie, każdą dla jednego z wymienionych wcześniej głównych bóstw. W czterodniowej orgii ludobójstwa zamordowano kilka tysięcy ludzi. Dla bóstw wcześniej wspomnianych składano ofiary wyłącznie z mężczyzn. Natomiast ofiary z kobiet składano dla bogini Tonantzin, której ośrodek kultu znajdował się na wzgórzu zwanym Tepeyac, położonym na peryferiach Tenochtitlanu. Imię tej bogini w języku nahuatl, ówczesnym lingua franca Mezoameryki,  znaczyło „matka bogów” . Zwano ją również Cihuacoatl (Coatlicue), czyli małżonką węża. Nie zapomniano też o dzieciach, które składano na ofiarę bożkowi deszczu, nazywanemu Tlaloc, a który szczególnie upodobał sobie niemowlęta.

Ofiary przed uśmierceniem odurzano, po czym wprowadzano lub wnoszono na szczyt piramidy, gdzie kapłani obsydianowymi nożami otwierali im klatkę piersiową i wyrywali serce, które jako właściwą ofiarę, wrzucali do specjalnej kamiennej misy przy ołtarzu bożka. Następnie ciała ofiar były strącane po stromych schodkach piramidy, których kąt nachylenia oraz rozmiar był tak dobrany, że spadały na sam dół siłą bezwładu, grawitacji i momentu pędu. Po odcięciu głów, z których budowano gustowne piramidy, resztę zwłok przeznaczano na rytualny posiłek. Po okrzepnięciu Azteków w roli hegemona ludów Doliny Meksyku, czyli od drugiej połowy XV stulecia, na codzienną ofiarę dla krwiożerczych bożków przeznaczano średnio od kilkunastu do kilkudziesięciu istnień ludzkich.

W zarysowanym wyżej kontekście staje się zrozumiałe, że nie mogły przynieść żadnego skutku próby Hiszpanów, aby pobitych i upokorzonych Indian skłonić do wiary w Boga, który przed swoją śmiercią został skatowany, po czym skrwawionego przybito do krzyża, czyli że to Bóg był ofiarą, a nie kimś, komu składano ofiary. Z punktu widzenia Indian religia przyniesiona przez Hiszpanów była jaskrawo absurdalna i zwłaszcza przedstawiciele arystokracji azteckiej odnosili się do niej z nieukrywaną pogardą. Nie pomagało nawet to, że franciszkanie nauczyli się narzecza tubylców, aby łatwiej krzewić pośród nich Ewangelię. Niektórzy z zakonników zdobyli się na wyrwanie sobie siekaczy, aby poprawnie wypowiadać syczące wyrazy języka nahuatl. Wszystko to zdawało się na nic, gdyż mur pogardy, nieufności, niezrozumienia i odmowy wydawał się nie do pokonania. Ale niedługo po upadku władzy Azteków w tym murze pojawiła się  rysa, w wyniku której niebawem  runął.

Tepeyac
Niezbyt daleko od znajdującej się w mieście Tenochtitlan Wielkiej Piramidy, mniej więcej w odległości 10 kilometrów od jej stromych schodów, w wiosce Cuauhtitlan mieszkał chłopiec wywodzący się z plemienia Chichimeków o imieniu Cuauhtlatohuac (Cuauhtlatoatzin), co w narzeczu nahuatl oznaczało: „Ten, Który Mówi Językiem Orłów” (lub „Ten, który mówi jak orzeł”). W roku oddania do użytku Wielkiej Piramidy miał 13 lat. W 1523 r., w kościele wzniesionym na jej ruinach, został ochrzczony i przyjął imię Juan Diego (Jan Jakub). Razem z nim przyjęła chrzest oraz imię Maria Lucia jego żona. Juan Diego miał wówczas 48 lat. W niedzielę 9 grudnia 1531 r. udawał się do parafii w miejscowości Tlatelolco (Obecnie nazwa stacji sieci metro w Mexico City), aby uczestniczyć w liturgii Mszy świętej. Droga wiodła starą groblą prowadzącą do wzgórza Tepeyac. (Tepeyac, obecnie nazwa parku miejskiego w Mexico City – Parque Nacional El Tepeyac).

Na tym wzgórzu, w dniach od 9 do 12 grudnia 1531 r., czterokrotnie, dzień po dniu objawiła się przed Juanem Diego Dziewica Maryja, Matka Boga, jak według jego relacji sama się przedstawiła. Matka Boża prosiła, aby przekazał kapłanom i wiernym, iż jej życzeniem jest, aby w tym miejscu na tym wzgórzu wybudować kościół. A na dowód, iż objawienie nie było skutkiem przywidzenia lub samookłamywania się Juana Diego, któremu biskup diecezji nie chciał dać wiary w treść orędzia, Maryja Panna pozostawiła znak na należącej do Indianina wierzchniej części ubrania, zwanej tilma.
(tilma  –  rodzaj płaszcza, opończy, narzuty wykonanej z włókien agawy, ze szwem pośrodku, który jest zawiązywany na jednym ramieniu).
Podczas czwartego, ostatniego objawienia, Matka Boża poleciła Juanowi Diego narwać świeżo zakwitłych róż, które na tym wzgórzu, będącym królestwem kamieni, kaktusów, cierni i ostów, nigdy przedtem nie rosły, następnie zawinąć je w tilmę i ponownie rozwinąć ją dopiero w obecności biskupa. Siedziba biskupa znajdowała się w mieście Meksyku,  budowanym na miejscu wyburzanego Tenochtitlan. W tamtym czasie obowiązki biskupa pełnił ojciec Juan de Zumarraga, franciszkanin, podobnie jak H. Cortés, pochodzący z Estramadury. Gdy Juan Diego rozwinął tilmę przed biskupem i w obecności kilku innych świadków, oczom obecnych wyłonił się spod kwiatów róży wizerunek przedstawiający postać młodej kobiety o brązowo-oliwkowym obliczu, ze złożonymi do modlitwy rękami, która okryta była od głowy do stóp niebieskim (lub morskiej zieleni) płaszczem o orientalnym wzorze, na którym widoczne były gwiazdy. Wokół kobiecej postaci, stojącej na ramionach indiańskiego chłopca z orlimi skrzydłami, widoczne były otaczające ją złote promienie słoneczne.

Wydarzenie to zostało opisane przez Luysa Lasso de la Vega, kapelana w świątyni pobudowanej na wzgórzu Tepeyac, który opublikował je na podstawie sporządzonej w połowie XVI wieku relacji Indianina Antonia Valeriano. W przekazach dotyczących postaci A. Valeriano istnieje wersja, iż był on bratankiem Montezumy II,  ostatniego króla – kapłana Azteków. Dotychczas nie znaleziono jednoznacznych dowodów na potwierdzenie tej wersji. Oryginał tekstu autorstwa  A. Valeriano nie zachował się, tym samym nie wiadomo na ile wiernie tekst Lasso de la Vegi oddaje jego treść. Lasso de la Vega opublikował swój tekst w języku nahuatl w 1649 r. Relacja ta została zapisana w języku Indian i zaczyna się od słów „Zostanie tu powiedziane”, czyli Nican Mopohua i jest znana właśnie pod takim tytułem.
(Najstarsza kopia tego dzieła znajduje się w Public Library, Rare Books and Manuscripts Department. New York, USA).

Wizerunek
Wizerunek na tilmie jest dzisiaj wystawiony w barokowej bazylice w mieście Meksyk, której budowa została ukończona w 1976 r. (Insigne y Nacional Basilica de la Santissima Maria de Guadalupe – Plaza de las Americas 1, Mexico City). W nowe miejsce wizerunek został przeniesiony ze znajdującej się obok starej i grożącej zawaleniem się świątyni.
Wszystkie dotychczas przeprowadzone badania wizerunku nie dały odpowiedzi, jaką techniką został naniesiony na płótno z agawy, przy czym wykluczono, iż zostało to wykonane  technikami malarskimi. Nie stwierdzono, by do jego wytworzenia użyto farb organicznych lub mineralnych. Ponadto farby syntetyczne zaczęto produkować ok. 300 lat po powstaniu wizerunku. W meksykańskim klimacie płótno z agawy wytrzymuje, co najwyżej, kilkanaście lat, a potem nieuchronnie ulega samoistnej biodegradacji. W przypadku wizerunku zachowuje ono od kilkuset lat swoją strukturę bez żadnych widocznych uszkodzeń i to pomimo wielowiekowego okadzania dymem niezliczonych świec.

Ale nie mniej ważny jest inny znak, będący skutkiem objawień Maryi Panny na wzgórzu Tepeyac. Znakiem tym jest jedyne w dziejach świata nawrócenie się, poprzez przyjęcie chrztu w obrządku katolickim, przez osiem do dziewięciu milionów Indian, które nastąpiło w okresie zaledwie kilku lat po objawieniach. Tych samych Indian, którzy jeszcze kilka lat wcześniej nie marzyli o niczym innym, jak o tym, aby Hiszpanów ugotować w kakao i pożreć. A wszystko to stało się w czasie, gdy na Starym Kontynencie Reformacja oderwała osiem milionów chrześcijan od Rzymu i Matki Bożej i gdy islamscy Turcy odebrali chrześcijaństwu Bałkany.

To jest największy znak i cud związany z objawieniem Dziewicy Maryi na ziemi skrwawionej ludobójstwem, pohańbionej ludożerstwem i eksterminacją. A jego skutkiem jest nie tylko zintegrowanie się  ludów zamieszkujących ziemię meksykańską, czy szerzej Ameryki Środkowej, w jeden naród (indianie, metysi , kreole i biali), ale także objęcie chrześcijaństwem całej Ameryki Południowej, aż po Ziemię Ognistą, gdyż inne ludy tego kontynentu poszły za przykładem Meksyku.

Szczątki H. Cortesa spoczywają w Mexico City w krypcie kościoła pod wezwaniem Jezusa Nazareńskiego (Iglesia de Jesús Nazareno) niedaleko ww. bazyliki w dzielnicy Cuauhtémoc. W 1566 r. szczątki zostały przeniesione z Hiszpanii, w której H. Cortes zmarł).

Znaki
Co  takiego przekonało Indian oglądających na tilmie wizerunek Maryi Panny,  iż uwierzyli, że jest to prawdziwe oblicze Matki Bożej, zgodnie z przekazem głoszonym im w Ewangeliach? Otóż wizerunek zawiera przesłanie w kodzie czytelnym dla Indian tej ziemi i ich kultury, w której żyli na co dzień. Indianie w swojej masie byli analfabetami, natomiast świetnie, bo intuicyjnie, rozumieli język znaków i symboli. Język obrazów. Indianie byli znakomitymi obserwatorami i z największą wnikliwością obserwowali każdy szczegół, który mógł mieć związek z przybyszami z obcego im świata.

I tak, sposób w jaki Maryja ma owinięty purpurowy pas na biodrach wskazuje, iż jest brzemienna. Pas jest bowiem przesunięty powyżej lekko zaokrąglonego łona. U Indian kobiety brzemienne w taki sposób przepasywały opaską biodra. To było oczywiste i zrozumiałe dla każdego Indianina, natomiast nie było takim dla wyrafinowanych  krytyków sztuki, wyedukowanych na zachodnich uniwersytetach. Pod szyją Najświętszej Panny, na wizerunku zapinki naszyjnika, znajduje się znak krzyża, identyczny jak widniejącego na żaglu flagowego statku H. Corteza. Przypomnijmy, iż statek ten nosił imię „Niepokalane Poczęcie Maryi”.

W centrum wizerunku znajduje się czterolistne drzewko. Liście jego oznaczają, że to kwiat jaśminu. W starym azteckim kalendarzu, wyrytym na kamiennym kręgu, dokładnie taki kwiat jaśminu znajduje się w jego centrum, symbolizując Słońce. Dla Indian Słońce było równoznaczne z postacią boga. Na wizerunku postać Maryi odziana jest w gwiaździsty płaszcz. Składają się one na obraz gwiazdozbiorów nieba meksykańskiego z grudnia 1531 roku. Ale obraz możliwy dla odczytania przez Indian. Bo oto brzegi kamiennego kalendarza Azteków okalały dwa węże z gwiazd, tych samych, które zidentyfikowano na wizerunku odbitym na tilmie. Widoczne na połach płaszcza Maryi gwiazdy oznaczały godność królewską postaci, która nosi taki płaszcz. Obraz przedstawia Maryję, okoloną przez promienie słoneczne, które wybiegają spoza jej wizerunku. Dla Indian oznaczało to, iż Maryja jest kimś potężniejszym, niż ich dotychczasowy Bóg-Słońce, czyli Huitzilopochtli, skoro zasłoniła go swoją postacią. Z kolei sierp księżyca pod nogami Maryi wskazywał, iż jest potężniejsza również od bożka Księżyca – Tezcatlipoca, skoro po nim depcze swoimi stopami. Zaś symbolizujący Wenus Quetzalcoatl stał się zaledwie jedną z licznych gwiazd na płaszczu Maryi. Kolejnym znakiem było to, iż postać Maryi ma złożone ręce, czyli jest to postać modląca się do kogoś jeszcze potężniejszego od niej samej. Postać indiańskiego chłopca u stóp Maryji (którego tożsamość podlega różnorodnym interpretacjom) symbolizuje – według Don Mario Rojasa Sancheza, duszpasterza w Cuauhtémoc w parafii Matki Bożej z Góry Karmel (Nuestra Señora del Carmen), najwybitniejszego znawcy wizerunku – Juana Diego, przedstawionego jako dziecka ze skrzydłami orła, szykujące się do lotu. Jego indiańskie imię, które znaczyło „Ten, który mówi jak orzeł” także było dla Indian dowodem, iż relacja Juana Diego jest prawdziwa, bo znalazła potwierdzenie w znanym im i do nich skierowanym kodzie.

Wnioski
I na koniec jeszcze ważne dopełnienie. Otóż słowo „guadalupe” w języku nahuatl nie posiada żadnego sensownego znaczenia. Zatem do jakiego indiańskiego określenia Hiszpanie dopasowali wyżej wymienione słowo? Najbardziej zbliżone w wymowie jest określenie Coatlaxopeuh , wymawiane jak „kotallope”, które oznacza „Pogromczyni Węża” lub „Ta, która depcze węża” (coatl – wąż, llope – deptać po czymś). Juan Diego, opowiadając Hiszpanom o tym jak Madonna przedstawiała mu się w jego języku, wypowiadał nazwę bardzo znajomo brzmiącą w uszach wszystkich Hiszpanów, a już zwłaszcza tych z ziem Estremadury, którzy znali tamtejsze sanktuarium maryjne. I może właśnie dlatego Matka Boża przedstawiła się Juanowi Diego jako:

„Jam jest Niepokalane Poczęcie, ta która depcze węża”.

(kotallope  – guadalupe)

O autorze: stan orda

==============================

M. Dakowski:

W mandorli jest , po uwzględnieniu promieni obciętych później na górze i dole OBRAZU, dokładnie 150 promieni. Więc “propozycja” papieża JPII , by do Różańca dodać “tajemnice światła”, nie ma poparcia Najświętszej Dziewicy.

Cztery naprawdę niesamowite fakty dotyczące wizerunku Matki Bożej z Guadalupe

Cztery naprawdę niesamowite fakty dotyczące wizerunku Matki Bożej z Guadalupe

pch24/fakty-matki-bozej-z-guadalupe

Dzisiejsze media obfitują w nagłówki zawierające słowo „niesamowite”. W ten sposób wydawcy chcąc przyciągnąć widza – i często im się udaje. Jednak to, co reklamowane jest jako niesamowite, często okazuje się zwykłą tanią sensacją lub rzeczą zupełnie niewartą uwagi. Wizerunek Matki Bożej z Guadalupe, na kawałku meksykańskiego ubrania – tilmy – jest naprawdę niesamowity. Naprawdę niesamowity! Zobacz dlaczego.

1. To niemożliwe, by człowiek mógł go odtworzyć!

Tilma – wykonana głównie z włókien kaktusowych, była zazwyczaj bardzo słabej jakości i miała szorstką powierzchnię, co utrudniało jej noszenie, a tym bardziej utrudniało namalowanie na niej trwałego obrazu.

Niemniej jednak, obraz Matki Bożej powstał i istnieje do dziś, a naukowcy, którzy go badali twierdzą, że w czasie gdy powstawał nie znano techniki stosowanej do obróbki powierzchni. Powierzchnia, na której znajduje się obraz w dotyku przypomina jedwab, podczas gdy niewykorzystana część tilmy pozostaje gruba i chropowata.

Co więcej, eksperci od fotografii w podczerwieni studiujący tilmę pod koniec lat 70. XX wieku, stwierdzili, że nie można tam zobaczyć pociągnięć pędzlem, tak jakby obraz był „nakładany” na powierzchnię jednorazowo.

Phillip Callahan, biofizyk z Uniwersytetu Florydy odkrył, że różnice w fakturze i zabarwieniu, które powodują, że skóra Matki Bożej wygląda inaczej z bliska i z daleka, są niemożliwe do odtworzenia! Taka technika byłaby czymś niemożliwym do zrealizowania przez ludzi. Często zjawisko to występuje w przyrodzie, w barwie piór ptaków i łusek motylkowych, albo jaskrawo kolorowych chrząszczy. Mówiąc precyzyjnie, chodzi o to, że gdy powoli oddalamy wzrok od obrazu, na odległość mierzoną w milimetrach, gdzie pigment i rzeźba powierzchni mieszają się ze sobą, wydaje się, jakby warstwa farby… unosiła się nad materiałem.

To, wraz z nieco zmieniającymi się kolorami w zależności od kąta, pod jakim patrzymy na obraz, i fakt, że farby użyte do stworzenia obrazu nie zawierają elementów odzwierzęcych czy mineralnych (a przecież syntetyczne barwniki nie istniały w 1531 roku), dostarcza nam wielu powodów do zdumienia!

To po prostu niesamowite.

2. Ludzie mówią, że to tylko obraz, ale tilma przeżył ich wszystkich, nie tracąc na jakości

Jedną z najczęściej powtarzanych przez sceptyków rzeczy, jest sugestia, że wizerunek musi być jakimś rodzajem fałszerstwa. Jednak po każdej próbie odtworzenia obrazu, podczas gdy oryginał nigdy nie wydaje się blaknąć, duplikaty uległy pogorszeniu w krótkim czasie.

Miguel Cabrera, artysta z połowy XVIII wieku, wykonał trzy z najbardziej znanych kopii – jedną dla arcybiskupa, jedną dla papieża, jedną dla siebie. Napisał kiedyś o trudnościach w odtworzeniu obrazu nawet na najlepszych powierzchniach: „Wierzę, że najbardziej utalentowany i ostrożny malarz, gdyby chciał wykonać kopię tego świętego obrazu na płótnie o tak złej jakości, przyznałby wreszcie po wielkich bólach, że mu się to nie udało. Można to wyraźnie sprawdzić w licznych egzemplarzach, które zostały wykonane z wykorzystaniem lakieru, na starannie przygotowanych płótnach, przy użyciu tylko jednego medium, oleju, który oferuje największe udogodnienia”.

Adolfo Orozco, fizyk z Narodowego Uniwersytetu Meksykańskiego, mówił w 2009 roku o niezwykłej warstwie ochronnej tilmy, którą najłatwiej dostrzec porównując ją do jej licznych kopii.

Jeden z egzemplarzy, wykonany w 1789 roku, został namalowany na podobnej powierzchni przy użyciu najlepszych dostępnych wówczas technik, a następnie zamknięty za szkłem i przechowywany obok właściwej tilmy. Po namalowaniu wyglądał pięknie, ale nie minęło osiem lat, a gorący i wilgotny klimat Meksyku spowodował, że duplikat zaczął zanikać i strzępić się. Wkrótce został wyrzucony.

Jednak, jak powiedział Orozco, żadne naukowe wytłumaczenie tego nie jest możliwe, ponieważ „oryginalna tilma była wystawiona na działanie promieni podczerwonych i ultrafioletowych przez około 116 lat i pozbawiona jakiejkolwiek ochrony, otrzymując całą podczerwień i promieniowanie ultrafioletowe z dziesiątek tysięcy świec w jej pobliżu i wystawiona na działanie wilgotnego i słonego powietrza wokół świątyni”.

To niesamowite!

3. Tilma wykazała cechy zaskakująco podobne do… ludzkiego ciała

W 1979 roku, gdy Callahan, biofizyk z Florydy, analizował tilmę przy użyciu podczerwieni, odkrył również, że tilma utrzymuje stałą temperaturę około 37 stopni Celsjusza, taką samą jak temperatura ciała żywego człowieka.

Kiedy Carlos Fernandez del Castillo, meksykański ginekolog, zbadał tilmę, po raz pierwszy zauważył namalowany tam czteropłatkowy kwiat nad tym, co było łonem Maryi. Kwiat, nazwany przez Azteków Nahui Ollin, był symbolem słońca i symbolem pełni.

Po dalszych badaniach Castillo doszedł do wniosku, że wymiary ciała Matki Bożej na obrazie to wymiary ciała matki spodziewającej się porodu w niedługim czasie. 9 grudnia, dzień odsłonięcia, to zaledwie dwa tygodnie od Bożego Narodzenia.

Jednym z najczęstszych atrybutów i najczęściej badanych fragmentów obrazu są oczy Dziewicy.

Kiedy Jose Aste Tonsmann, peruwiański okulista, przeprowadził badanie, jednym z jego testów było zbadanie oczu narysowanych na tilmie przy powiększeniu 2.500 razy. Dzięki obrazom powiększonych oczu, naukowiec miał podobno zidentyfikować obraz aż 13… osób w obu oczach.  

Być może jest to coś w rodzaju fotografii tamtej chwili, w której Juan Diego rozwinął tilmę przed arcybiskupem.

To jest niesamowite!

4. Wydaje się, że tilma jest praktycznie niezniszczalna

Na przestrzeni wieków dwa wydarzenia mogły zaszkodzić tilmie, jedno w 1785 roku i jedno w 1921 roku.

W 1785 r. robotnik oczyszczał szklaną obudowę obrazu i przypadkowo rozlał na dużą część obrazu silny rozpuszczalnik – kwas azotowy.

Obraz i reszta tilmy, która powinna była zostać rozpuszczona niemal natychmiast po rozlaniu, podobno samoistnie, odrestaurowały się w ciągu następnych 30 dni i pozostają nienaruszone do dnia dzisiejszego, poza małymi plamami.

W 1921 roku szalony antyklerykał ukrył bombę zawierającą 29 lasek dynamitu w garnku z różami i umieścił ją przed obrazem wewnątrz bazyliki na Guadalupe. Kiedy bomba wybuchła, rozbiła się marmurowa szyna ołtarzowa i okna. Zniszczeniu uległ też potężny mosiężny krucyfiks. Ale tilma i jej szklana obudowa pozostały nienaruszone.

To jest rzeczywiście niesamowite.

Źródło: Crux Now