Czekając na pretendenta

Czekając na pretendenta

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    20 października 2024 michalkiewicz

Wprawdzie nadal obowiązuje rozkaz, że Ukraina musi odnieść ostateczne zwycięstwo nad Rosją, ale na razie sytuacja się komplikuje. Oto czytamy, że „Rosja wyparła Ukrainę w Afryce”, a jednocześnie – że zajęła kilka kolejnych punktów w obwodzie donieckim – ale za to – jak zapewnia prezydent Zełeński – w obwodzie kurskim Ukraina „trzyma linię”. Prezydent Zełeński podczas szczytu w Chorwacji zademonstrował kolejną, bodaj już dziewiątą „koncepcję” ostatecznego zwycięstwa, co stopniowo upodabnia go do Kukuńka, któremu „koncepcje” lęgną się w głowie na podobieństwo królików – ale z drugiej strony, „dopiero wkrótce” przedstawi Ukraińcom rozwiązanie, które wcześniej przedstawił tylko trójce swoich rzeczywistych i potencjalnych mocodawców: prezydentowi Józiowi Bidenowi, pani Kamali Harris i Donaldowi Trumpowi. Skoro nawet Ukraińcy są utrzymywani w nieświadomości, to cóż dopiero my, którzy – jak cała Polska – jesteśmy tylko „sługami narodu ukraińskiego”?

Ale w tych ciemnościach pojawiło się światełko w postaci deklaracji naszej Jabłoneczki, czyli małżonki Księcia-Małżonka, to znaczy – pani Anny Applebaum. Ogłosiła ona, że wie, w jaki sposób zapewnić Ukrainie ostateczne zwycięstwo. Skoro pani Anna tak twierdzi, to oczywiście nie wypada zaprzeczać, tylko rozebrać sobie z uwagą, co to mogą być za sposoby. Wydaje się, że pierwszym krokiem w kierunku ostatecznego zwycięstwa Ukrainy byłoby wysunięcie kandydatury Księcia-Małżonka na prezydenta Polski w przyszłorocznych wyborach. Wprawdzie obóz zdrady i zaprzaństwa jeszcze się oficjalnie w tej sprawie nie wypowiedział, ale sam Książę-Małżonek ujawnił, że wypowie się po ujawnieniu kandydata wystawionego przez Polską Zjednoczoną Partię… – to znaczy – Prawo i Sprawiedliwość, które ostatnio, na kolejnym zjeździe, zlało się z Suwerenną Polską. Otóż – jak powiedział pan Mariusz Błaszczak – PiS ujawni swego kandydata 11 listopada – zaraz po tym, jak się wyjaśni, kto wygrał wybory prezydenckie w Ameryce. Wtedy również obóz zdrady i zaprzaństwa będzie lepiej wiedział, na czym stoi i ujawni swojego faworyta. Na razie, według fałszywych pogłosek, kandydatów jest trzech: Donald Tusk, Rafał Trzaskowski i Książę-Małżonek.

Donald Tusk ostatnio postanowił przelicytować Jarosława Kaczyńskiego w radykalizmie i ogłosił, że „zawiesi” prawo azylu dla imigrantów, a w ogóle, to nie przyjmie ani jednego. Ta deklaracja wywołała zdziwienie w obozie zdrady i zaprzaństwa, bo Donald Tusk, jak się wydaje, nie konsultował tego pomysłu nie tylko z koalicjantami, ale nawet ze ścisłym kierownictwem Volksdeutsche Partei. Toteż zaraz pojawiły sie głosy krytyczne, między innymi ze strony Wielce Czcigodnej Anny Marii Żydowskiej, to jest – pardon – oczywiście Żukowskiej – że „praw człowieka” nie można „zawiesić” i w ogóle. Ale myślę, że Donald Tusk ani przez chwilę nie traktował swego pomysłu poważnie, bo nie minęły trzy dni, kiedy Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen natarła mu uszu oświadczając, że w tych sprawach – jak zresztą we wszystkich innych – Polska musi słuchać Komisji Europejskiej. Od razu wszystko się wyjaśniło – że Donald Tusk nie miał najmniejszego zamiaru „zawieszać” prawa azylu, a tylko zamarkować zarówno swoim wyznawcom, jak i wyznawcom Jarosława Kaczyńskiego, że oto dobrze chciał, ale Niemcy mu nie pozwolili. – ”Niemcy mnie biją! – krzyczał w samolocie Jan Maria Rokita, z którego doświadczeń Donald Tusk najwyraźniej zapragnął skorzystać w swojej kampanii prezydenckiej.

Ale nie tylko Donald Tusk się do tej kampanii przymierza, bo drugim pretendentem jest Rafał Trzaskowski. Co z nim będzie – trudno powiedzieć, bo wprawdzie przed kilkoma laty rozmawiał w Ameryce z tamtejszymi ważnymi Żydami: Ronaldem Lauderem i młodym grandziarzem Sorosem – ale w międzyczasie zaktywizowała się Jabłoneczka, a za nią – również Książę-Małżonek. Toteż pan Rafał mógł w tej sytuacji otrzymać wiadomość treści następującej: wiecie, rozumiecie Czaskowski; wy lepiej nie kandydujcie na tego całego prezydenta, bo wy jesteście głupi goj. Lepiej, żeby na prezydenta kandydował Książę-Małżonek. – No dobrze, ale przecież Książę-Małżonek to też głupi goj – mógł na takie dictum odpowiedzieć pan Rafał. – On tak – usłyszałby w odpowiedzi – ale on jest małżonkiem Jabłoneczki, a wy? Wasza żona nie ma żadnych porządnych korzeni, więc z czym do gościa? A jak będzie Książę-Małżonek, to utrwali się nowa, świecka tradycja.

Więc trzecim pretendentem z ramienia obozu zdrady i zaprzaństwa jest właśnie Książę-Małżonek. I ta okoliczność rzuca snop światła na zagadkę ostatecznego zwycięstwa Ukrainy, o którym Jabłoneczka enigmatycznie wspominała. Gwoli osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa trzeba chwycić za rogi byka, czyli zimnego ruskiego czekisty Putina. A któż zrobi to lepiej, niż Książę-Małżonek? Tylko on może porazić go srogą miną, na widok której zimny czekista się zacuka, zawstydzi i bez wystrzału odda Ukrainie nie tylko anektowane obwody, ale i prastary Krym. Co prawda, za poprzedniej kadencji Donalda Tuska Książę-Małżonek też próbował skonfundować zimnego ruskiego czekistę groźnymi minami, ale bez powodzenia, bo chociaż coraz bardziej się nasrażał, to zimnemu ruskiemu czekiście nawet brew nie drgnęła. Ale co Księciu-Małżonku szkodzi spróbować jeszcze raz? Może tym razem na Putinie któraś sroga mina zrobi wrażenie jeszcze większe, niż na Jabłoneczce tajne bronie ukraińskich inżynierów? Zresztą – powiedzmy sobie szczerze – nic innego zimnemu ruskiemu czekiście zrobić nie możemy – oczywiście poza groźnym kiwaniem palcem w bucie.

Tymczasem w Sejmie zebrała się po przewodnictwem krwiożerczej pani Sroki komisja śledcza do spraw złowrogiego Pegasusa, żeby przesłuchać byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Zirytowany szyderstwami byłego ministra Bartłomieja Sienkiewicza jakoby leżał w szpitalu jako symulant, Zbigniew Ziobro nie tyle może sobie wypruł, co pokazał opinii publicznej swoje wnętrzności. Przypomina mi to scenę z czasów praktyki studenckiej w lubelskim niezawisłym sądzie, kiedy to adwokat zaczął sobie dworować z opowieści swojego przeciwnika, że ten musiał usunąć sobie jedno płuco. Dotknięty do żywego podsądny błyskawicznie zdjął marynarkę i koszulę, a demonstrując bliznę po wyharatanym płucu krzyknął do pobladłego nagle szydercy: „patrz, ty łgarzu!” Tymczasem słychać, że krwiożercza pani Sroka, którą Donald Tusk musiał chyba obsztorcować za pobłażliwość, planuje sprowadzić Zbigniewa Ziobro na przesłuchanie razem ze szpitalnym łożem boleści. Ciekawe, czy w tej sytuacji pan Ziobro wykorzysta patent pana mecenasa Giertycha i nie tylko zemdleje, ale nawet wystawi w kierunku pani Sroki cztery litery, żeby mu do nich przemawiała? Jak pamiętamy, panu mecenasu Giertychu ten trick bardzo pomógł i teraz nie tylko resortowa Stokrotka uważa go za autorytet moralny, prawie na równi z panem generałem Dukaczewskim, ale w dodatku pan mecenas kompletuje sobie zespół „sygnalistów” na miejsce Młodzieży Wszechpolskiej. Jakby tego było za mało, do Polski wrócił ze złowrogich Węgier pan Marcin Romanowski, deklarując, że skoro dostał wezwanie z Prokuratury Krajowej, to się tam zgłosi. No dobrze – ale do której Prokuratury? Co będzie, jak oleje faworyta pana ministra Bodnara, pana Dariusza Korneluka, tylko praworządnie zgłosi się do pana Dariusza Barskiego, który jego sprawę umorzy?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Przywódcy, Sojusznicy i Jabłoneczka

5 września 2024 Stanisław Michalkiewicz Michalkiewicz-Przywodcy-Sojusznicy-i-Jabloneczka

Nie ulega wątpliwości [jak mawiała stara niania], że proces oczyszczania terenów Polski pod Generalne Gubernatorstwo nabiera przyspieszenia.

Kiedy ślamazarne i groteskowe postępowania przez sejmowymi komisjami śledczymi nie przynosiły żadnych rezultatów, kiedy “bull-terrier” Donalda Tuska, czyli pan mecenas Roman Giertych – ma się rozumieć, “Wielce Czcigodny” – w towarzystwie czasowo odciętych od stryczka, podobnie zresztą, jak i on  – “sygnalistów”, co to powiedzą i podpiszą wszystko, co każą im powiedzieć i podpisać bodnarowcy, dostarczał jakichś pojedynczych oskarżeń, centrala BND najwyraźniej zniecierpliwiona, nakazała Donaldu Tusku przyspieszyć “rozliczenia” hurtowo. Toteż Państwowa Komisja Wyborcza w ramach koordynacji dostała zadanie  podcięcia PiS-owi finansowych korzeni egzystencji. Początkowo naiwnie myślałem, że PKW rzeczywiście natrafiła na jakieś malwersacje, ale szczęśliwie wyprowadził mnie z błędu pan sędzia Wojciech Hermeliński. Dał on do zrozumienia, że tak naprawdę nie chodzi o żadne malwersacje, chociaż oczywiście nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara – tylko PiS najpierw posiał wiatr, a teraz zbiera burzę.

Chodziło o to, że w swoim czasie PiS, najwyraźniej przekonane o trwałości amerykańskiej protekcji, nawiasem mówiąc, drogo przez Polskę opłacanej, w 2018 roku przeforsowało wybór 7 członków PKW przez Sejm. No i wybrani w 2023 roku nowi członkowie PKW przesądzili o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS. Gdyby po staremu zasiadali tam tylko niezawiśli sędziowie, to wszystko zakończyłoby się wesołym oberkiem, chociaż pan prof. Ryszard Balicki z obecnej PKW twierdzi, że działania PiS w kampanii w 2023 roku nie mogłyby pozostać bez reakcji bez względu na skład PKW, ale – powiedzmy sobie szczerze – co ma mówić? Pan sędzia Hermeliński to co innego; nie jest już przewodniczącym PKW, więc może pozwolić sobie na luksus szczerości. 

   A wszystko to dlatego, że PiS postawiło wszystko na Amerykanów. Tymczasem łaska pańska na pstrym koniu jeździ i – jak już dzisiaj wiemy – w marcu ub. roku amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie – a kto wie, czy również nie za rekompensatę za wysadzenie bałtyckich gazociągów – pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, Niemcy przeprowadziły podmiankę na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, tak samo, jak USA, które taką podmiankę przeprowadziły w roku 2015. Gdyby zarzuty, kierowane pod adresem PiS przez Volksdeutsche Partei Donalda Tuska, że partia Jarosława Kaczyńskiego tak naprawdę jest ruską agenturą, były przynajmniej częściowo prawdziwe, to przeprowadzenie przez Niemcy takiej podmianki mogłoby być znacznie trudniejsze, a poza tym Polska nie musiałaby przez całe lata udostępniać Ukrainie za darmo zasobów całego państwa, wskutek czego nie tylko jest objęta procedurą nadmiernego deficytu przez UE, ale w dodatku deficyt przewidziany na rok 2025 w projekcie ustawy budżetowej jest rekordowy, na poziomie 290 mld złotych. Niestety te oskarżenia nie są prawdziwe. Niestety, bo – jak widzimy- bezkrytyczne stawianie tylko na jednego Sojusznika, wprowadza jeśli nie całe państwo, to w każdym razie  ekipę, która takie głupstwo robi, w sytuację bezalternatywną, to znaczy taką, w której inicjatywa należy do wspomnianego Sojusznika, który w dodatku nie wiadomo, co  zrobi. A tacy właśnie są Amerykanie – o czym mogliśmy przekonać się nie tylko w Wietnamie, ale również – w Iraku, Afganistanie i innych państwach sojuszniczych – no a teraz – również w Polsce. 

   Ale nie bez kozery Franciszek książę de La Rochefoucauld twierdził, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego.  Mimo, że katastrofalne skutki podporządkowania się jednemu Sojusznikowi wychodzą właśnie na jaw, Volksdeutsche Partei jakby nie przyjmowała tego wszystkiego do wiadomości i z duszą i ciałem oddaje się Niemcom, w podskokach realizując ich polecenia, zmierzające do niwelacji terenu III Rzeczypospolitej pod zainstalowanie na jej miejsce Generalnego Gubernatorstwa.  Ponieważ nadal nie wiadomo, komu amerykańska ulica powierzy stanowisko prezydenta w listopadowych wyborach, Niemcy przestają już zachowywać jakiekolwiek pozory, co przychodzi im tym łatwiej, że fakty dokonane forsują polscy tubylcy z Volksdeutsche Partei Donalda Tuska, który z kolei w brudnej robocie posługuje się panem Bodnarem i jego bodnarowcami – a jednych i drugich Niemcy w razie potrzeby będą mogli spuścić z wodą, więc dlaczego  miałyby się hamować? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby nawet urządziły im na koniec coś w rodzaju procesu norymberskiego, żeby pokazać, że w IV Rzeszy praworządność jest uber alles. 

   Wszystko jednak może rozstrzygnąć się w całkiem innych kategoriach, zwłaszcza gdyby w Ameryce jednak coś poszło nie tak, to znaczy – nie po myśli Berlina. Czyż nie na taką właśnie ewentualność Judenrat “Gazety Wyborczej” ogłasza z przytupem odkrycie pani Anny Applebaum, naszej Jabłoneczki, małżonki Księcia Małżonka?. Odkrycie polega na tym, że “skrajna prawica” w Polsce jest “dziełem Rosji i Zachodu”. Najwyraźniej naszej Jabłoneczce nie może pomieścić się w główce, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy, mógłby wydać z siebie “skrajną prawicę” bez ruskiej, czy niemieckiej pomocy, tylko własnymi siłami. Domyślam się w tym stanowisku nie tylko żydowskiej  pogardy dla głupich gojów, ale również – anglosaskiego i niemieckiego poczucia wyższości  wobec mniej wartościowych narodów środkowo-europejskich, które owszem – można, a nawet należy wydymać, bądź nawet eksterminować – ale Boże broń nie dopuszczać do konfidencji. 

   Ale nie tylko o to chodzi, chociaż co nam szkodzi zauważyć również i to? Ta opinia to rodzaj “razwiedki bojóm” [pазведки боём], rozpoznania walką, na ile oskarżenia “skrajnej prawicy” w Polsce – cokolwiek by to miało oznaczać – o ruską inspirację, a może nawet – agenturę – mogą być przydatne dla nowej administracji amerykańskiej, jaka wyłoni się nie tylko po listopadowych wyborach, ale i po spotkaniach prezydenta-elekta z ważnymi generałami z Pentagonu, wysokimi rangą bezpieczniakami z CIA i FBI, z Goldmanami-Sachsami z Wall Street i wpływowymi Żydami z mediów oraz przemysłu rozrywkowego, którzy prezydentowi-elektowi będą przywracali poczucie rzeczywistości informacjami, że my tu, panie prezydencie, prowadzimy takie to a takie tajne operacje o takim to a takim stopniu zaawansowania, więc żeby świat się nie zawalił, to trzeba będzie zrobić to, potem jeszcze tamto, a później – nawet owamto. 

Stanisław Michalkiewicz