Ależ tak ! Bóg „narzuca” człowiekowi światopogląd !

Św. abp Pelczar: nie ma „relacji z Bogiem” bez wierności nauce Kościoła. Czy jesteś wierzący?

pch24.pl/sw-abp-pelczar

Wiara pada coraz częściej ofiarą modnych i zniekształcających reinterpretacji. Popularni w mediach społecznościowych duszpasterze „uczą”, że sednem religijności nie jest wiara w dogmaty, czy „wyznawanie jakiegoś zestawu przekonań”. To dynamicznie przeżywana „relacja z Bogiem” miałaby cechować prawdziwych chrześcijan. Autorzy podobnych wypowiedzi nie zdają sobie sprawy [czyżby?? M. Dakowski] , że przyczyniają się do ruiny wiary. Dziś trwanie przy Prawdzie Objawionej znajduje się w poważnym odwrocie, nawet wśród praktykujących katolików [czyżby?? M. Dakowski] . Setki zadeklarowanych wiernych samowolnie wybierają, którym orzeczeniom Magisterium będą ufać, a które uznają za relikt przeszłości.

Taka postawa jest tymczasem buntem wobec Boga i odrzuceniem prawdziwej religijności. Jak bowiem wyjaśnia święty abp Józef Sebastian Pelczar, przyjęcie nauki Chrystusa i Jego Kościoła jest fundamentem – na którym „relację z Bogiem” można dopiero zacząć budować.

Religia w ustach niewierzących

Kto przysłuchuje się modnym treściom duszpasterskim, wie, że przywiązanie do katolickiej nauki coraz rzadziej wskazuje się jako powinność wierzącego. Trwanie przy prawdach wiary przedstawia się jako fakt pośledniego raczej znaczenia. Zgodnie z tą tendencją ilość czasu, jaką kaznodzieje poświęcają doktrynie blednie w świetle ogromnego zainteresowania, którym „ambona” darzy relacje międzyludzkie, czy codzienne życie katolików.  

W tegorocznym artykule, opublikowanym na łamach portalu „Więź” ks. Jan Słomka – wykładowca wydziału teologicznego Uniwersytetu Śląskiego i łódzkiego seminarium –  przedstawiał przesłanie encykliki „Lumen Fidei” Franciszka jako ukoronowanie tego trendu. Zdaniem licencjonowanego teologa, w dokumencie Ojciec Święty chciał na dobre zerwać z myśleniem o wierze jako rozumowym uznaniu Bożego Objawienia. W miejsce tej utrwalonej definicji, według duchownego, Franciszek zaproponował wiarę dynamiczną, która „żyje” – wsłuchując się w głos innych ludzi i wpatrując się w znaki czasów. „To sposób naszego życia jest życiem naszej wiary”, pisał duchowny komentując dokument Chrystusowego Wikariusza.  

Zdaniem kapłana, w tej nowej wizji, katolik nie powinien zastanawiać się zbytnio na ile trwa przy artykułach wiary i prawdach, jakich Kościół naucza. Zamiast tego przede wszystkim ma oddawać się praktykom duchownym i „czynnej miłości”. Czas „wiary jako wiedzy”, odchodzi… pisał duchowny.  

„W Lumen Fidei myślenie o wierze, w tym o swojej wierze, oparte na metaforach widzenia i słuchania jest, powtórzmy, zupełnie inne niż myślenie oparte na pojęciach. Jest medytatywne, a nie argumentacyjne. To myślenie nie zaczyna się od przedmiotów: od tego, co wiem, co widzę, co słyszę, ale od tego, że patrzę, że słucham. Ale nie od tego, że wiem. A więc zaczyna się od przeżywania mojego własnego człowieczeństwa”….

Zostawmy na boku poprawność tej interpretacji. Trafna, czy przestrzelona [q… przecież to BREDNIA !! MD] , pokazuje, że głosy wprowadzające rozdział między „relację z Bogiem”, a trzymanie się i poznanie Objawienia dobiegają zewsząd. Istnieje na nie również silne zapotrzebowanie… „Uwolnić wiarę” od nieomylności katolickiego nauczania chciałoby całe postępowe skrzydło Kościoła, zabiegające o synodalną, czy tęczową „reformę”…

Podobne myślenie to śmiertelny błąd. [ BOLD -MD] Zgoła nienowy zresztą, bo gorąco orędowali za nim w ostatnich wiekach błądzący teologowie, znani jako moderniści. Zwolennicy takiego rozumienia wiary, jakie dostrzegł w Lumen Fiedi ks. Słomka są w gruncie rzeczy po prostu niereligijni, powiedziałby święty Józef Sebastian Pelczar. Na kartach swoich prac wybitny apologeta dowodził, że podobne propozycje zadają śmierć wierze, a Kościół może mieć dla nich jedynie potępienie.

Przede wszystkim poznać Boga

Religia to bowiem nie uczucie, nie przeżycie, nie samo-identyfikacja. Cenne przypomnienie tego, czym jest naprawdę, święty polski biskup zostawił nam w dedykowanej katechizacji wykształconych książce „Religia Katolicka: jej podstawy, jej źródła, jej prawdy wiary”. Dziś, gdy tylko pogłębił się doktrynalny kryzys, jakiemu hierarcha chciał stawić czoła, trzeba koniecznie wrócić do tej lekcji.

„Religia jest osobistym i żywym stosunkiem do Boga, jako początku i celu wszechrzeczy, a stąd wymaga przede wszystkim poznania Boga”, przypominał święty biskup. „Cóż to jest wiara? W znaczeniu zwykłym jest to uznanie czegoś za prawdę przez wzgląd na powagę i świadectwo mówiącego. Tak właśnie wierzy dziecię rodzicom, uczeń nauczycielowi. W znaczeniu teologicznym wiara jest chętnym, niezachwianym przyjęciem Prawdy Objawionej przez wzgląd na powagę Boga Objawiającego i nieomylne świadectwo Kościoła. A więc jest nie tylko mniemaniem lub przypuszczeniem, ale jest przekonaniem wykluczającym wszelkie powątpiewanie”, kontynuował przemyski arcypasterz.

„Trzy są światy, które Bóg przed człowiekiem odsłania: świat natury, świat porządku przyrodzonego i świat porządku nadprzyrodzonego, czyli Objawienia Bożego. (…) Do trzeciego świata prowadzi wiara Boska, czyli chętnie i niezachwiane przyzwolenie duszy naprawdę Objawioną przy pomocy łaski bożej ze względu na powagę Boga Objawiającego”, dodawał święty Józef Sebastian Pelczar.  

Ta nauka daje jasne zrozumienie, dlaczego katolicy traktowali głoszenie Ewangelii aż po krańce ziemi jako swoje pierwszorzędne zadanie. „Kościół od początku głosi naukę Chrystusową, a kto może ją poznać, ma się o to starać, poznaną zaś naukę winien przyjąć przez wiarę i według niej urządzić ziemskie życie. Wypływa to z samego stosunku człowieka do Boga. Jeżeli bowiem Bóg jest Stwórcą i Panem, jeżeli Syn Boży w ludzkim ciele jest Dawcą prawdy, łaski i zbawienia, jeżeli Kościół jest mistrzynią prawdy objawionej, szafarką łaski Chrystusowej, matka i przewodniczką dusz, ma człowiek obowiązek poznać Boga, uwierzyć w Jego prawdę, połączyć się z Nim przez łaskę, żyć według jego zakonu i słuchać Jego Kościoła. (…) kto tak czyni, ten idzie drogą żywota i odziedziczy chwałę nieśmiertelną, kto tak czynić nie chce, ten gotuje sobie zgubę wieczną”, zauważał wybitny apologeta.

Czy nie brzmi to okrutnie? Oto Bóg „narzuca” człowiekowi światopogląd! Obliguje, by sądził tak, a nie inaczej! Jak to możliwe, że nauczanie Kościoła miałoby się nie zmieniać mimo „postępu”? Tak na nakaz wiary zareagować może niejeden „współczesny”. Jak zwracał uwagę święty arcybiskup, niedocenienie Objawienia wyrażały już gnostyckie sekty starożytności. Szczególne sukcesy jego wrogowie osiągnęli w ostatnich stuleciach, wraz z dojściem do głosu w Kościele teologów modernizmu

Modernizm – karykatura wiary na miarę człowieka

Kwintesencją ich poglądów było odrzucenie wiary w możliwość poznania Boga dzięki katolickiej doktrynie. Ich zdaniem religia nie zstąpiła z nieba na ziemię, ale z ludzkiego serca wyrastała ku niebu. Nie miała zatem odsłaniać Prawdy o Najświętszej Trójcy i jej wyrokach, a jedynie symboliczne obrazy rzeczy wiecznych, wypływające z „uczucia religijnego”…

W świetle tych opinii godną pochwały „wiarą” nie mogło być przecież trwanie przy depozycie wiary. Lepszą religijność według modernistów przedstawiać miało wsłuchiwanie się w swoje wewnętrzne poruszenia i wskazania „sumienia”. Tak przekonania modernistów tłumaczył św. abp Józef Sebastian Pelczar: „Do protestantów zbliża się garstka teologów z obozu katolickiego zwanych modernistami, którzy wprawdzie uznają potrzebę Kościoła widzialnego i uczącego, ale widzą w nim dzieło ludzkie i odmawiają mu daru nieomylności, a natomiast twierdzą, że ostateczną regułą wiary jest sumienie każdego człowieka od Ducha Świętego oświecone”. „Według nich Objawienie Boże jest pewnego rodzaju wewnętrznym działaniem Boga na duszę, wiara zaś jest świadomością tego działania i pewnym uczuciem osobistym, powstającym z tęsknoty za tym, co pozaświatowe, nieskończone, idealne, boskie, podczas gdy rozum w rzeczach religii tylko takie ma zadania, jak malarz, gdy zatarte lub niewyraźne rysy obrazu rozjaśnia lub odświeża”.

Podobne poglądy, jako wrogie wierze doczekały się zdecydowanego potępienia Kościoła. Koronnym jego wyrazem był pontyfikat św. Piusa X. „Nic dziwnego, że te niedorzeczne mrzonki Pius X w encyklice Pascendi potępił, a w akcie przysięgi antymodernistycznej zaznaczył, że Wiara nie jest ślepym uczuciem religijnym wyłaniającym się z głębin podświadomości pod wpływem serca i działaniem dobrze usposobionej woli, ale prawdziwym uznaniem prawdy z zewnątrz ze słuchania przyjętej”, chwalił reakcję Ojca Świętego przemyski arcypasterz.

Budowanie cielca

Jak podkreślał arcybiskup Pelczar, jednoznaczne potępienie modernizmu było jedyną możliwą odpowiedzią Kościoła… Poglądy teologów tego nurtu, choć kładą nacisk na znaczenie osobistej religijności, w rzeczywistości niszczą samą podstawę więzi człowieka z jego Stwórcą…

Już przed wiekami rodzaj ludzki otrzymał bowiem częściową znajomość Boga. Pierwszym rodzicom została ona dana w postaci Objawienia Pierwotnego. A jednak – w kolejnych pokoleniach dzieci Adama popadły w pogaństwo i błędy religijne, oddalając się od Najwyższego.

Jak błyskotliwie dowodził arcybiskup Pelczar z „wiarą” modernistów – musi stać się dokładnie tak samo…

Religijność oparta na ludzkim przeżyciu i zmyśle religijnym skutkuje bowiem dopasowywaniem Boga do ograniczeń człowieka. Bez prawdziwego Objawienia prędzej czy później naszemu sumieniu i intelektowi zaczyna brakować światła. Jedno i drugie pada ofiarą przekłamań. Doskonałość, która przerasta ludzkie pojęcie, poznaje się z trudem. Żaden człowiek nie jest w końcu stanie „wymyślić” tego co Boskie. Jeśli zatem sam Bóg nie przekazał nam prawdy o Sobie i jego wyrokach – to o „osobistej” religijności nie ma mowy. „Relacja”, jaką będziemy starali się nawiązać w rzeczywistości będzie skierowana nie ku Najwyższemu, a ku naszej małości i pustce. Właśnie dlatego święty arcybiskup Józef Sebastian Pelczar wskazał, że pierwszą powinnością religijną jest poznanie Boga. Jak mielibyśmy się ku Niemu zbliżać i Go miłować, oddając cześć mizernej parodii jego Majestatu, a nasze zobowiązania względem Najwyższego wymyślając wedle własnych zachcianek?

Choroba, jaka toczy Kościół, to smutny dowód na celność uwag świętego biskupa. Dostosowywanie się do lewicowych ideologii i poprawności politycznej jest objawem zarażenia modernistycznym wirusem – skutkiem zaniedbania ortodoksji i edukacji doktrynalnej. Zaczynamy zapominać, czym jest chrześcijaństwo. Budujemy je na własnym fundamencie. W konsekwencji nowym wzorem postępowania staje się karykatura moralności, konstruowana na potrzebę schlebiania człowiekowi XXI wieku, a apostolski zapał zastępuje pluralizm, podporządkowany unikaniu konfliktu.

Wspomnienie z „Lex Orandi”

W dawnym rycie chrztu świętego katechumeni i rodzicie włączanych do Kościoła maleństw, pytani czego chcą od Mistycznego Ciała Chrystusa, nie mówili „chrztu”. Tuż przed otwarciem się dla nich życia nadprzyrodzonego odpowiadali kapłanowi, że pragną „wiary”. To symboliczne, że ta prośba padała właśnie na progu odziedziczenia bożego dziecięctwa… Nieskazitelny obraz Boga, dany Kościołowi z obowiązkiem przechowania go na wieki, jest warunkiem wszczepienia w życie nadprzyrodzone. Bez niego po prostu kogo innego będziemy mieć za swojego „boga”, niż Najświętszą Trójcę. Jeśli takiego obrazu nie ma, to więź między człowiekiem a Bogiem może być jedynie iluzją.

Oto wybór. Albo depozyt prawdy o bożym rodowodzie, który trzeba uznać rozumem, albo niemożliwy do pokonania dystans między ludźmi a ich Stwórcą.

Filip Adamus

14 lipca – masoni świętują początek bezbożnej epoki. Święty biskup Pelczar demaskuje mit Rewolucji Francuskiej

14 lipca 2024

Początek bezbożnej epoki. Święty biskup Pelczar demaskuje mit Rewolucji Francuskiej

pch24/wiety-biskup-pelczar-demaskuje-mit-rewolucji-francuskiej

Chwalenie się dziedzictwem Rewolucji Francuskiej to reguła w krajach „pierwszego świata”. W powszechnym obiegu przewrót ze schyłku XVIII wieku przedstawia się jako prometejski projekt polityczny, którego owocem w zasadzie ma być „nowoczesne” społeczeństwo… To jednak spadek zbroczony krwią i zhańbiony apostazją. Integralną częścią dzieła jakobinów i sankiulotów była krwawa rzeź kleru i… próba zastąpienia chrześcijaństwa bluźnierczym kultem.

Jak podkreślał święty arcybiskup Sebastian Pelczar, te prześladowania nie były skutkiem „chwilowego wzburzenia namiętności”. Bunt przeciwko wierze stanowił samo sedno rewolucyjnego programu.

Bałwochwalstwo rewolucji

W swojej książce „Rewolucja Francuska wobec religii katolickiej i jej duchowieństwa” święty dał najlepsze poparcie powyższemu przekonaniu, przywołując wstrząsające sceny, dla których przed ponad 200 laty Francja stała się krwawym teatrem. Jednym z najbardziej wymownych obrazów jest relacja z pierwszego nabożeństwa „kultu rozumu”, jakie zgromadziło Paryżan 10 listopada 1793 roku:

Na niesionym przez rewolucjonistów pozłacanym tronie zasiadła gwiazda opery. Jej głowę zdobiła czerwona „frygijka”. W dłoniach miała włócznię i gałązkę dębową, a pod jej stopami leżał zbezczeszczony znak Odkupienia – Chrystusowy Krzyż. Śpiewaczka, czy też tancerka odgrywała w porażającej ceremonii rolę bóstwa. W towarzystwie tłumnego orszaku wniesiono ją do kościoła Najświętszej Maryi Panny. Wewnątrz świątyni zasiadła na ołtarzu – a zgromadzony lud oddawał jej bałwochwalczy pokłon. [to była “kurtyzana – tj. droga, znana kurwa. Tego określenia jedna świętobliwy Biskup unikał. MD]

Oto kult nowej religii. Od 26 listopada 1793 roku jedynej, która cieszyła się nad Sekwaną swobodą publicznego wyrazu. Tymczasem kościoły, do niedawna jeszcze tętniące życiem religijnym i celebracjami Najświętszej Ofiary, zostały pozamykane, zsekularyzowane i podporządkowane władzy państwa. Księża diecezjalni, mnisi i zakonnice przeciwni poglądom rewolucjonistów, trafili na wygnanie albo na gilotynę. Zdaniem bpa Pelczara, liczba duchownych dotkniętych represjami wywrotowców sięgać mogła 40 tysięcy…

Zastąpienie wiary Francuzów zajadłym antyklerykalizmem i bluźnierczymi gusłami wymagało wielu zbrodni, niemałej liczby uchwał i czasu. Gdyby dla rewolucji religia była sprawą mniejszej wagi, z pewnością skala prześladowań nie osiągnęłaby podobnego natężenia. Choć dziś myśli się o krwawym dziele lat 1789 – 1799 w kategoriach społecznych, święty pasterz archidiecezji przemyskiej udowadniał, że było ono czymś więcej niż tylko reakcją na bieżące problemy czy nową wizją polityczną.

Rozsadnicy niedowiarstwa  

Jak wyjaśniał abp Pelczar, Rewolucja Francuska była w swojej najgłębszej istocie wydarzeniem religijnym. „Zjawisko tej miary nie mogło być skutkiem chwilowego wybuchu namiętności, ale musiało mieć swoje źródło w upadku wiary u znacznej części społeczeństwa francuskiego”, zwracał uwagę. Zdaniem dawnego rektora UJ, rolę „mistrzów niedowiarstwa”, którzy trudzili się, by na francuskiej ziemi wyrósł kąkol apostazji, przyjęli oświeceniowi myśliciele.

Za Ludwika XV powstaje nawet związek duchów mocnych, albo filozofów mający (…) za cel obalenie katolicyzmu i przekształcenie Francji tak pod względem religijnym, jak i politycznym i społecznym. Przywódca tego spisku, Voltaire, arcymistrz w sarkazmie i sofizmacie, szydzi z tajemnic wiary, osłabia cześć dla wiary, podkopuje zasady moralności.

Dalej jeszcze posuwa się Diderot, bo zuchwale twierdzi, że nie będzie dobra na świecie, dopóki ostatniego króla nie powieszą na wnętrznościach ostatniego księdza. (…) Z drugiej strony Rousseau rzuca rękawicę Objawieniu, powadze cywilizacji, a zachwala religie deizmu, stan natury, wychowanie przez niewychowanie, wszechwładztwo ludu i równy podział dóbr (…). Ci to sofiści, słuchani jak wyrocznie, oklaskiwani jakoby zbawcy ludzkości, stali się mistrzami niedowiarstwa i moralnymi twórcami rewolucji”, opisywał ich działalność polski duchowny.

Podstawą przewrotu roku 1789 była więc bezbożna myśl, zakorzeniona w naturalizmie i uwielbieniu człowieka. Rewolucjoniści przekreślili Objawienie. Przekonywali za to, że jedynym źródłem prawd może być „rozum” zamknięty na wszystko, co przerasta przyrodzoność.

Ekspansję temu rewolucyjnemu stanowisku zapewniły, jak tłumaczył święty ordynariusz, inne destruktywne czynniki. Odporność duchową Francuzów zdecydowanie pogorszyło zepsucie obyczajów, ulubiony sprzymierzeniec apostazji. Moralna gangrena rozpleniła się, według hierarchy, od góry – przede wszystkim przez demoralizację dworu. Styl bycia „elity społecznej” przedrewolucyjnych czasów cechował bowiem zbytek, rozwiązłość i zaniedbanie własnych obowiązków stanowych… Gorszące wady spływały na gmin.

[porównaj dzieła Andrzeja Sarwy. md]

Oliwy do ognia dolała wreszcie działalność tajnych stowarzyszeń… Ideologię tych kół św. biskup Sebastian Pelczar opisywał w obszernej pracy o wolnomularstwie w następujących słowach: „Czymże jest tedy masoneria, jeżeli nie sektą antyreligijną, dążącą do ostatecznego usunięcia religii Chrystusowej, a zastąpienia jej swoją religią – to jest kultem natury i ubóstwieniem człowieka, jak też do obalenia Kościoła, by zamiast niego stać się Kościołem świata?”. Jak zwracał uwagę duchowny, nad niemal wszystkimi ważniejszymi przywódcami rewolucji unosił się znak cyrkla i węgielnicy…

Przewrót religijny – początek bezbożnej epoki

Z uwag świętego biskupa płyną wartościowe wnioski… Ukazuje on Rewolucję Francuską w innym, celniejszym świetle. Bez trudu pozwala pojąć, dlaczego od początku Kościół oraz wywrotowcy wypowiedzieli sobie nawzajem bezpardonową wojnę… Antychrześcijańskie przedsięwzięcie tych ostatnich nie było sprawą polityki, ale religijną wojną domową. Uchwały rewolucjonistów, takie jak zakaz katolickiego kultu, zabór mienia kościelnego, ale również ogłoszenie Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, motywowane były wiarą – nową religią rozumu i człowieka…

Widząc, że kontekst ten zostaje zapomniany, a rewolucja doczekała się uznania za prometejski projekt emancypacji, święty biskup Pelczar przyłączył się do starcia i chwycił za słowny oręż. Swoją pracę o wydarzeniach końca XVIII wieku we Francji dedykował polskiemu narodowi, by przestrzec naszych przodków przed czerpaniem inspiracji z dzieła wolterian i masonów. Jak wielki byłby smutek tego obrońcy ortodoksji, gdyby spojrzał na kształt własnej ojczyzny i Kościoła w XXI wieku… Ten sam duch i treść, jakie przenikały bałwochwalcze ekscesy rewolucjonistów, stały się dzisiaj podstawą „nowoczesnej” państwowości. Poglądy rzekomo usprawiedliwiające prześladowania kapłanów, uzyskują legitymację nawet w Kościele, podkopując wiarę wielu.

Wyjątkowego uznania doczekała się dziś Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela. Dokument ten przedstawia się w roli fundamentu demokratycznego porządku. Trybunały sądzą nawet z przestrzegania wywiedzionych z niego postanowień i ich kontynuacji. Głosów krytyki niemal próżno szukać. Język praw człowieka przeniknął nawet skutecznie do orzeczeń władzy duchownej. Kościół przestrzega przed ich naruszaniem i sam zachowuje się jakby przyjął je za nienaruszalny drogowskaz.

Tymczasem fundamentem Deklaracji nie było zaznaczenie godności człowieka jako korony stworzenia. Wynikła ona z buntu przeciwko wszystkim normom, których źródłem nie byłoby „samostanowienie ludu”. Odzwierciedla też wiarę uczestników rewolucyjnego zgromadzenia w ich ustawodawczą wszechmoc. Gdy rewolucjoniści zadekretowali „wolność religii i sumienia”, ich celem było podważenie powinności wiary w to, co Objawione. „Zdecydowali”, że nie ma prawa, które wymagałoby przyjęcia Chrystusa za Mesjasza i uznania tego, co Zbawiciel podaje przez Kościół. Tymczasem Chrystus powiada: „wolą Ojca jest to, byście wierzyli w Syna, którego On posłał”.

W istocie Deklaracja Praw Człowieka to agresywny bunt przeciwko ładowi społecznemu, w którym istnieją niewzruszone zasady religijne, moralne czy porządek hierarchiczny. To właśnie dlatego papieże zdecydowanie potępili rewolucyjne uchwały zapisanych w hołubionym dziś akcie. Tak o rewolucyjnych koncepcjach pisał w encyklice Mirari Vos Grzegorz XVI:

„Ze stęchłego źródła indyferentyzmu wypływa również owo niedorzeczne i błędne mniemanie, albo raczej omamienie, że każdemu powinno się nadać i zapewnić wolność sumienia. Do tego zaraźliwego błędu wprost doprowadza niewstrzemięźliwa i niczym nie pohamowana dowolność poglądów, która wszędzie się szerzy ze szkodą dla władzy duchownej i świeckiej, za sprawą niektórych bezwstydników, którzy odważają się głosić, że z tego powodu religia odnosi jakąś korzyść. Ale czy może być bardziej nieszczęśliwsza śmierć dla duszy niż wolność błądzenia? (14), mawiał św. Augustyn.

Kiedy zwolniony zostałby wszelki hamulec, który utrzymywał ludzi na drodze prawdy, wówczas ich zepsuta natura skłonna do złego już na oślep rzuci się za swoim popędem, wówczas powiedzmy to rzetelnie – otwarta jest studnia przepaści (Ap 9, 3), stąd według objawienia św. Jana wydobywał się dym, który zaćmił słońce, i szarańcza, która spustoszyła ziemię.

Stąd pochodzi nieuporządkowanie umysłów, stąd w młodzieży coraz większe zepsucie, stąd u ludu pogarda najświętszych praw i rzeczy duchowych, stąd słowem: zaraza w państwie szkodliwsza nad wszystkie, ponieważ wiadomo na podstawie doświadczenia opartego na całym starożytnym dorobku, że państwa kwitnące potęgą, sławą i zamożnością upadły tylko z powodu tego jednego nieszczęścia, nieumiarkowanej dowolności opinii, wolności wypowiedzi i żądzy coraz to nowych zmian”.

Z kolei Pius VI bezpośrednio zareagował na uchwały rewolucjonistów wydaniem w marcu 1791 roku breveQuod Aliquantum. Ojciec Święty skrytykował zasadę „wolności religijnej”: „tej wolności absolutnej, która nie tylko zapewnia prawo, aby nie być niepokojonym co do swych poglądów religijnych, ale która daje prawo myśleć, mówić, pisać i nawet drukować w materii religijnej to, co komu podpowiedziała najbardziej zwariowana imaginacja. To prawo monstrualne”, oceniał papież.

Zdecydowany sprzeciw Kościoła wobec Rewolucji obrazował przywiązanie do Najwyższego Prawodawcy. W XVIII wieku władza duchowna i wierni zdawali sobie sprawę, że zasady ustanowione przez Boga nie naginają się do ludzkich oczekiwań ani woli większości. Człowiek nie ma „prawa” do obierania swojej drogi życiowej, jak tylko chce. Nawet jeśli litera przepisów daje mu takie możliwości – to w najgłębszym sensie grzech, w tym odrzucenie prawdziwej wiary, jest zawsze aktem nielegalnym. Swoboda w jego popełnianiu nie może stanowić podstawy społeczeństwa, które chce nazywać się chrześcijańskim. Oznacza bowiem uzurpacyjną próbę zwolnienia się z obowiązków wobec Stwórcy.

Dziś za to porewolucyjny paradygmat świeckości i kultu człowieka staje się podstawą ustrojów państw, ale i kościelnej praktyki. Smutnym świadectwem tej tendencji są próby „pojednania” Kościoła i masonerii. Napływające z Watykanu wiadomości o takich wysiłkach dowodzą jednego – konflikt wygasa, bo Lud Boży coraz mniej opiera się przekonaniom o wolnomularskim rodowodzie. Religia człowieka, choć dla św. Józefa Sebastiana Pelczara była skandalem, przestaje szokować… „Konsensus naukowy” czy presja postępowców stają się kryterium, do jakiego dostosowywać się ma doktryna. Chrześcijańska moralność i teologia małżeństwa ma uwzględnić „dorobek” rewolucji seksualnej… To wszystko znak emancypacji człowieka spod boskiej władzy – najgorszego egalitaryzmu, który znosi różnicę między tym co święte, a tym co naturalne.

Niebezpieczną ekspansję takich tendencji dostrzegał również były rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak podkreślał bp Pelczar, francuski przewrót „rzucił w świat posiew nowej idei, a tym samym stał się początkiem nowej epoki, zwanej rewolucyjną”. Jej serce to non serviam rzucone Bogu przez Jego stworzenie – dziś jeszcze bardziej pewne swojej wszechwładzy – nad wiarą, etyką, a nawet… płcią.

Filip Adamus

Redakcja PCh24.pl poleca pozycje: „Rewolucja Francuska wobec religii katolickiej i jej duchowieństwa” oraz „Masoneria. Jej istota, zasady, dążności, początki, rozwój, organizacja, ceremoniał i działanie” autorstwa św. Józefa Sebastiana Pelczara, dostępne w księgarni Multibook.pl. W oparciu o te pozycje, nadesłane dzięki uprzejmości księgarni, powstał powyższy artykuł.

==================================

Opis 41 str., 12 zł

Św. bp Pelczar w zwarty i logiczny sposób przedstawia genezę rewolucji francuskiej prezentując ją – zgodnie z rzeczywistością – jako krwawy przewrót, godzący we wszelkie przejawy życia ludzkiego, począwszy od religii, obyczajowości, stosunków społecznych aż do urządzeń struktury władzy w państwie i w świecie.


Przedmowa

Odczyt wypowiedziany w r. 1890 w Krakowie na dochód Towarzystwa Wzajemnej Pomocy uczniów Uniwersytetu Jagiellońskiego, a teraz znacznie rozszerzony, ogłaszam ponownie drukiem, chcąc na losach Francji wykazać, do czego prowadzi zaciekła nienawiść Kościoła katolickiego, a zarazem ostrzec naród polski, aby nie poszedł śladami rewolucji francuskiej, która wprawdzie niejedno złe usunęła, ale z drugiej strony pod hasłem wolności, braterstwa i publicznego dobra skrępowała wolność religijną i polityczną, uprawniła bezbożność, pomnożyła zbrodnie i wytoczyła strumienie krwi bratniej. Ostrzeżenie to jest potrzebne, bo w społeczeństwie polskim nie brak takich, którzy przyszłość niepodległego narodu i państwa widzą w porzuceniu zasad religii katolickiej i obaleniu porządku na tych zasadach opartego, albo przynajmniej na skrępowaniu wolności Kościoła i zagrabieniu jego mienia, by go pozbawić wszelkiego wpływu na sprawy polityczne i społeczne, a losy narodu oddać w ręce zwolenników socjalizmu i radykalizmu, czy nawet rosyjskiego bolszewizmu. Że obowiązkiem prawych katolików i patriotów jest stawić tamę tym dążnościom i bronić energicznie a roztropnie i wytrwale zasad katolickich, jako podwalin, na których jedynie silna budowa polityczna i społeczna wznieść się może, nie potrzeba dowodzić; historia jest tu najlepszą mistrzynią.

Jestem daleki od uroszczenia, by tę rozprawę uważać za wyczerpującą; to jednak powiedzieć mogę, że fakty w niej wymienione stwierdziła krytyka historyczna.

Przemyśl, 29 września 1922 r.
Józef Sebastian Pelczar

====================