Kodeks prawicy. Konserwatywny realizm.

Wawel ekspedyt

WSTĘP

image

Wobec inwazji lewicowej mentalności (czyli przeciętności i bezmyślności sterowanych z tylnych siedzeń przez oligarchów okrzykiem “pust wsiegda budiet postęp“) konieczne jest odświeżanie znaczenia pojęcia PRAWICA (czyli prawicowej postawy, mentalności, myśli państwowotwórczej). Dawniej preferowano na rzecz opisu rzeczonej, prawicowej postawy termin “konserwatyzm”. Jednak niewidzialna ręka kreatorów tego, co ma myśleć społeczeństwo (vide: Bernays) wymusiła termin “prawica” kojarząc w tępych odbiorcach mediów konserwatyzm z zacofaniem. Tymczasem źródłowo konserwatyzm = mądrość. Poniższy tekst wraca do pierwotnych sensów podziałów na scenie politycznej.

KODEKS PRAWICY

   „Sprawiedliwośc jest czymś zupełnie innym niż równość i oznacza według słów Ulpiana „Suum cuique” (Każdemu co jego).”

1. Realizm kontra relatywizm. Konserwatyzm – bo takiego będę używać pojęcia w dalszej części artykułu zamiast niejasnego terminu “prawica” – utrzymuje, że istnieje  obiektywny porządek rzeczywistości, niezależny od naszych subiektywnych interpretacji. Jak pisze Jeffrey Burton Russell (1986) w swej analizie współczesnych koncepcji zła, zanik religijnej wersji realizmu przyczynił się do powstania pustki w tym stuleciu:

„Próżnia ta została do pewnego stopnia wypełniona przez marksizm (który sam jest odmianą religii) i liberalny progresywizm, wyznające wiarę, że ludzkość ma przed sobą postęp.(…) faustowska ufność w zdolność ludzkości do rozwiązywania swych problemów wraz z niczym nie uzasadnioną wiarą w dobroć ludzkiej natury, sprowadziła intuicje dobra i zła do wymiaru zjawisk psychologicznych, nie zakorzenionych w żadnej transcendentnej rzeczywistości i wytłumaczalnych w kategoriach fizycznych, mechanistycznych. Rezultatem jest mętny, lecz wszechogarniający relatywizm moralny. Żadne wartości nie są transcendentne; wszystkie są całkowicie względne i zależą od preferencji jednostek lub społeczeństw. Prawda również jest kwestią preferencji”.

Konserwatywny realizm, w przeciwieństwie do relatywizmu, stanowi współczesne ucieleśnienie tradycyjnej teorii prawa naturalnego. Jeżeli nie wierzy się w prawo naturalne, to nie może być zgody co do dobra i zła (albo prawdy i fałszu, rzeczywistości i fikcji). Prawo naturalne jest zespołem pewników (moralnych absolutów), bez których nie potrafilibyśmy uzgodnić między sobą, co jest dobre, a co jest złe. W polityce, prawo naturalne jest „luźnym zestawem reguł działania, narzuconych przez autorytet wyższy od państwa” (R.Kirk). Jeżeli, jak sądził Hobbes (i jak sądzi wielu liberałów), tego rodzaju autorytet nie istnieje, to państwo musi być omnipotentne.

„(…)Demokracja może się stać równie ciemiężycielska jak tyrania, jeżeli zaneguje prawo naturalne. (…) „lud może być równie niebezpieczny jak dyktator, kiedy popadnie w bałwochwalstwo, zapomina­jąc, że obowiązuje go prawo nie ustanowione przez człowieka.” “. H. Agar, A Declaration of Faith (1952)

2. Kapitalizm kontra kolektywizm. Wolność jest ścisle związana z własnością prywatną. Wolności politycznej muszą towarzyszyć indywidualne decyzje ekonomiczne oraz indywidualna własność. Własność prywatna jest jednym z nielicznych rzeczywistych naturalnych uprawnień. Ludzie mają fundamentalne prawo do zatrzymywania korzyści ze swej inteligencji, pracy i roztropności. Wolny rynek jest w równym stopniu imponującym motorem kreatywności co jarmarkiem prostactwa i tandety, ale mimo wszystko, pozostaje rynek najlepszym gwarantem wolności, gdyż ruchliwy pieniądz powoduje rozproszenie władzy. A zatem władza kapitalizmu, tak samo jak federalizmu [prawdziwego, nie “europejskiego”], powściąga władzę państwa. Im więcej człowiek bierze na siebie, tym jego życie jest pełniejsze.

3. Dobro wspólne kontra etatyzm i nepotyzm. Istnienie państwa i władzy jest po części skutkiem ludzkich słabości i niedoskonałości. Jego zadaniem jest obrona ludzi przed zbyt potężnym społeczeństwem, przed złymi jednostkami lub przed wrogiem zewnętrznym. Państwo jest kośćcem narodu. Prawomocność państwa spoczywa w pierwszym rzędzie na autorytecie ale także, wskutek niedoskonałej natury człowieka na sile. W sferze działania państwa winno być tak wiele wolności, jak to jest możliwe i tak wiele siły, ile jest konieczne. Wszystkie wolne narody są „autorytarne” w swojej polityce, a także w zyciu społecznym i rodzinnym. Państwo ma charakter „aneksjonistyczny”. Grozi mu ciągle niebezpieczeństwo chorobliwego rozrostu jego organów i uzurpowania sobie funkcji, które z natury rzeczy należą do jednostki, rodziny lub społeczeństwa. Cokolwiek może uczynić jednostka, winna to czynić; następnym krokiem jest zwrócenie się do rodziny, dalszym do wspólnoty lokalnej, a dopiero na samym końcu do państwa. Dlatego idealne państwo winno być państwem federalnym, złożonym z jednostek politycznych o szerokiej autonomii (states, Laender, regions, provinces, ziemie). Oczywiście nie ma tu żadnych analogii do pseudofederalnego projektu Unii Europejskiej. Regiony podobnie jak osoby mają swoją niepowtarzalną wartość, są wytworem organicznego wzrostu i maja o wiele bardziej wyraziste oblicze niż wielkie państwo. Rządzący powinni z powagą i rzetelnie przysłuchiwać się temu, czego pragną rządzeni. Przed biurokracją i technokracją jednak nie ma ucieczki. W epoce w której nauka i technika są tak silnie obecne, nieodzowna jest wysoko wykwalifikowana administracja, która cieszy się poważaniem obywateli i ma dochody zmniejszające do minimum pokusę korupcji.

 Dzieci są wychowywane przede wszystkim przez rodzinę. Jest rzeczą wielce szkodliwą przyjmowanie przez szkołę zadań i obowiązków, które spoczywają na rodzinie. W szkołach powinny panować: dyscyplina, pilność, pracowitość, cierpliwośc i wytrwałość. Państwo i społeczeństwo muszą unikać każdej polityki, która zagraża integralności i niezależności rodziny.

Mężczyzna i kobieta są duchowo równowartościowi, lecz mają różne powołania, zadania i role. Tradycyjna rola kobiety w naszej cywilizacji to: miłość, sympatia, dawanie życia, wychowanie dzieci. Są to rzeczy niesłychanie ważne, wprost bezcenne. Nikt nie potrafi zastąpić kobiety w tej roli. Nie oznacza to, że kobietom należy ustawowo zabraniać swobodnego wyboru zawodu, kariery i roli innej niż ta, dana jej przez naturę.

4. Sceptycyzm kontra progresywizm. Konserwatyzm różni się od liberalizmu w jednej absolutnie fundamentalnej sprawie:  w poglądzie na naturę ludzką. Mówiąc prościej: konserwatyści uważają, że człowieka trzeba hamować, liberałowie, że trzeba go wyzwolić. Konserwatyści muszą walczyć o utrzymanie tradycyjnych hamulców, którymi są rodzina, społeczność i religia, podczas gdy liberałowie często widzą w tych instytucjach „opresje”, które należy usunąć. Problem w tym, że kiedy znikną te „opresje”, rządzić będzie tylko tyrania. Wolność nie jest więc stanem natury, lecz owocem ewolucji politycznej. Wymaga prawa oraz możliwości do sprzeciwiania się panującej władzy czy opinii.

5. Ewolucjonizm kontra konstruktywizm. Konserwatyzm utrzymuje, że ewolucyjnie wykształcony porządek, ewolucyjnie wykształcone wskazania tradycji, czyli mądrość odziedziczoną, należy stawiać wyżej od porządku skonstruowanego. Konserwatyzm wykazuje nieufność do sofistów, obliczaczy i ekonomistów, którzy chcieliby zrekonstruować społeczeństwo na podstawie abstrakcyjnych projektów.

6. Teizm kontra sekularyzm. Konserwatywne pojęcie wiary pokrywa się ze zwykłym znaczeniem określenia „wiara religijna” i oznacza akceptację transcendentnych źródeł jednostkowego życia i społeczeństwa. Człowiek jest czymś więcej niż „tylko człowiekiem”. Jego egzystencja nie kończy się wraz ze śmiercią ciała. Życie człowieka jest w niezrozerwalny sposób związane z Bogiem, zwykle przez spajającą moc religii. Rozum, intuicja i łaska są drogami do niewidzialnego, ale niewątpliwie istotnego, wszechwiedzącego i wszechmocnego Boga.

    Wiara religijna jest ważna z dwóch powodów: 1) religia jest prawdziwa, a jej prawdziwość nadaje znaczenie po prostu wszystkiemu (również sensu nicości nie można naprawdę poznać bez odniesienia do Boga); 2) religia daje (niektórzy uznają to za paradoks) jedyną pewną ochronę przed absolutyzmem – lewicowym czy prawicowym.

Rozdzielenie Kościoła i państwa w żadnej mierze nie oznacza, ze nie powinny one ze sobą współpracować. Taka współpraca istnieje w wielu krajach od pokoleń i była z pożytkiem dla obu stron.

Religia jest jedną z charakterystycznych cech człowieka odróżniających go od zwierząt. Etyka opiera się na pojęciach religijnych, dlatego pełne rozpoznanie „prawa naturalnego” jest możliwe tylko w swietle religii. Nie zaprzecza temu fakt, że istnieją ludzie niewierzący, którzy przestrzegają zasad moralnych lepiej niż niejeden wierzący. Ale dzieje się tak dlatego, że nieświadomie podążają oni za wskazaniami moralnymi zawartymi w religii. Statystycznie rzecz biorąc wyraźnie widać, że wzrost przestępczości i rozpad rodziny są wynikiem osłabienia wiary. Rozmaite wyznania powinny ze soba współpracować akceptując to, co je łączy: wspólny duchowy i estetyczny fundament, na którym powinno opierać się państwo i społeczeństwo.

7. Elity autentyczne kontra uzurpatorskie koterie. Talent, rzeczywiste osiągnięcia, ofiarność, moralna dyscyplina, charakter muszą być szanowane i nagradzane. Zawiść, grupowa arogancja, mściwość, nienawiść, brak miłości bliźniego są nowotworem zżerającym społeczny organizm. Społeczeństwo bez elit, przywództwa i bez wzorów, które można naśladować, jest społeczeństwem chorym. Kiedy ich nie ma, lub są złe, narody popadają w dekadencję i upadają. Formowanie się elit przebiega w długim procesie krystalizacji i selekcji.

8. Patriotyzm kontra kosmopolityzm i wynaradawianie. Patriotyzm nie ma nic wspólnego z nacjonalizmem (w jego wersjach anglosaskiej, germańskiej, rosyjskiej i żydowskiej) i rasizmem (pojęcie “nacjonalizm” trzeba jednak próbować zrehabilitować opierając się na dokonaniach polskiej myśli narodowej). Patriota przyjmuje „ponadnaturalny”, refleksyjny i etyczny a nie etniczny, punkt widzenia. Jest wierny i lojalny wobec kraju, w którym się urodził, kraju jego przodków lub też kraju, który wybrał jako swoją ojczyznę. Patriota dumny jest z różnorodności kultur, języków, instytucji, stanów, klas, warstw, tradycji i poglądów. Narodowość, obywatelstwo są istotnymi czynnikami i nie powinny być ignorowane. Narodowość wyodrębniana w pierwszym rzędzie, ale nie wyłącznie przez język posiada również swój wymiar kulturalny. Ale w pojęciu narodowości mieści się nie tylko język, ale również obyczaje, sposoby, zachowania, tradycje kulturalne. Narodowość zawiera w sobie wartości racjonalne i duchowe. Jest integralną częścią osobowości człowieka i z reguły może zostać zmieniona jedynie w dzieciństwie. Sztuczne „wynaradawianie” jest złem i sprzeczne jest z tradycją naszej cywilizacji.

Skutkiem niwelatorskiej działaności rządu ogólnoeuropejskiego byłaby cywilizacyjna martwota.

[Narodowość należy odróżnić od obywatelstwa, które jest stanem polityczno-prawnym i dlatego może zostać zmienione właściwie w każdej chwili. Jednakże również obywatelstwo wymaga lojalności i nie należy zmieniać go jak rękawiczek (stąd w niektórych krajach nowi obywatele składają przysięgę na wiernośc państwu, którego obywatelstwo otrzymują)].

Tradycje neutralne i „nieracjonalne” są też ważne i potrzebne, gdyż dają ludziom poczucie ładu i bezpieczeństwa. Tradycje należą do regulatorów społecznych. Zmiany są niekiedy konieczne, a więc także rewizje pewnych tradycji. Trzeba jednak przeciwstawić się zmianom dla samych zmian, gdyż wprowadzają do zycia chaos i niepewność. Nagłe zmiany mogą być dokonywane jedynie w sprawach mało istotnych, tam jednak gdzie chodzi o sprawy fundamentalne, tam obrona tradycji równoznacznej z trwałością warta jest poświęceń i ofiar.

9. Prawdziwa tolerancja kontra bezideowość i nihilizm. „Prawdziwą tolerancję mogą okazywać jedynie osoby posiadające ugruntowane przekonania. Dla takich ludzi tolerancja polega na tym, że potrafią „ścierpieć” (łac.tolerare) przekonania innych ludzi i uznaja ich prawo do wyznawania tych poglądów. Kto nie ma stałych i mocnych przekonań, kto grzeczne wątpienie, agnostycyzm, sceptycyzm lub nihilizm podnosi do rangi zasady, ten może być jedynie obojętnym, a nie tolerancyjnym.

10. Wyjątkowość kontra równość. Każdy jest niezbędny, każdy jest niezastąpiony. Choćby był nie wiadomo jak mały i cichy. Skutkiem tej wyjątkowości i niepowtarzalności jest różnorodność i nierówność. Jesteśmy różni pod każdym względem – fizycznym, moralnym i intelektualnym. Różnymi czynią nas nasze talenty, zdolności i wysiłki, nasza płeć i nasz wiek, nasza mądrość i nasze doświadczenie. U wszystkich ludzi występują te same cechy, ale nie w jednakowym stopniu. Konserwatyzm cechuje przychylny stosunek do różnorodności i tajem­nicy ludzkiego istnienia, w przeciwieństwie do ciasnej jednorod­ności, egalitaryzmu i utylitarnych celów większości radykalnych systemów.

Poniżające człowieka dążenie do równości i nienawiść do tego co odmienne charakteryzuje wszystkie formy lewicowości. Ponieważ jednak natura tworzy różnice, lewica może osiągnąć swe cele jedynie przy użyciu przemocy, poprzez urawniłowkę, przymusową asymilację, emigrację lub ludobójstwo. Wszystkie odmiany lewicy, które swą kulminację osiągnęły w rewolucjach: francuskiej, bolszewickiej i narodowo-socjalistycznej, poszły tą drogą.

[opracowano na podstawie:

Deklaracja Portlandzka (red.Erik von Kuehnelt-Leddihn)

Brad Miner – Zwięzła encyklopedia konserwatyzmu

Erik von Kuehnelt-Leddihn – Demokracja – opium dla ludu?]

Konserwatyzm jako historia zlekceważonych przestróg

Konserwatyzm jako historia zlekceważonych przestróg

https://pch24.pl/ludwik-peziol-konserwatyzm-jako-historia-zlekcewazonych-przestrog/


Konserwatyzm bywa sekowany jako postawa bojaźliwa, jałowa i marudna: bojaźliwa, bo dopatruje się w każdej nadchodzącej zmianie zwiastunu katastrofy; jałowa, bo nie proponuje rozwiązań palących problemów społecznych; marudna, bo zadręcza wszystkich krytycyzmem wobec tak „obfitej w bogactwa materialne i swobody osobiste” współczesności. Wystarczy jednak chwila refleksji, by te zarzuty rozmiłowanych w idei postępu adwersarzy obnażyć i skutecznie odeprzeć.

Upolityczniona „debata publiczna” preferuje krótkie, błyskotliwe i zjadliwe komunikaty. Mają one świadczyć o specyficznym rodzaju inteligencji nadawcy, dzięki której okazuje swoją wyższość i wzbudza poklask audytorium, niczym bokser, zadający potężny i precyzyjny cios. Gdyby przyjrzeć się sporom toczonym w mediach społecznościowych i telewizyjnych konfrontacjach partyjnych, większość tych ciosów skierowanych w stronę konserwatystów można zaliczyć do jednej z trzech z wynotowanych powyżej kategorii. Stąd powstaje potrzeba nauki efektywnego odparcia ciosu, której poświęcimy niniejszy tekst.

Bojaźliwość

„Konserwatyści zawsze wieszczą katastrofę, a później okazuje się, że świat jakoś się nie rozpada, a nawet podąża naprzód” – atak na pierwszy rzut oka zgrabny i łatwy do zilustrowania cytatami z powieści typu Konopielka, w której mieszkańcy wsi Taplary panicznie obawiają się elektryfikacji, zastąpienia sierpów kosami podczas nadchodzących żniw czy posyłania dzieci do nowo urządzonej szkoły. Niekiedy również bywa uzupełniany o przeinaczone „fakty” historyczne, jak obawa przed zniesieniem niewolnictwa czy udostępnienie masom owoców technologii druku. To typowy chwyt, polegający na ustawieniu sobie do bicia wyobrażonego sprymitywizowanego przedstawiciela przeciwnego obozu ideowego i uczynienie zeń tego „reprezentatywnego” dla całości. Przywołajmy zatem wybitnych przedstawicieli myśli konserwatywnej, których przestrogi okazywały się niezwykle roztropne, i których wysłuchanie pomogłoby uniknąć społeczeństwom wielu tragedii i ponurych absurdów.         

Kiedy dopiero pączkowały rozmaite utopijne wizje przyszłości, opcja zachowawcza (czy to w postaci konserwatystów czy reakcjonistów) często nadzwyczaj trafnie przewidywała konsekwencje prób wcielenia ich w życie. Edmund Burke, w sztandarowym dziele pt. „Rozważania o rewolucji we Francji” wynotował pesymistyczne prognozy dotyczące przewrotu kulturowo-politycznego, jaki rozgrywał się wówczas na kontynencie. Rewolucyjni podżegacze i samozwańczy trybuni obiecywali społeczną równość i obalenie zasady posłuszeństwa, co budziło zachwyt wigowskich kolegów Burke’a. Już wtedy przestrzegał on, że próba urzeczywistnienia tego typu haseł żadnej równości nie zaprowadzi, a spowoduje zastąpienia jednej władzy inną, znacznie gorszą i bardziej bezwzględną.

Nie uleczycie zła uchwalając, że nie powinni już istnieć królowie, ministrowie, duchowni, a także interpretatorzy prawa, wyżsi oficerowie czy publiczne rady. Możecie zmienić nazwy. Lecz rzeczy te w jakiejś postaci muszą pozostać. Jakaś władza musi istnieć w społeczeństwie, w czyichś rękach, pod jakąś nazwą. Mądrzy ludzie zastosują remedia wobec wad, a nie nazw, wobec trwałych przyczyn zła, a nie ich przypadkowych nośników czy też okazjonalnych sposobów przejawiania się. 

Rzeczywiście, pomimo hurraoptymistycznych zapowiedzi, władza jako taka pozostała. Jednak, po formalnym zniesieniu niedoskonałych, ale łagodzonych przez obyczaje i kulturowe bezpieczniki stosunków poddaństwa, jedyną drogą, która mogła posłużyć do wyegzekwowania pracy niższych warstw społecznych pozostała naga brutalna siła, a stara hierarchia została zastąpiona nową – tyle, że zakłamaną i wkładającą wiele wysiłku, by ukryć swój przywilej. Ta prawidłowość pojawiła się w każdej kolejnej społecznej rewolucji: czy to w przypadku Związku Radzieckiego, komunistycznych Chin, Kambodży, czy Korei Północnej. Obalanie starych bogów i suzerenów przyniosło nowych: okrutnych, nie stroniących od terroru i gotowych niewolić swych poddanych, nie pozostawiając im nawet tej krzty swobody, jaką posiadali wcześniej.

Praktyki totalitarnego socjalizmu zostały również przewidziane przez obserwującego działania ówczesnych saintsimonistów, owenistów i fourierystów wicehrabiego François-René de Chateaubrianda. Pisał on o nich w swych „Pamiętnikach zza grobu” tak: Znużeni własnością prywatną, chcecie, aby rząd był właścicielem jedynym, rozdającym żebraczej wspólnocie części odmierzane zasługą każdego? Kto oceni zasługi? Kto będzie miał dość siły i władzy, by zmusić do wykonywania waszych decyzji? W czyim ręku będzie bank w tej grze? Własność dziedziczna i nienaruszalna jest naszą jedyną obroną osobistą; własność to wolność. Równość zupełna, która zakłada zupełną podległość, przyniosłaby najcięższą niewolę; istota ludzka obróciłaby się w zwierzę pociągowe, wykonujące przymusową czynność i kroczące bez końca zawsze tą samą ścieżką. 

Jak widzimy, nim jeszcze Marks i Engels spisali Manifest Partii Komunistycznej, efekty rządów dyktatury proletariatu zostały przewidziane przez francuskiego kontrrewolucjonistę. Ostrzeżenia przed „równościowym” totalitaryzmem – wówczas jeszcze nieprzetestowanym na żywej tkance społecznej, dziś wydają nam się oczywiste. Nie mogły jednak być takimi dla ówczesnych zlekceważonych konserwatywnych „gęsi kapitolińskich”. 

Idee socjalistyczne były tylko jednymi z wielu, przed którymi przestrzegali ówcześni konserwatyści. Angielski sędzia James Fitzjames Stephen w swej polemice z Johnem Stuartem Millem pt. „Wolność, równość, braterstwo” nadzwyczaj trafnie przewidywał konsekwencje postulowanego przez utalitarystę „równouprawnienia” kobiet, które dziś nazwalibyśmy feminizmem. Wytykał Millowi, że trzeba najpierw udowodnić że równe prawa są celowe, by połączyć je z pojęciem sprawiedliwości. Ustalenie przez ustawodawstwo praw i obowiązków, które zakładają, że ludzie są równi, gdy nie są, to jak próba sprawienia, by niezdarne stopy wyglądały przystojnie za pomocą ciasnych butów. (…) Prawa i obowiązki powinny być tak ukształtowane, aby ubrać, chronić i utrzymać społeczeństwo w pozycji, którą naturalnie przyjmuje – pisał. Dzisiaj obserwujemy efekty zlekceważenia tych przestróg w postaci rozmaitych deformacji relacji damsko-męskich zainicjowanych przez radykalny feminizm lat sześćdziesiątych: „seksistowskie odśnieżanie ulic”, przeciwskuteczne próby wyrównywania proporcji kobiet i mężczyzn na uniwersyteckich kierunkach ścisłych  czy „równościowe” przedszkola tłumiące biologiczne instynkty dzieci obojga płci.        

Przed multikulturalizmem konserwatyści przestrzegali równie mocno. Do historii już przeszła dystopijna wizja francuskiego monarchisty Jeana Raspaila z „Obozu świętych”. Niepokoje społeczne, niekontrolowana migracja z krajów afrykańskich, praktykowanie „taharrushu” (czyli muzułmańskiego zwyczaju zbiorowego molestowania seksualnego) na rynkach europejskich stolic, gettoizacja i im podobne utrapienia, to dziś w krajach Zachodu norma. Podobnie rzecz miała się z agendą ruchu LGBT. Wykpiwane ostrzeżenia konserwatystów, przedstawiane jakoby irracjonalne obawy przed tym, że „homoseksualizmem można się zarazić” okazują się rzeczywistością.

W krajach, w których ekspansja ruchu okazała się najdalej idąca dramatycznie rośnie ilość młodych osób, uważających się za „osobę LGBT”: w Stanach Zjednoczonych wynosi on już 20%, a we Francji i Niemczech 22%, co wskazywałoby, że seksualność nie wynika tylko i wyłącznie z kwestii biologicznych, ale jest konstruowana również kulturowo, a młodzi są na nowy bijący zewsząd afirmatywny przekaz najbardziej podatni. Z kolei wyśmiewane przez entuzjastów nowych technologii obawy konserwatystów przed używaniem smartfonów przez dzieci i młodzież przynoszą jeszcze straszliwsze żniwo, aniżeli przewidywano. Zebrane przez niemieckiego neurobiologa Manfreda Spitzera badania dotyczące stosowania smartfonów przez najmłodszych bezsprzecznie pokazują, że  wpływa ono na: zaburzenia snu, wzrost zaburzeń depresyjnych, pogarszanie się relacji rodziców z dziećmi, krótkowzroczność, pogorszenie zdolności poznawczych etc.

To tylko jedne z licznych przypadków, pokazujących, że przykre „gęganie” konserwatystów posiadało głęboki sens, zaś serwowane przez nich „strachy na lachy”, brane poważnie – uchroniłyby społeczeństwo przed rozmaitymi niebezpieczeństwami, z których dziś trudno się nam wydobyć.         

Jałowość

„Konserwatyści niczego nie proponują, a tylko krytykują; w związku z tym są absolutnie nietwórczy i nie pomagają rozwiązywać palących problemów społecznych”. Już u podłoża tego twierdzenia tkwi mylne przekonanie, że konserwatyzm chce zachować społeczne status quo w całości. Dopytajmy zatem: czy konserwatyści uważają, że nie należy walczyć z przestępczością, epidemią nałogów czy chorobami cywilizacyjnymi? Owszem, nie wierzą oni w możliwość uleczenia wszystkich bolączek ludzkości drogą rewolucji, uważając (co zwykle potwierdzała praktyka), że próby tego typu kończą się tych bolączek wzmożeniem. Jednak od tego sądu, do twierdzenia, że należy przymknąć oczy na wszelkie społeczne dolegliwości jeszcze daleka droga.

Stosowanie wypróbowanych rozwiązań jest propozycją jak najbardziej pozytywną. Nieufność odnosi się raczej wobec uwarzonych naprędce panaceów w teorii mających uzdrowić i uszczęśliwić tzw. „ludzkość”. Istnienie cierpienia jest przykrym faktem, a trudności w jego ograniczaniu przez naszą kulturę często wynikają z faktu, że jej normy bywają implementowane w sposób nieudolny, a wskutek ignorancji ich przeciwników są często fałszywie rozumiane lub celowo karykaturalizowane. Konserwatyści nie pragną pielęgnować wszystkiego, włącznie z patologiami; pragną pielęgnować to co dobre, uniwersalne i uwzględniające przyrodzoną ludzką kondycję, a  niezrozumienie tej podstawowej idei utrudnia  dyskusję z ideowymi oponentami. Wrażenie jałowości wynika więc nie z braku oferty społecznej konserwatystów, ale raczej niechęci zapoznania się z nią żarliwych postępowców.

Dodajmy do tego, że te „palące problemy”, wobec których konserwatyści mają nie wysuwać żadnych rozwiązań często bywają nadmuchane lub nawet wykreowane – i to w taki sposób, aby próby  zaradzenia im spowodowały daleko idącą rekonfigurację kultury i obalenie panujących stosunków władzy. Niechęć do przystania na propozycje postępowców wynika zatem z prostej logicznej kalkulacji, że nie można siłowo poprawiać dobrostanu niewielkiego odsetka społeczeństwa kosztem ogółu. Jeżeli próbie zaradzenia kiepskiemu samopoczuciu tzw. „osób niebinarnych” ma być zniesienie wszelkich norm i ról płciowych, nic dziwnego, że konserwatyści podchodzą do takich rozwiązań nieufnie. Organiczna wizja społeczeństwa prezentowana przez konserwatystów podpowiada, że tak poważna operacja może przynieść niespodziewane i fatalne skutki. Postawmy na szali potencjalny dobrostan niewielkiego odsetka społeczeństwa i rozwiązania sprawdzone i efektywne dla całości, a następnie zapytajmy: ile jako wspólnota mamy do wygrania, a ile możemy na tym stracić, zakładając, że nasze moce przetwarzania nie pozwalają nam przewidzieć jak to wszystko się skończy? Prosty rachunek ryzyka pokazuje, że to właśnie podejście konserwatystów jest rozważniejsze i bardziej odpowiedzialne.

Marudność

Nawiązując do wspomnianej kwestii ryzyka: jeżeli konserwatyści bywają „marudni”, to zapytajmy jak nieznośnie marudne należy uznać komórki analizy ryzyka czy działy ochrony bezpieczeństwa w wielkich przedsiębiorstwach! Przecież nie robią one nic innego, aniżeli wskazywanie potencjalnych zagrożeń i kreślenie czarnych scenariuszy; nie utrzymuje się ich przecież po to, by entuzjastycznie reagowały na każdy pomysł firmowych wizjonerów rzucony podczas burzy mózgów. Wyobraźmy sobie takich pałających bezkrytycznością analityków, a otrzymamy znakomity scenariusz kolejnego montypythonowskiego skeczu. Ostrożność zawsze posiada charakter tłumiący, niemniej – jest cnotą, nie ułomnością, zwłaszcza w odniesieniu do tak delikatnego mechanizmu jakim jest kultura – rzecz decydująca o naszym przetrwaniu i rozwoju. Różne, niedostrzegalne na pierwszy rzut oka powiązania między poszczególnymi jej elementami każą podchodzić do tych kwestii z pokorą, zwłaszcza w kontekście nadzwyczajnej skuteczności jaką wykazała się ona w toku dziejów.

Epitet „marudny” jest zatem zarzutem czysto emocjonalnym. Podobną „marudnością” jak konserwatyści w wymiarze społecznym, cechują się w oczach nastolatków ich rodzice: kręcący nosem na wagarowanie, unikania używek i złego towarzystwa. W wieku młodzieńczym rola rodzica wydaje się irytująca, po czasie jednak zwykle zostaje doceniona, a właśnie zaniedbanie rozsądnego napominania staje się obiektem wyrzutu osób, którzy kiedyś zboczyli na manowce.  

Konserwatyści, podobnie jak wszyscy inni ludzie nie są wszechwiedzący, ale tym właśnie różnią się od postępowców, że są ułomności swojego poznania świadomi. Historia pokazuje, że zdecydowanie częściej lekceważenie ich przestróg przynosi bardziej opłakane rezultaty niż poddawanie się efemerycznym nowostkom, nie mówiąc już o rewolucyjnych ideach. Ich docenienie jednak przychodzi dopiero po ich skutków ujrzeniu, gdy idea materializuje się w konkret, z którym musimy zmagać się w nowej codzienności.

Ludwik Pęzioł

—————————-

Michał Rogoziński 6 styczeń 2024

Miło przeczytać ten artykuł. Dodałbym jednak rzecz dla mnie istotną. Konserwatysta (nie mówie o tzw. partiach politycznych itp. tylko o tradycyjnym rozumieniu tego słowa), zwykle proponuje przyjrzenie się RZECZYWISTYM problemom i sugeruje (a nie narzuca) rzeczywiste ich rozwiązania. Tyle, ze to nie są sztuczki cyrkowe dla gawiedzi, a najczęscie jest to dlugotrwała „praca u podstaw”. Ona jednak przynosi WYMIERNE SKUTKI.