W życiu publicznym najniebezpieczniejszym rodzajem kłamstwa bywa często prawda połowiczna,
Feliks Koneczny, Państwo i prawo.
Z rozdziału „Państwo a Dekalog”
VIII. NIE MÓW PRZECIWKO BLIŹNIEMU TWEMU FAŁSZYWEGO ŚWIADECTWA
Katechizm rozszerza to przykazanie na mówienie nieprawdy w ogóle, uważając kłamstwo zasadniczo za grzech. Licha państwowość może nie tylko wywrócić wszelką sprawiedliwość i prawdę, lecz może sama szerzyć kłamstwo i to z całą świadomością. Obywatelowi więc musi być wolno odezwać się głośno i dochodzić samemu prawdy na własną rękę, gdy u góry kłamią.
Gdziekolwiek celem rządu jest tylko utrzymać się przy rządach, państwowość staje się kłamliwą. Gdy filarem rządu staje się policja tajna, nastaje urodzaj na donosicieli i fałszywe donosy, fabrykowane często przez samą policję (tak było od dawna w Rosji). Gdy rządzącym brak związku z ideałami społeczeństwa, tym bardziej pławią się w donosach i szpieguje się bez końca, i tym bardziej ludzie porządni obawiają się policji. A kiedy się raz wprowadzi kłamstwo, jako podstawę urządzeń państwowych, musi się rząd poddać pod kuratelę kłamców najsprytniejszych. Rząd, któremu się nie daje wiary, stanowi nie tylko przekleństwo dla państwa, lecz jest zarazem straszliwym demoralizatorem społeczeństwa.
Wielką maszyną kłamstwa jest cenzura polityczna. Stanowi ona najcięższe przewinienie przeciwko pomyślności wielkich zrzeszeń, gdyż pierwszym warunkiem ich rozwoju jest swobodne roztrząsanie spraw publicznych. Cenzura polityczna jest zbrodnią przeciw państwu. Jako specjalna maszyna kłamstwa, usuwa cenzura polityczna dzień po dniu od publicystyki pisarzy prawych, a wysuwa na ich miejsce pióra sprzedajne. Można też mieć wątpliwości, czy potrzeba jest państwu prasa gadzinowa. Czy ona państwu służy, czy tylko osobom rządzicieli? Czy godzi się, żeby rządziciele urządzali regularne, codzienne samochwalstwo swoich osób za pieniądze podatkowe?
Z pomocą ustaw prasowych można dojść do ogólnego zakłamania całego życia zbiorowego. W końcu musi się z tego wywiązać paraliż ducha. Nie rozumiałem nigdy potrzeby państwowej ustawy prasowej. Na kłamstwa w prasie i w ogóle na wszystkie możliwe jej przewinienia starczyłby jeden paragraf w kodeksie „Przestępstwa popełniane drukiem podlegają karze podwójnej”. Drakoński taki przepis stanowiłby a contrario hołd złożony potędze prasy; byłby zaś wybornym środkiem ochronnym do strzeżenia jej czci i powagi. Prasa „rewolwerowa” nie wytrzymałaby nacisku tego paragrafu. Czego więcej trzeba dla dobra prasy, do jej podniesienia intelektualnego i moralnej czystości, to zarządziłaby sobie prasa sama w swym oficjalnym stowarzyszeniu (o którym będzie jeszcze mowa).
W państwie niekłamliwym obeszłoby się bez poufnych, a tajnych stosunków rządu z prasą. Czyż rządy same nie demoralizują prasy, używając jej do swoich spraw i sprawek? Państwo może stać się kłamliwym wszędzie i we wszystkim: w szkole, w sądzie, w urzędzie i w wojsku. Każdy z czytelników sam, z własnej obserwacji, przypomni sobie przykładów tego aż za dużo.
Zakłamaniem jest wszelka sztuczność, wprowadzona w życie publiczne. Np., ażeby prace biurowe i w ogóle wszelkie zajęcia pozadomowe, związane z zegarem zaczynać od rana o godzinę wcześniej (co latem jest chwalebne), nakazuje się przesuwać zegary o godzinę naprzód. Zamiast powiedzieć: pójdziesz do biura o godzinie siódmej rano, robi się godzinę 8-mą o godzinę wcześniej. Nonsens charakterystyczny istny symbol zakłamania.
Cała państwowość może opierać się na zakłamaniu; albowiem na zakłamaniu mogą polegać wszystkie funkcje rządowe i wszelkie ‘ stosunki urzędów głównych z ludnością. Takim było państwo Mikołajów, Napoleona III, Piłsudskiego i Hitlera. Takie państwa, to klęski społeczeństwa.
Państwa tego rodzaju nie mogłyby grasować pośród narodów cywilizacji łacińskiej, gdyby ogół nabrał przekonania o stosowalności dekalogu do polityki. .
Zakazujące „fałszywego świadectwa” przykazanie ma swoją drugą stronę, tj. nakaz, żeby dawać świadectwo prawdzie. Potępione jest kłamstwo, a zatem zalecony jest kult prawdy. Zalążkiem ideału prawdy jest prawdomówność. Pielęgnowana bywa, jako ideał wychowawczy, tylko w cywilizacji łacińskiej. W innych cywilizacjach, o ile się pojawia, nie sięga poza stosunki natury prywatnej. Jest to prostą konsekwencją faktu, że tylko w cywilizacji łacińskiej życie publiczne podlega wymaganiom moralności również, jak prywatne.
Buddyjskie przykazanie prawdomówności obowiązuje tylko mnichów wyższych stopni obrządku żółtego (bezżennych). W bramińskiej cywilizacji kwestia ta pozostawiona jest dowolności każdego z osobna. U Żydów zachodzi obowiązek prawdomówności tylko względem współwyznawców. Odznaczają się natomiast prawdomównością wyznawcy islamu i to w obydwóch cywilizacjach, w arabskiej i turańskiej (Turcy), lecz obejmuje to tylko osobiste stosunki pomiędzy ludźmi, mającymi z sobą bezpośrednio do czynienia. Brak odpowiedniej organizacji życia publicznego nie daje tam nawet sposobności do roztrząsań na temat „państwo a prawda”.
Prawdomówność jest podstawą kultu prawdy, a szczytem instytucja życia publicznego, na prawdzie oparte i nie potrzebujące zakłamania, ani go wymagające. Albowiem, jak we wszystkim, podobnież i w tej kwestii, podstawa i szczyt muszą być zawisłe wzajemnie od siebie i czyż ten stosunek zależności nie jest nieuchronnym? Sama możliwość szczytu zależy od istnienia stosownej podstawy, a trwałej. Gdy szczyt się wali, podstawa traci rację bytu i będzie niczym korzenie, nie mogące zdobyć się na wydanie łodygi i same przy tym wysychające, czy raczej gnijące. Gdzie nie odczuwa się ideału’ Prawdy, tam podkopuje się prawdomówność życia powszedniego.
Prawdomówność nadaje trwałość więzi życia, przepajając je poczuciem bezpieczeństwa i stałości. Następnie z miłości prawdy wypływa poczucie godności osobistej, prawość, szczerość, słowem te zalety, które stanowią o posiadaniu sumienia (jakież sumienie u kłamców?) Miłość prawdy wiedzie daleko i wysoko, bo do personalizmu. Od nabycia tej cechy wysuwa się dalej cały łańcuch cech cywilizacyjnych, którego ogniwem jest organizacja życia zbiorowego w organizmach, a nie w mechanizmach. Organizacje zaś bywają obmyślane metodą aposterioryczną, przy dualizmie prawa i zachowaniu rozmaitości danej przez naturalną rzeczywistość życia i pielęgnuje się. współmierność w rozmaitości, bo tylko w niej tkwi prawda życiowa.
W królestwie prawdy istnieje cała hierarchia, zależnie od zasięgu prawdy czy kłamstwa, a w związku z tym, od wagi następstw. Pewne kłamstwa mogą być tylko uchybieniami, inne wręcz zbrodniami; wszystko jest zależne od wielkości koła, zataczanego przez dany rodzaj prawdy czy nieprawdy. Poważniejszą staje się każda sprawa, gdy wchodzą w grę interesy osób trzecich. Cóż dopiero, gdy chodzi o interes publiczny? Inaczej traktujemy zeznania sądowe, niż rozmowę prywatną. Inną przykładamy miarę, gdy coś „padnie” przy stoliku polityków kawiarnianych, a zgoła inną, gdy to samo zostanie powtórzone z krzesła poselskiego. A cóż dopiero z ławy ministerialnej! Inny jest szczebel zła, gdy dopuści się czegoś złego policjant, a całkiem inny, gdy ten sam zły postępek pochwali minister.
W życiu publicznym najniebezpieczniejszym rodzajem kłamstwa bywa często prawda połowiczna, gdy się umyślnie część prawdy ukryje, przez co część ujawniona nabiera zgoła innej postaci, niezgodnej z rzeczywistością. Wielcy kłamcy, zamiłowani w kłamstwie grubym, zmyślili pogląd, jakoby mogło być kilka rodzajów prawdy. Prawda jest ta sama w doli i niedoli, przed wojną i po wojnie, w dobie zwycięstw czy klęsk. Jeżeli przeczy się temu systematycznie, jeżeli w powodzeniu materialnym weźmie górę sztuczne przyprawianie „prawdy” i jeżeli tym powodzeniem dadzą się olśnić umysły niekrytyczne, natenczas nie wytworzy się z tego bynajmniej jakaś prawda nowa, ale zapadnie się w ogóle ideał Prawdy. Ludzie zwodzeni, okłamywani, karmieni kłamstwem, widząc jak kłamstwo tuczy zwątpią we wszelką prawdę i uznają ją za przesąd, stanowiący przeszkodę w życiu. Na kłamstwie robi się interesy, jeździ się na kłamstwie i kłamstwu stawia się pomniki aż wreszcie bije zgnilizna od takiej społeczności. Wtedy kwitną ujemne strony formalistyki prawniczej. „W społeczeństwie pełnym prawniczych zakamarków, w których nikt dobrze nie wie, co do czego należy i kto za co odpowiada, anonimowe ręce wykonują anonimowe zbrodnie”? [ Adam Doboszyński: Gospodarka narodowa].
Blumizm do potęgi.
Trzeba wyższego stopnia wykształcenia etycznego, żeby zrozumieć wyższe szczeble ideału prawdy, a cóż dopiero przejąć się nim; jeszcze zaś tym bardziej, by stać się skłonnym do poświęceń, do miłości Prawdy. Pewne ostrowidztwo etyczne da się wyrobić tylko na wyższych szczeblach rozwoju umysłowego. Kult prawdy stanowi koronę wykształcenia etycznego, której nie da się zdobyć bez wyższego wykształcenia intelektualnego. Tak dalece wiążą się obie duchowe kategorie bytu: Dobro z Prawdą.
Wiążą się też w praktyce. Najcięższe oszustwo, tj. podejmowanie rzeczy i spraw, na których ów człowiek się nie zna, staje się pospolitym tam, gdzie zakłamanie jest rzeczą zwyczajną. W miarę rozwoju kłamliwego blumizmu tracą głos i wpływy znawcy przedmiotów. Znawstwo toć część kultu prawdy!
Do wzmożenia prawdy przyczynia się nauka (odkrycia), a to doświadczenie nasuwa nam wniosek niezmiernie znamienny: zachodzi stosunek prosty pomiędzy stopniem prawdomówności, a stanem nauki w danym społeczeństwie, w państwie czy narodzie. Jeżeli w obrębie cywilizacji łacińskiej zaniecha się kultu prawdy, musi nastąpić rozbicie społeczne, upadek narodu, bezsilność państwa na zewnątrz, a zobojętnienie obywatelskie wewnątrz, albowiem poderwie się zasadniczo wielkie siły twórcze. Toteż upadek nauk bywa pierwszym mimowolnym zwiastunem zła.
Ideał prawdy jest cywilizacyjnie ściśle łacińskim i wiedzie poprzez szereg konsekwentnych pojęć do personalizmu. Toteż poza cywilizacją łacińską nieznany jest żadnej innej.