Polska jest w recesji.

Polska jest w recesji.

To są recesyjne odczyty. to-sa-recesyjne-odczyty 5 maja 2023

Sprzedaż detaliczna spadła w marcu tego roku o 7,3 proc. w stosunku do marca 2022 roku. Produkcja przemysłowa zmniejszyła się z kolei o 2,9 proc.. Jak by na to nie patrzeć są to odczyty recesyjne – pisze na FB ekonomista Marek Zuber.

W marcu sprzedaż detaliczna znowu spadła w ujęciu rocznym. Znowu, po spadek odnotowaliśmy też w lutym. Tym razem było jednak jeszcze gorzej, odczyt wyniósł bowiem minus 7,3 proc. W lutym było „tylko” minus 5 proc. W danych tych uwzględnione są zmiany cen, pokazują one zatem realnie ile kupujemy. Czyli kupujemy wyraźnie mniej niż rok temu. Nie może to być jednak zaskoczeniem. Wiemy przecież o tym, że od maja zeszłego roku spadają realne wynagrodzenia.

W marcu znowu spadły, w przypadku tych w sektorze większych przedsiębiorstw tym razem o 3,5 proc.To znaczy wzrost wynagrodzeń był o tyle mniejszy od wzrostu cen. Ale w rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Pisałem kilka tygodni temu o tym, że w przypadku mniejszych firm i ponad połowy zatrudnionych spadek realnych wynagrodzeń jest od miesięcy prawdopodobnie dwucyfrowy. Na to nakłada się oczywiście wzrost stóp procentowych, czyli droższe kredyty i pożyczki.

Z jednej strony jak ktoś je ma, to mniej mu zostaje do wydania, niż choćby rok temu. A z drugiej trudniej nam się nowe kredyt i pożyczki zaciąga. Trudniej, bo są droższe i trudniej bo realnie mniej zarabiamy. No i w sumie – mniej kupujemy. Już pół roku temu sygnalizowałem, że sieci handlowe informują o wybieraniu tańszych produktów i jeszcze intensywniejszym poszukiwaniu różnych promocji.

Prawda jest taka, że to nie od lutego, od lutego sprzedaż detaliczna jest formalnie na minusie, zaczęliśmy kupować mniej. To się zaczęło dużo wcześniej, moim zdaniem przynajmniej od października. Dane roczne były bowiem zaburzone efektem pojawienia się w Polsce nowych obywateli Ukrainy. Od końca lutego obserwowaliśmy oblężenie polskiej granicy na skutek eskalacji wojny. Miliony wcześniej nie widzianych konsumentów pojawiło się w Polsce i kupowało. Albo dla nich kupowaliśmy. Trzeba także uwzględnić efekt zakupowy związany z wysyłaniem pomocy na wschód. A zatem jeśli na przykład w październiku zeszłego roku odnotowaliśmy wzrost sprzedaży detalicznej o 0,7 proc. w ujęciu rocznym, to odnosząc te dane do samych Polaków oznaczało to już realny spadek naszych zakupów. (…)

A zatem Polska w zasadzie jest w recesji i to tej prawdziwej, czyli w ujęciu rok do roku. W zeszłym roku mogliśmy mówić o „recesji technicznej”. Formalnie dotyczy ona sytuacji, w której mamy dwa kwartały spadku PKB w ujęciu kwartalnym. Co prawda na minusie były kwartał drugi i czwarty, w trzecim mieliśmy wzrost o jeden procent, ale nie zmienia to oceny sytuacji.

Teraz jest podobnie. Nie wiem, czy zarówno w pierwszym jak i w drugim kwartale gospodarka formalnie się zmniejszy w ujęciu rok do roku. Ale nawet jeśli będzie to odczyt zero plus, to i tak biorąc pod uwagę z jakiego poziomu zjeżdżamy możemy mówić o recesji. Recesji bez mocnego wzrostu bezrobocia. I to jedyny plus tej sytuacji. Ale recesji niestety z wciąż wysoką inflacją. Choć spadającą.

No właśnie. Jedyny dobry efekt tego wszystkiego to wpływ opisywanych procesów na inflację. Szczególnie spadku konsumpcji. Utrzymanie się tego trendu daje szanse na to, żeby wzrost cen systematycznie hamował.

Spodziewana jest recesja lub przynajmniej załamanie.

Na rynku pojawił się sygnał alarmowy. “To skończy się wielkim płaczem”

Na czerwono zaczyna świecić się wskaźnik, który poprzedzał wszystkie najcięższe recesje w USA od lat 50. Rentowności amerykańskich 2-letnich obligacji przebiły oprocentowanie 10-letnich papierów dłużnych. Takie zjawisko nazywamy odwróceniem krzywej rentowności i jeży ono włos na głowie analityków na całym świecie. – To znak, że nadchodzą złe czasy, recesja bądź załamanie. Rynki uznały, że skończy się to wszystko wielkim płaczem – mówi “WSJ” Steve Englander, strateg inwestycyjny w Standard Chartered Bank. To oznacza potężne problemy także dla Polaków.

https://www.money.pl/gospodarka/na-rynku-pojawil-sie-sygnal-alarmowy-to-skonczy-sie-wielkim-placzem-6754576446990880a.html

Inwersja krzywej rentowności obligacji – to jeden z najczarniejszych terminów w światowej ekonomii. Co on oznacza? Na ten temat powstały dziesiątki opracowań. Jedno jest pewne. Na zdrowym rynku rentowność obligacji (czyli stopa zwrotu z pożyczania pieniędzy rządom na świecie) powinna być rosnąca – im dłuższy termin wykupu, tym wyższa dochodowość. 2-letnie obligacje powinny więc mieć niższe stopy zwrotu niż np. 10- czy 30-letnie.

Przyczyna takiego stanu rzeczy jest dość prozaiczna – wraz z dłuższym okresem wzrasta ryzyko komplikacji danego dłużnika, dlatego rynek każe sobie więcej płacić za pożyczone pieniądze.

Inwersja krzywej rentowności w USA. Czeka nas kryzys?

Problem powstaje, kiedy następuje odwrócenie (czyli właśnie inwersja) krzywej rentowności – stanu, w którym dochodowość papierów o krótszym terminie do wykupu jest wyższa niż tych o dłuższym.

Co może być tego przyczyną? Odpowiedź nie jest już jednoznaczna. Inwersja może występować, kiedy rynek ma problemy z płynnością (banki nie są skłonne pożyczać sobie nawzajem pieniędzy; wzrasta niepewność itp.) lub na przykład, gdy inwestorzy oczekują spadku stóp procentowych w przyszłości. Taka sytuacja oznaczałaby problemy występujące w danej gospodarce i zwiastuje załamanie.

W tym momencie dochodzimy do najważniejszej rzeczy. Należy podkreślić, że inwersja nie jest kolejnym czarnowidztwem czy medialnym biciem piany. Nic z tych rzeczy. Inwersja krzywych poprzedzała średnio o 4-5 kwartałów największe recesje w Stanach Zjednoczonych, począwszy od lat 50.

“The Wall Street Journal” pisze, że z inwersją mieliśmy na przykład do czynienia przed recesją na początku i pod koniec lat 80. oraz ponownie na początku 2000 r. i w połowie 2000 r.

“Rynek wydaje się być przekonany, że skończy się to wszystko łzami”

Jest to zazwyczaj znak, że nadchodzą złe czasy, spodziewana jest recesja lub przynajmniej załamanie – mówi “WSJ” Steve Englander, strateg inwestycyjny w Standard Chartered Bank. – Rynek wydaje się być przekonany, że skończy się to wszystko łzami – dodaje.

Rzeczywiście, obecnie rentowność 2-letnich obligacji USA utrzymuje się na poziomie 2,45 proc., a 10-letnich 2,39 proc. Różnica wynosi więc -0,06 pkt. proc. Co ciekawe, na podobnym poziomie co 2-letnie dochodowości obserwujemy również rentowność 30-letnich amerykańskich papierów dłużnych. To również nie najlepszy sygnał dla rynków.

Musimy pamiętać, że inwersja powoduje także problemy czysto praktyczne. Banki zazwyczaj pożyczają pieniądze krótkoterminowo, by udzielić z nich pożyczek na dłuższy okres. Gdy stopy obligacji krótkoterminowych są wyższe niż stopy długoterminowe, banki odczuwają presję, co uderza w ich zyski i zniechęca do udzielania kredytów, co również ogranicza aktywność gospodarczą.

Dla porządku dodajmy, że inwestorzy czekają na publikację w tym tygodniu protokołu ostatniego posiedzenia Fed, który ukształtuje poglądy rynku na możliwe podwyższenie stóp procentowych w USA w maju o 50 pb i jak bank centralny USA może zmniejszać swoją sumę bilansową.

Prezes Fed z Nowego Jorku John Williams powiedział w sobotę, że sekwencja kroków Fed może przywrócić stopy procentowe w USA do bardziej normalnego poziomu.

Z kolei Mary Daly, prezes Fed z San Francisco, wskazała w wywiadzie, że rosnąca inflacja i napięty rynek pracy wzmocnią argumentację za podwyżką stóp o pół pkt. procentowego w maju.

Ostrzeżenie dla Polski

Co ciekawe, również na polskim rynku mieliśmy do czynienia już z odwróceniem krzywej rentowności. Dwa tygodnie temu obligacje krótkoterminowe były wyżej oprocentowane niż 10-letnie.

– Na krajowym długu widzimy inwersję krzywej dochodowości, co oznacza, że krótki koniec krzywej ma wyższą rentowność niż koniec długi. Wedle teorii taka sytuacja uznawana jest za wstępny sygnał stagflacji czy też recesji, co oczywiście nie jest sygnałem pozytywnym – mówił 22 marca kierownik departamentu analiz DM TMS Brokers, Łukasz Zembik.

Nie on jedyny jest pełen obaw. Ekonomiści Citi Handlowego w swoim raporcie przed weekendem pisali, że w ciągu miesiąca perspektywy i wyzwania, przed którymi stoi polska gospodarka, uległy diametralnej zmianie. “Wojna oznacza jednoczesne pogorszenie perspektyw gospodarczych, wzrost inflacji i wzrost premii za ryzyko” — prognozują, dodając, że polska gospodarka jest coraz bliżej stagflacji.

Ankieta NBP pesymistyczna

Problem dostrzegają niemal wszystkie ośrodki analityczne nad Wisłą. Ostatnio Narodowy Bank Polski (NBP) opublikował wyniki ankiet przeprowadzonych w marcu wśród około 20 ekspertów reprezentujących instytucje finansowe, ośrodki analityczno-badawcze, związek zawodowy i organizację przedsiębiorców. Nie napawają one optymizmem.

Średnioroczna inflacja w tym roku będzie na poziomie 8,5 – 11,1 proc. Wzrost gospodarczy wyhamuje do 2,8 – 4,6 proc., a główna stawka oprocentowania w NBP znajdzie się w przedziale od 4 do 5 proc.

Ekonomiści Banku Pekao zwracali uwagę nie tylko na niepokojące szacunki głównych wskaźników na ten rok. Wskazują, że pesymistycznie maluje się obraz najbliższych pięciu lat. Czeka nas trwałe wyhamowanie wzrostu gospodarczego, ujemne realne stopy procentowe i dłuższa walka z inflacją.