Według św. Tomasza za istnieniem Boga przemawia pięć argumentów, nazywanych drogami (łac. via – droga):
1. jeśli istnieje ruch, to istnieje Pierwszy Poruszyciel (łac. ex motu)
2. jeśli każda rzecz ma swą przyczynę, istnieje Pierwsza Przyczyna Sprawcza (łac. ex ratione causae efficientis)
3. jeśli byty przygodne nie istnieją w sposób konieczny (pojawiają się na świecie i przemijają), musi istnieć Byt Konieczny (łac. ex possibili et necessario)
4. jeśli rzeczy wykazują różną doskonałość, to istnieje Byt Najdoskonalszy (łac. ex gradibus perfectionis)
5. jeśli celowe działanie jest oznaką rozumności, to ład i porządek w działaniu bytów nieożywionych lub pozbawionych poznania świadczą o istnieniu Boga, kierującego światem nieożywionym (łac. ex gubernatione rerum)”
Flannery O’Connor (1925-1964), popularna amerykańska pisarka, która codziennie przed snem czytała fragment „Sumy teologii”, zwykła mówić, że wielkim problemem współczesności jest to, że myśl św. Tomasza z Akwinu przychodzi do nas „w złym opakowaniu”.
Zapewne nie jest to winą Akwinaty, który od wieków uchodził za wzór otwartości i odwagi myślenia, ale „łatki”, jaką dawniej i dziś próbuje mu się przyszywać, jako zdezaktualizowanemu filozofowi, którego najlepiej się wstydzić, bo przecież żył w rzekomo ciemnym średniowieczu. Dlatego z pewnością dla wielu może zabrzmieć to zaskakująco, ale jak wylicza prof. Enrique Alarcon, najczęściej cytowanym współcześnie myślicielem w tekstach filozoficznych publikowanych w prestiżowych czasopismach na świecie jest… nie Hegel, ani np. Heidegger, ale św. Tomasz z Akwinu i szeroko rozumiana tradycja arystotelesowsko-tomistyczna (to dane na podstawie bazy The Philosopher).
Dziwi zatem nadal podtrzymywany opór w pewnych kręgach przed św. Tomaszem, który to sprzeciw być może nie wypływa z merytorycznych racji, ale obawy przed tym, do czego może doprowadzić dopuszczenie Doktora Anielskiego do kolejnych aspektów życia. Swego czasu był przecież panaceum w największych kłopotach, takich jak choćby kryzys modernizmu na przełomie XIX i XX wieku, gdy lansowano przekonanie, że wszystko jest subiektywne i względne, zależne od „odczucia”, a z obiektywnymi prawdami należy się na zawsze pożegnać. Papież Leon XIII, można by tak powiedzieć, sięgnął wówczas po najgłębsze zasoby i zachęcił do studiowania św. Tomasza, który był ostatnią deską ratunku, że się uda uporządkować myślenie.
Dlaczego jednak ten dominikanin z XIII wieku był i jest nadal tak zwalczanym?
Być może odpowiedź nie kryje się jedynie w samych odpowiedziach na problemy, jakich udzielił w swoich czasach (skądinąd nadal inspirujących i aktualnych), ale nade wszystko w szkole myślenia, jaką zainicjował. Akwinata, autor „Sumy teologii”, komentarzy do Pisma Świętego, Arystotelesa, kwestii dyskutowanych, to człowiek syntezy. Pokazuje, że chrześcijaństwo to nie jest ‘meteoryt’, który nagle pojawia się na niebie, ale wyczekiwana i zbawienna synteza ludzkich poszukiwań i światła Bożego.
Pokazuje, że chrześcijaństwo to nie kwestia arbitralnych decyzji, ale wynikających z siebie konsekwencji. Tymczasem wielu dziś próbuje pokazywać „na wyrywki” doktrynę chrześcijańską: oddzielać obronę życia, wartości od treści wiary, a przecież jedno z drugiego wynika. Nie mogę wziąć z chrześcijaństwa jednego (np. troskę o środowisko naturalne), a pominę drugie (np. szacunek dla życia od poczęcia). Dlatego tworzenie „Sumy teologii” to przedsięwzięcie, które pokazuje, ze chrześcijaństwo jest spójne, wiarygodne, że obejmuje całość życia społecznego, moralnego i że z tego jak wierzysz wynika to jak żyjesz.
W przyswajaniu sobie myśli Tomasza z Akwinu nie chodzi zatem o archeologię, niczym o dawne wykopaliska intelektualne, realizowane po to, aby się przekonać jak to dawniej ludzie myśleli, że była jakaś epoka potęgi i chwały, a teraz to już gorzej. Tomasz z Akwinu, który niestety jest bardziej ceniony poza Polską niż w naszej ojczyźnie, gdzie ciągle jeszcze – nie wiedzieć czemu – musimy uzasadniać, dlaczego zajmować się jego myślą, podczas, gdy cały świat nie ma takich pytań, po prostu docenia jego wielkość, ten św. Tomasz nie daje gotowych odpowiedzi. Jest dla wielu niebezpieczny – tak mi się wydaje – ponieważ uczy myśleć po katolicku, to znaczy według całości. Zachęca, aby uczyć się argumentacji, szukania racji i uzasadnień. Wydaje mi się, że tego naszemu katolicyzmowi dziś bardzo potrzeba. Mówiąc konkretnie: nie tylko przekonania, że trzeba chodzić do kościoła, żyć Ewangelią, ale także dlaczego warto chodzić do kościoła i żyć tą Ewangelią.
Tym bardziej więc cieszy, że zaczyna się projekt wydawania wszystkich dzieł św. Tomasza (www.akwinata.net), jakiego podjęły się Instytut Tomistyczny w Warszawie, Fundacja Pro Futuro Theologiae oraz Wydawnictwo „W drodze”. Warto mieć pod ręką kolejne polskie tłumaczenia (dostępne także w wersji online, bezpłatnie), aby choćby czytać Biblię z Tomaszem i uczyć się kultury intelektualnej, jaką chrześcijaństwo zawsze zostawia: szukania podstaw i racji utrzymywanych poglądów.
To musi być bardzo niebezpieczne dla efemerycznej kultury, która stawia na „wrażenia”, relatywizując wszystko wokół. To inny świat, z którego nie warto dać się wypchnąć, bo to jedyny realny świat (nawet jeśli reklamy czy komentarze na Facebooku mówią inaczej). Warto tam być i tego uczy św. Tomasz z Akwinu.