Religie tradycyjne i nowoczesne

Religie tradycyjne i nowoczesne

Stanisław Michalkiewicz 25 czerwca 2024 michalkiewicz

Religia klimatyzmu Hmmm. Niby wszystko pasuje, „wszystko gra i koliduje” – jak mawiają gitowcy – ale tak naprawdę, to chociaż miedzy religią i klimatyzmem wystąpują podobieństwa, to są też istotne różnice. Przede wszystkim co do przyczyny pojawienia się jednych i drugiego. Wprawdzie Żydowie i chrześcijanie twierdzą, że przyczyną pojawienia się religii było „objawienie Boże”, to znaczy – nawiązanie przez Stwórcę Wszechświata” bliskich spotkań III stopnia z pewnym mezopotamskim koczownikiem – ale jeśli nawet tak było, to nie była to przyczyna jedyna – bo religie występowały już przed Abrahamem. Wspomina o tym nawet Biblia, że w pewnym momencie „zaczęto wzywać imienia Pana”. Jakiego „Pana” – tego konkretnie nie wiemy – ale ta wzmianka pokazuje, że religie istniały również przed „objawieniem” się Stwórcy Wszechświata wspomnianemu koczownikowi. W takim razie powinniśmy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego właściwie się zjawiły?

Wprawdzie żaden ze mnie teolog, choćby taki, jak pan red. Tomasz Terlikowski, ale przecież nie tylko święci garnki lepią, więc dlaczego nie miałbym spróbować i ja?

Otóż wydaje mi się, że przyczyną pojawienia się religii mogła być ciekawość. W pewnym momencie ludzie zaczęli zadawać sobie pytanie, w jaki sposób powstał świat, a w miarę rozwoju intelektualnego a zwłaszcza – gromadzenia wiedzy – to pytanie nabierało coraz większego ciężaru gatunkowego. Dzięki gromadzeniu wiedzy ludzie inteligentni spostrzegli, że świat funkcjonuje według pewnej uniwersalnej zasady, mianowicie – zasady przyczynowości, która głosi, że z określonych przyczyn muszą wystąpić określone skutki. To właśnie dzięki niej rozumiemy świat i możemy go opisać – bo w przeciwnym razie jawiłby się nam on jako jakieś chaotyczne kłębowisko, w którym nie byłoby miejsca, by choć na chwilę zatrzymać tam oko.

Odkrycie tej zasady sprawiło, że od tego momentu już tylko krok dzielił ludzi od wniosku, że skoro wszystko ma i musi mieć przyczynę, to odnosi się to również do świata. On też musi mieć przyczynę, a skoro tak, to ktoś, a właściwie Ktoś musi za tą przyczyną stać.A skoro ten Ktoś stoi za przyczyną, to znaczy – że według wszelkiego prawdopodobieństwa jest on Kreatorem świata i rządzącej nim zasady przyczynowości. A ponieważ – jak zauważyli starożytni Rzymianie – cuius est condere eius est tolere – co się wykłada, że kto ustanowił, ten może znieść, to znaczy – że sam Kreator zasadzie przyczynowości nie podlega, że On Sam nie tylko nie ma przyczyny, ale też nie jest żadną przyczynowością skrępowany, to znaczy – że jest Wszechmocny.

Skoro tak, to nie tylko przezorność ale również podziw skłania do ubiegania się o Jego względy – i w tym momencie pojawia się religia nie tylko jako pewne wnioskowanie, ale również – jako sposób okazywania podziwu i zabiegania o względy. Krótko mówiąc, religia oznacza pewien rodzaj więzi społecznej, objawiającej się nie tylko w identycznym poglądzie na kwestię powstania świata, ale również – w ujednoliconych poglądach na konsekwencje tego odkrycia.

No dobrze – ale dlaczego właściwie ludzie uważają, że powinni zabiegać o względy Stwórcy Wszechświata? Przyczyną jest brak pewności, co do własnych losów. Wprawdzie nikomu nie spędza snu z powiek dociekanie, co się z nim działo przed pojawieniem się na świecie, to – skoro już się pojawił – dręczy go pytanie o przyszłość, skrytą za zasłoną tajemnicy. Wprawdzie wszyscy wiedzą, że umrą, ale mają nadzieję, że nie całkiem, że ocaleje z każdego to, co świadczy o jego niepowtarzalnej odrębności, to, co starożytni Egipcjanie, którzy dokonali tego wynalazku, nazwali „duszą”.

Tę nadzieję sprzedają wszystkie religie, uzależniając dalszy los duszy od jej oceny przez Stwórcę Wszechświata. Warto zwrócić uwagę, że oferta poszczególnych religii wcale nie była identyczna. O różnicy miedzy ofertą – nazwijmy to – „pogańską” – a ofertą chrześcijańską świadczy napisany na łożu śmierci przez rzymskiego cesarza Hadriana wiersz, którego przedmiotem jest troska o los własnej duszy, a właściwie – jak czule zwraca się do niej cesarz – „duszyczki”.

Animula, vagula, blandula, hospes comesque corporis. Quae nunc habibis in loca? Pallidula, rigida, nudula. Nec, ut soles, dabis iocos?” (Duszyczko, wędrowniczko milutka. Gościu i towarzyszko ciała. W jakie miejsce teraz pójdziesz? Bledziutka, zdrętwiała, nagusieńka. Gdzie nie będzie ci do żartów?)

Jak widzimy, „pogańska” oferta zaświatów nie była specjalnie zachęcająca, w odróżnieniu od oferty chrześcijańskiej: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował tym, którzy Go miłują”.

Wielkie” – ale tylko tym, „którzy Go miłują”.

Ciekawe, że chociaż w wieku XIX pojawił się odwrót od religii, to łatwiej było być nie tyle „poganinem” – bo „poganie” byli ludźmi religijnymi – co ateistą, a nawet nie tyle „ateistą”, bo ateizm to jednak a-teizm – co człowiekiem bezreligijnym. Ludzie bezreligijni twierdzą, że nie mają duszy. Trudno z tym poglądem się spierać, bo któż może takie rzeczy wiedzieć lepiej od nich – ale bezreligijność budzi obawy.

Rzecz w tym, że nie ma społeczności bezreligijnych, a jeśli nawet jakieś były, to musiały zniknąć bez śladu – bo wszystkie ślady świadczą tylko o społecznościach religijnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo w przypadku braku religii trudno zrozumieć postawy altruistyczne, jak np. poświęcenie – bez których niepodobna wyobrazić sobie społeczności. Społeczności bezreligijne – o ile w ogóle istniały – raczej musiałyby się nawzajem pozjadać – bo tak nakazywałby instynkt samozachowawczy.

Otóż w wieku XIX łatwiej było lekceważyć religię, niż w wieku XX. Chodzi o to, że dokonane w wieku XX odkrycia naukowe wskazują że Wszechświat miał początek, datowany na 13,8 mld lat temu. Ten początek polegał na tym, że z punktu matematycznego, a więc pojęcia umownego, w pewnym momencie wytrysnął bąbel energii, który zaczął rozszerzać się z szybkością większą od prędkości światła – i w tym samym momencie pojawiła się Przestrzeń i Czas. Energia ta wkrótce zaczęła skupiać się w cząstkach elementarnych, z których następnie powstał budulec Wszechświata – atom wodoru. Wprawdzie Stewen Hawking twierdził, że hipoteza Stwórcy Wszechświata nie jest konieczna dla przyjęcia teorii Wielkiego Wybuchu, ale inni nie podzielają tego poglądu wskazując, że nauka nic nie mówi o tym, co było przed Wielkim Wybuchem – czy np. Coś, czy Ktoś go nie zainicjował, czy też nastąpił on „spontanicznie” – ale jeśli nawet – to dlaczego ta spontaniczność jest zgodna z prawami fizyki, których przecież w takiej sytuacji nie powinno w ogóle być – i tak dalej.

Tymczasem jeśli Ktoś ten cały Wielki Wybuch zainicjował, to znaczy – że musiał istnieć poza Przestrzenią i Czasem – bo te pojawiły się dopiero w tym momencie. Poza Przestrzenią i Czasem – czyli – w Wieczności. A to właśnie mówią religie. Toteż głosiciele bezreligijności ratują się dzisiaj ucieczką albo w bezmyślną doczesność – żeby tylko wypić i zakąsić – albo – skoro uważają, że wiara w życie wieczne, to „obciach” – ucieczką w życie długie, dzięki cudownym dietom – i tak dalej. Ale w porównaniu z bogactwem religii, wygląda to na kulturową mizerię i regres cywilizacyjny.

Tymczasem klimatyzm jest o tyle podobny do religii, że skierowany jest na wytworzenie społecznej więzi wokół „walki ze zmianami klimatycznymi”. O ile jednak religie są stosunkowo dobrze osadzone w kulturze, to klimatyzm, podobnie zresztą, jak tzw. „religia holokaustu”, zdają się obliczone na osiągnięcie całkiem konkretnych celów, nie mających nic wspólnego z zaświatami. „Religia holokaustu” była reakcją przywódców żydowskich na XIX I XX- wieczną sekularyzację, czyli właśnie – bezreligijność.

Przez całe wieki spoiwem żyjącego w diasporze narodu żydowskiego była właśnie religia. Ale pod wpływem postępującej sekularyzacji, coraz więcej ludzi nabierało wątpliwości, czy wierzyć w opowieści opisane w biblijnej Księdze Wyjścia – jak to Morze Czerwone się rozstąpiło – i tak dalej – a to przecież tamte traumatyczne przeżycia leżą u podstaw religii mojżeszowej. Gdyby ta wiara zanikła, to Żydom groziło rozpłynięcie się bez śladu w morzu narodów obcoplemiennych, które – w odróżnieniu od nich – mają poza religią jeszcze wiele innych wyznaczników tożsamości. Paradoksalnie remedium na ten lęk stała się masakra europejskich Żydów, dokonana przez Niemców podczas II wojny światowej. W odróżnieniu od traumatycznych przeżyć opisanych w Księdze Wyjścia – w tę masakrę, która też była przeżyciem traumatycznym – wcale nie trzeba „wierzyć”, a tylko o niej pamiętać – no i narzucić innym narodom pogląd, że ten – jak to nazwał Eliasz Wiesel – „holokaust” – jest wydarzeniem bez precedensu w historii świata.

To oczywiście nieprawda, ale nieważne, czy to prawda, czy nie; ważne by nie tylko Żydzi, ale wszyscy inni w to uwierzyli, dzięki czemu będzie to namiastka prawdy.

Na takiej samej nieprawdziwej tezie zbudowana jest quasi-religia klimatyzmu. Pozornie bazuje ona na pewnej oczywistości – że mianowicie klimat się zmienia. Fałsz pojawia się w momencie wskazywania na przyczynę tych zmian. Promotorzy „klimatyzmu” twierdzą, że przyczyny zmian klimatu mają charakter antropogeniczny, to znaczy – spowodowany działalnością człowieka. Żeby przekonać się o fałszywości tej opinii wystarczy zwykła spostrzegawczość. Oto zmieniają się pory roku; po mroźnej zimie następuje upalne lato. A dlaczego? A dlatego, że na skutek nachylenia osi ziemskiej do płaszczyzny ekliptyki nie pod kątem 90 stopni, tylko niewiele ponad 66 stopni, podczas obiegu Ziemi wokół Słońca, w różnych okresach roku, promienie słoneczne padają na powierzchnię Ziemi pod różnym kątem – i to jest przyczyna różnic temperatur między poszczególnymi porami roku. Działalność człowieka nie ma z tym nic wspólnego; ludzie w ogóle nie mają na to żadnego wpływu, nawet, gdyby chcieli. A na tym bynajmniej nie koniec.

Następnym kosmicznym zjawiskiem, które może mieć i ma wpływ na zmiany klimatyczne, jest precesja. Precesja polega na tym, że podczas obrotu Ziemi dookoła własnej osi, oś ta zatacza wokół bieguna niebieskiego ogromne koło. Zakreślenie jednego takiego koła trwa 26 tysięcy lat i okres ten nazywa się „rokiem platońskim”. Skutkiem precesji jest zmiana nasłonecznienia rejonów polarnych, powodująca albo okresowe ocieplenie, albo okresowe zlodowacenie. Na te zmiany klimatyczne spowodowane precesją ludzkość również nie ma najmniejszego wpływu.

Ale to również nie koniec. Otóż Układ Słoneczny, wraz z Ziemią, pędzi z ogromną prędkością wokół centrum galaktyki Drogi Mlecznej. Chociaż prędkość tego ruchu jest ogromna (792 tys. kilometrów na godzinę), to z uwagi na rozmiary galaktyki Drogi Mlecznej (jej średnica wynosi ponad 105 tysięcy lat świetlnych), Układ Słoneczny potrzebuje 250 mln lat, by wykonać jeden pełny obrót. Okres ten nazywa się „rokiem galaktycznym”. W dodatku, z uwagi na grawitacyjne oddziaływania na Układ Słoneczny innych układów gwiezdnych, nie porusza się on idealnie w osi swego ruchu, tylko zatacza wokół niej ogromne kręgi. Trajektorię jego lotu można porównać w związku z tym do rozciągniętej spirali. W trakcie tego lotu, Układ Słoneczny przez kilkanaście, albo i kilkadziesiąt milionów lat, przelatuje przez obszar czystej próżni, gdzie nic nie tamuje dostępu promieni słonecznych do Ziemi. Wtedy Ziemia się nagrzewa, to znaczy – klimat się ociepla. Tak było np. w epoce kredy (145 do 66 mln lat temu), kiedy musiało być ciepło, bo na Ziemi w ogóle nie było lodu, nawet na biegunach, a poziom mórz był wyższy od obecnego o 200 metrów.

Potem widocznie Układ Słoneczny, na kolejne kilkadziesiąt milionów lat, wszedł w obszar trochę zanieczyszczony mgławicami gazowymi lub pyłowymi, wskutek czego dopływ promieni słonecznych do Ziemi został zmniejszony o ułamek procenta. Wystarczyło to jednak, by się ochłodziło. Znaczna część wody została uwięziona w czapach lodowych na biegunach (lodowiec na Antarktydzie ma od 2 do 5 kilometrów grubości), w wiecznych śniegach i lodowcach górskich, wskutek czego poziom mórz obniżył się mniej więcej do poziomu obecnego. Klimat zmienił się w sposób zasadniczy – ale ludzie nie mieli z tym nic wspólnego, bo wtedy w ogóle na Ziemi ich nie było.

Są to rzeczy powszechnie znane, a przynajmniej – powinny być znane ludziom wykształconym. Tak niestety nie jest, o czym mogłem przekonać się osobiście, kiedy miałem jeszcze zajęcia ze studentami. Pewnego razu omawialiśmy traktat waszyngtoński w związku z NATO. Jeden z punktów tego traktatu określa obszar działania NATO: Ameryka Północna, Europa i Północny Atlantyk do Zwrotnika Raka. Coś mnie podkusiło, by zapytać studentów, dlaczego ta linia na globusie nazywa się zwrotnikiem. Popatrzyli na mnie z wyrzutem, a z dalszych indagacji okazało się, że nie wiedzą, dlaczego zmieniają się pory roku. Musiałem na tablicy narysować im płaszczyznę ekliptyki, kąt nachylenia osi ziemskiej i wyjaśniłem, o co chodzi – a potem przeszliśmy do kolejnych materii traktatowych. Jeśli o tym wspominam, to dlatego, by pokazać, że bezczelni, a nieraz do tego jeszcze utytułowani hochsztaplerzy, takim ludziom potrafią wmówić bardzo wiele rzeczy, m.in. – że zmiany klimatu mają przyczyny antropogeniczne.

A po co im to wmawiają? Jedynym wyjaśnieniem jest to, żeby poddać miliardy ludzi tresurze, tym razem pod pretekstem „ratowania planety” przed destrukcyjną działalnością człowieka, podobnie jak kilka lat wcześniej – pod pretekstem epidemii zbrodniczego koronawirusa, którą – jak pamiętamy – z dnia na dzień zlikwidował zimny rosyjski czekista Włodzimierz Putin, rozpoczynając wojnę na Ukrainie.

No dobrze – ale co jest celem tej tresury? Wyjaśnia to choćby „Zielony Ład”, przyjęty przez wariatów, którzy zdominowali Parlament Europejski. Jego deklarowanym celem jest „ochrona planety”, ale celem prawdziwym jest pozbawienie milionów Europejczyków własności, w myśl pragnień promotorów rewolucji komunistycznej, która przewala się przez Amerykę Północną i Europę. I to jest kolejna różnica między tradycyjnymi religiami, a quasi-religią klimatyzmu.

Stanisław Michalkiewicz

Pięć dowdów św. Tomasza na istnienie Boga.

Według św. Tomasza za istnieniem Boga przemawia pięć argumentów, nazywanych drogami (łac. via – droga):

1. jeśli istnieje ruch, to istnieje Pierwszy Poruszyciel (łac. ex motu)

2. jeśli każda rzecz ma swą przyczynę, istnieje Pierwsza Przyczyna Sprawcza (łac. ex ratione causae efficientis)

3. jeśli byty przygodne nie istnieją w sposób konieczny (pojawiają się na świecie i przemijają), musi istnieć Byt Konieczny (łac. ex possibili et necessario)

4. jeśli rzeczy wykazują różną doskonałość, to istnieje Byt Najdoskonalszy (łac. ex gradibus perfectionis)

5. jeśli celowe działanie jest oznaką rozumności, to ład i porządek w działaniu bytów nieożywionych lub pozbawionych poznania świadczą o istnieniu Boga, kierującego światem nieożywionym (łac. ex gubernatione rerum)”

Wiara w Boga jest obowiązkiem każdego człowieka, który używa rozumu. Ateizm, wiara, głupota.

O. dr Michał Chaberek: Ateizm, wiara, głupota. O obowiązku wiary w jednego Boga

#ateizm #dowody na istnienie Boga #głupota #o Michał Chaberek #rozum #rozumowe dowody na istnienie Boga #wiara

Wiara w Boga jest obowiązkiem każdego człowieka, który używa rozumu. Nauka Kościoła katolickiego mówi, że każdy człowiek może poprzez swój naturalny rozum rozpoznać istnienie Boga jako źródła i przyczyny. Wskazywał na to św. Tomasz z Akwinu, a uroczyście ogłosił to I Sobór Watykański.

O tej kwestii mówił w PCh24 TV o. dr Michał Chaberek OP.

Mamy nauczanie I Soboru Watykańskiego, które mówi, że Boga jako przyczynę, źródło bytu i świata, można poznać rozumem – nawet niezależnie od Objawienia. Ten argument sięga czasów przedchrześcijańskich. […] Zajmował się tym również św. Tomasz z Akwinu – stwierdził.

To, co możemy poznać o Bogu na mocy samego rozumu nie prowadzi nas do rzeczy objawionych: że Bóg jest Trójcą, że wcielił się w Jezusa Chrystusa; to już jest na mocy wiary. Poznanie rozumowe ma swoje ograniczenia. Św. Tomasz mówi, że Boga może poznać niewielu, po długim czasie i z domieszką błędu. Widzimy to u Arystotelesa, który pojmuje Boga jako oddaloną zasadę bytu, Boga, który nie uczestniczy w historii, ale w trochę mechanicystyczny sposób porusza sfery. Wiara jest potrzebna, bo prowadzi do oczyszczenia błędów w poznaniu Boga i zawiera dużo więcej treści na temat Boga, zwłaszcza w kwestii historii zbawienia – powiedział dominikanin.

Pomimo tego, że można rozumowo stwierdzić istnienie Boga, nie każdy chce się na tę prawdę zgodzić. Wynika to z zatwardziałości, w jaką może popaść ludzka wola.

Żeby przyjąć jakąś prawdę nie wystarczą argumenty. Można komuś powiedzieć, że 2+2 jest 4, ale on odpowie: jest pięć. Przyjęcie prawdy domaga się dobrej woli – zgodzenia się na pewne rzeczy. Jeżeli ktoś nie chce przyjąć prawdy, to może zaprzeczać nawet najbardziej logicznym faktom. Człowiek ma liberum arbitrium, wolną wolę, którą może po prostu źle skierować. Dlatego rozumowe dowody na istnienie Boga nie każdego przekonają; ale jeżeli ktoś chce poznać prawdę, to ma do tego narzędzia rozumowe – podkreślił o. dr Michał Chaberek.

W sumie zatem można powiedzieć, że obowiązkiem każdego rozumnego człowieka jest to, o czym mówi I Sobór Watykański: uznanie Boga jako przyczynę i cel. Trzeba zatem uznać, że jest jeden Bóg; że jest absolutem; że porządek świata pochodzi od Niego. Kto tego nie robi, do tego stosuje się nauczanie Pisma: „Mówi głupi w swoim sercu: «Nie ma Boga»”.

Więcej w nagraniu.

https://youtube.com/watch?v=2xo8GtkfAgw%3Ffeature%3Doembed

Źródło: PCh24 TV Pach

Bogactwa całego świata w zamian za elektroniczne impulsy na kilku komputerach?

REZERWA FEDERALNA – II

Komentarze Eleison Jego Ekscelencji Księdza Biskupa Ryszarda Williamsona


Komentarz Eleison nr DCCLXXV (775)

21 maja 2022 https://fsspxr.wordpress.com/komentarze-eleison/

W bezbożnym społeczeństwie, takim jak nasze dzisiejsze za Zachodzie, ludzie nie chcą dostrzec, że religia kieruje polityką, ponieważ nawet jeśli „Bóg” istnieje, to ludzie nie chcą mu przypisać żadnego znaczenia.To prawda, że jeszcze niedawno odgrywał On dużą rolę w życiu człowieka, ale dziś uważa się, że „ludzkość dorosła, osiągnęła pełnoletność, ludzie już Go nie potrzebują, a Jego miejsce zajął człowiek”. Cała chwała, która kiedyś oddawana była Bogu, teraz musi należeć do człowieka, a wszystko, co On musi zrobić, jeśli w ogóle istnieje, to wycofać się łaskawie i zostawić nas, ludzi, w spokoju. W każdym razie, możemy się bez Niego obejść”.

Biada współczesnemu człowiekowi! Wszak na każdym kroku życie potwierdza, że nie możemy się bez Niego obejść!

Dwa miesiące temu na łamach niniejszych „Komentarzy” przedstawiliśmy krótką historię trzech pierwszych banków centralnych w USA, z których wszystkie zostały odrzucone przez Amerykanów, aż wreszcie w 1913 roku na mocy głosowania Kongresu powołano do życia Rezerwę Federalną. Od tego czasu „Fed” zyskiwał coraz większą władzę, do tego stopnia, że obecnie jest niekwestionowanym panem życia gospodarczego i politycznego Stanów Zjednoczonych.

W 1913 roku grupa czołowych bankierów dążących do realizacji wspólnego celu zebrała się, by przekonać Kongres, że w interesie kraju leży przekazanie im, jako ekspertom w dziedzinie bankowości, niezależnym od polityki i polityków, podaży pieniądza w USA.

To przekazanie budziło wówczas pewne wątpliwości i od tamtej pory jest kwestionowane ze względu na słuszność cytatu przypisywanego członkowi najbardziej znanej rodziny bankierskiej w Europie, Rothschildom, który powiedział: „Dajcie mi kontrolę nad podażą pieniądza w kraju, a nie obchodzi mnie, kto stanowi prawo”. Tak więc w 2022 roku amerykański Fed wykupuje nie tylko całe Stany Zjednoczone, ale można powiedzieć, że kupuje cały świat. Dzieje się tak dlatego, że dolar amerykański jest de facto walutą światową, a więc Fed może wykorzystywać swoją władzę nad dolarem do wykupienia całego świata, zanim dolar stanie się bezwartościowy. (Stukając w klawiaturę komputera, Fed może dziś wyczarować biliony dolarów).

Bogactwa całego świata w zamian za elektroniczne impulsy na kilku komputerach? To jest po prostu niemożliwe! Przeciwnie. To dzieje się wokół nas, właśnie teraz.

Ale jak to jest możliwe? Problem tkwi w głębi ludzkich dusz. Bowiem zachłyśnięci materializmem ludzie na całym globie czczą materię, pieniądze i pokładają całą swoją nadzieję w mistrzach finansów. Był kiedyś taki czas, kiedy ufali Temu, który powiedział, że łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego (Mt 19, 24), którego Słowo przestrzega, że „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (1 Tm 6, 10), który powiedział nam, abyśmy szukali naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie nam przydane  (Mt 6, 33). Ale kto dziś jeszcze wierzy w Boga, Jego Królestwo i Jego sprawiedliwość?

Czyż nie jest więc jasne, że prawdziwe problemy społeczeństwa tkwią w sercach ludzi, w tym, w co wierzą i co kochają? Czy gdyby ludzie nie kochali pieniędzy, Fed miałby choć odrobinę tej władzy, którą ma? Słynna książka o Fed, „Stworzenie z Wyspy Jekylla” (The Creature from Jekyll Island) G. Edwarda Griffina, poświęca ponad 500 stron na rozerwanie Fedu na strzępy, ale kiedy przychodzi do zaproponowania alternatyw, autor musi przyznać (s. 571), że istnieje problem „ze wszystkimi systemami zakładającymi kontrolę pieniądza przez ludzi”.

Tak, rzeczywiście! A tym problemem jest grzech pierworodny, którego nie rozwiąże najlepsza polityka ani ekonomia. Czyż Napoleon, pod którego dowództwem walczyły armie w całej Europie, nie przyznał kiedyś, że jego własna moc nie dorównuje mocy kapłana?

Drodzy Czytelnicy, zapomnijcie o Fed i jego nieprawościach. Gdyby Abraham był w stanie znaleźć w Sodomie nie więcej niż dziesięciu sprawiedliwych, Pan Bóg oszczędziłby całe to niegodziwe miasto (Rdz 18).

Jeśli ty i ja będziemy czerpać z naszej wiary i starać się z Jego łaską o to, by stać się sprawiedliwymi ludźmi, jak wiele dusz w naszym nikczemnym świecie mogże jeszcze zostać uratowanych?

Kyrie eleison.

Jak uczeni niedowiarkowie zmienili poglądy na istnienie Boga.

KRUCJATA NAUKI PRZECIWKO NIEWIERZE

Doświadczenie licznej rzeszy naukowców, gotowych uczciwie formułować wnioski z czynionych obserwacji i badań, owocuje przekonaniem, iż wszechświat powołała do istnienia nieskończona wyższa Inteligencja. Anhony Flew, brytyjski profesor filozofii, niegdyś zagorzały orędownik ateizmu, wyznał u schyłku swego życia: „Wierzę, że misterne prawa rządzące wszechświatem objawiają to, co naukowcy nazwali Umysłem Boga. Wierzę, że życie i jego odtwarzanie mają początek w boskim Źródle. Dlaczego w to wierzę, skoro przez ponad pół wieku broniłem światopoglądu ateistycznego? Najkrócej mówiąc dlatego, że taki właśnie obraz świata wyłania się ze współczesnej nauki.” ¹ Flew w swojej publikacji przywołuje liczne przykłady uczonych, którzy posługując się badawczą metodą naukową, doszli do identycznego wniosku. Za wszelkiego rodzaju ateizm odpowiada wyłącznie celowa odmowa „patrzenia” – pisze były ateista.

Religia i nauki przyrodnicze walczą ramię w ramię w nigdy nie ustającej krucjacie przeciwko sceptycyzmowi i dogmatyzmowi, przeciwko niewierze i zabobonowi”. Tak stwierdził słynny noblista Max Planck, genialny fizyk niemiecki, który jako pierwszy wysunął hipotezę kwantową. W dalszych swych wywodach Max Planck nie pozostawił złudzeń – jest to krucjata ZA BOGIEM.²

Inny wybitny fizyk – Erwin Schrӧdinger, twórca mechaniki falowej i pionier teorii kwantowej, stwierdził:

Naukowy obraz otaczającego mnie świata jest bardzo niepełny. Daje mi mnóstwo rzeczowych informacji, w sposób cudownie spójny porządkuje całe nasze doświadczenie, ale jednocześnie upiornie milczy o sprawach bliskich naszemu sercu, naprawdę dla nas ważnych. Nie wie nic o pięknu i brzydocie, dobru i złu, Bogu i wieczności. Nauka czasem udaje, że odpowiada na takie pytania, ale jej odpowiedzi są na ogół tak niemądre, że nie możemy ich traktować poważnie. […] Nauka jest również powściągliwa w kwestii wielkiej Jedności, której w jakiś sposób jesteśmy częścią, do której należymy. W naszych czasach Jedność tę określa się najczęściej mianem Boga przez duże B. Naukę zaś powszechnie uważa się za działalność ateistyczną. W świetle powyższych spostrzeżeń nie ma w tym nic zaskakującego. Jeżeli naukowy obraz świata nie obejmuje nawet piękna, zachwytu, smutku, jeżeli za zgodą powszechną usunięto z niego osobowość, to jak miałby obejmować najbardziej wzniosłą ideę, która objawia się umysłowi człowieka?”³

Nie sposób nie podzielić spostrzeżenia, że ateistyczna nauka, przyjmując jako punkt wyjścia i dojścia tezę o nieistnieniu Boga, posługuje się niczym innym jak dogmatem, przecząc tym samym idei naukowej. A wszakże już Sokrates pouczył wszystkich, pretendujących do miana ludzi nauki, że za danym rozumowaniem musimy iść, dokądkolwiek prowadzi.

Twórca trzeciej teorii kwantów, Paul Dirac, kontynuując dorobek Heisenberga i Schrӧdingera stwierdził, że „Bóg jest bardzo wyrafinowanym matematykiem i konstruując wszechświat, posłużył się wyższą matematyką”.⁴

Czyż nie tę samą myśl wraził Niels Bohr, gdy wykrzyknął w zachwycie, iż ruch cząstek elementarnych jest zjawiskiem tak pięknym, że może być opisywany tylko językiem poezji? Zatem mamy tu już nie tylko wyrafinowanego Matematyka, lecz genialnego Poetę – Stwórcę.

A nie kto inny, jak Karol Darwin, o kilka pokoleń poprzedzający narodziny teorii kwantowej, dostrzegając iż ewolucjonizm nie opisuje w sposób dostateczny bogactwa ludzkiej natury, ujął to w takich słowach:

[Istnieje] „nadzwyczajna trudność czy wręcz niemożliwość wyobrażenia sobie, iż niezmierzony i cudowny wszechświat wraz z człowiekiem zdolnym do spoglądania zarówno wstecz, jak i w daleką przyszłość, jest dziełem przypadku lub konieczności. Gdy zastanawiam się nad tym, czuję, że zmuszony jestem zwrócić się ku Pierwszej Przyczynie władającej rozumem w jakimś stopniu analogicznym do rozumu człowieka: a więc należy mi się miano Teisty.⁵

NA POCZĄTKU BYŁO SŁOWO

Obserwacja świata natury prowadzi wieloma drogami do wniosku o stworzeniu świata, a zatem o jego początku i końcu. Boski Autor kosmicznego projektu objawia się w przyrodzie zwłaszcza w dwóch obszarach: ścisłego obowiązywania praw przyrody oraz przekazywania życia.

Nauka opiera się na założeniu, że świat jest na wskroś racjonalny i logiczny na wszystkich poziomach” – powiada Paul Davies, bodaj najważniejszy interpretator nauki współczesnej. „Ateiści twierdzą, że prawa przyrody istnieją bez powodu i że wszechświat jest w ostatecznym rachunku niedorzeczny. Nie mogę się z tym zgodzić jako naukowiec. Musi istnieć niezmienna podstawa racjonalna będąca korzeniem logicznej i uporządkowanej natury wszechświata”. *

Ważne jest nie tylko to, że w przyrodzie istnieją prawidłowości, ale że te prawidłowości są matematycznie ścisłe, ogólne i wzajemnie powiązane. Einstein nazywał je „rozumem wcielonym”. „Chcę wiedzieć, w jaki sposób Bóg stworzył ten świat. […] Chcę poznać Jego myśli, reszta to szczegóły” – tak Einstein wyrażał swą naukową pasję. Skąd bierze się w przyrodzie tak ścisły porządek? Wiedzeni tą samą pasją, pytanie to zadawali sobie uczeni od Newtona i Maxwella po Einsteina i Heisenberga.

Współcześnie Stephen Hawking pisał: „Wrażenie porządku jest przytłaczające. Im więcej dowiadujemy się o wszechświecie, tym , tym większą odczuwamy pewność, że rządzą nim racjonalne prawa”. […] Wciąż istnieje pytanie: dlaczego wszechświat zadaje sobie trud istnienia? Jeżeli chcecie, możecie zdefiniować Boga jako odpowiedź na to pytanie.” ⁶ Jest to zatem pytanie o początek. Dopóki bowiem nic nie przeczy temu, że wszechświat nie ma nie tylko końca, ale i początku, dopóty jego istnienie można uznać za fakt ostateczny. Ostateczności tej przeczą jednak same tylko – coraz doskonalsze – obserwacje nieustannego rozszerzania wszechświata i nieustannej kreacji materii zgodnie z teorią Wielkiego Wybuchu, będącej zarazem naukową próbą opisania owego okrytego tajemnicą początku. Co było przedtem? Jak to możliwe, że owo „coś”, będące skumulowaną energią o nieprawdopodobnie wielkiej gęstości, o olbrzymiej temperaturze i ciśnieniu „wyłoniło” się samoistnie z „niczego” – pozostaje tajemnicą Boga.

JEŚLI SIĘ NIE ODMIENICIE I NIE STANIECIE JAK DZIECI, NIE WEJDZIECIE DO KRÓLESTWA…

Einstein nie był ateistą. Sam to wyraźnie oświadczył, co przytacza jeden z jego przyjaciół – Max Jammer, autor książki Einstein and Religion.* Odcinając się zwłaszcza od sugerowanych związków z filozofią Spinozy, polegających na utożsamieniu Boga z przyrodą, Einstein utrzymywał, że Bóg objawia się poprzez prawa wszechświata jako „duch, który nieskończenie przewyższa ducha ludzkiego i w obliczu którego człowiek, świadom, jak skromne ma możliwości, musi odczuwać pokorę”.

Rozwijając tę myśl, Einstein sformułował porównanie:

Nie jestem ateistą i nie sądzę, abym mógł się nazwać panteistą.

Znajdujemy się w sytuacji małego dziecka, które wchodzi do ogromnej biblioteki wypełnionej książkami w wielu językach. Dziecko wie, że ktoś musiał te książki napisać. Nie wie jak. Nie zna języków, w których napisano te książki. Dziecko podejrzewa, że książki ustawiono zgodnie z pewnym tajemniczym porządkiem, ale go nie rozumie. Myślę, że w tej sytuacji znajduje się nawet najbardziej inteligentny człowiek wobec Boga. Widzimy wszechświat urządzony i podlegający pewnym prawom, ale prawa te rozumiemy tylko mgliście. Nasze ograniczone umysły zdają sobie sprawę z istnienia tajemniczej siły, która porusza konstelacjami. […] Owo głębokie przekonanie, że istnieje najwyższy umysł objawiający się poprzez niepoznawalny do końca wszechświat, stanowi podstawę mojej koncepcji Boga”. ⁷

CUD ŻYCIA

Podążając za dowodami dokądkolwiek prowadzą, Anthony Flew stwierdził: badania and DNA odsłoniły tak niewiarygodną złożoność struktur niezbędnych do wytworzenia życia, że moim zdaniem dowodzi to, iż połączenie tych niesamowicie zróżnicowanych elementów w taki sposób, aby z sobą współpracowały, musiało się odbyć z udziałem inteligencji. Chodzi o kolosalną złożoność wszystkich tych elementów i nadzwyczajną subtelność sposobów, w które ze sobą współpracują. Szansa na przypadkowe sprzęgnięcie się tych dwóch aspektów jest po prostu znikoma.*

Idąc dalej, Flew formułuje opinię, że „przypadkowe” powstanie życia jest równie prawdopodobne jak to, że stado małp uderzające na oślep w klawiaturę komputera może w końcu napisać sonet Szekspira. Flew przywołuje eksperyment przeprowadzony przez naukowców z British National Council of Arts polegający na tym, że do klatki z sześcioma małpami wstawiono komputer. Po miesiącu nieustannego bębnienia w klawiaturę komputera (połączonego z zanieczyszczaniem jej ekskrementami) małpy doprowadziły do zapełnienia znakami 50-ciu stron, jednak nie wytworzyły ani jednego słowa. Przy tym wynik uwzględniał fakt, że najkrótsze słowa w języku angielskim składają się z jednej litery (jak w przypadku „I” czy „a” – gdy przed i za znajdzie się spacja. Przyjmując w dużym uproszczeniu, że klawiatura obejmuje 30 znaków (26 liter + inne znaki) prawdopodobieństwo napisania słowa jednoliterowego wynosi 30 razy 30 razy 30 czyli 1/27000. Jaka jest zatem szansa napisania czternastu wersowego sonetu Szekspira jak choćby słynnego „Shall I comapre thee to a summer day?” Przeliczywszy ilość liter składających się na ów sonet, otrzymujemy liczbę 488. Prawdopodobieństwo wstukania 488 liter w takiej kolejności, jak występują w sonecie, wynosi 26⁴⁸⁸ czyli 10⁶⁹⁰ /*. A jakże skromne jest owo porównanie do złożoności struktury cząsteczki DNA, z jej mechanizmem kodowania! Nieważne jak olbrzymie środowisko jest brane pod uwagę, życie nie mogło mieć przypadkowego początku. Stada małp bębniące na chybił trafił na maszynach do pisania nie mogłyby wyprodukować dzieł Szekspira z tej praktycznej przyczyny, że cały dostępny obserwacjom wszechświat nie jest wystarczająco olbrzymi by pomieścić niezbędne hordy małp, niezbędne maszyny do pisania i, z pewnością, niezbędne śmietniki, do których wyrzucano by nieudane próby. Tak samo rzecz ma się z żywą materią.” – puentuje sir Fred Hoyle.⁸

Parafrazując inne słynne stwierdzenie Freda Hoyle’a podsumować można, że prawdopodobieństwo samoistnego wyłonienia się życia z materii równe jest prawdopodobieństwu zdarzenia, że z wszystkich części i fragmentów Tupolewa 154, porozkręcanych i chaotycznie porozrzucanych na złomowisku, po przypadkowym przejściu trąby powietrznej znajdziemy w pełni złożony TU 154, gotowy do lotu.

BAJKA O TYM, JAK DAWNO TEMU MATERIA OŻYŁA I STAŁA SIĘ JAŹNIĄ

Oczywiście wiemy, że życie mogło przetrwać tylko dzięki korzystnym warunkom na naszej planecie. Nie istnieje jednak prawo przyrody, które nakazuje materii wytworzenie wewnętrznie celowych i rozmnażających się istot. Laureat nagrody Nobla, fizjolog George Wald oświadczył wprost: naukowe wyjaśnienia pochodzenia życia zakładają wiarę w niemożliwe, czyli wiarę, że życie powstało spontanicznie, przez przypadek. „To umysł stworzył wszechświat fizyczny, który rodzi życie i wyłania z siebie w końcu istoty poznające i tworzące, uprawiające naukę, sztukę i technologię”. ⁹

Aby zilustrować to twierdzenie, warto dokonać pewnego eksperymentu myślowego – proponuje Anthony Flew: „Powiedzmy, że mamy przed sobą stół marmurowy, i zastanówmy się nad nim przez chwilę. Czy sądzicie, że za bilion lat lub nawet czas nieskończony ten stół mógłby nagle lub stopniowo stać się świadomy, uzmysłowić sobie swoje otoczenie i siebie w taki sposób, w jaki i wy sobie to uświadamiacie? To, że doszłoby lub mogłoby dojść do tego, jest po prostu niewyobrażalne. I dotyczy to wszelkiej innej materii. Kiedy rozumie się naturę materii, czyli masy-energii, rozumie się, że materia właśnie z powodu swej natury nigdy nie może stać się „świadoma”, nigdy nie „myśli”, nigdy nie mówi „ja”. Natomiast zgodnie ze stanowiskiem ateisty na pewnym etapie dziejów wszechświata to niemożliwe i niewyobrażalne stało się rzeczywistością. W pewnej chwili niezróżnicowana materia „ożyła”, potem stała się świadoma, zaczęła sprawnie posługiwać się pojęciami, wreszcie stała się jaźnią. […]

Przez minione trzysta lat nauka empiryczna odkryła tak ogromny zasób wiadomości o świecie fizycznym, jakiego nasi przodkowie w ogóle nie potrafili sobie wyobrazić. Wiedza ta obejmuje głębokie zrozumienie sieci genetycznych i neuronowych, które są podłożem życia, świadomości, myślenia i jaźni. Ale z wyjątkiem twierdzenia, że te cztery zjawiska funkcjonują na gruncie podbudowy fizycznej, którą rozumiemy lepiej niż kiedykolwiek przedtem, nauka nie jest w stanie powiedzieć niczego na temat natury ani pochodzenia tych zjawisk jako takich. Chociaż indywidualni naukowcy próbują wyjaśniać je jako przejawy materii, w żaden sposób nie da się dowieść moje rozumienie tego zdania jest jedynie szczególnym oddziaływaniem w moim układzie nerwowym. Oczywiście moim myślom towarzyszą oddziaływania w moim układzie nerwowym, a nowoczesna neurologia wyodrębnia obszary mózgu, które podtrzymują określonego rodzaju aktywność myślową. Ale twierdzenie, że dana myśl JEST określonym zespołem oddziaływań nerwowych, jest tak niedorzeczne jak sugestia, że idea sprawiedliwości jest jedynie określonego rodzaju śladami atramentu na papierze”. *

JESTEM, WIĘC MYŚLĘ. JESTEM, WIĘC WIERZĘ.

Richardowi Dawkinsowi, zdeklarowanemu antyteiście i przeciwnikowi wszelkiej religii, nie zabrakło uczciwości by w odpowiedzi na pytanie o pochodzenie i istotę świadomości subiektywnej, stwierdzić: „Ni w ząb nie rozumiem tego cholerstwa we mnie”. ¹⁰

Paradoksalnie największym przeoczeniem nowych ateistów jest najbardziej oczywista z danych, czyli oni sami. Najwyższą znaną nam z doświadczenia rzeczywistością ponadfizyczną i fizyczną zarazem jest sam podmiot doświadczenia, czyli my sami. Kiedy uzmysławiamy sobie istnienie perspektywy pierwszej osoby, a więc sens takich słów jak „ja”, „mnie”, „moje” i pokrewnych, stajemy przed największą ale i najbardziej porywająca tajemnicą. Ja jestem. Odwrotnie niż u Kartezjusza: Jestem, więc myślę, postrzegam, zamierzam, pojmuję oddziałuję.

Kim jest owo „ja”? Gdzie ono jest. Skąd się wzięło?… *

Rozważania te oczywiście nie mogą wyczerpać możliwych argumentów w dyskusji o Początku i Stwórcy. Objawiona wiara, która staje się doświadczeniem życia w Bogu, poucza iż: nie jesteśmy jakimś przypadkowym i bezsensownym produktem ewolucji. Każdy z nas jest wyrazem myśli Bożej. Każdy z nas stał się upragnionym, ukochanym i wręcz koniecznym. (Benedykt XVI).

Monika Grzesik

 ==================

PRZYPISY:

¹ Anthony Flew, Bóg istnieje, tłum. R. Pucek, Fronda 2010.

Tytuł oryginalny: THERE IS A GOD. How the World’s Most Notorious Atheist Changed His Mind.

Wszystkie fragmenty oznaczone (*) pochodzą z przywołanej w przypisie ¹ publikacji

Pozostałe przypisy, z wyjątkiem (⁷) podane w ślad za powyższą publikacją.

² Max Planck, Where is science going? New York 1977 s. 168

³ Erwin Schrӧdinger My View of the World, Cambridge 1964, s. 93

⁴ Paul A. M. Dirac The Evolution of the Physicist’s Picture of Nature ”Scientific American” nr 208

⁵ Max Jammer, Einstein and Religion, Princeton 1999 s. 45 -46

⁶ Karol Darwin Autobiografia, tłum. St. Skowron w: Dzieła wybrane t. VIII, Warszawa 1960 str. 47

⁷ Stephen Hawking, Krótka Historia czasu, tłum. P. Amsterdamski, Warszawa 1990, s. 161

⁸ Fred Hoyle and N. Chandra WickramasingheEvolution from Space: A Theory of Cosmic Creationism (New York: Simon and Schuster, 1981), p. 148

⁹ Georg Wald, Life and mind in the Universe

[w]: Henry Margenau, Roy Abraham Vaghese, Cosmos, Bios, Theos, La Salle 1992, s. 218

¹⁰ Richard Dawkins, Steven Pinker Is Science Killing the Soul? The Guardian-Dillons Debate

w “Edge” nr 53 (8 kwietnia 1999)

https://www.fronda.pl/a/naukowe-dowody-na-istnienie-boga-4,171254.html