Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zrugał jednego z brytyjskich polityków, który chciał przyjąć ukraińskich emigrantów bez wiz. Premier Johnson oświadczył publicznie, że Wielka Brytania jest „bardzo hojnym krajem”, ale dla bezpieczeństwa państwo musi kontrolować granice i weryfikować osoby, które chcą wjechać na terytorium Zjednoczonego Królestwa.
Od tego zdrowego i rozsądnego podejścia Polska jest tak daleko, jak daleko jest Anglia od Polski. I chociaż rację ma posłanka Siarkowska, że brytyjskie przepisy odnoszą się do emigracji, natomiast w przypadku Polski graniczącej z Ukrainą działa międzynarodowe prawo dotyczące uchodźców, to zachowanie polskich władz nie mieści się w żadnym porządku logicznym.
W Polsce dwutorowo prowadzi się bezmyślne działania, pierwszym torem idzie histeria wojenna nie przystająca do tej tragedii, jaka rzeczywiście na Ukrainie ma miejsce. Drugim torem jadą nie tylko zachęcające komunikaty i gwarancje bez pokrycia, że przyjmiemy każdą liczbę uchodźców, ale uchodźcy są wręcz kuszeni specjalnymi programami socjalnymi.
Polska oferuje Ukraińcom więcej niż Polakom i co więcej dzieje się to kosztem Polaków. Przywileje dla uchodźców wymieniałem i omawiałem wielokrotnie, dlatego nie będę się powtarzał, natomiast ich skala realnie zaczyna zagrażać bezpieczeństwu państwa polskiego.
Na całym świecie proces przyjmowania uchodźców zawsze odbywa się w ten sam sposób. Przede wszystkim powstają obozy dla uchodźców i bez względu na to jak to się źle w Polsce kojarzy, sama procedura jest faktem i pierwszym krokiem. Obozy poza brzydką nazwą mają tę zaletę, że pozwalają na kontrolę przepływu uchodźców, na miejscu pojawiają się międzynarodowe organizacje humanitarne, jak ONZ, czy „Czerwony Krzyż”. W 99% przypadków kraje przyjmujące uchodźców proszą o wsparcie inne kraje i niemal normą jest strasznie katastrofą humanitarną na wypadek odmowy pomocy. W Polsce nic takiego się nie dzieje, cały czas udowadniamy światu, że jesteśmy najbardziej empatycznym krajem, który odda ostatnią koszulę, gdy zajadzie taka potrzeba, a cena paliwa, prądu i rata kredytu to już w ogóle nie maja znaczenia.
Teoretycznie to państwo polskie ma kontrolować niespotykaną w dziejach Polski falę uchodźców, w praktyce to sami Polacy przyjmują pod swój dach Ukraińców i nie tylko Ukraińców. Uprawiamy humanitarną partyzantkę opartą na spontanicznym odruchu serca, po prostu jakiś celebryta dla poklasku albo promocji nowej płyty przyjmuje ukraińską rodzinę, a zanim idzie fala odruchów serca ze strony „zwykłych ludzi”.
Biorąc pod uwagę fakt, że trwałość „związków partnerskich” wśród celebrytów to średnio trzy miesiące, łatwo sobie wyobrazić jak szybko pojawi się dyskomfort i nieporozumienia z udziałem całkiem obcych ludzi w domach i mieszkaniach. Każda przedłużająca się wizyta, nawet najbardziej lubianych gości, w końcu zamienia się w koszmar i nie inaczej będzie w tym przypadków. Pytanie co dalej? Rząd wymyślił, że przez trzy miesiące będzie płacił po 1200 zł za utrzymanie jednego uchodźcy, który w ramach tej kwoty ma mieć zapewniony wikt i opierunek za darmo. Ponownie warto zapytać, ale co dalej? Gdzie rządzący zamierzają rozlokować 1 200 000 uchodźców, bo przecież oni nie staną się członkami polskich rodzin i nie zamieszkają z nimi na stałe.
Nikt tych oczywistości nie bierze pod uwagę, wszystko się odbywa na zasadzie „jakoś to będzie” albo pojawiają się brawurowe wizje rozwoju gospodarczego i demograficznego Polski, nie poparte niczym z wyjątkiem topornej propagandy.
Nie ma żadnego przypadku w tym, że do Polski dotarło i nadal dociera ponad 70% uchodźców niekoniecznie zainteresowanych dalszą podróżą na Zachód. Polska robi wszystko, aby uchodźców do siebie ściągnąć i ich zatrzymać. Takie postępowanie da się wytłumaczyć nieprawdopodobnym brakiem wyobrazi, ale istnieje jeszcze gorsza interpretacja. Polski rząd świadomie prowadzi tę szaleńczą „politykę”, mając nadzieję, że w zamian UE wypłaci nam 770 miliardów i wycofa wszystkie skargi, a USA sprzedadzą Abramsy i Patrioty po kosztach.
Za tę partyzantkę nie dostaniemy nic albo dostaniemy jakieś grosze, które nie pokryją nawet kosztów „drukowania” PESEL.