Twoje samobójstwo uratuje planetę !
Arkadiusz Stelmach woje-samobojstwo-uratuje-planete
Według piewców zrównoważonego rozwoju człowiek jest elementem zasadniczo zbędnym w ekosystemie planety Ziemia – dlatego najlepiej by się stało, gdyby ludzkość z własnej woli zniknęła z jej powierzchni.
„Dziennik Gazeta Prawna” w marcu bieżącego roku poinformował o pewnym Belgu, ojcu dwójki małych dzieci, który popełnił samobójstwo po kilkutygodniowych rozmowach z chatbotem „Eliza” firmy Chai (najnowszym interaktywnym programem komputerowym imitującym inteligencję). Mężczyzna ten od dwóch lat bardzo przejmował się losem planety i jej klimatu. Zaczął stopniowo izolować się od rodziny; twierdził, że świat może uratować jedynie technologia wraz ze „sztuczną inteligencją”.
Belgijska gazeta „Le Libre” pisze, iż w pewnym momencie mężczyzna zasugerował poświęcenie się, jeśli +Eliza+ pomoże ocalić ludzkość za pomocą sztucznej inteligencji. Chatbot zdawał się go do tego zachęcać. Finałem było odebranie sobie życia.
Nie od dziś najwięksi gracze globalni – organizacje międzynarodowe z ONZ i Unią Europejską na czele, wielkie korporacje i tak zwane organizacje pozarządowe – straszą nas nadchodzącą katastrofą: ludnościową i klimatyczną, głodem i nieopanowaną migracją.
Przekaz o czekającej ludzkość zagładzie, od kilkudziesięciu już lat sączący się do powszechnej świadomości, ma swoje korzenie w myśli szkockiego ekonomisty Thomasa Malthusa (1766–1834). To od niego pochodzi idea maltuzjanizmu, czyli przekonanie, że ciągły wzrost liczby ludności Ziemi doprowadzi do katastrofy, gdyż krzywa wzrostu populacji przetnie się z krzywą wzrostu zasobów, co przyniesie katastrofę humanitarną i środowiskową.
Maltuzjanizm poważnie przyczynił się do powstania ideologii i praktyk eugenicznych, a także stał się istotnym składnikiem ideologii zrównoważonego rozwoju. To mgliste hasło najnowszej odsłony Rewolucji wprowadza fundamentalną, epokową zmianę paradygmatu – porównywalną do przejścia od średniowiecznej Christianitas do tak zwanego renesansu, kiedy to obowiązujący powszechnie paradygmat teocentryczny (z Bogiem jako centrum wszechświata) zastąpiono paradygmatem antropocentrycznym – humanizmem. Ten zorientowany na człowieka wzorzec trwał praktycznie do końca XX stulecia – czyli do ogłoszenia przez oenzetowski Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro w roku 1995 koncepcji zrównoważonego rozwoju, popartej proklamowaniem w roku 2000 tak zwanej Karty Ziemi i zapowiedzeniem piętnaście lat później wdrożenia w życie Agendy 2030.
Nowy paradygmat – niezwykle drobiazgowo i skrupulatnie dziś wdrażany na wszystkich szczeblach polityki – jest przede wszystkim ekocentryczny. Człowiek w jego narracji nie jest już koroną stworzenia – bytem stojącym najwyżej w hierarchii bytów ziemskich, ponad światem zwierząt, roślin i minerałów. Człowiek jest zaledwie jednym z elementów ekosystemu planety Ziemia pojmowanej jako żywy organizm, jako „Matka Ziemia – Pachamama”. Człowiek liczy się tylko o tyle, o ile nie przeszkadza innym elementom systemu. Czyli praktycznie mogłoby go nie być.
W roku 1972 globalistyczny Klub Rzymski opublikował słynny raport Granice wzrostu (The Limits to Growth). Dokument ów, rozwijając idee maltuzjańskie, niósł uzasadnienie dla postulatów i praktyk zmierzających do drastycznego ograniczenia liczby ludności na świecie. Kolejny raport Klubu Rzymskiego z roku 1974 zatytułowany Ludzkość w punkcie zwrotnym zawierał groźne motto: Świat choruje na raka, a tym rakiem jest człowiek. Wniosek? Im szybciej człowiek zniknie z powierzchni planety, tym lepiej.
Agenci zmiany zarządzający tą gigantyczną operacją dysponują ogromnymi środkami: organizacjami, pieniędzmi, instytutami naukowymi; angażują wybitnych intelektualistów, artystów i celebrytów. A także – co gorsza – ludzi nauki niewahających się głosić niezwykle radykalnych postulatów. Jak choćby Yuan Tseh Lee, laureat Nagrody Nobla, który przemawiając na forum Papieskiej Akademii Nauk, zalecił zmniejszenie liczby ludności, by ułatwić przejście światowej gospodarki na energię odnawialną.
A gdy do powyższego obrazu dodamy jeszcze powszechne na świecie odejście od Kościoła i prawdziwej wiary oraz, co się z tym wiąże, porzucenie prawdy o Bogu i człowieku, to w zasadzie trudno się dziwić, że nowoczesny człowiek, podatny na propagandę i manipulację, słysząc katastroficzne ostrzeżenia o rzekomo grożącej nam już za chwilę zagładzie, może dojść do podobnego wniosku, co ów nieszczęsny Belg – i nawet bez pomocy tak zwanej „sztucznej inteligencji” odebrać sobie życie.
A w skali globalnej – zbiorowe samobójstwo?