Tylko jedno słowo
Izabela BRODACKA
Jak już pisałam język ewoluuje. Zmiana znaczenia słów bywa zadekretowana politycznie. Przykładem tego jest wymuszanie, wbrew tradycji językowej, używania zwrotu „w Ukrainie” zamiast „ na Ukrainie”
Nowe słowa powstają często przez przejęcie słów z innego języka. Na przykład słowo wihajster oznaczające ( w języku potocznym, a nie literackim) bliżej nieokreślony przedmiot to spolszczenie niemieckiego pytania „Wie heißt er?” czyli: „co to jest?”. Ostatnio weszło w modę używanie zapożyczonego z języka angielskiego słowa „ epicki” w sensie „ wspaniały”. Jest to całkowicie sprzeczne z polską tradycją językową zgodnie z którą słowo epicki oznacza: „związany z epiką, właściwy epice, ujmujący temat w sposób opisowy” .
Zupełnie idiotyczne jest używanie zwrotu „ o co kaman? „ w sensie: „ o co chodzi?”. W angielskim „come on” ma wiele znaczeń. Najbliższe nadużywanemu w Polsce przez młodzież i (niestety) dziennikarzy jest używanie tego zwrotu gdy chcemy wyrazić wątpliwości co do czyjejś prawdomówności. Na przykład mówimy „Oh, come on it’s impossible” co się tłumaczy: „daj spokój, to niemożliwe”.
Czym innym zupełnie jest natomiast świadome przekręcanie słów w ramach żartu językowego. Znajoma mawia: „ugotuję ryżego” zamiast „ ugotuję ryż” oraz „ zeps” na swego psa co jest zabawną przeróbką polecenia „ wyjdź ze psem”. Ma to swój urok jak każdy persyflaż środowiskowy.
Przeróbki językowe charakteryzują również grypserę. Grypsera jest niewątpliwie językiem środowiskowym jednak żartobliwie używana jest wyłącznie w środowiskach całkowicie rozłącznych ze środowiskiem, w którym powstaje. Choć żartobliwie używają grypsery więziennej najczęściej ludzie młodzi, wiele zwrotów z grypsery przeszło do języka potocznego. Dla więźniów jednak grypsera jest sprawą śmiertelnie poważną, bo służy odróżnianiu swoich od obcych. Grypsera ewoluuje, a użycie przestarzałej grypsery grozi więźniowi śmiercią lub kalectwem, bo jest znakiem że się podszywa pod zamknięty klan grypsujących. Grypsera więzienna odgrywa więc taką rolę jaką kiedyś odgrywał język – służył odróżnianiu swoich od obcych. Od obcych w sensie narodowym, plemiennym, klasowym czy tylko środowiskowym.
Zauważmy że niektórzy używają języka polskiego całkowicie bezrefleksyjnie, często sprzecznie z prawdziwym znaczeniem używanych słów. Na przykład słowa: „ Kończ waść, wstydu oszczędź” to cytat z „Potopu” Sienkiewicza. Kieruje je Kmicic do Wołodyjowskiego prosząc go o zakończenie przegrywanego przez siebie pojedynku. Frazeologizm ten nie oznacza zatem: „przestań się kompromitować”, lecz wręcz przeciwnie – oznacza: „oszczędź mi dalszych upokorzeń i pozwól wyjść z honorem z ośmieszającej mnie sytuacji”. Tymczasem powszechnie używany jest w dokładnie przeciwnym sensie.
Słowa: “kończ waść, wstydu oszczędź” kierowali do Mateusza Morawieckiego Marek Sawicki z PSL, Rafał Trzaskowski z KO oraz marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Każdemu z nich chodziło o to, by premier Morawiecki zakończył misję tworzenia rządu, który nie ma szans na większość i oszczędził sobie wstydu.
Problem w tym, że w rzeczywistości, całkowicie nieświadomie, mówili coś zupełnie przeciwnego.
Podobnie w całkowicie przeciwnym do prawdziwego sensie używa się cytatu „mierz siły na zamiary” .
Sformułowany w „Pieśni filaretów” Mickiewicza zwrot oznacza „stawiaj sobie ambitne cele, a potem znajdziesz w sobie siły żeby je osiągnąć”. Jest to znaczenie wręcz przeciwne do „mierz zamiar według sił”, co oznaczałoby dopasowywanie zamiarów do posiadanych sił i środków czyli „nie porywanie się z motyką na słońce”. Hasło : „Mierz siły na zamiary” wielokrotnie kierowała koalicja KO do rządów PiS zarzucając im „porywanie się z motyką na słońce” w kwestii wielkich inwestycji takich jak przekop Mierzei Wiślanej czy budowę CPK. Całkowicie nieświadomie członkowie tej koalicji mówili jednak coś zupełnie przeciwnego.
Zdumiewające jest jak można zupełnie nie rozumieć tego co się mówi. Jak można nie odróżniać zdania twierdzącego od jego zaprzeczenia?
Moim zdaniem jest jednak jeszcze gorzej. Ludzie którzy nie rozumieją tego co mówią, nie rozumieją również tego co robią, nie rozumieją zła w którym uczestniczą. Ktoś kto jak Szymborska pisał o Stalinie: „Oto Partia – ludzkości wzrok. Oto Partia: siła ludów i sumienie” nie rozumiał albo nie chciał rozumieć, że w ten sposób akceptuje i firmuje wszelkie zbrodnie Stalina, gułagi, Katyń a co gorsza instaluje stalinizm w Polsce. Ci którzy nazywali Żydów podludźmi akceptowali ich mordowanie. Ci którzy nazywają nienarodzone dziecko zlepkiem komórek akceptują zwykłe morderstwo i są odpowiedzialni za usankcjonowanie tego morderstwa dla niepoznaki nazywanego terminacją ciąży. Gwałt na człowieku – jak pisałam – zawsze jest poprzedzany przez gwałt na języku.
Ktoś kto nazywa mężczyznę kobietą, kto używa wobec uczniów imion odpowiadających płci do której oni danego dnia akurat się poczuwają, akceptuje całe zło i idiotyzm współczesnych ideologicznych poglądów na płeć. Akceptuje okaleczające operacje zmiany płci, rujnowanie życia tak okaleczonych i częste ich samobójstwa. Nie tylko akceptuje lecz odpowiada za nie moralnie. Dlatego nie wolno pozwalać na gwałcenie języka, na zmianę znaczenia słów, na nazywanie czarnego białym.
Jest jednak światełko w tunelu, społeczeństwa zaczynają się budzić.
Kiedy dyrekcja szkoły w Ohio rozkazała nauczycielce angielskiego Vivian Geraghty zwracać się do uczniów zgodnie z preferowanymi przez nich zaimkami genderowymi, kobieta zrezygnowała z pracy. Sprawa znalazła pomyślny finał, ponieważ Sąd federalny w Ohio uznał, że doszło do naruszenia pierwszej poprawki do konstytucji, chroniącej wolność słowa i wolność religijną.
Jako małe dziecko byłam świadkiem następującej sceny. Górnik poprosił w kasie o bilet do Katowic. „Nie ma takiej stacji – odpowiedziała kasjerka”. Chciała wymusić nazwanie Katowic Stalinogrodem. „To w takim razie jadę do Siemianowic”- zdecydował górnik. Byłam zachwycona choć górnik w końcu walczył tylko o jedno słowo. Zapamiętałam to wydarzenie na całe życie.