Wokół projektu budżetu
Stanisław Michalkiewicz • 5 września 2023 michalkiewicz
Skoro Naczelnik Państwa uczynił bezpieczeństwo głównym hasłem kampanii wyborczej, to nie może być, żeby ta decyzja nie przełożyła się również na projekt przyszłorocznego budżetu. On też jest w służbie bezpieczeństwa i to aż w trzech postaciach: dosłownego, czyli militarnego, bezpieczeństwie socjalnym i bezpieczeństwie zdrowotnym. Zwłaszcza to ostatnie w ostatnich dniach (czyżby nadchodziły zapowiadane “dni ostatnie”?) zaczyna nabierać szczególnej, aktualności w związku z pojawieniem się następcy zbrodniczego koronawirusa w postaci podstępnej legionelli, która z zagadkowych powodów zaczyna srożyć się w województwie podkarpackim, uchodzącym dotychczas za bastion Prawa i Sprawiedliwości. Podstępny charakter legionelli polega na tym, że atakuje ona osoby które już na coś chorują, doprowadzając je w ten sposób do śmierci. Nietrudno zauważyć, że ten podstępny charakter legionelli wychodzi naprzeciw pragnieniom dobroczyńców ludzkości, zarówno na odcinku finansowym, demograficznym, jak również – klimatycznym. Jak wiemy, dobroczyńcy ludzkości są zaniepokojeni postępującym starzeniem się społeczeństw, w których funkcjonują powszechne i przymusowe ubezpieczenia społeczne. Jak bowiem zauważył pewien francuski lekarz nazwiskiem Lucjan Israel, będący zarazem przeciwnikiem eutanazji, wydatki ubezpieczalni na człowieka w ostatnich 6 miesiącach jego życia są równe wydatkom ubezpieczalni na tego samego człowieka przez cały wcześniejszy okres jego życia. Rachunek ekonomiczny podpowiada, żeby ten kosztowny okres skrócić, a najlepiej – wyeliminować go całkowicie. W tym celu rządy i rozmaite wrażliwe społecznie środowiska od lat propagują “dobrą śmierć” – ale dotychczas bez jakichś przełomowych rezultatów. Legionella natomiast stwarza szansę na bezbolesne załatwienie tej bolesnej sprawy, więc jej pojawienie się akurat teraz może nie być dziełem przypadku. Umierać będą ludzie chorzy, którzy bezproduktywnie obciążają budżet państwa, a w dodatku głosują, co zmusza naszych Umiłowanych Przywódców do okazywania im szacunku i troski. Tymczasem dzięki legionelli ta nieubłagana konieczność może zniknąć, więc wcale bym się nie zdziwił, gdyby ktoś pomógł jej pojawić się akurat w Polsce i akurat w bastionie wyborczym PiS. Podejrzenia kierują się oczywiście w stronę pana Manfreda Webera, który zapowiadał zwalczanie PiS – więc dlaczegóż by nie bronią biologiczną?
Wróćmy jednak do projektu budżetu na przyszły rok. W wystąpieniach telewizyjnych zarówno pan premier Morawiecki, jak i mężykowie stanu drobniejszego płazu podkreślali rekordowy poziom przyszłorocznych dochodów budżetowych, starannie unikając podawania poziomu budżetowych wydatków. Żeby tedy światło pod korcem nie stało, wyręczymy pana premiera Morawieckiego i podamy, że o ile dochody budżetowe osiągnęły rekordowy poziom 683,6 mld złotych, to poziom budżetowych wydatków jest jeszcze bardziej rekordowy i wynosi 848,3 mld złotych. Wynika z tego, że przyszłoroczny deficyt budżetowy wyniesie 164,7 mld złotych. A przecież nie jest to cała suma, bo znaczna część wydatków budżetowych dokonywana jest za pośrednictwem licznych funduszy pozabudżetowych – na co zwracał uwagę podczas swego ostatniego wystąpienia w Sejmie prezes NIK, pan Marian Banaś. Wygląda na to, że prawdziwy deficyt może być znacznie większy, być może nawet sięgać do 200 mld złotych. Ale tak to już jest w sytuacji, kiedy rząd bije wszelkie rekordy, byle tylko przychylić nam nieba. Według danych oficjalnych w roku 2022 polski Produkt Krajowy Brutto przekroczył 3 biliony złotych, więc deficyt wyniesie co najmniej 5,5 procenta PKB. Ale to nie koniec naszych zmartwień. Już nie chodzi nawet o tzw. kotwicę budżetową, czyli dopuszczalną wielkość deficytu budżetowego za pierwszych rządów Zjednoczonej Prawicy w roku 2007. Było to 30 mld, a teraz jest 5 razy więcej, ale to też jest dowód na to, że wszystko rośnie, razem z krajem, więc różnie dobrze, jak martwić, możemy się z tego cieszyć.
Podobnie jak z tego, że te 683 miliardy zaplanowanych dochodów rząd będzie musiał ściągnąć z obywateli. To zawsze budzi tak zwany dysonans poznawczy i mieszane uczucia, bo z jednej strony, gdyby rząd aż tyle z nas nie zdzierał, to moglibyśmy sobie przychylać nieba sami, bez oglądania się na żadne urzędy – ale z drugiej strony urzędnicy-niebożęta to też ludzie, którzy muszą z czegoś żyć, więc w związku z tym jesteśmy zmuszeni wziąć na swoje barki przynajmniej część ich brzemienia. Jak bowiem objaśniał towarzysz Szmaciak robotnikowi Deptale – “Na tym się świata ład opiera, że jeden sieje – drugi zbiera. Gdy jeden wiosłem macha żwawo, drugi kieruje wtedy nawą” – i tak dalej.
Ale deficyty budżetowe z poszczególnych lat kumulują się w dług publiczny, który trzeba obsługiwać. W ubiegłym roku, według Eurostatu, nominalny dług publiczny Polski wyniósł 1531,8 mld złotych, zaś koszty jego obsługi – 70 mld. To jest właśnie ta odwrotna strona medalu wrażliwości społecznej rządu „dobrej zmiany”. Te 70 mld to należność, jaką pobiera od polskiego rządu lichwiarska międzynarodówka, która pożycza mu pieniądze. Rząd daje zabezpieczenie w postaci zastawienia dochodów z przyszłych podatków, a to oznacza, że wprawdzie jest społecznie wrażliwy i każdemu przychyliłby nieba, ale za cenę wpychania obywateli w coraz głębszą, niewolniczą zależność od lichwiarskiej międzynarodówki. Istota niewolnictwa polega bowiem na tym, że niewolnik musi pracować na swojego pana, to znaczy – oddawać mu bogactwo, które swoją pracą tworzy. Zakładając, że obecnie w Polsce mieszka ok. 35 mln obywateli polskich, każdy z nich obciążony jest na rzecz lichwiarskiej międzynarodówki kwotą 2 tysięcy złotych rocznie. Pięcioosobowa rodzina musi zatem oddać tylko z tego tytułu lichwiarskiej międzynarodówce 10 tys. złotych rocznie.
Tymczasem wg GUS w roku 2022 miesięczny rozporządzalny dochód na osobę wyniósł 2250 zł. Mnożąc to przez 5 osób w rodzinie i przez 12 miesięcy, uzyskujemy 135 tys., zł dochodu rocznego. 10 tysięcy na lichwiarską międzynarodówkę to mniej, niż 10 procent rocznego dochodu – ale to jednocześnie ponad połowa kwoty, jaką rodzina z trojgiem dzieci uzyskała z tytułu 500 plus. A przecież nie jest to jedyny haracz, bo wrażliwość społeczna przypomina węża pożerającego własny ogon. Na szczęście stosunkowo niewielu ludzi w tym wszystkim się orientuje i pewnie dlatego niemiecki kanclerz Otto Bismarck powiadał, że to bardzo dobrze, że ludzie nie wiedzą, jak się robi politykę i parówki.
Stanisław Michalkiewicz