Izabela Brodacka
Nauczyciele zaprzyjaźnionej szkoły poinformowali mnie, że otrzymali z Urzędu Miasta Warszawy następujące pismo: ( język oryginału)
„uprzejmie informuję, że szkoły, w których naukę pobierają uczniowie uchodźcy z Ukrainy otrzymają środki na zakup strojów sportowych w wysokości 400 zł. na ucznia. Każdy komplet sportowy powinien składać się co najmniej z koszulki, szortów i stroju kąpielowego w tym klapki i czepek. Komplety strojów sportowych należy zakupić i przekazać ukraińskim uczniom do 24 czerwca br. Termin ten wynika z faktu, że stroje sportowe powinny zostać przekazane uczniom przed wakacjami. (-) Zakupione komplety powinny zostać na opakowaniu oznaczone przez szkołę logiem UNICEF. Organizacja UNICEF kładzie ogromny nacisk na dokumentowanie swojej działalności. Proszę więc o wykonywanie dokumentacji zdjęciowej np. sfotografować zakupione stroje sportowe i na kilku zdjęciach moment ich wręczania. Ważne jest to, żeby na zdjęciach tych widoczne było logo UNICEF”.
Podobne pisma otrzymały wszystkie szkoły w Warszawie i okolicach.
To bardzo szlachetnie, że UNICEF troszczy się o to żeby dziecko ukraińskie nie poczuło się wykluczone ze względu na brak klapek. Zastanówmy się jednak co oznacza to zarządzenie dla nauczycieli szkoły w której uczy się kilkadziesiąt osób z Ukrainy, przysłane nota bene na tydzień przed zakończeniem roku szkolnego. Gdyby nauczyciele chcieli swoje zadanie potraktować poważnie powinni iść z każdym dzieckiem osobno na zakupy. Każdy kto zna psychologię dzieci w wieku szkolnym i dość okrutne prawa ich oceny przez grupę rozumie, że bardziej wykluczający niż brak klapek jest strój nie dobrany rozmiarem, wyglądający na odziedziczony po starszym bracie.
Oczywiście nie ma możliwości indywidualnych zakupów, stroje sportowe zostaną więc zakupione w najbliższej hurtowni i nawet jeżeli będą miały zróżnicowane rozmiary, będą przydzielane dzieciom jak mundury w wojsku albo uniformy w więzieniu. Dzieci ukraińskie z zamożniejszych rodzin wyrzucą taki strój do kosza, albo odłożą na półkę. Dzieci z rodzin niezamożnych, wysłane na jakieś kolonie, będą rozpoznawane właśnie po niedobranym stroju.
Nie mamy powodu ani prawa troszczyć się na co UNICEF wydaje swoje pieniądze, można tylko zastanowić się czy warto czynnie popierać podobne idiotyzmy.
Również czy przepracowani pod koniec roku nauczyciele powinni zamiast wystawiać oceny i wypisywać świadectwa dokumentować fotograficznie obdarowywanie ukraińskich dzieci klapkami, czyli pracować za darmo na rzecz PR UNICEFU?
Przydzielanie nauczycielom takiego zadania pod sam koniec roku szkolnego przypomina mi jako żywo czasy realnego socjalizmu, gdy szkoła w której pracowałam pod koniec roku obrachunkowego kupowała do gabinetu dyrektora paprotki i zupełnie zbędne, paskudne ( innych nie było) reprodukcje na ściany, bo pieniądze trzeba było wydać w całości, żeby w kolejnym roku nie obniżono szkole dotacji.
Swego czasu komentowałam obietnicę Tuska, że każde dziecko w Polsce dostanie w prezencie laptop. Na szczęście niespełnioną. W zamożniejszych rodzinach każdy ma swój komputer, czy tablet więc prezent Tuska leżałby wśród zbędnych rzeczy i wylądował w końcu na śmietniku.
W rodzinach biednych problemem nie jest brak komputera lecz brak środków na niezbędne wydatki więc sprzedaż komputera prędzej czy później zatkałaby jakąś dziurę w budżecie. W tak zwanych rodzinach patologicznych komputer zostałby sprzedany natychmiast i to na wódkę. Na szczęście dla finansów kraju Tusk należy do polityków, którzy jak mówią – to mówią. Nie takie obietnice i nie takie ordynarne kłamstwa słyszeliśmy z jego ust. Można się tylko cieszyć, że nie rozproszył kolejnych miliardów. (Liczba uczniów w Polsce to około 5 milionów mnożona przez tysiąc złotych czyli cenę taniego laptopa) na szlachetną, ale tylko z pozoru inicjatywę.
Und hier ist der Hund begraben. ( i tu jest pies pogrzebany).
Nie bez przyczyny posługuję się niemieckim idiomem. Wszystkie takie szlachetne (ale tylko na pozór) inicjatywy okazują się być utopijne i przynoszą więcej szkody niż pożytku.
Jak pięknie pomyśleć na przykład, że możemy czerpać energię wyłącznie ze słońca i wiatru. Jak miło uwolnić się od brudnego węgla. Starsi ludzie pamiętają umorusanych węglarzy rozwożących w powojennych latach węgiel na platformach ciągniętych przez ogromne perszerony i dym z kominów unoszący się nad dachami domów. Jednak te niemiłe dla obecnych ideologów zielonego ładu widoki oznaczały dla nas bezpieczeństwo i ciepło w domu.
Właśnie Niemcy, którzy postawili na utopię czystej energii nie tylko zapłacili za swoje fanaberie wysoką ceną energii elektrycznej lecz zmuszeni będą obecnie powracać do węgla. Nie mogą ryzykować nieuchronnej destabilizacji społecznej i politycznej kraju gdy ludzie zaczną zamarzać w swoich domach. Poza tym do świadomości społecznej dociera fakt, że materiały stosowane w panelach słonecznych i akumulatorach czyli lit i kobalt są silnie toksyczne. Dlatego nie wolno tych akumulatorów wyrzucać na wysypiska śmieci. Samo wydobycie metali ziem rzadkich stanowi również poważne zagrożenie dla środowiska.[No i te murzyniątka i kitajczonki… md] Dlatego państwa zachodnie nie wydobywały ich u siebie, lecz kupowały (z właściwa sobie hipokryzją) w Chinach.
Polonistka jednej ze znanych mi szkół podstawowych zadała dzieciom wypracowanie: „ Jak czuje się gwóźdź wbijany w deskę?”. Można takie pytania ciągnąc w nieskończoność. A jak czuje się deska w którą wbijany jest gwóźdź? Jak czuje się zarodek gotowany na miękko w jajku? Jak czuje się wesz traktowana delacetem?
Stawianie sobie takich pytań oznacza niezgodę na jedyny świat jaki znamy i musimy w nim żyć. Próby arbitralnego poprawiania tego świata prowadzą do nieszczęść o wiele poważniejszych niż te, którym usiłuje się przeciwdziałać.
Likwidacja nierówności społecznych oznaczała wyrżnięcie milionów ludzi. Likwidacja zabijania zwierząt oznaczałaby wyrżniecie wszystkich istot mięsożernych.
Dlatego przestańmy zajmować się wykluczeniem klapkowym.
Skupmy się na poważniejszych, realnych problemach.