Z deszczu pod nawałnicę. [Gospodraka lat 90-tych]

Z deszczu pod nawałnicę

Autor: stan orda , 1 stycznia 2025

W miarę jak wymierają świadkowie i uczestnicy zrywu solidarnościowego, stanu wojennego oraz przemian po 1989 r., to z rocznicy na rocznicę obraz tych wydarzeń ulega coraz większej  mitologizacji,  zmierzającej do  zafiksowania  narzucanych przez propagandę coraz bardziej fantasmagorycznych i coraz bardziej odjechanych  „dogmatów”, które otrzymują status jedynej i bezalternatywnej wersji „prawdy historycznej”.

W ramach drobnej odtrutki na wspomniane wyżej „urban legends” przedstawiam fragmenty opracowania autorstwa prof. dr hab. Józefa Balcerka  (1922 – 1995).  https://xportal.pl/?p=26110
Opracowanie nosi tytuł Reformy Władysława Grabskiego a  „reformy” George’ a Sorosa.
Wydała je w broszurowej formie”  z datą 15 września 1994 r. oficyna „OJCZYZNA”, praktycznie jako tzw. „samizdat. Dlaczego właśnie tak? Po przeczytaniu stanie się to jasne.

Aby nie mieszać wątków tematycznych, pominąłem fragmenty dotyczące reform Władysława Grabskiego w II RP, mimo iż ich treść również zasługuje na szersze rozpowszechnienie. Dodałem natomiast trochę przypisów (sygnowane inicjałami: S.O.), jako że opracowanie Profesora było napisane w pierwszej  połowie 1994 r., a zatem niektóre odniesienia są zbyt mało czytelne, żeby nie napisać, iż zupełnie nieczytelne. Zmieniłem ponadto nazwy śródtytułów oraz wymieniłem określenie radziecki na sowiecki. W kilku miejscach poprawiłem także składnię i stylistykę.

A zatem ad rem.

******
(…)
II RP odziedziczyła gospodarkę zdominowana przez obcy kapitał. Mimo prób uniezależnienia się gospodarczego, w 1937 roku, w jego posiadaniu znajdowało się nadal 43,3% kapitału spółek akcyjnych działających w Polsce. Kapitał zagraniczny, który w latach 1924 -1937 wniósł do Polski 3,2 mld zł. , wyprowadził z niej w tym samym okresie ok. 6,6 mld zł, (tj. 14 lat, bo tylko dla takiego okresu istnieją wiarygodne dane), co średniorocznie wyniosło 470 mln zł. Dla porównania kwota rzędu 500 mln zł stanowiła równowartość rocznych budżetowych nakładów  inwestycyjnych. Oznacza to, że kapitał zagraniczny we wskazanym okresie czasu wytransferował z Polski ponad dwukrotnie więcej środków, niż zainwestował.

Miłe złego …
Wyeliminowanie w latach 1944-45 obcego kapitału było historycznym osiągnięciem Narodu i państwa polskiego. Stwarzało ono, obiektywnie, realną szansę rozkwitu gospodarczego, politycznego i kulturalnego naszego kraju. Ta historyczna szansa nie została wykorzystana, ponieważ pod demagogicznym hasłem socjalizmu wprowadzono system kapitalizmu biurokratyczno-zależnego (KB-Z), w którym klasą panującą stała się biurokracja totalitarna, zwana potocznie nomenklaturą.

Nomenklatura, z uwagi na swoją hierarchiczno-feudalną strukturę, nie była w stanie wyzwolić jakiegokolwiek systemu motywacji, który pośrednio lub bezpośrednio skłaniałby pracownika do pracy wydajnej, efektywnej i twórczej. Taki system motywacji może powstać w warunkach zagrożenia nagiej (biologicznej  –  S.O.) egzystencji oraz na gruncie zróżnicowania płac i dochodów z pracy bądź zysku. Zagrożenie nagiej egzystencji, które wystąpiło w latach 1944 -1948, wyjaśnia powodzenie planu trzyletniego (1947-1949) jako autentycznego planu odbudowy kraju. Szczytowym okresem systemu KB-Z jest Plan Sześcioletni (1950-55), a w szczególności lata 1950 – 1953.
Ze wszystkich krajów „bloku sowieckiego”  Polska była tym, w którym system KB-Z  był najbardziej „ułomny”.
Stało się tak za sprawą nurtu narodowego, reprezentowanego przez Władysława Gomułkę, który zdecydowanie przeciwstawił się nurtowi stalinowskiemu forsowanemu przez ZPP i CBKP oraz socjaldemokratycznemu („odrodzona”  PPS).
(ZPP  –  Związek Patriotów Polskich (lutu 1943 r., Moskwa; założyciele: Wanda Wasilewska i Alfred Lampe; CBKP  –  Centralne Biuro Komunistów Polski, 1.02.1944 r., Moskwa; przewodniczący – Aleksander Zawadzki, sekretarz Stanisław Radkiewicz, członkowie: Jakub Berman, Karol Świerczewski, Wanda Wasilewska. W lipcu 1944 r. (Lublin) dołączyli Hilary Minc i Marian Spychalski). Najważniejszą rolę odgrywał J. Berman.  Członkowie CBKP zostali wkomponowani w PPR, a następnie w PZPR. przypis  –  S.O.)

Biurokracja partyjno-państwowa nigdy nie osiągnęła totalnego monopolu władzy (poza aparatem represji), w zakresie środków produkcji i indoktrynacji. Fiasko kolektywizacji osłabiło jej monopol na środki produkcji, a instytucje Kościoła katolickiego dość skutecznie hamowały ten monopol w zakresie indoktrynacji.

W wyniku porozumienia sowiecko-amerykańskiego z 1941 r., usankcjonowanego w Jałcie (1945 r.) Polska znalazła się w sytuacji przymusowej. (porozumienie z 1941 r.; chodzi o Lend  Lease Act z 11 marca 1941 r. –  S.O.)
Przy podziale świata na dwie strefy wpływów politycznych (amerykańska i sowiecką), Polskę  strefy sowieckiej. Podporządkowanie polityczne nie oznacza jednak strukturalnego podporządkowania gospodarczego, które w ramach międzynarodowego kapitalistycznego podziału pracy (MKPP) zakłada, że kraj dominujący (metropolia, centrum) eksportuje do kraju podporządkowanego (peryferie) towary przetworzone, a importuje z niego energię i surowce.

Jedynie w sferze ideologii, a właściwie fałszywej świadomości mogła się zrodzić myśl o sowieckim podboju świata. Od końca XIX stulecia toczyła się walka, a w latach 1914 – 1945 wojna o sukcesję brytyjską pomiędzy Niemcami a USA. Walka o zdobycie totalnej hegemonii w światowym systemie kapitalistycznym (ŚSK) mogła toczyć się jedynie między pełnowymiarowymi supermocarstwami, jakimi na przełomie XIX i XX wieku stały się USA i Niemcy.
Rosja carska, a następnie Rosja sowiecka  i Związek Sowiecki były i pozostały największym kolosem na glinianych nogach, aczkolwiek w walce toczonej przez USA i Niemcy, Sowieci odgrywali rolę języczka u wagi, który mógł przechylić szalę zwycięstwa na stronę jednego z rywalizujących supermocarstw. Ale w konferencji w Bretton Woods, która przesądziła o kształcie i treści powojennego światowego ładu gospodarczego, Związek Sowiecki nie uczestniczył.
(Bretton Woods, stan New Hampshire, USA; konferencja  w dniach 1 -22 lipca 1944 r.;  –  S.O.)

USA były świadome tego, że bez sojuszu ze Związkiem Sowieckim nie zdołają pokonać militarnie Niemiec i ustanowić po wojnie swojej hegemonii w ŚSK.  Najpełniej uświadamiała to sobie światowa oligarchia finansowa, która powołała do życia Izrael, uzyskując w ten sposób dla USA (jako operatora i nadzorcy takich działań –  S.O.) pełną kontrolę nad największym światowym rezerwuarem ropy naftowej oraz nad systemem strategicznych powiązań komunikacyjny łączących trzy kontynenty  –  Europę, Azję i Afrykę.
(Bliski i Środkowy Wschód plus Królestwo Saudów i północna Afryka  –  S.O.)

Jedynie na tym tle można wyjaśnić paradoks (pozorny), że nie USA, ale Związek Sowiecki zerwał w 1970 r. sojusz z USA, podpisując porozumienie z RFN o demontażu układów jałtańskich. Porozumienie to uznało de facto prawo RFN do reprezentowania całości Niemiec, stanowiąc pierwszy, zasadniczy krok do odbudowy ich terytorialno-politycznej supermocarstwowości jak i do gospodarczej kolonizacji „bloku sowieckiego” oraz samego Związku Sowieckiego, co także  umożliwiało wyjście na Pacyfik, dokąd, po II wojnie światowej, przesuwało się gospodarcze (a w konsekwencji i polityczne) centrum świata. Takim sposobem Niemcy miały przejąć  sukcesję amerykańską i ustanowić w jej miejsce swoją hegemonie w ŚSK, korzystając z pełnego wsparcia dla Ostpolitik  Willy Brandta i Helmuta Schmidta, udzielanego przez  Międzynarodówkę Socjalistyczną i światową oligarchię finansową.

Porozumienie sowiecko-niemieckie z 1970 r. oznaczało także V rozbiór Polski, którego pierwszą fazą była likwidacja suwerenności gospodarczej naszego kraju, tym razem na rzecz Niemiec. W tym celu nurty stalinowski i socjaldemokratyczny zjednoczyły się  organizując „nagonkę antysemicką” (1968) i „wydarzenia na Wybrzeżu” (1970), by wyeliminować z gry, tym razem definitywnie, Władysława Gomułkę, gdyż wiadomo było, że przeciwstawi się on próbom likwidacji suwerenności gospodarczej i państwowej Polski.

Polska znalazła się w sytuacji bardziej tragicznej, niż w 1939 r., jakkolwiek można było liczyć na kontrakcję USA, które wszakże nie miały zamiaru godzić się z utratą własnej pełnowymiarowej mocarstwowości. Niemniej sytuacja Polski była o tyle bardziej skomplikowana, że agresja gospodarcza Niemiec miała oficjalnie charakter „pomocy”, udzielanej rzekomo w celu przezwyciężenia chronicznej stagnacji ekonomicznej lat 60-tych. (XX wieku  –  S.O.)
Za sprawą „łatwych kredytów”, przeznaczonych głównie na rozwój bazy energetyczno-surowcowej Polska w latach 70-tych została przekształcona w takie właśnie zaplecze dla RFN, NRD i Austrii. Jak również w rezerwę taniej siły roboczej i kraj-śmietnik.
(uciążliwe technologie dla surowcowej gospodarki  rabunkowej, tj. emisje ciężkiej chemii i energetyki węglowej czy wylewanie do rzek, jezior i morza praz gdzie tylko się dało „brudnych” odpadów  –  S.O.)

„Łatwe kredyty” zostały w 1979 r. nieoczekiwanie przekształcone w „trudne”, w wyniku radykalnego wzrostu stóp oprocentowania (o ponad 300%), skutkiem czego pętla zadłużenia została zaciśnięta na szyi gospodarki narodowej. Takim sposobem wierzyciele z MFW i Banku Światowego mogą dyktować krajom-dłużnikom ich politykę, tak gospodarczą jak i społeczną.

Likwidacja suwerenności gospodarczej miała do prowadzić do stopniowego „obumierania” suwerenności państwa polskiego. Przede wszystkim w  tym celu powstała KSS-KOR, którego jądrem (personalnym  –  S.O.) była socjaldemokratyczna „opozycja” i „podziemie”, nieformalnie wspierane przez nurt socjaldemokratyczny w kierownictwie PZPR i przez rząd PRL. Prezentując się jako obrońca wielkoprzemysłowej klasy robotniczej „opozycyjny” („podziemny”) nurt socjaldemokratyczny dążył do narzucenie jej swojego przywództwa. Jednak dzięki wybraniu polskiego Papieża, Kościół w dużym stopniu uniemożliwił przejęcie kierownictwa NSZZ „Solidarność” przez liderów opozycji socjaldemokratycznej. Dlatego w  grudniu 1981 r., w niejawnym sojuszu z nurtem socjal- demokratycznym w PZPR (i rządzie) zdecydowali oni, realizując porozumienie niemiecko-sowieckie, na odwołanie się do obcej przemocy. Wzywając robotników do strajku generalnego, a naród do powstania, liczyli na to, że prowokując „stan wojenny” doprowadzą do faktycznej wojny domowej, która uzasadni interwencję zbrojną państw Układu Warszawskiego, co definitywnie rozwiąże „kwestię polską” w interesie Niemiec. Na szczęście polska klasa robotnicza nie posłuchała nieinternowanych liderów socjaldemokratycznych, ale za głosem Prymasa (kard.  J. Glemp –  S.O.) nie odpowiedziała siłowo na przemoc.

W latach 80-tych rządy W. Jaruzelskiego, Zb. Messnera, a zwłaszcza M. F. Rakowskiego, kontynuowały „strategię” lat 70-tych, pomimo załamania się porozumienia sowiecko-niemieckiego oraz wysiłków dyplomacji sowieckiej, aby powrócić do porozumienia sowiecko-amerykańskiego. Starania te zakończyły się sukcesem w 1987 r. za sprawą M. Gorbaczowa.

Route table
„Okrągły stół” w 1989 r. był w istocie rzeczy wspólnym zwycięstwem obydwu nurtów socjaldemokratycznych (tj. części opozycji i części władzy  –  S.O.), doskonale porozumiewających się, a jeszcze doskonalej pozorujących wzajemną niechęć, czy nawet wrogość. Ponadto funkcja Kościoła została sprowadzona do uwiarygodnienia  owego „zwycięstwa wszystkich sił demokratycznych”, w wyniku którego na gruzach NSZZ „Solidarność” wykluł się amorficzny twór w postaci ROAD, przepoczwarzony następnie w Unię Demokratyczną, a nieco później w Unię Wolności. Z „drugiej strony” (barykady politycznej  –  S.O.)  na miejsce rozpędzonej PZPR zorganizowano niezwłocznie SdRP.

Z gospodarczego punktu widzenia w 1989 r. największe zagrożenie stanowiła „pętla zadłużeniowa” .Jednakże, w przeciwieństwie do okresu międzywojennego, w zasadzie cały majątek i bogactwo narodowe stanowił własność państwową, zaś widoczny gołym okiem rozpad „bloku sowieckiego” jak i samego Związku Sowieckiego stwarzał sytuację, w której, także z politycznego punktu widzenia, Polska nie znajdowała się w sytuacji przymusowej. Ale socjaldemokratyczne „elity” narzucają, propagują i uzasadniają strategię gospodarczą i polityczną zgodną z interesem światowej oligarchii finansowej, a nie z interesem Polski. Światowa oligarchia finansowa, z powodu niemożności ustanowienia jednego całościowego hegemona w ŚSK, postanowiła przejąć sprawę we własne ręce konstytuując dwa ponadnarodowe rządy światowe  –  polityczny i gospodarczy. Fundamentem pierwszego była Rada Bezpieczeństwa ONZ, zaś sekretarz generalny ONZ pełnił funkcję szefa światowej żandarmerii. Rząd gospodarczy byłby scedowany na Światowy Bank Centralny jako jedynego kreatora pieniądza i kredytu. W ten sposób serwilistyczne socjal- demokratyczne elity polityczne mogą zlecać swoim kolejnym rządom realizowanie strategii rządu światowego jednego jak i  drugiego.

(…)

Agenci Sorosa w akcji

U progu lat 90-tych „elity” intelektualne wmawiają Narodowi polskiemu, że obdarowywanie obcych korporacji najbardziej kluczowymi przedsiębiorstwami państwowymi stanowi optymalną „strategię gospodarczą dla Polski, jako że odwoływanie się do pojęcia „Naród” jest współcześnie wyrazem ksenofobii, zaś obrona suwerenności państwowej  przejawia się jako polityczne zacofanie. Szermując wykładnią takiej „wiedzy teoretycznej” elity te, za pośrednictwem swoich rządów, przekazują kulisy strategicznych decyzji w zakresie prowadzonej polityki pieniężnej i kredytowej  bezpośrednio do rezydentów światowej oligarchii finansowej. Światowa oligarchia finansowa  darzy najwyższym zaufaniem najbardziej cyniczne i najbardziej skorumpowane i zdemoralizowane odłamy biurokracji  (lumpen- business), które umożliwiły jej już w latach 70-tych na zarzucenie „pętli zadłużenia” gospodarce narodowej, a w latach 80-tych, poprzez jej zaciskanie, wymusiły przyjęcie w 1989 r. planu likwidacji polskiej gospodarki opracowanego przez G. Sorosa.

Przygotowaniem (a może i początkiem) jego realizacji stała się wprowadzona przez rząd M.F. Rakowskiego „polityka walutowa”, czyli eksport wszystkiego i za każdą cenę (byle w twardej walucie  –  S O.), skutkująca galopującą inflacją ergo dramatycznym obniżaniem siły nabywczej ludności. To była istotna dźwignia (albo lewar  –  S.O.) rozkwitu i umocnienia się nomenklaturowego lumpenbiznesu, który zaczął się formować już pod koniec lat 70-tych.

Rząd T. Mazowieckiego udoskonalił narzędzie „polityki walutowej” (drenażu i grabieży  –  S.O.)  wprowadzając fikcję „wewnętrznej wymienialności złotego”. Otworzyło to szeroko wrota dla wszelkiej maści spekulantów walutowych, którzy deponowali waluty obce, zamieniając je na konta złotówkowe. Na tych kontach dolar, który w komercyjnych bankach mógł przynosić oprocentowanie w granicach 5 – 9 % rocznie, po zamianie na konto złotówkowe uzyskiwał oprocentowanie w granicach 40-80%. Wtajemniczeni otrzymywali z NBP informację o terminie dewaluacji kursu złotego, co pozwalał im tuż przed terminem „skoku na kasę” przywracać saldo dolarowe, by zaraz po skokowej dewaluacji na powrót zamienić je na złotówkowe.
(I tak da capo al fine, co nazywano wdzięcznym określeniem oscylator   –  S.O.)
Na potrzeby owej „wewnętrznej wymienialności złotego” kraje kapitalistyczne, z rekomendacji MFW i Banku Światowego przyznały Polsce fundusz stabilizacyjny dla złotego w wys. 1,0 mld USD . Mechanizm ten pozwolił na powstanie, nie tylko w Polsce, wielu „legalnych” fortun finansowych.

Także banki wykorzystywały ten proceder do generowania spekulacyjnych zysków. Odbywało się to poprzez kreowanie w przedsiębiorstwach tzw. „zatorów płatniczych”, które z kolei stanowiły pretekst  do wszczynania procedury upadłościowej. W 1990 r. wskaźnik rentowności brutto dla banków osiągnął 73,4%, i odpowiednio w roku 1993 – 14,8%. Te wskaźniki, dające wyobrażenie o zyskach spekulantów finansowych oraz banków, kształtowały z kolei oprocentowanie dla kredytów udzielanych podmiotom krajowym, co stanowiło potężny cios zadany polskim producentom i konsumentom. Poskutkowało to przede wszystkim gwałtownym spadkiem stopy życiowej. W styczniu 1990 r. płace realne obniżyły się o ca 50%, i dopiero w 2-gim półroczu tego roku zaczęły powoli wzrastać. Niemniej w relacji rocznej uległy w 1990 r. obniżeniu do roku 1989 o 24% i o podobny procent w 1991 r. Z kolei w odniesieniu rok do roku spadki te wyniosły: w 1992 r. o 3,6%, a w 1993 r. o 1,8%.  Znacznie drastyczniej wyglądały spadki dochodów w rolnictwie.  (chodzi o ludność chłopską gospodarującą „na własnym”  –  S.O.)
(…)

Kolejnym  narzędziem  destrukcji stała się „polityka podatkowa”. Rząd zniósł dotacje dla przedsiębiorstw państwowych, jednocześnie wprowadzając „wakacje podatkowe” dla obcych podmiotów gospodarczych w wymiarze od 3 do 6 lat, które „wykupiły” polskie zakłady przemysłowe. Na dodatek przedsiębiorstwa państwowe naliczane miały tzw. popiwek (podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń). Skutkowało to niemożnością podnoszenia wynagrodzeń, by w konsekwencji załogi zakładów i fabryk zaczęły „domagać się” jak najszybszej prywatyzacji.

Aby zlikwidować przemysł wydobywczy zastosowano inny „trick” finansowy. Uwolniono ceny materiałów zaopatrzeniowych dla goórnictwa, a zachowano sztywne administracyjnie ceny na węgiel. Spowodowało to rosnące koszty, przy niemożności wzrostu przychodów z tytułu sprzedaży węgla, by wykazać, iż wydobycie go jest „nierentowne”. Dodatkowo, pośrednictwo w eksporcie węgla oddano w gestię spółkom handlowym (głównie nomenklaturowym), co w konsekwencji doprowadziło do konkurencji polsko-polskiej na światowych rynkach obrotu węglem. (i zaniżaniu ceny sprzedażowej węgla  –  S.O.)

Tzw. liberalizacja handlu zagranicznego (i reorientacja co do kierunków, czyli zmiana Wschodu na Zachód) spowodowała zalew rynku krajowego towarami i usługami sprowadzanymi z całego świata, co zdławiło rodzimych wytwórców i producentów.

Tak wieloaspektowa „strategia” doprowadziła do obniżenia produkcji przemysłowej w latach 1990-91 o 1/3 (liczona wolumenem produkcji sprzedanej). Dla porównania w latach wielkiego kryzysu lat 1929-33 o podobny wskaźnik obniżyła się produkcja przemysłowa na świecie, ale w ciągu czterech lat.
(pomijam w tym wątku szereg innych wskaźników liczbowych, np. dotyczących bezrobocia, gdyż skupiłem się na mechanizmach opisanych w  opracowaniu prof. J. Balcerka  –  S.O.)

Pomimo spadku produkcji magazyny fabryczne były przepełnione z braku możliwości zbytu na rynku wewnętrznym. Jednostkowe koszty magazynowania rosły w szybkim tempie wymuszając zaciąganie przez przedsiębiorstwa państwowe kredytów bankowych, przy ich lichwiarskim oprocentowaniu, na finansowanie bieżących płatności. Oczywiście kredyty te były tzw. gwoździem do trumny, bo wobec radykalnego załamania zbytu nie można było regulować z przychodów ze sprzedaży obsługi kredytu. To był główny powód owych „zatorów pralniczych”, czyli  wystawiania na cel agencji likwidacyjnej praktycznie wszystkich zakładów państwowych.
(Nawet jeśli nie każde z nich interesowały zagraniczny kapitał, to widać z tego, że schemat restrukturyzacji zastosowany przez planistów Sorosa, a nadzorowany przez lokalnych karbowych z polskich agend rządowych, nikomu nie pozostawiał szansy –  S.O.)

Po znalezieniu klientów zagranicznych chętnych na zakup danego podmiotu gospodarczego (prywatyzację; S.O.), przeznaczano 25-30% kapitału uzyskanego za pakiet akcji na stworzenie funduszy powierniczych w celu obsługi zadłużenia zagranicznego.

Rząd, zgodnie z zaleceniami Banku Światowego i EWG, zmierzał konsekwentnie do tego, aby poziom produkcji rolnej oscylował poniżej progu samowystarczalności żywieniowej, dlatego wywierany był administracyjny nacisk na ugorowanie i odłogowanie gruntów rolnych.
(„An Agricultural Strategy for Poland”; EC – World Bank Publication. „Financial Times” z 30-31.02.1991)

*********

Fragmenty z opracowania Józefa Balcerka pt.:  „Aktualny układ sił w świecie“,  Bielsko-Biała 1994, (wydane staraniem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Ofiar Wojny)

Jest to  tekst zawierający koncepcję polskiej transformacji przeciwstawną do tej, którą zrealizowano w Polsce pod  kierownictwem (pro forma) prof. Leszka Balcerowicza, pod ideowym patronatem prof. Karola Modzelewskiego, zaś kadrowym prof. Bronisława Geremka i gen. Czesława Kiszczaka. A wszystko to przy huraganowym medialnym wsparciu kosmopolitów „wyznania prawniczego” z ulicy Czerskiej w Warszawie.

******

“Interes Polski dyktuje rozumne i odpowiedzialne rozstrzyganie o losach gospodarki upaństwowionej. W określonych sferach życia gospodarczego własność państwowa ma nadal rację bytu. W przemyśle spirytusowym, tytoniowym, gier hazardowych itp., w których zyski są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do nakładów pracy czy sprawności menedżerskiej, monopol państwowy stanowi jedyną gwarancję autentycznych działań na rzecz ograniczenia „nadkonsumpcji”, powodującej niepowetowane straty społeczne i materialne. Przemysł zbrojeniowy jest z natury rzeczy domeną państwa odpowiedzialnego za stan obronności kraju i zainteresowanego w unowocześnianiu tego przemysłu. O losach infrastruktury technicznej (łączność, komunikacja, uzbrojenie techniczne) i socjalnej (szpitale, szkoły itp.) o znaczeniu ogólnokrajowym i międzynarodowym winno decydować państwo. Pozostałe przedsiębiorstwa państwowe o kluczowym znaczeniu dla gospodarki i społeczeństwa winny być uspołecznione. Należy jednak wyraźnie rozgraniczyć własność państwową i społeczną, zgodnie z przestrogą Jana Pawła II, iż „…przejęcie środków produkcji na własność przez państwo o ustroju kolektywistycznym nie jest jeszcze równoznaczne z „uspołecznieniem”  tejże własności.”
(Encyklika  Laborem Exercens).

Uspołecznienie środków produkcji jest formą autentycznego uwłaszczenia 2/3 ludności zawodowo czynnej, dotychczas zatrudnionej w charakterze pracowników i robotników najemnych, a także realizacji zasady prymatu [pracy] nad kapitałem. W interesie całego narodu załogi przedsiębiorstw uspołecznionych pełnią funkcję gospodarza. Powołują one rady pracownicze, które mianują i odwołują dyrektorów, jednoosobowo odpowiedzialnych za zarządzanie przedsiębiorstwami, kierując się wyłącznie ich kwalifikacjami profesjonalnymi i moralnymi. Na bazie więzi kooperacyjnych samorządy (i rady) pracownicze tworzą rozbudowany poziomo i pionowo system samorządów (rad) pracowniczych. Dzięki temu mogą one zbudować własny system banków gospodarki uspołecznionej (na szczeblu lokalnym, regionalnym i ogólnonarodowym), zmobilizować niezbędną wolne środki pieniężne i podjąć dzieło restrukturyzacji kluczowych działów gospodarki narodowej, uwalniając się od dyktatu gospodarczego (i politycznego) międzynarodowych instytucji finansowych.

Własność rodzinna na wsi (przede wszystkim gospodarstwa chłopskie) i w mieście (warsztaty rzemieślnicze, drobne przedsiębiorstwa wytwórcze, usługowe i handlowe) zapewnią również prymat pracy nad kapitałem. Współdziałanie przedsiębiorstw rodzinnych na zasadach rynkowych z gospodarką upaństwowioną i uspołecznioną leży w interesie wszystkich wymienionych form własności, przy czym finansowo niezależne przedsiębiorstwa uspołecznione i upaństwowione są w stanie udzielić przedsiębiorstwom rodzinnym niezbędnej pomocy finansowej i kredytowej. Również własność spółdzielcza urzeczywistnia zasadę prymatu pracy nad kapitałem. Świadczy o tym w szczególności spółdzielczość inwalidów, która nie tylko zapewnia rosnącemu odsetkowi ludzi niepełnosprawnych (około 10% ludności ogółem) pewien dochód, lecz ponadto przywraca im wiarę we własne siły. Co więcej, własność spółdzielcza likwidowana pod pozorem jej odbiurokratyzowania jest warunkiem przywrócenia gospodarce rodzinnej na wsi i w mieście kontroli nad zaopatrzeniem i zbytem przejętej przez nomenklaturowe spółki żyjące ze spekulacji, lichwy i grabieży. Wreszcie dla zdecydowanej większości społeczeństwa, która żyje i żyć będzie z pracy, spółdzielnia mieszkaniowa (lokatorska i własnościowa) jest jedyną drogą do własnego mieszkania, a spółdzielnia spożywców – jedyną szansą nabycia taniej i zdrowej żywności oraz niedrogich choć nowoczesnych dóbr konsumpcyjnych. Nie należy przeciwstawiać się własności prywatnej pod warunkiem jednak, że powstaje i rozwija się na własną odpowiedzialność i ryzyko, a nie, jak obecnie, kosztem celowo rujnowanej własności państwowej, rodzinnej i spółdzielczej.
Poszanowanie zasady równouprawnienia wszystkich form własności prowadzi do ekonomicznego upodmiotowienia całego społeczeństwa i zakłada powstanie na miejsce Senatu drugiej przedstawicielskiej – Izby Gospodarczej, dzięki której całe społeczeństwo będzie kształtować główne kierunki rozwoju gospodarki narodowej”.

Z programu dostosowawczego  Józefa BalcerkaO przetrwanie Narodu Polskiego

„Z prymatu pracy nad kapitałem wynika prawo do pracy i zasada pełnego zatrudnienia, które gwarantuje podmiotowość ekonomiczną, społeczną i polityczną całego Narodu. Dlatego też przeciwstawić się trzeba celowo i świadomie wprowadzanej klęsce masowego i chronicznego bezrobocia, bowiem mówiąc słowami Jan Pawła II, prowadzi ono do utraty „… szacunku, jaki każdy człowiek winien żywić dla samego siebie…”  (Encyklika Sollicitudo Rei Socialis).

„Kłamstwem jest twierdzenie, że bezrobocie jest warunkiem wzrostu wydajności pracy i efektywności gospodarowania. Niszcząc fizycznie i psychicznie ludzi pracy, a w szczególności młodzież (2/3 bezrobotnych nie przekroczyło wieku 35 lat), tego rodzaju „strategia gospodarcza” nadaje procesowi destrukcji nie tylko gospodarki, ale i społeczeństwa wprost obłędne przyspieszenie. Jest to tym bardziej niepokojące, że społeczeństwo jest świadomie wprowadzane w błąd. Według oficjalnej statystyki bezrobotnych jest 2,6 mln osób, a w rzeczywistości jest ich 4 – 4,5 mln, a stopa bezrobocia sięga nie 14%, lecz 20-25%. Z uwagi na krańcowe terytorialne zróżnicowanie tego zjawiska coraz więcej jest ośrodków, w których stopa bezrobocia sięga 50-70%, a chroniczne niedożywienie zwłaszcza dzieci i młodzieży, brak opieki lekarskiej i życie w slumsach składają się na proces fizycznego i psychicznego wyniszczenia Narodu Polskiego, zapowiadając szybki jego „pokojowy” Holokaust.

Bezrobocie spycha dochody rodzin bezrobotnych coraz szybciej poniżej biologicznego minimum egzystencji. Prawie połowa oficjalnych bezrobotnych została już pozbawiona nawet głodowego zasiłku i skazana na żebraczą opiekę i pomoc społeczną. Sztucznie rozbudowana w celu zamaskowania rzeczywistych rozmiarów bezrobocia (wcześniejsze emerytury) armia 8,5 mln emerytów i rencistów jest skazana na arbitralność rządów nomenklatury, dokonujących coraz drastyczniejszych cięć w funduszu emerytalnym i rentowym, w imię  „ratowania” budżetu państwa. Pod tym samym pretekstem nomenklatura dokonuje jeszcze drastyczniejszych cięć w funduszach przeznaczonych na ochronę zdrowia, oświatę, naukę, kulturę, wychowanie fizyczne i wypoczynek oraz budownictwo mieszkaniowe. W okresie 1981–1991 Polska straciła 1/4 swoich uczonych, a strategia gospodarczej destrukcji gwałtownie przyspiesza proces ‘drenażu mózgu’ i niszczenia myśli twórczej.
(…)

Fałszem jest oficjalna teza, że przyczyną zapaści budżetu państwa są podyktowane partykularyzmem roszczenia płacowe lub socjalne pracowników i robotników najemnych, chłopów, rzemieślników, drobnych producentów i kupców. Rzeczywistą przyczyną jest celowe doprowadzenie najlepszych przedsiębiorstw państwowych do bankructw, by usprawiedliwić ich przekazanie za symboliczną złotówkę w ręce obcych korporacji oraz spółek nomenklaturowych i mieszanych. Wreszcie firmy „prywatne” w swej zdecydowanej większości zgłaszają do urzędów skarbowych jeżeli nie straty, to w najlepszym razie znikome zyski”.

Mój komentarz (S. O.):

John Lewis Gaddis wykładowca strategii wojennej  (Univ. Yale) w książce The Cold War: A New History (ed. New York, Penguin Press, 2005; edycja polska : Zimna wojna: Historia podzielonego świata.;  ZNAK 2007) wskazuje,
że decydującym warunkiem zakończenia „zimnej wojny” było ze strony tzw. Zachodu (czyli USA) wymuszenie na Sowietach zjednoczenia Niemiec (aneksja NRD przez RFN). Losy pozostałej masy upadłościowej po RWPG  nie budziły specjalnego zainteresowania, kto miałby tę resztę „posprzątać” (zagospodarować).

Aspekt techniczno-wojskowy takiej operacji był skomplikowany, bo  proces o tak  znacznej inercji i rozmiarach nie mógł zostać przeprowadzony z „piątku na poniedziałek”, czyli musiał zostać dokładnie rozplanowany, łącznie z rolami rozpisanymi dla jego uczestników. W sensie technicznym musiała nastąpić neutralizacja oddziałów grupy Armii Czerwonej stacjonujących na terenie NRD. Zarówno Gorbaczow jak i Reagan dostrzegali niebezpieczeństwo niekontrolowanej reakcji zideologizwanych dowódców sowieckich , którzy dysponowali bronią atomową oraz środkami jej przenoszenia. Najbardziej twardogłowych trzeba było wymienić (łącznie z dyslokacją kluczowych segmentów uzbrojenia),  ale nie wszystkich naraz, bo to mogłoby wzbudzać jakieś podejrzenia. Generalicja
ta żyła z zaszeregowania na szczeblach drabinki nomenklaturowej i na dobrą sprawę niewiele miała do stracenia, poza państwowym uposażeniem i służbowym lokum gdzieś w głębi imperium sowieckiego. Należało uruchomić lewar materialnego dobrobytu, aby nie opłacało im się umierać dla idei, a przeciwnie, żeby posiadali sporo do stracenia. Dlatego od 1986 r. dano im możliwość legalnego obrotu „dobrami z Zachodu” bez kontroli celnych i stosownych opłat z tego tytułu. Inaczej mówiąc zezwolono im na kontrabandę w wersji „no limit”.  I z NRD pomknęły na wschód pociągi z zaplombowanymi wagonami. Wystarczyły trzy lata, aby większość dowódców sowieckich w NRD przestawiła wektory w swoim myśleniu, skupiając się na wybudowanych rezydencjach, ich wyposażeniu, a także „ustawieniu” członków rodziny. Tak z grubsza wyglądało wykonanie operacji neutralizowania od strony techniczno-psychologicznej.

Natomiast zagospodarowanie wspomnianej masy upadłościowej po RWPG należało do zadań innego rodzaju strategów, czyli spekulantów finansowych kontrolujących obieg światowego pieniądza kredytowego. Oni decydowali jaki wariant transformacji może zostać zastosowany i wdrożony w poszczególnych segmentach owej masy upadłości (krajach byłego bloku sowieckiego). Posiadali tutaj częściowo przeszkolone kadry lokalnych ekonomicznych „askarysów”, powysyłane” wcześniej na zagraniczne staże w ramach Fundacji Fulbrighta i podobnych. Przeszkolenie to polegało na zapoznaniu ich z terminologią stosowaną w świecie finansów „realnego pieniądza”, aby rozumieli o czym się do nich mówi (czyli, żeby rozumieli treść wydawanych im zaleceń i poleceń).

Na  Polskę wystarczyło kilkunastu, co najwyżej kilkudziesięciu, byle obsadzono ich na kluczowych pozycjach. Bo każdy z nich miał w gospodarczym resorcie „doradców” ergo konsultantów delegowanych z Banku Światowego i MFW. Były to najczęściej osoby poznane przez naszych askarysów przy okazji owych zagranicznych wyjazdów stypendialno-stażowych. Zapewne często byli to ludzie ze służb „postawieni” dla opieki nad takimi stażystami, którzy mieli rozpoznawać ich „charakterystykę psychologiczną”, nie wspominając o stręczeniu okazji dla zbierania „kompromatów”.

Później, już tu na miejscu, “konsultowanie” było łatwizną.

Oddzielnym problemem było rozpoznanie podatności na korupcję. Gdy pracowałem przez parę miesięcy w jednym z ministerstw zajmujących się restrukturyzacją „przemysłu i handlu” (1991 r.), czyli przygotowaniem kandydatów do „sprywatyzowania” dla resortu ministra J. Lewandowskiego, krążyły plotki i pogłoski o tym kto i za ile czapkę gruszek jaki zakład pozwolił „sprywatyzować’. Nazwisk ze względów ostrożności procesowej oczywiście nie będę  wymieniał.

Kończąc ten wątek wyrażę swoją opinię.
Otóż bez względu na to, na ile byłyby bardziej korzystne dla społeczeństwa i gospodarki polskiej przedstawiane przez oponentów wersji sorosowskiej alternatywne drogi czy wersje restrukturyzacji gospodarczej,  to nie miały one żadnych  szans realizacji. Powtórzę kwestię umieszczoną w poprzedniej notce, mianowicie że schemat restrukturyzacji zastosowany przez planistów Sorosa, a nadzorowany przez lokalnych askarysów z polskich agend rządowych, nikomu nie pozostawiał szansy.

Nie miała takiej  szansy ani koncepcja prezentowana przez prof. Józefa Balcerka, ani przez żadnych innych kontestatorów. Były to jednakże koncepcje ogólne, przede wszystkim, na ile dzisiaj rozumiem te kwestie,  nie były one rozpisane na „osi czasowo-finansowej”.  No i diabeł jak wiadomo tkwi w szczegółach, a my nie mieliśmy po prostu armat. Pocisków do nich również nie. Złożyły się na to przyczyny zewnętrze, ale również wewnętrzne, wcale  nie mniej istotne.

Oto pierwszy przykład.  
Gdy w 2000 roku skończyłem szkolenie w Studium Doradców Podatkowych w instytucie na ul. Kaleńskiej w Warszawie, miałem za sobą już ok. ośmiu lat praktyki jako audytor finansowy, załóżmy więc, że wiedziałem o czym mówię. Ponadto jeszcze miałem jakieś resztki nadziei, że w tworze politycznym o nazwie AW „S” znajdzie się jakieś pole do merytorycznych rozmów na tematy gospodarcze (zwłaszcza podatkowe). Niestety, nie znalazłem chętnych do dyskutowania o tych zagadnieniach. Zbywano mnie najczęściej takim oto wybiegiem, że „od tego” jest Leszek Balcerowicz, więc ich to nie musi już interesować. Najważniejsza dźwignia gospodarki, którą stanowią  podatki, ich rodzaj, skala, sposoby wprowadzania etc, etc., nikogo nie interesowała. A to przecież oznacza, że Balcerowicz miał „carte blanche”. A gdy zwracałem uwagę, że skoro tak mocno krytykują owego Balcerowicza, to niech na jego miejsce wskażą ze trzech innych finansistów, najlepiej z każdej partii sejmowej. Wówczas  patrzyli na mnie jak na kosmitę. No bo skąd wynajdą trzech, jak nawet jednego nie mieli. I od tamtej pory dałem sobie spokój z politykami i ostatecznie prysły u mnie tlące się resztki złudzeń.

Przykład drugi
Gdy w charakterze inspektora kontroli państwowej prowadziłem badanie przekształcenia państwowego molocha PZU w spółkę skarbu państwa (II półrocze 1992 r.), miałem przemawiającą do wyobraźni rozmowę z ówczesnym prezesem owego molocha, p. Krzysztofem Jarmuszczakiem. W trakcie mojego badania napotkałem termin, którego nie rozumiałem. Była nim „reasekuracja” (rozproszenie ryzyka). Prezes odpowiedział, że wcale się nie dziwi, bo w Polsce jest raptem ośmiu ludzi, wliczając jego, którzy wiedzą co to jest, no i  wymienił wszystkich z nazwiska oraz to czym się wtedy zajmowali (gdzie i w jakim charakterze pracowali).  OŚMIU. Następnie wyjął z regału jeden z tomów rocznika londyńskiego Lloyds’a, i powiedział, co następuje: polskie PZU prowadzi łącznie jakieś dwadzieścia kilka wszystkich rodzajów ubezpieczeń majątkowych. A w tym oto tomie rocznika Lloyds’a za rok (nie pomnę już który to był) jest kilkaset rodzajów ubezpieczeń (bodajże ponad 500) dotyczących samego tylko frachtu morskiego. Nie trzeba było do tego niczego więcej dodawać. Ta przepaść nie tylko ziała, ale nie było także widać jej dna.

Przykład trzeci  (i ostatni).
Pewnego razu do instytucji w której wówczas byłem zatrudniony (a było to kilkanaście lat później niż sytuacja opisana w przykładzie nr 2) przyjechała przedstawicielka brytyjskiego NAO (National Audit Office; odpowiednik polskiego NIK). Była ona z pochodzenia Polką, aczkolwiek obywatelką brytyjską. Rozmawiała z nami i po polsku i po angielsku. Zapytałem ją o to jak ona widzi powody tego, że „Angole” tak relatywnie słabo angażują się kapitałowo w rynek polski. Odpowiedziała, że Anglik (niech będzie Brytol) źle się czuje w sytuacji, w której ma robić interesy z firmą, której istnienie liczy sobie dwa, pięć, czy nawet dziesięć lat. On uważa takie podmioty za byty tymczasowe i nie traktuje ich serio. Dla Brytoli firma musi mieć co najmniej 50 lat trwania, a najlepiej żeby miała ich sto, a jeszcze lepiej sto pięćdziesiąt. A najmniej trzy pokolenia. No to ile u nas było takich firm?

Podsumowanie
Na progu transformacji nie dysponowaliśmy know-how. Co przez to rozumiem? Otóż w  pierwszym lepszym banku w londyńskim City można byłoby od ręki znaleźć  z 50 „Balcerowiczów” a w tych trochę lepszych całe ich setki. Wyszliśmy na lodowisko w butach z łyżwami niedopasowanymi do naszych stóp, a ponadto takich, które wczoraj otrzymaliśmy z darów. I przyszło zmierzyć się z profesjonalistami z NHL. Ogrywali nas bezkarnie, bo mogli to łatwo robić. I nie ma im się co dziwić, ani biadolić, że nas ogrywali jak dzieciaków. Dlatego złudzeniem jest, iż zmieniłoby się coś zasadniczo w procesie polskiej transformacji po roku 1989, gdyby finansami i sprawami gospodarki państwa kierowali nie „Balcerowicze i Lewandowscy”, ale „Kieżunowie i Balcerkowie”. Moim zdaniem niczego by to specjalnie nie zmieniło. Brakowało nam bowiem zarówno armat jak i amunicji do nich. Tak czy owak musieliśmy zapłacić frycowe, a o jego skali i tak decydowaliby „planiści” od Sorosa.

***

O autorze: stan orda

lecturi te salutamus

[pozdrawiamy, że czytasz. md]