Paweł Jędrzejewski Te słowa noblistki zapamiętałem… forumzydowpolskich/te-slowa-noblistki-zapamietalem
Istnieje zasada, że o zmarłych należy mówić dobrze, albo wcale. Całe szczęście, zasada ta nie obowiązuje wobec noblistów.
Od dziś (10.10.2019) noblistką jest Olga Tokarczuk.
Olga Tokarczuk przed paroma laty (2015) powiedziała w wywiadzie:
„Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów”.
Smutne, że hasła Tokarczuk podważyć aż tak łatwo: np. zaczynając od strony tego nieszczęsnego przywołania „niewolnictwa”.
Zapomina ona najwyraźniej, że właściciele niewolników, czyli pańszczyźnianych chłopów, stanowili zaledwie 10% populacji, natomiast niewolnicy, czyli ci chłopi, stanowili absolutną większość. Tak więc współcześni Polacy są w przeważającej liczbie potomkami niewolników, a nie ich właścicieli. Zarzut więc całkiem mylnie sformułowany: żadne „myśmy robili straszne rzeczy”, tylko – jeżeli już – to „z nami robiono straszne rzeczy”.
Nie wiele lepiej z innymi aspektami jej opinii, ale polemizowanie z nimi nie jest moim celem. Podstawowym zarzutem jest coś poważniejszego. Mam pretensję do pisarki o nonszalancję jej wypowiedzi i o postrzeganie historii Polski z zaściankowej perspektywy, czyli tak, jakby nie rozgrywała się ona w kontekście historii takich sąsiedzkich narodów, jak Niemcy i Rosjanie, których doświadczenia z kolonizacją, ludobójstwem oraz zniewoleniem w ich wykonaniu dają dopiero właściwe tło porównawcze. Tło dla tak bardzo ahistorycznej oceny dziejów Polski, jaką jest – ze swej natury – ocena etyczna, dokonywana wedle dzisiejszych kryteriów.
To nasi sąsiedzi robili straszne rzeczy: zniewalali Europę (Niemcy) lub pół Azji (Rosjanie). Mordowali miliony ludzi (Holokaust) i wysiedlali całe narody a inne skazywali na śmierć głodową (Ukraińców za Stalina). Prowadzili wojny religijne i siłą odbierali ludziom narodową tożsamość.
Tu nie chodzi o wypieranie przeszłości, jej idealizowanie, lub odwoływanie się do hasła „a u was biją Murzynów”, a jedynie o kontekst. Historyczny kontekst.
Ogólnie: wydawałoby się, że od Olgi Tokarczuk można oczekiwać czegoś więcej. Chociażby świadomości, że postrzeganie historii Polski ma co najmniej dwie silne tradycje w literaturze i publicystyce historycznej. Jedną – wywodzącą się z Sienkiewicza i jego literatury „ku pokrzepieniu serc”, która stawiała sobie doraźne cele propagandowe w okresie zaborów. Drugą – obecną najsilniej w twórczości Żeromskiego – której zdaniem było, jak to określił sam Żeromski, „rozdrapywanie polskich ran, aby nie zarosły bliznami podłości”.
To już było. Te dwie tradycje toczyły ze sobą ostry spór. W literaturze, ale także obok niej. Trwał on przez długie dziesięciolecia, w zasadzie przez cały XX wiek. W jego procesie zgromadził się całkiem poważny dorobek dobrze uzasadnionych argumentów. Te dwie wizje historii Polski są nadal żywe i w żywym konflikcie. Jednak występowanie z prowokacyjnymi i nie do końca przemyślanymi hasłami tak, jakby nic nie zaistniało w tej materii wcześniej, jest – niestety – podejściem dość … barbarzyńskim.
Jest sprowadzaniem tej tematyki „do parteru”. Rzucaniem jej na żer.
Polityków i demagogów. Czyli polityków…
Paweł Jędrzejewski
======================
mail:
Potwierdza ten tekst prawdę, starannie ukrywaną przez “postęp”, że prawdziwe są różnice kulturowe, nie rasowe.