Konrad Rękas https://konserwatyzm.pl/rekas-zaopiekujmy-sie-sierotami-po-covidzie/
Wszyscy wiemy jak trudno dziś o właściwy dostęp do ochrony zdrowia. Tym bardziej jednak powinniśmy się pochylić nad tymi, którzy pomocy potrzebują bodaj najbardziej. Nad porzuconymi przez COVIDa.
O ile bowiem można założyć, że zwłaszcza w ostatnim okresie większość stanowili ci już tylko biernie powolni ostatnim nakazom, odliczający dni do ich zniesienia i nastawieni, by pierwszego dnia „odzyskanej normalności” natychmiast zapomnieć, że była jakaś pandemia – to przecież byli ci Inni. Ci Zaangażowani.
Ci, którzy dwa lata temu maski założyli jeszcze przed pierwszą próbą wmówienia nam, że jest takie prawo.
Ci tytłający dłonie w spirytusowych żelach przy każdej możliwej okazji.
Ci z upodobaniem krzyczący, donoszący, komentujący wszystkich zaangażowanych choć trochę mniej czy bez należytego entuzjazmu.
Przecież tym ludziom dosłownie z dnia na dzień świat zwalił się na głowy! Życie się skończyło. I to się nie ma co śmiać – szurostwo szurostwem, ale co najmniej część naprawdę Wierzyła. Oni nie dawali się nabrać foliarzom, nie słuchali jakichkolwiek wątpliwości – i nagle przestali być informowani o dziennej liczbie zarażeń. Nie wiedzą już gdzie wolno im, a gdzie nie pod żadnym pozorem wchodzić, robić zakupy, bywać. Nie mają jasnej instrukcji z iloma członkami rodzin wolno im się spotykać. Czy lasy na pewno są już bezpieczne?!
Mówię zupełnie poważnie – przecież tej kategorii naprawdę potrzebna jest rozbudowana i łatwo dostępna pomoc psychologiczna. Oni są gotowi umrzeć ze strachu (choć w sumie na tę przypadłość uzyskali już chyba odporność zbiorową), popaść w depresję, sekciarsko na własną rękę kontynuować zindywidualizowaną politykę minilockdownów i spersonalizowanych obostrzeń.
Pamiętajmy: oprócz idiotów i sadystów zachwyconych samych faktem, że są po Właściwej Stronie, z którą wespół mogą wyżywać się na bliźnich – w maseczkach utknęło sporo ludzi po prostu naiwnych i głupich, bez żadnej chęci szkodzenia innym. I o ile wariaci szybko przerzucili się na nowy przedmiot zajoba, tj. Ukrainę – to naprawdę wierzący w COVIDa mogą z szoku wychodzić jeszcze długo i boleśnie. Dlatego mimo wszystko, mimo całego zła, jakie wyrządzono przez te dwa lata, całego szaleństwa, którego doświadczyliśmy – nie utrudniajmy osieroconym COVIDowcom powrotu do jakiej takiej równowagi umysłowo-emocjonalnej. Pokochajmy nawet maseczkowców!
Tylko ich nie przytulajmy, bo pewnie odruch social distancing zostanie im na dłużej.
A, no i pamiętajmy – przecież to wszystko może wrócić. Dzień po wojnie (o ile oczywiście będzie jeszcze jakiś dzień po, w każdym razie dla Polaków). Chodzi tylko o przeczekanie najgorszego okresu. Gdzieś tak do czasu ostatecznej zmiany klimatycznej, czy czegoś w tym guście. No chyba, że na wojnie zejdzie dłużej.
Bo przecież już w 2011 r. jeden z najbardziej przenikliwych analityków współczesności, Immanuel Wallerstein pytany o perspektywy transformacji globalistycznego, neoliberalnego kapitalizmu w coś bardziej egalitarystycznego, mniej zamordystycznego i służącego imperialistycznym interesom transnarodowych oligarchów – powtórzył w jednym z wywiadów, że generalnie pozostaje jak zwykle umiarkowanym optymistą, jednak z zasadniczym zastrzeżeniem:
„Oczywiście, spodziewana do 2050 r. pozytywna zmiana Systemu-Świata nie nastąpi, o ile wcześniej wydarzy się choćby jedna z trzech katastrof:
– nieodwracalna zmiana klimatyczna,
– powszechna pandemia,
– wojna atomowa”.
I teraz zostaje tylko zagadka: czy Wallerstein ot tak, trafił sobie po prostu 3 na 3 – czy jego wywiady czytywali nie tylko akademicy?