Zatonął statek Morning Midas, przewożący ponad 3000 samochodów. Pożary baterii litowo-jonowych…

Zatonął statek przewożący ponad 3000 samochodów. Pożar baterii litowo-jonowej to nie przelewki.

zatonąl-morning-midas

Statek Morning Midas, który wiózł z Chin do Meksyku ponad 3000 samochodów, zatonął w wyniku pożaru, który wybuchu trzy tygodnie temu. To kolejny dowód na to, jak ryzykowny jest transport morski samochodów elektrycznych.

To, że sytuacja jest trudna, wiadomo było od początku: według relacji załogi urządzenia przeciwpożarowe zainstalowane na statku zadziałały prawidłowo. Pożar samochodów elektrycznych to nie jest jednak zwykły pożar: rozwija się na raty, samochód raz ugaszony często zapala się ponownie. Jest tak dlatego, że akumulator litowo-jonowy zbudowany jest z modułów, które dla bezpieczeństwa są odseparowane od siebie. Gdy zapali się jedno ogniwo litowo-jonowe, bardzo szybko w wyniku gorąca zapalają się pozostałe ogniwa w danym module, czemu towarzyszy wyzwolenie się ogromnej ilości energii. Jednak nie cały akumulator zapala się od razu.

W normalnych warunkach straż pożarna ma dość czasu, aby schłodzić baterię, używając dużych ilości wody. Niezabezpieczony pojazd elektryczny, który się zapalił, może zapalić się jeszcze kilka razy w ciągu kolejnych dni. Są jednak różne, skuteczne sposoby na zabezpieczenie częściowo spalonych samochodów wyposażonych w baterie litowo-jonowe. Niestety, takie opcje nie są dostępne na morzu.

Pożar trwał trzy tygodnie. Od dwóch tygodni walka toczyła się już tylko o jedno

Sytuacja, gdy na statku składowane są samochody elektryczne jeden obok drugiego, jest niezwykle trudna, gdy dojdzie do zapłonu jednego z pojazdów. To oznacza, że kolejne samochody zapalają się jeden od drugiego. Pożar – gdyby z nim nie walczyć – mógłby teoretycznie obejmować kolejne pojazdy przez wiele tygodni. Niewiele pomogło to, że większość pojazdów przewożonych przez statek Morning Midas to samochody spalinowe. Takie samochody też mają w sobie sporo palnych materiałów, nawet jeśli w zbiornikach mają znikomą ilość paliwa.

Już po tygodniu było wiadomo, że samochodów przewożonych przez statek raczej nie uda się uratować. Chodziło raczej o to, aby doholować dopalający się statek do portu, gdzie można by go dogasić, zapobiegając w ten sposób katastrofie ekologicznej.

Pogoda nie pomogła, Morning Midas zatonął

Pomoc w postaci specjalistycznych jednostek ratunkowych dotarła na miejsce dość szybko. Niewiele jednak można było zrobić: zespół ratunkowy musiały trzymać się od strony nawietrznej, by nie ryzykować zatrucia trującymi oparami. Już 10. dnia pożaru Morning Midas zaczynał przechylać się w kierunku rufy. 23 czerwca – po 20 dniach pożaru – statek zatonął.

To nie pierwszy pożar aut elektrycznych na statku

To nie pierwszy przypadek zapłonu samochodów elektrycznych przewożonych transportem morskim. Zdarza się, że do takich pożarów dochodzi w portach, wówczas sytuacja jest stosunkowo łatwe do opanowania. Gorzej, gdy akumulatory litowo-jonowe zapalą się na pełnym morzu.

Najsłynniejsze tego rodzaju zdarzeniu to zatonięcie na Atlantyku statku Felicity Ace przewożącego tysiące luksusowych samochodów, w tym auta takich marek jak Lamborghini i Bentley. Wówczas pożar trwał dwa tygodnie