Zwijanie polskich porodówek: Kiedy zysk staje się ważniejszy niż życie (i demografia).
Liczba porodówek w Polsce drastycznie spada – z mapy zniknęło już ponad 50 oddziałów, a kolejne są zagrożone. W zamian słyszymy o pomysłach rodzenia na SOR-ach i widzimy lekarzy-kominów płacowych zarabiających krocie w systemie, który bankrutuje. Czy likwidacja opieki okołoporodowej to ostateczny dowód na kapitulację państwa wobec kryzysu demograficznego? Sprawdzam, dlaczego ekonomia wygrywa z bezpieczeństwem matek i co to mówi o naszej kondycji moralnej.
„Naród, który zabija własną przyszłość w tabelkach Excela, nie potrzebuje proroków zagłady – wystarczą mu księgowi.”
Polska 2025: Dziecko jako koszt nieuzasadniony
Jeszcze dekadę temu, w 2010 roku, w Polsce funkcjonowało 407 oddziałów położniczych. Dziś, w rzeczywistości roku 2025, mamy ich niespełna 350. To nie jest tylko statystyka – to mapa wycofywania się państwa z jego fundamentalnych obowiązków. Analizując dane przedstawione przez dr Jana Śpiewaka w programie „Wiadomości z końca świata”, wyłania się obraz systemu, w którym „cud narodzin” został sprowadzony do rubryki „strata netto”.
Narodziny w cieniu kalkulatora. Czy polskie matki zostały skazane na SOR, by ratować budżety szpitali?
Ekonomia odczłowieczenia
Z perspektywy czysto rynkowej – brutalnej i wypranej z empatii – poród w Polsce się nie opłaca. Szpitale otrzymują wycenę na poziomie maksymalnie 11.000 zł za poród. W dobie inflacji i rosnących kosztów, kwota ta nie pokrywa nawet podstawowego utrzymania oddziału, nie mówiąc o godziwych wynagrodzeniach dla personelu niższego szczebla. Mamy więc do czynienia z paradoksem: procedura, która jest biologiczny fundamentem przetrwania narodu, jest traktowana przez system jako zbędny balast finansowy.
Tu wkracza wnioskowanie oparte na twardych danych: jeśli szpital jest przedsiębiorstwem, a oddział położniczy generuje stratę, dyrektorzy – często pod presją samorządów – podejmują „racjonalną” decyzję o jego likwidacji. Jednak z perspektywy aksjologii społecznej, a nawet biblijnego nakazu ochrony życia i szacunku dla matki, jest to decyzja barbarzyńska. Czy godność rodzącej kobiety można wycenić?
SOR jako nowa porodówka?
Najbardziej niepokojącym sygnałem zmian jest narracja o przenoszeniu porodów na Szpitalne Oddziały Ratunkowe (SOR). Potwierdzenia ze strony Ministerstwa Zdrowia, że SOR-y mogą stać się miejscami porodów w sytuacjach kryzysowych, brzmią jak ponury żart. SOR to miejsce walki o życie w trybie nagłym – pełne chaosu, krwi, ofiar wypadków i pacjentów pod wpływem substancji.
Rzecznik izby lekarskiej celnie, choć gorzko, zauważa: „zakładamy, że rodzą wśród bezdomnych”. To sformułowanie obnaża upadek standardów. Zmuszanie kobiet do rodzenia w warunkach, gdzie intymność i spokój są luksusem nieosiągalnym, to nie tylko błąd systemowy. To gwałt na psychice społecznej i jawne złamanie umowy społecznej, w której obywatel płaci podatki w zamian za bezpieczeństwo w kluczowych momentach życia.
Kasty i kominy, czyli gdzie są pieniądze?
Sytuacja staje się jeszcze bardziej groteskowa, gdy spojrzymy na strukturę wynagrodzeń. Podczas gdy oddziały są zamykane z braku funduszy, wąska grupa lekarzy kontraktowych notuje zarobki przekraczające 200.000 zł miesięcznie. To klasyczny przykład rozwarstwienia, które niszczy tkankę społeczną. Mamy do czynienia z systemem, który z jednej strony głodzi infrastrukturę (zamykanie oddziałów, brak sprzętu), a z drugiej strony tuczy wybrane jednostki. To nie jest socjal-demokratyczna troska o dobro wspólne; to drapieżny kapitalizm w najgorszym wydaniu, zaszczepiony na organizmie publicznej służby zdrowia.
Matka kontra ZUS
Obrazu „piekła kobiet” dopełnia postawa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Zamiast wsparcia, ciężarne i młode matki (często prowadzące działalność gospodarczą) spotykają się z domniemaniem winy. Kontrole, oskarżenia o „wyłudzanie zasiłków”, wstrzymywanie wypłat – to rzeczywistość wielu Polek. Państwo, które w deklaracjach politycznych stawia rodzinę na piedestale, w praktyce traktuje macierzyństwo jako potencjalne oszustwo podatkowe.
Pętla demograficzna
W 2021 roku urodziło się zaledwie 250.000 dzieci. To katastrofa. Likwidacja porodówek, przedszkoli i szkół jest reakcją na ten spadek, ale jednocześnie ten spadek napędza. To mechanizm samospełniającej się przepowiedni. Młodzi ludzie, widząc zamykane placówki, brak dostępu do znieczulenia, ryzyko rodzenia na korytarzu SOR-u i opresyjność ZUS-u, rezygnują z rodzicielstwa. Infrastruktura zwija się, bo nie ma dzieci, a dzieci nie ma, bo zwija się infrastruktura.
* * *
Źródło: Piekło matek w Polsce trwa, Paulina Matysiak wyrzucona z Razem, lekarze zarabiają za dużo? | Jan Śpiewak
Decyzja o likwidacji kolejnej porodówki nigdy nie jest tylko decyzją ekonomiczną. Jest decyzją cywilizacyjną. Jeśli jako społeczeństwo godzimy się na to, by rachunek ekonomiczny brał górę nad bezpieczeństwem narodzin, to w istocie podpisujemy akt kapitulacji. Bezpieczeństwo matek nie jest przywilejem – jest fundamentem, bez którego żadne programy demograficzne nie mają racji bytu. Zamiast pytać „czy nas na to stać?”, powinniśmy zapytać: „ile nas będzie kosztować, jeśli tego nie utrzymamy?”.
Odpowiedź brzmi: istnienie nas samych.