Życie na linie 12. „Mieszanina nihilizmu i cynizmu”.
Pędząca Glizda
Jak oceniali Chyżego koledzy? „Mieszanina nihilizmu i cynizmu” – mówili o nim najczęściej. Inni chłopcy z „Okienka” też bywali cyniczni lecz raczej w gębie. Był w nich rys romantyczny – tęsknota do wielkiej miłości, do wielkich przygód, wyczynów sportowych i podróży. Jedni się wspinali, inni żeglowali, jeszcze inni latali na paralotni. Natomiast Chyży był typowym produktem marginesu społecznego. Chłopiec z miejskiego podwórka, z niezamożnej rodziny, którego jedyną rozrywką było „haratanie w gałę” piłką szmacianką. Jak mówili koledzy – Chyży ma w sobie coś z Rosjan z ich charakterystyczną labilnością. Potrafi zjednać sobie ludzi, bratać się z nimi i nagle i niespodziewanie potraktować ich, nie wiadomo dlaczego, z niezwykłą brutalnością. Opowiadali jak walił kiedyś piłką w roślinkę w doniczce, którą dostał od kogoś w prezencie, tak długo, aż z roślinki zostały same strzępy. Dopiero wtedy się uspokoił. Przy czym robił to na zimno, bez emocji która mogłaby wytłumaczyć to idiotyczne zachowanie.
Gdy wszedł w świat polityki zaczął snobować się na znawstwo win, cygar i muzyki klasycznej. To znawstwo było jednak nie najwyższej próby. Kiedyś zachwycał się odtwarzaną z płyty – jego zdaniem – sonatą Beethovena, podczas gdy był to „Koncert włoski” Bacha. Pomylić Bacha z Beethovenem i sonatę z koncertem to dla melomana prawdziwa sztuka. Wyjaśnienie było proste – pomyliły się koperty, w których były przechowywane płyty. Co ciekawe nikt nie odważył się zwrócić Chyżemu uwagi na popełniony błąd. Koledzy i pracownicy bali się jego słynnych napadów wściekłości. Wiedzieli, że jest zakompleksiony i wyjątkowo mściwy. Wiadomo – mówili- Chyży Rój musi być mściwy. Tak jak każdy rój gryzących owadów.
Tylko raz, jeden z kolegów zareagował po męsku na świństwo, które zrobił mu Chyży organizując skierowany przeciwko niemu strajk w elektrociepłowni. Chyży malował jakieś drzwi do kibla czyli wykonywał pracę tak zwanego „dołowego” albo w grypserze „okiennej” „kapelucha” a chciał być opłacany jak robotnik wysokościowy pracujący w ciężkich warunkach, bo w działającej elektrociepłowni. Brygadzista sprał go po mordzie i w ten sposób zakończył się strajk. Tę nauczkę Chyży dobrze zapamiętał. Unikał brygadzisty jak tylko mógł i starał się szkodzić mu po cichu. Chyży nie pił wódki co w oczach chłopców z „Okienka” było wadą. Wiadomo, że lud uważa niepijącego za kapusia, kapustę, kabel czy – jak to teraz mówią- „sześćdziesionę”. Chłopcy naśmiewali się po cichu z zachwytów Chyżego nad toskańskim winem Brunello di Montalcino. Twierdzili, że gdyby mu podetknąć sikacza z kartonu, w butelce od Brunello, zachwycałby się tym sikaczem tak jak zachwycał się Bachem wziętym za Beethovena. Byli niesprawiedliwi. Bach Bachem ale do win Chyży miał naprawdę nosa. Nie zmienia to faktu, że pozując na dżentelmena z cygarem w ręku, którym się oczywiście, jak trzeba, nie zaciągał, z kieliszkiem włoskiego wina i przy dźwiękach – jak to złośliwi chłopcy nazywali – jakiejś muzyki pogrzebowej wyglądał tak jak wyglądał, jak mały Jaś, który roi sobie, że jest arystokratą. No może nie koniecznie arystokratą z urodzenia, lecz arystokratą ducha. Chyży nie miał żadnych hamulców jeżeli chodzi o sposoby pozyskiwania środków na cygara i drogie wina. Zresztą w „ Okienku” za czasów komuny nikt nie miał kłopotów z kasą. Dopiero gdy komuna niefortunnie się skończyła w wyniku – jak chłopcy naiwnie sądzili – ich intensywnego knucia, a tak naprawdę w wyniku szatańskiego planu wydymania społeczeństwa, wielu z chłopców straciło grunt pod nogami. Lecz Chyży Rój dopiero wtedy rozwinął żagle.
C D N
Zbieżność nazwisk i sytuacji jest przypadkowa. W kolejnych odcinkach mojej opowieści poznają państwo losy innych osób pracujących w spółdzielni „Okienko”
=====================================
Mirosław Dakowski:
Marek, nazywany w młodości “Siwym “, bo był wtedy jasnym blondynem, opowiadał nam po latach przy żeglarskim ognisku, jak przekonał swego podwładnego, przy pomocy prania po mordzie, by przestał pajacować ze strajkiem.
Gdy aferałowie zostali powołani do „władzy”, usłyszał: „Ty, Marek, nie nadajesz się na ministra; jesteś za uczciwy”. Pozostał przy konserwacji wiatraków. Niemieckich.
Obecny przy ognisku Maciek P. uśmiechał się jakby zażenowany i tłumaczył: „bo wiecie, wy nie możecie zrozumieć wielkiej polityki; w tym trzeba być”.