Życie na linie 2
Pędząca Glizda
Jedną z bardziej oryginalnych postaci spółdzielni „Okienko” był Darek Klonowski. Całkowicie zapoznany poeta, gitarzysta, żeglarz, miłośnik Gorców. Darek jak większość członków i pracowników spółdzielni „Okienko” był przekonany, że ich niezwykle wysokie zarobki to klasyczne działanie rynku pracy. Ich umiejętności są tak unikalne, że państwowe firmy muszą ich zatrudniać do robót wysokościowych, nie mają po prostu wyboru. Oczywiście chłopcy odpalali co nieco nadzorowi technicznemu oraz dyrektorowi, nikt nie widział w tym nic złego. W tych czasach tak zwana mentalność porozbiorowa podobna do mentalności wschodniej czyniła bakczysz czyli zwykłą łapówkę codziennym elementem życia, w tym życia gospodarczego.
Darek Klonowski dochodził do rozumu i prawdy bardzo wolno. Po przewrocie 89 roku, gdy otworzył się naprawdę wolny rynek prac wysokościowych i stawki alpinistów przemysłowych drastycznie spadły ze zdumieniem stwierdził, że za dobrych komunistycznych czasów zarabiał miesięcznie przynajmniej tyle co jego siostra, nauczycielka przez dwa lata ciężkiej pracy.
Co chłopcy zrobili z tymi wielkimi pieniędzmi jest ich słodką tajemnicą. Tylko jeden z nich nie pijący i nie zażywający utworzył za zgromadzone środki wielką firmę. Chłopcy uważali oczywiście, że łatwość otrzymywania zleceń jest, poza unikalnymi kwalifikacjami, pochodną ich młodzieńczego uroku. Niejednej sekretarce na widok wkraczających do firmy rozbawionych chłopaków z ich ławeczkami, linami i małpami ( przyrząd zaciskowy do wspinani się po linie) miękły nogi i drżało serduszko. Chłopcy nie przyjmowali do wiadomości, że ani sympatia urzędniczek, ani łapówki dawane nadzorowi technicznemu nie mogą zapewnić monopolu w pozyskiwaniu zleceń i musi istnieć jakaś głębsza tego przyczyna.
Spółdzielnia „Okienko” skupiała po prostu całą młodą opozycję swego terenu i nie trzeba było nawet nasyłać na nich ubeków żeby wiedzieć jakie działania planują. Wystarczyło bywać na licznych biesiadach w lokalnych knajpach, które konsumowały większość zarobionych tak łatwo pieniędzy. Nadzór techniczny traktował ich prace priorytetowo, nie dyskutowano na temat stawek i nie grymaszono przy odbiorze prac. Jednym ze standardowych zajęć chłopców z „ Okienka” było malowanie, naprawianie i ewentualne rozbieranie fabrycznych kominów. Darek Klonowski zasłynął kiedyś brawurowym dowcipem. Zamiast nałożyć na rozpadający się komin przewidzianą przez inżyniera metalową obejmę namalował tę obejmę na wysokości stu metrów. Malunek był tak sugestywny, że odbiór techniczny przeszedł bez problemów. Naczelny inżynier fabryki, człowiek słusznej tuszy nie miał najmniejszego zamiaru wchodzić na komin.
Czy komin się zawalił? O tym historia milczy.
CDN Zbieżność nazwisk i sytuacji jest przypadkowa. W kolejnych odcinkach mojej opowieści poznają państwo losy innych osób pracujących w spółdzielni „Okienko”