Andrzej Juliusz Sarwa
WIESZCZBA KRWAWEJ GŁOWY (37)
Nadchodzi zmierzch… Serce dziecięcia króla i markizy.
Marie-Madeleine-Marguerite d’Aubray1, markiza de Brinvilliers, znana jednak bardziej jako Madame de Brinvilliers, parająca się tą samą profesją co jej dobra znajoma La Voisin, z którą zapewne nie jeden raz współpracowała, a przynajmniej dobrze się znała, wraz z kochankiem, z zawodu żołnierzem, natomiast z zamiłowania alchemistą, Godinem de Sainte-Croix, przy użyciu sławnego proszku dziedziczenia, albo może specyfiku o nazwie aqua tofana2, co w sumie na jedno wychodzi, w 1666 roku pozbawiła życia swego ojca Antoine’a Dreux d’Aubraya, a w cztery lata później braci Antoine’a i François’a, aby móc zagarnąć rodzinny majątek.
Markiza była okrutną kobietą. Być może przyczyną tego były okropieństwa, w jakich uczestniczyła, będąc dzieckiem. Matka zmarła, wydając ją na świat, ojciec mało się nią interesował, a wychowaniem zajmowała się służba. Niektórzy ze służących od czasu, gdy skończyła lat siedem, regularnie ją gwałcili.
Nie wiadomo, czy w odwecie za okrucieństwa i poniżenia, czy też może dlatego, że rozbudzono w niej takie potrzeby, w wieku lat dziesięciu rozpoczęła kazirodcze współżycie z jednym z braci…
Chociaż ci, którzy ją znali, wiedzieli, że jest trucicielką, woleli nie gmatwać się w tę sprawę, a mąż, trwożąc się o własne życie, w przerażeniu ukrył się w swoim majątku.
Lękał się jej nawet i kochanek, kawaler de Sainte Croix, który zostawił puzderko z czerwonej skóry, na którym wypisał: Otworzyć, jeśli umrę wcześniej niż markiza de Brinvilliers.
Pech chciał, że zmarł on 31 lipca roku 1672, a ironią losu będzie to, że śmiercią naturalną, nie zaś od jadu kochanki, przed czym drżał z lęku.
Może i nic by się nie stało, gdyby w 1675 roku owo puzderko z czerwonej skóry, zamiast do markizy, nie trafiło w niepowołane ręce. Kiedy je otwarto, znaleziono w nim wyznania kawalera, jego oskarżenia i opisy mordów, jakich się dopuściła de Brinvilliers, a nawet próbki trucizn.
Markiza zatem, nie czekając, by ratować głowę, tego samego roku czmychnęła do Anglii, a gdy zaczął się jej tam palić grunt pod nogami, przeniosła się do Holandii, by ostatecznie znaleźć dach nad głową i schronienie przed ręką sprawiedliwości w pewnym klasztorze nieopodal Liege, w którym ją jednak odnalazł i dopadł stróż prawa przebrany za księdza, a który tak się wczuł w rolę, że nie wzbudził podejrzenia mniszek.
Śledztwo rozpoczęte w roku 1675 trwało blisko dwanaście miesięcy. Oskarżona w procesie ostatecznie przyznała się do wszystkiego, co jej zarzucano. Skazano ją tedy na śmierć i ścięto w Paryżu 16 lipca 1676 roku. Po ścięciu zaś trupa spalono na stosie, a prochy wrzucono do Sekwany.
Wszelako, zanim ją skrócono o głowę, w akcie publicznej pokuty, ujawniła wszystkie swoje zbrodnie… Posypały się więc i nazwiska…
We Francji rozpętała się afera trucicielska…
W 1675 roku markiza de Brinvilliers wyjawiła nazwisko La Voisin, tak że i ta ostatnia została zamieszana w proces. Nim jednak i ją dopadła sprawiedliwość, musiało minąć jeszcze kilka lat. La Voisin była bowiem bardzo wysoko ustosunkowana i władze niższego szczebla bały się ją ruszyć, iżby nie spowodować lawiny, która pogrzebałaby licznych przedstawicieli najpotężniejszych rodów Francji, a przez to narazić się na niełaskę możnych tego świata…
Niemniej rok 1675 stał się jednak początkiem końca działalności okrutnej dzieciobójczyni… La Voisin przez moment poczuła na karku chłodny oddech nadchodzącej śmierci… potraktowała go jednak z nonszalancją… zresztą, kiedy by miała czas na refleksję, skoro nieustannie była pijana?…
Stała tam, na placu kaźni, wespół z towarzyszącym jej markizem Montferrat, wpatrując się rozszerzonymi na poły ze strachu, na poły z podniecenia, oczami w umierającą panią de Brinvilliers.
Montferrat tymczasem uśmiechał się tylko ironicznie, co rusz rzucając spod oka spojrzenia, a to na konającą trucicielkę, a to na stojącą obok dzieciobójczynię…
* * *
Dawna metresa Ludwika XIV, karmelitanka bosa Louise Françoise de La Baume Le Blanc de La Vallière, która przyjęła imię siostry Ludwiki od Miłosierdzia, wdniu 3 czerwca 1675 roku złożyła śluby wieczyste… a po kilkudziesięciu latach życia w klasztorze, dnia 6 czerwca 1710 roku, zmarła w opinii świętości… Spoczęła w zwyczajnej mogile prowincjonalnego cmentarza, tak daleko od świata, w którym niegdyś żyła, że dalej już nie można było…
* * *
Tymczasem królowi coraz bardziej brzydła markiza de Montespan i znosił ją z coraz większym trudem. Nie umiał się jej jednak pozbyć. Nie wiadomo, czy to działały czary, czy był po prostu zbyt mało stanowczy…
* * *
Dzień 19 czerwca 1675 roku był słoneczny, ciepły, ale nie upalny, lekuchny wiaterek bowiem wiał orzeźwiająco. Liście na drzewach falowały w jego oddechu, budząc zielone rozedrgane cienie. Marguerite-Marie Alacoque klęczała w kaplicy, adorując Najświętszy Sakrament. Słońce przeświecało przez witraże, kładąc na posadzce barwne plamy światła. Dzień 19 czerwca 1675 roku bynajmniej nie zapowiadał się na jakiś szczególny…
W pewnej chwili jednak rozmodlona dziewczyna, zamiast pozłocistej monstrancji, spostrzegła postać Pana Jezusa… Oto znów ją nawiedził… Z piersi zakonnicy wyrwał się radosny szloch szczęścia…
Tymczasem Pan, ukazując jej swoje rozpłomienione Serce, powiedział, co już niejednokrotnie mówił i wcześniej, że chociaż owo Serce tak bardzo ukochało ludzi, że aż do bolesnego skonu, to w zamian doświadcza tylko pogardy, niewdzięczności i obelg i świętokradztwa przez brak poszanowania Go w Najświętszym Sakramencie. A już w szczególności ze strony osób, które swoje życie Jemu poświęciły, osób duchownych. Dlatego też zażądał, izby każdy pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała stał się uroczystością wynagradzającą, ku czci Jego Najświętszego Serca, i aby na intencję owego wynagradzania Jezusowi wyrządzanych Mu zniewag, lud, oczyściwszy swe serca, przyjmował Eucharystię…
* * *
Jako się rzekło, królowi coraz bardziej brzydła markiza de Montespan i znosił ją z coraz większym trudem. Miał co prawda i drugą metresę, markizę de Maintenon (nie wspominając o kochankach przelotnych, czy też niemających pozycji porównywalnej do pozycji którejkolwiek z wymienionych dam), ale nie mógł się zdecydować, którą z nich ostatecznie wynieść na piedestał, a którą z niego definitywnie strącić.
Dla pani de Montespan sytuacja musiała się wydać tak groźna, że zdecydowała się na osobisty udział, w roku 1677, w kolejnej już, czwartej czarnej mszy sprawowanej na jej nagim ciele. Tym razem miał to być najokropniejszy z tych rytuałów, ponieważ miano złożyć w ofierze – po kryjomu i przedwcześnie urodzone dziecko tej kochanki króla…
Dama zażądała od La Voisin i księdza, takiego rytuału, który sprawi, że jeśli król ją porzuci, ma umrzeć on sam, królowa i jego druga kochanka…
Wynikły jednakowoż pewne komplikacje… Dziecko było tak małe i suche, że aby można było pobrać choćby odrobinę jego posoki, nie wystarczyło poderżnięcie gardełka, ale konieczne się okazało wyjęcie z dziecięcia króla i markizy serca, rozpłatanie go i dopiero z jego wnętrza wydobycie tej odrobinki krwi, którą celebrans dodał do konsekrowanego wina, do Przenajświętszej Krwi Pańskiej…
Nie był to najlepszy prognostyk… Serce… to niewinne serce diabłu oddane w ofierze… Serce winno być spopielone a jego popiół dodany do afrodyzjaków… nie zaś wykorzystane w czarnej mszy tak, jak zostało wykorzystane… to się kłóciło z rytuałem.
Najwidoczniej jednak owa demoniczna liturgia przyniosła oczekiwany przez markizę skutek, w 1677 urodziła bowiem Ludwikowi XIV jeszcze jedną córkę – Françoise-Marie, a w rok później w 1678 ostatnie już dziecko, syna Louis-Alexandre’a…
* * *
Król jednakże nadal nie był jej wierny. A skoro tak, to markiza, przepełniona wściekłością, nie mając zamiaru dzielić się nim z kimkolwiek, uknuła straszliwy plan – zamordowania Ludwika, bo jeżeli nie mogła go mieć na wyłączność, to niech lepiej sczeźnie, niech jego truchło zbutwieje w trumnie i w proch się rozsypie.
Sama przecie nie mogła się tego podjąć. Aż wreszcie, co prawda z trudem, bo z trudem, udało się jej jednak przekonać La Voisin do zamachu na monarchę i swoje rywalki.
Knując spisek, nie była jednak w stanie przewidzieć, iż nie będzie mu dane dojść do realizacji. Tak się bowiem dla markizy pechowo złożyło, że w tym samym czasie paryska policja w końcu zrozumiała, że to nie bajki, nie plotki, czy niedorzeczne opowieści, lecz miasto i kraj naprawdę oplata cała przestępcza pajęczyna złożona z groźnych czarowników, czarownic i morderców.
Oto bowiem rankiem 4 stycznia 1679 roku aresztowano słynną wróżbitkę, a jak się później okazało również i trucicielkę paryską, Marie Bosse, bardziej znaną jako La Bosse. Wróżbitka bowiem w ostatnich dniach grudnia 1678 roku, po pijanemu, przechwalała się, jak wielkie korzyści finansowe czerpie z handlu truciznami, które rozprowadzała za pośrednictwem całej sieci salonów wróżbiarskich. A ponieważ te jej przechwałki dotarły do niepowołanych uszu, na skutek donosu została wzięta pod obserwację policyjną i… wpadła.
Ponieważ w trakcie najścia domu wiedźmy, policjanci przyłapali jej syna na kazirodczym stosunku z siostrą, aresztowano wszystkich. W śledztwie zaś wyszło na jaw, iż ta rodzina miała inklinacje nie tylko do czarów, wróżb i trucicielstwa, ale także en bloc, do kazirodztwa, co wówczas było karane śmiercią.
Trucicielka, mając świadomość, że skóry już nie uratuje, ostatecznie przyznała się do wszystkiego, a ponadto obficie sypnęła nazwiskami wspólników. W tym i La Voisin. Jedno z najważniejszych ok głęboko zakonspirowanej sieci trucicieli ostatecznie pękło, a sama sieć jęła dość szybko się rozpadać, przy okazji odsłaniając trudne do opisania potworności…
La Bosse, wespół z córką Manon oraz synami François i Guillame, jak też i niektórymi ze wspólników zbrodni, zostali skazani na spalenie na stosie. Wyrok wykonano w Paryżu w dniu 8 maja 1679 roku…
Ale owego, bądź co bądź, podniecającego, rozpalającego krew w żyłach, widowiska już La Voisin, nie było dane oglądać…
Temu wszystkiemu przyglądał się jednak ze zblazowaną miną ów tajemniczy, nikomu w Paryżu bliżej nieznany, cudzoziemski szlachcic, markiz de Montferrat, bywalec salonów, piwnic i poddasza wiedźmy z rue de la Tannerie…
Książkę w wersji papierowej można kupić tu:
Wydawnictwo Armoryka
wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierza
e-book tu:
audiobook tu:
1Madame de Brinvilliers właśc. Marie-Madeleine-Marguerite d’Aubray, Marquise de Brinvilliers, z domu margrabina d’Aubray (1630-1676) – francuska trucicielka.
2Trucizny produkowane na bazie związków arsenu.