ZMIERZCH BOGÓW
zmierzch-bogow2023-08-04 Sławomir M. Kozak
Tak niewiele było trzeba czasu, żeby prawie wszystko stanęło na głowie. Poprzestawiano znaczenia słów, podstawowe pojęcia i wartości. W książce „Covidowe Jeże” tłumaczyłem, że nie planowałem jej napisania i wydania, „podobnie jak nikt spośród nas, jeszcze na początku roku 2020 nie sądził, że wkrótce spadnie mu niespodziewanie na głowę sufit z żyrandolem i spora część stropu.
Póki co, dach się jeszcze trzyma, choć zaczyna przeciekać. Marną jest pociecha, że nie dopadło to tylko nas i większość osób dookoła spotkał podobny los, bo każdy zajęty jest ratowaniem swego dobytku i w podpieraniu powały belkami musimy radzić sobie sami. Pisząc, że ‘nikt spośród nas’ nie przewidział nadchodzącej nawały i nie rozpoznał oznak zbliżającej się burzy, wyrażam opinię o zdecydowanej większości mieszkańców naszego globu, mając jednak świadomość, że podczas gdy my spaliśmy obezwładnieni pozornym dobrobytem i spokojem, inni szykowali za rogiem zaprzęgi, by w chwili naszej dezorientacji, przerażenia i słabości, podciągnąć wozy pod nasze domostwa i rozpocząć grabież. I to o nich, kryjących się dotąd w burzowej ciemności naszej niewiedzy, wykorzystujących wyjące niczym huragan media, ulewę rządowych dezinformacji i zagłuszające wszystko grzmoty organizacji międzynarodowych, piszę w tym notatniku ‘czasów zarazy’. By pozostało świadectwo, kiedy zapomnimy, wybaczymy lub odejdziemy. (…) Bo, przecież najbardziej nawet ołowiane niebo, rozświetlają co pewien czas flesze błyskawic. I, jeśli znajdziemy chwilę na to, by spojrzeć wówczas dookoła, rozpoznamy nie tylko uwijające się po naszym gospodarstwie postacie rabusiów, ale także ich twarze. Dlatego ważne, byśmy wykorzystali każdy rozbłysk światła w ciemności wokół nas i zapamiętali jak najwięcej szczegółów. Zajęci ratowaniem dobytku, samotnie stojąc po kostki w gruzie, nie mamy możliwości, by ich dopaść, osądzić i ukarać. Ale, kiedy nadejdzie świt, a po burzy zawsze wraca słońce, pomożemy najbliższym wokół nas w stanięciu na nogi, sąsiadom w łataniu strat i odbudujemy nasz świat. Nie musi to być nowy, wspaniały świat według oczekiwań naszych grabieżców.
Wierzę głęboko w to, że odbudujemy go podług naszych założeń, a nie na wskazanych nam osuwających się piaskach ułudy lepszego życia. Wyjdziemy z tego doświadczenia silniejsi, a nasze dzieci i wnuki będą z niego czerpały latami. Ważne, byśmy budowę zaczęli na ocalałych i trwałych fundamentach, bo to one są najważniejsze i stanowią o przetrwaniu oraz sile kolejnych pokoleń. Pora wrócić do najważniejszych wartości, od których odstąpiliśmy w minionym okresie mamieni mirażem dostatku i wygody. Czas najwyższy skończyć z upokarzaniem się przed barbarzyńskimi hordami najeźdźców i okazać pokorę Bogu, z którym wojnę rozpoczęli. Wykorzystując chwilową ciemność ograniczyli dostęp do świątyń, aspersoria zalali płynem dezynfekującym, pozamykali bramy do grobów naszych bliskich, na biskupów wylali kubły pomyj, na ściany kościołów wiadra farb, zastraszyli księży, rugują z życia najważniejsze święta katolickie, próbując zastąpić pogańskimi rytuałami i wynosząc je do rangi uroczystości państwowych”.
Pisałem to zaledwie trzy lata temu, kiedy jeszcze wrogo patrzono na ludzi nieskażonych telewizyjną histerią, nie dających narzucić sobie serwowanych zewsząd idiotyzmów. Dziś, czas ten wielu uznało za koszmar dawno miniony, sen, marę, coś nierzeczywistego, w czym nie brali nigdy udziału. Tak jest zapewne wygodniej, lżej, bo jakże inaczej wytłumaczyć nie tylko innym, ale sobie przede wszystkim, że stało się jednak po stronie kłamstwa i obłudy. Nie mnie oceniać szewców, krawców i młynarzy. Oni, na ogół, stanęli w prawdzie. Ilu ich zresztą pozostało? Bardziej bolesne, że zawiedli niektórzy reprezentanci zawodów zaufania publicznego, czyli ludzie, którzy zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej wykonują profesje o wysokim znaczeniu społecznym, wymagające szczególnych kwalifikacji zawodowych, ale też moralnych.
Dotyczy to przede wszystkim funkcjonariuszy publicznych. Wikipedia, definiuje ich, jako osoby pełniące funkcję publiczną bez względu na formę zatrudnienia, które z uwagi na szczególną pozycję zawodową lub posiadane kompetencje związane ze sprawowaniem władzy publicznej korzystają na gruncie polskiego prawa karnego ze szczególnej ochrony prawnej, ale jednocześnie podlegają szczególnej odpowiedzialności karnej (!). Prawo dookreśla tę grupę osób w konkretnym artykule polskiego Kodeksu karnego[1], a przypomnieć należy, że według niego funkcjonariuszami publicznymi są, zarówno Prezydent RP, jak i posłowie, senatorowie i radni. Ale są też nimi sędziowie, prokuratorzy, komornicy, kuratorzy sądowi, osoby orzekające w organach dyscyplinarnych, pracownicy administracji rządowej, samorządu terytorialnego, funkcjonariusze organu powołanego do ochrony bezpieczeństwa publicznego, funkcjonariusze Służby Więziennej, osoby pełniące czynną służbę wojskową – uwaga – z wyjątkiem terytorialnej służby wojskowej pełnionej dyspozycyjnie, którą to służbę, przypominam na marginesie, wprowadzono w listopadzie 2016 r. ustawą o zmianie ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej. Obfitował ten rok w ciekawe ustawy! Jednocześnie, prawo mówi, że funkcjonariuszem publicznym jest również „osoba zajmująca kierownicze stanowisko w innej instytucji państwowej”, co jest pojęciem wyjątkowo pojemnym. Stąd, nie tak dawna próba „resetu” tych zapisów. Czy nadal, wymienione wyżej zawody, bądź zajęcia, cieszą się publicznym, czyli naszym zaufaniem?
Oczywiście, grzechem byłoby generalizowanie i podciąganie większości pod wspólny mianownik, ale nie wolno jednak stosować, ulubionej przez kibiców wymówki, że nic się przecie, Polacy, nie stało. Warto pamiętać, mając świadomość, że wiele wyzwań jest nadal przed nami wszystkimi (!), z pewnością o wiele trudniejszych od tych, z którymi rzekomo (chwilowo) się uporaliśmy.
A przecież nie doszedłem jeszcze do lekarzy, dziennikarzy i, co najsmutniejsze, księży. Poza wymiarem moralnym – reprezentantów inteligencji, która nie dość, że dopiero co zawierzyła fałszywej pandemii, gorąco do niej przekonując, dziś w imię równie niespójnej narracji wiecznych apatrydów, zachęca nas do wojny. Ale, czego oczekiwać, skoro historycy okupują urzędy administracji państwowej, uchodząc za ekspertów w każdej, poza wyuczoną, dziedzinie, a muzycy brylują w sejmowych ławach? I jedni, i drudzy straszą oto polski naród grupą Wagnera, stojącą ponoć u naszych granic.
Czy ludzie rzekomo inteligentni mogą nie odczuwać dysonansu poznawczego wiedząc, że Richard Wagner, od którego nazwiska przyjął „ksywę” dowódca grupy był, używając modnych dziś określeń, niemieckim szowinistą i antysemitą? Że, „Walkiria” obnażała obsesję kompozytora na punkcie sił zła, a dzieło jego życia, „Pierścień Nibelunga”, było muzycznym wyrazem jego wiary w niemieckich nadludzi zarządzających światową sceną, niczym pogańscy bogowie Wotan i Thor? To przecież zauroczony jego muzyką Hitler powiedział, że aby zrozumieć nazistowskie Niemcy, trzeba znać twórczość Wagnera. Nawiasem mówiąc, uczniem słynnego kompozytora był Gustav Mahler, którego studia u Wagnera finansował baron Albert de Rothschild.
Czy dopuszczają współcześni inteligenci, podejmujący w imieniu państwa polskiego brzemienne dlań decyzje myśl, że jedyna, prywatna firma wojskowa działająca pod egidą służb Federacji Rosyjskiej, głoszącej ideę denazyfikacji Ukrainy, mogłaby bez przyzwolenia, choć jeden dzień nosić imię człowieka wielbiącego germańskich i nordyckich bogów? Czy potrafiliby nam wyjaśnić, dlaczego spadkobiercy kultu Thora pochodzącego z dynastii Azów wykrwawiają od miesięcy oddziały brygady szturmowej „Azow”? Tej, która swe „korzenie” wywodzi od tych samych „bogów”? Czy naprawdę wszyscy uwierzyli gromadzie błaznów – na pomieszanie dobrego i złego?
Za rogiem kolejna rocznica Sierpnia, którą spadkobiercy korowskiej inteligencji ludowej będą czcili, jak co roku, od kiedy zdradzili ideały robotników i oddali za bezcen matecznik polskiej solidarności.
Na krzyżach Stoczni Gdańskiej nadal jednak widnieją pierwsze słowa przestrogi poety o narodowej pamięci.
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
(Cz. Miłosz, Waszyngton, 1950)
Sławomir M. Kozak