Oprawcy trzymają się mocno. Izabela BRODACKA
W tych dniach Wydawnictwo “Te Deum” udostępniło moje tłumaczenie z języka angielskiego książki chińskiej autorki Rose Hu pod tytułem: „Radość w cierpieniu. Z Chrystusem w chińskich więzieniach” Pomimo wręcz religianckiego tonu tej pracy, pomimo, że autorka była związana z bractwem Piusa X czyli z tak zwanymi Lefebrystami co dla wielu katolików głównego nurtu może być przeszkodą w odbiorze uważam, że pozycja ta jest niezwykle interesująca i godna uwagi.
Jestem świadoma, że niniejszym prezentuję nepotyzm, kryptoreklamę, jawną reklamę i autoreklamę. Oprócz tego można mi zarzucić brak szacunku do wyroków sądów rodzinnych, nie sprzątanie po psie oraz niestaranne segregowanie śmieci czyli siedem grzechów głównych społeczeństwa obywatelskiego. Moja odpowiedź jest prosta. Jak to mówią Francuzi „Je m’en fiche royalement”. W tłumaczeniu dosłownym: „ Gwiżdżę na to po królewsku”. W tłumaczeniu bardziej eleganckim: „ Nic mnie to nie obchodzi” W tłumaczeniu uwzględniającym specyfikę polskich powiedzonek: „ Mam to w nosie kościotrupie”. ( przez grzeczność popsułam rym).
Gwiżdżę na społeczeństwo obywatelskie modelu Poppera ( czytaj Sorosa) i jego zasady. Społeczeństwo, w którym cnotą jest płacenie podatków, zbieranie psich kup i segregowanie śmieci, a grzechem patriotyzm. Społeczeństwo, które jako zbrodnię traktuje wymierzenie dziecku klapsa, a które uważa mordowanie dzieci nienarodzonych za niezbywalne prawo kobiety. Zasady współczesnego społeczeństwa obywatelskiego są pozbawione elementarnej logiki, są po prostu głupie. Psia kupka rozkłada się na trawniku w ciągu tygodnia. Plastikowa torebka wraz z kupką przetrwa 200 lat.
Podobnie bezsensowne są koncepcje zielonego ładu, walki z emisją CO2 i inne idiotyzmy współczesnego zielonego totalitaryzmu.
Wracając do książki Rose Hu. Temat komunistycznych prześladowań katolików w Chinach nie jest w Polsce zbyt dobrze znany. Autorka tych wspomnień spędziła w więzieniach, aresztach i chińskich obozach pracy łącznie 28 lat. W potwornych warunkach urągających elementarnej godności ludzkiej. Aresztowania, przesłuchania, głód, zimno – te formy represji łatwo sobie wyobrazić. Można jednak poniewierać człowiekiem w jeszcze inny, po chińsku wymyślny i okrutny sposób. Na przykład reglamentując dostęp do ubikacji, a właściwie do kubła, który stojąc po środku ogromnej sali zajętej przez śpiących pokotem na ziemi więźniów spełniał rolę toalety.
Szczególnie przejęły mnie opisy specjalnych zebrań podczas których koledzy i przyjaciele oskarżonego o jakieś przestępstwo przeciwko komunizmowi poddawali go ostrej krytyce. Jak pisze Rose Hu jej najbliższe koleżanki z katolickiej szkoły wykrzykiwały: „ Rose Hu Jesteś podła, jesteś zdrajcą , nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego”. Podobne seanse nienawiści odbywały się w czasach stalinowskich w Polsce. Nazywało się to potocznie „ rozrabianiem” kogoś. Ofiara była wskazywana przez POP (podstawową organizację partyjną) lub przez dyrekcję. Zdarzało się jednak, że prześladowania inicjował jakiś głupi, podły czy zazdrosny kolega. Podobnie odbywało się to w fabrykach, placówkach naukowych oraz w redakcjach. Niczego nie spodziewający się delikwent stwierdzał pewnego dnia, że ludzie nie odpowiadają na jego pozdrowienia, a nawet unikają z nim kontaktu wzrokowego. Rozeszło się już, że to on właśnie będzie „rozrabiany”. Za chwilę zwoływano zebranie partyjne, na którym obecność była przymusowa również dla bezpartyjnych. Jakiś gorliwiec przedstawiał kolektywowi zarzuty wobec „rozrabianego”, potem koledzy surowo go potępiali, na koniec oczekiwano od niego złożenia samokrytyki.
Moja ciotka pracowała po wojnie w redakcji „ Czytelnika”. Ponieważ miała za sobą przedwojenne studia dziennikarskie, a poza tym znała biegle kilka języków przyjęto ją do pracy pomimo niewłaściwego pochodzenia społecznego, bo ktoś musiał przecież poprawiać kardynalne błędy językowe popełniane przez różnych Putramentów i innych podobnie wybitnych pisarzy okresu socrealizmu. Ciotki nie było stać na okulary więc chcąc nie chcąc czytała rękopisy posługując się srebrnym lorgnon – jednym z nielicznych przedmiotów pochodzących z jej poprzedniego życia. Ktoś skojarzył nieszczęsne lorgnon z pochodzeniem klasowym więc nie spodziewająca się niczego ciotka została wzorcowo „rozrobiona” przez miłych kolegów. Ostatecznie jej nie wyrzucono bo nikt w tej redakcji nie operował poprawną polszczyzną. Jedni znali tylko rosyjski, inni nie znali chyba żadnego języka. Być może z wyjątkiem współpracującego z wydawnictwem Iwaszkiewicza, który jak wiadomo prezentował w każdej dziedzinie życia dwie twarze. Chętnie bawił się w ziemianina w Stawisku, posiadłości darowanej Annie Iwaszkiewicz przez jej ojca Lilpopa, lecz nie zaniedbał również wstąpienia 6 marca 1953 do Ogólnonarodowego Komitetu Uczczenia Pamięci Józefa Stalina Nie gardził również komunistycznymi przywilejami i zaszczytami. Stalinowcy tolerowali jego ziemiaństwo czy raczej podszywanie się pod ziemiaństwo w posiadłości córki Lilpopa. Wydawali mu w dużych nakładach powieści, w tym powieść pod tytułem „Sława i chwała” nazywaną powszechnie i raczej słusznie „Sława i chała”. W sprawie mojej ciotki Iwaszkiewicz wstrzymał się podobno od głosu co i tak graniczyło wówczas z bohaterstwem. Inni pisarze brylujący po wielu latach w różnych komitetach obrony robotników flekowali ją równo i solidarnie.
Wspomnienia Rose Hu dowodzą, że prześladowanie człowieka ma w istocie podobne motywy i formy niezależnie od szerokości geograficznej, koloru skóry, a nawet epoki. Dowodzą również, że zawsze znajdą się gorliwcy gotowi poprzeć każdą zbrodniczą ideologię. Przez oportunizm, w dobrej wierze czyli przez zwykłą głupotę –jak powiadają – groźniejszą od faszyzmu. Znajdą się również zawsze gorliwi wykonawcy, którzy nigdy nie poczują się winni, bo przecież tylko wykonywali rozkazy.
Obecnie prześladuje nas zielony ład. Nie należy jednak się poddawać. Przetrwaliśmy totalitaryzm brunatny, przetrzymaliśmy czerwony, przetrwamy i zielony.