Życie na linie 17
Odcinanie kuponów.
Jak już było powiedziane spółdzielnia robót wysokościowych „Okienko” skupiła całą młodą opozycję słynnej uzdrowiskowej miejscowości i jej szeroko rozumianych okolic. Wszyscy się znali, wszyscy byli oczywiście na ty i jak muszkieterowie z powieści Aleksandra Dumas głosili zasadę: „ jeden za wszystkich – wszyscy za jednego”. Po zmianie systemu obsadzili większość stanowisk w regionie, więc ich Solidarność – oczywiście przez duże S – miała całkiem praktyczny wymiar. Kto na przykład zabroni prezydentowi miasta wydania zgody na rewitalizację zabytkowej kamienicy nie posiadającej dawnego właściciela, który mógłby mieć jakieś roszczenia? Kto zabroni przydzielić w tej kamienicy mieszkań wybranym osobom czy ich rodzinom z przeznaczeniem do wykupu, a dawnych kwaterunkowych lokatorów wyprowadzić pod pretekstem remontu na peryferie? Słynna była wpadka jednego z prominentów tego uzdrowiska, który podczas telewizyjnego wywiadu pomylił liczbę posiadanych mieszkań. Nie ma się o co czepiać, było ich kilkanaście więc miał prawo się chłopak pomylić. Kto zabroni miastu zakupić u wybranego artysty projektu publicznych szaletów? Takie, prawdziwie artystyczne projekty bywają bardzo drogie. A, że teoretycznie rzecz biorąc potrzebny jest jakiś przetarg? Drobiazg. Wystarczy tak sformułować warunki aby wygrać mógł tylko jeden, najwspanialszy oczywiście, artysta. Kto zabroni zakupić za bajońską sumę od wybranego kontrahenta działki z przeznaczeniem na schronisko dla psów? Żadna inna działka nie spełniała przecież wymogów ochrony środowiska. Kto zabroni przydzielić pewnej damie atrakcyjnej działki w centrum miasta w charakterze rekompensaty za sławojkę pozostawioną gdzieś na Kresach, której własność została potwierdzona uchwałą rady rodzinnego miasta chłopców z „Okienka”, choć nie potwierdzały jej żadne dawne dokumenty?
Można powiedzieć, że elita „ Okienka” zabrała się po zmianie systemu tak energicznie do odcinania kuponów od knucia (w łazience, przy szumie spuszczanej co chwila dla niepoznaki wody), że aż furczały i rozgrzewały się do czerwoności nożyczki. Solidarność współczesnych muszkieterów okazała się jednak ograniczona przez pewien warunek, nazwijmy go warunkiem koniecznym. Było nim rozumienie i wcielanie w życie zasad omerty. Z klubu współczesnych muszkieterów byli bezwzględnie wykluczani ci, którzy mieli zbyt długi język. Nie znaczy to oczywiście, że ktoś mierzył im języki centymetrem. Wiele lat wspólnego przepuszczania łatwo zarobionych pieniędzy pozwoliło rozpoznać gadatliwych, a także tych którzy mieli jakiekolwiek, choćby szczątkowe zasady i wykluczyć ich raz na zawsze ze wspólnoty beneficjentów „Okienka”. Jak pamiętamy credo okienkowych muszkieterów brzmiało: „Cnota – to korzystanie okazji”. Ironiczna definicja: „Cnota to permanentny brak okazji” dotyczyła – jak ich nazywano- łosi, lamusów, mutantów popromiennych, czyli w mniemaniu chłopców z „ Okienka” niezaradnych idiotów, którzy swoje niezgulstwo i brak sukcesów usiłują usprawiedliwić jakimiś zasadami. A oni sami żadnych zasad nie mieli i okazji im przecież nie brakowało.
C D N
Zbieżność nazwisk i sytuacji jest przypadkowa. W kolejnych odcinkach mojej opowieści poznają państwo losy innych osób pracujących w spółdzielni „Okienko”