„Gnój zatrzymuje imigrantów”. TYLKO U NAS rozmowa z inicjatorem akcji na granicy
[To rozlewnia gnojowicy. Sądzę, że najlepsza to świńska. MD]
Gnój… na granicy? Okazuje się, że to bardzo skuteczne rozwiązanie, które polscy rolnicy podpatrzyli u Greków. Portal PCh24.pl rozmawiał z inicjatorem rozlewania gnojowicy przy płocie powstrzymującym napływ przybyszów z Białorusi.
Marta Dybińska, PCh24.pl: Panie Hubercie, skąd pomysł na gnojowicę na granicy?
Hubert Ojdana: Mam dużo znajomych, którzy pracują w Straży Granicznej. Znam też ludzi, którzy są ochotnikami z Wojsk Obrony Terytorialnej. Kiedy rozmawialiśmy o sytuacji na granicy to opowiadali różne historie, które dzieją się w nocy na granicy – ile muszą walczyć z migrantami, ile się z nimi siłować… czasem dochodzi nawet do rękoczynów ze strony migrantów. Wspólnie szukaliśmy rozwiązania na te sytuacje, i w Internecie natknęliśmy się na filmik z Grecji, w którym sprawę załatwiła gnojowica. Koledzy ze Straży Granicznej powiedzieli, że przecież mam gnojowicę, więc co stoi na przeszkodzie żeby ją rozlać przy granicy. I tak narodził się pomysł.
Szybka też była realizacja planu, co możemy zobaczyć na filmiku na Pańskich mediach społecznościowych…
– Pojechaliśmy, rozlaliśmy gnojowicę na konkretnym odcinku, przy którym migranci mają obozowiska. Wszystko odbyło się legalnie, w majestacie prawa. Znaleźliśmy ludzi, którzy mają pola przy granicy, przy samym płocie. W Grecji podobne działania odniosły skutek.
To była jednorazowa akcja?
– Nie, ale czekamy aż rolnicy zrobią żniwa i wtedy dalej będziemy lać gnojowicę. Mam jeszcze dwie dodatkowe beczki, jakieś ciągniki… Myślę, że będzie trochę lepiej jak w Grecji.
Od czego to zależy czy powtórzycie akcje?
– Od Straży Granicznej. Jeśli im to nie będzie przeszkadzać, a wręcz – pomagać, to nie widzę żadnego problemu żeby tego nie robić. Napisałem również pismo do Komendanta Straży Granicznej, w którym przedstawiłem pomysł. Niestety, samego płotu się nie poleje [ależ czemu? Płot już jest islamistą? md] , chociaż osobiście byłbym za takim rozwiązaniem, bo wtedy tego płotu migranci w ogóle by nie dotykali, ale jeśli oblejemy teren tuż przy płocie to też będzie dobrze. „Lepiej” żołnierzom będzie trochę powąchać nieprzyjemnego zapachu, niż dostać nożem.
Jak na pomysł gnojowicy na granicy reagują ludzie z Pana otoczenia?
– Ludziom bardzo podoba się ten pomysł. Nikt tego nie hejtował, a wręcz przeciwnie – mówią, że to fajna inicjatywa. Co więcej – coraz więcej ludzi podsyła lokalizacje swoich działek po to, żeby tam też rozlewać gnojowicę.
Jeździ Pan na granice, jak to wygląda? Migranci rzeczywiście mają swoje obozowiska, jakieś baraki?
– Miejscowość, do której jeżdżę, to Starzyna [na południowym skraju Puszczy Białowieskiej md]. Tam migranci mają trzy obozowiska, przy płocie. Widać ich jak chodzą wzdłuż płotu, szukają przejścia. Historii z nimi jest mnóstwo. Nawet w momencie kiedy rozlewaliśmy gnojowicę to leciał nad nami śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i za jakiś czas wracał w stronę szpitala, czyli pewnie też jakaś nieciekawa sytuacja się wydarzyła… Migranci rzucają kamieniami, patykami. Często mają też noże. Gdyby nie płot to nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić na jaką skalę szli by na terytorium naszego kraju.
Czyli nie są to „biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi” – jak mówił Donald Tusk…
– Ich po tamtej stronie jest naprawdę setki, jeśli nie tysiące. Kiedy nie podjadę pod płot to po drugiej stronie mogę spotkać migrantów. Ludzie, kiedy zaczęli kopać ziemniaki przy samym płocie słyszeli od migrantów: „Dajcie nam trochę do jedzenia”; „Rzućcie nam przez płot”.
W dniu 4 czerwca odbył się protest rolników w Brukseli. To był protest rolników z Unii Europejskiej, też pod konkretnym hasłem, które przyniosło zamierzony efekt?
– Pod hasłem: „Odgłosujmy ich”. Było dużo ludzi, dużo ciągników. Myślę, że frekwencja mogłaby być jeszcze lepsza wśród rolników, ale efekt został osiągnięty, ponieważ widać, że partie prawicowe zyskały poparcie wśród obywateli m.in. we Francji czy w Niemczech. U nas również Konfederacja zrobiła fajny wynik. Uważam, że protesty, które trwały od początku roku nie poszły na marne.
Nie ma Pan już żadnych nieprzyjemności ze strony ukraińskiej [czemu nie białoruskiej? md] , nikt Panu nie grozi?
– Od siedmiu/ośmiu tygodni mam spokój. Nie ma już tego, co było na początku. Nikt też nie jeździ koło mojego gospodarstwa, co się wcześniej zdarzało. Były takie sytuacje, że czasami w nocy ktoś jeździł, ale teraz już tego nie ma. Jest spokojnie.
Czyli SMS w treścią, że „jak jesteś na granicy to przyjedziemy i cię zabijemy” też już nie ma?
– SMS i wiadomości na jednym z komunikatorów internetowych jeszcze są, ale już nawet ich nie czytam. Ważne jest to, że nie ma fizycznych zagrożeń.
Jakie dalsze plany ?
– Rolnicy teraz będą mieli żniwa, ale trzymają rękę na pulsie. Jeśli będą wchodzić jakieś kolejne głupie ustawy, jak np. ostatnio – zakaz hodowli futerek, a dobrze wiemy, że od futerek się zacznie, później będą krowy, które są gwałcone – jak uważają niektórzy, później świnie… Jeśli ustawa o zakazie chowu zwierząt futerkowych przejdzie to będziemy mieli listę kto za tym głosował i będziemy – tak jak do tej pory robiliśmy – protestować, jeździć pod biura poselskie posłów, którzy poparli ustawę. Jako rolnicy jesteśmy ostatnią grupą, która może coś w tym kraju zmienić. Teraz mamy bardzo dużo kontaktów, wystarczy chwila, żeby się skrzyknąć i zacząć wspólnie, solidarnie działać. Jeśli okaże się, że ktoś będzie miał u siebie posła, który głosował za tą konkretną ustawą to pojedziemy do niego i ewentualnie u niego na podwórku wylejemy trochę gnojowicy. Niech politycy nie myślą, że mogą sobie nami pomiatać.
Bierze Pan nadal udział w komisjach sejmowych?
– Komisje sejmowe były, są i będą. Praktycznie na każdej komisji staramy się być – jeśli nie ja, to chłopaki z Ruchu Młodych Farmerów. Kto ma czas to jedzie i stara się wypowiadać na komisji.