Stanisław Michalkiewicz: Od teorii do praktyki
Co to jest państwo? Ma ono bardzo liczne cechy i właściwości, spod których trudno jest wydłubać jego najtwardsze jądro. Spróbujmy jednak eliminować jedną po drugiej, cechy i właściwości państwa, bez których pozostaje ono nadal państwem. W ten sposób dotrzemy do najtwardszego jądra państwa, którego wyeliminować już nie możemy, bo bez niego państwo przestaje istnieć. Tym najtwardszym jądrem jest przemoc. Państwo bez przemocy nie istnieje, przeciwnie – to właśnie ona jest treścią istnienia państwa, które jest monopolem na przemoc.
Jak charakteryzuje to poeta: “Ale ty wyjść nie możesz. Tobie by wyjść nie dali. Bo za drzwiami jest siła. Potęga z żelaza i stali. Kiedy tak drżysz zajączku u stóp mistycznej drabiny, za drzwiami stoją ludzie mający karabiny”. Warto zwrócić uwagę, że gdyby tych ludzi z karabinami zabrakło, “mistyczna drabina” zawaliłaby się w jednej chwili.
Jako monopol na przemoc, państwo jest najgroźniejszą organizacją przestępczą o charakterze zbrojnym. Wielu autorów wskazuje, że dopuszcza się ono – i to w dodatku, jako swoich działań rutynowych – wszystkich przestępstw, wyliczonych w kodeksach karnych.
Dlaczego zatem traktujemy państwo nie tylko jako coś zwyczajnego, ale nawet – jako coś pożytecznego? Dlaczego tolerujemy tę przestępczą organizację od strony moralnej? Dlatego, że przemoc, będącą przedmiotem państwowego monopolu, może być używana w służbie sprawiedliwości – i nawet niekiedy tak bywa – chociaż “rzadkość to wielka i obrosła mitem”.
Od czego zależy, od jakiej okoliczności, czy przemoc, będąca przedmiotem państwowego monopolu, jest używana w służbie sprawiedliwości? Myślę, że zależy to od ogólnego poziomu etycznego społeczności zorganizowanej w państwo. Na przykład kiedy rewolucja francuska, w której instynkty motłochu zostały podniesione do rangi cnoty, na skalę masową użyła przemocy dla eliminacji konkurujących z motłochem grup społecznych, ogólny poziom etyczny gwałtownie sie obniżył.
Podobny, a chyba nawet głębszy proces miał miejsce podczas rewolucji bolszewickiej we wszystkich jej odmianach. Przemoc przestała służyć sprawiedliwości, bo została wprzęgnięta w służbę rabunku i zbrodni.
Spójrzmy z tego punktu widzenia na naszą społeczność, obecnie zorganizowaną w państwo pod nazwą “III Rzeczpospolita”. O ile w wieku XIX etyczny poziom tej społeczności był stosunkowo wysoki, o tyle w ramach upływu czasu stopniowo się obniżał. Niektórzy przypisują to demokratyzacji tej społeczności. Coś może być na rzeczy, bo w miarę postępów demokratyzacji ogólny poziom etyczny naszej społeczności systematycznie się obniżał, aż doszło do tego, że pod pewnymi względami zaczęła ona przypominać społeczność sowiecką.
Pewnym hamulcem tego ześlizgu było chrześcijaństwo, którego za komuny całkiem wyeliminować się nie udało. Czas na to przyszedł dopiero teraz, kiedy to wspólnymi wysiłkiem Judenratu “Gazety Wyborczej” i innych promotorów komunistycznej rewolucji, niektóre segmenty naszej społeczności zaczynają przypominać stada anonimowe.
Toteż trudno się dziwić, że w obliczu tak głębokiego obniżenia się poziomu etycznego naszego społeczeństwa, polityka państwa zdegenerowała się do wojny gangów, które walczą już tylko o dostęp do żerowiska, czyli – do zasobów obywateli. Pociąga to za sobą daleko idące skutki również dla środowisk tworzących aparat państwowy.
Po II Wojnie Światowej wielu mądrali zastanawiało się nad fenomenem hitlerowców, którzy gotowi byli na wszystko i nigdy nie zadrżała im ręka. Szkoda, że z taką samą gorliwością nie zajęli się funkcjonariuszami komunistycznego aparatu państwowego, którzy też zdolni byli do wszystkiego.
Szkoda – bo ten aparat bowiem otrzymaliśmy w spadku. Charakteryzuje się on tym, że dla miłego grosza zrobi wszystko, czego od niego zażądają, zwłaszcza gdy to “wszystko”, czyli rewolucyjna praktyka, zostanie okraszona jakąś rewolucyjną teorią. Wtedy wszyscy pławią się w pierwotnej niewinności, chociaż oczywiście zbrodnie obiektywnie pozostają zbrodniami.
Na to wszystko nakłada się agenturalne uzależnienie administratorów naszego państwa od państw trzecich. I właśnie w dniach ostatnich dostarczyli nam oni znakomitego przykładu zarówno tego uzależnienia, jak i jego przełożenia na działania funkcjonariuszy aparatu państwowego. Jak wiadomo, po tym, gdy w marcu ub. roku amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie, pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, w ten nowej kombinacji Polsce przypadła rola Generalnego Gubernatorstwa, prawdopodobnie terytorialnie opiłowanego.
Toteż oczyma duszy widzę, jak Donald Tusk podniósł słuchawkę telefonu, z której usłyszał następujący komunikat: “wiecie, rozumiecie, Tusk. Zróbcie wy mi tu porządek z tym całym Marszem Niepodległości! Kto to widział, żeby w Generalnej Guberni Untermensche urządzały sobie takie marsze. W przeciwnym razie będzie z wami brzydka sprawa: wyrwę ręce i wstawię patyki. Zrozumiano?” – a premier Tusk w odpowiedzi wyjąkał: rad staratsia, jawohl Obersturmbannfuhrer – a następnie chwycił za telefon i zadzwonił do pana ministra Adama Bodnara: wiecie, rozumiecie, Bodnar; podkręćcie wy mi tu tych swoich bodnarowców, niech tych wszystkich organizatorów Marszu Niepodległości zneutralizują, a potem – niech ich zaciągną przed niezawisłe sądy, co to powinność swej służby zrozumieją.
I tak się właśnie stało, to znaczy – bodnarowcy ryszyli do akcji, a w niezawisłych sądach też zapanowało zrozumiałe poruszenie, bo wiadomo, że takich spraw byle chmyzowi się nie powierza.
Jak widzimy, funkcjonariusze państwowi za pieniądze zrobią dosłownie wszystko, czego zażądają od nich nasi panowie gangsterzy. Pod tym względem nic się nie zmieniło od czasów stalinowskich i jeszcze trochę kryzysu, a zobaczymy recydywę w całej straszliwej postaci, z dołami z wapnem włącznie. Wprawdzie ten cały Marsz Niepodległości, to – powiedzmy sobie szczerze – impreza całkowicie nieszkodliwa, bo jest on serwowany ZAMIAST niepodległości – ale widocznie w Berlinie doszli do wniosku, że lepiej dmuchać na zimne, niż się poparzyć.
W tej sytuacji tylko patrzeć, jak zostanie utworzony w Polsce Legion Ukraiński. Nie za duży, bo po co przesadzać – ale taki, żeby potrafił urządzić mniej wartościowemu narodowi tubylczemu wołynkę, dzięki której zostaną zastosowane procedury przewidziane w ustawie nr 1066, która cały czas obowiązuje, bez względu na to, który gang administruje państwem.