Mobbing w szkole [a naiwność intelektualistów]

Mobbing w szkole

Izabela BRODACKA 1marca 2025

Transformację ustrojową naiwni solidarnościowcy uważali za swoje zwycięstwo nie rozumiejąc, że zostali sprzedani przez tych, którzy dogadali się z komuną tak, aby żadnemu komunistycznemu zbrodniarzowi włos nie spadł z głowy i żeby komunistyczni aparatczycy, nawróceni błyskawicznie na liberalizm, pozostali w swoich zrabowanych prawowitym właścicielom mieszkaniach i apartamentach oraz utworzyli klasę uprzywilejowaną finansowo poprzez różne mechanizmy „akumulacji pierwotnej” takie jak między innymi FOZZ.

W tym okresie naiwni solidarnościowcy odbywali liczne nieformalne spotkania i seminaria podczas których próbowali uporządkować różne znane im terminy, definicje i pojęcia ekonomiczne i społeczne oraz snuli plany na świetlaną przyszłość. Jednym z takich regularnych spotkań było seminarium prowadzone przez publicystę Piotra Skórzyńskiego. W czasach gdy w tym seminarium uczestniczyłam przewinęło się przez nie bardzo wiele znanych dziś osób. Bywał Stanisław Michalkiewicz, Piotr Semka i wielu innych. Odrobinę zdrowego rozsądku prezentował wyłącznie Stanisław Michalkiewicz. Reszta była pełna optymizmu i przeświadczona, że wszystkie kluczowe decyzje należą i będą należały w przyszłości do nich. W kwestii edukacji nieodmiennie propagowano koncepcję tak zwanego „bonu oświatowego”. Zgodnie z tą koncepcją każde dziecko otrzymuje na swoją edukację taką samą kwotę, którą rodzice mogą wykorzystać w dowolnie wybranej placówce oświatowej. Uważano, że uruchomi to niewidzialną rękę rynku. Szkoły dobre będą się rozwijać mając stale rosnącą liczbę klientów. Szkoły kiepskie upadną i właśnie o to nam chodzi.

Po wielu latach, które upłynęły od tych czasów warto zastanowić się dlaczego koncepcja bonu oświatowego nigdy nie została zrealizowana a nawet nie było chyba żadnych prób jej wdrożenia. Kiedy podczas jednego ze spotkań zwróciłam uwagę słuchaczy na fakt, że w szkołach pojawiło się zjawisko tak zwanej fali, charakterystyczne dotąd tylko dla wojska, słuchacze zareagowali oburzeniem. Moja wypowiedź nie była gołosłowna, obserwowałam to zjawisko na co dzień pracując w szkole lecz uczestnicy seminarium w swej świętej naiwności byli całkowicie impregnowani na wymowę faktów. Zostałam potraktowana jako wróg przemian rysujących przed nimi wizję świetlanej przyszłości. W wolnej Polsce nie ma miejsca na takie zjawiska argumentowano, to tylko kwestia zaniedbań wychowawczych i organizacyjnych więc za każdym razem wina jest wyłącznie po stronie szkoły. Pogrzebałam całkowicie swoją opinię w oczach uczestników seminarium poddając w wątpliwość tę wymarzoną wolność Polski.

Wyraźnie nie docierało do nich prawdziwe znacznie kontraktu Okrągłego Stołu. W swoim niepoprawnym optymizmie twierdzili, że zmiana ustroju, zmiana stosunków społecznych i ekonomicznych automatycznie likwiduje wszelkie nieprawidłowości, które niesłusznie przypisywali wyłącznie działaniu systemu komunistycznego a nie widzieli ich źródeł w prawach rządzących społeczeństwem i naturą ludzką. Nic nie pomogło, że powoływałam się na wydane w Polsce książki „ W co grają ludzie” Erica Berne’a oraz „Kozioł Ofiarny” Rene Girarda stawiające przede wszystkim tezę, że istnieją ludzie, którzy jak pisał Berne „czują się lepiej gdy inni czują się gorzej” czyli czerpią satysfakcję z upokarzania bliźnich, a poza tym, że grupa społeczna organizuje się najczęściej i najłatwiej przeciwko komuś, przeciwko temu tytułowemu „kozłowi ofiarnemu”.

Zjawisko prześladowania wybranej ofiary, które konsoliduje grupę pojawia się spontanicznie już w przedszkolu, jest zjawiskiem niezależnym od kraju ustroju czy szerokości geograficznej. Dzieci odmawiają zabawy z dzieckiem będącym ofiarą twierdząc, że ono śmierdzi, ma wszy, kradnie zabawki albo podając inną, całkowicie fałszywą przyczynę wykluczania ofiary, będącą próbą racjonalizacji własnego zachowania. Walka z tą okrutną zabawą jest bardzo trudna – dziecko zmuszane przez opiekunki w przedszkolu do ustawiania się w parze z ofiarą odmawia na przykład podania jej ręki, inne dzieci robią złośliwe uwagi, więc próba siłowego przełamania tego co współcześnie nazywa się mobbingiem zaostrza tylko jego objawy. Mogłoby się wydawać, że wokół tego zjawiska panuje – również obecnie- specyficzna zmowa milczenia.

Podobnie jak moi adwersarze na seminarium Skórzyńskiego, większość pedagogów przypisuje to zjawisko grupom marginesu – podkulturze więziennej, grupom przestępczym czy chuligańskim, nie chcąc przyznać, że jest ono powszechne i niejako ponadczasowe. Rozwój Internetu oraz mediów społecznościowych zaostrzył problemy związane z mobbingiem grupowym. Kompromitujący czy wyśmiewający filmik umieszczony w Internecie przenosi grono odbiorców takiego spektaklu poza klasę czy szkołę. Zmiana szkoły nie jest więc już ratunkiem dla ofiary mobbingu, bo kompromitujący ją film podąża za nią.

Drastycznie wzrastająca liczba samobójstw wśród dzieci i młodzieży związana jest, moim zdaniem, przede wszystkim z łatwością ich prześladowania przez grupę a nie – jak się twierdzi – z jakąś epidemią chorób psychicznych, której usiłuje się przeciwdziałać tworząc nowe dziecięce oddziały psychiatryczne w szpitalach Dodatkowym aspektem tego problemu jest tak zwana medykalizacja dzieci. Zwykły łobuziak dostaje diagnozę ADHD i prochy. Rodzice są zadowoleni bo jest spokojniejszy, szkoła dostaje na niego miesięcznie sporą dotację finansową, przysługuje mu dodatkowy czas na egzaminach. Źle wychowany dzieciak, który w kontaktach międzyludzkich nagminnie przekracza dopuszczalne bariery otrzymuje diagnozę zespołu Aspergera i oczywiście leki. Być może odtąd będzie brał leki do końca życia.

Na szczęście pojawiło się światełko w tunelu. W Polsce ukazało się kolejne już wydanie książki Karla Dambacha pod tytułem: „ Mobbing w szkole. Jak zapobiegać przemocy grupowej”. Nie jest to jakaś wyczerpująca czy wybitna praca. Najważniejsze jest jednak, że autor potwierdza istnienie i znaczenie tego zjawiska i próbuje zaproponować sposoby walki z nim, inne niż leczenie psychiatryczne.