Czym sie kończy włażenie w d… Ukraińcom. Gigantyczne kolejki na granicy polsko-ukraińskiej. Polscy kierowcy wracają pobici.

Czym sie kończy włażenie w d… Ukraińcom. Gigantyczne kolejki na granicy polsko-ukraińskiej. Polscy kierowcy wracają pobici, przewoźnicy grożą blokadą.

Kilkudziesięciokilometrowe kolejki, bójki między kierowcami, przetrzymywanie pustych ciężarówek oraz opieszałość polskich celników — to główne problemy, na które skarżą się polscy przewoźnicy, którzy wożą pomoc humanitarną dla Ukrainy. Domagają się od polskich władz rozwiązania sytuacji. Jeżeli ich żądania nie zostaną spełnione, w grę wchodzi nawet całkowita blokada przejść granicznych.

Sebastian Białach https://www.onet.pl/informacje/onetlublin/gigantyczne-kolejki-na-granicy-polscy-przewoznicy-groza-blokada/4zyeytp,79cfc278

==========================

Polscy przewoźnicy apelują do rządzących o rozwiązanie kryzysowej sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej. Nasi wschodni sąsiedzi nie chcą przepuszczać pustych ciężarówek, które wracają do kraju

  • Tylko na jednym przejściu w wielokilometrowych kolejkach stoi niemal 2 tys. ciężarówek. Kierowcom puszczają już nerwy
  • — Ukraińcy demolują nasze samochody i wybijają szyby. Dziś w nocy też była taka sytuacja. Dochodzi też do rękoczynów i bójek między kierowcami. Strach tamtędy jechać — mówi nam Robert Gradus, szef firmy transportowej z Chełma
  • Służba celna zapewnia, że robi wszystko, by odprawić jak najwięcej aut. Według naszych informacji przyszły nowe wytyczne dotyczące zaostrzenia kontroli
  • — Po wybuchu wojny, w ramach pomocy Ukrainie poluzowano pewne przepisy. Niestety, nasi wschodni sąsiedzi zaczęli to wykorzystywać — podkreśla nasz informator

Na początku tego tygodnia grupa lubelskich i podkarpackich przewoźników spotkała się w Zamościu, by omówić sytuację na granicy polsko-ukraińskiej. Uczestnicy spotkania głównie skupili się na aktualnych wydarzeniach, jakie mają miejsce w drodze powrotnej do Polski. Konkluzją tego spotkania było powołanie Zamojskiego Komitetu Protestacyjnego.

Zobacz również

Ukraińscy kierowcy zablokowali drogę do przejścia granicznego w Zosinie

Tysiąc tirów czeka na wjazd do Polski. Wiozą zboże z Ukrainy

Problemy polskich przewoźników

Dotarliśmy do protokołu tych obrad. Z dokumentu wyłania się ponury obraz sytuacji, jaka panuje na naszej wschodniej granicy — kolejki sięgające ponad 40 kilometrów, bardzo długi czas oczekiwania na kontrolę sanitarną, niewydolność służb celnych oraz brak pełnej obsady stanowisk, opieszałość urzędników i kierowanie pustych ciężarówek na prześwietlenie rentgenem, zamiast umożliwienie szybkiego powrotu do kraju. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze problem, jaki pojawił się po stronie ukraińskiej.

Zdaniem przewoźników nie działa umowa między Polską a Ukrainą, która dotyczy przepuszczenia wracających do kraju pustych ciężarówek. Przez kilka ostatnich tygodni samochody przewożące pomoc humanitarną i artykuły spożywcze do Lwowa po rozładowaniu towaru mogły szybko wrócić do Polski. Teraz muszą stać w wielokilometrowych kolejkach.

— Ta umowa ciągle obowiązuje, ale tylko z naszej strony. Z Polski do Ukrainy szybko wracają puste ciężarówki, które przewoziły zboże. Problem pojawił się po ukraińskiej stronie. Nasi wschodni sąsiedzi nie chcą przepuszczać polskich pojazdów. Na przejściu w Dorohusku rządzą ukraińscy kierowcy. To smutne, ale Ukraina ma gdzieś polskich przewoźników. Nasze samochody muszą czekać przez siedem dni w kolejce — mówi w rozmowie z Onetem Robert Gradus, właściciel firmy transportowej z Chełma.

Na przejściu granicznym Dorohusk-Jagodzin powstał tzw. zielony pas, który umożliwia bezproblemowy i szybki przejazd dla pustych ciężarówek. Mogą z niego korzystać m.in. autokary, puste cysterny i auta o masie powyżej 7,5 tony. W Dorohusku granicy nie mogą przekroczyć samochody osobowe oraz mniejsze auta ciężarowe. Takie działania miały usprawnić ruch na granicy.

— W Dorohusku większe ciężarówki mogły jeździć pasem przeznaczonym dla aut osobowych. Odprawy trwały zazwyczaj kilkanaście minut. I działało to przez miesiąc, ale ukraińska strona zbuntowała się. Twierdzą, że Polacy nie pomagają im w odprawach fitosanitarnych i weterynaryjnych. Takich transportów jest odprawianych zbyt mało, ponieważ przejście graniczne z odpowiednimi służbami nie pracuje 24 godz. na dobę — tłumaczy Jarosław Jabłoński z Zamojskiego Komitetu Protestacyjnego.

Wybijanie szyb i bójki między kierowcami

Nasi rozmówcy nie chcą powiedzieć co dokładnie przewożą. Jest to tajemnica. Mówią tylko, że pomoc humanitarna trafia do żołnierzy i ukraińskiej ludności cywilnej. Gdyby ciężarówki wracały szybciej, to takich transportów byłoby więcej.

Kiedy wszystko sprawnie działało, transport z Polski do Lwowa, łącznie z powrotem do kraju, trwał około sześciu dni. Obecnie przewiezienie towaru, rozładunek i czekanie w kolejce na możliwość przekroczenia granicy trwa nawet 12-13 dni.

Przepuszczanie polskich kierowców nie spodobało się ich ukraińskim kolegom po fachu, którzy również stoją w długich kolejkach. Upał, brak odpowiednich warunków sanitarnych i nerwy robią swoje.

— Dzieją się tam dantejskie sceny. Ukraińcy demolują nasze samochody i wybijają szyby. Dziś w nocy też była taka sytuacja. Dochodzi też do rękoczynów i bójek między kierowcami. Strach tamtędy jechać. To jakaś masakra — dodaje Robert Gradus.

— Dość często zdarzały się sytuacje, że auta wracały zniszczone, a kierowcy pobici. I to dalej ma miejsce — podkreśla Jabłoński.

Będzie blokada granicy?

Przewoźnicy domagają się od polskich władz rozwiązania problemu. Komitet protestacyjny wystosował do lubelskiego i podkarpackiego urzędu wojewódzkiego pisma, w którym przedstawiono postulaty firm transportowych.

“Chcemy pomagać Ukrainie — jest to zrozumiałe, ale my musimy także mieć możliwość przeprowadzenia przewozów transportowych, aby nasze firmy się rozwijały. W przeciwnym wypadku nie pozostanie nam nic innego, jak zamknięcie działalności i pozwolenie na zalanie naszego rynku firmami ze Wschodu” — czytamy w protokole ze spotkania polskich przewoźników.

Jeżeli sytuacja nie ulegnie poprawie, komitet nie wyklucza możliwości zorganizowania protestu.

— Apelujemy do polskich władz o rozwiązanie tej sytuacji. Chcemy załatwić sprawę ugodowo. W innym przypadku przystąpimy do bardziej drastycznych rozwiązań — całkowicie zablokujemy granicę. Jeżeli odetniemy Ukraińcom dopływ paliwa, to może w końcu ktoś się zainteresuje tą sprawą. Ale to ostateczność — zaznacza Robert Gradus.

Przejścia nie są gotowe na taki ruch

Rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Lublinie przyznaje, że kolejki w stronę Polski na przejściach z Ukrainą w Dorohusku i Hrebennem wynikają z bardzo dużej w ostatnim czasie liczby odpraw transportów produktów rolno-spożywczych, w tym zbóż.

— Liczba dojeżdżających do granicy pojazdów ciężarowych jest niewspółmiernie wysoka w porównaniu z możliwościami przepustowymi przejść — nawet jeśli, w związku ze wdrożonymi rozwiązaniami, zostały one zwiększone. Przykładowo, w Dorohusku optymalna przepustowość na kierunku przywozowym do Polski wynosi około 600 pojazdów ciężarowych odprawionych w ciągu doby. Tymczasem w czwartek 25 sierpnia po stronie ukraińskiej przed przejściem Dorohusk-Jagodzin czekało na wjazd do Polski około 1,8 tys. ciężarówek — mówi nam Michał Deruś, rzecznik prasowy IAS w Lublinie.

Przypomina też, że wiele wjeżdżających do Unii Europejskiej towarów przechodzi nie tylko odprawę celną, ale wymaga też kontroli innych służb i instytucji, w tym kontroli weterynaryjnych, sanitarnych, fitosanitarnych czy inspekcji handlowej.

— Zgodnie z obowiązującymi przepisami, transporty muszą być skontrolowane przez odpowiednie służby, by nie było ryzyka wprowadzenia jakichś zagrożeń na teren Unii Europejskiej, np. chorób odzwierzęcych — dodaje Deruś.

Nowe wytyczne

Polscy celnicy w żaden sposób nie odpowiadają za sytuację po stronie ukraińskiej. Rzecznik mógł się tylko odnieść się do zarzutów o opieszałość polskich służb. Zapewnia nas, że służba celno-skarbowa w Dorohusku ma zabezpieczoną optymalną obsadę kadrową na każdej zmianie do wykonywania czynności związanych z odprawą pojazdów ciężarowych oraz autokarowego ruchu osobowego. W razie potrzeby możliwe są przesunięcia funkcjonariuszy z innych komórek.

— To, że jest kolejka, nie oznacza bynajmniej, że nasi funkcjonariusze pracują wolniej niż kilka miesięcy wcześniej, gdy liczba oczekujących na przekroczenia granicy pojazdów była znacznie niższa. Wręcz przeciwnie: obecnie tej pracy jest znacznie więcej — tłumaczy Michał Deruś.

I dodaje: Liczba funkcjonariuszy wykonujących obowiązki na pasach odpraw w każdej chwili jest optymalna i uwzględnia możliwości wjazdowe pojazdów na teren przejścia granicznego celem dokonania odprawy. Pozwala to na efektywne wykorzystanie obsady obecnej na danej zmianie.

Nieco więcej światła na obecną sytuację rzuca nam nasz anonimowy rozmówca z lubelskiej administracji skarbowej. Okazuje się, że znów wprowadzono dokładniejsze kontrole przejeżdżających ciężarówek.

— Przyszły nowe wytyczne “z góry”, by zaostrzyć kontrole. Po wybuchu wojny, w ramach pomocy Ukrainie poluzowano pewne przepisy. Niestety, nasi wschodni sąsiedzi zaczęli to wykorzystywać. W przewożonych transportach znajdowało się nie tylko to, co deklarowano w papierach. Dlatego też trzeba było ponownie wrócić do dokładniejszego sprawdzania towarów — mówi nasz rozmówca.

=====================

mail: …i słusznie! Jak ktoś sam się nie szanuje — to i inni
nie mają powodu, by go szanować. Skoro wielu nie odróżnia pomiędzy
pomocą humanitarną, a żenującym „włażeniem w d…” — to niech
„zbierają”… może to ich czegoś wreszcie nauczy