Abdykacja Władcy, uprzejme zaproszenie dzieci Szatana. [2].

Abdykacja Władcy, uprzejme zaproszenie dzieci Szatana. [2].

Vladimir Volkoff, Carskie sieroty. Str. 158 i nn. Rozdz. 21. Dębogóra.

Przez pierwsze miesiące 1917 roku w Petersburgu miały miejsce tylko strajki i drobne zamieszki. Lud był wyczerpany wojną i zaczęły krążyć plotki o głodzie, którym rząd próbował, bez powodzenia, zaprzeczać. Przebywający w Szwajcarii bolszewicy nie brali udziału w grze, ale inne partie rewolucyjne korzystały z okazji. Kraj pogrążał się w anarchii.

Car Mikołaj II miał zaś tylko jedną obsesję: kontynuować wojnę i nie zdradzić sojuszników.

Dnia 15 marca 1917 roku, sprzeniewierzając się wszystkim fundamentalnym aktom prawnym cesarstwa, podpisał akt swojej abdykacji:

W dniach straszliwej walki z wrogiem zewnętrznym, który od blisko trzech lat próbuje podporządkować sobie naszą Ojczyznę, spodobało się Panu Bogu poddać Rosję nowej, bolesnej próbie. Ruchy ludowe, które zaczęły ją nękać, stanowić mogą zagrożenie dla kontynuowania wojny… W tych decydujących dla Rosji dniach uznaliśmy za nasz obowiązek ułatwić naszemu ludowi ścisłe jego zjednoczenie i zespolenie wszystkich sił narodu w celu odniesienia rychłego zwycięstwa. Zatem w porozumieniu z Dumą postanowiliśmy abdykować i złożyć naszą najwyższą władzę.

Wołodia szedł właśnie na ulicę Kawalergardską, gdy minął go pędzący przez miasto, trąbiący kabriolet. Stał w nim mężczyzna w mundurze oficera. Był przepasany czerwoną szarfą i rzucał przechodniem garście czerwonych ulotek, krzycząc ze wszystkich sił:

– Car Mikołaj II abdykował! Abdykował!

A z nieba padał czerwony deszcz. Wołodia musiał się oprzeć o ścianę domu, żeby nie upaść. On, który nie był specjalnie przywiązany do idei monarchii, miał teraz wrażenie, że słońce zgasło, a ulica pogrążyła się w mroku. Na chodniku stała mała dziewczynka o złocisto-brązowych włosach. Chciała przej ść przez ulicę, zapewne po to, żeby udać się do sklepu naprzeciwko. Wołodia zobaczył, jak nagle wybuchnęła płaczem i uciekła, nie zrobiwszy swoich zakupów. A on, demokrata, zrozumiał, że w pewien sposób życie straciło sens, ponieważ w Rosji nie ma już cara.

Och, miliony Rosjan będą świętować. I chociaż większość z nich nie jest bolszewikami, to jak Wołodia jeszcze przed kilku dniami, przed kilku minutami, głoszą konieczność zmian, domagają się reform, pragną „zerwania z barbarzyństwem zacofanego reżimu” i „dogonienia Europy”. ..

On jednak, choć jego poglądy nie zmieniły się ani na jotę, zobaczył nagle, jak odskoczył jeden z wielkich rygli świata:

Święta Rosja zakończyła żywot i już nic nie zagradza drogi Antychrystowi.

Wiek XX będzie stuleciem Czerwonej Bestii. Podtrzymująca sklepienie kolumna upadła, sklepienie miało się osunąć, ściany zawalić, a każdy kamień budowli utracić swoje miejsce i rolę, stając się zwykłym kamieniem. Od tej pory królować będzie wzgarda i okrucieństwo i to nie tylko w Rosji. Boże stworzenie jest jednością, zatem cała ludzkość dozna uszczerbku, bo namaszczony przez Boga książę nie dotrzymał słowa. A przysięgi, które mu składali jego poddani, zaczną eksplodować jedna po drugiej , niczym w reakcji łańcuchowej. Lud stanie się krzywoprzysięzcą, bo krzywoprzysiągł jego car. A jeśli przysięga nie jest pustym słowem, jeżeli dotyka samego jądra prawdy, to gangrena tych eksplozji toczyć będzie ciało narodu i rozpełznie się po całym świecie.

Wołodia pospieszył do Ariadny ciężko oparta o futrynę okienną, mnąc w dłoniach czerwoną ulotkę. Pierwszy zwrócił się do niej per „ty”:

– Wyglądasz jak śmierć.

Spojrzała na niego.

– Ty też.

Jej głos był bezbarwny.

– Pogromy. . . Znowu się zacznie. Tylko car mógł nas przed tym obronić. Tylko on mógł to wszystko utrzymać w ryzach. Zapewnić jakąś równowagę. A teraz. .. Teraz nic już nie położy tamy okrucieństwu. O, my nieszczęśni! Teraz już nie skończy się na rozpruwaniu pierzyn i wyrzucaniu kołder przez okno. Nasze dziewczęta będą gwałcone, starcy ciągnięci za brodę. . . Każą nam jeść wieprzowinę. .. Nie wiesz, do czego zdolny jest lud Rosji.

Wołodia był wstrząśnięty. – Tak jest z każdym ludem, który poczuje krew. Pamiętasz, jak Francuzi garbowali skórę szuanom podczas swojej rewolucji?

– Teraz będzie gorzej. Większość Francuzów to drobnomieszczanie. Oni jeszcze znają jakieś granice. Rosjanie to naród maksymalistów. To już nie będą tylko pogromy Żydów. Cała Rosja będzie jednym wielkim pogromem, przez wiele pokoleń.

W egzaltacji Ariadny było coś biblijnego. Można by rzec, że to „Rachel opłakuje swoich synów, nie daje się pocieszyć, bo już ich nie ma”.

Ariadna opadła na fotel.

– Jak on mógł! Przecież to na swój sposób dobry człowiek, inteligentny. Został namaszczony! Można zrzec się władzy, ale nie namaszczenia. W przeciwnym razie namaszczenie to tylko farsa. Jak on odkupi tę zdradę? Bóg mu jej nie przebaczy. Przepowiadam mu straszliwe męki, jemu i jego rodzinie, bo jeden człowiek nie jest w stanie odpokutować takiego wiarołomstwa. Przecież go kochaliśmy, Wołodia, uwielbialiśmy!

(Wołodia nie wiedział, że Ariadna darzyła Mikołaja II uwielbieniem. Bez wątpienia albo dopiero teraz to sobie uświadomiła, albo po prostu zmyślała).

– Dlaczego więc nas opuścił?

Trzy lata wcześniej Wołodia uważał Ariadnę za żydowską intelektualistkę o sympatiach rewolucyjnych. Wypowiedzenie wojny zrobiło z niej prawosławną nacjonalistkę. Dziś przywdziewała kostium autokratycznego rosyjskiego mesjanizmu, może pod wpływem wyrzutów sumienia.

Spróbował przedstawić jej bardziej racjonalne wyjaśnienie sytuacji.

– Car poświęcił się dla sojuszników. Żeby wojna mogła dalej się toczyć. Tak samo jak poświęcił armię Samsonowa nad Marną.

– Prawdziwy car – odpowiedziała – poświęca się tylko dla swojego ludu.

Kiwała się na boki i jak dziecko żałośnie szlochała z rozpaczy. Kiedy wreszcie udało mu się ją nieco uspokoić, wyszli na ulicę. Intelektualiści w binoklach na nosie stali na narożnikach ulic, perorując głośno iw kwiecistych słowach sławiąc zwycięstwo rewolucji, którą określali jako „bezkrwawą” i uważali za dokonaną, zakończoną. Dwóch z nich bywało kiedyś w salonie Ariadny. Odwróciła się od nich z niesmakiem. Między przechodniami krążyli żołnierze w rozchełstanych mundurach, nie salutując mijanym oficerom. Wołodia poczuł ulgę, że nie jest w mundurze. Pijane grupki śpiewały Marsyliankę. Inne intonowały rosyjską wersję Międzynarodówki:

Rozpalimy ogień wielki,

A w nim sczeźnie burżuj wszelki.

Na przekór wszystkiemu, Wołodia miał jeszcze nadzieję, że wieść o abdykacji okaże się fałszywa, albo że car zmieni zdanie, albo że wierne mu oddziały przywrócą porządek. To, co się zdarzyło, było jak śmierć ukochanej osoby: zbyt straszne, żeby mogło być prawdziwe. Ariadna natomiast nie miała już żadnej nadziei. Szła uczepiona ramienia Wołodii, ze zwieszoną głową, nie zważaj ąc na zaściełające chodniki niedopałki i gnij ące głąby kapusty. Tego dnia i przez kilka następnych dni Wołodia, symulując chorobę nie poszedł do pracy w biurze Ministerstwa Sprawiedliwości.

Dnia 21 marca car złożył dymisję z funkcji dowódcy sił zbrojnych:

Po raz ostatni zwracam się do was, moi ukochani żołnierze. Abdykując z tronu Rosji w imieniu własnym oraz mojego syna, przekazałem władzę w ręce Rządu Tymczasowego… Niech Bóg dopomoże mu poprowadzić Rosję drogą chwały i szczęścia… Przez dwa i pół roku pełniliście ciężką służbę, przelaliście wiele krwi, podjęliście wielki trud i bliska jest już godzina, gdy Rosja, złączona ze swymi walecznymi sojusznikami we wspólnym pragnieniu zwycięstwa, przełamie ostatnie bastiony oporu wroga… Spełnijcie tedy wasz obowiązek, brońcie mężnie waszej wielkiej Ojczyzny, poddajcie się władzy Rządu Tymczasowego, bądźcie posłuszni waszym dowódcom, pamiętajcie, że każde rozluźnienie dyscypliny służy wyłącznie naszym wrogom… Niech Pan Bóg wam błogosławi, a święty Jerzy prowadzi was do zwycięstwa. Mikołaj.

Wołodia miał przyjaciół w kwaterze głównej dowództwa sił zbrojnych. Przez telefon dowiedział się, że generałowie ucieszyli się z abdykacji, a wszystkie jednostki przedefilowały przed byłym carem, nawet mu nie salutując.

Było jednak zupełnie inaczej . Gdy nadeszła ta wieść, jedni oficerowie zalewali się łzami, inni padali zemdleni. Zemdleni? Oficerowie? To był początek kataklizmu. Ukonstytuował się Rząd Tymczasowy złożony z centrystów i socjalistów.

Ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych. Wprowadzono wolność słowa i stowarzyszeń – także w armii. W szkołach zaprzestano nauki religii. Policja miała zostać zastąpiona milicją, której dowódcy mieli być wybierani. Zniesiono podziały klasowe, etniczne i wyznaniowe. Ogłoszono wybory powszechne, równe i tajne. Pozbyto się całej spuścizny monarchii autokratycznej. Koniec z tytułami honorowymi, sztandary noszące inicjały Mikołaja II wyrzucono do lamusa, z orderów i odznaczeń usunięto godła monarchii. Zmieniono nazwy ulic, statków oraz instytucji naukowych, wymazując z nich jakikolwiek ślad panowania carów. Zburzono wzniesione ku ich chwale pomniki. Nawet Cerkiew Prawosławna oddała na przetopienie srebrny dzwon, który niegdyś odlano na cześć Aleksandra III.

Dnia 22 marca Mikołaj II został aresztowany z rozkazu tego samego Rządu Tymczasowego, do podporządkowania się któremu osobiście wzywał.